Pestek

Well-Known Member
688
1 879
Błonnik spowalnia trawienie, ponieważ jest niestrawny i - w uproszczeniu - powlekając ścianę jelit blokuje absorpcję substancji odżywczych. Wchodzi jedną stroną, wychodzi drugą. Poza spowalnianiem absorpcji cukru nie ma dla ludzi żadnej wartości odżywczej. Kwestią pozostaje to, poco ładować w siebie coś, co trzeba później ograniczać, żeby się nie wchłonęło... ;)
Tak, ale to nie cała prawda. Jak pisałem, to właśnie w nim zawarte są witaminy i minerały. Jak rozgryzasz coś roślinnego, to uwalniasz te substancje. W soku one są już martwe, lub wyrzuca się je wraz z pulpą - zostaje cukier owocowy, który niewiele się różni od np Pepsi. Istnieje też rozróżnienie na błonnik rozpuszczalny i nierozpuszczalny. Ten drugi rzeczywiście wychodzi tak jak wszedł. Poza tym potrzebujesz błonnika, żeby mieć regularne wypróżnianie(chociaż osoby na diecie wyłącznie mięsnej kwestionują to dietetyczne stwierdzenie). Karmi on też twoją mikroflorę bakteryjną. A zdrowa mikroflora jest odpowiedzialna za odporność, reguluje stan zapalny, produkuje też serotoninę. Nie bez powodu mówi się, że brzuch to drugi mózg, posiada 100 mln połączeń nerwowych. Jedząc dietę bogatą w świerze, zdrowe warzywa i owoce karmisz swój mikrobiom.
 
Ostatnia edycja:
D

Deleted member 4683

Guest
Kilo łopatki, karkówki można dostać za 12-18 pln (2000-2500 kcal) - czy to drogo?

Do tego ceny skupu żywca są jeszcze niższe. Chyba coś k. 5 zł/kg. Z tego wynika, że cena 1kg rośnie ponad 3krotnie wraz z pokonywaniem drogi przetwórnia-dystrybucja-klient.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 410
1558552247971.jpg
 

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 205
U Joe Rogana wielokrotnie już widziałem sportowców, głównie fighterów i biegaczy, przechodzących na diety niskowęglowodanowe. Ostatnio widziałem sporo materiałów na temat okresowego postu i trenowaniu pod jego koniec, bo wtedy rośnie HGH. Myślę, że skoro zawodowi fighterzy i maratończycy decydują się na to, to nie bez przyczyny. Chyba tylko kulturyści i strongmani wymagają węglowodanów, bo tłuszcz w przeciwieństwie do węglowodanów, aktywuje uczucie sytości przez co trudno jest zjeść tyle kalorii, ile oni pochłaniają.
Dwie liczby są najważniejsze dla diety sportowaca:
1. Liczba kalorii ogółem
2. Liczba spożytych gramów białka
Jeśli ktoś przejdzie z diety wysokowęglodowanowej na nieskowęglowodanową, ale dwie powyższe liczby zostaną na odpowiednim poziomie, to mimo preferowania diety wysokowęglowodanowej dla sportowców nie powinno być tragedii.
BTW Zdajesz sobie sprawę, że kulturyści korzystają z diety wysokowęglodowanowych również w okresie zmniejszania tkanki tłuszczowej/ujemnego bilansu? A to są osoby, które mają liczbę tłuszczu w organizmie wyrażoną przez jednocyfrową liczbę procent, więc ich organizm powinien sygnalizować/bronić się całkiem wyraźnie uczuciem głodu przed odchudzaniem.


Prawda, ale to jest pochodna rekomendacji obniżenia ilości spożywanego tłuszczu w diecie. Obniżenie tłuszczu powoduje stałe uczucie głodu, ponieważ węglowodany nie aktywują uczucia sytości w mózgu. Żeby nie powodować skoków cukru we krwi i idących za tym skoków insuliny zgodnie z rekomendacjami trzeba by jeść cały dzień kilkanaście posiłków dziennie. Na im więcej małych posiłków rozłożone jest jedzenie tym lepiej.

Ludzie nie są w stanie funkcjonować jak zwierzęta roślinożerne, które całe swoje życie jedzą lub śpią. Z tego powodu ludzie próbują najeść się na zapas w większych posiłkach. Jednak w przypadku posiłków wysokowęglowodanowych powoduje to insulinowy roller coaster, odkładanie się nadmiaru cukru w postaci tkanki tłuszczowej, glikację białek i lipoprotein itd. Z czasem wywołuje to insulinoodporność, cukrzycę itd. Ile ludzi może sobie pozwolić na jedzenie co godzinę? Ile ludzi chce całe swoje życie poświęcić wyłącznie na jedzenie? ;)
Nie rozumiem w jaki sposób jedzenie fast foodów - produktów wysokoprzetworzonych, wysokokalorycznych i zawierających sporo tłuszczu - ma być pochodną rekomendacji.

Organizm radzi sobie dużo lepiej z regulacją poziomu węglowodanów we krwi niż ci się wydaje.
Po drugie białko również stymuluje wyrzut insuliny, więc nawet jeśli ktoś jadłby przygotowywany w laboratorium posiłek z usuniętymi wszystkimi węglami to i tak organizm produkowałby trochę insuliny.
Po trzecie zjedzenie tłuszczu powoduje produkcję białka stymulującego acylację (ASP). A wiesz co powoduje to białko? Blokuje redukcję tkanki tłuszczowej. Innymi słowy nie ważne czy będziesz jadł węgle + białko lub tłuszcz + białko zawsze będzie produkowane coś, co będzie blokowało redukcję tkanki tłuszczowej. A mimo to ludzie na ujemnym bilansie po prostu chudną. Jak to możliwe?
 

tolep

five miles out
8 579
15 476
A mimo to ludzie na ujemnym bilansie po prostu chudną. Jak to możliwe?

To nieuniknione, na razie zasady termodynamiki obowiązują. Przyczyny "epidemii otyłosci" są nieprawdopodobnie trudne do zbadania. Ktoś ma depresję i nie ma ochoty jeść. Ktoś inny ma depresję i łagodzi ją batonikami (cukier w górę, poprawa nastroju). Ktoś inny po prostu wyrobił sobie jakieś nawyki. Technologia podsunęła nam żarcie pod nos, Żabka na kazdym rogu, automaty z napojami i batonikami takoż.

Sportowcy sa chujowym materiałem badawczym, poniewaz oni poświęcają sporą część swojej świadomości kontrolowaniu posiłków. Wszyscy inni ludzie po prostu jedza gdy są głodni, taką ilość żarcia która usunie im uczucie głodu. A fakt, że mogliby skrócić posiłki o połowę (w sensie czasu trwania i ilości przyjetego pożywienia) a pożadany efekt (usunięcie uczucia głowdu) przyszedłby w tym samym czasie, pozostaje niezauważony. Większe opakowania są tańsze, otwarte opakowania trudniej przzechowywać i tak dalej i tak dalej, czynników jest pierdylion.

Schudłbym bez problemu gdybym poświęcił, jak sportowiec, większą część mojej uwagi na odzywianie i gdyby jego koszt był pomijalny, nawet gdybym używał specjalnie wybranych produktów zywnościowych. Ale ponieważ zaspokajanie uczucia głodu to jest coś co przeciętny Kowalski zostawia autopilotowi...
 
D

Deleted member 4683

Guest
Więcej.. Półtusze kosztują w granicach 8-9 i jest to cena w tysiącach złotych za tonę, netto i w hurcie. I wyglądają tak

165935.png
To jest właśnie przykład tego o czym mówiłem. Czyli dodawania kosztu przez przetwórnię. 100 kg tucznik to trochę poniżej 60 kg mięsa. Serio. Przy cenie skupu 5 zł./kg żywca ( zdażają się niższe i wyższe ) kupujesz tego tucznika za 500 zł. Plus VAT 5% czyli koszt 1 kg mięsa ( z tych ok 60 zawartych w nabytym tuczniku ) to 8-9 zł. W przypadku który podałeś przetwórnia robi z tucznika tuszę, dzieli ją na dwie półtusze i sprzedaje każdą póltuszę w ustalonej cenie za kg półtuszy. Skoro póltusza z naszego 100 kg tucznika waży ok 37-38 kg to kosztuje 342 zł. Ale cena 30 kg mięsa w niej zawartego to już ponad 11 zł./kg. ( a nie 8-9 jak na początku )
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 205
To nieuniknione, na razie zasady termodynamiki obowiązują
To było pytanie retoryczne.

Przyczyny "epidemii otyłosci" są nieprawdopodobnie trudne do zbadania.
Przyczyn jest mnóstwo, ale epidemię otyłości umożliwiła łatwa dostępność relatywnie taniego, smacznego jedzenia o wysokiej wartości energetycznej (ilości kalorii).

Wszyscy inni ludzie po prostu jedza gdy są głodni, taką ilość żarcia która usunie im uczucie głodu.
To się nazywa Ad Libitum. Zresztą część sportowców też je ad libitum.

Technologia podsunęła nam żarcie pod nos, Żabka na kazdym rogu, automaty z napojami i batonikami takoż.[..] Większe opakowania są tańsze, otwarte opakowania trudniej przzechowywać i tak dalej i tak dalej, czynników jest pierdylion.
Wracając do przyczyn to otyłość jest mocno skorelowana z sytuacją socjoekonomiczną. Ludzie ubożsi i mający mniej czasu dla siebie częściej wybierają tanie produkty wysokoprzetworzone, wysokokaloryczne, bo są ekonomiczne: w przeliczeniu kaloria z takiego jedzenia jest tańsza niż kaloria ze zdrowszych potraw. Do tego wymagają mniej czasu potrzebnego na przygotowanie lub można je zjeść od razu.
 

Pestek

Well-Known Member
688
1 879
Otyłość? Największe jak do tej pory badanie nad problemami zdrowotnymi skorelowane z ACE(adverse childhood experienxe).
https://www.thrivingnow.com/ace-study-childhood-trauma-and-obesity/

Możesz zrzucić wagę, ale bez zajęcia się dzieciństwem ciężko będzie ja zachować. Im wyżej w skali ACE się znajdujesz(im więcej niekorzystnych rzeczy doświadczyłeś/doświadczałeś), tym gorsze twoje prognozy na dorosłość, w tym otyłość, problemy zdrowotne, uzależnienia, status ekonomiczny itd.
 
Ostatnia edycja:
OP
OP
inho

inho

Well-Known Member
1 635
4 516
Tak, ale to nie cała prawda. Jak pisałem, to właśnie w nim zawarte są witaminy i minerały. Jak rozgryzasz coś roślinnego, to uwalniasz te substancje. W soku one są już martwe, lub wyrzuca się je wraz z pulpą - zostaje cukier owocowy, który niewiele się różni od np Pepsi. Istnieje też rozróżnienie na błonnik rozpuszczalny i nierozpuszczalny. Ten drugi rzeczywiście wychodzi tak jak wszedł. Poza tym potrzebujesz błonnika, żeby mieć regularne wypróżnianie(chociaż osoby na diecie wyłącznie mięsnej kwestionują to dietetyczne stwierdzenie). Karmi on też twoją mikroflorę bakteryjną. A zdrowa mikroflora jest odpowiedzialna za odporność, reguluje stan zapalny, produkuje też serotoninę. Nie bez powodu mówi się, że brzuch to drugi mózg, posiada 100 mln połączeń nerwowych. Jedząc dietę bogatą w świerze, zdrowe warzywa i owoce karmisz swój mikrobiom.
Kiedyś błonnikiem nazywało się tylko to, co obecnie nazywa się błonnikiem nierozpuszczalnym. Dodano do tego więcej elementów chyba tylko po to, by ludzi przekonać, że przynajmniej część błonnika nie jest całkowitym odpadem. ;)

Diety wyłącznie mięsne, to trochę ekstrema, chociaż z tego co obserwuję, pomaga wielu ludziom z nawet poważnymi problemami zdrowotnymi. To jest najbardziej radykalny odłam niskowęglowodanowców i jednocześnie nie ma prawie żadnych badań analizujących taki sposób odżywiania. Widziałem za to ostatnio na wykopie gościa, który je w taki sposób. ;)

Jest na Youtube ciekawy wykład o wpływie błonnika na mikroflorę:



tak, w porównaniu z kilogramem ziemniaków, ryżu lub płatków kukurydzianych. Albo nawet chleba.
Racja, ale myślałem, że rozmawiamy o optymalnym żywieniu dla zdrowia przeciętnego mieszkańca cywilizowanego świata, a nie wyłącznie zaspokojeniu potrzeb kalorycznych. Dla zdrowia ważniejsze jest dostarczanie białka, witamin, mikro- i makroelementów.

Jednak jeśli już licytujemy się na najtańsze kalorie, to kilo słoniny kosztuje 3-5 pln (8000 kcal+). ;)

Nie rozumiem w jaki sposób jedzenie fast foodów - produktów wysokoprzetworzonych, wysokokalorycznych i zawierających sporo tłuszczu - ma być pochodną rekomendacji.
Chodziło mi o to, że skutecznie udało się przekonać ludzi do obniżenia ilości spożywanego tłuszczu. Tłuste posiłki zaspokajały potrzeby energetyczne na wiele godzin. Gdy zaczęto rekomendować zmianę proporcji na mniejszy udział tłuszczu w diecie, spowodowano dziurę energetyczną,

To, do czego ludzi nie dało się przekonać, to do małych posiłków przez cały dzień - głównie dlatego, że ludzie mają inne rzeczy do robienia niż tylko jedzenie. Po drugie dlatego, że z powodów ewolucyjnych ludzie jedzą do osiągnięcia stanu sytości. Problem w tym, że węglowodany tego uczucia nie aktywują. Kończy się to tym, że po ogromnym (kalorycznie) posiłku ludzie są "pełni" i jednocześnie "głodni". Każdy może zrobić sobie eksperyment i spróbować zjeść tłusty kawałek mięsa o wartości kalorycznej równej do np. ilości zawartej w pizzy. W tym pierwszym przypadku uczucie "sytości" przychodzi długo przed uczuciem "pełności" i trzeba się zmuszać do dalszego jedzenia, żeby pochłonąć tyle samo kalorii ile da się zjeść jednorazowo w niskotłuszczowych potrawach.

Organizm radzi sobie dużo lepiej z regulacją poziomu węglowodanów we krwi niż ci się wydaje.
Tak, ale do czasu aż sobie nie radzi. Głównym mechanizmem obronnym jest insulina, która "wypcha" cukier do tkanek. W przypadku długotrwałego, wysokiego poziomu cukru we krwi te tkanki z czasem same zaczynają się przed nim bronić, obniżając wrażliwość na insulinę.

Po drugie białko również stymuluje wyrzut insuliny, więc nawet jeśli ktoś jadłby przygotowywany w laboratorium posiłek z usuniętymi wszystkimi węglami to i tak organizm produkowałby trochę insuliny.
Różnica jest taka, że białko trzeba koniecznie dostarczać w diecie, a węgli nie. Niewielką ilość glukozy, jaką potrzebuje np. mózg, produkuje bez żadnego problemu wątroba. Także nawet ludzie niejedzący węglowodanów w ogóle funkcjonują prawidłowo, czego nie można powiedzieć o ludziach niedostarczających odpowiedniej ilości białka.

Po trzecie zjedzenie tłuszczu powoduje produkcję białka stymulującego acylację (ASP). A wiesz co powoduje to białko? Blokuje redukcję tkanki tłuszczowej. Innymi słowy nie ważne czy będziesz jadł węgle + białko lub tłuszcz + białko zawsze będzie produkowane coś, co będzie blokowało redukcję tkanki tłuszczowej.
Kwestią główną jest to, że tłuszczem trudno się przejadać, natomiast węglowodanami bardzo łatwo. No i do tego dieta niskowęglowodanowa powoduje adaptację organizmu do efektywnego wykorzystania tłuszczu jako źródła energii. To skutkuje skutecznym spalaniem nadmiaru tkanki tłuszczowej "między posiłkami".

Sportowcy sa chujowym materiałem badawczym, poniewaz oni poświęcają sporą część swojej świadomości kontrolowaniu posiłków. Wszyscy inni ludzie po prostu jedza gdy są głodni, taką ilość żarcia która usunie im uczucie głodu. A fakt, że mogliby skrócić posiłki o połowę (w sensie czasu trwania i ilości przyjetego pożywienia) a pożadany efekt (usunięcie uczucia głowdu) przyszedłby w tym samym czasie, pozostaje niezauważony. Większe opakowania są tańsze, otwarte opakowania trudniej przzechowywać i tak dalej i tak dalej, czynników jest pierdylion.
Faktycznie, porównywanie wyczynowych sportowców do przeciętnego człowieka jest problematyczne. Przykładowo utrzymania nienaturalnie dużej ilość tkanki mięśniowej wymaga nienaturalnych sposobów, także odżywiania.

Przyczyn jest mnóstwo, ale epidemię otyłości umożliwiła łatwa dostępność relatywnie taniego, smacznego jedzenia o wysokiej wartości energetycznej (ilości kalorii).
Dokładnie. Stała dostępność jedzenia jest rzeczywistością, w której poza ostatnimi kilkoma dekadami, ludzie nigdy wcześniej nie funkcjonowali. Nasze organizmy nie są ewolucyjnie przystosowane do takiego przemiału żarcia - w szczególności wysoko przetworzonych produktów spożywczych niewystępujących w naturze.

Ludzie posiadają magazyn energetyczny w postaci tkanki tłuszczowej po to, żeby mogli jeść np. raz, dwa razy dziennie. W przeszłości pozwalało to przetrwać wiele dni bez jedzenia. Obecnie ludzie zatracili możliwość efektywnego korzystania z tego magazynu i dostają fisia, gdy po dwóch godzinach od wysokokalorycznego posiłku opartego na węglowodanach, gwałtownie spada im cukier.

Do tego wymagają mniej czasu potrzebnego na przygotowanie lub można je zjeść od razu.
Większość ludzi, którzy przechodzą na niskowęglowodanowe diety naturalnie obniża ilość posiłków, bo po prostu nie są głodni cały czas.
 

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 205
Chodziło mi o to, że skutecznie udało się przekonać ludzi do obniżenia ilości spożywanego tłuszczu. Tłuste posiłki zaspokajały potrzeby energetyczne na wiele godzin. Gdy zaczęto rekomendować zmianę proporcji na mniejszy udział tłuszczu w diecie, spowodowano dziurę energetyczną,



To, do czego ludzi nie dało się przekonać, to do małych posiłków przez cały dzień - głównie dlatego, że ludzie mają inne rzeczy do robienia niż tylko jedzenie. Po drugie dlatego, że z powodów ewolucyjnych ludzie jedzą do osiągnięcia stanu sytości. Problem w tym, że węglowodany tego uczucia nie aktywują. Kończy się to tym, że po ogromnym (kalorycznie) posiłku ludzie są "pełni" i jednocześnie "głodni". Każdy może zrobić sobie eksperyment i spróbować zjeść tłusty kawałek mięsa o wartości kalorycznej równej do np. ilości zawartej w pizzy. W tym pierwszym przypadku uczucie "sytości" przychodzi długo przed uczuciem "pełności" i trzeba się zmuszać do dalszego jedzenia, żeby pochłonąć tyle samo kalorii ile da się zjeść jednorazowo w niskotłuszczowych potrawach.

1. Nie trzeba jeść często na diecie wysokowęglowej. 3 - 4 razy w ciągu dnia wystarczy dla przeciętnego człowieka.
2. Piszesz tak, jakby ktoś tutaj proponował dietę w 100% węglodowanową. A przecież ja mam w diecie mięso, jajka, tłuszcz roślinny. Nie mam problemu z osiągnięciem stanu sytości.


Tak, ale do czasu aż sobie nie radzi. Głównym mechanizmem obronnym jest insulina, która "wypcha" cukier do tkanek. W przypadku długotrwałego, wysokiego poziomu cukru we krwi te tkanki z czasem same zaczynają się przed nim bronić, obniżając wrażliwość na insulinę.
Czyli jeśli ktoś jest otyły, to gorzej sobie radzi z węglowodanami. Może po prostu przestać być otyłym? Bycie otyłym również na diecie nieskowęglodowanowej jest szkodliwe.



Każdy może zrobić sobie eksperyment i spróbować zjeść tłusty kawałek mięsa o wartości kalorycznej równej do np. ilości zawartej w pizzy. W tym pierwszym przypadku uczucie "sytości" przychodzi długo przed uczuciem "pełności" i trzeba się zmuszać do dalszego jedzenia, żeby pochłonąć tyle samo kalorii ile da się zjeść jednorazowo w niskotłuszczowych potrawach.
Po prostu jest mniej smaczne, a poza tym gęstość energetyczna niejednej pizzy jest większa niż przeciętnego mięsa. Przy czym ta gęstość powstaje przez pomieszanie węgli z tłuszczami, a nie przez same węgle.
Poza tym wielkie mi odkrycie, że jeśli dasz komuś dasz do zjedzenia coś mniej smakowitego to zje mniej xD Spróbuj zjeść dużo białego ryżu albo nawet chleba bez dodatków. Bez mięsa, warzyw, sosów, soli, przypraw, niczego.

Szczerze to nie chce mi się zbyt wiele dyskutować. Let's just agree to disagree.
 

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 205
Jeszcze jedna, chyba ostatnia myśl mi przyszła do głowy, która nie była poruszona w wątku. Chodzi o korelację między ryzykiem śmierci* a masą mięśniową i siłą. Niska masa mięśniowa jest skorelowana ze zwiększonym ryzykiem. Wyższa siła tym mniejsze ryzyko. IMO nie warto być na dietach niskobiałkowych, bo tylko utrudnimy sobie budowanie masy mięśniowej, która pozytywnie wpływa na zdrowie i długowieczność.

*Każdy w końcu umrze. Chodzi o statystyczne ryzyko śmierci w jakiejść sensownie krótkiej jednostce czasu.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790

ŚWIAT
Dwie trzecie Brytyjczyków twierdzi, że woleliby umrzeć 10 lat wcześniej niż zrezygnować z jedzenia mięsa – wynika z ankiety przeprowadzonej wśród dwóch tysięcy osób dla organizacji No Meat May.
Ankieta wykazała, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety postrzegają dietę wegańską lub wegetariańską jako bardziej "kobiecą" niż "męską".

Mniej męscy bez mięsa

Z badań wynika także, że dwie trzecie mężczyzn w Wielkiej Brytanii twierdzi, że woleliby umrzeć pięć do dziesięciu lat wcześniej niż zrezygnować z mięsa.
Więcej niż co dziesiąty z mężczyzn stwierdził, że nie jedząc mięsa będzie czuł się "mniej męski". Jedna trzecia z badanych mężczyzn stwierdziła też, że "ludzie powinni jeść mięso". Tego samego zdania jest jedna czwarta badanych kobiet.
Więcej niż jeden na 20 ankietowanych mężczyzn powiedział również, że wolałby pójść do więzienia niż przestać jeść mięso.
Badanie wykazało też, że wielu ankietowanych rozważyłoby przejście na dietę roślinną w zamian za pewne korzyści zdrowotne.
:D
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790

1 września 2021, 13:43 | Humanistyka
Badania szczątków kostnych z Herkulaneum pokazały, że kobiety i mężczyźni zamieszkujący starożytne miasto nie jedli tych samych produktów. Analiza stabilnych izotopów węgla i azotu z aminokwasów kolagenu kości 17 osób (11 dorosłych mężczyzn i 6 dorosłych kobiet) wskazała, że kobiety spożywały więcej produktów ze zwierząt lądowych i lokalnie hodowanych owoców i warzyw, a w diecie mężczyzn było więcej droższych ryb.
Autorami publikacji z pisma Science Advances są naukowcy z University of York, Parków Archeologicznych Herkulaneum i Pompejów oraz z Museo delle Civiltà di Roma.
Za cel tego badania postawiono sobie określenie zmienności dietetycznej w tej unikatowej próbce rzymskiego społeczeństwa z rozdzielczością, która wcześniej była nieosiągalna [...] - napisali naukowcy.
Szczątki zmarłych w wyniku wybuchu Wezuwiusza w 79 r. dają unikatową szansę na zbadanie stylu życia starożytnej społeczności, która żyła i zginęła razem. Źródła historyczne często napomykają o różnym dostępie do pokarmów w rzymskim społeczeństwie, ale rzadko mamy do czynienia z bezpośrednimi dowodami i danymi ilościowymi - podkreśla prof. Oliver Craig z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku.
Odkryliśmy znaczące różnice dot. proporcji morskich i lądowych produktów spożywanych przez kobiety i mężczyzn [...].
Jak wyliczyli naukowcy, w porównaniu do kobiet, mężczyźni uzyskiwali średnio o ok. 50% więcej białka ze źródeł morskich. Spożywali też nieco więcej zbóż. Kobiety pozyskiwały za to więcej białek zwierząt lądowych oraz lokalnie hodowanych owoców i warzyw.
Mężczyźni z większym prawdopodobieństwem byli bezpośrednio zaangażowani w rybołówstwo i inne działania związane z morzem. Generalnie zajmowali bardziej uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie i byli wcześniej uwalniani od niewolnictwa, co dawało im większy dostęp do drogich towarów, np. świeżych ryb - wyjaśnia doktorantka Silvia Soncin.
Dzięki nowemu podejściu akademicy byli w stanie dokładniej opisać starożytną dietę, tak by porównać ją z późniejszymi nawykami żywieniowymi. Zespół sugeruje, że ryby i owoce morza stanowiły większą część diety mieszkańców Herkulaneum niż przeciętnej współczesnej diety śródziemnomorskiej. Zboża miały zaś mniejsze ogólne znaczenie w porównaniu do typowej diety śródziemnomorskiej (wg definicji sformułowanej w latach 60.). Trzeba będzie jeszcze ustalić, czy wzorzec ten był charakterystyczny dla starożytnych społeczeństw śródziemnomorskich, czy też raczej cechował miejscowości przybrzeżne, takie jak Herkulaneum.
Dieta mieszkańców Herkulaneum nie tylko wskazuje na nawyki żywieniowe, ale i konfrontuje nas ze społeczeństwem zorganizowanym według innych reguł niż współcześnie. Był to świat, gdzie rutynowy dostęp do określonych pokarmów zależał nie od głodu czy możliwości zakupu, ale od [...] płci, warunków społecznych czy pochodzenia etnicznego - podkreślił dyrektor Parku Archeologicznego Herkulaneum.
Źródło: University of York
Autor: Anna Błońska
 

ckl78

Well-Known Member
1 881
2 033
„Jedzta, co chceta, czyli żywieniowa anarchia”.

Jedzenie, które było kiedyś po prostu jedzeniem, aktem zaspokojenia głodu, przeżyciem rozkoszy podniebienia, towarzyskim wydarzeniem, dodatkiem do konwersacji (albo konwersacja przy stole była dodatkiem do spożywania posiłku) ewentualnie czynnością rytualną, stało się problemem społecznym, dziedziną podległą polityce zdrowotnej, kwestią będącą w centrum zainteresowania polityki, biznesu, nauki i mediów. Ludzie w krajach Ameryki Północnej i Europy żyją pod coraz ściślejszą władzą polityków żywieniowych, naukowców od żywienia, obrońców konsumentów i aparatu medyczno-naukowego Zewsząd, wszelkimi kanałami propagandy medialnej wtłacza się im w mózgi, co to jest „zdrowe jedzenie”. Bezustannie atakowani są kolejnymi zaleceniami dietetycznymi, chce się organizować i racjonalizować jedzenie i odżywianie w stopniu, który naszych dziadów wprawiłby w najwyższe zdumienie, a może nawet przerażenie.

Mamy do czynienia z próbami ustanowienia nowych form tzw. biowładzy – władzy nad naszymi ciałami, naszymi organizmami, naszymi żołądkami, naszym podniebieniem, naszym trawieniem. Coraz więcej instytucji, grup interesu, władz, kompleksów biznesowo-medycznych, ośrodków władzy społecznej i państwowej, medialnych korporacji chce określać jakie pokarmy i substancje i w jakich ilościach wolno nam jakie powinniśmy a jakich nie wprowadzać do naszego organizmu. Już nie tylko opium jest zakazane ale nawet nikotyna. W kolejce czekają następne – np. kotlet schabowy, hamburger itd.

 
Do góry Bottom