OP
OP
Deleted member 427
Guest
@jaś
Dlaczego musi?
Dlaczego w takim razie nie napisałeś "musi nakarmić bezdomnego, jeśli brak jedzenia sprawia, że bezdomny nie może chodzić z wycieńczenia"?
Czym się różni obowiązek (no właśnie - jaki obowiązek - moralny? instytucjonalny?) wytyczania drogi, żeby ktoś nie był odgrodzony od reszty świata, od obowiązku nakarmienia głodnego, który - jako ze z powodu wycieńczenia nie może chodzić - też jest odgrodzony od reszty świata?
To jest głupi postulat. Po pierwsze, jeżeli np. jasiu udostępnia kawadorowi 5 km kwadratowych czarnoziemów, będących własnością jasia, to jasiu jak najbardziej ma prawo żądać zapłaty za użytkowanie tych ziem przez kawadora. Doprawdy nie mogę sobie wyobrazić, czemu jasiu nie miałby żądać takiej zapłaty. Dwa: stwierdzenie, że "[właściciel] nie ma prawa do tego, co ktoś zrobił na jego ziemi" zawiera ukryte założenie, że ziemia to jest wspólne dobro, z którego wszyscy mają prawo równo korzystać. Nie wiem, skąd pochodzi to założenie i z jakiej mitologii, ale przypuszczam, że jego korzenie sięgają czasów, gdy na ziemi żyło 10 tys małp. Wreszcie po trzecie: takie postawienie sprawy implikuje konieczność powołania organu (Najwyższej Istoty), która roztoczy nadzór nad wszystkimi państwami w akapie, egzekwując "prawo do 100% wartości swojej pracy". Jedno z praw naturalnych głosi, że na czele takiego komitetu stanie grupka ludzi niesamowicie podatnych na korupcje oraz cechujących się niespotykaną żądzą władzy. Inne z kolei prawo naturalne dowodzi, że kompetencje takiej komisji będą się stopniowo zwiększać.
To zabrzmiało trochę w stylu: sprzeciwiam się biedzie i wyzyskowi! Ale popieram cła i IP zamordyzm.
Nadal obstaje przy tym, że krytykujesz właścicieli - choćby za to, że jeden z nich nie wytyczy drogi, a inny postrzeli w nogę głodną matkę zrywającą jabłka w jego sadzie.
Np. musi wyznaczyć drogę, po której można przejść, jeśli jego ziemia odgradza kogoś od reszty świata,
Dlaczego musi?
Dlaczego w takim razie nie napisałeś "musi nakarmić bezdomnego, jeśli brak jedzenia sprawia, że bezdomny nie może chodzić z wycieńczenia"?
Czym się różni obowiązek (no właśnie - jaki obowiązek - moralny? instytucjonalny?) wytyczania drogi, żeby ktoś nie był odgrodzony od reszty świata, od obowiązku nakarmienia głodnego, który - jako ze z powodu wycieńczenia nie może chodzić - też jest odgrodzony od reszty świata?
nie ma prawa do tego, co ktoś zrobił na jego ziemi lub zarobił itd, itp.
To jest głupi postulat. Po pierwsze, jeżeli np. jasiu udostępnia kawadorowi 5 km kwadratowych czarnoziemów, będących własnością jasia, to jasiu jak najbardziej ma prawo żądać zapłaty za użytkowanie tych ziem przez kawadora. Doprawdy nie mogę sobie wyobrazić, czemu jasiu nie miałby żądać takiej zapłaty. Dwa: stwierdzenie, że "[właściciel] nie ma prawa do tego, co ktoś zrobił na jego ziemi" zawiera ukryte założenie, że ziemia to jest wspólne dobro, z którego wszyscy mają prawo równo korzystać. Nie wiem, skąd pochodzi to założenie i z jakiej mitologii, ale przypuszczam, że jego korzenie sięgają czasów, gdy na ziemi żyło 10 tys małp. Wreszcie po trzecie: takie postawienie sprawy implikuje konieczność powołania organu (Najwyższej Istoty), która roztoczy nadzór nad wszystkimi państwami w akapie, egzekwując "prawo do 100% wartości swojej pracy". Jedno z praw naturalnych głosi, że na czele takiego komitetu stanie grupka ludzi niesamowicie podatnych na korupcje oraz cechujących się niespotykaną żądzą władzy. Inne z kolei prawo naturalne dowodzi, że kompetencje takiej komisji będą się stopniowo zwiększać.
Sprzeciwiam się propertarianizmowi. Nie własności.
To zabrzmiało trochę w stylu: sprzeciwiam się biedzie i wyzyskowi! Ale popieram cła i IP zamordyzm.
Nie, krytykuje go z perspektyw, która była, w zalążku obecna już u Locke'a i jest po prostu kontynuowana.
Nadal obstaje przy tym, że krytykujesz właścicieli - choćby za to, że jeden z nich nie wytyczy drogi, a inny postrzeli w nogę głodną matkę zrywającą jabłka w jego sadzie.