Obronność

D

Deleted member 427

Guest
Cokeman napisał:
Niedawno miałem sen, że podkochiwalem sie w jednej fajnej babce po 40ce Smile

W matce?
Sorry, musiałem to napisać. Twoje fascynujące posty przekształcają arcyważny temat o obronności w jakieś gejowskie emo wynurzenia :)
 

zygfryd

Active Member
241
48
kr2y510 napisał:
Premislaus napisał:
A co do partyzantki to mit. Milicje, prywatne firmy i najemnicy. A regularna armia jak ktoś na nią będzie chciał płacić. Wystarczą moim zdaniem milicje, broń masowego rażenia i środki jej przenoszenia.

Znasz z historii dlaczego podczas potopu potężne szwedzkie wojsko stanęło na granicy Śląska (w okolicy dzisiejszej Czeladzi) i bało się postawić nogi na drugim brzegu rzeczki?
Ponad 1/3 najemników z całego kontynentu osiedlała się wtedy na Śląsku. Więc sprawa była bardzo poważna. Ważne jest też kto na danym terenie jest mile widziany jako imigrant.




kawador napisał:
Amerykańska armia byłaby w stanie podbić dzisiaj praktycznie każde państwo europejskie

Prawda. Ale nikt nie będzie podbijać jak mu się to nie będzie opłacać.



To było kiedyś, a uzbrojenie ostro się w ostatnim stuleciu zmieniło, nie wiem ile kosztował wtedy zakup armaty czy innego działa (ale i tak banda z kosami, siekierami mogła zdziałać dużo ). Ale wiem, że ciężko będzie kupić lokalnie działającej firmie np jakiś przyzwoity samolot. A by móc odeprzeć atak ( np regularne bombardowania ) trzeba ich wiele.
Jedyne co może pomóc to solidnie zorganizowany sojusz wszystkich grup/organizacji.
Czy takie coś może się w ogóle udać ?
Dla przykładu:
Ciekaw jestem czy gdyby państwa zachodnie postanowiły wkroczyć do Somalii i zrobić tam porządek, lokalni przywódcy potrafiliby się dogadać, skoordynować wspólną obronę, czy też każdy sobie (czyli coś takiego jak sojusz polsko-francuski w 39 ).




co do opłacalności:
czy Hitlerowi wojna się opłacała ?
 
A

Anonymous

Guest
1. Przenośne systemy p-lot, jak i inne nowoczesne wyrzutnie rakiet. Ciekawe o ile by potaniały te "zabawki", gdyby nie było patentów i jakichś koncesji na prowadzenie firm zbrojeniowych.

Z resztą nie umiem wskazać państwa które by przetrzymało napad powietrzny w wykonaniu USA. Więcej pod tym linkiem - http://www.nfow.pl/viewtopic.php?p=569357#569357

Jest to bardziej zadanie dla określonych specjalistów wojskowych, jak skonstruować taki skuteczny system obrony p-lot.

Libertarianin nie jest alfą i omegą. Choć ja staram się wyszukiwać w necie jakieś argumenty z dziedzin w jakich słabo się rozeznaję, gdy mi ktoś zada pytanie.

Jakby był gdzieś w świecie jakiś wolnościowy rząd, to doradziłbym mu aby pozyskał broń masowego rażenia i skuteczne środki przenoszenia. To największy gwarant bezpieczeństwa.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_w_Mo ... %281993%29 - już raz wkroczyli...

2. Hitler miał prosty wybór, albo wojna, albo bankructwo Niemiec.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
Premislaus napisał:
Z resztą nie umiem wskazać państwa które by przetrzymało napad powietrzny w wykonaniu USA

północny wietnam był masowo bombardowany, a amerykańce nawet nie dali se rady z komunistyczną partyzantką w południowym wietnamie...
 
D

Deleted member 427

Guest
GAZDA, nie dali rady, bo prowadzili wojnę defensywną. Stany ograniczały się tam wyłącznie do obrony - tych kilka ofensyw nie tyle miało na celu opanowanie jakiegoś terytorium, ile odrzucenie Wietnamczyków; żadna właściwie zresztą nie została doprowadzona do końca. Fakty są takie, że 56 tysięcy amerykańskich żołnierzy oddało życie za wojnę, która okazała się polityczną klęską - z powodu nastrojów społecznych, wygenerowanych przez amerykańską inteligencję. Równie dobrze - przy nieco większej liczbie strat w ludziach - mogliby po prostu dowieźć tam więcej wojska i Wietnam zdeptać. Trudno to jednak zrobić przy stałej obecności "reporterów wojennych", wściekłej nagonce na "faszystowski rząd" prowadzonej przez całe niemal Hollywood i wszystkie media w kraju, a także gwiazdy filmu w rodzaju Jane Fondy, wizytujące żołnierzy i pyskujące o imperialistycznej polityce Stanów, podczas gdy 10 km dalej komuniści wkładali granaty do pochw wietnamskich kobiet. Te i inne nastroje uniemożliwiały (dosłownie) dalszą walkę oddziałów USA w Wietnamie, jak również całkowicie blokowały dostawę środków, których Południowy Wietnam rozpaczliwie potrzebował, aby bronić się przed agresję komuchów, gdy oddziały amerykańskie zostały wycofane.

Znamienne były wówczas nastroje wśród komuchów. Amerykański jeniec wojenny James Stockdale usłyszał od jednego z żołnierzy na polu bitwy, że "nasz kraj nie ma szans pokonać was na polu bitwy, ale spodziewamy się wygrać te wojnę na ulicach Nowego Jorku".

Przywódca komunistów Vo Nguyen Giap, weteran wojny koreańskiej, główny dowódca komuchów w Wietnamie, kilka lat po wojnie powiedział: "Nasz cel miał charakter polityczny, nie militarny - naszą intencją było złamać wolę rządu amerykańskiego - aby nie chciał dalej angażować się w wojnę. Gdybyśmy koncentrowali się na starciu twarzą w twarz z armią amerykańską, po dwóch godzinach walki byłoby już po nas".

Poniżej fragment wywiadu z 1995 roku z pułkownikiem Bui Tinem:

pytanie: Czy amerykański ruch antywojenny przyczynił się do zwycięstwa rządu w Hanaoi?

odpowiedź: Powiem tak - codziennie o 9 rano nasi przywódcy słuchali w radiu wiadomości ze świata. Interesowało nas przede wszystkim trzymanie ręki na pulsie w kwestii amerykańskiego ruchu antywojennego. Do Hanoi przyjeżdżały osobistości, aktorzy z Hollywood, prokurator generalny James Clark, nawet króliczki Playboya. Byliśmy wniebowzięci, kiedy na konferencji prasowej Jane Fonda, ubrana w czerwoną suknię wietnamską, powiedziała, że wstydzi się za wojenne działania Ameryki i że stoi po naszej stronie. Ci ludzie reprezentowali sumienie Ameryki, a sumienie Ameryki było zawsze ściśle związane z ich wydolnością wojenną.
 

Buford T. Justice

New Member
15
0
zygfryd napisał:
Ciekaw jestem czy gdyby państwa zachodnie postanowiły wkroczyć do Somalii i zrobić tam porządek, lokalni przywódcy potrafiliby się dogadać, skoordynować wspólną obronę, czy też każdy sobie (czyli coś takiego jak sojusz polsko-francuski w 39 ).
Raczej się nie przekonamy, bo jedyny problem w związku z Somalią jaki obchodzi resztę świata to piractwo. Dopóki piraci są wystarczająco cwani by nie żądać hgw jak wysokich okupów a ograniczają się do rzędu 1-2 M$ nie opłaca się robić nic. Najwyżej Lloyds czy ktoś inny dźwignie składkę i po herbacie. Żeby opłacało się zatrudnić Xe lub Triple Canopy piraci musieliby zaśpiewać sobie po 20-30 M$, a aż tak głupi to oni nie są. Jedyna możliwość, to gdyby przez przypadek wkurzyli Chińczyków. Ci raczej załatwiliby sprawę, a potem mogliby po udanej operacji odtrąbić sukces dyplomatyczny "państwa środka nowej roli supermocarstwa".
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
@kawador

Słusznie napisałeś. Amerykanie byli w stanie zadeptać Wietnam Północny.
Ale z partyzantką w tamtym rejonie niebyli by sobie w stanie łatwo poradzić. Inna sprawa czy partyzantka by była, gdyby Wietnam był wtedy w jednym kawałku. Znajomy (libertarianie ze Śląska wiedzą kto i znają) który tam służył i został tam ranny (odłamek wpadł pod kamizelkę) opowiadał jak to wyglądało.

Polityka USA była taka jak starożytnego Rzymu - "dziel i rządź". Korea ma być w dwóch kawałkach, Niemcy w dwóch, Wietnam w dwóch, Chiny w dwóch itd. Nawet gdyby komuniści byli na południu Wietnamu a normalni na północy to oni jak by mogli to zrobiliby komunistyczną północ i kapitalistyczne południe. Choćby po to, by propagandowo wyglądało to na prostsze dla przeciętnego jełopa, "ci na południu to zawsze nasi, a na północy tamci".
Nie było w USA politycznej woli, by wygrać Koreę i Wietnam. Była jedynie wola, by podzielić. A przegrali Wietnam z zupełnie innego powodu. Na południu obsadzili skorumpowanych polityków. Stąd morale do obrony było małe. Nie było chęci do obrony a ludność była nastawiona obojętnie. Prawo von Clausewitza obowiązuje również w tamtej strefie klimatycznej.
 
D

Deleted member 427

Guest
Być może prawdą jest to, co piszesz, ale pewne rzeczy z tej historii są zbyt uderzające i zbyt nachalnie się powtarzają, żeby ot tak je zignorować i zrzucić winę na jakieś ponadczasowe prawo wojenne Clausewitza. Otóż w USA media powtarzały jak zaklęcie, że "tej wojny nie da się wygrać". Telewizja CBS trąbiła bez przerwy, że Amerykanie "utknęli w martwym punkcie". Zwłaszcza po ofensywie Tet. Relacje mediów z wojny miały ogromny wpływ na jej przebieg oraz na tzw. nastroje społeczne. Doradca Johnsona powiedział po wojnie, że dzięki audycjom CBS i zaangażowaniu Waltera Cronkite'a prezydent zdał sobie sprawę, że traci poparcie społeczne niezbędne do kontynuowania wojny i osiągnięcia zwycięstwa.

Tymczasem ofensywa Tet to była totalna klęska wietnamskiej partyzantki, choć w USA ataki partyzantów opisywane były jako "ciężki cios" oraz "wielka przeszkoda" dla sił amerykańskich. Felietonista NYT Drew Person pisał, że Ameryka "dostała kopa w tyłek". W takim samym tonie wypowiadali się dziennikarze Wall Street Journal oraz Joseph Kraft, felietonista Washington Post. Po wojnie zapytano pułkownika Biu Tina, czy rzeczywiście tak to wyglądało. Gościu odpowiedział, że Tet było obliczone na to, by wpłynąć na opinie publiczną w Stanach. Byliśmy zdumieni, że Amerykanie tak bardzo dali nam popalić, straty w ludziach były oszałamiające. W skutek walk w 1968 roku nasze oddziały w Północnym Wietnamie zostały niemal w całości zmiecione z powierzchni ziemi. Giap powiedział mi potem, że Tet było klęską militarną, ale dzięki tej ofensywie zdobyliśmy przewagę polityczną - prezydent Johnson zgodził się na negocjacje.

Krótko: podstawowym założeniem antywojennej krytyki było to, że Amerykanie nie są w stanie zgładzić Viet Kongu. Jeśli w państwie demokratycznym tuba propagandowa, czyli odpowiednia ilość autorytetów i ekspertów powtarza, że wojny nie da się wygrać, to wtedy rzeczywiście wojna przestaje być wojną, którą można wygrać. I dlatego trzeba koniecznie napisać jakiś suplement do knigi von Clausewitza.
 
A

Anonymous

Guest
Krzysiu kojarzysz bombardowania Kambodży? Wystarczyło zrobić to samo na północy Wietnamu... Komuniści nie mieli szans wygrać tej wojny, ale wygrali ją w sercach i umysłach. Gdyby nie mass media to nie pierdolili by się tak.

Z jednej strony mass media mogą nagłośnić skurwysyństwo jakichś władz, ale często są na czyichś usługach.
 
Do góry Bottom