Król Julian
Well-Known Member
- 962
- 2 125
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka Adama Leszczyńskiego Skok w nowoczesność: polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943-1980. Autor jest lewakiem związanym z GW i Krytyką Polityczną, ale w pierwszych rozdziałach zawarł ciekawe spostrzeżenia związane z przyczynami dysproporcji w rozwoju różnych krajów świata:
W 1825 roku Anglik William Jacob na zlecenie brytyjskiego rządu przemierzył wzdłuż i wszerz ówczesne Królestwo Polskie, Galicję oraz bałtyckie prowincje Rosji. Podróż miała bardzo praktyczny cel. Wielka Brytania potrzebowała zboża, aby wyżywić robotników w szybko rozrastających się miastach przemysłowych. Jacobowi polecono zbadać, ile zboża i po jakich cenach mogą dostarczyć ziemie „dawnej Polski”. Miał też sprawdzić, jakie są możliwości jego eksportu przez Gdańsk, Prusy Wschodnie i Rygę. Z zadania wywiązał się znakomicie. Po powrocie do Anglii wydał obszerny raport, w którym charakteryzował także – w stylu ówczesnych relacji podróżniczych – mieszkańców ziem polskich. Odnotował niechęć szlachty do zajmowania się czymkolwiek poza służbą wojskową oraz dominującą pozycję Żydów w handlu, a Niemców w rzemiosłach. (Niemcy, jak zauważył, źle się w Polsce czują i marzą tylko, żeby – jak już się dorobią – wrócić do ojczyzny.) Dużo uwagi poświęcił polskim chłopom:
"Nie są już niewolnikami ani adscripti glebae. […] Dzięki tej zmianie kondycji ich sytuacja jednak w praktyce poprawiła się niewiele. Kiedy dochodzi do przekazania majątku [ziemskiego], czy to zapisem w testamencie, czy w inny sposób, osoby chłopów nie są do niego wprost włączone, ale ich usługi są, i w wielu wypadkach stanowią najcenniejszą część majątku. […] Mieszkają w drewnianych chatach, pokrytych strzechą lub gontem, składających się z jednej izby z piecem, wokół którego mieszkańcy i ich bydło tłoczą się pospołu w najbardziej odrażającym brudzie. Jedzą kapustę, czasem ziemniaki, ale nie zawsze, groch, czarny chleb, i zupę, a raczej kaszę, bez dodatku masła czy mięsa. Piją głównie wodę, albo tanią whisky tego kraju, która jest głównym zbytkiem chłopów; i piją ją, kiedy ją tylko mogą pozyskać, w ogromnych ilościach. […] W swoich domach mają niewiele tego, co zasługiwałoby na nazwę mebli; a ich odzież jest prymitywna, podarta i brudna, nawet do obrzydzenia. Bardzo niewiele uwagi zwraca się na ich edukację, i generalnie są ciemni, przesądni i fanatyczni. […] Ten obraz stanu i charakteru chłopstwa, chociaż ogólny, może być uznany za tak powszechny, że nie ma od niego wyjątków; zdarzają się rzadkie przypadki wytrwałości w gospodarce, przedsiębiorczości i umiarkowaniu."
Relacja Jacoba staje się tym bardziej poruszająca, jeżeli jesteśmy świadomi jej kontekstu. Punktem odniesienia autora była Anglia – wówczas najbogatszy kraj świata, ale z ogromnymi i szybko rosnącymi obszarami skrajnej nędzy. Według szacunków dzisiejszych historyków w 1820 roku płace robotników w Anglii były tylko o 10 procent wyższe niż w 1770 roku. Mamy przy tym dobre powody, by przypuszczać, że warunki życia i pracy większości z nich pod wieloma względami były gorsze niż kilkadziesiąt lat wcześniej. Niedługo po raporcie Jacoba z ziem polskich w Londynie ukazało się kilka głośnych książek przedstawiających nędzę robotników brytyjskich; w 1833 roku wydano na przykład książkę Petera Gaskella o robotnikach, która miała dostarczyć inspiracji piszącemu "Położenie klasy robotniczej w Anglii" Engelsowi. Jacob odwiedził ziemie polskie w szczególnym momencie historycznym; nigdy wcześniej i nigdy później w czasie angielskiej rewolucji przemysłowej nie było większego kontrastu pomiędzy dynamicznie rozwijającą się gospodarką a stojącymi w miejscu zarobkami (a nawet, jak wielu wówczas sądziło, pogłębiającą się nędzą). Zarówno Jacob, jak i jego czytelnicy, mieli też świeżo w pamięci czasy rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, kiedy gwałtowne skoki cen żywności powodowały, że robotnicy brytyjscy często zarabiali zbyt mało, aby nie przymierać głodem. Co kilka lat krajem wstrząsały fale buntów klasy pracującej; społeczeństwo angielskie, przynajmniej w opinii współczesnych, przypominało wulkan grożący wybuchem. Właśnie z takiej Anglii – opisywanej przez Dickensa, Gaskella i Engelsa – przyjechał do Królestwa Polskiego Jacob. I tu uderzyła go nędza i zacofanie. Jacob zauważył także, że polscy chłopi pracują dużo mniej wydajnie od angielskich robotników rolnych. Anglik przypisywał to lenistwo nie tyle wrodzonym cechom polskich chłopów, ale „systemowi obowiązkowej pracy”, który sprawia, że nie pracują dla siebie.
"Pracują w najbardziej niedbały i ospały sposób, jak to tylko możliwe. Żaden zarządca dużej posiadłości nie może mieć stale każdego pracownika na oku; a kiedy [pracownik] nie ma korzyści ze starannej pracy, będzie ją wykonywał w sposób bardzo niedoskonały. Uderzyło mnie, jak bardzo źle są wykonywane wszystkie przedsięwzięcia rolne: orka jest bardzo płytkie i nieregularna […] w ten sposób pole pozostaje pełne chwastów każdego rodzaju. Zaobserwowałem także ten sam brak uwagi podczas młócki; wydaje mi się, że znacznie większa część ziarna pozostała w kłosach, niż gdyby przeszło ono pod angielskim cepem."
W tym krótkim opisie wsi polskiej zawierają się wszystkie elementy, które można odnaleźć w różnych obrazach zacofania czy cywilizacyjnego zapóźnienia. Mamy tu więc nieefektywny i anachroniczny porządek społeczny (w polskim przypadku faktycznie ciągle feudalny system pracy przymusowej); społeczeństwo wiejskie i rolnicze, a nie miejskie i przemysłowe, podzielone na sztywne i nieprzenikalne klasy; niską wydajność pracy, zacofaną technologię, nieproporcjonalny podział dochodu i stagnację gospodarczą; wreszcie – niski poziom formalnej edukacji, konsumpcji i kultury materialnej, tak niski, że brud, ciemnota i nędza budzą aż „odrazę” i „obrzydzenie” obserwatora wywodzącego się z cywilizacyjnego centrum. Jacob był zazwyczaj obserwatorem beznamiętnym – jak tylko beznamiętny może być autor grubej księgi o cenach zboża i kosztach jego transportu. Mimo to nie mógł powstrzymać obrzydzenia. Było silniejsze od niego – chociaż był inteligentnym podróżnikiem i doskonale zdawał sobie sprawę, że ludzie, których opisuje, nie są winni swojej nędzy. W opisie dystansu cywilizacyjnego pomiędzy centrum a peryferiami zawiera się tak wiele historycznych, społecznych i gospodarczych wymiarów, że trudno ująć je w jednej definicji. Wybitny historyk Eric Hobsbawm powiedział niegdyś, że rzecz sprowadza się do próby odpowiedzi na pytanie: „dlaczego Szwajcaria jest bogatsza od Albanii?”. Pytanie jest tylko pozornie nieracjonalne: oba kraje są podobne – małe, górzyste, pozbawione surowców naturalnych i dobrych gleb; oba także przez stulecia były bardzo biedne, broniły zażarcie swojej niezależności i żywiły się wysyłając młodych ludzi do służby w najemnych armiach. (Szwajcaria nie ma nawet dostępu do morza!) Odpowiedź na to pytanie wymaga przytoczenia wielu powodów – historycznych, religijnych, gospodarczych; długiej i skomplikowanej opowieści o ewolucji obu krajów, która nie da się streścić w jednym zdaniu ani zawrzeć w jednym zestawieniu liczb. Mimo to nie sposób mówić o ideach przyspieszonego rozwoju bez próby opisania zacofania. Jak duży był cywilizacyjny dystans pomiędzy centrum cywilizacji a krajami peryferyjnymi i zacofanymi? Jak go mierzyć? Jak się kształtował w dziejach? Statystyki nie dostarczają na to pytanie odpowiedzi. Sięgają niezbyt głęboko w przeszłość – najczęściej do XIX wieku – a poza tym często nie można im ufać. Nie ufali im zresztą współcześni. Jerzy Jedlicki przytacza opinię Dyrektora Głównego Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych Królestwa Polskiego (a więc wysokiego urzędnika, który miał wyobrażenie, jak działa podległa mu administracja), który jeszcze w 1860 roku pisał, że na danych dostarczonych przez lokalne władze w ogóle polegać nie można. W odpowiedzi na pytanie innego urzędu, który miał wątpliwości, czy dane dostarczone mu przez lokalną administrację są prawdziwe, dygnitarz ów pisał: „Statystyka centralizacyjna czysto administracyjna dojdzie do rezultatów jakiej bądź ścisłości tylko tam, gdzie jest w związku z przychodem lub rozchodem grosza publicznego, to jest tam, gdzie jest ściśle kontrolowana i gdzie fałsz pociąga za sobą odpowiedzialność”. Skoro tak myśleli współcześni, tym bardziej historyk nie powinien tych liczb cytować bez zastrzeżeń. Pozostają więc metody pośrednie. Za pomocą wyrafinowanych metod statystycznych ekonomiści próbują oszacować poziom produktu krajowego brutto w różnych krajach, sięgając aż do początku naszej ery. Dzięki badaniom archiwalnym można próbować ustalać, jak kształtowały się zarobki w różnych okresach i w różnych krajach: kiedy rosły, kiedy malały, i co za te pieniądze można było kupić – a to daje pewne wyobrażenie o poziomie życia. Można także opisywać poziom kultury materialnej: liczyć meble, łyżki, garnki i inne przedmioty wymienione w testamentach czy aktach sądowych. Można też badać, na podstawie prac na cmentarzach, przeciętny wzrost ludzi w różnych okresach historycznych – przyjmując, że jego zmiany odpowiadają w przybliżeniu zmianom w poziomie odżywiania i warunkach życia (chociaż i ta zależność nie jest jednoznaczna). Można też, badając testamenty, księgi parafialne i inne dokumenty, próbować ustalić przeciętną długość życia. Mimo to nadal niewiele jest w tej dziedzinie pewnych odpowiedzi. Wszystkie te sposoby są niedoskonałe, a różne metody wydają się prowadzić niekiedy do sprzecznych wniosków. Zebrane razem, dają jednak przybliżone wyobrażenie o przeszłości. Co jest w nim pewnego? Że Malthus miał rację, kiedy opisywał logikę życia gospodarczego w wiekach przed rewolucją przemysłową (a w wielu krajach być może i dzisiaj).
W 1825 roku Anglik William Jacob na zlecenie brytyjskiego rządu przemierzył wzdłuż i wszerz ówczesne Królestwo Polskie, Galicję oraz bałtyckie prowincje Rosji. Podróż miała bardzo praktyczny cel. Wielka Brytania potrzebowała zboża, aby wyżywić robotników w szybko rozrastających się miastach przemysłowych. Jacobowi polecono zbadać, ile zboża i po jakich cenach mogą dostarczyć ziemie „dawnej Polski”. Miał też sprawdzić, jakie są możliwości jego eksportu przez Gdańsk, Prusy Wschodnie i Rygę. Z zadania wywiązał się znakomicie. Po powrocie do Anglii wydał obszerny raport, w którym charakteryzował także – w stylu ówczesnych relacji podróżniczych – mieszkańców ziem polskich. Odnotował niechęć szlachty do zajmowania się czymkolwiek poza służbą wojskową oraz dominującą pozycję Żydów w handlu, a Niemców w rzemiosłach. (Niemcy, jak zauważył, źle się w Polsce czują i marzą tylko, żeby – jak już się dorobią – wrócić do ojczyzny.) Dużo uwagi poświęcił polskim chłopom:
"Nie są już niewolnikami ani adscripti glebae. […] Dzięki tej zmianie kondycji ich sytuacja jednak w praktyce poprawiła się niewiele. Kiedy dochodzi do przekazania majątku [ziemskiego], czy to zapisem w testamencie, czy w inny sposób, osoby chłopów nie są do niego wprost włączone, ale ich usługi są, i w wielu wypadkach stanowią najcenniejszą część majątku. […] Mieszkają w drewnianych chatach, pokrytych strzechą lub gontem, składających się z jednej izby z piecem, wokół którego mieszkańcy i ich bydło tłoczą się pospołu w najbardziej odrażającym brudzie. Jedzą kapustę, czasem ziemniaki, ale nie zawsze, groch, czarny chleb, i zupę, a raczej kaszę, bez dodatku masła czy mięsa. Piją głównie wodę, albo tanią whisky tego kraju, która jest głównym zbytkiem chłopów; i piją ją, kiedy ją tylko mogą pozyskać, w ogromnych ilościach. […] W swoich domach mają niewiele tego, co zasługiwałoby na nazwę mebli; a ich odzież jest prymitywna, podarta i brudna, nawet do obrzydzenia. Bardzo niewiele uwagi zwraca się na ich edukację, i generalnie są ciemni, przesądni i fanatyczni. […] Ten obraz stanu i charakteru chłopstwa, chociaż ogólny, może być uznany za tak powszechny, że nie ma od niego wyjątków; zdarzają się rzadkie przypadki wytrwałości w gospodarce, przedsiębiorczości i umiarkowaniu."
Relacja Jacoba staje się tym bardziej poruszająca, jeżeli jesteśmy świadomi jej kontekstu. Punktem odniesienia autora była Anglia – wówczas najbogatszy kraj świata, ale z ogromnymi i szybko rosnącymi obszarami skrajnej nędzy. Według szacunków dzisiejszych historyków w 1820 roku płace robotników w Anglii były tylko o 10 procent wyższe niż w 1770 roku. Mamy przy tym dobre powody, by przypuszczać, że warunki życia i pracy większości z nich pod wieloma względami były gorsze niż kilkadziesiąt lat wcześniej. Niedługo po raporcie Jacoba z ziem polskich w Londynie ukazało się kilka głośnych książek przedstawiających nędzę robotników brytyjskich; w 1833 roku wydano na przykład książkę Petera Gaskella o robotnikach, która miała dostarczyć inspiracji piszącemu "Położenie klasy robotniczej w Anglii" Engelsowi. Jacob odwiedził ziemie polskie w szczególnym momencie historycznym; nigdy wcześniej i nigdy później w czasie angielskiej rewolucji przemysłowej nie było większego kontrastu pomiędzy dynamicznie rozwijającą się gospodarką a stojącymi w miejscu zarobkami (a nawet, jak wielu wówczas sądziło, pogłębiającą się nędzą). Zarówno Jacob, jak i jego czytelnicy, mieli też świeżo w pamięci czasy rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, kiedy gwałtowne skoki cen żywności powodowały, że robotnicy brytyjscy często zarabiali zbyt mało, aby nie przymierać głodem. Co kilka lat krajem wstrząsały fale buntów klasy pracującej; społeczeństwo angielskie, przynajmniej w opinii współczesnych, przypominało wulkan grożący wybuchem. Właśnie z takiej Anglii – opisywanej przez Dickensa, Gaskella i Engelsa – przyjechał do Królestwa Polskiego Jacob. I tu uderzyła go nędza i zacofanie. Jacob zauważył także, że polscy chłopi pracują dużo mniej wydajnie od angielskich robotników rolnych. Anglik przypisywał to lenistwo nie tyle wrodzonym cechom polskich chłopów, ale „systemowi obowiązkowej pracy”, który sprawia, że nie pracują dla siebie.
"Pracują w najbardziej niedbały i ospały sposób, jak to tylko możliwe. Żaden zarządca dużej posiadłości nie może mieć stale każdego pracownika na oku; a kiedy [pracownik] nie ma korzyści ze starannej pracy, będzie ją wykonywał w sposób bardzo niedoskonały. Uderzyło mnie, jak bardzo źle są wykonywane wszystkie przedsięwzięcia rolne: orka jest bardzo płytkie i nieregularna […] w ten sposób pole pozostaje pełne chwastów każdego rodzaju. Zaobserwowałem także ten sam brak uwagi podczas młócki; wydaje mi się, że znacznie większa część ziarna pozostała w kłosach, niż gdyby przeszło ono pod angielskim cepem."
W tym krótkim opisie wsi polskiej zawierają się wszystkie elementy, które można odnaleźć w różnych obrazach zacofania czy cywilizacyjnego zapóźnienia. Mamy tu więc nieefektywny i anachroniczny porządek społeczny (w polskim przypadku faktycznie ciągle feudalny system pracy przymusowej); społeczeństwo wiejskie i rolnicze, a nie miejskie i przemysłowe, podzielone na sztywne i nieprzenikalne klasy; niską wydajność pracy, zacofaną technologię, nieproporcjonalny podział dochodu i stagnację gospodarczą; wreszcie – niski poziom formalnej edukacji, konsumpcji i kultury materialnej, tak niski, że brud, ciemnota i nędza budzą aż „odrazę” i „obrzydzenie” obserwatora wywodzącego się z cywilizacyjnego centrum. Jacob był zazwyczaj obserwatorem beznamiętnym – jak tylko beznamiętny może być autor grubej księgi o cenach zboża i kosztach jego transportu. Mimo to nie mógł powstrzymać obrzydzenia. Było silniejsze od niego – chociaż był inteligentnym podróżnikiem i doskonale zdawał sobie sprawę, że ludzie, których opisuje, nie są winni swojej nędzy. W opisie dystansu cywilizacyjnego pomiędzy centrum a peryferiami zawiera się tak wiele historycznych, społecznych i gospodarczych wymiarów, że trudno ująć je w jednej definicji. Wybitny historyk Eric Hobsbawm powiedział niegdyś, że rzecz sprowadza się do próby odpowiedzi na pytanie: „dlaczego Szwajcaria jest bogatsza od Albanii?”. Pytanie jest tylko pozornie nieracjonalne: oba kraje są podobne – małe, górzyste, pozbawione surowców naturalnych i dobrych gleb; oba także przez stulecia były bardzo biedne, broniły zażarcie swojej niezależności i żywiły się wysyłając młodych ludzi do służby w najemnych armiach. (Szwajcaria nie ma nawet dostępu do morza!) Odpowiedź na to pytanie wymaga przytoczenia wielu powodów – historycznych, religijnych, gospodarczych; długiej i skomplikowanej opowieści o ewolucji obu krajów, która nie da się streścić w jednym zdaniu ani zawrzeć w jednym zestawieniu liczb. Mimo to nie sposób mówić o ideach przyspieszonego rozwoju bez próby opisania zacofania. Jak duży był cywilizacyjny dystans pomiędzy centrum cywilizacji a krajami peryferyjnymi i zacofanymi? Jak go mierzyć? Jak się kształtował w dziejach? Statystyki nie dostarczają na to pytanie odpowiedzi. Sięgają niezbyt głęboko w przeszłość – najczęściej do XIX wieku – a poza tym często nie można im ufać. Nie ufali im zresztą współcześni. Jerzy Jedlicki przytacza opinię Dyrektora Głównego Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych Królestwa Polskiego (a więc wysokiego urzędnika, który miał wyobrażenie, jak działa podległa mu administracja), który jeszcze w 1860 roku pisał, że na danych dostarczonych przez lokalne władze w ogóle polegać nie można. W odpowiedzi na pytanie innego urzędu, który miał wątpliwości, czy dane dostarczone mu przez lokalną administrację są prawdziwe, dygnitarz ów pisał: „Statystyka centralizacyjna czysto administracyjna dojdzie do rezultatów jakiej bądź ścisłości tylko tam, gdzie jest w związku z przychodem lub rozchodem grosza publicznego, to jest tam, gdzie jest ściśle kontrolowana i gdzie fałsz pociąga za sobą odpowiedzialność”. Skoro tak myśleli współcześni, tym bardziej historyk nie powinien tych liczb cytować bez zastrzeżeń. Pozostają więc metody pośrednie. Za pomocą wyrafinowanych metod statystycznych ekonomiści próbują oszacować poziom produktu krajowego brutto w różnych krajach, sięgając aż do początku naszej ery. Dzięki badaniom archiwalnym można próbować ustalać, jak kształtowały się zarobki w różnych okresach i w różnych krajach: kiedy rosły, kiedy malały, i co za te pieniądze można było kupić – a to daje pewne wyobrażenie o poziomie życia. Można także opisywać poziom kultury materialnej: liczyć meble, łyżki, garnki i inne przedmioty wymienione w testamentach czy aktach sądowych. Można też badać, na podstawie prac na cmentarzach, przeciętny wzrost ludzi w różnych okresach historycznych – przyjmując, że jego zmiany odpowiadają w przybliżeniu zmianom w poziomie odżywiania i warunkach życia (chociaż i ta zależność nie jest jednoznaczna). Można też, badając testamenty, księgi parafialne i inne dokumenty, próbować ustalić przeciętną długość życia. Mimo to nadal niewiele jest w tej dziedzinie pewnych odpowiedzi. Wszystkie te sposoby są niedoskonałe, a różne metody wydają się prowadzić niekiedy do sprzecznych wniosków. Zebrane razem, dają jednak przybliżone wyobrażenie o przeszłości. Co jest w nim pewnego? Że Malthus miał rację, kiedy opisywał logikę życia gospodarczego w wiekach przed rewolucją przemysłową (a w wielu krajach być może i dzisiaj).
Ostatnia edycja: