L
lebiediew
Guest
Zastanawiam się ostatnio nad takim problemem: jak libertarianin powinien zachowywać się w „państwie nielibertariańskim”? Można to rozbić na dwa mniejsze problemy: (1) czy mamy prawo korzystać z usług państwa i (2) czy powinniśmy realnie (nie tylko dyskursywnie) walczyć z państwem?
Jeśli chodzi o (1), to oczywiście w wielu kwestiach jest to nieodzowne. Nie wyobrażam sobie np. płacić "drugi raz" za służbę zdrowia. Ale już np. chodzenie do muzeów czy teatrów, korzystanie z transportu publicznego itd. jest moralnie wątpliwe (w sensie: nie do końca oczywiste) – czy robiąc to, nie wspieramy państwa? Czy gdyby nikt nie korzystał z takich rzeczy, byłby to jakiś namacalny dowód, że powinny być one zlikwidowane i posunęlibyśmy się choćby o milimetr we właściwym kierunku? Innymi słowy: czy korzystając z instytucji państwa, w jakiś zapośredniczony sposób nie legitymizujemy tego, czym ono jest? Czy libertarianie nie powinni stworzyć jakiejś antypaństwowej etykiety? Dekabryści nie tańczyli, a my nigdy nie zniżymy się do tego, by korzystać z „udogodnień”, które stwarza państwo?
Jeśli chodzi o (2), to myślałem ostatnio o różnych formach nieposłuszeństwa i zastanawiałem się nad taką kwestią. Załóżmy, że obok twojego domu jest jakaś bezsensowna instytucja państwowa, której istnienia nie popierasz. Załóżmy, że przechodząc tam raz na jakiś czas, rzucasz kamieniem w okno tej instytucji i urzędnicy następnego dnia, zamiast pracować, muszą czekać aż przyjdzie szklarz i wstawi nową szybę. Załóżmy, że tym samym udało ci się osłabić czy spowolnić (choćby na chwilę) mechanizm państwowy. I teraz pytanie – czy w realnym świecie istnieje możliwość, by takie działanie było skuteczne, czy też przeciwnie – wybita szyba zawsze sprawi, że państwo tylko zwiększy swoje wpływy – postawi policjanta, wprowadzi nowe regulacje itp. Czy istnieje taka wersja „zbijania szyby”, która osłabiałaby państwo, a nie wzmacniała? O ile można się zgodzić (z pewnymi zastrzeżeniami), że np. kradzież książek z biblioteki nie jest dla libertarianina zła (bo odbiera to, co zostało mu ukradzione), to czy taka kradzież nie jest kontrskuteczna, gdyż koszt odkupienia książek (który poniesie całe społeczeństwo) będzie większy niż zysk z ich odzyskania? Ludzie unikają płacenia podatków i czujemy, że to jest w porządku, ale z drugiej strony (pomijając to, że tym samym zwiększają się obciążenia tych, którzy nie unikają) państwo ma pretekst (oczywiście państwo nie potrzebuje pretekstów, ale na pewno je lubi), by się rozrastać. Jak walczyć z państwem tak, by nie prowokować jego rozrostu? A może ten rozrost jest od nas i tak niezależny?
Jeśli chodzi o (1), to oczywiście w wielu kwestiach jest to nieodzowne. Nie wyobrażam sobie np. płacić "drugi raz" za służbę zdrowia. Ale już np. chodzenie do muzeów czy teatrów, korzystanie z transportu publicznego itd. jest moralnie wątpliwe (w sensie: nie do końca oczywiste) – czy robiąc to, nie wspieramy państwa? Czy gdyby nikt nie korzystał z takich rzeczy, byłby to jakiś namacalny dowód, że powinny być one zlikwidowane i posunęlibyśmy się choćby o milimetr we właściwym kierunku? Innymi słowy: czy korzystając z instytucji państwa, w jakiś zapośredniczony sposób nie legitymizujemy tego, czym ono jest? Czy libertarianie nie powinni stworzyć jakiejś antypaństwowej etykiety? Dekabryści nie tańczyli, a my nigdy nie zniżymy się do tego, by korzystać z „udogodnień”, które stwarza państwo?
Jeśli chodzi o (2), to myślałem ostatnio o różnych formach nieposłuszeństwa i zastanawiałem się nad taką kwestią. Załóżmy, że obok twojego domu jest jakaś bezsensowna instytucja państwowa, której istnienia nie popierasz. Załóżmy, że przechodząc tam raz na jakiś czas, rzucasz kamieniem w okno tej instytucji i urzędnicy następnego dnia, zamiast pracować, muszą czekać aż przyjdzie szklarz i wstawi nową szybę. Załóżmy, że tym samym udało ci się osłabić czy spowolnić (choćby na chwilę) mechanizm państwowy. I teraz pytanie – czy w realnym świecie istnieje możliwość, by takie działanie było skuteczne, czy też przeciwnie – wybita szyba zawsze sprawi, że państwo tylko zwiększy swoje wpływy – postawi policjanta, wprowadzi nowe regulacje itp. Czy istnieje taka wersja „zbijania szyby”, która osłabiałaby państwo, a nie wzmacniała? O ile można się zgodzić (z pewnymi zastrzeżeniami), że np. kradzież książek z biblioteki nie jest dla libertarianina zła (bo odbiera to, co zostało mu ukradzione), to czy taka kradzież nie jest kontrskuteczna, gdyż koszt odkupienia książek (który poniesie całe społeczeństwo) będzie większy niż zysk z ich odzyskania? Ludzie unikają płacenia podatków i czujemy, że to jest w porządku, ale z drugiej strony (pomijając to, że tym samym zwiększają się obciążenia tych, którzy nie unikają) państwo ma pretekst (oczywiście państwo nie potrzebuje pretekstów, ale na pewno je lubi), by się rozrastać. Jak walczyć z państwem tak, by nie prowokować jego rozrostu? A może ten rozrost jest od nas i tak niezależny?