RAŚ i inne ślązakowskie przypały

Negro Chicken

Active Member
130
92
Takie dwa artykuły wygrzebałem:
Jak ślązakowcy zostają Ślązakami

Jednym z celów ruchów ślązakowskich jest bowiem zwycięstwo w starciu o zawłaszczenie „Śląska”, „śląskości” i wszystkiego co „śląskie”. I trzeba przyznać, że nieźle im to wychodzi. Dobitnie było to zresztą widać w samej dyskusji sejmowej, gdzie w zasadzie nikt nie zwrócił uwagi, że mówiąc o tych Ślązakach, którzy pragną uznania ich za mniejszość etniczną, a w dużej mierze, wbrew deklaracjom także tych, którzy faktycznie czują odrębność względem polskości, określano nie inaczej jak „Ślazacy”. Czy w takim razie należy się spodziewać, że za jakiś czas określanie się mianem „Ślązaka” będzie wymagało jakiejś formy „certyfikacji”? Czy będzie to „nazwa własna”, przynależna (np. z mocy prawa) jedynie rzeczywistym członkom owej mniejszości? Co w takim razie z tymi Ślązakami, którzy z taką mniejszością nie chcą mieć nić wspólnego – czy paradoksalnie to dla nich łaskawie wymyśli się nowe określenie? Mimowolnie przychodzi tu na myśl skojarzenie z sytuacją Polaków na Litwie i zmianą znaczenia pojęcia „Litwin”…


Miniony czwartek był dniem walki o Śląsk – przynajmniej takie wrażenie można odnieść, śledząc niektóre nagłówki prasowe. Dla przykładu, Dziennik Zachodni stwierdzał, że 9 października „Ślązacy walczą w sejmie o uznanie za mniejszość etniczną”. Z pewnością jej zwolennicy mogą mieć realne powody do radości – obywatelski projekt zmiany ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, zakładający uwzględnienie tzw. mniejszości śląskiej, został skierowany do pracy w komisji sejmowej. I to w zasadzie bez głosów większego sprzeciwu – wszystkie główne kluby parlamentarne, mimo pewnych zastrzeżeń, były zdania, że sprawa ta zasługuje na szacunek i możliwość przedyskutowania.

Zwolennicy uznania tzw. śląskiej mniejszości etnicznej bardzo często podnoszą, że pragną jedynie wysłuchania, dialogu, szansy na to, by zapoznać społeczeństwo z ich pragnieniami, wyrażanymi w imieniu „setek tysięcy Ślązaków”. Cóż, dialog na ten temat, sam w sobie nie musi ostatecznie być czymś złym. Warunkiem jest posiadanie przez strony możliwości pełnego i miarodajnego przedstawienia swych racji i argumentów, bez oglądania się na tzw. poprawność polityczną. I tutaj można mieć pewne zastrzeżenia.

Uznanie śląskiej mniejszości etnicznej miałoby, według jej zwolenników, być szansą na zatrzymanie procesów degradacji śląskiej kultury i jej wymierania, gdyż obecnie nie ma warunków do jej zachowywania i rozwoju. Takie stawianie sprawy musi dziwić, tym bardziej, że sugeruje istnienie jakiejś formy lokalnej opresji, która powoduje autentyczne wymieranie śląskiej kultury. O ile sobie przypominam, ani w domu, ani w szkole, ani „na placu” nikt nigdy nie bronił mi posługiwania się gwarą śląską. Nie pamiętam nawet, czy kiedykolwiek mnie lub kogoś z moich przyjaciół czasów beztroskiego dzieciństwa zbesztano za „godanie”. Kto wie – może to kwestia miejsca, ale przecież mój rodziny powiat rybnicki bywa uznawany niemal za kolebkę „współczesnych śląskich autonomistów” (nawet główna siedziba RAŚ, przy Placu Wolności, to raptem paręset metrów od mojego rodzinnego domu…).

Poza tym, obecnie „ślunska godka” ma się całkiem nieźle także w sferze kultury. Coś dla siebie może znaleźć zarówno amator „szlagierów” z Radia Piekary czy TVS, przez szereg zasadniczych gatunków muzyki popularnej, w tym także… szeroko rozumianej poezji śpiewanej. W jej obrębie mieszczą się wykonawcy prezentujący świetny poziom artystyczny. Zresztą, nie ogranicza się to tylko do sfery mówionej czy pisanej. Są osoby, które już od wielu lat zajmują się popularyzacją szeroko rozumianej śląskiej tradycji kulturowej – sztuki kulinarnej, tańca, stroju, historycznych grup rekonstrukcyjnych… Dlatego trudno mi pojąć, z jakiego względu kultywowanie śląskich tradycji regionalnych miałoby być obecnie zagrożone.

Stwierdzono, że uznanie śląskiej mniejszości etnicznej miałoby nie dzielić, a łączyć obywateli Rzeczpospolitej. Jednak słusznie zwrócono w dyskusji sejmowej uwagę, że w tym stwierdzeniu można doszukiwać się wewnętrznej sprzeczności. Wynika to z samego statusu prawnego i opisu mniejszości etnicznej w Polsce. Należy bowiem zaznaczyć, że faktycznie według prawa, za mniejszość etniczną uznaje się grupę obywateli mniej liczna od pozostałej liczby ludności danego kraju, która zarazem znacząca odróżnia się od niej językiem i kulturą, a ponadto nie utożsamia się ona z historią i tradycją zamieszkiwanego państwa. Widoczne jest to w samym uzasadnieniu wniosku, w którym odniesienia do historii nie tyle co krok podkreślają odrębność Śląska względem Polski, co czynią to w sposób doprawdy kuriozalny. Wzmianki o „plemiennym państewku Ślązaków” w VIII-IX wieku, które miało być „pierwszym krokiem do utworzenia prawdziwego państwa narodowego” (sic!) to tylko jedna z wielu „osobliwości” tego tekstu. Doczekał on się już częściowego omówienia przez historyka Wojciecha Kempę (http://slaskipolska.pl/wydarzenia/46-historia-raczej-alternatywna).

Wychwalanie w sejmie „aliansu kilkunastu śląskich (!) organizacji”, jakim miałaby być Rada Górnośląska, jako „szerokiego pola konsultacji, negocjacji, dialogu, ustępstw, słowem: wielkiej szkoły otwartości” (prof. Zbigniew Kadłubek), brzmi w rzeczywistości dość przewrotnie. Przede wszystkim dlatego, że Rada Górnośląska to nie „alians” organizacji śląskich, lecz przede wszystkim ślązakowskich, z których część nawet nie kryje, ujmując to eufemistycznie, dużego dystansu względem Polski i polskości. Wynika to zresztą z samej natury tego ruchu i jego uwarunkowań historycznych, który niejako naturalnie musi być względem polskości opozycyjny (a zarazem „koncyliacyjny” względem „pokrewnej”, według tej ideologii, kultury niemieckiej). W tym układzie, zdanie Rady może nieco niuansować Związek Górnośląski, który jak dotąd był w stanie obronić się przed zdominowaniem przez inne stowarzyszenia, przede wszystkim RAŚ.

Nie zaskakuje natomiast użycie sformułowania „organizacje śląskie”. Jednym z celów ruchów ślązakowskich jest bowiem zwycięstwo w starciu o zawłaszczenie „Śląska”, „śląskości” i wszystkiego co „śląskie”. I trzeba przyznać, że nieźle im to wychodzi. Dobitnie było to zresztą widać w samej dyskusji sejmowej, gdzie w zasadzie nikt nie zwrócił uwagi, że mówiąc o tych Ślązakach, którzy pragną uznania ich za mniejszość etniczną, a w dużej mierze, wbrew deklaracjom także tych, którzy faktycznie czują odrębność względem polskości, określano nie inaczej jak „Ślazacy”. Czy w takim razie należy się spodziewać, że za jakiś czas określanie się mianem „Ślązaka” będzie wymagało jakiejś formy „certyfikacji”? Czy będzie to „nazwa własna”, przynależna (np. z mocy prawa) jedynie rzeczywistym członkom owej mniejszości? Co w takim razie z tymi Ślązakami, którzy z taką mniejszością nie chcą mieć nić wspólnego – czy paradoksalnie to dla nich łaskawie wymyśli się nowe określenie? Mimowolnie przychodzi tu na myśl skojarzenie z sytuacją Polaków na Litwie i zmianą znaczenia pojęcia „Litwin”…

Środowiska ślązakowskie, a za takie należy uznać głównych rzeczników tak „śląskiej odrębności etnicznej”, jak i autonomii, próbują narzucić opinii publicznej własną narrację i punkt widzenia. Pomimo tego, że są grupą relatywnie niezbyt liczną, starają się przekonać ogół Polaków (i nie tylko), że są faktycznymi wyrazicielami interesów i reprezentantami ogółu Ślązaków. Przy okazji z żelazną konsekwencją posiłkują się naciąganymi danymi, pochodzącymi z ostatniego spisu powszechnego, według którego rzekomo owych „Ślązaków” jest „ponad 800 tysięcy”. Liczba ta ma zresztą stałą tendencję wzrostową – Marek Plura, obecnie euro poseł PO wspominał niedawno o „niemal milionie Ślązaków”. W rzeczywistości, liczba ta jest wyraźnie mniejsza i oscyluje około 400 tysięcy. Na tym tle nieco zaskakuje ilość podpisów pod wnioskiem obywatelskim (ponad 140 tysięcy), gdyż wydaje się, że ruch z tak, rzekomo, masowych poparciem nie powinien mieć kłopotów z zebraniem ich ponad ćwierć miliona. To jednak temat na osobne rozważania. Podobnie jak stosowane metody działania, będące bardzo dobrym praktycznym zastosowaniem koncepcji „marszu przez instytucje”, a także tzw. „ruchomego horyzontu”…

Sytuacja mogłaby wyglądać inaczej, gdyby w projekcie ustawy wnioskowano o uzupełnienie listy mniejszości etnicznych o… mniejszość „Ślązacką”. W takim przypadku sytuacja byłaby klarowna, a w uzasadnieniu nie trzeba by było sięgać po żadną „językową ekwilibrystykę”. O takiej mniejszości mógłbym dyskutować. Sensu dyskusji o „mniejszości śląskiej”, także etnicznej, w obecnych warunkach nie widzę. Stronnicy Rady Górnośląskiej lubują się w odwoływaniu do dialogu – warto jednak, by osoby, które będą brały w nim udział, były do tego odpowiednio przygotowane. Nie tylko merytorycznie, ale i solidnie, bez obawy o posądzenie o „nietolerancję względem mniejszości”.
Marek Trojan
http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/jak-slazakowcy-zostaja-slazakami

I tutaj drugi:
http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/na-slasku-bylo-inaczej (bardzo ciekawy, ale nie zmieścił się)

Wiem, że na forum są zwolennicy autonomii regionów. Ale co, jeśli autonomiczne ruchy działają w duchu ideologicznej manipulacji (i tą ideologią nie jest bynajmniej libertarianizm)? Czy warto jest wspierać przez wzgląd jedynie na kwestię autonomii?

Jaki jest stosunek forumowiczów do RAŚ?
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Stosunek pozytywny.
Są pożyteczni i trzeba ich wspierać w walce z centralą. W czasach małej ilości przyjaciół trzeba czasami przymykać oko na wady tych nielicznych, bo komuszy prawie każdy oprócz naszej garstki.
Jak znikną autonomiczne hasła i będą komuszyć kosztem innych to można ich potraktować jak Warszawkę. A na chwilę obecną to wspierać z całego serca.
RAŚ jest zresztą podzielony, bo tam i komuchów i bardziej sensownych ludzi można spotkać. Tak samo jest w KNP.
 

Karmazynowy Mściciel

To ja będę budował drogi w akapie
421
522
Stosunek raczej neutralny. Nie sądzę, by tam było średnio mniej komuchów niż w takim Ruchu Narodowym. Z kontestacją władzy centralnej idzie jednoznaczna abrobata dla własnego reżimu, a to się balansuje. Podziały plemienne to też nie moja bajka. Podobno chcą tam te dialekty śląskie ujednolicać i upaństwowić, a to już wali komuszeniem. Propaganda pseudohistoryczna (z jakiejkolwiek perspektyywy, nawet „libertariańskiej”) jest zawsze negatywna.
 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Jaki jest stosunek forumowiczów do RAŚ?
Ja z początku ich popierałem, ale od czasu gdy w referendum poparli integrację z UE (jako organizacja, bo byli i przeciwnicy), to patrzę sobie na nich. Mogę poprzeć kogoś konkretnego z RAŚ.
Jak słyszę hasła "edukacja regionalna" lub podobne, to dostaję kurwicy. To tak jak jakbym słyszał, że socjalizm należy zastąpić "socjalizmem z ludzką twarzą".


Co do opinii z portalu Kresy.pl o Ślązakach to widać, że do końca nie rozumieją co tu jest grane.
Przypomina mi się niedawna historia. Zmarła sąsiadka, starsza kobieta. Jest pogrzeb. Inna sąsiadka pochodząca z rodziny z kresów (Buczacz), pyta mnie na pogrzebie:
- Dlaczego wszyscy do niej mówili Dusia gdy ona ma na imię Maria?
- Bo Dusia to zdrobnienie od Edeltraude. - tłumaczę
- To jakieś żydowskie? - [w głosie jest przerażenie]
- Nie, no bez jaj. To nordyckie imię.
- Aha... [głos się już uspokoił]. To skąd to Edeltaude, jak była Maria?
- Bo komuniści po wojnie pozmieniali wszystkim kobietom imiona, które nie kończyły się na "A".
- Jak to pozmieniali?
....
To oddaje pojęcie kresowiaków o Górnym Śląsku. ;)
 
Ostatnia edycja:

MaxStirner

Well-Known Member
2 781
4 723
Stosunek mega pozytywny bo autonomiczny region ma zawsze bliżej do autonomii jednostki od centralnie sterowanej obecnie gospodarki. Sam model gospodarki dla mnie jest nieistotny o ile mogę zdecydować jaki ma być. Większe pole do decyzji z pewnością dają wolne regiony.

Edit: Ruchy autonomiczne są ważne o tyle, że gdyby autonomia była naprawde znacząca to stworzy konkurencję gospodarczą miedzy nimi. Model lepszy przyciągnie więcej ludzi. Większy wybór zawsze jest ok.
 
Ostatnia edycja:

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Prawda jest taka, że Niemcy, Polacy, Ślązacy a pewnie i Czesi snują swoje narracje, których celem jest podczepienie Śląska pod jakieś państwo lub zmajstrowanie państwa nowego.

Szczerze pisząc, kiedy czytam teksty historyczne zaprawione ideologią (nawet głęboko skrywaną), to chce mi się rzygać.

Kij w oko wszystkim, którzy kurwią historię w czyjekolwiek imię. Motto historii z punktu widzenia wolnościowca jest jedno: tylko prawda jest ciekawa.

"Śląskość" jako poczucie pewnej tożsamości, to z wolnościowego punktu widzenia fajny teren do uprawiania. Byle z dala od zawodowych naginaczy rzeczywistości.
 

Karmazynowy Mściciel

To ja będę budował drogi w akapie
421
522
Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Kwestia takich ruchów czy partii „etnicznych” w sensie ogólnym. W tej propagandzie (naginaniu rzeczywistości) nie sposób tam nie zauważyć pewnego szowinizmu.

Otóż załóżmy, że w państwie X powstaje „Partia Murzynów”, gdzie spośród lokalnych Murzynów popiera ją powiedzmy 60 %. Partia Murzynów łączy się następnie z inną partią albo wchodzi z nią w koalicję, obsadzając struktury lokalnego reżimu (tworząc tzw. „rząd”). I tenże reżim następnie doprowadza teren przezeń okupowany do totalnej ruiny. Jak następnie lokalna ludność będzie się odnosić do w s z y s t k i c h Murzynów? A no co najmniej przez „kto nie skacze, ten jest Moskal”.

I tu nie chodzi tylko o RAŚ, ino o wszystkie Akcje Wyborcze Polaków na Litwie, etc. To zawsze jest złe.

Więc autonomia tak, przypały definitywnie nie. Niech to robią innymi metodami.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 781
4 723
Ale nie trzeba tego rozpatrywać w sensie etnicznym, bo taka sama sytuacja zdarzyć się może np w przypadku obsadzenia "rządu" przez partię w rodzaju KNP, na którą i tak większość zagłosuje mimo jawnego totalniactwa w wielu kwestiach. Jak następnie lokalna ludność będzie się odnosić do wszystkich udzielających poparcia tejże partii, nawet nie mających nic wspólnego z proponowanym zamordyzmem obyczajowym lub innym?. Cóż, ryzyko ale ryzyko które akceptuję.
Lekki szowinizm nie jest zły, pomaga scalać grupę (porównaj my-komuchy na tym forum)
Gorszy musi istnieć aby lepiej widzieć własny cel - ten gorszy stanowi zwierciadło ciebe samego. Przez zaprzeczenie pokazuje wyraźniej własne cele i odrębność, spójność.
 
Ostatnia edycja:
P

Przemysław Pintal

Guest
Miałem poruszać tę sprawę na różnych grupach na FB, ze względu na działalność Partii Libertariańskiej (nie jestem członkiem) i tego, że sporo ludzi mieniących się poglądami wolnościowymi udziela się tam a nie tu. Tylko, że ostatnimi czasy znajduję ciekawsze tematy od polityki i olałem sprawę. Przede wszystkim wkurwiają mnie różne chujki i odechciewa mi się gadać z nimi, poza tym z racji mojego obecnego majątku, sytuacji prywatnej i tego, że nie mam wykształcenia wyższego co byłoby mi wytykane, samemu wycofałem się z "pięcia w szeregach". Niestety forum zostało zmarginalizowane, na FB widać działaczy, kandydatów, sporo osób popierających (mam wrażenie, że tam są ich tysiące). Oczywiście poziom dyskusji tutaj jest o rząd wielkości wyższy! Wydaje mi się, że ludzie są zblazowani na forum i wolą gadać o jakichś skrajnych przypadkach powodowani masturbacją intelektualną. Obudziłem się trochę jak na jakiejś stronce zobaczyłem kandydatów popieranych przez PL w wyborach samorządowych. Była jedna osoba z RAŚ której nie znam. Jestem przeciwny, przestrzegam przed sojuszami z RAŚ i innymi organizacjami (mam na myśli głównie konserwatywne).

Dlaczego? Po pierwsze jedni popierają RAŚ z zasady - wali w państwo polskie, podobnie jak w swojej ignorancji robią to niektórzy amerykańscy libertarianie popierający Putina (byłem w szoku, że Lew Rockwell też - ale to konserwa a moskiewskie bolszewiki poprzebierały się za konserwatystów i krześcijan), by zrobić na złość swojemu establishmentowi. Jest to błąd geopolityczny. Czy w ogóle ktoś u nas ma pełnię wiedzy o RAŚ? Ja nie mam, nie wydaje mi się by ktoś miał, ale wystarczy mi to co mówili mi ich przeciwnicy wywodzący się z rodzin Powstańców Śląskich. RAŚ realizuje partykularny interes swojego kierownictwa w celu dorwania się do stołków, na dodatek dopuszczają się ohyd w stylu złożenie kwiatów na grobach SS-manów. Gdyby jeszcze byli to żołnierze ze Śląska, ale byli z głębi Rzeszy.

I co jak RAŚ wygra autonomię? Co za różnica czy ktoś cię wali po głowie pałką podatkową z Katowic czy Warszawy? Nadal resztę kraju będą sępić bo emerytury, bo przywileje górnicze, bo za węgiel zbudowano Polskę... Libertarianie muszę wprowadzić inny ton dyskusji! Wszystko zmierza w kierunku autonomia = wojna na Ukrainie. Dyskurs jest taki jakby tu zaraz miała być druga Rwanda. A wszyscy dobrze wiemy, że do samorządności, autonomii i secesji (w rozumieniu libertariańskim) nie potrzeba narodowości, liczy się wola osobista osób zainteresowanych tym. I RP była bardzo zdecentralizowana (sejmikowanie) i jest to tradycja typowo polska (obywatelska, republikańska). A rozmawianie w duchu partykularyzmów plemiennych umacnia etatyzm (trzeba się zbroić przeciwko komuś i cedować wolności). Libertarianie dają alternatywę (konfederacja, prawo zwyczajowe). Mam w znajomych na FB człowieka z forum historycy.org który angażuje się w walkę z RAŚ. Niekiedy czytam to co on podrzuca. Robi to z pobudek bycia patriotą polskim i śląskim. Kiedyś wysłałem mu prywatną wiadomość z paroma pytaniami i uderzyło mnie, że postrzega że dla ogólnie rozumianej autonomii potrzebna jest etniczność.

Jeżeli już z kimś macie, mamy, PL ma robić sojusze, to wyłącznie z organizacjami typu ROMB, Firearms United, Wolne Konopie. Realnymi i poważnymi problemami jest to, że na Ukrainie szaleją ruskie wojska a nie mamy broni w domach i oddolne milicje wojewódzkie, to tylko kilku zapaleńców, że młodzi mężczyźni idą do pierdla albo mają zawiasy za trawę, że krajowe biznesy są niszczone przez fiskus i mafię ze styku publiczne-prywatne (sprawa Optimusa). Syf z ostatnimi wyborami... Pobicie Wiplera to dobra podstawa dla prawodawstwa uniemożliwiającego militaryzację policji na wzór amerykański (wojna z terroryzmem przychodzi do domu i zatruwa umysły). Z kimś takim jak RAŚ można zrobić sobie sojusz jeśli tylko chodzi o pieniądze. A można łatwo skompromitować się
http://www.romb.org.pl/

Mam świadomość, że nie mam dużego autorytetu w ruchu, niektórzy mnie nie lubią, że nie jestem członkiem PL, nie zbieram podpisów, nie jeżdżę na zjazdy, nie wpłacam pieniędzy, nie wieszam plakatów, a w przeszłości ulegałem nic nieznaczącym sporom przypominającym różne protestanckie kościoły w USA albo rabinizm. Jestem tylko zdeklarowanym libertarianinem.


Stosunek mega pozytywny bo autonomiczny region ma zawsze bliżej do autonomii jednostki od centralnie sterowanej obecnie gospodarki. Sam model gospodarki dla mnie jest nieistotny o ile mogę zdecydować jaki ma być. Większe pole do decyzji z pewnością dają wolne regiony.

Edit: Ruchy autonomiczne są ważne o tyle, że gdyby autonomia była naprawde znacząca to stworzy konkurencję gospodarczą miedzy nimi. Model lepszy przyciągnie więcej ludzi. Większy wybór zawsze jest ok.

Wątpię. W UK poszczególne kraje mają swoje parlamenty, Katalonia ma autonomię a jest czerwona. Zamiast iść w stronę partykularyzmów, lepiej w polityce ogólnokrajowej luzować smycz i zwiększać prerogatywy samorządów. Poza tym tu jest drugi problem. Pamiętacie moją dyskusję z Phoutym? Tyrania większości na szczeblu lokalnym potrafi uprzykrzyć życie - cholerne malowanie domów.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

MaxStirner

Well-Known Member
2 781
4 723
Katalonia ma autonomię a jest czerwona.
Widzisz mnie nie przeszkadza, że jest czerwona skoro CHCE być. Ma prawo.
Zapytasz dlaczego to lepsze od państwa hiszpańskiego?
Bo teraz chce niepodległości. Swiadomość jednostek wzrasta. Wzrasta poczucie niezależności. Nawet dla wolnorynkowców taka Europa z małymi, podzielonymi krajami jest o wiele lepsza niż obecne euro ZSRR. Po pierwsze mniejsze państwo zawsze jest słabsze i teoretycznie łatwiejsze do oszukania. Jeśli w jednym komuszym państewku zakażą ci produkcji zbyt krzywych bananów - znajdziesz w okolicy dwadzieścia innych w których jest to możliwe.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
Jeśli by nie było na listach kandydatów z PL, a byłby jakiś z RAŚ o poglądach wyraźnie bardziej liberalnych od reszty chołoty, to ja bym rozważył głos na niego, a przynależność do RAŚ byłaby raczej tutaj na plus. Wiem, że są tam komuchy, ale czy większe niż gdzie indziej to nie wiem, a decentralizacja to dla mnie ważny konkret. Władza się zmienia częściej niż granice.
 
Ostatnia edycja:
P

Przemysław Pintal

Guest
Widzisz mnie nie przeszkadza, że jest czerwona skoro CHCE być. Ma prawo.

Skoro Hiszpania chce być czerwona to ma do tego prawo. A co to za różnica czy w Polsce zrobimy 16 czerwonych państw, czy jedno czerwone? Secesja jednostki i policentryczny porządek prawny tworzony na drodze rynkowej, może sobie być i w imperium. O to chodzi a nie o to by kolejna grupa interesu mogła sobie zdzierać podatki i regulować najpośledniejsze szczegóły ludzkiego żywota.

I teraz jeśli zmieni się świadomość ogółu i ludzie sami zaczną chcieć, to i UE może stać się libertariańska.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Dlaczego? Po pierwsze jedni popierają RAŚ z zasady - wali w państwo polskie, podobnie jak w swojej ignorancji robią to niektórzy amerykańscy libertarianie popierający Putina (byłem w szoku, że Lew Rockwell też - ale to konserwa a moskiewskie bolszewiki poprzebierały się za konserwatystów i krześcijan), by zrobić na złość swojemu establishmentowi. Jest to błąd geopolityczny. Czy w ogóle ktoś u nas ma pełnię wiedzy o RAŚ? Ja nie mam, nie wydaje mi się by ktoś miał, ale wystarczy mi to co mówili mi ich przeciwnicy wywodzący się z rodzin Powstańców Śląskich. RAŚ realizuje partykularny interes swojego kierownictwa w celu dorwania się do stołków, na dodatek dopuszczają się ohyd w stylu złożenie kwiatów na grobach SS-manów. Gdyby jeszcze byli to żołnierze ze Śląska, ale byli z głębi Rzeszy.
Ja też popieram RAŚ z zasady. Nie obchodzą mnie ich poglądy, ważne że dążą do rozkawałkowywania większej całości.

Im mniejsze kawałki, tym szybciej zrzucą ideologiczne pierdololo, bo nie będzie stać ich na podtrzymywanie fikcji tak długo, jak mołyby ty robić, gdyby były większe i dysponowały większymi środkami.
I co jak RAŚ wygra autonomię? Co za różnica czy ktoś cię wali po głowie pałką podatkową z Katowic czy Warszawy?
Różnica jest taka, że prościej ci wtedy o wybór, którą pałką chcesz oberwać. Jeśli możesz już to wybierać, głosując gdzie zostawiasz kapitał, to tworzy się zachęta dla obu dzieżycieli pałek, by zaoferować lepsze warunki niż robi to konkurent, żeby skorzystać z Twojego kapitału. W przypadku autonomii w dość małym zakresie, ale jednak jakimś. To jest już jakiś postęp w stosunku do zunifikowanego kraju, w którym wyboru nie masz żadnego.

Nadal resztę kraju będą sępić bo emerytury, bo przywileje górnicze, bo za węgiel zbudowano Polskę... Libertarianie muszę wprowadzić inny ton dyskusji!
To nie ma znaczenia. Jak RAŚ wygra autonomię, to pozostała część kraju przestanie być chętna i godzić się na bycie przez nich "dojoną". Właśnie to działa obustronnie. Podział zmienia świadomość przynależności. Inaczej liczy się już wtedy koszta i zyski (co nam po Śląsku? / co nam po Polsce?). Pojawiają się strony, które sobie kalkulują co im się opłca, co nie, na co się zgodzą, a na co nie.

To właśnie unifikacja wspomaga redystrybucję - skoro jesteśmy jednym krajem, a wschodnia część słabiej się rozwija, mamy obowiązek się nią zająć, rozwinąć, za kasę zachodniej części. Pojawiają się analogie: jeżeli pracujesz nad mięśniami rąk, powinieneś pracować nad równomiernym ich rozwojem. Bla, bla, bla. Vide: zjednoczenie Niemiec, unijne programy zrównoważonego rozwoju, nadganiania cywilizacyjnego, itp.

Jeśli region jest samodzielny, to ponosi odpowiedzialność za swoje posunięcia a reszta się w to już nie miesza i niechętnie będzie brała odpowiedzialność za cudze działania. Zawsze może powiedzieć: chcieliście sobie sami rządzić, to teraz sobie sami radźcie. Przy centralizacji to nie przejdzie, bo władza która nie chce brać za coś odpowiedzialność na ogół jest zmieniana na taką, która chce.

Wątpię. W UK poszczególne kraje mają swoje parlamenty, Katalonia ma autonomię a jest czerwona. Zamiast iść w stronę partykularyzmów, lepiej w polityce ogólnokrajowej luzować smycz i zwiększać prerogatywy samorządów. Poza tym tu jest drugi problem. Pamiętacie moją dyskusję z Phoutym? Tyrania większości na szczeblu lokalnym potrafi uprzykrzyć życie - cholerne malowanie domów.
Im bardziej lokalna tyrania, tym taniej wyrwać się spod jej kurateli. Chociażby dlatego, że nie trzeba daleko jechać. Im większy obszar jurysdykcyjny, tym większy koszt ucieczki. Przenieść się z dobytkiem do sąsiedniego województwa to nie taki problem, jak przenieść się z nim kilkaset kilometrów dalej. Należy dążyć do stanu, w którym najtaniej będzie można wyrywać się z nieodpowiadającego nam obszaru jurysdykcyjnego.

Jestem zwolennikiem lokalnych tyranii, tyle że jak najmniejszych. W moim domu ma panować moja tyrania, a nie tyrania sąsiada czy Tuska. Brak tyranii, to brak kontroli i brak możliwości życia według swoich reguł, skoro ktoś może od nich abstrahować. Popieram tyranię własności prywatnej i umów.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 781
4 723
Skoro Hiszpania chce być czerwona to ma do tego prawo. A co to za różnica czy w Polsce zrobimy 16 czerwonych państw, czy jedno czerwone? Secesja jednostki i policentryczny porządek prawny tworzony na drodze rynkowej, może sobie być i w imperium. O to chodzi a nie o to by kolejna grupa interesu mogła sobie zdzierać podatki i regulować najpośledniejsze szczegóły ludzkiego żywota.

I teraz jeśli zmieni się świadomość ogółu i ludzie sami zaczną chcieć, to i UE może stać się libertariańska.
Ha nie wierzę w to - ZSRR nigdy libertariańskie nie będzie z samej swojej natury. Co więcej jej siła tkwi właśnie w wielkoobszarowości, że tak to określę. Gdyby UE miała rozmiar Katalonii czy Luksemburga, nikt nie zauważyłby że istnieje.
Czerwoni muszą gdzieś żyć i pomijając buńczuczne hasła o odjebce, to uważam że realistycznie patrząc będą tworzyć jakieś państwa czy organizacje na obszarach w których dominują. Można jednak ograniczyć ich wpływ - a taka sytuacja gdzie masz multum państewek rządzących się po swojemu, choć to nie akap to i tak będzie ciekawym stadium pośrednim. Osobiście popieram z tego powodu wszystkich decentralistów - nawet gdyby takie państwo miało być faszystowskie, choć tym ustrojem się wyjątkowo brzydzę.
 
P

Przemysław Pintal

Guest
FatBantha to mój ideologiczny wróg bo jara się Konecznym (kultura Honk Kongu przeczy temu, że nie ma udanych miksów kulturowych) i Duginem (ideolog rosyjskiego imperializmu).

Ja też popieram RAŚ z zasady. Nie obchodzą mnie ich poglądy, ważne że dążą do rozkawałkowywania większej całości.

Powinieneś się skumać z Szumlewiczem i każdym radykalnym czerwonym. Oczywiście nie dążą do rozwały, nie mają jej na myśli, ale takie są ich konsekwencje. Równie dobrze można jarać się ISIL bo robią rozpierdol, odpierdalają łby od korpusów (niestety niekoszernie, trzeba jeszcze ryje od łbów) i wprowadzają standard złota. A to, że robią to dla swojego mocodawcy by mógł ogłosić się monarchą, zdzierać kasę z poddanych i odpierdalać każdą wolną myśl, to tylko drobny szczegół.

Im mniejsze kawałki, tym szybciej zrzucą ideologiczne pierdololo, bo nie będzie stać ich na podtrzymywanie fikcji tak długo, jak mołyby ty robić, gdyby były większe i dysponowały większymi środkami.

Niby w jaki sposób? To właśnie małe, zamknięte społeczności są oczadzone ideologią (poczynając od Waco) i towarzystwem wzajemnej adoracji, z ciężkim syndromem Not Invented Here. Przecież średniowiecze w ten sposób skończyło się, bo wszyscy poobkładali się cłami. Dzisiejsza UE mogłaby czerpać inspirację ze skali ówczesnych regulacji - jak nie miałeś licencji na żebractwo, to licencjonowany szedł na skargę do straży miejskiej. Świetnie to widać po rynku IT - miliardy wpieprzone w Linuksa, każda firma produkująca coś co zawiera elektronikę wrzuca tam Linuksa i pisze sterownik, swoje aplikacje, wszelkie innowacje w IT zaczynając od schedulerów mają właśnie tam miejsce. I teraz nawet Microsoft musi wypuszczać swoje rozwiązania na zasadach open source, wysyłać patche do Linuksa, myśleć o przejściu na subskrypcję, bo w drugiej dekadzie XXI w. system operacyjny na ogół jest za darmo, etc. A jak się komuś coś nie podoba to dokonuje secesji i robi fork, albo utrzymuje osobną wersję z własnymi patchami. Zglobalizowany świat prowadzi właśnie do emergencji - pojedziesz do Krakowa, Nowego Jorku, Honk Kongu albo Buenos Aires i znajdziesz ludzi myślących podobnie. I teraz chcąc prowadzić zyskowny handel, to standardy muszę być wszędzie te same.

Lata temu czytałem na stronie Misesa artykuł jakiegoś anarchisty z USA. Pisał w nim, że z ludźmi którzy nie chcą uczestniczyć w rynku nie ma sensu gadać, bo oni nie są zainteresowani dobrowolną wymianą i dążą do izolacji. Weźmy pod uwagę takiego Gazdę... Przydałaby się na forum jakaś laska po psychologii. Ciekawe jakie traumy stoją za niektórymi poglądami?

Różnica jest taka, że prościej ci wtedy o wybór, którą pałką chcesz oberwać. Jeśli możesz już to wybierać, głosując gdzie zostawiasz kapitał, to tworzy się zachęta dla obu dzieżycieli pałek, by zaoferować lepsze warunki niż robi to konkurent, żeby skorzystać z Twojego kapitału. W przypadku autonomii w dość małym zakresie, ale jednak jakimś. To jest już jakiś postęp w stosunku do zunifikowanego kraju, w którym wyboru nie masz żadnego.

Teraz masz wybór 27 państw nie licząc terytoriów zamorskich, dependencji, państw stowarzyszonych, etc. Niedługo dołączy Ukraina, za jakiś czas Białoruś. Nawet Szwajcaria wprowadza wiele rozwiązań z UE bo ma podpisane umowy. Norwegia nie jest w UE a mają o wiele większe odpały. Cofnij się w atlasie historycznym o 100 lat, zobaczysz wtedy, że na mapie Europy jest tylko kilka państw. Sięgnij do jakiejś książki z historii ekonomii i dowiesz się, że był standard złota, nie było różnych podatków a ustawodawstwo liberalne cieszyło się jeszcze poważaniem. I co? Gówno. Teraz jest wiele państw i jest na odwrót. Nie ma znaczenia liczba ośrodków. Oczywiście ma to zalety w postaci konkurencji. Przede wszystkim liczy się stosowana w praktyce doktryna i brak izolacji. Skrajnym przypadkiem jest Tasmania, gdzie nawet zatracono zdolność krzesania ognia - do tego prowadzi np. postawa Gazdy. To jest właśnie pokłosie kontestacji. ROMB i Związek Przedsiębiorców - pomimo tego, że nie są libertariańskie ale jednak wolnościowe, więcej zrobiły i zrobią działając w ramach systemu. Teraz jest spore ciśnienie na tworzenie milicji wojewódzkich, złożonych z patriotów polskich, chcących mieć broń i pewnie też płacić mniejsze podatki, palić trawę, nie dawać kasy na zjebów z lewicy. Jeżeli wejdzie się z nimi w autentyczny sojusz, to będziemy drugim państwem po USA z tak silnym ruchem libertariańskim, osadzonym w tradycji narodowej. Bo polski patriotyzm to nie ślepe oddanie etatyzmowi, ale społeczeństwo obywatelskie i inicjatywy oddolne jak w RON, zawiązywanie zbrojnych rebelii i podejmowanie decyzji na wspólnym zgromadzeniu.

ROMB śle papiery bo na ich czele stoi prawnik. "Pikanterii dodaje tej sprawie fakt, iż "kolekcjonerskość" tego Klubu zakwestionowano tylko w WPA KWP w Katowicach. Na szczęście KGP wyprostowało tamtejszą samowolę urzędniczą." - http://www.romb.org.pl/?id=85 w grupie na FB krążył PDF ze statystyką, najwięcej pozwoleń odrzucano właśnie w Katowicach. Trzeba tylko ruszyć dupę, mieć kogoś kumatego i można wykorzystać obecne prawo na swoją korzyść.

To nie ma znaczenia. Jak RAŚ wygra autonomię, to pozostała część kraju przestanie być chętna i godzić się na bycie przez nich "dojoną". Właśnie to działa obustronnie.

Ni chuja. Ukraina nadal wypłaca emerytury Krymowi, Ługańskowi i Donieckowi.

To właśnie unifikacja wspomaga redystrybucję - skoro jesteśmy jednym krajem, a wschodnia część słabiej się rozwija, mamy obowiązek się nią zająć, rozwinąć, za kasę zachodniej części. Pojawiają się analogie: jeżeli pracujesz nad mięśniami rąk, powinieneś pracować nad równomiernym ich rozwojem. Bla, bla, bla. Vide: zjednoczenie Niemiec, unijne programy zrównoważonego rozwoju, nadganiania cywilizacyjnego, itp.

Za tym stoi partykularyzm plemienny. I nigdy nie było tak, że władza tego nie robiła. Małe ośrodki będą wciąż to robiły. Dobrym przykładem są wolne miasta z Rzeszy i republiki kupieckie z Włoch - skala protekcjonizmu w Wenecji była porażająca. Hiszpanie i Francuzi wchodzili w nich jak chcieli. A taki Napoleon prowadząc wojny i narzucając swój kodeks kasował wiele zaszłości i wprowadził więcej wolnego rynku.

"W intencjach zaś twórców kodeksu systematyka miała stanowić usankcjonowanie trzech najważniejszych zdobyczy rewolucji: wolności osobistej (księga I), nienaruszalności własności prywatnej (księga II) oraz swobody umów (księga III). W ten sposób kodeks urzeczywistniał naturalnoprawne koncepcje wolności osoby, własności i umów, które stanowiły fundamentalne postulaty burżuazji walczącej z ustrojem feudalnym, a zarazem podstawę kształtującej się gospodarki kapitalistycznej."

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kodeks_Napoleona

Koronnym argumentem są wyroki Sądu Najwyższego w USA, które uwalają LOKALNE prawodawstwo wymierzone w posiadanie broni. Kawador by się chyba zapłakał jakby to leżało w gestii hrabstw i stanów.

Dlatego nie obchodzi mnie ilość państw - im więcej ośrodków tym więcej wojen (wojny hellenistyczne, dzisiejsze konflikty w Afryce). Ale to jaka doktryna funkcjonuje w świadomości elit, które odpowiadają za proces decyzyjny.

Im bardziej lokalna tyrania, tym taniej wyrwać się spod jej kurateli.

Radzę uważniej czytać historie o gangsterach trzęsących np. dzielnicą. Największe patolstwo jest w powiatach - dziedziczne urzędy i praca w nich po znajomości, policja w konszachtach z przestępcami. Jakoś podczas rozbicia dzielnicowego każdy książę miał kasę na zamki, turnieje, artystów, najemników i prowadzenie wojen. Mało tego władza Kazimierza Wielkiego nie byłaby taka silna gdyby nie to, że wcześniej urzędy znalazły się tak blisko obywateli i zwiększyły swoją efektywność.

To wszystko to jest chciejstwo, zupełnie jak w modelach Keynesa - rzeczywistość przeczy.

Jestem zwolennikiem lokalnych tyranii, tyle że jak najmniejszych. W moim domu ma panować moja tyrania, a nie tyrania sąsiada czy Tuska. Brak tyranii, to brak kontroli i brak możliwości życia według swoich reguł, skoro ktoś może od nich abstrahować. Popieram tyranię własności prywatnej i umów.

Ostatnio jakiś chuj z Doniecka czy Ługańska wymyślił sobie, że młode baby mają siedzieć w domach i wyszywać, a nie szwendać się nocami po klubach i kurwić. Dziękuję za takiego tyrana.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
FatBantha to mój ideologiczny wróg bo jara się Konecznym (kultura Honk Kongu przeczy temu, że nie ma udanych miksów kulturowych) i Duginem (ideolog rosyjskiego imperializmu).
Duginem? Ke?

Powinieneś się skumać z Szumlewiczem i każdym radykalnym czerwonym. Oczywiście nie dążą do rozwały, nie mają jej na myśli, ale takie są ich konsekwencje. Równie dobrze można jarać się ISIL bo robią rozpierdol, odpierdalają łby od korpusów (niestety niekoszernie, trzeba jeszcze ryje od łbów) i wprowadzają standard złota. A to, że robią to dla swojego mocodawcy by mógł ogłosić się monarchą, zdzierać kasę z poddanych i odpierdalać każdą wolną myśl, to tylko drobny szczegół.
Skoro jak sam zauważyłeś, ISIL ma w planach konsolidację jak największego obszaru pod swoimi rządami, nie będzie organizacją, jaką bym popierał, mnie przecież zależy na dążeniach o odwrotnej tendencji. A że standard złota wprowadzają, to się bardzo im chwali.

Niby w jaki sposób? To właśnie małe, zamknięte społeczności są oczadzone ideologią (poczynając od Waco) i towarzystwem wzajemnej adoracji, z ciężkim syndromem Not Invented Here. Przecież średniowiecze w ten sposób skończyło się, bo wszyscy poobkładali się cłami. Dzisiejsza UE mogłaby czerpać inspirację ze skali ówczesnych regulacji - jak nie miałeś licencji na żebractwo, to licencjonowany szedł na skargę do straży miejskiej. Świetnie to widać po rynku IT - miliardy wpieprzone w Linuksa, każda firma produkująca coś co zawiera elektronikę wrzuca tam Linuksa i pisze sterownik, swoje aplikacje, wszelkie innowacje w IT zaczynając od schedulerów mają właśnie tam miejsce. I teraz nawet Microsoft musi wypuszczać swoje rozwiązania na zasadach open source, wysyłać patche do Linuksa, myśleć o przejściu na subskrypcję, bo w drugiej dekadzie XXI w. system operacyjny na ogół jest za darmo, etc. A jak się komuś coś nie podoba to dokonuje secesji i robi fork, albo utrzymuje osobną wersję z własnymi patchami. Zglobalizowany świat prowadzi właśnie do emergencji - pojedziesz do Krakowa, Nowego Jorku, Honk Kongu albo Buenos Aires i znajdziesz ludzi myślących podobnie. I teraz chcąc prowadzić zyskowny handel, to standardy muszę być wszędzie te same.
A ja właśnie nie chcę globalnych standardów, wszędzie tego samego. Bo to się przekłada później na nudę, wtórność na rynku i x-aizację kultury, produktów (na przykład amerykanizację). Domagam się politycznego linuksa i możliwości forkowania na swoim. Nie podoba mi się wizja bezideowej ludzkości, z której każdy człowiek będzie z konieczności moim potencjalnym partnerem do handlu. Not Invented Here jest zdrową odtrutką na bezjajeczne, ustandardyzowane, do bólu uogólnione, uniseksowe, egalitarne produkty szyte dla każdego, dostępne pod każdą długością i szerokością geograficzną. Wolę rękodzielnictwo i lokalizm w twórczości i produkcji, a nie jakaś masówkę wylewającą się na cały świat.

Lata temu czytałem na stronie Misesa artykuł jakiegoś anarchisty z USA. Pisał w nim, że z ludźmi którzy nie chcą uczestniczyć w rynku nie ma sensu gadać, bo oni nie są zainteresowani dobrowolną wymianą i dążą do izolacji. Weźmy pod uwagę takiego Gazdę... Przydałaby się na forum jakaś laska po psychologii. Ciekawe jakie traumy stoją za niektórymi poglądami?
Wolność nie sprowadza się do swobody handlu. Jak ktoś nie chce handlować i woli się separować, dążąc do autarkii - ma po prostu swoje cele - u siebie powinien móc je realizować.

Teraz masz wybór 27 państw nie licząc terytoriów zamorskich, dependencji, państw stowarzyszonych, etc. Niedługo dołączy Ukraina, za jakiś czas Białoruś. Nawet Szwajcaria wprowadza wiele rozwiązań z UE bo ma podpisane umowy. Norwegia nie jest w UE a mają o wiele większe odpały. Cofnij się w atlasie historycznym o 100 lat, zobaczysz wtedy, że na mapie Europy jest tylko kilka państw.

Sięgnij do jakiejś książki z historii ekonomii i dowiesz się, że był standard złota, nie było różnych podatków a ustawodawstwo liberalne cieszyło się jeszcze poważaniem. I co? Gówno. Teraz jest wiele państw i jest na odwrót. Nie ma znaczenia liczba ośrodków. Oczywiście ma to zalety w postaci konkurencji. Przede wszystkim liczy się stosowana w praktyce doktryna i brak izolacji.
Nie, w praktyce, w długim terminie liczy się możliwość ucieczki kapitału z miejsc, w których jest źle do miejsc, gdzie jest dobrze:

http://mises.pl/blog/2014/04/14/raico-europejski-cud/

Decentralizacja, decentralizacja, decentralizacja. Im na mniejsze kawałeczki podzieli się planszę, tym więcej miejsc będzie miał kapitał, by osiąść. A gdy coś się gdzieś spierdoli, to istnieje bogata alternatywa. Tak się to robi w Europie.

Ni chuja. Ukraina nadal wypłaca emerytury Krymowi, Ługańskowi i Donieckowi.
Widocznie wciąż uznaje, że to nie jest przegrana sprawa. Tym bardziej, że nigdy nie zgadzała się na ich odłączenie.

Za tym stoi partykularyzm plemienny. I nigdy nie było tak, że władza tego nie robiła. Małe ośrodki będą wciąż to robiły. Dobrym przykładem są wolne miasta z Rzeszy i republiki kupieckie z Włoch - skala protekcjonizmu w Wenecji była porażająca. Hiszpanie i Francuzi wchodzili w nich jak chcieli. A taki Napoleon prowadząc wojny i narzucając swój kodeks kasował wiele zaszłości i wprowadził więcej wolnego rynku.

"W intencjach zaś twórców kodeksu systematyka miała stanowić usankcjonowanie trzech najważniejszych zdobyczy rewolucji: wolności osobistej (księga I), nienaruszalności własności prywatnej (księga II) oraz swobody umów (księga III). W ten sposób kodeks urzeczywistniał naturalnoprawne koncepcje wolności osoby, własności i umów, które stanowiły fundamentalne postulaty burżuazji walczącej z ustrojem feudalnym, a zarazem podstawę kształtującej się gospodarki kapitalistycznej."

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kodeks_Napoleona
No i co dzisiejszej Francji po tym zostało? Jak masz jedno wielkie terytorium, po przejęciu na nim władzy przez ideologicznego przeciwnika, wszędzie zmienia się prawo i nie ma od tego wyjątku. To tak jakbyś stawiał na jedną partię ruletki cały swój majątek. Uda się wszędzie albo nigdzie. Bez sensu.

Koronnym argumentem są wyroki Sądu Najwyższego w USA, które uwalają LOKALNE prawodawstwo wymierzone w posiadanie broni.
Kawador by się chyba zapłakał jakby to leżało w gestii hrabstw i stanów.
Przy zmianie ideologicznego klimatu mogą przyjąć dokładnie odwrotne prawodawstwo.

Dlatego nie obchodzi mnie ilość państw - im więcej ośrodków tym więcej wojen (wojny hellenistyczne, dzisiejsze konflikty w Afryce). Ale to jaka doktryna funkcjonuje w świadomości elit, które odpowiadają za proces decyzyjny.
Do światowego libertarianizmu przez rząd planetarny, który wprowadzi standard wolnego rynku! Wprowadzić leseferyzm ustawo!

Co się tyczy wojen, im mniejszy podmiot władzy, tym mniej ma na nie środków. Im mniejsza wspólnota, tym siłą rzeczy każda jednostka staje się dla niej cenna. Gdy monarchowie absolutni uwalniali chłopów spod władzy szlachty, de facto przejmując ich dla siebie, bo w zamian za horrendalnie długi czas służby w armii, wojna zaczęła się upodabniać do tej współcześnie znanej, masowej. Gdzie miałeś w średniowieczu przymusowy pobór dla wszystkich mężczyzn w jakimś wieku? Nie było czegoś takiego, bo nikt nie miał władzy nad wszystkimi, władza była lokalnie ograniczona. Wojny było trudniej sfinansować, trudniej znaleźć kogoś, kto będzie walczyć za interesy władzy centalnej. Krwawa jatka kalecząca całe pokolenia zaczęła się wraz z równością wszystkich wobec jednego prawa. W tym prawa państwa do poboru.

Bertrand de Jouvenel w "Traktacie o władzy" świetnie opracował ten temat.
Ostatnio jakiś chuj z Doniecka czy Ługańska wymyślił sobie, że młode baby mają siedzieć w domach i wyszywać, a nie szwendać się nocami po klubach i kurwić. Dziękuję za takiego tyrana.
Bardzo proszę. Świat się nie kończy na Doniecku czy Ługańsku. Nie jest problemem zagłosować nogami, by kurwić się gdzieś, gdzie to jest mile widziane, odcinając chuja od swej kasy.
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Katalonia czerwona, Szkocja czerwona... A Królestwo Hiszpanii kapitalistyczne? A UK kapitalistyczne oraz wolne? Nie? To co to za argument przeciwko odrywaniu danych obszarów od jednego molocha? Jest to kurwa korzystne i na każde odłączenie od molocha mam odruch podobny do odruchu Estończyka w chwili oficjalnego oderwania od ZSRR, bo cała Francja i całe te Włochy i całe te Niemcy to sztuczne twory jak niegdyś ZSRR.
Oczywiście - ZSRR za Gorbaczowa było o wiele lepsze niż za Stalina, Niemcy za Merkel są lepsze niż w szczególności za schyłkowego Hitlera, Francja pana Holandia jest lepsza niż za jakobinów... Ale dla mnie ZSRR = Królestwo Hiszpanii = Niemcy = Republika Francuska = Republika Włoska, bo wszystko zostało utworzone na zasadzie agresji i jest po prostu sztuczne i w dupci mam argumenty typu: "Ale w ZSRR nie było praw człowieka, a we Francji są" - otóż za Gorbaczowa były jako tako przestrzegane w podobnym stopniu jak we wspaniałym bloku zachodnim. I co? I gówno. Rosja i inne narody miały swojego Stalina, a Francja swego czasu adwokata. I co? I gówno. Wszystko trzeba zaorać, bo wszystko to gówno. Pozwólcie wreszcie decydować ludziom i jak chcą autonomii to niech mają. Jak chcą komuny to niech mają. Jak chcą molocha to niech też mają, ale jak nie chcą to nie chodzić po śląsku i nie pierdolić o konieczności pozostania z Warszawą. RAŚ zły i chujki? To są większe od tych z Warszawy? Istnieją tacy? Jeśli ludzie słuchają chujów ze Śląska to jest to i tak bardziej korzystne od słuchania chujów z daleka. Bo takiego chuja wszyscy znają i jak coś to mu zrobią to i owo za bycie takim i takim, a chuja z daleka nikt nie ruszy... A więc ten chuj będzie musiał przystopować ze swoim wrodzonym lub nabytym skurwysyństwem. Chuje ze Śląska mogą być też o wiele bardziej korzystni dla naszego celu, bo ludzie i tutaj nie rozumieją jednej rzeczy... Małe państwo może być zjebane, ale moloch jest zjebany zawsze w mniejszym lub większym stopniu i to od początku swojej działalności. Bo to jest właśnie podstawowa różnica - małym państwem rządzi lokalny władca i jak tyran to prościej go odjebać, bo i teren mniejszy i większe znajomości. A teraz wersja dla ludzi wypierających przemoc z przestrzeni publicznej i prywatnej jako temat tabu jak seks - dzisiejsze małe państwa dążące do niepodległości działają na drodze pokojowej i całkowicie (tfu) demokratycznej i chcą oderwania od agresywnych i narzuconych siłą molochów jak Niemcy czy Francja. Osobiście mam jednego dobrego zioma ze Śląska wspierającego RAŚ i raczej widzę w tym drugie KNP - czyli sporo kretynów, ale przy sporym udziale wartościowych i przede wszystkim młodych ludzi chcących jak najlepiej. To po prostu buntownicy, ludzie mający dość słuchania Kaczora czy Tuska i ich głosu z Warszawy. RAŚ coś miesza z hitlerowcami? Równych kretynów to i w KNP spotkasz... I co z tego? Mam przestać popierać cały postulat autonomii z tego powodu? Mam negować edukacyjną działalność KNP w sferze niskich podatków, bo debil z KNP zamierza przywrócić pobór lub Lwów dla Polski czy Putin to miszcz i klękajcie narody? Nie wierzę w RAŚ = same chujki, bo to nigdy tak nie działa.

Wojny hellenistyczne? Fajnie...
Przebij to.
http://pl.wikipedia.org/wiki/I_wojna_światowa
http://pl.wikipedia.org/wiki/II_wojna_światowa
Tyle w temacie bitności małych państw i bitności molochów. Jeszcze inne mam podać?
 
Ostatnia edycja:
P

Przemysław Pintal

Guest
A ja właśnie nie chcę globalnych standardów, wszędzie tego samego. Bo to się przekłada później na nudę, wtórność na rynku i x-aizację kultury, produktów (na przykład amerykanizację). Domagam się politycznego linuksa i możliwości forkowania na swoim. Nie podoba mi się wizja bezideowej ludzkości, z której każdy człowiek będzie z konieczności moim potencjalnym partnerem do handlu. Not Invented Here jest zdrową odtrutką na bezjajeczne, ustandardyzowane, do bólu uogólnione, uniseksowe, egalitarne produkty szyte dla każdego, dostępne pod każdą długością i szerokością geograficzną. Wolę rękodzielnictwo i lokalizm w twórczości i produkcji, a nie jakaś masówkę wylewającą się na cały świat.

Na szczęście na rynku istnieją produkty klasy premium, kino offowe, oficyny wydawnicze, etc.

Tego się nie przeskoczy, ze względu na taniość i szybkość komunikacji, internet, etc.

Bardzo proszę. Świat się nie kończy na Doniecku czy Ługańsku. Nie jest problemem zagłosować nogami, by kurwić się gdzieś, gdzie to jest mile widziane, odcinając chuja od swej kasy.

Zaraz, zaraz. "Jak się nie podoba to wypierdalać"? Chuja trzeba odjebać i tyle, bo wymachuje giwerą.

Do światowego libertarianizmu przez rząd planetarny, który wprowadzi standard wolnego rynku! Wprowadzić leseferyzm ustawo!

A dlaczego by nie? Libertarianie są ruchem ponadnarodowym zupełnie jak "żydostwo" i "masoneria". Przecież ci co straszą NWO nie dostrzegają, że można to odwrócić na swoją stronę i być konkurencyjnym NWO.

Co się tyczy wojen, im mniejszy podmiot władzy, tym mniej ma na nie środków.

Dotychczasowa historia nie tyle ludzkiej cywilizacji ale i gatunku, przeczy temu. Na dodatek mam podejrzenia, że ci co mają mniej środków są bardziej okrutni ze względu na atakowanie sąsiadów, prymitywną broń i brak dyscypliny. Wystarczy porównać sobie Wołyń z kampanią amerykańską we Francji. A Niemcy mordowali w białych rękawiczkach

Gdzie miałeś w średniowieczu przymusowy pobór dla wszystkich mężczyzn w jakimś wieku?

Choćby w bitwie pod Hastings - http://pl.wikipedia.org/wiki/Fyrd.

"Wojsko powoływano zgodnie z podziałem własności ziemi. Jeden zbrojny powoływany był z każdych dwóch łanów. Hide musiała wyposażyć, opłacić i utrzymać tego żołnierza. Zazwyczaj zbrojni pochodzili z grupy thanów czyli pewnego rodzaju arystokracji. Część pospolitego ruszenia składała się również z chłopów. Według szacunków podczas fyrdu mogło zgromadzić się z całego królestwa około 20000 wojowników."

Podobnie było w każdym kraju, w tym w Polsce.

Im mniejsza wspólnota, tym siłą rzeczy każda jednostka staje się dla niej cenna.

Na zasadzie inwentarza... To w dużych społecznościach wypracowano zasady nietykalności osobistej i równą ochronę prawną bez patrzenia na hierarchię.

Nie było czegoś takiego, bo nikt nie miał władzy nad wszystkimi, władza była lokalnie ograniczona.

Kontrakt feudalny.

wojna zaczęła się upodabniać do tej współcześnie znanej, masowej

Postęp technologiczny.

Przy zmianie ideologicznego klimatu mogą przyjąć dokładnie odwrotne prawodawstwo.

On się zmienił wiele razy od czasów wojny o niepodległość USA. Wystarczy sobie przypomnieć dyskusje czy USA mają być monarchią, rozwiązanie stałej armii, cenzus majątkowy w wyborach, etc. Ale jest papier i praworządność.

No i co dzisiejszej Francji po tym zostało? Jak masz jedno wielkie terytorium, po przejęciu na nim władzy przez ideologicznego przeciwnika, wszędzie zmienia się prawo i nie ma od tego wyjątku. To tak jakbyś stawiał na jedną partię ruletki cały swój majątek. Uda się wszędzie albo nigdzie. Bez sensu.

Na szczęście stan stacjonarny nie jest możliwy i bodźce środowiskowe wzmagają postęp. Francja jest tam gdzie cały nowoczesny i bogaty świat, czyli w szponach etatyzmu. I tu jest rola libertarian.

Z resztą dalej już nie chce mi się pisać.

Nie, w praktyce, w długim terminie liczy się możliwość ucieczki kapitału z miejsc, w których jest źle do miejsc, gdzie jest dobrze:

Optymalizacja podatkowa to tylko fragment działalności przedsiębiorstwa. Warto też zauważyć, że poszczególne rynki różnią się siłą waluty, zdolnością nabywczą, kadrą, infrastrukturą, stabilnością prawną i korupcją. Na serio mam pisać ścianę tekstu o tym dlaczego Chiny i USA wzajemnie uzupełniają się gospodarczo, dlaczego Niemcy pomimo wysokich kosztów pracy i nieciekawego prawa mają nadwyżki budżetowe? Biznesy takie jak produkcja ubrań i butów dla sieci sklepowych zostaną wyparte przed druk 3D i pobieranie pluginów open source z torrentów, albo będą kupowane od jakichś firm istniejących tylko w internecie. Dlatego wszyscy łożą na hi-tech i przetwarzanie informacji.

Widocznie wciąż uznaje, że to nie jest przegrana sprawa. Tym bardziej, że nigdy nie zgadzała się na ich odłączenie.

Praktyką jest to, że jak przejmuje się jakieś terytorium albo je ceduje, to wciąż spłaca się długi i wypełnia zobowiązania.

Dość.

Zamierzam związać się z ludźmi którzy aktywnie budują masowy ruch libertariański w Polsce, odwołują się do patriotyzmu i wyrywają lewicy np. ruchy kobiece i LGBT (para gejowska wspólnie wychowująca dziecko, powinna mieć prawo do posiadania broni palnej by móc pilnować swojej plantacji marihuany), by wskazać im wroga w postaci etatyzmu który działa na zasadzie dziel i rządź, chcą utrzymania rozdziału państwa od religii, ludzi którzy zaniosą broń pod strzechy, odcinają się od prawackiego lolcontentu typu NWO, kreacjonizm, szczepionki, katechon, etc. Przede wszystkimi domagają się jak największej transparentności w procesach decyzyjnych i jak najszerszego oderwania legislacji od działalności ludzkiej, mocnej waluty i uznania patentów za nielegalne. Bo tylko w ten sposób będzie mi się lepiej żyło i powtórzy się amerykańską drogę do sukcesu - aktualnie libertarianizm tam to twardy mainstream. BTW w ramach obecnego porządku prawnego, obyczajowego i ekonomicznego to popieram też wszelkie wrogie działania wymierzone w Rosję.

Wojny hellenistyczne? Fajnie...
Przebij to.
http://pl.wikipedia.org/wiki/I_wojna_światowa
http://pl.wikipedia.org/wiki/II_wojna_światowa
Tyle w temacie bitności małych państw i bitności molochów. Jeszcze inne mam podać?

Postęp technologiczny który umożliwił przemysłowe zabijanie ludzi. Dzisiaj da się jeszcze sprawniej - fiolka z bakteriami wrzucona do wodociągu.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Postęp technologiczny.
Postęp technologiczny który umożliwił przemysłowe zabijanie ludzi. Dzisiaj da się jeszcze sprawniej - fiolka z bakteriami wrzucona do wodociągu.
Postęp technologiczny nie wziął się znikąd. Najpierw była potrzeba. Potrzeba matką wynalazku, mówi znane przysłowie. Taka broń do przemysłowego zabijania ludzi powstała właśnie dlatego, że władze centralne zaczęły wystawiać coraz liczniejsze zastępy do walki. Ponieważ zmieniły się realia na polu bitwy, trzeba było stworzyć adekwatną broń - kładącą jak największą liczbę ludzi w jak najkrótszym czasie.

Bakteriologiczna broń masowego rażenia to już efekt demokracji i suwerenności ludu. Skoro cały naród jest suwerenem, to najskuteczniej jego wolę walki można złamać w taki sposób. Co zamachy w Hiszpanii pokazały najlepiej. Zmienia się ustrój władzy, zmienia się rodzaj królobójstwa czy terroryzmu.
Na zasadzie inwentarza... To w dużych społecznościach wypracowano zasady nietykalności osobistej i równą ochronę prawną bez patrzenia na hierarchię.
A kogo obchodzi na jakiej zasadzie - ważne, że staje się ważna i trudniej wtedy bezmyślnie szastać jej życiem. W dużych wspólnotach możesz sobie bajać o różnych prawach i zachowywać interesującą Cię, humanitariańską estetykę, ale jak przyjdzie co do czego, to z Twoim życiem niekoniecznie będą się liczyć.
Kontrakt feudalny.
No właśnie. Najlepsze zabezpieczenie przed wojną totalną.
Zaraz, zaraz. "Jak się nie podoba to wypierdalać"? Chuja trzeba odjebać i tyle, bo wymachuje giwerą.
No to odjebuj, jeśli wolisz.
A dlaczego by nie? Libertarianie są ruchem ponadnarodowym zupełnie jak "żydostwo" i "masoneria". Przecież ci co straszą NWO nie dostrzegają, że można to odwrócić na swoją stronę i być konkurencyjnym NWO.
Rety, serio pytasz?


Dotychczasowa historia nie tyle ludzkiej cywilizacji ale i gatunku, przeczy temu. Na dodatek mam podejrzenia, że ci co mają mniej środków są bardziej okrutni ze względu na atakowanie sąsiadów, prymitywną broń i brak dyscypliny. Wystarczy porównać sobie Wołyń z kampanią amerykańską we Francji. A Niemcy mordowali w białych rękawiczkach
Zamordowani przez nich na pewno to propsują.

Choćby w bitwie pod Hastings - http://pl.wikipedia.org/wiki/Fyrd.

"Wojsko powoływano zgodnie z podziałem własności ziemi. Jeden zbrojny powoływany był z każdych dwóch łanów. Hide musiała wyposażyć, opłacić i utrzymać tego żołnierza. Zazwyczaj zbrojni pochodzili z grupy thanów czyli pewnego rodzaju arystokracji. Część pospolitego ruszenia składała się również z chłopów. Według szacunków podczas fyrdu mogło zgromadzić się z całego królestwa około 20000 wojowników."

Podobnie było w każdym kraju, w tym w Polsce.
Ale co Ty do siebie porównujesz? Z tego co nie wkleiłeś:

Zwyczajowo okres, w którym żołnierze mieli obowiązek darmowej służby władcy wynosił dwa miesiące. Po tym okresie król chcąc utrzymać armię w gotowości musiał opłacać wojowników z podatku Danegeld. Osoba, która nie stawiła się na wezwanie panującego była zmuszona do zapłaty grzywny zwanej fyrdwite.[2]
Po pierwsze - miałeś dwumiesięczne ograniczenie czasowe (o czym świetnie pisze de Jouvenel), po drugie mogłeś nie przyjść i się wykupić, po trzecie za "nadgodziny" dostawałeś kasę. A jak wygląda współczesny pobór? Jak Cię zmobilizują, to masz iść. Wypuszczą Cię, kiedy wypuszczą - nie ma żadnego limitu, nie dostaniesz nawet za kilka lat żadnego odszkodowania, a jak się nie stawisz, to uznają, że jesteś dezerterem - co czasami karają śmiercią. Generalnie w średniowieczu wszystkie strony miały wobec siebie jakieś zobowiązania - teraz jesteś niewolnikiem swojej ojczyzny i jak masz iść w pizdu za nią z pieśnią na ustach, to masz iść i nie oczekuj, że dostaniesz coś w zamian. I masz później weteranów, którzy nie o takę Polskę walczyli.

On się zmienił wiele razy od czasów wojny o niepodległość USA. Wystarczy sobie przypomnieć dyskusje czy USA mają być monarchią, rozwiązanie stałej armii, cenzus majątkowy w wyborach, etc. Ale jest papier i praworządność.
Zobaczymy jak długo. Oni się zmieniają i tak w państwo policyjne i wątpię, aby coś zatrzymało ten trend. Jeśli się sami nie załamią pod swoim ciężarem, nie ma co liczyć na różową przyszłość.

Zamierzam związać się z ludźmi którzy aktywnie budują masowy ruch libertariański w Polsce, odwołują się do patriotyzmu i wyrywają lewicy np. ruchy kobiece i LGBT (para gejowska wspólnie wychowująca dziecko, powinna mieć prawo do posiadania broni palnej by móc pilnować swojej plantacji marihuany), by wskazać im wroga w postaci etatyzmu który działa na zasadzie dziel i rządź, chcą utrzymania rozdziału państwa od religii, ludzi którzy zaniosą broń pod strzechy, odcinają się od prawackiego lolcontentu typu NWO, kreacjonizm, szczepionki, katechon, etc. Przede wszystkimi domagają się jak największej transparentności w procesach decyzyjnych i jak najszerszego oderwania legislacji od działalności ludzkiej, mocnej waluty i uznania patentów za nielegalne. Bo tylko w ten sposób będzie mi się lepiej żyło i powtórzy się amerykańską drogę do sukcesu - aktualnie libertarianizm tam to twardy mainstream. BTW w ramach obecnego porządku prawnego, obyczajowego i ekonomicznego to popieram też wszelkie wrogie działania wymierzone w Rosję.
Twój cyrk i Twoje małpy.
 
Do góry Bottom