Musi płacić 500 zł za dojazd do własnego domu!

Hikikomori

少し変態
538
318
Pomijając fakt, że w AKAPie urzednicy będą użyźniać ziemię, to tak będzie w AKPIE.


http://www.tvp.pl/szczecin/aktualnosci/wiadomosci/urzednik-sprzedal-droge/12043807

500 złotych za dojazd do swojego domu. To nie absurd to prawda. Absurd , który ma miejsce we wsi Jarosławki koło Maszewa. A wszystko przez błąd urzędnika. Kobieta płaci, ale konflikt narasta, o czym na własnej skórze przekonała się nasza ekipa, która została zaatakowana przez syna właściciela drogi.

Przez błąd urzędnika, kobieta płaci 500 zł miesięcznie za dostęp do drogi prowadzącej do jej domu

500 metrów betonowych płyt, a po obu stronach pole. Tylko tędy można dotrzeć do domu Haliny Idziaszek . Gdyby nie ta droga kobieta byłaby odcięta od świata. Problem w tym, że od prawie roku to droga prywatna, za którą musi płacić.

"Postawiona byłam pod ściana, i żeby uniknąć tych konfliktów a było ich nie mało po drodze, po prostu zgodziłam się i zapłaciłam za użytkowanie tej drogi"

Patowa sytuacja ciągnie się od stycznia. To skutek pomyłki jednego z pracowników Agencji Nieruchomości Rolnych. Jego przełożony tłumaczy, że to jednorazowa wpadka, bo w papierach drogi nie było i to zmyliło urzędnika.

"Na pewno był to błąd, który nie pozostawiamy samemu sobie - nie zostawiamy tego problemu pani, która w tym wszystkim jest najbardziej poszkodowana."

Dlatego Agencja chce odkupić feralną drogę, ale jest problem - bo jedna ze stron nie chce sprzedać drogi. Jest za to biznes, bo co miesiąc pani Halina płacić właścicielowi 500 zł. Gdy chcieliśmy z nim porozmawiać ich syn zaatakował naszą ekipę. Skończyło się na zniszczeniu telewizyjnego sprzętu i interwencji policji.

Agresji obawia się także Halina Idziaszek. Ale bardziej obawia się że że to ona - przez lata będzie płacić i to dosłownie za urzędniczy błąd. Spór o drogę trafił już do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Jeśli Kolegium nie przyzna racji urzędnikom z Agencji sprawa trafi do sądu.

No OK, mamy prywatną drogę, którą właściciel rozporządza wedle własnej woli. Niech mi teraz jakiś ortodoksyjny propertarianin wyjaśni, tylko bez uników i bez ironii, w jaki sposób taka sytuacja ma charakter transakcji korzystnej dla obydwu stron.
 

Att

Manarchista
286
495
No OK, mamy prywatną drogę, którą właściciel rozporządza wedle własnej woli. Niech mi teraz jakiś ortodoksyjny propertarianin wyjaśni, tylko bez uników i bez ironii, w jaki sposób taka sytuacja ma charakter transakcji korzystnej dla obydwu stron.
Proste: kobieta woli przejechać do domu niż zachować 500 zł. Właściciel drogi woli uzyskać 500 zł niż zabronić kobiecie przejechać do domu. Zatem jest to obustronna korzyść.
 

RiGhT_WiNg

Schizoid
233
44
Przez błąd urzędnika, kobieta płaci 500 zł miesięcznie za dostęp do drogi prowadzącej do jej domu

500 metrów betonowych płyt, a po obu stronach pole. Tylko tędy można dotrzeć do domu Haliny Idziaszek . Gdyby nie ta droga kobieta byłaby odcięta od świata. Problem w tym, że od prawie roku to droga prywatna, za którą musi płacić.
Wygląda na to że ktoś odciął kobiecinę od świata. Niestety autor nie raczy wyjaśnić na czym polegał błąd.
 
OP
OP
Hikikomori

Hikikomori

少し変態
538
318
Proste: kobieta woli przejechać do domu niż zachować 500 zł. Właściciel drogi woli uzyskać 500 zł niż zabronić kobiecie przejechać do domu. Zatem jest to obustronna korzyść.
Ale prosiłem bez ironii. Może przeformułuję pytanie: w jaki sposób prywatyzacja terenu, przez który przebiega droga polepsza w tym przypadku położenie jej użytkowników (tu masz jednego, ale hipotetycznie może być ich więcej)? W jaki sposób prywatyzacja terenu przed twoim domem ewentualnie polepszyłaby twoje położenie? Jaki interes ma właściciel terenu, który w tym układzie jest monopolistą naturalnym, w ustalaniu cen na rynkowym poziomie czy w dbaniu o stan drogi?
 

Att

Manarchista
286
495
Ale prosiłem bez ironii. Może przeformułuję pytanie: w jaki sposób prywatyzacja terenu, przez który przebiega droga polepsza w tym przypadku położenie jej użytkowników (tu masz jednego, ale hipotetycznie może być ich więcej)? W jaki sposób prywatyzacja terenu przed twoim domem ewentualnie polepszyłaby twoje położenie? Jaki interes ma właściciel terenu, który w tym układzie jest monopolistą naturalnym, w ustalaniu cen na rynkowym poziomie czy w dbaniu o stan drogi?
To nie była ironia. Natomiast jeśli pytamy "Jaki interes miałby w ustalaniu niskich cen naturalny monopolista?", to powinniśmy też spytać "A jaki cel w tym może mieć państwo?" No i jasne jest, że państwo tak samo nie ma w tym celu, czego skutki zresztą czujemy w ogromnych podatkach. Natomiast rynek ma to do siebie, że wytwarza coraz więcej nowych dóbr i substytutów dóbr już istniejących, dzięki czemu upadają kolejne monopole naturalne (tak jak np. monopol kolei żelaznej w Stanach).
Poza tym zawsze można przytoczyć argument, który padł już kiedyś na tym forum, ale nie pamiętam gdzie: Już teraz między Twoim mieszkaniem a światem zewnętrznym istnieje kawałek terenu zarządzany przez prywaciarza. Nazywa się klatką schodową. Jak to jest, że mimo to nie płacimy olbrzymich haraczy za przejście nią?

PS Dyskusja zdaje się robić zbyt poważna na ten radosny wątek.
 
OP
OP
Hikikomori

Hikikomori

少し変態
538
318
To nie była ironia. Natomiast jeśli pytamy "Jaki interes miałby w ustalaniu niskich cen naturalny monopolista?", to powinniśmy też spytać "A jaki cel w tym może mieć państwo?" No i jasne jest, że państwo tak samo nie ma w tym celu, czego skutki zresztą czujemy w ogromnych podatkach. Natomiast rynek ma to do siebie, że wytwarza coraz więcej nowych dóbr i substytutów dóbr już istniejących, dzięki czemu upadają kolejne monopole naturalne (tak jak np. monopol kolei żelaznej w Stanach).
Poza tym zawsze można przytoczyć argument, który padł już kiedyś na tym forum, ale nie pamiętam gdzie: Już teraz między Twoim mieszkaniem a światem zewnętrznym istnieje kawałek terenu zarządzany przez prywaciarza. Nazywa się klatką schodową. Jak to jest, że mimo to nie płacimy olbrzymich haraczy za przejście nią?
Odpowiadasz pytaniami na pytania, a mówiłem bez uników. Prywaciarz pobiera te koszty w ramach czynszu, poza tym jest związany umową (nb. rozpatrywaną przez państwowy sąd; sądy wolnorynkowe, czyli arbitrażowe, mają sens tylko jeśli obydwie strony dążą do porozumienia, ale to temat na kolejny wątek). Poza tym dom wielorodzinny (blok czy kamienica) jest dobrem w całości wytworzonym przez jakiś podmiot, a w tym przypadku mówimy o terenie, który był niczyj a został zawłaszczony.
PS Dyskusja zdaje się robić zbyt poważna na ten radosny wątek.
Nie bój żaby, w razie czego się wydzieli.

Prywatyzacja terenów publicznych nie może się odbyć z kompletnym olaniem okolicznych mieszkańców. Ludzie całe życie korzystają z państwowych dróg w swoim najbliższym otoczeniu i w ten sposób nabywają prawo do poruszania się po nich swobodnie (coś a la "mieszanie ziemi z pracą"). Jeżeli w ogóle taka droga ma mieć w akapie jednego właściciela (a nie być jakąś formą własności kolektywnej) to ma on obowiązek uszanować te prawa nabyte. Taki przynajmniej pomysł na rozwiązanie problemu prywatyzacji przedstawił Hoppe: http://mises.pl/blog/2011/09/12/hop...znej-z-uzasadnieniem-calkowitej-prywatyzacji/
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że konkretne ustalenie kto do czego ma być uprawniony może być mocno problematyczne, ale sama idea nabycia uprawnień jest moim zdaniem w porządku i zapobiegnie takim sytuacjom jak w tym artykule.
Własność polega na pełnej swobodzie w rozporządzaniu danym dobrem. Jeśli masz jakieś obostrzenia, to już podpada pod kategorie "inne prawa rzeczowe". Pojawia się pytanie, czy na taką drogę znajdzie się chętny właściciel.
Kolejna kwestia, czy pojedynczy właściciel drogi (konkretniej terenu, na którym znajduje się droga; dostrzegam pewien problem w nierozróżnianiu ziemi od rzeczy wytworzonych) jest w tym wypadku optymalnym rozwiązaniem. Pierwotnie drogi były wydeptywane i wyjeżdżane. Nie były dobrem samym w sobie, tylko efektem zewnętrznym ich uczęszczania, co z kolei wynikało z tego, że były niczyje, a nie prywatne. Prywaciarz, który zawłaszczał sobie kawałek drogi i zaczynał pobierać na niej myto (albo po prostu napadać na przejeżdżających - w końcu jest u siebie :p) zmniejszał frekwencję na tej drodze i przyczyniał się do pogorszenia jej stanu. Dopiero na dalszych etapach rozwoju drogi utwardzano i tu pojawia się klasyczne pytanie "who will build the roads?", a konkretniej "who will pay for it?". W to nie chcę na razie wchodzić, zadowolę się wariantem, w którym koszty budowy i konserwacji drogi biorą na siebie beneficjenci jej istnienia.
Artykuł jest trochę tl;dr na tą porę. Byłoby lepiej jakbyś podał z niego jakieś konkretne cytaty.
 
Ostatnia edycja:

dataskin

Well-Known Member
2 059
6 145
Natomiast rynek ma to do siebie, że wytwarza coraz więcej nowych dóbr i substytutów dóbr już istniejących, dzięki czemu upadają kolejne monopole naturalne (tak jak np. monopol kolei żelaznej w Stanach).

To ja dodam jeszcze - że jest to jedna z najważniejszych obserwacji dla zrozumienia austriackiej szkoły ekonomii/mikroekonomii w ogólności i nie dotyczy ona monopoli naturalnych, ale w szerszej perspektywie- również np oligopoli,samoregulacji rynku oraz innych procesów rynkowych.

Oligopol/"monopol" na wolnym rynku to tylko jedna z części procesu - która zmusza resztę podmiotów do wynalazczości i postępu technicznego, dzięki czemu powstaje nowa branża (ew stara zostaje zastąpiona nową), czyli nowe rozwiązania starych problemów.
Więc tu - gdzie przeciętny lewak o mentalności urzędasa/demiurga/wielkiego regulatora widzi zagrożenie i "monopole" do rozbicia przez państwo/nowe regulacje - normalny człek powinien dostrzec kolejny etap w naturalnym cyklu.

I tak - oligopol telegraficzny Western Union został wyparty przez telefony Bella, które zostały wyparte przez telefonię komórkową, itd
Oligopol Nokii na telefony komórkowe został wyparty przez smartfony, itp itd
Całkiem możliwe, że gdyby oligopol Nokii został rozbity odgórnie - przez parę kolejnych lat nadal latalibyśmy z telefonami z zielonym ekranem, z klawiaturką - bo konkurencja nie zostałaby zmuszona do zaproponowania czegoś zupełnie nowego.

Drugim wnioskiem jest zrozumienie, że pieniądz nie jest ważny, bo jest tylko narzędziem do wymiany efektów pracy. Ważne są dobra, które ludzie "generują" w czasie T, przekazując pieniądz z ręki do ręki. Im szybciej taki obieg pieniądza następuje (przy jednoczesnym założeniu braku emisji pieniądza ze strony państwa), tym więcej realnych dóbr jest generowanych, tym większa siła nabywcza pieniądza (w tym wypadku) fiducjarnego.
Jeżeli jutro wysiedlimy wszystkich obywateli Polski na Marsa, to polskie banknoty złotowe będą warte mniej niż papier, na którym są drukowane - bez pracy która za nią stoi i bez towaru który jest efektem tej pracy, a które można za te pieniądze kupić.

Dlatego właśnie - wszelkie dyskusje z cyklu: "a kto się zajmie/a co będzie jak wprowadzimy wolny rynek/eee, to utopia" nie mają żadnego sensu, a odpowiedź jest jedna: PRZEDSIĘBIORCA, który potrafi wyobrazić sobie rozwiązanie i zaimplementować je w praktyce, tak jak to od zawsze bywało.

Zatem - problemem na wolnym rynku nie będzie "prywatyzacja" dróg. Problemem będzie to, że te drogi w ogóle istnieją i że tyle ludzi jest od nich - uzależnionych. To samo tyczy się zresztą przewodów wysokiego napięcia, linii telefonicznych, kanalizacji itp
 
Ostatnia edycja:

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Ten materiał TVP nie nadaje się na żaden przykład, bo więcej jest niewiadomych niż tego co wiemy. Kogo jest ten pas ziemi i od jak dawna? Czy to obecny właściciel wybetonował drogę? Jak kobieta dojeżdżała do domu rok, 5 lat, 20 lat temu jeśli ziemia była sąsiada. Czemu i jak tam zbudowała dom jeśli działka nie miała połączenia z drogą państwową? Jeśli ten pasek ziemi był własnością sąsiada w momencie nabywania przez nią ziemi to sama jest sobie winna, że kupiła ziemię bez dojazdu, jeśli ktoś niedawno sprzedał sąsiadowi tą ziemię, to jest coś takiego jak służebność drogi koniecznej i jeśli sąsiad nie chce tego ustalić, to można z tym iść do sądu. Jeszcze jedna sprawa - czemu nie może sobie jechać metr obok tej drogi(materiał pokazuje, że jest to w miarę możliwe)?
 
OP
OP
Hikikomori

Hikikomori

少し変態
538
318
To ja dodam jeszcze - że jest to jedna z najważniejszych obserwacji dla zrozumienia austriackiej szkoły ekonomii/mikroekonomii w ogólności i nie dotyczy ona monopoli naturalnych, ale w szerszej perspektywie- również np oligopoli,samoregulacji rynku oraz innych procesów rynkowych.

Oligopol/"monopol" na wolnym rynku to tylko jedna z części procesu - która zmusza resztę podmiotów do wynalazczości i postępu technicznego, dzięki czemu powstaje nowa branża (ew stara zostaje zastąpiona nową), czyli nowe rozwiązania starych problemów.
Więc tu - gdzie przeciętny lewak o mentalności urzędasa/demiurga/wielkiego regulatora widzi zagrożenie i "monopole" do rozbicia przez państwo/nowe regulacje - normalny człek powinien dostrzec kolejny etap w naturalnym cyklu.

I tak - oligopol telegraficzny Western Union został wyparty przez telefony Bella, które zostały wyparte przez telefonię komórkową, itd
Oligopol Nokii na telefony komórkowe został wyparty przez smartfony, itp itd

Drugim wnioskiem jest zrozumienie, że pieniądz nie jest ważny. Ważne są dobra, które ludzie "generują" w czasie T, przekazując pieniądz z ręki do ręki. Im szybciej taki obieg pieniądza następuje (przy jednoczesnym założeniu braku emisji pieniądza ze strony państwa), tym więcej realnych dóbr jest generowanych, tym większa siła nabywcza pieniądza (w tym wypadku) fiducjarnego.
Jeżeli jutro wysiedlimy wszystkich obywateli Polski na Marsa, to polskie banknoty złotowe będą warte mniej niż papier, na którym są drukowane - bez pracy która za nią stoi i bez towaru który jest efektem tej pracy, a które można za te pieniądze kupić.

Dlatego właśnie - wszelkie dyskusje z cyklu: "a kto się zajmie/a co będzie jak wprowadzimy wolny rynek/eee, to utopia" nie mają żadnego sensu, a odpowiedź jest jedna: PRZEDSIĘBIORCA, który potrafi wyobrazić sobie rozwiązanie i zaimplementować je w praktyce, tak jak to od zawsze bywało.

Zatem - problemem na wolnym rynku nie będzie "prywatyzacja" dróg. Problemem będzie to, że te drogi w ogóle istnieją i że tyle ludzi jest od nich - uzależnionych. To samo tyczy się zresztą przewodów wysokiego napięcia, linii telefonicznych, kanalizacji itp

Tak, tylko monopoliści, których przykład podałeś likwidowali wcześniej istniejące problemy i nie tworzyli przy tym nowych. Ich monopol wynikał albo z faktu, że inni przedsiębiorcy nie zastosowali jeszcze ich rozwiązań, albo z patentów czyli z monopolu państwowego. W tym wypadku nie masz innowatora, tylko typa, który stwarza problem wcześniej nie występujący: za drogę, która była darmowa nagle trzeba płacić. Drogi jak najbardziej powstawały w wyniku procesów rynkowych, ale zachodzących w sferze niczyjej, o czym napisałem w poście, do którego się nie odniosłeś.
W ogóle to co to za pierdolenie, że "na pewno przyjdzie pan przedsiębiorca i zrobi za mnie". Rynkowe myślenie polega na tym, że sam myślisz, jak rozwiązałbyś problem, a nie na siedzeniu na dupie i ćwiczeniu preferencji czasowej. Na zbawcę to sobie mogą czekać socjaliści. i żydzi :p.

Ten materiał TVP nie nadaje się na żaden przykład, bo więcej jest niewiadomych niż tego co wiemy. Kogo jest ten pas ziemi i od jak dawna? Czy to obecny właściciel wybetonował drogę? Jak kobieta dojeżdżała do domu rok, 5 lat, 20 lat temu jeśli ziemia była sąsiada. Czemu i jak tam zbudowała dom jeśli działka nie miała połączenia z drogą państwową? Jeśli ten pasek ziemi był własnością sąsiada w momencie nabywania przez nią ziemi to sama jest sobie winna, że kupiła ziemię bez dojazdu, jeśli ktoś niedawno sprzedał sąsiadowi tą ziemię, to jest coś takiego jak służebność drogi koniecznej i jeśli sąsiad nie chce tego ustalić, to można z tym iść do sądu. Jeszcze jedna sprawa - czemu nie może sobie jechać metr obok tej drogi(materiał pokazuje, że jest to w miarę możliwe)?
Nie mam Silverlighta, nie chce mi się go instalować. Jeśli jest tak jak mówisz, że metr obok biegnie ziemia niczyja, to tylko potwierdza moją tezę.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Nie wiem czyja jest ta ziemia obok drogi, ale jakby se tam trawe wykosiła i ominęła drzewa w jednym miejscu to powinna przejechać.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Przypomnijcie mi, proszę, czy rozstrzygnęliśmy już dokąd w pionie AKAPie będzie sięgała własność? Bo chyba była taka dyskusja kiedyś...

Być może z tymi helikopterami nie będzie tak prosto :)
 

Zbyszek_Z

Well-Known Member
1 021
2 466
Jaki interes ma właściciel terenu, który w tym układzie jest monopolistą naturalnym, w ustalaniu cen na rynkowym poziomie czy w dbaniu o stan drogi?
Jak ceny nie na rynkowym poziomie to na jakim? I pytanie, dlaczego brał 500 złotych miesięcznie a nie np. milion? Przecież monopol naturalny nie podlega prawom rynkowym.

za drogę, która była darmowa nagle trzeba płacić.
Co?! Jaka znowu niczyja i jaka darmowa. Przecież za drogi się płaci, asfalt sam się nie kładzie. A to, że nie ma bramek (poza autostradami) i osób które pobierają opłaty za przejście to nie znaczy jeszcze, że nic nie płacisz.

No chyba, że mówisz o zupełnie innej sytuacji niż ta w przykładzie.
W ogóle to co to za pierdolenie, że "na pewno przyjdzie pan przedsiębiorca i zrobi za mnie". Rynkowe myślenie polega na tym, że sam myślisz, jak rozwiązałbyś problem, a nie na siedzeniu na dupie i ćwiczeniu preferencji czasowej. Na zbawcę to sobie mogą czekać socjaliści. i żydzi :p.
Widocznie musisz być bardzo zdolnym facetem, komputery robisz tylko dla siebie czy nimi handlujesz?

Mi się wydawało, że rynkowe myślenie polega na tym, że każdy robi to co chce i zajmuje się tym co najbardziej lubi. Nie każdy musi być specjalistą od wszystkiego. Nie każdy musi być specjalistą od czegokolwiek. Ot, podział pracy.


Powyższy przykład nijak się ma do prywatnych dróg, bo właściciel nie zdobył jej w uczciwy sposób. Urzędnik arbitralnie przekazał jednej osobie drogę i tyle.
Czy jeżeli urzędnik przekazałby czyjś traktor a poprzedni właściciel musiałby płacić co miesiąc za użytkowanie go, to przeczytałbym post hikikomoriego pt. "Niech mi jakiś prop wyjaśni w jaki sposób transakcja była obustronnie korzystna" albo "Niech mi ktoś powie, że własność prywatna jest użyteczna, przez to, że musisz płacić za coś co wcześniej miałeś za darmo"?
Wypaczenia państwa nie są żadnym przykładem na ułomność rynku.

Najgłupsi socjaliści podają takie kretyńskie przykłady w stylu "państwo dało kapitaliście ziemie rolników - kapitalizm jest zły" Po tym forum spodziewam się wyższego poziomu dyskusji.

Nie można sobie ot tak, zawłaszczyć ziemi, którą ktoś dojeżdża bez jego zgody i to już powinna być odpowiedź na cały ten temat. I nijak się ma do problemu prywatnych dróg.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 168
1 115
W tym wypadku nie masz innowatora, tylko typa, który stwarza problem wcześniej nie występujący: za drogę, która była darmowa nagle trzeba płacić. Drogi jak najbardziej powstawały w wyniku procesów rynkowych, ale zachodzących w sferze niczyjej, o czym napisałem w poście, do którego się nie odniosłeś.

To, że coś było darmowe finansowane z podatków, nie znaczy, że powinno być darmowe, kiedy państwo zniknie. Nowym właścicielem powinien być albo ten co sobie niczyją (państwową) ziemię weźmie, albo wykupi w ramach prywatyzacji. Kiedy zostanie sprywatyzowana szkoła (albo ktoś ją oddolnie sprywatyzuje) to czy rodzice mają prawo domagać się od "prywaciarzy" darmowych lekcji, albo posyłać dziecko do szkoły, a jak przyjdzie zapłacić pokazać "takiego wała"? Jeśli kilka osób uzna się za właścicieli drogi (z racji, że jej używali) to ziemia, będzie ich. Drogi mają użytkowników, ale nie mają właścicieli (z tej racji, że nikt nimi nie zarządza), więc, żeby być właścicielem trzeba drogę pierwotnie/wtórnie zawłaszczyć. Więc jeśli coś ma właściciela, to może sobie tym zarządzać jak chce i sprzedawać szklankę wody za mln zł na pustyni, ale nie można ogrodzić czyjejś ziemi ze wszystkich stron. Tak samo nie można zamurować samochodu na ziemi niczyjej, więc jakiś "tunel" do świata powinien być, choćby kosztem właściciela, który odciął cudzą własność od świata.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
No OK, mamy prywatną drogę, którą właściciel rozporządza wedle własnej woli. Niech mi teraz jakiś ortodoksyjny propertarianin wyjaśni, tylko bez uników i bez ironii, w jaki sposób taka sytuacja ma charakter transakcji korzystnej dla obydwu stron.
Zdefiniuj mi najpierw korzystność, to się zastanowię...

Własność prywatna = naturalny monopol, czy się to komuś podoba, czy nie. Natomiast tutaj problem jest w ogóle spowodowany przez państwo. Kto w akapie będzie zawłaszczał tak ziemię, by się dać komuś odciąć od ważnych dróg (których nie będzie) czy innych niezbędnych surowców? Kto będzie sprzedawał przedpokój, żeby wychodzić z domu oknem? No może i będą tacy, ale po co mam się zastanawiać nad ich losem?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
@pampalini , nieświadome. Ale w sumie można się było spodziewać, że to się już pojawiło i to setki razy. W takich momentach mam ochotę zając się zupełnie czymś innym, niż udzielać odpowiedzi, które robią ze mnie epigona. :(

Ten problem można byłoby w zasadzie odnieść do jakichś sytuacji zupełnie nowego osadnictwa. Ktoś coś zawłaszczył, nie spodziewał się, że przyjdą inni, zawłaszczą coś innego, obok, w sposób jaki nie przyszedł mu do głowy i został odcięty. Ale w tym wypadku nie mamy do czynienia z taką sytuacją - tam nie było żadnej dynamicznej zmiany realiów - mieszkali w podobny sposób od paru dekad i problemu nie było.

To już lepiej zapytać, a co jeśli prywatny deweloper na swoim osiedlu odetnie kogoś wynajmującego jeden z domów od świata przez sprzedaż kawałka ziemi - bo to jest bardziej adekwatne porównanie. Państwo jest po prostu wyjątkowo marnym deweloperem zarządzającym prawami dostępu do różnych dóbr, urzędnicy nie ponoszą odpowiedzialności za swe błędy, państwo nie traci kasy przez to, że kobiecie utrudniło życie, ona nic nie może z tym zrobić. Prywatny deweloper nie mógłby sobie pozwolić na tego rodzaju błąd, a jeśli już by się go dopuścił, musiałby płacić za zmianę warunków umowy. Państwo nic nie musi.
 

dataskin

Well-Known Member
2 059
6 145
Drogi jak najbardziej powstawały w wyniku procesów rynkowych, ale zachodzących w sferze niczyjej, o czym napisałem w poście, do którego się nie odniosłeś.
Podany przez Ciebie przykład dotyczy trudności wygenerowanej przez urzędnika.
Problem z drogami jest problemem tylko i wyłącznie ustrojowym. Tzn, gdyby nie było państwa- nie byłoby problemu, bo już od dawna poruszalibyśmy się wehikułami które do sprawnego poruszania się - nie potrzebują dróg.


W ogóle to co to za pierdolenie, że "na pewno przyjdzie pan przedsiębiorca i zrobi za mnie". Rynkowe myślenie polega na tym, że sam myślisz, jak rozwiązałbyś problem, a nie na siedzeniu na dupie i ćwiczeniu preferencji czasowej. Na zbawcę to sobie mogą czekać socjaliści. i żydzi :p.
Z tego samego powodu dla którego nie szyję sobie butów, albo nie robię mebli i nie piekę sobie chleba - zwyczajnie się na tym nie znam, nie chcę znać i nie interesuje mnie to.
Znam się na innych rzeczach, które lubię robić, robię dobrze i za które dobrze mi płacą.

Przypomnijcie mi, proszę, czy rozstrzygnęliśmy już dokąd w pionie AKAPie będzie sięgała własność? Bo chyba była taka dyskusja kiedyś...

Być może z tymi helikopterami nie będzie tak prosto :)
To jest chyba dosyć proste - każdy jest właścicielem swojej ziemi + przestrzeni do wysokości najwyższej budowli/innej własności tam stojącej.

Czyli, przy tych założeniach - można przelatywać nad wysokością najwyższego budynku na danym terenie, nie można przelatywać obok.

Zasada podobna do pierwotnego zawłaszczenia terytorium, tylko że tym razem zawłaszcza się przestrzeń "w górę"
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom