L
lebiediew
Guest
Mówiąc o ekonomicznych uzasadnieniach interwencji państwa w gospodarkę, wskazuje się zwykle na efekty zewnętrzne, dobra publiczne, niedoskonałą konkurencję, niedoskonałą informację i cykle koniunkturalne. Problem polega na tym, że wszystkie te elementy mogą stanowić uzasadnienie interwencji, ale uzasadnienie takie nie będzie miało nic wspólnego z ekonomią, a będzie związane z subiektywnych ocenami dokonywanymi przez rządzących.
Efekty zewnętrzne da się podzielić na negatywne i pozytywne. Negatywne dotyczą głównie elementów takich jak zanieczyszczenie, dlatego możemy je pominąć – zanieczyszczenie wykracza poza obszar działalności wolnorynkowej, jest bowiem naruszeniem praw własności (zanieczyszczenie nie jest elementem ekonomicznym w takim samym sensie, w jakim nie jest nim zniszczenie czyjegoś dobra).
Zewnętrzne efekty pozytywne i dobra publiczne są od siebie w zasadzie nieodróżnialne. Problem z dobrami publicznymi polega – w przekonaniu wielu ekonomistów – na tym, że nie mogą one powstać (bądź w ogóle, bądź w optymalnej ilości) na wolnym rynku. Twierdzenie to zawiera w sobie jednak element normatywny – zakłada się, że dobra publiczne (1) powinny powstać, (2) powinny powstać w określonej ilości x (wyznaczanej przez ekonomistów). Ale w obu przypadkach mamy do czynienia nie z nauką pozytywną, ale z narzuceniem swoich prywatnych norm reszcie społeczeństwa. Ja uważam, że powinno być więcej edukacji niż jest w stanie zapewnić rynek, więc rząd musi wkroczyć i znacjonalizować edukację. Błąd zasadza się tutaj na przemyceniu normy w rozumowanie, które udaje, że jest czysto deskryptywne (pojęcia takie jak optymalne i suboptymalne są pojęciami nacechowanymi aksjologicznie, a nie opisowymi).
Kwestię przemycania aksjologii do nauki pozytywnej próbuje się czasem ukrywać, dowodząc, że interwencje państwowe są korzystne dla gospodarki jako całości. Ekonomiści wskazują, że ich działanie nie ma charakteru narzucania subiektywnie wybranych wartości, dlatego że optymalna ilość danych dóbr nie jest obliczana w zgodzie z ich prywatnymi preferencjami, ale w zgodzie z intersubiektywnymi, wymiernymi kategoriami służącymi do opisu gospodarki jako całości. Nie jest to jednak prawda. Jedyną sytuacją, w której ekonomiści mogliby w miarę bezstronnie ocenić, że jakieś działanie przyniosłoby zysk gospodarce jako całości, byłaby sytuacja, w której żaden podmiot nie straciłby na danej interwencji, a niektóre podmioty znalazłyby się w lepszym położeniu (kryterium Pareto). Jednak żadna interwencja państwowa nie może spełnić tego kryterium, gdyż każda z nich opiera się na odebraniu komuś pieniędzy (lub dóbr), a więc obniżeniu jego użyteczności. Nawet jeśli po jakimś czasie w wyniku udanej interwencji (inna sprawa, że nigdy nie wiadomo, czy interwencja się powiedzie) osoba, która straciła część swoich dóbr, zostanie wynagrodzona za tę stratę, nie istnieje żadna metoda dowiedzenia, że wynagrodzenie jest wystarczające, by pokryć stratę w użyteczności tej osoby. Nawet jeśli suma pieniędzy oddanych w wyniku skutecznej interwencji jest wyższa od sumy pieniędzy zabranych, nie można w sposób obiektywny (czy intersubiektywny) dowieść, że wynagrodzona osoba ma się lepiej lub nie gorzej. Nie sposób bowiem porównać straty w użyteczności danej sumy pieniędzy w czasie dokonywania interwencji z zyskiem użyteczności po zakończeniu interwencji (najprostszy przykład: ukradzione przez rząd pieniądze chciałem użyć do nakarmienia dziecka, po jakimś czasie rząd zwraca mi dwa razy więcej pieniędzy, ale moje dziecko już nie żyje).
Pojęcie niedoskonałej konkurencji jest oczywiście absurdalne, w tym sensie, że konkurencja jest zawsze niedoskonała. Twierdzenie – rynek nie działa, gdy konkurencja jest niedoskonała oznacza więc, że rynek nigdy nie działa. Pojęcie to nie ma więc żadnego określonego zakresu znaczeniowego i jest każdorazowo dookreślane przez polityków sprawujących władzę. To samo dotyczy pojęcia monopolu, którego nie da się zdefiniować w żaden wymierny sposób. Przykładowo, można argumentować, że każdy sprzedawca jest monopolistą, każdy bowiem sprzedaje towar nieporównywalny z żadnym innym. Z drugiej strony nikt nie jest monopolistą, ponieważ nigdy nie ma sytuacji, w której ktoś rzeczywiście musi kupić dany towar. I znów – to kierujący się subiektywnymi kryteriami polityk-ekonomista decyduje, kto jest monopolistą. Dobrą ilustracją tego zjawiska jest fakt, że państwo walczy zarówno z zaniżaniem cen (dumping), zawyżaniem cen, jak i z ustalaniem cen na takim poziomie jak inni (zmowa cenowa).
To samo dotyczy niedoskonałej informacji. Wszystkie działania ekonomiczne wypływają z faktu istnienia niedoskonałej informacji. Informacja nie może być doskonała, bowiem system, w którym działamy jest dynamiczny i oparty na działaniach intencjonalnych podmiotów – doskonała informacja wymagałaby likwidacji tych podmiotów. Znów więc – pojęcie to pozwala na dowolne interwencje, które są zgodne z subiektywnymi ocenami polityków-ekonomistów.
Co do powodów powstawania cyklu koniunkturalnego nie ma konsensusu, jednak nawet gdyby taki konsensu istniał, to istnienie cyklu nie może być podstawą do interwencji z tych samych względów, o których mówiliśmy w kontekście dóbr publicznych (nigdy nie można powiedzieć, że jakaś interwencja jest zgodna z kryterium Pareto). Nawet jeśli istniałaby zgoda, że powodem cyklu jest czynnik x, podmioty działające na rynku mogą dobrowolnie podjąć działania, które nie dopuszczą do pojawienia się czynnika x (np. poprzez zawarcie kontraktu, w którym zgadzają się nie działać na sposoby, które powodują x). Tylko działania oparte na dobrowolnej zgodzie nie prowadziłyby do pogorszenia sytuacji podmiotów (nie można sensownie argumentować, że coś, na co ktoś się zgodził, pogarsza w jego przekonaniu jego sytuację).
Podsumowując, nie istnieją ekonomiczne powody dla interwencji państwowej, jeśli rozumiemy ekonomię jako naukę pozytywną. Wszystkie powody, które wymieniają ekonomiści, zawierają w sobie nieodzownie element normatywny, związany z subiektywnymi ocenami tych ekonomistów, co jest, a co nie jest dobre dla gospodarki. Te subiektywne oceny są sprzeczne z przekonaniami konkretnych jednostek na temat tego, co jest dla nich korzystne i co maksymalizuje ich użyteczność (gdyby tak nie było, jednostki nie sprzeciwiałyby się zabieraniu im pieniędzy, a interwencje nie byłyby interwencjami, ale działaniami rynkowymi).
Efekty zewnętrzne da się podzielić na negatywne i pozytywne. Negatywne dotyczą głównie elementów takich jak zanieczyszczenie, dlatego możemy je pominąć – zanieczyszczenie wykracza poza obszar działalności wolnorynkowej, jest bowiem naruszeniem praw własności (zanieczyszczenie nie jest elementem ekonomicznym w takim samym sensie, w jakim nie jest nim zniszczenie czyjegoś dobra).
Zewnętrzne efekty pozytywne i dobra publiczne są od siebie w zasadzie nieodróżnialne. Problem z dobrami publicznymi polega – w przekonaniu wielu ekonomistów – na tym, że nie mogą one powstać (bądź w ogóle, bądź w optymalnej ilości) na wolnym rynku. Twierdzenie to zawiera w sobie jednak element normatywny – zakłada się, że dobra publiczne (1) powinny powstać, (2) powinny powstać w określonej ilości x (wyznaczanej przez ekonomistów). Ale w obu przypadkach mamy do czynienia nie z nauką pozytywną, ale z narzuceniem swoich prywatnych norm reszcie społeczeństwa. Ja uważam, że powinno być więcej edukacji niż jest w stanie zapewnić rynek, więc rząd musi wkroczyć i znacjonalizować edukację. Błąd zasadza się tutaj na przemyceniu normy w rozumowanie, które udaje, że jest czysto deskryptywne (pojęcia takie jak optymalne i suboptymalne są pojęciami nacechowanymi aksjologicznie, a nie opisowymi).
Kwestię przemycania aksjologii do nauki pozytywnej próbuje się czasem ukrywać, dowodząc, że interwencje państwowe są korzystne dla gospodarki jako całości. Ekonomiści wskazują, że ich działanie nie ma charakteru narzucania subiektywnie wybranych wartości, dlatego że optymalna ilość danych dóbr nie jest obliczana w zgodzie z ich prywatnymi preferencjami, ale w zgodzie z intersubiektywnymi, wymiernymi kategoriami służącymi do opisu gospodarki jako całości. Nie jest to jednak prawda. Jedyną sytuacją, w której ekonomiści mogliby w miarę bezstronnie ocenić, że jakieś działanie przyniosłoby zysk gospodarce jako całości, byłaby sytuacja, w której żaden podmiot nie straciłby na danej interwencji, a niektóre podmioty znalazłyby się w lepszym położeniu (kryterium Pareto). Jednak żadna interwencja państwowa nie może spełnić tego kryterium, gdyż każda z nich opiera się na odebraniu komuś pieniędzy (lub dóbr), a więc obniżeniu jego użyteczności. Nawet jeśli po jakimś czasie w wyniku udanej interwencji (inna sprawa, że nigdy nie wiadomo, czy interwencja się powiedzie) osoba, która straciła część swoich dóbr, zostanie wynagrodzona za tę stratę, nie istnieje żadna metoda dowiedzenia, że wynagrodzenie jest wystarczające, by pokryć stratę w użyteczności tej osoby. Nawet jeśli suma pieniędzy oddanych w wyniku skutecznej interwencji jest wyższa od sumy pieniędzy zabranych, nie można w sposób obiektywny (czy intersubiektywny) dowieść, że wynagrodzona osoba ma się lepiej lub nie gorzej. Nie sposób bowiem porównać straty w użyteczności danej sumy pieniędzy w czasie dokonywania interwencji z zyskiem użyteczności po zakończeniu interwencji (najprostszy przykład: ukradzione przez rząd pieniądze chciałem użyć do nakarmienia dziecka, po jakimś czasie rząd zwraca mi dwa razy więcej pieniędzy, ale moje dziecko już nie żyje).
Pojęcie niedoskonałej konkurencji jest oczywiście absurdalne, w tym sensie, że konkurencja jest zawsze niedoskonała. Twierdzenie – rynek nie działa, gdy konkurencja jest niedoskonała oznacza więc, że rynek nigdy nie działa. Pojęcie to nie ma więc żadnego określonego zakresu znaczeniowego i jest każdorazowo dookreślane przez polityków sprawujących władzę. To samo dotyczy pojęcia monopolu, którego nie da się zdefiniować w żaden wymierny sposób. Przykładowo, można argumentować, że każdy sprzedawca jest monopolistą, każdy bowiem sprzedaje towar nieporównywalny z żadnym innym. Z drugiej strony nikt nie jest monopolistą, ponieważ nigdy nie ma sytuacji, w której ktoś rzeczywiście musi kupić dany towar. I znów – to kierujący się subiektywnymi kryteriami polityk-ekonomista decyduje, kto jest monopolistą. Dobrą ilustracją tego zjawiska jest fakt, że państwo walczy zarówno z zaniżaniem cen (dumping), zawyżaniem cen, jak i z ustalaniem cen na takim poziomie jak inni (zmowa cenowa).
To samo dotyczy niedoskonałej informacji. Wszystkie działania ekonomiczne wypływają z faktu istnienia niedoskonałej informacji. Informacja nie może być doskonała, bowiem system, w którym działamy jest dynamiczny i oparty na działaniach intencjonalnych podmiotów – doskonała informacja wymagałaby likwidacji tych podmiotów. Znów więc – pojęcie to pozwala na dowolne interwencje, które są zgodne z subiektywnymi ocenami polityków-ekonomistów.
Co do powodów powstawania cyklu koniunkturalnego nie ma konsensusu, jednak nawet gdyby taki konsensu istniał, to istnienie cyklu nie może być podstawą do interwencji z tych samych względów, o których mówiliśmy w kontekście dóbr publicznych (nigdy nie można powiedzieć, że jakaś interwencja jest zgodna z kryterium Pareto). Nawet jeśli istniałaby zgoda, że powodem cyklu jest czynnik x, podmioty działające na rynku mogą dobrowolnie podjąć działania, które nie dopuszczą do pojawienia się czynnika x (np. poprzez zawarcie kontraktu, w którym zgadzają się nie działać na sposoby, które powodują x). Tylko działania oparte na dobrowolnej zgodzie nie prowadziłyby do pogorszenia sytuacji podmiotów (nie można sensownie argumentować, że coś, na co ktoś się zgodził, pogarsza w jego przekonaniu jego sytuację).
Podsumowując, nie istnieją ekonomiczne powody dla interwencji państwowej, jeśli rozumiemy ekonomię jako naukę pozytywną. Wszystkie powody, które wymieniają ekonomiści, zawierają w sobie nieodzownie element normatywny, związany z subiektywnymi ocenami tych ekonomistów, co jest, a co nie jest dobre dla gospodarki. Te subiektywne oceny są sprzeczne z przekonaniami konkretnych jednostek na temat tego, co jest dla nich korzystne i co maksymalizuje ich użyteczność (gdyby tak nie było, jednostki nie sprzeciwiałyby się zabieraniu im pieniędzy, a interwencje nie byłyby interwencjami, ale działaniami rynkowymi).