Lewicowa ekonomia - replika libertariańska

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
Wątek ma służyć do ścierania się forumowiczów z twierdzeniami lewicowych, ekonomistów, dziennikarzy, polityków w zakresie ekonomi oraz gospodarki.

Na początek, kolejny wpis Rafała Wosia z jego blogu:

Pierwsze: będziesz sterował postępem!
Rafał Woś


Wracamy do Atlasu. Wiemy już, że kapitalizm pompuje nierówności. Wiemy też, że nierówności są zabójcze dla politycznej i społecznej spójności każdej wspólnoty. A kto nie wierzy niech spojrzy na dzisiejszą Polskę. Dodajmy więc dwa do dwóch. Co nam wychodzi?

Na początku stycznia zmarł angielski ekonomista Anthony Atkinson. Był jednym z nestorów ekonomicznych badań nad nierównościami. Jednym z pierwszych ekonomistów, którzy pokazywali, że liczy się nie tylko rozmiar ciastka (jak zwiększać PKB), ale również sposób dzielenia narodowego bogactwa.

W roku 2015 ukazała się książka Atkinsona „Inequality. What Can Be Done?”. Coś w rodzaju jego naukowego testamentu. Niedługo po tym robiłem z Atkinsonem rozmowę dla POLITYKI, w której Anglik co nieco o swoim projekcie opowiedział. Kto ciekaw, niech sobie zajrzy.

W Nowym Atlasie chciałbym zaproponować przejście kawałka naszej drogi śladami Atkinsona (za inspirację, by to zrobić dziękuje redakcyjnemu koledze Grześkowi Rzeczkowskiemu). Chodzi o pogłębienie jego 15 bardzo konkretnych i realnych politycznie propozycji na zmniejszanie nierówności. Tu i teraz. To jest właśnie sedno naukowego testamentu ekonomisty. No bo jeśli dodamy dwa do dwóch. To wyjdzie nam, że walka z nierównościami (najróżniejszymi) jest kluczem i największym politycznym zadaniem na kilka następnych dekad. A skoro tak to warto wiedzieć JAK właściwie się te nierówności obniża.

Dziś Atkinsona propozycja 1. Która brzmi tak: kierunek zmiany technologicznej musi być przedmiotem uwagi decydentów politycznych. Bo postęp (mechanizacja, robotyzacja) jest dobry. Tyle, że trzeba nim sterować. Postęp technologiczny jest jak nurt wodny. Jeśli go nie opanujemy, to on nas porwie i zniszczy to, co zbudowaliśmy. Cała sztuka polega na tym by nad nim zapanować. A jak zapanować nad presją poszukiwania zysku poprzez automatyzacje pracy?

Można. Jest przecież tak, że państwo wciąż odgrywa kluczową rolę w powstawaniu innowacji. Niektórzy (na przykład Mariana Mazzucato autorka wydanej właśnie po polsku bestsellerowej książki „Przedsiębiorcze państwo”, rozmowę w POLITYCE znajdziecie tutaj) twierdzą nawet, że państwo stoi za WSZYSTKIMI kluczowymi technologiami (od ekranu dotykowego po syntezator głosu SIRI) które stanowią o sukcesie Smartfona. Jeśli wiec jest tak, że państwo wciąż wyznacza kierunki rozwoju technologicznego, a biznes przychodzi dopiero na gotowe, to trzeba wykorzystać tę przewagę. Czyli uzależnić państwowe subsydiowanie innowacji – czy to na etapie finansowania, licencjonowania czy regulowania rynku – od tego, czy dany wynalazek jest obliczony na wspieranie czynnika ludzkiego, czy też na jego eliminację.

Niestety, w przypadku wielkich publicznych projektów inwestycyjnych ostatnich lat, jak choćby amerykański Grand Challenge (pojazdy bez kierowcy) czy unijny PROMETHEUS (automatyzacja ruchu miejskiego), takich argumentów w ogóle nie brano pod uwagę. Czas to zmienić. Przestańmy się wiec – powiada Atkinson – ekscytować się tym, że jakieś rozwiązanie zwiększy wydajność. Pytajmy, jakie będą społeczne konsekwencje tej zwiększonej wydajności? I jak rozdzielić związane z nią zyski. Dziś jest tak, że wspomniane już firmy z Doliny Krzemowej uznały swoje zyski za coś, co się im w oczywisty sposób należy. I nie bardzo chcą się nimi dzielić. To, że ich produkty bazują na sfinansowanych z publicznych pieniędzy technologiach, nikogo nie obchodzi. Takich błędów nie wolno nam powtórzyć.

Dlaczego więc nie przekierować strumienia publicznych pieniędzy na usługi publiczne. Na przykład na służbę zdrowia. Zadziała to tak: państwo wyda więcej na to, by więcej lekarzy mogło oferować powiedzmy leczenie problemów z kręgosłupem. To będzie oznaczało, że powszechność tego zabiegu się podniesie (skróceniu ulegną na przykład kolejki). W tej sytuacji będzie na nie stać nie tylko lepiej sytuowanych ale również klasy niższe (to problem bardzo widoczny w krajach Anglosaskich). Klasy niższe z lepszym kręgosłupem to z kolei więcej zdrowych pracowników, którzy mogą pracować dłużej i wydajniej. Zysk dla gospodarki (zwiększona produktywność) jest więc na koniec spory. A jednocześnie nie ma efektu negatywnego w postaci eliminowania pracowników z rynku.

W tym sensie w gorącym ostatnio temacie przyszłości pracy (według różnych szacunków od 50 do 80 proc. ludzkich zawodów które znamy dziś ma potencjał do pełnej automatyzacji) tkwi pewna nadzieja. Być może gdy roboty zaczną pożerać pracę już nie tylko proletariatu ale również „białych kołnierzyków” (prawnicy, lekarze, dziennikarze etc.) zachodnie społeczeństwa uświadomią sobie wreszcie powagę sytuacji. I że zamiast tylko mówić o konieczności zwiększenia inwestycji w kapitał ludzki (edukacja, zdrowie, nauka) zaczną to wreszcie robić. Bo zmiany zostaną wymuszone przez coraz szersze masy społeczne zagrożone pauperyzacją i dojmującym spadkiem statusu społecznego.

To jednak dopiero początek Atkinsonowskich propozycji walki z nierównościami. Ciąg dalszy nastąpi..

http://wos.blog.polityka.pl/2017/01/12/131/

Zapraszam!
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Jak mnie wkurwia to straszenie bezrobociem technologicznym... Na zdrowy chłopski rozum: jeśli kilkadziesiąt procent populacji zostanie dotknięte bezrobociem przez te straszne roboty, to wybierze sobie do władzy socjaluchów, którzy wprowadzą dochód bezwarunkowy i tyle. A kto będzie musiał bulić na ten dochód? Ano właściciele tych wszystkich zrobotyzowanych przedsiębiorstw. I pewnie zapłacą nawet więcej niż normalnie zapłacili by w pensjach, bo jak wiadomo sama biurokracja przeżera i marnuje sporą część kasy którą obraca. Więc czy całkowita robotyzacja faktycznie opłaca się przedsiębiorcom?
 
Ostatnia edycja:

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 410
czy kapitalizm sie rozni od etatyzmu tylko skalą skoro wlasciciel ma monopol na przemoc na swojej (niekoniecznie legalnie zdobytej) wlasnosci tak jak panstwo ma monopol na przemoc na swojej (niekoniecznie legalnie zdobytej) wlasnosci?
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 410
@rawpra kapitazlim od etatyzmu ma jedną, zasadniczą różnicę: brak przymusu wobec osób trzecich. Czy trzeba czegoś więcej?
jeśli uważasz że etatyzm stosuje przemoc wobec osób trzecich to powiedz wobec kogo władza np. szwajcarii stosuje przemoc kto nie był by jej obywatelem/nie wchodził na jej teren.
 

kompowiec

freetard
2 579
2 645
państwo najczęściej powstaje w wyniku bandyckiego podboju. Więcej o tym było w założonym przez ze mnie wątku "własność to utopia?"
 

Max J.

Well-Known Member
416
449
Postęp technologiczny jest jak nurt wodny. Jeśli go nie opanujemy, to on nas porwie i zniszczy to, co zbudowaliśmy

Ten wyznawca równości dobrze napisał. I przynajmniej jest szczery, poniekąd. Ma rację, że postęp technologiczny ICH zniszczy, bo postęp technologiczny pokaże ludziom, że nie potrzebują państwa (tak dużego jak obecnie), że nie potrzebują nikogo kto będzie dzielił ich pieniądze itd. Tak, postęp technologiczny zawsze był wrogiem nr 1 orędowników komuszenia, bo odbiera im argumenty, właśnie dlatego wyznawcy wszelkiej maści tak bardzo nienawidzą postępu, który zmusza ich do kombinowania na nowo jak tu ograniczyć coś co ograniczane być nie musi.
 

Max J.

Well-Known Member
416
449
To można sprowadzić do tego, że nienawidzą wolnego rynku, bo on oznacza niekontrolowane przez władzę, czy autorytety moralne, zmiany.

Pewnie tak. Po prostu nie potrafią zaakceptować tego, ze czasem głupsi od nich, ale bardziej pracowici żyją lepiej, niż oni. Są zbyt leniwi i odrealnieni żeby samemu coś zrobić. A równość jest dogmatem, którego nie należy podważać (to nic, że w naturze nie istnieje, przecież oni są od tego, żeby to wprowadzić wbrew naturze). Generalnie to są tacy naprawiacze świata, którzy chujową rzeczywistość chcą zamienić w coś lepszego dla nich samych i onanizować się tym, że rzekomo zrobili coś dla naprawienia świata. My uważamy, że świat jaki jest to takim trzeba go zaakceptować, bo wszelka ingerencja niewiele polepszy stan ogółu (a nawet pomimo zaniechania działań "naprawczych" historia pokazuje, że jakość życia polepsza się "samoistnie"), a oni wmawiają sobie i innym, że jak się coś ograniczy to całość będzie działać lepiej. To są małe przestraszone kundle bojące się samoregulującego się chaosu.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Ma rację, że postęp technologiczny ICH zniszczy,
Właśnie to. Postęp technologiczny zniszczy odpady ludzkie. I tu nawet nie chodzi o państwo, oni w warunkach ostrego postępu nie będą w stanie funkcjonować, bo do ciężkiej pracy fizycznej się nie nadają, a do posługiwania się technologią nie mają dość wypasionego rozumu.
 

Max J.

Well-Known Member
416
449
Właśnie to. Postęp technologiczny zniszczy odpady ludzkie. I tu nawet nie chodzi o państwo, oni w warunkach ostrego postępu nie będą w stanie funkcjonować, bo do ciężkiej pracy fizycznej się nie nadają, a do posługiwania się technologią nie mają dość wypasionego rozumu.

Dlatego warto znaleźć metodę na wyłuskiwanie jednostek z rozumem i opracowanie formuły "pigułki' dematriksującej, którą można im zaaplikować. Także to samo w przystępnej formie trzeba zrobić z masami lubiącymi wierzyć zlewaczałym umysłom.



Edycja:
AP: Utrzymujesz kontakt ze środowiskiem wolnorynkowym, ale jednocześnie jesteś raczej spoza niego. Czy jesteś w stanie wymienić największe wady polskich wolnościowców?

DS: Tak, utrzymuję kontakt i bardzo go sobie cenię. Większość wolnorynkowców to osoby bardzo oczytane i inteligentne. Bardzo lubię z nimi rozmawiać przy „tradycyjnej polskiej wieczerzy”. Jednak faktycznie to środowisko ma duże problemy z, nazwijmy to wprost, uprawianiem polityki. Po pierwsze, jesteście zorientowani do wewnątrz, zamiast na zewnątrz. Prowadzicie fajne konferencje, wydajecie ciekawe książki, dyskutujecie… sami ze sobą. Okej, pogłębiacie swoją wiedzę, ale politycznie nic z tego nie wynika. A jeżeli polski ruch wolnościowy już próbuje wyjść na zewnątrz i powalczyć to wybaczcie, ale często jest to tak nieporadne, że aż zabawne. Przypominam sobie jak właśnie na Młodzież Kontra przychodzili libertarianie, czy wolnorynkowcy, w za dużych podkoszulkach z wężem, mówiący do ludzi o cyklach koniunkturalnych. Ja wiem, że to było szczere, z przekonania i z wiarą. Ale to nie wystarczy! Do ogółu mówi się innym językiem i niestety, mówię to z ubolewaniem, polityka w Polsce jest w dużej mierze happeningiem. W tym miejscu należy pochwalić akcję krakowskich wolnościowców za akcję „palPITacja”, która z roku na rok jest coraz bardziej „na bogato”.

Po drugie. Nie znam chyba tak bardzo podzielonego środowiska jak wolnościowy.

I w końcu po trzecie. Wydaje mi się, że libertarianie, wolnościowcy chcą wszystkiego od razu. Nie interesuje Was zmiana ewolucyjna i dążenie do pewnego modelu, a natychmiastowe przemienienie rzeczywistości tak, jakby nie było historii, pewnych istniejących już uwarunkowań itp.
(...)
AP: Na zakończenie. Czy możesz dać jakąś dobrą radę środowisku libertariańskiemu?

DS: Wyjść do ludzi. Nauczyć się trochę socjotechniki i spoglądać na rzeczywistość przez pryzmat rzeczywistości, a nie twardych dogmatów. Tekst pochodzi ze strony Libertarianin.org

Cały wywiad tutaj.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom