Propaganda nigdy nie jest prawdą

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Interesujący tekst Tomasza Gabisia o języku propagandy w Niemczech... Całego nie wklejam, bo za dużo dzielenia na poszczególne posty...

Metaideologia i język polityczny RFN (Głosy zza Odry)
Tomasz Gabiś Paź 25, 2015
W ostatnich latach na czoło niezależnych, konserwatywno-narodowych politologów w Niemczech wysforował się Manfred Kleine-Hartlage. W latach 1981-1996 był członkiem SPD, jednak porzucił „zielono-czerwoną” lewicę, kiedy – jak sam wyznał – uświadomił sobie, że lewicowa ideologia oznacza destrukcję samych fundamentów społecznych i jest zagrożeniem dla historycznej i kulturalnej tożsamości narodu. Obecnie jest wszystkim tym, co lewica określa za pomocą słów kończących się na –fob.

Oprócz licznych tekstów publicystycznych poświęconym aktualnej sytuacji politycznej i kulturalnej w Niemczech opublikował następujące książki: Das Dschihadsystem. Wie der Islam funktioniert (System dżihadu. Jak funkcjonuje islam, 2010), „Neue Weltordnung“. Zukunftsplan oder Verschwörungstheorie? („Nowy Porządek Światowy”. Plan na przyszłość czy teoria spiskowa?, 2011), Warum ich kein Linker mehr bin (Dlaczego nie jestem już lewicowcem, 2012), Die liberale Gesellschaft und ihr Ende. Über den Selbstmord eines Systems (Społeczeństwo liberalne i jego koniec. O samobójstwie pewnego systemu, 2013). Zredagował także tom Europa verteidigen. Zehn Texte (Bronić Europy. Dziesięć tekstów, 2011). W tym roku opublikował książkę Die Sprache der BRD. Unwörter und ihre politische Bedeutung (Język RFN-u. Antysowa i ich polityczne znaczenie, 2015)

Metaideologia panująca jako narzędzie w rękach kartelu władzy
W swoich książkach Kleine-Hartlage dokonuje fundamentalnej krytyki systemu politycznego w RFN, czyli rządzącego kartelu władzy, w skład którego wchodzą partie polityczne, organizacje i związki różnego rodzaju, wielkie fundacje, konglomeraty medialne etc., oraz dominującej w tym kraju metaideologii, która wyklucza wszystkie nie-demokratyczno-liberalne i nie-socjalistyczne, czyli nie utopistyczne stanowiska polityczne. Niemcy współczesne są oczywiście tylko specyficznym przypadkiem, ponieważ analizowana przez niego metaideologia panuje w całej Europie. Krytyka systemu władzy i panującej metaideologii jest, jego zdaniem, możliwa dziś tylko „z prawa”, ponieważ lewica jest częścią systemu, jej ideologia została wessana w system, utraciła cały swój krytyczny potencjał, Lewica nie jest w stanie dostrzec rzeczywistego charakteru społecznych relacji, z tego prostego powodu, ponieważ sama jest jednym z jego konstruktorów, sama jest elementem panującej metaideologii.

Przytoczmy poniżej (częściowo w dosłownym tłumaczeniu) główne wątki analizy niemieckiego politologa.

Polityczne, medialne i „naukowe” elity (funkcjonalne) praktycznie wszystkich państw europejskich są zwolennikami utopii „Jednego Świata”, która przez ideologów sprzedawana jest masom jako raj harmonii, pokoju, sprawiedliwości i tolerancji. Realizacja tej utopii wiedzie poprzez zniszczenie integralności narodów, indywidualnej wolności, organicznie wzrastających kultur. Nie jest żadna zwariowana prawicowa teoria spiskowa, ale oficjalna polityka, wystarczy przeanalizować wypowiedzi polityków, odegnać mgłę ideologicznych frazesów, i sprowadzić do racjonalnego jądra, aby to dostrzec.

Oczywiście dzieje się to wyłącznie w imię „Dobra“, a ten kto się przeciwstawia „Dobru“, siłą rzeczy musi być „Zły“, stąd ta ideologia i jej zwolennicy nie znają tolerancji wobec inaczej myślących. Ponieważ wielu ludzi widzi, że realizacja tej utopii musi zakończyć się rozkładem społecznym, chaosem i przemocą, to ich opór musi być złamany: stąd zakazy mówienia i myślenia, wszechobecna propaganda, cenzura, przemoc, orgia nietolerancji, systematyczne pozbawianie praw inaczej myślących, katarakta kłamstw, podejrzeń i oszczerstw. Oficjalne media, partie, wszystkie wielkie organizacje społeczne i fabryka ideologii błędnie nazywana „naukami społecznymi” i „naukami politycznymi” itp. głoszą ideę demokracji. Kto jednak głosi demokratyczne reguły, a sam ich nie przestrzega, ten zbierze burzę przemocy. Kiedyś lewica to wiedziała, ale było to wtedy, kiedy sama była dotknięta represywnymi praktykami, dziś to ona je stosuje.

Wieloletni konflikt systemów pomiędzy Wschodem i Zachodem był jednocześnie ideologicznym przeciwieństwem pomiędzy demokratycznym liberalizmem a marksizmem, i sprawił, że tematy tego ideologicznego starcia były równoznaczne z tematami polityki. Spowodowało to, że konserwatywna prawica utraciła swoją polityczną samodzielność. Marksizm (socjalizm) i demokratyczny liberalizm tworzyły oligopol ideologiczny, co sprawiało, że określone społeczne rzeczywistości były nieopisywalne we właściwym im języku teoretycznym. Mimo wszelkich przeciwieństw nie są one od siebie niezależne, jeden jest krytyką drugiego, jeden żywi się drugim – u ich podłoża leży wspólna metaideologia. Wszystkie założenia, w stosunku do których nie istniała między nimi niezgoda, stały się akceptowanymi bezkrytycznie oczywistościami. Oczywiście Marks nie był empirykiem i analitykiem, ale ideologiem budującym wizję przyszłego społeczeństwa, to ona była punktem wyjścia, założeniem a nie wnioskiem. Marks był niezadowolonym kontynuatorem demokratyczno-liberalnej emancypacji, ona się zatrzymała, a trzeba pójść dalej. Kolektywizm i indywidualizm to jedyny istotny punkt różniący oba nurty. Emancypacyjne założenia aksjologiczne są wspólne im obu. Różnice dotyczyły sposobów i metod ich realizacji. Marksizm jedynie rozwija potencjał emancypacyjny zawarty w demokratycznym liberalizmie. Oba patrzą na społeczeństwo z punktu widzenia utopii, wyobrażonego stanu idealnego.

Założenia marksizmu (socjalizmu) i demokratycznego liberalizmu stały się zrozumiałymi same przez się założeniami politycznego myślenia, ich nikt już nie kwestionuj, o ich zasadność nikt nie pyta, bo są oczywiste, wspólnie tworzą metaideologię, która definiuje co w ogóle może być dopuszczalną ideologią, o co wolno się sensownie spierać, co jest normalne i rozsądne a co ekscentryczne i nienormalne, co przeznaczone do wyrzucenia poza ramy uznanego za poważny oficjalnego dyskursu.

To, że tradycyjne wartości, normy, instytucje, dogmaty istniały przez wieki, przemawiało na ich korzyść, ludzie sądzili, że przypuszczalnie są prawdziwe, sprawiedliwe i pożyteczne. Obecnie znajdują się w permanentnej defensywie, pod presją nowej metaideologii, której cele i ideały mierzy się świetnością utopii. Utopia nie ma przymusu usprawiedliwiania się, nie musi się dać mierzyć swoją wykonalnością, ponieważ nie występuje jako projekt do urzeczywistnienia a nawet nie jako konkretnie sformułowany ideał, ale wyłącznie jako system norm tworzący ramę referencyjną, w której społeczna rzeczywistość jest interpretowana i krytykowana. Utopia jest w tym systemie norm zawarta implicite a nie explicite, ponieważ rama referencyjna jako taka stanowi oczywistość i dlatego jest w dużej mierze nieświadoma, nie potrzebuje przymusu legitymizacji.

[...]
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wszystko zaczyna się od społecznej odpowiedzialności biznesu - corporate social responsibilityCSR, po to, by spłynąć na poziom szeregowego marketingu i zmienić funkcje reklamy na propagandę woke'owej inżynierii społecznej.

PJW zebrał przykłady z ostatniego czasu.



View: https://www.bitchute.com/video/PQWlgFYeXlk/
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
W propagandzie prawda popłaca... Zupełnie złudzeniem jest myśleć o genialnym propagandyście jako o zawodowym kłamcy. Genialny propagandysta to człowiek, który mówi prawdę, czyli ten wybór prawdy, który jest mu potrzebny, i mówi tak, aby odbiorca nie sądził, że otrzymuje jakąkolwiek propagandę... [...] Sztuka propagandy nie polega na kłamaniu, ale na wybieraniu potrzebnej prawdy i mieszaniu jej z pewnymi prawdami, które publiczność chce usłyszeć - Richard Crossman

Osobiście, preferuję manipulacje niż kłamstwa bo manipulacje wykrywam już niemal tak samo dobrze jak literówki w tekście a debunkowanie kłamstw wymaga researchu.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

Why It Might Work and Options to Counter It
Since its 2008 incursion into Georgia (if not before), there has been a remarkable evolution in Russia's approach to propaganda. This new approach was on full display during the country's 2014 annexation of the Crimean peninsula. It continues to be demonstrated in support of ongoing conflicts in Ukraine and Syria and in pursuit of nefarious and long-term goals in Russia's “near abroad” and against NATO allies.
In some ways, the current Russian approach to propaganda builds on Soviet Cold War–era techniques, with an emphasis on obfuscation and on getting targets to act in the interests of the propagandist without realizing that they have done so.1 In other ways, it is completely new and driven by the characteristics of the contemporary information environment. Russia has taken advantage of technology and available media in ways that would have been inconceivable during the Cold War. Its tools and channels now include the Internet, social media, and the evolving landscape of professional and amateur journalism and media outlets.

Distinctive Features of the Contemporary Model for Russian Propaganda

  1. High-volume and multichannel
  2. Rapid, continuous, and repetitive
  3. Lacks commitment to objective reality
  4. Lacks commitment to consistency.
We characterize the contemporary Russian model for propaganda as “the firehose of falsehood” because of two of its distinctive features: high numbers of channels and messages and a shameless willingness to disseminate partial truths or outright fictions. In the words of one observer, “[N]ew Russian propaganda entertains, confuses and overwhelms the audience.”2
Contemporary Russian propaganda has at least two other distinctive features. It is also rapid, continuous, and repetitive, and it lacks commitment to consistency.
Interestingly, several of these features run directly counter to the conventional wisdom on effective influence and communication from government or defense sources, which traditionally emphasize the importance of truth, credibility, and the avoidance of contradiction.3 Despite ignoring these traditional principles, Russia seems to have enjoyed some success under its contemporary propaganda model, either through more direct persuasion and influence or by engaging in obfuscation, confusion, and the disruption or diminution of truthful reporting and messaging.
We offer several possible explanations for the effectiveness of Russia's firehose of falsehood. Our observations draw from a concise, but not exhaustive, review of the literature on influence and persuasion, as well as experimental research from the field of psychology. We explore the four identified features of the Russian propaganda model and show how and under what circumstances each might contribute to effectiveness. Many successful aspects of Russian propaganda have surprising foundations in the psychology literature, so we conclude with a brief discussion of possible approaches from the same field for responding to or competing with such an approach.

Russian Propaganda Is High-Volume and Multichannel

Russian propaganda is produced in incredibly large volumes and is broadcast or otherwise distributed via a large number of channels. This propaganda includes text, video, audio, and still imagery propagated via the Internet, social media, satellite television, and traditional radio and television broadcasting. The producers and disseminators include a substantial force of paid Internet “trolls” who also often attack or undermine views or information that runs counter to Russian themes, doing so through online chat rooms, discussion forums, and comments sections on news and other websites.4 Radio Free Europe/Radio Liberty reports that “there are thousands of fake accounts on Twitter, Facebook, LiveJournal, and vKontakte” maintained by Russian propagandists. According to a former paid Russian Internet troll, the trolls are on duty 24 hours a day, in 12-hour shifts, and each has a daily quota of 135 posted comments of at least 200 characters.5
All other things being equal, messages received in greater volume and from more sources will be more persuasive.
RT (formerly Russia Today) is one of Russia's primary multimedia news providers. With a budget of more than $300 million per year, it broadcasts in English, French, German, Spanish, Russian, and several Eastern European languages. The channel is particularly popular online, where it claims more than a billion page views. If true, that would make it the most-watched news source on the Internet.6 In addition to acknowledged Russian sources like RT, there are dozens of proxy news sites presenting Russian propaganda, but with their affiliation with Russia disguised or downplayed.7
Experimental research shows that, to achieve success in disseminating propaganda, the variety of sources matters:
  • Multiple sources are more persuasive than a single source, especially if those sources contain different arguments that point to the same conclusion.
  • Receiving the same or similar message from multiple sources is more persuasive.
  • People assume that information from multiple sources is likely to be based on different perspectives and is thus worth greater consideration.8
The number and volume of sources also matter:
  • Endorsement by a large number of users boosts consumer trust, reliance, and confidence in the information, often with little attention paid to the credibility of those making the endorsements.
  • When consumer interest is low, the persuasiveness of a message can depend more on the number of arguments supporting it than on the quality of those arguments.9

What Matters in Producing and Disseminating High-Volume, Multichannel Propaganda?

  • Variety of sources
  • Number and volume of sources
  • The views of others, especially the views of those who are similiar to the message recipient.
Finally, the views of others matter, especially if the message comes from a source that shares characteristics with the recipient:
  • Communications from groups to which the recipient belongs are more likely to be perceived as credible. The same applies when the source is perceived as similar to the recipient. If a propaganda channel is (or purports to be) from a group the recipient identifies with, it is more likely to be persuasive.
  • Credibility can be social; that is, people are more likely to perceive a source as credible if others perceive the source as credible. This effect is even stronger when there is not enough information available to assess the trustworthiness of the source.
  • When information volume is low, recipients tend to favor experts, but when information volume is high, recipients tend to favor information from other users.
  • In online forums, comments attacking a proponent's expertise or trustworthiness diminish credibility and decrease the likelihood that readers will take action based on what they have read.10
The experimental psychology literature suggests that, all other things being equal, messages received in greater volume and from more sources will be more persuasive. Quantity does indeed have a quality all its own. High volume can deliver other benefits that are relevant in the Russian propaganda context. First, high volume can consume the attention and other available bandwidth of potential audiences, drowning out competing messages. Second, high volume can overwhelm competing messages in a flood of disagreement. Third, multiple channels increase the chances that target audiences are exposed to the message. Fourth, receiving a message via multiple modes and from multiple sources increases the message's perceived credibility, especially if a disseminating source is one with which an audience member identifies.

Russian Propaganda Is Rapid, Continuous, and Repetitive

Contemporary Russian propaganda is continuous and very responsive to events. Due to their lack of commitment to objective reality (discussed later), Russian propagandists do not need to wait to check facts or verify claims; they just disseminate an interpretation of emergent events that appears to best favor their themes and objectives. This allows them to be remarkably responsive and nimble, often broadcasting the first “news” of events (and, with similar frequency, the first news of nonevents, or things that have not actually happened). They will also repeat and recycle disinformation. The January 14, 2016, edition of Weekly Disinformation Review reported the reemergence of several previously debunked Russian propaganda stories, including that Polish President Andrzej Duda was insisting that Ukraine return former Polish territory, that Islamic State fighters were joining pro-Ukrainian forces, and that there was a Western-backed coup in Kiev, Ukraine’s capital.11
Sometimes, Russian propaganda is picked up and rebroadcast by legitimate news outlets; more frequently, social media repeats the themes, messages, or falsehoods introduced by one of Russia’s many dissemination channels. For example, German news sources rebroadcast Russian disinformation about atrocities in Ukraine in early 2014, and Russian disinformation about EU plans to deny visas to young Ukrainian men was repeated with such frequency in Ukrainian media that the Ukrainian general staff felt compelled to post a rebuttal.12

Why Is Rapid, Continuous, and Repetitive Propaganda Successful?

  • First impressions are very resilient.
  • Repetition leads to familiarity, and familiarity leads to acceptance.
The experimental psychology literature tells us that first impressions are very resilient: An individual is more likely to accept the first information received on a topic and then favor this information when faced with conflicting messages.13 Furthermore, repetition leads to familiarity, and familiarity leads to acceptance:
  • Repeated exposure to a statement has been shown to increase its acceptance as true.
  • The “illusory truth effect” is well documented, whereby people rate statements as more truthful, valid, and believable when they have encountered those statements previously than when they are new statements.
  • When people are less interested in a topic, they are more likely to accept familiarity brought about by repetition as an indicator that the information (repeated to the point of familiarity) is correct.
  • When processing information, consumers may save time and energy by using a frequency heuristic, that is, favoring information they have heard more frequently.
  • Even with preposterous stories and urban legends, those who have heard them multiple times are more likely to believe that they are true.
  • If an individual is already familiar with an argument or claim (has seen it before, for example), they process it less carefully, often failing to discriminate weak arguments from strong arguments.14
Russian propaganda has the agility to be first, which affords propagandists the opportunity to create the first impression. Then, the combination of high-volume, multichannel, and continuous messaging makes Russian themes more likely to be familiar to their audiences, which gives them a boost in terms of perceived credibility, expertise, and trustworthiness.

Russian Propaganda Makes No Commitment to Objective Reality

It may come as little surprise that the psychology literature supports the persuasive potential of high-volume, diverse channels and sources, along with rapidity and repetition. These aspects of Russian propaganda make intuitive sense. One would expect any influence effort to enjoy greater success if it is backed by a willingness to invest in additional volume and channels and if its architects find ways to increase the frequency and responsiveness of messages. This next characteristic, however, flies in the face of intuition and conventional wisdom, which can be paraphrased as “The truth always wins.”
Contemporary Russian propaganda makes little or no commitment to the truth. This is not to say that all of it is false. Quite the contrary: It often contains a significant fraction of the truth. Sometimes, however, events reported in Russian propaganda are wholly manufactured, like the 2014 social media campaign to create panic about an explosion and chemical plume in St. Mary's Parish, Louisiana, that never happened.15 Russian propaganda has relied on manufactured evidence—often photographic. Some of these images are easily exposed as fake due to poor photo editing, such as discrepancies of scale, or the availability of the original (pre-altered) image.16 Russian propagandists have been caught hiring actors to portray victims of manufactured atrocities or crimes for news reports (as was the case when Viktoria Schmidt pretended to have been attacked by Syrian refugees in Germany for Russian's Zvezda TV network), or faking on-scene news reporting (as shown in a leaked video in which “reporter” Maria Katasonova is revealed to be in a darkened room with explosion sounds playing in the background rather than on a battlefield in Donetsk when a light is switched on during the recording).17

Contemporary Russian propaganda makes little or no commitment to the truth. This flies in the face of the conventional wisdom that the truth always wins.
In addition to manufacturing information, Russian propagandists often manufacture sources. Russian news channels, such as RT and Sputnik News, are more like a blend of infotainment and disinformation than fact-checked journalism, though their formats intentionally take the appearance of proper news programs. Russian news channels and other forms of media also misquote credible sources or cite a more credible source as the origin of a selected falsehood. For example, RT stated that blogger Brown Moses (a staunch critic of Syria's Assad regime whose real name is Eliot Higgins) had provided analysis of footage suggesting that chemical weapon attacks on August 21, 2013, had been perpetrated by Syrian rebels. In fact, Higgins's analysis concluded that the Syrian government was responsible for the attacks and that the footage had been faked to shift the blame.18 Similarly, several scholars and journalists, including Edward Lucas, Luke Harding, and Don Jensen, have reported that books that they did not write—and containing views clearly contrary to their own—had been published in Russian under their names. “The Kremlin's spin machine wants to portray Russia as a besieged fortress surrounded by malevolent outsiders,” said Lucas of his misattributed volume, How the West Lost to Putin.19
Why might this disinformation be effective? First, people are often cognitively lazy. Due to information overload (especially on the Internet), they use a number of different heuristics and shortcuts to determine whether new information is trustworthy.20 Second, people are often poor at discriminating true information from false information—or remembering that they have done so previously. The following are a few examples from the literature:
  • In a phenomenon known as the “sleeper effect,” low-credibility sources manifest greater persuasive impact with the passage of time. While people make initial assessments of the credibility of a source, in remembering, information is often dissociated from its source. Thus, information from a questionable source may be remembered as true, with the source forgotten.
  • Information that is initially assumed valid but is later retracted or proven false can continue to shape people's memory and influence their reasoning.
  • Even when people are aware that some sources (such as political campaign rhetoric) have the potential to contain misinformation, they still show a poor ability to discriminate between information that is false and information that is correct.21
Familiar themes or messages can be appealing even if these themes and messages are false. Information that connects with group identities or familiar narratives—or that arouses emotion—can be particularly persuasive. The literature describes the effects of this approach:
  • Someone is more likely to accept information when it is consistent with other messages that the person believes to be true.
  • People suffer from “confirmation bias”: They view news and opinions that confirm existing beliefs as more credible than other news and opinions, regardless of the quality of the arguments.
  • Someone who is already misinformed (that is, believes something that is not true) is less likely to accept evidence that goes against those misinformed beliefs.
  • People whose peer group is affected by an event are much more likely to accept conspiracy theories about that event.
  • Stories or accounts that create emotional arousal in the recipient (e.g., disgust, fear, happiness) are much more likely to be passed on, whether they are true or not.
  • Angry messages are more persuasive to angry audiences.22
False statements are more likely to be accepted if backed by evidence, even if that evidence is false:
  • The presence of evidence can override the effects of source credibility on perceived veracity of statements.
  • In courtroom simulations, witnesses who provide more details—even trivial details—are judged to be more credible.23

How Does Propaganda Undercut Perceptions of Reality?

  • People are poor judges of true versus false information—and they do not necessarily remember that particular information was false.
  • Information overload leads people to take shortcuts in determining the trustworthiness of messages.
  • Familiar themes or messages can be appealing even if they are false.
  • Statements are more likely to be accepted if backed by evidence, even if that evidence is false.
  • Peripheral cues—such as an appearance of objectivity—can increase the credibility of propaganda.
Finally, source credibility is often assessed based on “peripheral cues,” which may or may not conform to the reality of the situation.24 A broadcast that looks like a news broadcast, even if it is actually a propaganda broadcast, may be accorded the same degree of credibility as an actual news broadcast.25 Findings from the field of psychology show how peripheral cues can increase the credibility of propaganda:
  • Peripheral cues, such as the appearance of expertise or the format of information, lead people to accept—with little reflection—that the information comes from a credible source.
  • Expertise and trustworthiness are the two primary dimensions of credibility, and these qualities may be evaluated based on visual cues, such as format, appearance, or simple claims of expertise.
  • Online news sites are perceived as more credible than other online formats, regardless of the veracity of the content.26
The Russian firehose of falsehood takes advantage of all five of these factors. A certain proportion of falsehood in Russian propaganda may just be accepted by audiences because they do not recognize it as false or because various cues lead them to assign it greater credibility than they should. This proportion actually increases over time, with people forgetting that they have rejected certain offered “facts.” The proportion of falsehoods accepted increases even more when the disinformation is consistent with narratives or preconceptions held by various audiences. Where evidence is presented or seemingly credible sources disseminate the falsehoods, the messages are even more likely to be accepted. This is why Russian faux-news propaganda channels, such as RT and Sputnik, are so insidious. Visually, they look like news programs, and the persons appearing on them are represented as journalists and experts, making audience members much more likely to ascribe credibility to the misinformation these sources are disseminating.

Russian Propaganda Is Not Committed to Consistency

The final distinctive characteristic of Russian propaganda is that it is not committed to consistency. First, different propaganda media do not necessarily broadcast the exact same themes or messages. Second, different channels do not necessarily broadcast the same account of contested events. Third, different channels or representatives show no fear of “changing their tune.” If one falsehood or misrepresentation is exposed or is not well received, the propagandists will discard it and move on to a new (though not necessarily more plausible) explanation. One example of such behavior is the string of accounts offered for the downing of Malaysia Airlines Flight 17. Russian sources have offered numerous theories about how the aircraft came to be shot down and by whom, very few of which are plausible.27 Lack of commitment to consistency is also apparent in statements from Russian President Vladimir Putin. For example, he first denied that the “little green men” in Crimea were Russian soldiers but later admitted that they were. Similarly, he at first denied any desire to see Crimea join Russia, but then he admitted that that had been his plan all along.28
Again, this flies in the face of the conventional wisdom on influence and persuasion. If sources are not consistent, how can they be credible? If they are not credible, how can they be influential? Research suggests that inconsistency can have deleterious effects on persuasion—for example, when recipients make an effort to scrutinize inconsistent messages from the same source.29 However, the literature in experimental psychology also shows that audiences can overlook contradictions under certain circumstances:
  • Contradictions can prompt a desire to understand why a shift in opinion or messages occurred. When a seemingly strong argument for a shift is provided or assumed (e.g., more thought is given or more information is obtained), the new message can have a greater persuasive impact.
  • When a source appears to have considered different perspectives, consumer attitudinal confidence is greater. A source who changes his or her opinion or message may be perceived as having given greater consideration to the topic, thereby influencing recipient confidence in the newest message.30

How Can Propaganda Succeed While Disseminating Contradicting Messages?

  • Research suggests that inconsistency has a deleterious effect on persuasion, but audiences overlook contradictions under certain circumstances, such as a convincing reason for a shift in opinion.
  • Potential losses in credibility due to inconsistency can be offset by synergies with other characteristics of propaganda success, such as effective peripheral cues.
Potential losses in credibility due to inconsistency are potentially offset by synergies with other characteristics of contemporary propaganda. As noted earlier in the discussion of multiple channels, the presentation of multiple arguments by multiple sources is more persuasive than either the presentation of multiple arguments by one source or the presentation of one argument by multiple sources.31 These losses can also be offset by peripheral cues that enforce perceptions of credibility, trustworthiness, or legitimacy.32 Even if a channel or individual propagandist changes accounts of events from one day to the next, viewers are likely to evaluate the credibility of the new account without giving too much weight to the prior, “mistaken” account, provided that there are peripheral cues suggesting the source is credible.
While the psychology literature suggests that the Russian propaganda enterprise suffers little when channels are inconsistent with each other, or when a single channel is internally inconsistent, it is unclear how inconsistency accumulates for a single prominent figure. While inconsistent accounts by different propagandist on RT, for example, might be excused as the views of different journalists or changes due to updated information, the fabrications of Vladimir Putin have been unambiguously attributed to him, which cannot be good for his personal credibility. Of course, perhaps many people have a low baseline expectation of the veracity of statements by politicians and world leaders.33 To the extent that this is the case, Putin's fabrications, though more egregious than the routine, might be perceived as just more of what is expected from politicians in general and might not constrain his future influence potential.

What Can Be Done to Counter the Firehose of Falsehood?

Experimental research in psychology suggests that the features of the contemporary Russian propaganda model have the potential to be highly effective. Even those features that run counter to conventional wisdom on effective influence (e.g., the importance of veracity and consistency) receive some support in the literature.
If the Russian approach to propaganda is effective, then what can be done about it? We conclude with a few thoughts about how NATO, the United States, or other opponents of the firehose of falsehood might better compete. The first step is to recognize that this is a nontrivial challenge. Indeed, the very factors that make the firehose of falsehood effective also make it quite difficult to counter: For example, the high volume and multitude of channels for Russian propaganda offer proportionately limited yield if one channel is taken off the air (or offline) or if a single misleading voice is discredited. The persuasive benefits that Russian propagandists gain from presenting the first version of events (which then must be dislodged by true accounts at much greater effort) could be removed if the true accounts were instead presented first. But while credible and professional journalists are still checking their facts, the Russian firehose of falsehood is already flowing: It takes less time to make up facts than it does to verify them.
We are not optimistic about the effectiveness of traditional counterpropaganda efforts. Certainly, some effort must be made to point out falsehoods and inconsistencies, but the same psychological evidence that shows how falsehood and inconsistency gain traction also tells us that retractions and refutations are seldom effective. Especially after a significant amount of time has passed, people will have trouble recalling which information they have received is the disinformation and which is the truth. Put simply, our first suggestion is don't expect to counter the firehose of falsehood with the squirt gun of truth.
To the extent that efforts to directly counter or refute Russian propaganda are necessary, there are some best practices available—also drawn from the field of psychology—that can and should be employed. Three factors have been shown to increase the (limited) effectiveness of retractions and refutations: (1) warnings at the time of initial exposure to misinformation, (2) repetition of the retraction or refutation, and (3) corrections that provide an alternative story to help fill the resulting gap in understanding when false “facts” are removed.34
Forewarning is perhaps more effective than retractions or refutation of propaganda that has already been received. The research suggests two possible avenues:
  • Propagandists gain advantage by offering the first impression, which is hard to overcome. If, however, potential audiences have already been primed with correct information, the disinformation finds itself in the same role as a retraction or refutation: disadvantaged relative to what is already known.35
  • When people resist persuasion or influence, that act reinforces their preexisting beliefs.36 It may be more productive to highlight the ways in which Russian propagandists attempt to manipulate audiences, rather than fighting the specific manipulations.
In practice, getting in front of misinformation and raising awareness of misinformation might involve more robust and more widely publicized efforts to “out” Russian propaganda sources and the nature of their efforts. Alternatively, it could take the form of sanctions, fines, or other barriers against the practice of propaganda under the guise of journalism. The UK communications regulator, Ofcom, has sanctioned RT for biased or misleading programs, but more is needed.37 Our second suggestion is to find ways to help put raincoats on those at whom the firehose of falsehood is being directed.
Don't expect to counter Russia's firehose of falsehood with the squirt gun of truth. Instead, put raincoats on those at whom the firehose is aimed.
Another possibility is to focus on countering the effects of Russian propaganda, rather than the propaganda itself. The propagandists are working to accomplish something. The goal may be a change in attitudes, behaviors, or both. Identify those desired effects and then work to counter the effects that run contrary to your goals. For example, suppose the goal of a set of Russian propaganda products is to undermine the willingness of citizens in NATO countries to respond to Russian aggression. Rather than trying to block, refute, or undermine the propaganda, focus instead on countering its objective. This could be accomplished through efforts to, for example, boost support for a response to Russian aggression, promote solidarity and identity with threatened NATO partners, or reaffirm international commitments.
Thinking about the problem in this way leads to several positive developments. It encourages prioritization: Do not worry so much about countering propaganda that contributes to effects that are not of concern. This view also opens up the aperture. Rather than just trying to counter disinformation with other information, it might be possible to thwart desired effects with other capabilities—or to simply apply information efforts to redirecting behaviors or attitudes without ever directly engaging with the propaganda. That leads to our third suggestion: Don't direct your flow of information directly back at the firehose of falsehood; instead, point your stream at whatever the firehose is aimed at, and try to push that audience in more productive directions.
That metaphor and mindset leads us to our fourth suggestion for responding to Russian propaganda: Compete! If Russian propaganda aims to achieve certain effects, it can be countered by preventing or diminishing those effects. Yet, the tools of the Russian propagandists may not be available due to resource constraints or policy, legal, or ethical barriers. Although it may be difficult or impossible to directly refute Russian propaganda, both NATO and the United States have a range of capabilities to inform, influence, and persuade selected target audiences. Increase the flow of persuasive information and start to compete, seeking to generate effects that support U.S. and NATO objectives.
Our fifth and final suggestion for addressing the challenge of Russian propaganda is to use various technical means to turn off (or turn down) the flow. If the firehose of falsehood is being employed as part of active hostilities, or if counterpropaganda efforts escalate to include the use of a wider range of information warfare capabilities, then jamming, corrupting, degrading, destroying, usurping, or otherwise interfering with the ability of the propagandists to broadcast and disseminate their messages could diminish the impact of their efforts. Anything from aggressive enforcement of terms of service agreements with Internet providers and social media services to electronic warfare or cyberspace operations could lower the volume—and the impact—of Russian propaganda.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Dobry, ale dość długi tekst dziennikarza Meduzy nieśmiało bawiącego się metodą sokratejską, aby wydobyć sprzeczności sądów zwykłych Rosjan z ulicy, ujawniających linie po jakich prane są tam mózgi.

Najbardziej interesujące jest wydobycie potrzeb psychologicznych ludzi, którzy propagandzie się poddają, bo stanowi dla nich jakiś balsam na rzeczywistość


Ten tekst przeczytasz w 42 minuty
Wojna w Ukrainie trwa już dwa miesiące. Wielu Rosjan otwarcie wspiera "operację specjalną", przymykając oko na zabójstwa i gwałty, ostrzeliwanie miast, niewyobrażalne zniszczenia i miliony ludzi, którzy stracili domy. Dziennikarz Szura Burtin od tygodni rozmawiał z obywatelami Federacji Rosyjskiej o tym, co czują, gdy myślą o wojnie — a teraz opowiada, jak strach i poczucie upokorzenia pokonały w nich człowieczeństwo.
  • Dziennikarz Szura Burtin przepytuje Rosjan w Moskwie i z dala od dużych miast, dlaczego popierają wojnę. Wszyscy wierzą w telewizyjną propagandę
  • Burtin pisze o "wejściu w ciemność". To wstrząsający portret dużej części rosyjskiego społeczeństwa
  • Tekst publikujemy dzięki uprzejmości serwisu Meduza. Prosimy o wsparcie pracy niezależnych rosyjskich dziennikarzy

"Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie w Rosji milczą!" — ten okrzyk w pierwszych tygodniach wojny można było przeczytać w setkach tysięcy ukraińskich postów. "Czy oni naprawdę to popierają? Czy ich to nie obchodzi? My jesteśmy bombardowani, a oni boją się grzywny za pójście na wiec? Może nie wiedzą, co się dzieje? Powiedz im!".

Po Buczy i Kramatorsku Ukraińcy nie przejmują się już tym, co myślą Rosjanie. Ale ja wciąż nie rozumiałem, jak większość Rosjan może to wszystko popierać. Wygląda to jak ciemność, z której trzeba uciec.

Przez wiele dziesięcioleci wszyscy zadawali sobie pytanie: czy Niemcy w 1939 r. tego nie rozumieli? Jak cały naród, wszyscy ci normalni ludzie, mogli ulec absolutnemu szaleństwu? Pomyślałem, że możemy dziś odpowiedzieć na to pytanie. Razem z moją przyjaciółką socjolog Alicją (imię zmienione) zaczęliśmy chodzić po Moskwie i pytać przypadkowych ludzi, co sądzą o wojnie w Ukrainie.

Połowa osób odmówiła rozmowy. Później rozmawiałem z ludźmi z regionów Kaługi i Kostromy. W sumie przeprowadziliśmy ponad 50 wywiadów. Nie ma tu żadnej reprezentatywności. Chcieliśmy po prostu coś poczuć. Chcieliśmy wejść w tę ciemność i znaleźć w niej ludzi.

ROZDZIAŁ 1. Przemówienia


Przeciętna subiektywna opinia

Dwóch 50-letnich mężczyzn przy centrum sportowym w moskiewskim parku wyjaśnia, że od młodości spotykają się tu w weekendy i grają w piłkę. Jeden z nich rzeczywiście ma na sobie strój sportowy, ale nie ma piłki. Mężczyźni piją nalewkę żurawinową i zajadają się pieczoną wieprzowiną. W pełni popierają "operację specjalną".

— Żona mojego przyjaciela jest w Charkowie. Niedawno został zbombardowany, ale teraz jest tam spokojnie — mówi jeden z nich. — Wygląda na to, że [rosyjskie wojska] już przejęły kontrolę. Żona Iryka nawiązała kontakt, wygląda na to, że ukrywają się tam w piwnicy. Mówią, że strzelają. Ale to nie nasi ludzie strzelają, dlaczego nasi ludzie mieliby strzelać? Mam już tego dość, szczerze mówiąc, zapomnieli nawet o COVID-19.
— Czy znasz kogoś, kto jest przeciwny wojnie?
— Wszyscy są przeciwko wojnie! Co masz na myśli? Czy jestem za wojną? Ja też jestem przeciw! Ci politycy, Zełenski... On też rozdawał broń, to straszne. Oczywiście, że jestem przeciw! Życie jest dane raz, jak możesz walczyć?
— Czy myślisz, że ludzie w Ukrainie wspierają swój rząd?
— Myślę, że nie.
— A co oni myślą o naszej inwazji?
— Sądząc po przekazie telewizyjnym, bardzo pozytywnie — odpowiada drugi mężczyzna. — Wszystko zostało przemyślane z wyprzedzeniem. To inwazja na wielki kraj, który narobił g...a całemu światu. Ale nie jestem politykiem, to moja subiektywna opinia.

Słyszeliśmy to zdanie później wiele razy. Ludzie powtarzali propagandowe tyrady z telewizji i dodawali, że to ich czysto osobista opinia. Podobnie jak większość ludzi, z którymi rozmawiałem, mężczyźni byli przeciwni wojnie w ogóle, ale bardzo popierali tę konkretną wojnę — i nie widzieli w tym żadnej sprzeczności.

Pytaliśmy, co dokładnie czuła dana osoba w różnych momentach: kiedy dowiedziała się o rozpoczęciu "operacji", kiedy rozmawiała o tym z bliskimi i co czuje teraz. Zazwyczaj powodowało to lekkie zakłopotanie i raz za razem widzieliśmy zdziwione spojrzenia. Było jasne, że to, jak ludzie się czują, ma niewiele wspólnego z tym, co mówią.

— Jak się czułeś?
— W pełni popieram działania naszego prezydenta!

Tę samą i nieco dziwną odpowiedź na pytanie: "Jak się czujesz?" słyszeliśmy raz za razem, osiem razy na dziesięć. Zwykle było to wymawiane z wyzwaniem, lekkim marszczeniem czoła, tak jakbyśmy się już zaczęli kłócić. Pytaliśmy o więcej szczegółów, a ta osoba zaczynała mówić o zagrożeniu ze strony NATO i ukraińskich "nazistach".

Ale jeśli poszukamy głębiej, zobaczymy, że każdy używa tych formuł z własnych powodów. Ludzie budują swój własny obraz świata z cegiełek podsuwanych przez propagandę, ale każdy w nieco inny sposób, a za tym obrazem widać ich samych.

Istnieje opinia, że poparcie dla wojny w Rosji jest wynikiem propagandy. To z pewnością prawda. Ale dlaczego ludzie w tę propagandę wierzą? Te formuły działają, ponieważ ludzie potrafią je wykorzystać na swoją korzyść. Ludzie są ofiarami propagandy, ale są też jej klientami.

Kontrowersje

Prawie wszystkie nasze rozmowy były pełne sprzecznych stwierdzeń, co nas totalnie zaskoczyło.

1.

— Wszyscy się cieszą, zacierają ręce, że udało im się skłócić jeden naród z drugim — powiedział mi moskiewski taksówkarz. — Walczcie tutaj, eksterminujcie się nawzajem! Ich celem zawsze było wykrwawienie Rosji do sucha, zniszczenie jej. Tak, sytuacja jest zła, trudna, ale myślę, że nie było innej drogi.

2.

— Wymieniłem dziś pieniądze, kupiłem dolary. Już dobrze, wszystko będzie dobrze, teraz odłączymy się od dolara.
3.

Moje pytanie: — To Rosja zaatakowała Ukrainę?
— Nie. To znaczy tak, ale nie byliśmy pierwsi.


4.
— Nie można było zrobić inaczej!
Moje pytanie:— Czy na miesiąc przed wojną zdawałeś sobie sprawę, że nie można zrobić inaczej?
— Nie zastanawiałem się nad tym.

5.
— My ich wyzwalamy.
Moje pytanie: —A jeśli tamtejsza ludność nie chce być wyzwalana?
— Cóż, może tak jest. Nie walczymy przeciwko cywilom. Tak się jednak składa, że mieszkają na terenie, na którym odbywają się te wszystkie operacje wojskowe.

6.
Pytam: — Czy czułeś, że Ukraina mogła nas zaatakować?
— Oczywiście, na zawodach sportowych krzyczeli antyrosyjskie hasła. Mogli zbudować bombę atomową.

7.

— Mamy normalny stosunek do Ukraińców, prawda?
Ja: — Wiele osób mówi nam, że musimy ukarać Ukraińców.
— To prawda, powinni zostać ukarani!

8.
— Niech mają różne stany w Ameryce, a w naszym kraju niech wszyscy będą razem: Ukraina, Czuwasze, ale wszyscy razem, braterskie narody, jak, z grubsza rzecz biorąc, ZSRR ze swoimi republikami. Ale tutaj wszystko było połamane, rozdrobnione. Jak wielkie przedsiębiorstwo — rozbijasz je na kawałki i zabierasz za bezcen.
— Czy nie uważasz, że Ukraina jest suwerennym krajem?
— Uważam, że Donieck i Ługańsk to suwerenne kraje. Wyrazili swoją niezależność — więc daj im ją. Dlaczego nie dasz im niezależności?

W jednym z pierwszych dni wojny jechałem w Moskwie tramwajem z Nowokuźnieckiej do Czystyje Prudy. Po drugiej stronie przejścia siedziała starsza kobieta po siedemdziesiątce, która nagle, ni stąd, ni zowąd, zaczęła przeklinać "zdrajców" — tego dnia gdzieś w centrum odbywał się wiec antywojenny. Powiedziałem jej, że jestem takim "zdrajcą", a ona od razu pękła.

Odwróciła się do mnie i przez dłuższą chwilę krzyczała: — Po prostu zastrzeliłabym was wszystkich! Jesteś egoistą! Oni nie lubią wojny! Dlaczego nie pójdziesz na wojnę, co? Idź na wojnę! Ukraińcy zawsze tacy byli! Pracowałam w Tarnopolu, była tam pewna kobieta, która powiedziała mi wtedy: "Zastrzeliłabym was wszystkich, Moskale". Czy to normalne, powiesz mi?

Babcia była brzydka, jej krzyk był absurdalny, pełen sprzeczności. Ale nie było sensu jej na nich przyłapywać. Wręcz przeciwnie — to, co chciała wyrazić, było właśnie w tym krzyku.

Zauważyliśmy, że prawdziwe uczucia ludzi pojawiają się nie tyle w mowie, ile w drobnych uwagach, zastrzeżeniach, przebitkach, unikaniu, sprzecznościach, intonacji, spojrzeniach, postawach.

Pewien starszy urzędnik, którego zatrzymaliśmy z żoną w centrum handlowym, gdy tylko zadałem niewygodne pytanie, odwrócił się ode mnie jak dziecko i stanął do mnie plecami. Byli bardzo wzruszającą parą, najmilszymi ludźmi, jakich spotkałem, nigdy w życiu nikogo by nie skrzywdzili. Wspierali wojnę żarliwie i szczerze. Mąż z przerażeniem w oczach słuchał moich pytań o bombardowanie Charkowa. A potem wyjął długopis i starannie skopiował dane z mojej karty prasowej.

Cynizm

Wchodzimy do kawiarni w małym miasteczku w obwodzie kałuskim. Przy odległym stole siedzą dwie zgrabne młode kobiety z regionalnej administracji. Nie mają nic przeciwko rozmowie z dziennikarzem — to coś ciekawego podczas lunchu.
— Wojna cię nie przeraża?
— Nie, jestem patriotką — mówi wesoło pulchna dziewczyna. — Jedyną rzeczą, której jestem przeciwna, jest światowa polityka wobec rosyjskich sportowców. Nie jest mi żal poborowych, Ukraińców, Rosjan, żołnierzy czy cywilów — jest mi żal sportowców! Nie wolno im nigdzie wchodzić! Poświęcił taki swoje życie, by bronić honoru kraju, trenował 14 godzin dziennie...
— I to jest bardziej przykre niż śmierć cywilów?
— Tak!

Dziewczyna mówi głośno, patrząc w przestrzeń, jakby wygłaszała jakieś oświadczenie. Chwali się swoim cynizmem, a jej koleżanka patrzy na mnie z ciekawością.

Lamenty w sprawie sankcji przeciwko sportowcom słyszałem wiele razy. To świetny powód do oburzenia. Nie musisz się zastanawiać, co sądzisz o bombardowaniu miast. Wystarczy, że przypomnisz sobie, jak obrażono naszych sportowców czy Walerija Giergijewa ("To świetny dyrygent!"), a wojna schodzi na dalszy plan.

— Nie prowadzimy wojny! Odbywa się akcja wojskowa w ramach specjalnej operacji wyzwolenia. Gdyby nasze wojska nie wkroczyły, ich wojska wkroczyłyby do nas!

Dziewczyna wymyśla frazy, czerpiąc zauważalną przyjemność z ich retorycznej mocy. Wydaje jej się, że zdolność do określania tego, co jest prawdą, jest siłą. Wsłuchuję się w jej intonację: jest bezczelna i obojętna.
— Dlaczego myślisz, że Ukraina mogłaby nas zaatakować?
— Wanga przewidziała, że do 2026 r. Rosja stanie się światowym imperium. Nie ma innej drogi, by stać się wielkim mocarstwem. W historii zawsze odbywało się to kosztem aneksji terytoriów.

Do Wangi odniosło się czterech rozmówców. Baba Wanga była bułgarską jasnowidzką, która w latach 70. przewidziała, że Rosja będzie rządzić światem, a na jej czele będzie stać wówczas człowiek o imieniu Władimir. Do dziś jest bardzo popularna w Rosji.

— Więc przejmujemy Ukrainę?
— Nie, my ją wyzwalamy. Nie mamy zamiaru zawłaszczać ich ziem. Niech sami tam siedzą.

To słowo wyraża pogardliwy stosunek do Ukrainy, który, jak zauważam, jest bardzo popularny.

Dziewczyna nie jest zakłopotana tym, że sama sobie przeczy. Dla niej to tylko ping-pong, niezobowiązujące trollowanie przeciwnika. Wszystkie te pytania dotyczące wojny są dyskursem wroga, a jej zadaniem jest po prostu przerzucanie piłki. Wyczuwam jednak, że w sprzecznych twierdzeniach jest jeszcze jakieś psychologiczne znaczenie:

  • "Amerykanie chcą przejąć Ukrainę, spójrzcie na ten kraj!" — "Nikt, k...a, nie chce Ukrainy! To biedni ludzie..."
  • "Zwykli ludzie czekają na nas, żebyśmy wyprowadzili nazistów!" — "Ukraińcy zawsze nas nienawidzili!"
  • "Jesteśmy jednym narodem!" — "Tam nigdy nie było ludzi!"
  • "To prawda, że [Putin] rozpoczął wojnę, najwyższy czas, byśmy zrobili z tym porządek!" — "Ameryka zaciera ręce, nastawiając Słowian przeciwko sobie"
  • "Sytuacja jest trudna, ale myślę, że nie mieliśmy innego wyboru!" — "Europejczycy sami sprowokowali: Putin, kiedy zaatakujesz Ukrainę? Chodź!"
  • "Gdyby nie my, to oni zaatakowaliby pierwsi!" — "Nie wiedzą, jak walczyć, chowają się za ludźmi..."
Jest coś transowego w tym, że osoba mówi jedno, a potem mówi coś zupełnie przeciwnego. Wydaje się, że jest to reakcja na rozpaczliwą sytuację. Psychika nie wie, jak odnieść się do tego, co się dzieje, a mówienie czegoś przeciwnego w jakiś sposób usuwa cię z tej rzeczywistości: to tak, jakby cię tam nie było.

— Czy naprawdę nie wzrusza cię śmierć ludzi? — pytam dziewczynę.

— Słuchaj, nic się nie zmieni w stosunku do tego, co mówimy ci teraz. Nawet jeśli teraz zmienimy nasze nastawienie, co to zmieni? Nic. O co tu chodzi?! Po co o tym myśleć? Pomyśl o swojej rodzinie i przyjaciołach. Daj im więcej miłości.

○ ○ ○

Wieczorem w tej samej kawiarni spotkaliśmy fantazyjnego młodego chłopaka z brodą.

— Nie lubisz wujka Wowy [Putina]? Czy podoba ci się pajac Zełenski? W porządku, wujek Wowa zajmie się nimi. Wspieram go.

Kiedy koleś wyszedł, znajoma powiedziała, że go zna: był to duży hurtowy handlarz narkotyków, który robił interesy z dala od Moskwy, żeby nie rzucać się w oczy. "Wujek Wowa" był wspierany przez człowieka, którego wrzuciłby do więzienia na 15 lat.

— Po prostu dobrze sobie radzi, jest w porządku — wyjaśniła moja znajoma.

Później długo spierałem się z młodym diakonem, który też był biznesmenem. Przekonywał mnie, że Rosja jest najbardziej wolnym krajem na świecie, bo nikt nie powstrzymuje go przed zarabianiem pieniędzy w tym kraju. On również w pełni poparł "operację", porównując Ukrainę do "nastoletniego narkomana", którego należy "przymusowo leczyć".

Z urzędnikiem i dilerem narkotyków łączyło go to, że wszyscy oni podkreślali, że ich życie jest zwykłe i normalne. Mieli wiele do stracenia, więc nie chcieli myśleć o niczym nieprzyjemnym. Przynależność do silnych była opłacalną strategią: stawałeś po stronie silnych i dostawałeś więcej.

Brak sprzeczności

Spotkałem tylko jedną osobę, która nie wiedziała, co się dzieje w Ukrainie. Była to 30-letnia kobieta, która pracowała w piekarni w małym mieście. Wyczułem, że była szczerze zaskoczona moimi pytaniami.

— Co sądzisz o Ukrainie?
— Cóż, Rosja wygra.
— I co się tam dzieje?
— Mówią, że eksterminuje się tam faszystów. Sąsiedzi mówią mi, że czeczeńskie wojska są tam dla nas. Wszystko jest w porządku. Wygramy w każdej sytuacji.
— Czy bombardują tam miasta?
— Czy nasze miasta są bombardowane? — Kobieta myśli przez chwilę. — Myślę, że nie. Oni [Ukraińcy] wszystko ustawiają, celowo kręcą fałszywe reportaże.
— A co czuje ludność?
— Wszyscy uciekają do Rosji. W Rosji czują się chronieni. Tam [w Ukrainie] są terroryści, bombardują. Nie ma dla nich różnicy: dziecko, kobieta... Dosłownie — terroryści, faszyści. Ale my jesteśmy za pokojem, nie za wojną. Nie chcieliśmy tej wojny. Oni chcieli tej wojny.
— Czy Ukraina wprowadziła wojska do Rosji?
— Przygotowywali się do tej wojny przez osiem lat. Kopali okopy, budowali broń. Przygotowywali się, prawda?
— Żeby zaatakować Rosję?
— Nie tyle, żeby atakować... Ale przecież chcieli, prawda? Jesteś za Ukrainą? Szczerze mówiąc, nie chcę już więcej rozmawiać.

Widziałem, że naprawdę nie podejrzewała, że jej wyobrażenia mogą nie odpowiadać rzeczywistości. Po prostu uwierzyła telewizji i nawet nie pomyślała, że można zainteresować się wojną jako pewnego rodzaju rzeczywistością, pomyśleć inaczej. Patrzyła na mnie przestraszona, jakbym zaproponował jej jakiś narkotyk.

Innym skrajnym przypadkiem była para modnych chłopaków, których spotkaliśmy w centrum handlowym. Oni z kolei doskonale wiedzieli, co się dzieje i byli jak najbardziej za wojną, bombardowaniem miast i zabijaniem cywilów. Jeden z nich, potężny facet o zimnych oczach, spokojnie powiedział, że "pójdzie i sam ich wszystkich zabije".
— Myślałem, że wujek Wowa rozbije Ukrainę w 2016 r., gdy poszli na rajd ze zdjęciami Bandery. Powinni byli wtedy użyć [wyrzutni rakiet] Grada i nie przejmować się tym, że to cywile.
— Naprawdę masz to w d...e?
— Oczywiście, że mam to w d...e. Dlaczego naziści nie przejmowali się naszymi cywilami?
— Może dlatego, że nie byli faszystami.
— My byliśmy faszystami dla nich, oni byli faszystami dla nas.
— Czy cywile mogą być poświęcani?
— Tak, a czy możemy tolerować faszyzm w XXI w.? To zagraża reszcie świata.

Ale w ogromnej większości przypadków nie słyszałem takiej prostoty. Ludzie domyślali się, co się dzieje i bronili się przed tym: "Szkoda mi ludzi, ale co możesz zrobić. Jeśli wycinasz las, to lecą drzazgi".

ROZDZIAŁ 2. My i oni


Krewni

Wśród "niewzruszonych" na żadne argumenty znalazło się kilka podobnie złośliwych kobiet po sześćdziesiątce. Wierzyły w nuklearną i bakteriologiczną broń Ukrainy (jedna uważała za udowodnione, że nad nią pracują) i ogólnie imponowały tym, że w ich przemówieniach nie było nic poza telewizyjnym wariactwem. Wyłącznie hermetycznie wymyślona rzeczywistość.

— Nasi traktują ukraińskich żołnierzy dobrze, dają im pić, karmią. Myślę, że są traktowani zbyt humanitarnie. Przecież oni żywcem obdzierali naszych jeńców ze skóry.
— Bardzo się bałam, że oni [armia ukraińska] zaczną bombardować Rostów. Ten sprzęt, broń, to niekończące się pompowanie "Zabij Rosjanina, zabij Rosjanina" — powiedziała mi w centrum handlowym 60-letnia kobieta z torbą na wózku na zakupy. — Wiem, co się dzieje w Kijowie, to jest nieustający horror. Nie ma tam żadnej władzy, panuje całkowita anarchia, [Ukraińcy] byliby szczęśliwi, gdyby nasi ludzie przyszli i wyciągnęli tych towarzyszy, którzy przygotowali się do zabicia każdego Ukraińca. Taki jest ich [nacjonalistów] cel — oczyścić terytorium z Ukraińców.

Co zaskakujące, wszystkie te kobiety miały krewnych lub przyjaciół w Ukrainie. W czasie wojny nawet dzwonili, ale nikt tu nie chciał uwierzyć w ich słowa.

— Ukraińcy to dranie — kontynuuje kobieta z torbą na wózku. — Mam przyjaciółkę, która tam mieszka, napisała do mnie: "Nie dzwoń". Są tam prześladowani, jeśli okażą się prorosyjscy. Jeśli powie dwa dobre słowa o Rosji, źle się to dla niej skończy.

Z wielkim trudem udało nam się ustalić, co dokładnie krewni mówili do tych kobiet.

— No, wszystko negatywne...

Słyszałem to słowo już wcześniej — od mojej własnej matki. Trzeciego dnia wojny przyszedłem ją odwiedzić, a ona nagle zaczęła mówić o uderzeniach punktowych i o tym, "jak wyglądało ostatnie osiem lat". Zacząłem jej opowiadać o bombardowaniach, o dziewczynie, którą znałem z Charkowa, która zadzwoniła do mnie przerażona w przerwie między bombardowaniami. Wyjaśniłem, że toczy się prawdziwa wojna i nie rozumiem, jak ludzie mogą tego nie widzieć.

Moja mama siedziała sztywno, patrząc w podłogę. — Ludzie są zmęczeni negatywizmem — wydyszała.

To zdanie coś wyjaśniało. Za każdym razem, w ciągu ostatnich 20 lat, gdy przypadkowo słuchałem telewizji, pojawiał się jakiś rodzaj zastraszenia: migranci, gejropa, banderowcy, ale przede wszystkim po prostu obcy. Przypuszczam, że tego właśnie chcieli widzowie. Być może strach przed czymś konkretnym był łatwiejszy niż strach przed nieznanym, którego ludzie doświadczali w latach 90.

Teraz wszystkie te kobiety wolały wierzyć w zmyślone horrory niż w te prawdziwe, wykrzykiwane do tuby przez ich bliskich.

— Ona nie pisze tego, co myśli — mówi nam o swojej przyjaciółce z Ukrainy kobieta w moskiewskim centrum handlowym. — Pisze same negatywne rzeczy. Mówi negatywne rzeczy i pokazuje mi...

Kobieta wykonuje kilka szybkich, nieuchwytnych gestów i grymasów, co musi oznaczać, że jej przyjaciółka celowo mówi nieprawdę z obawy przed podsłuchami.

— Czy masz krewnych w Ukrainie? — pytamy drugą kobietę.

— Tak, mam. Dmucha się im do uszu i bardzo dobrze pierze się mózgi. Nie wiedzieli nic o Doniecku i Ługańsku, wszystko było dla nich w porządku. A teraz pocisk spada pięć kilometrów dalej na lotnisko i — "Mój Boże, mój Boże!". Mam nadzieję, że moja siostra z Ukrainy przyjedzie do mnie, wsadzę ją do pokoju, żeby oglądała Rossija24, minie tydzień i już coś zmieni w jej głowie.
— A gdybyś pojechała tam, do Ukrainy?
— Nie! Tam bardzo sprytnie piorą mózg!

Okazało się, że jedna z kobiet, która żarliwie popierała wojnę, miała męża Ukraińca.
— Jak on się teraz czuje? — zapytaliśmy.
— No co, boi się o swoją matkę.
— Jak myślisz, co czują Ukraińcy?
— Co mnie prowokujesz? Mówiłem ci, że jestem za!

— Mam przyjaciół ze szkoły, oni mają krewnych w Ukrainie — powiedziała żona emerytowanego urzędnika, bardzo życzliwa kobieta. — Przyszłam do nich, a oni byli tak negatywnie nastawieni!... Dzięki Bogu nie mamy tam żadnych krewnych.

Wiedziała, że gdyby miała tam krewnych, stanęłaby przed nierozwiązywalną sprzecznością i nie byłaby w stanie ich odepchnąć. Więc cieszy się, że ich nie ma.

— Napisz: Wspieram operację! Oni mają jedną propagandę, my mamy inną. Wierzę w to, co tu mówią — wyjaśnił mi szczerze dozorca na moskiewskim targu. — Pojechała tam moja przyjaciółka ze szkoły, mieszka w Kijowie. Korespondowaliśmy ze sobą, prawie się pobraliśmy. Nagle okazało się, że mamy przeciwstawne poglądy. Tam została ostrzelana karetka. Ona uważa, że to donieccy [formacje wojskowe tzw. Republiki Donieckiej] strzelali celowo. Czy my strzelamy do karetek? Nie mogę tego zrozumieć! Przeczytałem, co napisała i przestałem odpisywać. Ona jest już innym człowiekiem...

Byłem zaskoczony, że tak łatwo przestraszył się kobiety, w której był zakochany. Zrezygnował ze swoich osobistych planów, żeby poczuć się dobrze.

Ukraińcy wciąż pytają: czy Rosjanie nie wiedzą, co się tu dzieje? Tak, większość z nich nie wie. Chociaż rozumieją. Po 15 minutach wszyscy zwolennicy "operacji specjalnej" przyznali mimochodem: no tak, pewnie, miasta są bombardowane, giną ludzie i wszyscy w Ukrainie nas nienawidzą.

Na jakimś poziomie wszyscy to rozumieją — ale nie wiedzą. I nie chcą się tego dowiedzieć — nawet jeśli mają bezpośrednie dowody od bliskich im osób.

Braterski naród

Stwierdzam, że słowa "braterski naród" dla większości ludzi nic nie znaczą. To czysta retoryka. Ludzie w Charkowie i Mariupolu nadal mówią po rosyjsku, ale nikt tak naprawdę nie uważa ich w Rosji za "swoich". Braterstwo, poczucie jednego narodu rodzi się nie z języka, ale z codziennego doświadczenia ludzi, z milionów drobnych kontaktów, rozmów telefonicznych, wspólnych spraw, żywych znajomości. Wszystko to stało się nieporównywalnie mniejsze po upadku ZSRR.

— Poprosiłem o wyjazd na wojnę, poszedłem do biura zaciągowego — wyznał mi mężczyzna, który sprzedawał ubrania na targu. — Nie wzięli.
— Dlaczego o to poprosiłeś?
— By walczyć, by strzelać.
— Zabijać ludzi?
— Jestem mechanikiem-kierowcą, co mnie to obchodzi? Poszedłem tam, gdzie mi kazano.
— Czy naprawdę poszedłbyś zabijać Ukraińców?

Mężczyzna patrzy na mnie, jakbym mówił po angielsku.

— Nie chcę, by mój syn został wysłany. Niech wychowuje swoje dzieci, a ja bym poszedł. Ma córkę, dziecko urodzone w grudniu, moją wnuczkę. I już mnie na to stać.
— Czy [Ukraińcy] nas nienawidzą? Cóż, mają do tego prawo — powiedział mi emerytowany wojskowy w centrum handlowym. — Ale niewielu już ludzi przejmuje się tym, co oni myślą.

I natychmiast dodał: — Kto chce siedzieć w piwnicy, w zimnie, w głodzie? Wiem, jak to jest być dotkniętym przez huragan, nie życzyłbym tego nikomu. Nic nie możesz zrobić, by się przed tym uchronić. Przerażające, naprawdę. Wiem, czym jest wojna.

Emerytowany wojskowy był gorącym zwolennikiem "operacji specjalnej". Myślę, że gdyby Syberia oderwała się od Rosji w czasie pierestrojki, ludzie byliby dziś tak samo spokojni o bombardowanie Nowokuźniecka czy Kemerowa [miast na Syberii].

— Czy wojna nie jest dla was wstrząsająca? — pytam dwie kobiety siedzące przy stoliku w strefie restauracji w centrum handlowym.
— Nie, to mnie nie szokuje. Jestem za wojną — odpowiada jedna z nich.
— Czy w czasach Związku Radzieckiego mogłabyś sobie wyobrazić wojnę między Rosją a Ukrainą?
— Nie! Więc teraz, jako ludzie ZSRR, traktujemy to normalnie!

W rozmowach z nami ludzie raz po raz przywoływali swoje doświadczenie zetknięcia się z "ukraińskim nacjonalizmem". Każdy nieprzyjemny epizod był interpretowany jako systemowy. — Kiedy nasz samolot został wysadzony w powietrze w Egipcie, miałam tam przyjaciela, który był z Ukraińcami w hotelu — mówi kobieta w centrum handlowym. — Mówił: "Trzeba było widzieć, jacy byli szczęśliwi. Chciałem wziąć karabin maszynowy i zastrzelić wszystkich".

— A dlaczego nie możemy ich zbombardować? — zastanawia się starszy, duży mężczyzna, który sprzedaje miód na targu w okolicach Kaługi. I opowiada, jak w młodości pojechał w okolice Lwowa na zaproszenie przyjaciela. — Powiedziano mi: "Słuchaj, ty Moskalu. Gdybyś nie był gościem u naszego, nie wyszedłbyś stąd". A były to lata 80. A teraz to się wzmocniło, ta nienawiść do nas.

Ten refren — "oni zawsze nas nienawidzili" — powtarza się w dwóch z trzech naszych rozmów. W towarzystwie: "to nasz bratni naród" i "nie ma takiego narodu".

— Co to do cholery jest Ukraina? Kiedy to się w ogóle pojawiło? Całkowicie sztuczny twór! — moskiewski taksówkarz jest oburzony.
— Oni wszyscy są Rosjanami, a to, że teraz zrobiono im pranie mózgu, to wszystko jest tymczasowe — przekonywała mnie żarliwie kobieta, której siostra została w Ukrainie. — Staniemy się jeszcze silniejszymi braćmi!
— Po tej wojnie?
— Nie ma żadnej wojny!

Oczywiście, zbombardowanie Charkowa czy Mariupola było możliwe tylko dzięki ośmiu latom propagandy. Przekonanie, że Ukraińcy od dawna nas nienawidzą, pozwala ludziom odciąć się od strasznej prawdy. Myśl, że "są obcy, można ich zbombardować" współistnieje w umysłach Rosjan z przekonaniem, że Ukraina jest częścią kraju, który trzeba odzyskać.

Ogólne poczucie katastrofy i upadku kraju w latach 90. jest zabarwione narodowym resentymentem: "Rosjanie są prześladowani". A propaganda w ostatnich latach podsycała właśnie to uczucie. "Ukraińska rusofobia" wydaje się szczególnie obraźliwa dla Rosjan, którzy mówią: "Oni wiedzą, kim jesteśmy, ale teraz chcą przestać mieć z nami cokolwiek wspólnego: odwracają się, zdradzają i odchodzą".

Czuję, że obraz wroga, którego widzą ludzie, jest nieświadomy. Dla nich samych nie ma żadnej sprzeczności w tym, że mieszają nazistów i parady gejów. Swastyka i tęczowa flaga są tylko różnymi zewnętrznymi przejawami czegoś obcego: "Są nasi i są obcy, którzy zawsze byli przeciwko nam". Ukraińcy "zdradzili" "nas" i stali się "nimi".

W tym obrazie nie może być niezależnej Ukrainy; jest on absolutnie dychotomiczny: tylko "my" i "oni". Propaganda ciężko pracowała, by wydobyć to archaiczne uczucie z głębin podświadomości. Ale przypuszczam, że ludzie potrzebowali tego, by przesłonić jeszcze głębszy niepokój związany z nowymi, zupełnie niezrozumiałymi czasami.

Rosja od dawna żyje legendą konfrontacji z siłami zła i chaosu: latami 90., terrorystami, Zachodem. Ta legenda wyznacza rację bytu. Dziś, gdy Putin postanowił wydać temu "złu" zdecydowaną walkę, ludziom szczególnie trudno jest zacząć wątpić. Bo to zburzy cały ich światopogląd.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

ROZDZIAŁ 3. Uczucia


Wina
— Kto ponosi winę za wojnę? — pytam moskiewskiego taksówkarza.
— Pierwotna wina była i zawsze będzie nasza. Nie ma z tego wyjścia. Oni zawsze będą nas potępiać. W ogóle nie mogą nas znieść.

Ludzie bronią się przed oskarżeniami — usprawiedliwiają się jak mąż, który bił swoją żonę: "Sama mnie do tego zmusiła, nie było innej możliwości, nie robiłem tego na siłę, chciałem tylko zrozumieć". Człowiek mówi w ten sposób, kiedy w głębi serca wie, że zrobił coś, czego nie może usprawiedliwić. On wie, ale się do tego nie przyznaje. Gdy mówiliśmy o śmierci cywilów, nasi rozmówcy natychmiast odpowiadali: "Czy Donbas nie był bombardowany przez osiem lat?". Nie pozwolili sobie na sekundę zastanowienia się nad problemem, od razu szukali winnego.

— Wszystko zrobiliśmy dobrze! Ameryka zrobiła to samo w Kosowie! [chodzi o bombardowania Serbii w 1999 r.] — powiedział 35-letni prawnik w moskiewskim centrum handlowym.

— Czyli dobrze robiła?
— Tak! To znaczy nie!

Tak wiele osób opowiadało mi o naszej niewytłumaczalnej, niewybaczalnej dobroci.

"Czy wiesz, dlaczego nas nie lubią? Z powodu naszej dobroci. Wierzymy wszystkim, więc dajemy się wkręcać, oszukiwać i wybaczamy wszystkim. Rosjanie mają zbyt dobrą duszę".

"Bezczelni, nie przestają uderzać w Rosję. Kiedy byłem uczniem, pomagaliśmy wszystkim. Kto miał trzęsienie ziemi — pomoże Rosja. Ich prezydent jest taki sam: gdzie jest pomoc humanitarna? Znowu Rosja! Zboża, konserwy".

"Czy bombardujemy [ukraińskie miasta]? A dlaczego odcięli wodę na Krymie? Zaopatrywaliśmy ich w paliwo, jedzenie. Cóż, tam są ludzie! Nie możesz tego zrobić, ludzie muszą być nakarmieni. Jestem po prostu zdumiony naszym humanizmem".

Wojna rodzi pytania w umysłach ludzi i trzeba je uciszyć czymś drastycznym. Chodzi o to, że jesteśmy nienormalnie dobrzy. W takim bajkowym obrazie wojnę można jeszcze jakoś wytłumaczyć.

— Jak się czułeś, kiedy zaczęła się wojna? — zapytałem jednego z mężczyzn.
— Zachód nigdy nas nie lubił i nigdy nie polubi.

Pomieszały się podmiot i przedmiot. Emocje, w których nasz rozmówca żył przez ostatnie lata, były obroną przed oskarżeniami. Telewizja ciągle pokazywała, jak niesprawiedliwie traktują nas wszyscy wokół. Mężczyzna był zmęczony życiem w tej emocji, a wojna, zerwanie z całym światem, była postrzegana jako długo oczekiwane wyzwolenie z tej chorej relacji.

Idąc przez małe miasteczko, widzimy zapełnionego śmieciami minivana, obok którego wyleguje się dwóch nauczycieli. Jeden wyjeżdża do Armenii, drugi pomaga mu się pakować.
— Wielu ludzi zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak — mówi nauczyciel historii — i próbuje znaleźć wymówki, by nie być w tak zagubionym stanie. Powtarzają z telewizji: "Jeśli wejdzie NATO...". Ale widać, że czysto emocjonalnie jest to dla nich trudne.

Alarm
— Najgorsze jest to, że teraz znowu dyskutują o tych porozumieniach, żeby zatrzymać wojnę, żeby dojść do porozumienia — mówi mi moskiewski taksówkarz. — Gdy operacja się rozpocznie, nie ma potrzeby patrzeć im w oczy. Musimy iść na całość!

— Myślę, że bombardujemy naszych własnych ludzi — odpowiadam. — To jakbyśmy bombardowali Woroneż.

Gdy wysiadam z samochodu, taksówkarz patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. W ciągu ostatnich kilku dni kilkakrotnie widziałem to spojrzenie, które mówi mi, że mężczyzna wyczuwa niebezpieczeństwo i uważa mnie za wroga.

Pewnego dnia podeszliśmy do mężczyzny siedzącego przy stoliku w centrum handlowym. Mój kolega, po przywitaniu się i wyjaśnieniu, że jesteśmy dziennikarzami, zapytał o jego stosunek do wojny. Mężczyzna spojrzał na nas obu takim samym intensywnym wzrokiem, powiedział: "W pełni popieram działania naszego prezydenta" i zasłonił się papierową torbą ze sklepu.

Cofnęliśmy się, a wtedy zobaczyłem, że mężczyzna zmierza w stronę strażnika: zidentyfikował szpiegów i spieszył się, by dyskretnie zgłosić się we właściwym miejscu.

— Skąd w ogóle pochodzisz? — Mężczyzna zmrużył oczy i stanął obok strażnika, gdy ten oglądał nasze dokumenty.
— Jestem z Rostowa — odpowiedział mój kolega.
— Jaka się nazywa główna ulica w Rostowie? — zapytał, mając nadzieję, że nas zdemaskuje.

Teraz taksówkarz również patrzył na mnie tym samym wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy powinien mnie gdzieś zgłosić. Myślałem, że kieruje nim strach. To właśnie zmuszało go do opowiedzenia się po którejś ze stron.

— Niepokój obezwładnia. Ludzie umierają za nic. Cóż, jest jakiś powód, ale szkoda mi ludzi — powiedział mi mężczyzna na targu w obwodzie kałuskim. — Oczywiście, konieczne jest wykorzenienie tej całej banderowszczyzny. Nikt nie jest oszczędzany, ani dzieci, ani kobiety, prawda? NATO zbliża się do naszych granic, prawda?
— My pokazujemy jedną rzecz, oni pokazują inną — odpowiedziałem.
— Mój brat jest tam teraz. Pocisk trafił w sąsiednie drzwi, zginęło sześć osób. Winę zrzucili na Rosjan.

— Rozmawiałem wczoraj z tatą przez telefon — mówi mój kolega. — Jest bardzo naładowany, choć nigdy nie interesował się polityką. Ale nagle zaczął na mnie nacierać: "Czym jest dla ciebie Putin? Putin dał ci też wykształcenie! Ci naziści tam [na Ukrainie]!". Zapytałem: "Tato, co się z tobą dzieje?". Nigdy nie wierzył władzom, mówił: oni wszyscy są kłamcami. Ale teraz ludzie się trzęsą, są przerażeni i nie wiedzą, co robić. Nie pozwalają sobie zadać pytania, podają pierwszą gotową odpowiedź. Mój ojciec bardzo się boi, że ja i moja siostra pójdziemy do więzienia, i próbuje nas przekonać, byśmy dołączyli do bezpiecznej strony.

Niejednokrotnie ludzie odpowiadali, że czują się zaniepokojeni. Były to głównie kobiety, które nie popierały wojny. Ale wydawało mi się, że poparcie dla "operacji" było też paradoksalnym wyrazem niepokoju. W takiej sytuacji dla ludzi nie liczy się ich własne zdanie, ale możliwość doświadczenia wspólnoty z innymi.

Nie jestem zaskoczony 80-proc. poparciem dla Putina. Nie wydaje mi się jednak, żeby ci ludzie mieli na myśli masowe poparcie dla wojny; wręcz przeciwnie, mają na myśli strach przed nią.

Upokorzenie

— Wszyscy jesteśmy upokorzeni, delikatnie mówiąc — uśmiechnął się sprzedawca butów i spodni na targu w obwodzie kałuskim. — Wszyscy nie-Rosjanie zawsze nas wkręcają: jak dzieci, zawsze. Ostatnie wojny: tylko Rosjanie i Rosjanki zabijają się nawzajem. I ci wszyscy Anglicy, Amerykanie... Wystrzeliłbym rakietę w kierunku Anglii. I na Amerykę, żeby nas nie rozjechali. Nie, nie jestem zwolennikiem wojny, ale mam już dość tego, że wycierają sobie o nas nogi.

Motyw niewytłumaczalnego upokorzenia był bardzo częstym powodem wspierania wojny, zwłaszcza wśród starszego pokolenia.

"Rosjanin był wyśmiewany. To zwykły frajer, człowiek moralnie obłąkany. Wystarczyło mi kilka ostatnich olimpiad. Nie ma flagi, nie ma hymnu. Ale to nie może trwać wiecznie!".

"Nie ma hymnu, nie ma flagi, nie wpuszczą biednych inwalidów...".

— My, Rosjanie, nigdy nie żyliśmy dobrze — powiedział mi zirytowany pszczelarz na targu w Kałudze. — W czasach sowieckich obrzeżom [republikom ZSRR] żyło się o wiele lepiej. Nigdy nie żyłem spokojnie! Zawsze był Czarnobyl, potem pierestrojka, całe to gów... Jestem niezależnym mężczyzną! — nalegał, podnosząc głos. — Nie obchodzi mnie, jaki rząd ma ten kraj. Komuniści, demokraci, ktokolwiek! Zawsze mogę dostać kawałek chleba! Nikt nigdy nie będzie w stanie wpłynąć na mnie moralnie! — Pszczelarz krzyczał coraz głośniej i było jasne, że nie mówi tego, co myśli.
— Co teraz czujesz?
— Nie ma nic do czucia! Musimy zakończyć tę sprawę zwycięstwem. Tu nie ma innej opcji i nie powinno być.

Było jasne, że jego pragnienie zwycięstwa było bezpośrednią odpowiedzią na lata upokorzeń.

— Opinia Rosji nie została nigdzie wysłuchana — kontynuował pszczelarz. — Cenzura była na okrągło. Okazało się, że jesteśmy łajdakami na skalę światową.

Już wiele razy słyszałem tę skargę, że nikt nas nie kocha. Jest to mieszanka kompleksu niższości i poczucia bycia ofiarą. Widzę, że on, jak wielu, chce wymyślić tego zewnętrznego oskarżyciela i z nim polemizować. Dlaczego? Może po to, by czuć się dobrze. Albo po prostu istnieć w czyichś oczach.
— Cieszę się, że mój prezydent w końcu się na to zdecydował! Chłopaki, wystarczy! Jeśli nie chcesz szacunku, będziesz się bał!
— Czyli bombardujemy Charków, żeby się nas bano na Zachodzie? — wyjaśniam.

W oczach pszczelarza widzę przestraszone spojrzenie pełne zrozumienia. Nie jest ani głupcem, ani złoczyńcą: — W czasie, gdy mój kraj jest w stanie wojny, nie powinno się dyskutować o działaniach mojego prezydenta! Jeśli naród rosyjski nie zgodzi się z moim prezydentem, mój kraj przegra, a ja nie chcę do tego dopuścić.

Z grubsza rozumiem, na co on liczy. Teraz wreszcie udowodnimy wszystkim, że jesteśmy twardzi, a zwycięzców się nie osądza.

Od lat ludzie uciekają od tego poczucia upokorzenia do rzeczywistości, w której dokonaliśmy czegoś wielkiego. Świętość zwycięstwa i ocalenia świata przed faszyzmem daje poczucie sprawiedliwości działaniom państwa i nas wszystkich. Wojna jednoczy, daje poczucie przynależności. Jest odpowiedzią na kryzys sensu, na samotność.

— Jestem chrześcijanką, więc w pełni popieram tę operację — powiedziała nam kobieta, której mąż jest Ukraińcem. — Antychryst musi przyjść, wiesz o tym. Antychryst przyjdzie w Niemczech, w Europie, każdy chrześcijanin to wie.

Wydawało mi się, że czeka na apokalipsę, na moment, gdy świat zewnętrzny zbiegnie się z jej przeciągającym się wewnętrznym koszmarem. Słyszałem to też w innych rozmowach: no, wreszcie coś będzie miało sens. To było tak, jakby wojna zakończyła lata niepewności.
— Dla psychiki wojna jest ulgą po latach stagnacji — wyjaśnił mi znajomy psycholog. — Jak pożar w więzieniu: przynajmniej jest to jakaś rozrywka.

Mieć rację
Zaskoczył mnie 60-letni mężczyzna, którego spotkaliśmy na progu jego domu w małym miasteczku w obwodzie kałuskim. Z jego intonacji wyczuwałem, że jest miłym i sympatycznym człowiekiem.
— Faszyści muszą zostać zabici. Mój dziadek walczył z nimi i ich zabił. Nie mam nic przeciwko tym ludziom, ale powinni zostać usunięci, przegonieni do Europy.
— Nie masz żadnych wątpliwości?
— Nie może być żadnych wątpliwości! Dziadek walczył, jakie miał wątpliwości? Nie atakowaliśmy tak, jak robili to naziści. Cóż, tak, zaatakowaliśmy, niech tak będzie. Ale kogo? Nie ludzi, lecz nazistów. Tam [w Ukrainie] są dobrzy ludzie. Ten dom zbudowali chłopaki ze Lwowa. Więc jeśli ich spotkam, to czy ich zastrzelę? Nie, oczywiście, że nie!

W przeciwieństwie do wielu jego rozmówców, w tym człowieku nie było poczucia cynizmu, głupoty czy nieuczciwości.

— Przyjaciel mi opowiadał: w 1979 r. podniesiono alarm, niczego nie wyjaśniono, zabrano dokumenty wojskowe, samolot wylądował, a im powiedziano: "Jesteście w Republice Afganistanu" — kontynuował mężczyzna. — Powiedział: "Przeczołgałem się [po skale], a trzy metry dalej stał Afgańczyk odwrócony do mnie plecami. Jak można zabić człowieka? Idziesz i zarzynasz świnię, karmisz ją w tym celu, ale i tak wypijasz setę na odwagę. A on nigdy takiego nie widział, jest niedoświadczony. Zamknął oczy, pociągnął za spust i przestał strzelać dopiero wtedy, gdy skończyła mu się amunicja. A kiedy zaczną spadać bomby, oczywiście, że ludzie będą przerażeni, będą cię nienawidzić.

Ten człowiek mnie zaskoczył. Rozumiał, że to prawdziwa wojna, że ginęli cywile i że wojna jest straszna. Jednocześnie w pełni popierał "operację". Miał świadomość, że w telewizji pokazuje mu się propagandowy obrazek, ale wierzył w niego. Te sprzeczne rozumienia zdawały się żyć w różnych częściach jego umysłu, nie przylegając do siebie i nie rodząc żadnych wątpliwości.

Ludzie nie mogli dopuścić do siebie myśli, że rozpętaliśmy straszliwą wojnę i byli gotowi wymyślić każde wytłumaczenie, byle tylko chronić wizerunek siebie jako dobrych ludzi. Dlaczego? Dlaczego nie do zniesienia było dla nich udowodnienie, że się mylą? Wydawało mi się, że wynikało to ze starożytnej wiary w sprawiedliwy świat. Brak sprawiedliwości wydawał się pozbawiać ich wszelkiej nadziei na szczęście.

Widać było, że żyją w obrazie absolutnej słuszności, która stawała się tym bardziej pancerna, im bardziej przerażające stawało się wszystko wokół nich. Aby bronić swoich racji, muszą przedstawiać wszystko w czarno-białych barwach.

Kiedy sam usłyszałem o wojnie, miałem dokładnie taką samą reakcję — tyle że z drugiej strony. Złapałem się na tym, że nie chciałem słuchać dowodów, które nie zgadzały się z moimi poglądami: na przykład o mieszkańcach, którzy bardzo cieszyli się z inwazji, albo o ukraińskim wojsku strzelającym do rannych rosyjskich jeńców. Niuanse były destrukcyjne dla psychiki i sprawiały, że było mi fizycznie niedobrze. W tej sytuacji potrzebna była prostota.

Bardzo się bałem, że się pomylę. To było tak, jakby zdewaluowano wszystkie moje ideały. Bałem się, że czyjeś ideały zostaną mi narzucone. Myślę, że każdy w takiej sytuacji czuje się zagrożony i chroni się jak tylko może.

Moja przyjaciółka powiedziała mi, że jej matka, kiedy kłóciła się z nią o wojnę, ciągle wpadała w oburzony, oskarżycielski krzyk, a potem nagle mówiła zrezygnowanym głosem: — Więc nasi żołnierze umierają na darmo?

Gorycz

Co dziwne, wydawało mi się, że ludzie w Moskwie byli znacznie bardziej naładowani ideologicznie. Poparcie dla wojny w stolicy było nerwowe i bezkompromisowe. Ludzie w regionach również w większości popierali "operację", ale byli łagodniejsi, częściej zdawali sobie sprawę ze złożoności sytuacji i częściej sympatyzowali z ludźmi w Ukrainie.

Poparcie dla wojny gwałtownie maleje, gdy ktoś w jakiś sposób się z nią zetknie — np. matki synów w wieku poborowym czy osoby, które mają bliskich krewnych w Ukrainie (choć nie wszyscy). Większość protestujących przeciwko wojnie, których spotkaliśmy, to proste kobiety, które wyraźnie nie kierowały się poglądami politycznymi, ale głęboko zakorzenionym strachem przed wojną.

Pewna kobieta, siedząca na ławce niedaleko Dworca Kijowskiego w Moskwie, gdy zapytaliśmy ją, jak się czuje, spojrzała na nas ze zdziwieniem, jakby myślała o tym samym: — Co czuję? Kłopoty i smutek!
— Czy możesz mi powiedzieć coś więcej?
— Nie, przykro mi, nie będę o tym rozmawiać. To sprawa osobista. Mam trzech synów...

Kobieta rozpłakała się, podskoczyła i szybko się oddaliła.

Cztery razy spotkałem ludzi, którym trudno było rozmawiać o wojnie z powodu emocji. Jeden z nich, mężczyzna, który palił papierosy na bulwarze, prawie się rozpłakał podczas naszej rozmowy. Kiedy zapytaliśmy, co czuje, spojrzał na nas przestraszony. Z drżącymi ustami — z pewną nadzieją — zaczął mówić, że bardzo chciałby wyjechać z Rosji, ale nie wie, dokąd mógłby pojechać z rodziną.

Ku mojemu zaskoczeniu, większość sprzedawców na targu w Kałudze, którzy zgodzili się porozmawiać o wojnie, była jej przeciwna. Myślę, że to dlatego, że zarobki tych ludzi zależały bezpośrednio od sytuacji ekonomicznej — w przeciwieństwie do emerytów i pracowników państwowych.

"Och, ja nawet nic nie czuję. Współczuję obu stronom".

"Uczucia? Strach, oczywiście. Współczuję ludziom, współczuję dzieciom, czy to po tej, czy po tamtej stronie, nie ma różnicy. Nie sądziłem oczywiście, że do tego dojdzie".

"To, że nas okłamują, że oni są okłamywani — w nic nie wierzę. Nie dotyczy to nas teraz, ale dotknie nas później, i to w dobry sposób. Syn mojego brata został zabrany [do wojska]. Właśnie przedwczoraj otrzymałem wiadomość. Jak na to patrzą matki?".

— Tak, jestem od tego daleki. Jesteśmy Rosjanami, jesteśmy gotowi na wszystko — powiedział mi sprzedawca. Po chwili dogonił mnie i dodał: — Przyjdź tu bez legitymacji dziennikarskiej, a powiedzą ci, co myślą naprawdę.

ROZDZIAŁ 4. Odpowiedzialność


Wszystko będzie dobrze
Najprostszym sposobem na uniknięcie niepokoju jest zawężenie swojego obszaru odpowiedzialności. Człowiek po prostu mówi sobie, że nic nie zależy od niego samego i nie myśli już o tym, co musi brać za pewnik. Załóżmy, że wszyscy wiemy, że spaliny zanieczyszczają środowisko, ale to nie my decydujemy o tym, czy jeździmy samochodami. Ludzie przyjęli wojnę jako coś oczywistego.

— Nie sądzę, żebyśmy teraz znali prawdę. Dowiemy się po jakimś czasie — powiedziała jedna z kobiet do swojej córki, która z powodu wojny wyjeżdżała w pośpiechu za granicę. — Tak, jest bardzo źle, a Żenka jest tam teraz, syn cioci Leny, modlę się za niego każdego wieczoru, żeby wrócił. Ale prawdziwych, podstawowych powodów, jeśli nie zagłębisz się w historię, jeśli nie zaangażujesz się w politykę, nie widzimy. Myślę, że po prostu nie było innego wyjścia...
— Nic nie wiemy — taką tezę wyraziło wiele osób. Kobiety mówiły, że modlą się za kogoś konkretnego, ale starały się nie mieć zdania na temat sytuacji. Wygląda na to, że cała populacja wybrała bycie dzieckiem, które nie chce niczego zrozumieć.

"Mamy nadzieję, że to się dobrze skończy! Mamy nadzieję, że pójdzie szybko!".
"Co się stanie, bo wybuchła wojna? Cukier się nie zmarnuje, gryka się nie zmarnuje".

Mężczyźni wydawali się bardziej zainteresowani wygrywaniem, podczas gdy kobiety były tym mało zainteresowane. Mimo to próbowały spojrzeć na wojnę przez pryzmat państwa, co mogło być dla nich uspokajające.

— Nie spodziewałem się, że wybuchnie wojna — powiedział nam prawnik w centrum handlowym w Moskwie. — Ale skoro prezydent zdecydował się na taki krok, musiał być jakiś powód! Działają tu inne kategorie. Dla całego kraju jest to być może zbawienie.

W jednym z pierwszych dni wojny podchodzimy z kolegą do matki i córki, które siedzą na huśtawce w parku. Córka, młoda nauczycielka z Moskwy, jest oburzona wojną. Matka, emerytka spoza stolicy, jest jedną z tych, którzy wierzą, że "na szczycie nie ma głupców":

Matka: — Młodzi ludzie są maksymalistami. W tej kwestii jesteśmy chyba trochę bardziej wyluzowani. Nikt nie podchodzi do tego z entuzjazmem. Mamy jednak nadzieję, że to wszystko wkrótce się skończy. Zmienią rząd [w Kijowie] i wszystko się ustabilizuje.

Widać było, że bardzo boi się wojny. Miała nadzieję, że uda jej się to "przeskoczyć" tak szybko, jak to możliwe.

Wiele kobiet, z którymi rozmawialiśmy, było bardzo zaniepokojonych wojną, ale raz po raz słyszeliśmy spokojne: "Wszystko będzie dobrze". Na początku nie rozumiałem: jak zrozumienie rozgrywającej się tragedii mogło łączyć się z niechęcią do myślenia?

— Jakie są proste reakcje na niebezpieczeństwo? Uciekaj, atakuj albo stój — wyjaśnił mi znajomy psycholog. — Kto może, ten ucieka. Atakować to znaczy przyłączyć się do agresora. A stanie w miejscu, udawanie, że jest się martwym, jest wewnętrzną emigracją. Nie reagować publicznie, by przetrwać.
Widzieliśmy dokładnie reakcję zamrożenia: niepodejmowanie żadnych działań, niewyciąganie żadnych wniosków, bycie jak wszyscy inni. Ich poparcie dla wojny było czysto nominalne.

Dołącz do silnych
Te uliczne rozmowy dały nam ogólny obraz, ale nie pozwoliły zajrzeć w życie naszych rozmówców. Pomogły opowieści znajomych o ich kontaktach z krewnymi lub przyjaciółmi. Znali ich dobrze i potrafili wyjaśnić, dlaczego zdecydowali się poprzeć wojnę.

Jedna z przyjaciółek opowiedziała o swej koleżance dentystce, u której leczy się od wielu lat. Kiedy wybuchła wojna, przyjaciółka poprosiła znajomych na Facebooku, by ci, którzy popierają wojnę, przerwali znajomość z nią. Dentystka wysłała jej wiadomość:
Wypisałam się z Twojego konta na Facebooku jak człowiek uczciwy. Ja też bardzo się martwię, codziennie czytam i słucham. Z pewnością nie jestem za wojną, nie jestem za tym, by ginęli ludzie i dzieci. Ale wiesz, ja wcale nie popieram Twojego punktu widzenia. Uważam, że nie mieliśmy innego wyboru. Że najprawdopodobniej wojna odbyłaby się na naszym terytorium. Negocjowanie z nimi [Ukraińcami] było nierealistyczne. Mam stamtąd wielu pacjentów. Mam takie nastawienie, żyję tak, jak czuję. I właśnie dlatego nie chcę się zmienić. Jestem za państwem autorytarnym, za tym, by istniał car. Nie cieszę się z wolności słowa, prasy i wszystkich tych rzeczy, za którymi Ty jesteś.
Moja przyjaciółka, która znała tę kobietę jako dobrą i myślącą osobę, była zaskoczona: — Dużo rozmawialiśmy. Jest bardzo skrupulatną lekarką. Ale nie wydaje się, żeby była w stanie zrobić cokolwiek dobrze sama. Ma takie przekonanie, że Rosjanin nie może nic zrobić sam, trzeba go ciągle zmuszać do pracy, do życia, do nauki. Potrzebuje silnej ręki, to Putin poskładał kraj. Mówi: "A po co mi ta wolność słowa? Co to zmienia w moim życiu?". Jest w tym wszystkim poczucie znużenia.

Nasuwa mi się paradoksalna myśl: być może wielu ludzi, którzy popierają Putina, patrzy na nasze życie bardziej pesymistycznie niż ci, którzy tego nie robią? Obraz, który zdaje się malować mój przyjaciel, jest opisany przez pojęcie "wyuczonej bezradności".

Co Rosjanie sądzą o wojnie? Wydaje mi się, że jeśli spróbujesz sprowadzić to do jednego zdania, to brzmi ono tak: "Cóż, przetrwaliśmy lata 90...".

— Moi przyjaciele lekarze, mąż i żona, bardzo się pokłócili o wojnę — mówi Alicja. — Po raz pierwszy w życiu. Dwa dni po wybuchu wojny szli ulicą, a ich 10-letni syn zapytał, co się stało. Ninka powiedziała mu, że toczy się wojna, że Rosja zaatakowała Ukrainę. A Denis krzyczał na nią, żeby nie mówiła dziecku takich rzeczy.

— Zaczął mówić, że wszystko jest w porządku. Wcześniej też był przerażony, ale wtedy przekroczył granicę. Ninka mówi, że to musiał być strach o dziecko, że mówienie mu o wojnie brzmiało zbyt ciężko. Może czuł, że musi coś zrobić, ale nie rozumiał co. Poszedł w zaparte i już nie wrócił: bardzo się zamknął, mówi sloganami. Od miesiąca nie są w stanie normalnie rozmawiać.

Denis i Ninka ciężko harowali, by mieć takie życie, jakie sobie teraz ułożyli. Ułożyli sobie życie, a ich zaufanie do państwa wzrosło. I wtedy, nagle, musisz się odwrócić od państwa. I co, tak po prostu odwołujesz swoje życie? — pyta Alicja.

— Przyjechałem do rodziców 24 lutego — mówi znajomy z Kraju Stawropolskiego. — Moja mama powiedziała do mnie: "Co się stało z twoją twarzą? Dlaczego jesteś taki smutny?".
— Wiesz, mamo, że wojna już się zaczęła.
— Och, nie wiem i nie chcę wiedzieć.

— Moja babcia — kontynuuje mój znajomy — miała kilka zasad, których nauczyła swoje dzieci: szef ma zawsze rację; nie wychylaj się; najważniejsze to znaleźć pracę, w której będziesz mógł siedzieć na tyłku i nie martwić się; car jest dobry. Moja mama została na tym wychowana. Ten ponury, niezrozumiały obraz w sumie jej odpowiada.

— Nie mam kontaktu z własną siostrą. Pracowała w służbie cywilnej, na profilu ma awatar z symbolem "Z". W 1939 r. należałaby do NSDAP. Uśmiecha się, patrzy na mnie, a ja widzę w jej spojrzeniu, że uważa mnie za głupca.
— Poznałem męża mojej siostry, ma uśmiech na twarzy i chce ze mną rozmawiać. Rozumiem, że cieszy się z tej sytuacji. Na tydzień przed wojną miał zdanie: "Kiedy zbombardujemy Kijów? A teraz [po miesiącu wojny]: "He, he, wszystko jest w porządku, wszystko idzie zgodnie z planem".
— Mieszkam w miasteczku, w którym żyje 30 tys. ludzi. Samochody z literą Z są tu częścią krajobrazu. Nie znam nikogo, kto by wątpił w wojnę. Życie w takim środowisku jest wygodne. Czy będzie nam się żyło gorzej? Cóż, nie żyło nam się do tej pory dobrze — kończy mój znajomy.

Adaptacja
Wielu myślało: gdy trumny trafią do rosyjskich miast, ludzie zaczną o tym myśleć.

— Pochodzę z Uralu, niedawno dzwoniłem tam do mojego brata — powiedział mi znajomy artysta. — Tam jest małe miasteczko, wszyscy się znają. Sześć trumien żołnierzy przywieziono do nich tego samego dnia. Mój brat mówi: "Ogólnie rzecz biorąc, ta Ukraina powinna być zniszczona już dawno temu... Stalin trzymał tych wszystkich faszystów, wrogów ludu, w obozach. Chruszczow uwolnił wszystkich banderowców, Czeczenów, Gorbaczow zrujnował kraj, Jelcyn uzbroił Ukrainę i oddał Krym. Więc teraz Putin musi to wszystko posprzątać.

Większość moich przyjaciół w Moskwie czuła, że 24 lutego ich życie straciło sens. Wszystko, czego się trzymaliśmy, rozpadło się. I tak, nie tylko ze strachu, ogromna liczba ludzi wyjechała. Ale dla wielu ludzi, wręcz przeciwnie, wszystko nabrało teraz znaczenia i nadziei.

Nie jest im przykro, że stracili życie sprzed wojny. Z drugiej strony pojawiło się bowiem wielkie wewnętrzne poczucie sprawiedliwości, którego teraz nie może zburzyć żadne bombardowanie stacji kolejowych. Być może pod pewnymi względami życie stało się trudniejsze, ale pojawiła się za to nadzieja: teraz zjednoczymy się, pokonamy zło i wszystko się ułoży.

I bardzo trudno jest nam się wzajemnie zrozumieć.

Zaskoczyła mnie pewna znajoma, która powiedziała mi, że chciała opuścić Rosję po aneksji Krymu, ale teraz popiera "operację specjalną": — Kiedy nadszedł 2014 rok, powiedziałam mężowi: albo wyjedziemy na Zachód i będziemy żyć tymi wartościami, albo zostaniemy i dostosujemy się tutaj. Nie chciał iść. Po płaczu i łzach postanowiłam podzielić jego los.

W tej rozmowie odkryłem, że wiele osób popiera to, co się dzieje, po prostu dlatego, że nie widzą dla siebie możliwości ucieczki — lub oporu.
— Po prostu daliśmy się nabrać na te prowokacje. Bazy NATO, laboratoria biologiczne, to wszystko jest logiczne — powiedziała moja znajoma. — Nie ma znaczenia, czy były, czy nie były... Wszystko jest bardzo skomplikowane. To jest niejednoznaczne.
— Dlaczego miałabyś w to wierzyć?
— A nawet jeśli nie uwierzę, to co to zmieni? Car tak powiedział! Widzisz, kiedy chłopi się biją, głowy chłopów się łamią. Ukraina jest w rzeczywistości dzieckiem. Zrobili tam niezły bałagan! I to się nazywa wolność!

Czuję, że jej "wszystko jest niejednoznaczne" ma głębsze korzenie niż tylko usprawiedliwianie oficjalnych kłamstw. Moja znajoma czuje swoją bezradność i uważa to za normę, jest przyzwyczajona do życia w defensywie, chowa się w swoim życiu prywatnym, gdzie wszystko jest jasne. A teraz, gdy sytuacja szczególnie ją przeraża, defensywnie powtarza to, co kiedyś czuła: "Nie jestem zła (oni sami są źli)".

— Nieważne, kto ma rację. Taka jest rzeczywistość.
— Będziemy musieli odpowiedzieć za tę wojnę — mówię.
— Już dawno temu zdałam sobie sprawę, że będziemy odpowiedzialni. Będziemy dzielić się zarówno zwycięstwami, jak i porażkami. Albo powinniśmy byli stąd odejść. Ci, którzy są niezadowoleni, powinni naprawdę odejść, bo niezadowoleni nie są tu lubiani.

Mówiąc, że dzieli los kraju, nie przechwala się, ale raczej wyjaśnia, że nie ma wyboru: ludzie we wspólnocie, do której należy, kochają Putina i popierają wojnę. Aby być z nimi, musi się na to zgodzić.
— A oni [Zachód] w ogóle nie troszczą się o naród ukraiński! — kontynuuje. — Prowadzą te wszystkie wojny, zamachy stanu, rewolucje. Ludzie są dla nich tylko materiałem...

Choć może się to wydawać dziwne, w słowach tej młodej kobiety po raz pierwszy wyczułem szczery strach przed Zachodem: jesteśmy prości, bezradni, wszystkie te elementy są poza naszą kontrolą. Nie dotykajcie nas, nie róbcie nam nic, nie kusicie nas niczym! Ktoś nas kontroluje — i tak jest dobrze.

Ta rozmowa odbyła się po Buczy. Nie miała innego wyjścia, jak tylko zatkać uszy, wygnać myśli i po prostu uwierzyć, że mamy rację.

— Nigdy nie skrytykuję Putina, zwłaszcza teraz — mówi urocza lekarka z małej wioski w obwodzie kostromskim. — Prezydent jest spokojny, ja jestem spokojna. Nie wysyła naszych chłopców na wojnę. Wysyła specjalistów, a nie mięso armatnie. Możesz to nawet zobaczyć w telewizji: kiedy mówi o naszych żołnierzach, jego głos drży, od razu widać, że jest dobrym człowiekiem. Zawsze jestem takiego zdania: to nie nasze mózgi myślą. Wcześniej, w Czeczenii, w Afganistanie, szkoda było wysyłać dzieci, miałam wtedy dwóch chłopców... Chciałabym, żeby nie było wojny — to najważniejsze!

Stało się dla mnie jasne, że ta kobieta, która prowadziła bardzo trudne życie, potrzebowała po prostu uwierzyć w dobry, normalny świat, w którym rządzą dobrzy ludzie.

ROZDZIAŁ 5. Szaleństwo


Delirium
Pewnego dnia podeszliśmy do mężczyzny siedzącego na ławce w moskiewskim centrum handlowym Erewań Plaza. Mówił mniej więcej to, co wszyscy inni: to wszystko jest wielką grą: — Toczy się gra, działania militarne: niebieski, zielony. W niektórych kręgach dzieją się poważne rzeczy. Dzieje się wiele rzeczy, ale nie sądzę, żeby ludzie w Związku Radzieckim, który jest tak duży, byli głupcami. W związku z tym pewne kwestie są obecnie rozwiązywane. A pod spodem kryje się coś poważnego. W telewizji jest jakiś Biały Dom, ktoś udzielał wywiadu, sprawdziłem to — to coś innego. Ja też byłem w wojsku, też służyłem i grałem w karty. Ale to jest mój osobisty pogląd...

Znudziło mi się to. Miałem już dość słuchania tych bzdur. I wtedy zauważyłem, że pod mężczyzną leży ręcznik, obok niego kilka worków na śmieci, a wokół leżą resztki jedzenia. Zdałem sobie sprawę, że ten człowiek jest szalony. Jednak jego delirium było prawie nie do odróżnienia od delirium większości ludzi.

— Jesteś egoistą! — krzyknęła na mnie ta starsza kobieta w tramwaju. Dlaczego "egoistą"? Myślała, że nie chcemy jej pomóc. My — zimni, młodzi ludzie — zostawimy ją samą, samą z jej starością i nieszczęściem. Jesteśmy egoistami, bo nie jesteśmy z nią razem, nie chcemy jej zamykać, chować w czymś ciepłym. Czuła, że jest sama z życiem, które jest zupełnie niezrozumiałe. Ona była przerażona — a nas, egoistów, to nie obchodziło.

Zdałem sobie sprawę, że ona jest w gruncie rzeczy dzieckiem. Poczucie samotności, bezradności, strach przed odpowiedzialnością. A także pretensje o to, że zmuszasz ją do dorastania i pozbawiasz ją w ten sposób prawdy o jej pierwotnym, dziecięcym postrzeganiu. Chciała być z kimś, kto ochroni ją przed tym chłodem, zmiażdży racje, pozwoli jej pozostać dzieckiem. W pełni poparłaby tego, kto dokonałby tego szaleństwa — bo to właśnie szalone działania bezpośrednio wyrażały uczucia jej istnienia. Babcia krzyknęła, żebyśmy usłyszeli. "Ja istnieję! Czy widzisz?!". — krzyknęło to zdezorientowane dziecko. Jakby prosiła o pomoc.

Po tragedii w Buczy mój fiński przyjaciel, który od wielu lat mieszka w Rosji, napisał po rosyjsku rozpaczliwy post. Zwrócił się w nim do tych Rosjan, którzy popierają wojnę i zapytał, jak mogą żyć z takimi myślami. Nie mógł zrozumieć, jak Rosjanie mogą to sobie tłumaczyć.

W tych samych dniach zobaczyłem post mojej starej przyjaciółki, która napisała, że jest "bardzo zaniepokojona małostkowym i haniebnym pacyfizmem moralnym rosyjskiej inteligencji". Moja przyjaciółka była oburzona, że państwo nie zamknęło wszystkich wrogich mediów i nie wsadzało do więzień za rusofobiczne teksty. I cieszyła się z nowo odnalezionej "wolności od iluzji moralnej sterylności i hipokryzji, która tak długo trzymała nas w swoim lepkim uścisku".

Zapytałem ją o to: — Liberalne treści negujące Rosję jako kod cywilizacyjny są oczywiście przestępcze. Ukraińcy to przecież nasz naród. Trwa dyskusja, czy Rosja pozostanie na liście światowych cywilizacji. Cały świat patrzy teraz na Rosję. Ponieważ my, Rosjanie, wyprzedzamy wszystkich, jak zawsze, na białym koniu z czerwonym sztandarem. Istnieje możliwość wyjścia z pandemii zwanej dolarem.

Przez chwilę oderwałem się od znaczenia jej słów. Przez intonację czułem, że nie mówię do osoby, ale do szaleństwa. Jej delirium było zamkniętą, doskonale logiczną rzeczywistością: — Wszystko to dzieje się tak długo właśnie dlatego, że nie bombardujemy cywilnych miast! Dzięki Bogu rosyjski przemysł obronny produkuje wystarczająco dużo precyzyjnej broni. Walczymy tylko z nazistowską armią ukraińską.
— Ale Mariupol jest całkowicie zniszczony — powiedziałem.
— Czy nie wiesz, że ukraińska armia ukrywa się w dzielnicach mieszkalnych?
— Tak, ale w rezultacie rosyjska armia ich bombarduje. Czy rozumiesz, że to się dzieje?
— Szura, dlaczego to robisz? To jest po prostu... To jest pytanie propagandowe!

Głos mojej przyjaciółki drży z urazy. Wciągałem ją w jakąś straszną, wrogą rzeczywistość.
— Czy naprawdę nie rozumiesz, że codziennie giną tam ludzie?
— Chcesz, żebym przyznała, że jestem krwiożerczą suką?! — krzyknęła do telefonu. — W porządku, jestem po stronie zabójców! Ale pocieszam się tym, że ludzie są po tej stronie razem ze mną. Ja, oczywiście, jestem z moimi ludźmi. Ty mi odpowiedz: to dlaczego Putin rozpoczął operację specjalną? Nie, odpowiedz mi!

Pewna inteligentna kobieta, którą spotkaliśmy w kościele w Kostromie, ujęła to w ten sposób: — Ludzie w Rosji są teraz jak dziecko, któremu powiedziano, że jego ojciec jest maniakiem zabójcą. Nie może w to uwierzyć, zaczyna się bronić, złości się, wymyśla jakieś wersje, szuka kogoś, kogo można obwinić. Oczywiście, że czuje się bardzo, bardzo źle.

Rok 1939
Wszyscy zauważyli, że powód inwazji na Ukrainę jest identyczny z tym, co mówił Hitler, gdy zaatakował Polskę.

Chodziło o ochronę naszych granic, bezpieczeństwa Rzeszy i uciskanej mniejszości niemieckiej w Polsce. Gdańsk zawsze był miastem niemieckim, Niemcy mają prawo do suwerenności nad niemieckimi terytoriami. Świat liberalny kłamie, chcemy pokoju, cierpliwie proponowaliśmy ograniczenie wzrostu zbrojeń, ale Polska przerwała rozmowy pokojowe i zmobilizowała się. Nie prowadzimy wojny z ludnością, nasze siły powietrzne atakują tylko cele wojskowe. Ktokolwiek użyje bomb lub broni chemicznej, spotka się z miażdżącą odpowiedzią. Jesteśmy gotowi do walki z każdym.

Kiedy czytasz przemówienie Hitlera z 1 września 1939 r., nie możesz uwierzyć własnym oczom. Na początku nawet podejrzewałem, że to ukraińska fałszywka. W przededniu wojny byłem tak samo oszołomiony doniesieniami o inwazji ukraińskich dywersantów — było to bezpośrednie nawiązanie do prowokacji gliwickiej.
Dzieci w przedszkolach ustawiają się w rzędzie ze znakiem Z. Jest też malowany na drzwiach dysydentów, których trzeba zastraszyć. Ma zuchwały, faszystowski urok. Jest znakiem siły i woli, łamania granic i konwencji. Semiotycznie jest identyczny z błyskawicami oddziałów SS.
W tym samym czasie cała Rosja — od Putina po kasjera w sklepie — wierzy, że walczy z nazizmem. Czy po to 20-letni chłopcy zabijają tysiące innych osób, które mówią tym samym językiem co oni? Czy to jest powód, dla którego niszczymy rosyjskojęzyczne miasta, a miliony ich mieszkańców uciekają do Europy?

Ludzie w Rosji są przyzwyczajeni do myślenia o wojnie jako o świętym doświadczeniu, które może zmyć wszystko i przywrócić im jakiś prawdziwy sens do samych siebie. Wydaje im się, że wojna wyzwoli ich z tego, w co popadli. W całym kraju powtarza się słowa "denazyfikacja", "demilitaryzacja" i "wyzwolenie".

Można pokusić się o refleksję, że te słowa nie były przypadkowe. Ludzie podświadomie tego chcą, ale nie mogą tego dostać. I wyrażają to w formie agresji wobec tych, których uważają za jak najbardziej podobnych do siebie. Rosja robi z Ukrainą to, co sama chciałaby zrobić ze sobą.

"Z" jest rysowany za pomocą wstążek świętego Jerzego [symbolu zwycięstwa w II wojnie światowej]. Wydaje mi się to naturalną schizofrenią, objawem prawdziwego, klinicznego szaleństwa. To tak, jakby ktoś oszalał na punkcie wojny, założył mundur SS, czapkę radzieckiego pilota, podniósł czerwony sztandar i poszedł mordować swojego sąsiada.

Psychiatrzy twierdzą, że od urojeń nie można się uwolnić. Nie ma sensu tłumaczyć osobie w psychozie nielogiczności jej obrazu świata. Urojenie prawdopodobnie wyraża coś ważnego w danej osobie i psychika będzie go bronić. Jest to sposób radzenia sobie z jakimś wewnętrznym konfliktem, z którego nie ma świadomego wyjścia.

— W psychiatrii istnieje pojęcie psychozy indukowanej, kiedy to zdrowa osoba zaczyna wierzyć w urojenia narzucane przez kogoś bliskiego — mówi znajomy psycholog. — Zwykle występuje w izolacji z osobą chorą, przy długotrwałym napięciu nerwowym. Fizjologiczny mechanizm masowego szaleństwa jest prawdopodobnie podobny.

Pewnego dnia wdałem się w rozmowę z kobietą i dwoma mężczyznami, którzy przed wejściem do sklepu dyskutowali o polityce. Byli sąsiadami i dobrze się znali. Kobieta była zagorzałą zwolenniczką "operacji", mówiła dużo o "nazistach". Jeden z mężczyzn też był za, ale bez entuzjazmu, raczej konformistycznie. Ten drugi okazał się przeciwnikiem wojny, podobnie jak ja.

Rozmowa przebiegała dość spokojnie, ale kobieta nieoczekiwanie znalazła się w mniejszości i dość szybko wyczerpała wszystkie swoje argumenty.
— Zrozum — powiedziałem — tam umierają zwykli ludzie. Trudno jest sprawić, by pokochali nas za pomocą bomb.
— Rozumiem, ale co z tego?! — wykrzyknęła kobieta.
Źródło: meduza.io
Data utworzenia: 24 kwietnia 2022 23:50
 

ckl78

Well-Known Member
1 881
2 035
On 1st may in Saint Petersburg girl chained herself to metal fence to protest against russian TV propoganda. The guy in TV picture is the main russian propogandist Solovjov.

1651580939759.png
 

ckl78

Well-Known Member
1 881
2 035
W odciętym od dużej Rosji, a graniczącym z Polską, Obwodzie Kaliningradzkim gubernator Anton Alichanow próbuje jakoś obłaskawić kryzysową rzeczywistość. Jak informowaliśmy, w regionie rośnie bezrobocie i szaleją ceny w sklepach. Według gubernatora polskie media kreują zły obraz wydarzeń i robią polskim czytelnikom pranie mózgu w sprawie Rosji.

- Teraz naszym głównym zadaniem jest powiedzieć całemu krajowi, że do Kaliningradu można latać bezpiecznie. Polacy z karabinami maszynowymi nie chodzą tu po ulicach. Czasami po prostu czytam jakieś bzdury. Czytam prasówki z polskich mediów i po prostu myślę: co to za pranie mózgu! Biedni są ci Polacy, którzy w to wierzą - powiedział Anton Alichanow.

Dodajmy, że gubernator Alichanow jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych. W serwisie Telegram poprosił Kaliningradczyków o dzielenie się z nim problemami życia codziennego. Po skargach od mieszkańców powiadomił prokuraturę o zawyżonych cenach cementu. Co kilka dni publikuje statystyki o przewozach towarów do Kaliningradu, co ma uspokoić mieszkańców, że regionowi nie grozi całkowita blokada. Publikuje posty ze swoich odwiedzin w zakładach mięsnych, mleczarskich, spółdzielni produkującej sałatę czy u rolników. Zapewnia przy tym, że mięsa, mleka, sera i sałaty nie zabraknie.

 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
Słownikowo:

propaganda [łac.], celowe oddziaływanie na zbiorowości i jednostki zmierzające do pozyskania zwolenników i sojuszników, wpojenia pożądanych przekonań i wywołania określonych dążeń i zachowań.

Nie wynika z tego, że nigdy nie jest prawdą.
 
Do góry Bottom