Geolibertarianizm

Alu

Well-Known Member
4 638
9 700
Ja coraz bardziej składam się ku opinii, że ziemii w sensie terytorium nie można posiadać. Jak zbuduję dom, albo wiatrak itd, to jestem jego właścicielem - jest to konkretna rzecz, w którą włożyłem swoją pracę. Natomiast nie bardzo rozumiem z czego właściwie miałaby wynikać własność jakiejś arbitralnie określonej przestrzenii?
 
Ostatnia edycja:

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Ja coraz bardziej składam się ku zdaniu, że ziemii w sensie terytorium nie można posiadać. Jak zbuduję dom, to jestem jego właścicielem - jest to konkretna rzecz, w którą włożyłem swoją pracę. Natomiast nie bardzo rozumiem z czego właściwie miałaby wynikać własność jakiejś arbitralnie określonej przestrzenii.

To jest dość oczywista zasada, która funkcjonuje niemal od zawsze i niemal wszędzie. Wejście w samoistne posiadanie rzeczy niczyjej.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Zależy jak ustali się zasady dla pierwotnego zawłaszczenia. A dlaczego po zawłaszczeniu dany kawałek terytorium nie miałby być normalną własnością? U Ciebie zawłaszczeniem jest postawienie budynku, a czy przewidujesz jakiś teren dookoła, na przykład, żeby właściciel mógł w ogóle obejść dookoła swoją własność, posadzić dookoła niej drzewa, mieć plac zabaw dla swoich dzieci i miejsce do grillowania?

Ale z drugiej strony czy jakaś umowa między państwami, co do podziału kawałka pustyni, miałaby nas obchodzić? Teren kompletnie bezludny = niczyj.
 

Alu

Well-Known Member
4 638
9 700
A dlaczego właściciel miałby nie móc obejść domu dookoła i grillować w ogródku? Jeśli ktoś potem przychodzi i robi coś takiego, że z domu nie da się normalnie korzystać - to jest to agresja, ale dlatego że narusza funkcje cudzej własności-domu (bezpieczeństwo, prywatność, spokój) a nie jakiś arbitralnie określony obszar.
 

Aterlupus

Well-Known Member
474
971
W tym artykule ogółem znajduje się sporo dziwnych, czy bezsensownych zarzutów i argumentów. Jak chociażby:

"Dziedziczenie Utracone":
Czy dzieci pastucha też mają mieć prawo do ziemi, po której dreptała krowa ich dziadka?

Georgiści już wiedzą ile będzie kosztować ziemia w geo-akapie:
Jedynym sposobem na wolność staje się kupno własnego kawałka ziemi, często za cenę długów wykraczających poza długość ludzkiego życia.



No i wreszcie...
Co więcej, nie możemy zapominać, że wartość danych gruntów nie jest wynikiem żadnej pracy wykonywanej przez “właściciela”, lecz wypadkową zarówno naturalnych czynników [...], jak i wysiłku całej otaczającej je wspólnoty. Produkcja, imigracja, wymiana handlowa, postęp technologii i infrastruktury, generalnie owoce wysiłku i rozumu ludzkiego skutkują zwiększaniem wartości gruntów. [...] Ludzie nabywają i trzymają puste lub nieoptymalnie wykorzystane działki, czekając na pracę całej społeczności, dzięki której “ich” ziemia nabiera wartości.
Typowy lewacki argument, normalnie używany do tego aby uzyskać poparcie dla zamykania w więzieniach ludzi niechcących płacić haraczu (to co masz, masz dlatego że istnieje społeczeństwo, więc musisz część swojej własności oddać państwu), tutaj wykorzystany aby poprzeć LVT.

Warto przypomnieć że wartość WSZYSTKIEGO co posiadamy jest zależna od naszego otoczenia. Pieniądz ma wartość tylko tam gdzie jest uznawany. Wartość komputera podłączonego do internetu potęgują ludzie współtworzący go. Dla człowieka który nie pije w samotności butelka wódki jest bezwartościowa w sąsiedztwie abstynentów, ale wśród innych ludzi może być wręcz skarbem. Uroda nie ma wartości jeżeli nie ma nikogo kto byłby skłonny ją docenić.

Nie przypominam jednak sobie, żeby użytkownicy tej linii argumentacji byli za podatkiem od każdej posiadanej rzeczy i uspołecznieniem kobiet.

Jest to nie tylko nieproduktywne, ale wręcz antyproduktywne, równa się niszczeniu możliwości wykorzystywania ludzkiego wysiłku i przedsiębiorczości, które muszą być aplikowane do danej produktywnej przestrzeni, by mogły przynieść jakiekolwiek owoce. [bla bla bla] korzyść dla właścicieli ziemskich obserwujących ciągły wzrost części produkcji trafiającej do ich kieszeni tylko z uwagi na ich tytuły własności
Irracjonalna krytyka spekulacji. Warto przypomnieć że spekulanci (czyt. "ludzie kupujący tanio i sprzedający drogo") łagodzą skutki zmian wartości dóbr. Kupno danego dobra gdy jest tanie i zamknięcie go w magazynie zwiększy jego cenę teraz, gdy jest tanie, ale zmniejszy jego cenę wtedy gdy będzie drogie, bo spekulant otworzy magazyn i wypuści na rynek większą jego ilość.

W przypadku ziemi dochodzi jeszcze inna kwestia. Wartość działki to nie tylko losowe (niezależne od człowieka) atrybuty (np. ładna okolica), ale także praca wykonana nad tą działką. Np. w akapie do prywatnych rąk, za bezcen, trafia parę hektarów ziemi, przerytych okopami, zaminowanych i skażonych trującymi substancjami (reakcja lokalnej społeczności na pojawienie się tam komuny :)). Nowy właściciel odkaża ziemie, rozminowuje i zasypuje okopy, a następnie sprzedaje ją z zyskiem, a ktoś otwiera na niej osiedle i ciągnie kasę z czynszu. W geolibertarianizmie (choć to żaden libertarianizm) ta działka na zawsze pozostanie przeryta, bo niby kto miałby się nią zainteresować? Lepiej znaleźć sobie teren dobrej jakości. LVT i tak zapłacisz.

Według geoanarchistów, a pewnie i wielu tradycyjnych georgistów, LVT nie musi być ściągany siłą, pod warunkiem, że osoby uważające się za właścicieli danego terenu nie używają przemocy wobec innych osób pragnących z niego korzystać.
Cudowne odwracanie kota ogonem. "Jeżeli działka nie jest twoja, nie musisz za nią płacić. Jeżeli jest twoja musisz za nią płacić".

Jak pisał Adam Smith, wolny rynek to nie rynek pozbawiony regulacji, ale taki, w którym nie ma przywilejów.
Słowem, jeżeli nie można w danym kraju produkować i sprzedawać kawy, samochodów, alkoholu, dmuchanych foteli i zasłon prysznicowych to mamy wolny rynek bo mamy regulacje, ale nie ma przywilejów. W końcu nikomu nie wolno sprzedawać zasłon :D.


I mógłbym tak jeszcze długo :).
 
Ostatnia edycja:

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
A właściciel domu będzie mógł postawić płot? Jeśli tak to w jakiej odległości od domu? Te problemy ("kilku kolesi zajmie całą ziemię 1oneone") można rozwiązać przez definicję pierwotnego zawłaszczenia, zasiedzenia, porzucenia własności czy przez jakąś prywatyzację, po której będą rządzić normalne prawa własności. Geokomunizm proponuje... nic nie proponuje, bo podatki od ziemi i wynajmowanie państwowego to przecież są teraz. O co więc im chodzi to nie wiem. Że system jest dobry, ale ludzie u władzy są źli i nasi ludzie pod hasłem geokomunizmu będą "sprawiedliwiej" dzielić ziemię?
Kto i w jaki sposób wylicza LVT?

Takie ewaluacje nie są żadną nowością. Dokonuje się ich od wieków, a obecnie mamy już do czynienia z całkiem dokładną nauką, którą zajmują się odpowiednio przeszkoleni profesjonaliści.
Czyli urzędnicy?
Czy podczas obliczania wartości ziemi obywatele nie są narażeni na oszustwa ze strony państwa?

Z jednej strony właściciele działek o wartości dużo wyższej niż działki sąsiednie mieliby podstawy do odwoływania się od decyzji urzędników, z drugiej strony opinia publiczna widziałaby jak na dłoni sytuacje, w których dany grunt miałby przypisaną podejrzanie niską wartość.
Już widzę, jak ludzie się razem organizują przeciwko władzy, bo komuś tam wyliczyli o 2% za małą wartość, a komuś innemu o 2% za dużą.
 
Ostatnia edycja:

Alu

Well-Known Member
4 638
9 700
A właściciel domu będzie mógł postawić płot?
Tak, będzie wtedy właścicielem domu i płotu. Od rozstrzygania konfliktów są sądy ;) Ale jeśli przestrzeń między domem i płotem jest tak wielka, że można po niej chodzić nie naruszając miru (około)domowego lub innej własności która się tam znajduje, to ja nie widzę tu specjalnej agresji (już prędzej agresją jest stawianie ogrodzenia, które utrudnia innym bez wyraźnego powodu przemieszczanie się). Z drugiej strony, jeśli okolica jest niebezpieczna, to posiadanie muru z ogrodzeniem pod napięciem i strzelanie do każdego kto je przeskoczy może być zrozumiałe. Wg mnie nie wynika z tego, że przestrzeń, na której stoi forteca jest czyjąś własnością. Ale też na pewno nie jestem geolibertarianinem - nie jestem za żadnymi podatkami ani jakąś własnością społeczną ziemii.
 
Ostatnia edycja:
A

Antoni Wiech

Guest
Koleś pisze:

"Do człowieka należy jego praca. Owoce pracy człowieka to faktycznie wysiłek ludzki włożony w przekształcenie natury. Jeżeli ktoś rekompensuje wspólnocie brak dostępu do danego elementu przyrody, cały wysiłek, który włożył w jego przekształcenie, słusznie należy do niego."

Ta idea jest bardziej pokurwiona niż komunizm, który zakłada własność wspólną. Po pierwsze jeśli ja przejąłem jakiś grunt, stawiam piekarnie sprzedaje bułeczki do sklepu, a jakieś grono meneli kupuje w tym sklepie tylko tanie wina, to w jaki do licha sposób oni przyczyniają się do ewentualnej wzrostu wartości mojej ziemi (jeśli w ogóle taka nastąpi)? A jeśli ci menele mają w dupie robienie biznesów i nigdy by z tą ziemia nic nie zrobili to dlaczego niby mają partycypować w podatku, który miałbym zapłacić???

Jeszcze można udowodnić, że np. właściciel drogi po której się poruszam wioząc te bułeczki się do tego przyczynia, ale hello! Przecież jemu się będzie płacić za ten przewóz. A co jeśli np. po zajęciu ziemi jej wartość spadnie, bo obok nagle powstanie burdel, a ja sobie np. zbudowałem kościół i ludzie przestaną do niego chodzić, to co, właściciel burdelu ma mi oddać hajs, czy jak?

Pisze również:

"Najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem według georgistów byłoby po prostu rozdysponowanie wpływów z LVT między wszystkich mieszkańców danej podatkowej jurysdykcji"

A jak będę latał z mojej własności motolotnią do wioski tysiąc kilometrów dalej i sprzedawał bułeczki, to dlaczego znów do licha mam wspierać mieszkańców danej podatkowej jurysdykcji? Może powinienem płacić tam gdzie ląduje? Gdzie jest podatkowa jurysdykcja???

I samo sedno. Dlaczego niby podatek ma coś rekompensować? Jak ktoś mi np. w centrum Wawy przejmie wszystkie puby, to co mi po tym, że on mi zapłaci podatek na np. miejscową administrację. Chuj mi to daje. Bo mi chodzi właśnie O TĘ konkretną miejscówkę, centrum Wawy, do której nie będę miał dostępu. Niech spierdala mi z dodatkiem do administracji, jak chcę robić biznes w centrum, bo przecież to dar natury, który ma być dostępny dla wszystkich.

Pisze też:

"Nikt z nas nie rodzi się z prawem do rozumu ani ciała drugiego człowieka, natomiast każdy z nas przychodzi na świat z równym prawem do życia i otaczającego go świata. Co więcej, bogacenie się wynikające z talentów, genów lub zwykłego szczęścia nie odbywa się kosztem pracy innych ludzi, jak ma to miejsce w przypadku monopolu ziemskiego."

To jest bzdura. Jak to się nie odbywa kosztem (w znaczeniu geolibertarian) innych ludzi? Jak ktoś stworzy chujowego hamburgera, a ja zjem go i stworzę dzięki swojemu talentowi dużo bardziej zajebistego, to co? Nie było to jego "kosztem" jak np. pójdzie z torbami, bo mój biznes będzie lepszy, albo oparty na jego pomyśle? W ten sposób typ podważył całą idee konkurencji, którą widzimy na każdym kroku każdego dnia.

Koleś chciał podważyć zasadę pierwotnego zawłaszczenia jako mało przekonywującą i ja rozumiem jego rozterki, bo w niektórych przykładach może to być problem, ale przy tym stworzył system, który de facto jest zamordystycznym system państwowym.

I jak pisałem wcześniej, już komunizm jest bardziej racjonalny w założeniach, bo on przynajmniej stwierdza bez pierdolenia, że wszystko jest wspólne i chuj.

No i na koniec. Definicja natury. Ludzie TEŻ są produktem natury, ale on sobie ich oderwał od niej, bo tak. No i dobra, libertarianie też mają aksjomat samoposiadania "bo tak" problem w tym, że koleś jest niekonsekwentny. Natura dla niego to ziemia, ale ludzie nie. Czemu? Ni chuja nie wiadomo.
 
Do góry Bottom