Luizy
Well-Known Member
- 520
- 2 022
Jeśli ktoś lubi chodzić do zoo.
All the old paintings on the tombs,
They look like dune coons,
Don't you know?
They're not so black ohwayoh
No nappy haired gods of the underworld.
The pharaohs playing basketball
And selling bags of seeds and stems.
All the Afro-philes ohwayoh they woke as fuck, posting misspelled memes
Spear chuckers with no culture say
negro negro negro negro
LARP like an Egyptian.
The pavement apes have no roots
So they try to appropriate King Tut
Stealing history (OH AY OH)
Not as easy as grand theft auto
All the black kids never read books,
So you can fill up their empty heads
Afrocentrism, ohwayoh
They're LARPING like an Egyptian.
The nigs with problem glasses say
negro negro negro negro
LARP like an Egyptian.
Welcome to the Jungle
Where we niggaz wuz KANGZ
We had civilizations til
The white man took it away
We were the people who could fly
In Pyramid Spaceships, please
Power up the hydrostatics
Put the nose back on the sphinx
In the Jungle
Welcome to the jungle
Way back when we was
Kkkkk Kangz, Kangz
It's not just make believe
Welcome to the Jungle
We did philosophy
Yo ancestors were still in caves when
We had electricity
And you're lost if you believe
In archeology
Those white devils dug up king tut
And stole his ethnicity
In the Jungle
Welcome to the Jungle
LARP my my my Egyption Dream
I wanna pretend they're me!
We invented everything ahead of you
Peanut butter, traffic lights, open heart surgery too
WHEN WE WUZ KANGZ DOWN IN AFRICA
But then the white man came took civilization away
Pass the gasmasks, I can't breathe!
There's no airbrakes on this refridgerated truck of bunk
And Benny Banneker's Cool Clock
He invented pretending that a timepiece was your invention
It even kinda looked like a bomb,
The Patent Office ignored us in our day
Rozumiem, że chodzi o zarost pod nosem laski. Jeżeli się mylę, to proszę o weryfikację.Ah te rosyjskie piękności:
Nigdy nie zapomnę, jaki Dzień Dziadka miałem w gimbazie. Starałem się wtedy nikomu nie przeszkadzać, i w ogóle nie mieszać rodziny ze szkołą, zamiast tego spędzałem jak najwięcej czasu przy komputerze, żeby zredukować odczuwanie niskiego poziomu smaku życia. Ale któregoś pięknego styczniowego dnia wychowawczyni wpadła na wspaniały pomysł, że na Dzień Dziadka zrobimy akademię, zaprosimy naszych dziadków i po odegraniu jakiejś scenki na ich cześć posłuchamy, co oni sami mają nam do powiedzenia. Każdy uczeń, pod groźbą kiblowania na drugi rok w tej samej klasie zobowiązany był do przyprowadzenia jednego dziadka, a w razie braku tychże krewnego w podobnym wieku, tudzież w ostatecznym przypadku „nawet i menela z dworca, byleby ktoś był” – jak wycedziła do nas pani, gdy już wstępnie szukaliśmy w myślach wymówek.
Mogłem sobie wybierać mając dwóch żyjących dziadków: Radosława i Stanisława. Za wszelką cenę chciałem, żeby był to Radosław, nie wyróżniający się niczym pan z siwą czupryną i stoperami w uszach, z pewną już demencją, dobrotliwie kiwający głową na każde pytanie. Radosław całe życie przepracował jako leśniczy, stronił od polityki i jedyne anegdoty z jego życia dotyczyły tego jak gonił jakąś zwierzyną. Własnym sumptem wydał nawet tomik amatorskich wierszy „Goniłem zające po lesie i po łące”, który ze swoim dobrotliwym uśmiechem rozdawał każdemu, kto się tylko nawinął. Pomyślałem, że taki Dzień Dziadka będzie dla niego świetną okazją, żeby wreszcie pozbył się do końca tej makulatury.
Niestety dziadek Radosław mieszkał gdzieś pod Puszczą Kampinoską i w taką pogodę, jaka wówczas była, kategorycznie odmówił ruszenia się. Ze zgrozą stwierdziłem, że będę musiał zaprosić dziadka Stanisława, a ten na pewno coś wywinie! Dziadek Stanisław był dziennikarzem i felietonistą mocno prawicowym, kontrowersyjnym, zajmował się głównie zagrożeniem Polski przez Żydów, Niemców, Rosjan, masonów i cyklistów i wojował z nimi za pomocą pióra i słowa mówionego na terenie całej Polski. Miałem cichą nadzieję, że dziadek będzie miał jedno z tych ważnych spotkań i zlekceważy moje zaproszenie, a ja sobie wynajmę jakiegoś menela, albo będę kiblował w klasie, co będzie lepsze od przypału, jakiego się spodziewałem.
Jednak dziadek potwierdził swoją obecność i już wówczas poczułem jak gula rośnie mi w gardle. Stało się, nadszedł Dzień Dziadka i nasi dziadkowie przybyli do szkoły pewnym mroźnym popołudniem. Jeden przyszedł w mundurze AK, drugi w mundurze Milicji Obywatelskiej (pobili się w wejściu budząc daremną nadzieję, że impreza będzie przez to odwołana, ale wychowawczyni po prostu ich rozsadziła obiecując, że po wyjściu będą mogli się bić, ile dusza zapragnie), dziadek-piekarz, dziadek-taksówkarz, jakiś dziadek w sweterku, który mówił, że całe życie był tylko cinkciarzem, no i elegancko ubrany łysy dziadek, który przedstawił się jako profesor filozofii.
Stanisława nie było i miałem cichą nadzieję, że się spóźni, ale jednak wparował w końcu na salę, z kartonem pełnych książek, oczywiście swojego autorstwa „Dobry-zły wolny rynek”, „Wieczne tułacze nad Polakiem kołacze”, „Droga nad ścieżką”, „Ostatni etap recydywy” itp. tytuły, z których bezpośredniej sprzedaży żył.
>trzymaj, smyku! – krzyknął i przymiażdżył mnie wielkim kartonem, każąc rozłożyć książki z cennikiem przy wejściu.
Potem krzyknął „Boguś, Boguś” i usiadł przy profesorze filozofii, okazało się, że byli dobrej komitywie, zaczęli sobie żartować, przyciskali torebki od herbaty łyżeczką i krzyczeli
>zatapiać! zatapiać!
Żenuncjąłem już wtedy, ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Na salę wparował dawny prezydent Polski Lech Wałęsa. Jeden z kolegów klasowych, Maciej, okazał się naprawdę jego wnukiem! Wcześniej nam o tym opowiadał, ale uważaliśmy, że robi sobie bekę, a wychowawczyni dała mu nawet naganę do dziennika, którą teraz ze wstydem skreślała, dygając i gnąc się przed legendą Solidarności, zaznaczając że ona też strajkowała, bo tak należało. Nawet dziadek z MO spokorniał i mrucząc coś, wyszedł czerwony (jego wnuk, zapłakany, uciekł razem z nim). Wałęsa siedział dumnie, w hawajskiej koszuli i w szortach, bo przyleciał do wnuka prosto ze Stanów i pomimo zimy nie przebierał się, żeby było szybciej.
Zaczęła się akademia, stanęliśmy w kółeczku i kogucimi głosami śpiewaliśmy piosenkę dla dziadka. Zauważyłem, że Boguś i Stanisław pokazywali Wałęsę z szyderczą miną.
Później zaczął się czas wystąpień dziadków. Pani uznała, że bez żadnej dyskusji pierwsze miejsce w wystąpieniach powinien mieć prezydent Wałęsa. Na to odezwał się mój dziadek, że nie, bo Locke, bo równość wobec prawa i że on wie, co stało się w 1989 i może tu wszystkim opowiedzieć na sali i że dziadkowie mają występować alfabetycznie.
>no chyba że chce pani zastosować podział na narody tubylcze i mniej tubylcze – tu mrugnął okiem do widowni, a niektórzy już łapali klimat, posapywali na Wałęsę i łakomie spoglądali na karton z książkami.
Ale podział na sali był mniej więcej równy, więc pani przeforsowała Lecha i spytała się o jego zasługi, na co wyszedł on na środek i powiedział wszystkim, że obalił komunizm. Pani zaczęła klaskać, ale na to odezwał się Boguś, ten profesor filozofii twierdząc, że z obalania komunizmu to on może przeprowadzić mały egzamin i wymienił mnóstwo skomplikowanych nazwisk i tytułów.
A dziadek Stanisław wstał i zaczął krzyczeć w stronę prezydenta:
>kukuniek! nasz Kukuniek!
Szmer rozbawienia i powtarzanie tego słowa przeszedł po sali. Na pytanie wychowawczyni, co to oznacza, czemu go tak nazywa, Stanisław odpowiedział z rozbawioną miną:
>tak nazywała go pewna znana pani od dyplomacji i bardzo mi się to spodobało
Tu już widownia była za nim, pierwszy dziadek z widowni podszedł do mnie i mając w ręku pięćdziesiąt złotych chciał nabywać książki.
>handluj, smyku, nim inni nas przehandlują, co chyba, drodzy państwo, już zrobili jakiś czas temu – rozkręcał się dziadek Stanisław.
Wałęsa stwierdził, że jak ktoś śmie przerywać mu, człowiekowi, który obalił komunizm, wziął wnuka pod pachę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Ale dziadek Stanisław był już w swoim ferworze, już oblizywał wargi, nagle wyjął z kieszeni mikrofon i zaczął dawać wykład:
>drodzy państwo, wiadomo że są znaki większe i mniejsze i pomówimy sobie o tych i o tych, ale najpierw musimy odpowiedzieć sobie na pytanie co to znaczy obalać komunizm i czy na pewno został on obalony…
Pomimo wysiłków wychowawczyni nie dał sobie już przerwać. Mówił bite dwie godziny, a dźwięk jego głosu rozchodził się po mieście i coraz więcej ludzi przychodziło na salę, słuchało go i kupowało ode mnie książki, dedykowało przelewy z Ameryki i ocierało łzy. Tonąłem już w kasie w pustym kartonie, gdy dziadek wreszcie zakończył wywód
>mówił Stanisław Michalkiewicz.
Ale to nie był koniec, bo po piętnastominutowych oklaskach podnieceni dziadkowie zaczęli zadawać pytania. Siedzieliśmy w szkole do drugiej w nocy razem z wychowawczynią i woźnym (który był tak zasłuchany, że stał ze ścierką, otwartymi ustami i nikogo nie wyganiał). Wszyscy zapomnieli, że jest Dzień Dziadka, to był Dzień Pogrzebu Polski, bo mówca oświecił nas, jak było źle z naszym państwem, i to od dawna.
W końcu zadowolony Michalkiewicz zakończył, zasmuceni i kręcący głowami ludzie wychodzili z sali dopatrując się w każdym agenta bezpieki, a dziadek Stanisław uznał, że idzie z Bogusiem na piwo. Poklepał mnie po głowie i dał darmowy egzemplarz książki „Przewrót dawno planowany” i powiedział mi, żebym organizował takie wiece częściej, bo było lepiej niż na spotkaniu w Siedlcach.
Zostałem tylko ja i wychowawczyni. Myślałem, że mnie zabije, że każe kiblować za znieważenie autorytetu, ale ona tylko wyszeptała:
>te moje strajki okupacyjne, mój styropian, wszystko ustawione i na marne
I wyszła. Na drugi dzień nie przyszła do pracy, nie przyszła już nigdy. Widziałem ją raz przejeżdżając koło pomnika Dmowskiego, jak histerycznie przemawiała przez głośnik do zgromadzenia ludzi.
Od tamtego dnia minęły lata, dziadek Radosław nadal wydaje wiersze, a dziadek Stanisław kontynuuje karierę felietonisty i publicysty. Przestało mi to przeszkadzać, bo znalazłem sobie ciepłą posadkę jeżdżąc z nim na każde spotkanie i handlując jego książkami. Do tych gorzej rotujących dodaję egzemplarz wierszy o zającach – gratis.
Nie wiem czy to ROTFLe czy może bardziej "podziel się zażenowaniem", ale chuj, wrzucam tu:
"A tak witano sekretarza stanu MSWiA - Jarosława Zielińskiego z Prawa i Sprawiedliwości. 100 pkt i bon na 500+ dla każdego, kto powie mi co tu się odpieprzyło?:v
Bareja! Gdybyś tylko żył...
EDIT: Grupa taneczna "Sen Hawajów". Konferencja była poświęcona bezpieczeństwu osób starszych i właśnie ta grupa wiekowa zorganizowała występ artystyczny w postaci hawajskiego tańca. Mina Zielińskiego mówi wiele:v"