Ekonomiczne uzasadnienie interwencji państwa w gospodarkę

L

lebiediew

Guest
Mówiąc o ekonomicznych uzasadnieniach interwencji państwa w gospodarkę, wskazuje się zwykle na efekty zewnętrzne, dobra publiczne, niedoskonałą konkurencję, niedoskonałą informację i cykle koniunkturalne. Problem polega na tym, że wszystkie te elementy mogą stanowić uzasadnienie interwencji, ale uzasadnienie takie nie będzie miało nic wspólnego z ekonomią, a będzie związane z subiektywnych ocenami dokonywanymi przez rządzących.

Efekty zewnętrzne da się podzielić na negatywne i pozytywne. Negatywne dotyczą głównie elementów takich jak zanieczyszczenie, dlatego możemy je pominąć – zanieczyszczenie wykracza poza obszar działalności wolnorynkowej, jest bowiem naruszeniem praw własności (zanieczyszczenie nie jest elementem ekonomicznym w takim samym sensie, w jakim nie jest nim zniszczenie czyjegoś dobra).


Zewnętrzne efekty pozytywne i dobra publiczne są od siebie w zasadzie nieodróżnialne. Problem z dobrami publicznymi polega – w przekonaniu wielu ekonomistów – na tym, że nie mogą one powstać (bądź w ogóle, bądź w optymalnej ilości) na wolnym rynku. Twierdzenie to zawiera w sobie jednak element normatywny – zakłada się, że dobra publiczne (1) powinny powstać, (2) powinny powstać w określonej ilości x (wyznaczanej przez ekonomistów). Ale w obu przypadkach mamy do czynienia nie z nauką pozytywną, ale z narzuceniem swoich prywatnych norm reszcie społeczeństwa. Ja uważam, że powinno być więcej edukacji niż jest w stanie zapewnić rynek, więc rząd musi wkroczyć i znacjonalizować edukację. Błąd zasadza się tutaj na przemyceniu normy w rozumowanie, które udaje, że jest czysto deskryptywne (pojęcia takie jak optymalne i suboptymalne są pojęciami nacechowanymi aksjologicznie, a nie opisowymi).

Kwestię przemycania aksjologii do nauki pozytywnej próbuje się czasem ukrywać, dowodząc, że interwencje państwowe są korzystne dla gospodarki jako całości. Ekonomiści wskazują, że ich działanie nie ma charakteru narzucania subiektywnie wybranych wartości, dlatego że optymalna ilość danych dóbr nie jest obliczana w zgodzie z ich prywatnymi preferencjami, ale w zgodzie z intersubiektywnymi, wymiernymi kategoriami służącymi do opisu gospodarki jako całości. Nie jest to jednak prawda. Jedyną sytuacją, w której ekonomiści mogliby w miarę bezstronnie ocenić, że jakieś działanie przyniosłoby zysk gospodarce jako całości, byłaby sytuacja, w której żaden podmiot nie straciłby na danej interwencji, a niektóre podmioty znalazłyby się w lepszym położeniu (kryterium Pareto). Jednak żadna interwencja państwowa nie może spełnić tego kryterium, gdyż każda z nich opiera się na odebraniu komuś pieniędzy (lub dóbr), a więc obniżeniu jego użyteczności. Nawet jeśli po jakimś czasie w wyniku udanej interwencji (inna sprawa, że nigdy nie wiadomo, czy interwencja się powiedzie) osoba, która straciła część swoich dóbr, zostanie wynagrodzona za tę stratę, nie istnieje żadna metoda dowiedzenia, że wynagrodzenie jest wystarczające, by pokryć stratę w użyteczności tej osoby. Nawet jeśli suma pieniędzy oddanych w wyniku skutecznej interwencji jest wyższa od sumy pieniędzy zabranych, nie można w sposób obiektywny (czy intersubiektywny) dowieść, że wynagrodzona osoba ma się lepiej lub nie gorzej. Nie sposób bowiem porównać straty w użyteczności danej sumy pieniędzy w czasie dokonywania interwencji z zyskiem użyteczności po zakończeniu interwencji (najprostszy przykład: ukradzione przez rząd pieniądze chciałem użyć do nakarmienia dziecka, po jakimś czasie rząd zwraca mi dwa razy więcej pieniędzy, ale moje dziecko już nie żyje).

Pojęcie niedoskonałej konkurencji jest oczywiście absurdalne, w tym sensie, że konkurencja jest zawsze niedoskonała. Twierdzenie – rynek nie działa, gdy konkurencja jest niedoskonała oznacza więc, że rynek nigdy nie działa. Pojęcie to nie ma więc żadnego określonego zakresu znaczeniowego i jest każdorazowo dookreślane przez polityków sprawujących władzę. To samo dotyczy pojęcia monopolu, którego nie da się zdefiniować w żaden wymierny sposób. Przykładowo, można argumentować, że każdy sprzedawca jest monopolistą, każdy bowiem sprzedaje towar nieporównywalny z żadnym innym. Z drugiej strony nikt nie jest monopolistą, ponieważ nigdy nie ma sytuacji, w której ktoś rzeczywiście musi kupić dany towar. I znów – to kierujący się subiektywnymi kryteriami polityk-ekonomista decyduje, kto jest monopolistą. Dobrą ilustracją tego zjawiska jest fakt, że państwo walczy zarówno z zaniżaniem cen (dumping), zawyżaniem cen, jak i z ustalaniem cen na takim poziomie jak inni (zmowa cenowa).

To samo dotyczy niedoskonałej informacji. Wszystkie działania ekonomiczne wypływają z faktu istnienia niedoskonałej informacji. Informacja nie może być doskonała, bowiem system, w którym działamy jest dynamiczny i oparty na działaniach intencjonalnych podmiotów – doskonała informacja wymagałaby likwidacji tych podmiotów. Znów więc – pojęcie to pozwala na dowolne interwencje, które są zgodne z subiektywnymi ocenami polityków-ekonomistów.

Co do powodów powstawania cyklu koniunkturalnego nie ma konsensusu, jednak nawet gdyby taki konsensu istniał, to istnienie cyklu nie może być podstawą do interwencji z tych samych względów, o których mówiliśmy w kontekście dóbr publicznych (nigdy nie można powiedzieć, że jakaś interwencja jest zgodna z kryterium Pareto). Nawet jeśli istniałaby zgoda, że powodem cyklu jest czynnik x, podmioty działające na rynku mogą dobrowolnie podjąć działania, które nie dopuszczą do pojawienia się czynnika x (np. poprzez zawarcie kontraktu, w którym zgadzają się nie działać na sposoby, które powodują x). Tylko działania oparte na dobrowolnej zgodzie nie prowadziłyby do pogorszenia sytuacji podmiotów (nie można sensownie argumentować, że coś, na co ktoś się zgodził, pogarsza w jego przekonaniu jego sytuację).

Podsumowując, nie istnieją ekonomiczne powody dla interwencji państwowej, jeśli rozumiemy ekonomię jako naukę pozytywną. Wszystkie powody, które wymieniają ekonomiści, zawierają w sobie nieodzownie element normatywny, związany z subiektywnymi ocenami tych ekonomistów, co jest, a co nie jest dobre dla gospodarki. Te subiektywne oceny są sprzeczne z przekonaniami konkretnych jednostek na temat tego, co jest dla nich korzystne i co maksymalizuje ich użyteczność (gdyby tak nie było, jednostki nie sprzeciwiałyby się zabieraniu im pieniędzy, a interwencje nie byłyby interwencjami, ale działaniami rynkowymi).
 

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
To samo dotyczy pojęcia monopolu, którego nie da się zdefiniować w żaden wymierny sposób. Przykładowo, można argumentować, że każdy sprzedawca jest monopolistą, każdy bowiem sprzedaje towar nieporównywalny z żadnym innym. Z drugiej strony nikt nie jest monopolistą, ponieważ nigdy nie ma sytuacji, w której ktoś rzeczywiście musi kupić dany towar. I znów – to kierujący się subiektywnymi kryteriami polityk-ekonomista decyduje, kto jest monopolistą. Dobrą ilustracją tego zjawiska jest fakt, że państwo walczy zarówno z zaniżaniem cen (dumping), zawyżaniem cen, jak i z ustalaniem cen na takim poziomie jak inni (zmowa cenowa).
Co do monopolu, to imho, to pojęcie akurat jest klarowne. Jeden podmiot dostarcza dane dobro, lub typ dobra. Można mieć monopol na sprzedaż alkoholu ogólnie (jak sieć państwowych sklepów w PRL) albo monopol na wytwarzanie konkretnego napoju np. żubrówki (poprzez zastrzeżony skład lub sposób produkcji). Problemem jest raczej ogólne niezrozumienie tego czy i kiedy monopol jest zły a nie czym jest. Nie ma co rozmywać tego pojęcia ani tym bardziej pozbywać się go z debaty, bo nim się całkiem dobrze zagina socjalistów. ;)
 

Brehon

Well-Known Member
555
1 483
inho, monopol nie jest pojęciem klarownym. Monopol to określenie jedynego producenta dóbr pozbawionych bliskich substytutów. W zależności od tego, co uznajemy za "bliski substytut", monopole mogą w ogóle nie mieć miejsca (bo wszystkie dobra są w pewnym stopniu względem siebie substytucyjne), albo występują wyłącznie monopole (bo, jak leb napisał, dwóch producentów nie może zaproponować identycznego towaru- choćby dlatego, że nie mogą sprzedawać go jednocześnie w tym samym czasie i miejscu).
 

Zbyszek_Z

Well-Known Member
1 021
2 463
IMO zależy dlaczego dostarcza jako jedyny. Może być po prostu tak dobry, że nikt nie potrafi z nim konkurować albo rynek tak specyficzny, że nie ma miejsca na kilku producentów (ale sama groźba konkurencji zachęca do trzymania poziomu) albo mieć państwowy przywilej. Dla mnie tylko druga wersja jest prawdziwym monopolem.

Oczywiście pojęcie nie jest klarowane, jak wspomnieli poprzednicy, szczególnie wliczając do monopolu tzw. monopol naturalny (przywileje państwowe są już łatwiejsze do zidentyfikowania).

@leb, powiedziałbym, że napisałeś dobry tekst ale nie chcę abyś się stał pazerną na lajki i pochwały kurwą ;).
 

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
Monopol to określenie jedynego producenta dóbr pozbawionych bliskich substytutów.
Nie. ;) Może istnieć monopol na całą gamę bliskich substytutów (sklepy ogólnoalkoholowe w PRL), lub monopol na konkretne, bardzo dokładnie określone dobro spośród bliskich substytutów.

IMO zależy dlaczego dostarcza jako jedyny. Może być po prostu tak dobry, że nikt nie potrafi z nim konkurować albo rynek tak specyficzny, że nie ma miejsca na kilku producentów (ale sama groźba konkurencji zachęca do trzymania poziomu) albo mieć państwowy przywilej. Dla mnie tylko druga wersja jest prawdziwym monopolem.
Właśnie o to chodzi, że obie wersje są monopolem. Pierwszy jest monopolem naturalnym i jest dobry - monopol nie jest z założenia czymś złym. Monopol nienaturalny (np. państwowy) jest zły, dlatego że istnieje wbrew rynkowi.
 

Brehon

Well-Known Member
555
1 483
Podsumowując, nie istnieją ekonomiczne powody dla interwencji państwowej, jeśli rozumiemy ekonomię jako naukę pozytywną. Wszystkie powody, które wymieniają ekonomiści, zawierają w sobie nieodzownie element normatywny, związany z subiektywnymi ocenami tych ekonomistów, co jest, a co nie jest dobre dla gospodarki. Te subiektywne oceny są sprzeczne z przekonaniami konkretnych jednostek na temat tego, co jest dla nich korzystne i co maksymalizuje ich użyteczność (gdyby tak nie było, jednostki nie sprzeciwiałyby się zabieraniu im pieniędzy, a interwencje nie byłyby interwencjami, ale działaniami rynkowymi).

Problem w tym, że podobnej argumentacji można użyć względem wolnego rynku (oczywiście, o ile nie włączamy kwestii sprawiedliwości/moralności). Przecież liberalizacja względem stanu obecnego również nie spełni kryterium Pareto.

Tak samo z edukacją. Można argumentować, że interwencjoniści używają tutaj aksjologii, ale przecież opozycja- wolnorynkowcy- również jej używa. Zarówno rynek, jak i państwo dostarczy ludziom edukacji w pewnej ilości/jakości, po pewnym koszcie, a ta edukacja i ten koszt będą rozłożone w pewien sposób. Czemu sposób wolnorynkowy miałby być "lepszy"?

Może rozwiązaniem jest tu brzytwa Ockhama?
 
Ostatnia edycja:
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Co do monopolu, to imho, to pojęcie akurat jest klarowne. Jeden podmiot dostarcza dane dobro, lub typ dobra.

Jedyna sensowna definicja monopolu to ta, która wskazuje, że monopol polega na prawnym zakazaniu produkowania jakiegoś dobra wszystkim oprócz jednego podmiotu. Każda inna definicja monopolu jest uznaniowa. Przykro mi, ale tak jest.

Problem w tym, że podobnej argumentacji można użyć względem wolnego rynku (oczywiście, o ile nie włączamy kwestii sprawiedliwości/moralności). Przecież liberalizacja względem stanu obecnego również nie spełni kryterium Pareto.
Tak samo z edukacją. Można argumentować, że interwencjoniści używają tutaj aksjologii, ale przecież opozycja- wolnorynkowcy- również jej używa. Zarówno rynek, jak i państwo dostarczy ludziom edukacji w pewnej ilości/jakości, po pewnym koszcie, a ta edukacja i ten koszt będą rozłożone w pewien sposób. Czemu sposób wolnorynkowy miałby być "lepszy"?

To jest bardzo ważna i ciekawa kwestia i trochę pomijana w ASE. Block wyjaśnia w ten sposób pogląd Rothbarda:

"he maintains, not that government necessarily reduces economic welfare, but instead supports the more reasonable claim that it cannot be shown that the state ever increases economic welfare on the ground that at least one party to every transaction of which government is a part necessarily loses. Why? Since he was compelled to undertake it. If not, there was no reason to bring the state into the commercial arrangement in the first place, as the market would have sufficed for all desired voluntary exchanges."

To znaczy, że Rothbard mówi tylko to, że nie da się udowodnić, że stan B jest lepszy od stanu A, dlatego interwencja (od A do B) nie ma podstaw. Ja też nie mówiłem, że każde działanie rządu pogarsza sytuację gospodarczą kraju, ale mówiłem, że ponieważ pogarsza ono sytuację chociaż jednej osoby, to nie da się dowieść, że polepsza. Tak naprawdę chodzi o to, że nie ma czegoś takiego jak sytuacja całej gospodarki. Mówić, że gospodarka ma się lepiej można tylko wtedy, jeśli wszyscy mają się lepiej lub nie gorzej - ale to nie wymaga tworzenia pojęcia gospodarki (bo to jest i tak seria wypowiedzi o poszczególnych jednostkach). Właśnie o to chodzi, by nie dać się zwieść pojęciu gospodarki i pozostać przy indywidualny ewaluacjach.

To, co przedstawiłem, to nie jest argument na rzecz wolnego rynku, ale argument mówiący, że nie istnieją czystoekonomiczne argumenty przemawiające za interwencją państwową.

Jeśli chodzi o argumenty na rzecz wolnego rynku, to polegają one na wskazaniu, że wyłącznie działania wolnorynkowe (wymiana i produkcja) spełniają kryterium Pareto. Wolny rynek jest lepszy (jeśli zgadzamy się na Pareto, które wymyślili mainstreamowcy - i porzucili natychmiast!), bo każde działanie na nim jest zgodne z kryterium Pareto, natomiast żadna interwencja nie jest zgodna z Pareto. To jest ocena dwóch typów działań, a nie dwóch stanów gospodarki. Jedno działanie obowiązkowo zwiększa użyteczność, drugie nie. Tak więc wolny rynek nie jest lepszy, bo gospodarka wolnorynkowa ma milion utilsów, a socjalistyczna ma półmiliona, ale że każda wymiana lub produkcja dodaje utlisy, a każda interwencja odejmuje komuś (i nie da się dowieść, że nie odejmuje nieskończonej ich liczby)
PS Wiem, że nie ma utilsów.
 

Zbyszek_Z

Well-Known Member
1 021
2 463
Dobrowolna wymiana spełnia kryterium Pareto pod warunkiem, że będziemy patrzeć wyłącznie na strony transakcji.
Przykładowo diler sprzedaje towar nastolatkowi. Diler woli pieniądze od towaru, a nastolatek towar od pieniędzy. Oboje zyskali, wszyscy są zadowoleni. Ale, zaraz zaraz, przecież matka nastolatka wolałaby jednak aby do wymiany nigdy nie doszło i ona przez tę wymianę straciła (straciła szczęście, informacja o kupnie narkotyków zepsuła jej humor etc.). Wolałaby więc aby państwo przypilnowało jej syna i dilerów zabraniając takich transakcji.

Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Pytanie tylko, czy należy brać zdanie osób trzecich pod uwagę, a jeżeli tak to kiedy?
 
Ostatnia edycja:

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
Jedyna sensowna definicja monopolu to ta, która wskazuje, że monopol polega na prawnym zakazaniu produkowania jakiegoś dobra wszystkim oprócz jednego podmiotu. Każda inna definicja monopolu jest uznaniowa. Przykro mi, ale tak jest.
Jakieś argumenty? ;)

Monopol dosłownie znaczy "jeden sprzedawca" - nie ma tutaj nic o powodach takiego stanu. Z tej dosłowności wynika, że można te zwroty stosować zamiennie. Jeżeli na rynku istnieje jeden sprzedawca danego dobra, bo np. nikomu innemu się to nie opłaca, to pomimo braku zakazu dla innych podmiotów, ten jeden jest monopolistą. Uznaniowe jest dopisywanie do "jeden sprzedawca": zakazów, bliskich substytutów albo czegokolwiek innego a później dzielenie włosa na czworo i wynajdywanie sprzeczności wynikających z tych dodatków. ;)
 
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Dobrowolna wymiana spełnia kryterium Pareto pod warunkiem, że będziemy patrzeć wyłącznie na strony transakcji.

Wiadomo.
Oczywiście można argumentować, że dla kogoś sytuacja B (w której wszyscy mają się lepiej lub tak samo jak w A) jest gorsza, bo nienawidzi on jednej z osób, która ma się lepiej w B niż w A. Np. wg mnie fakt, że wymieniłeś się artykułem na lajki jest dla mnie niekorzystny, bo Cię nienawidzę (czysto hipotetyczny przykład). Albo jestem zły, że jakaś dziewczyna wyszła za mąż, bo nie wyjdzie za mnie.
Ale jeśli za każdym razem ograniczymy się do osób, które biorą udział w wymianie, to Pareto działa i dowodzi wyższości kapitalizmu nad socjalizmem.

Jakieś argumenty? ;)

Już argumentowałem - możesz dowolnie interpretować poszczególne elementy definicji monopolu. Musiałbyś podać swoją definicję monopolu i przykłady tego, co uważasz za monopol, a czego nie i wtedy, bym mógł Ci pokazać, że Twoja definicja jest nieścisła i podatna na dowolne interpretacje.

Jeżeli na rynku istnieje jeden sprzedawca danego dobra, bo np. nikomu innemu się to nie opłaca, to pomimo braku zakazu dla innych podmiotów, ten jeden jest monopolistą. Uznaniowe jest dopisywanie do "jeden sprzedawca": zakazów, bliskich substytutów albo czegokolwiek innego a później dzielenie włosa na czworo i wynajdywanie sprzeczności wynikających z tych dodatków. ;)

Jak definiujesz rynek? Jak definiujesz dane dobro? Czy jak sprzedaję wodę na pustyni i nikogo nie ma w okolicy, to jestem monopolistą? Ile metrów musi być inny sprzedawca ode mnie, bym był monopolista? To jest nadal rynek wody czy rynek wody na pustyni? Czy ipad Apple i tablet Samsunga to to samo dobro? Jeśli nie, to czy Samsung ma monopol na tablety Samsunga? Kto decyduje, kiedy i w jaki warunkach dobro jest substytutem innego dobra? Uważasz, że pojecie bliskie i dalekie to są pojęcia naukowe? (Ciała przyciągają się, jak są bliskie, a odpychają, jak są daleko - przystałbyś na takie prawo?) Czy 2 jabłka różnych odmian to dane dobro? Czy dwa jabłka tej samej odmiany sprzedawane w innych okolicznościach to inne czy to samo dobro itp.
 

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
Już argumentowałem - możesz dowolnie interpretować poszczególne elementy definicji monopolu. Musiałbyś podać swoją definicję monopolu i przykłady tego, co uważasz za monopol, a czego nie i wtedy, bym mógł Ci pokazać, że Twoja definicja jest nieścisła i podatna na dowolne interpretacje
Podałem na samym początku: Jeden podmiot dostarcza dane dobro.

Jak definiujesz rynek? Jak definiujesz dane dobro?
Serio? ;)

Czy jak sprzedaję wodę na pustyni i nikogo nie ma w okolicy, to jestem monopolistą? Ile metrów musi być inny sprzedawca ode mnie, bym był monopolista? To jest nadal rynek wody czy rynek wody na pustyni?
1. Tak, jeżeli rozpatrujesz sprzedaż wody na terenie "okolicy".
2. To od Ciebie zależy jaki teren rozpatrujesz. Jeśli na danym terenie sprzedajesz sam, to jesteś - jeśli nie, to nie.
3. Jak wyżej.

Czy ipad Apple i tablet Samsunga to to samo dobro? Jeśli nie, to czy Samsung ma monopol na tablety Samsunga?
1. Możesz rozpatrywać jako jedno dobro (tablet) albo osobne (tablet Apple i tablet Samsung).
2. Tak, w zakresie chronionym patentami, wzorami towarowymi i użytkowymi ma ustanowiony monopol na swoje tablety.

Kto decyduje, kiedy i w jaki warunkach dobro jest substytutem innego dobra? Uważasz, że pojecie bliskie i dalekie to są pojęcia naukowe? (Ciała przyciągają się, jak są bliskie, a odpychają, jak są daleko - przystałbyś na takie prawo?
Chyba nie zauważyłeś, że ja to właśnie powyżej krytykowałem. ;) Poza tym, to pamiętam właśnie takie definicje z pseudonaukowych podręczników do ekonomii na studiach - niestety. ;)

Czy 2 jabłka różnych odmian to dane dobro? Czy dwa jabłka tej samej odmiany sprzedawane w innych okolicznościach to inne czy to samo dobro itp.
Ponownie, to zależy co rozpatrujesz. Możesz mieć monopol na daną odmianę a na drugą nie, co oznacza, że rozpatrując obie jednocześnie nie jesteś monopolistą. Możesz też być monopolistą obu tych odmian.
Dwa jabłka tej samej odmiany sprzedawane w innych okolicznościach, to: dwa jabłka tej samej odmiany sprzedawane w innych okolicznościach. ;) Możesz mieć monopol na te jabłka na jednym osiedlu, a jak pojedziesz ze straganem na inne osiedle gdzie są inni sprzedawcy tej odmiany to nie będziesz monopolistą osiedlowym. Natomiast jeżeli oba osiedla znajdują się w jednym mieście i rozpatrujesz teren całego miasta, to nie jesteś monopolistą miejskim.

Muszę powiedzieć, że stosując metodologię podważania znaczenia każdego słowa można kwestionować absolutnie każdą definicję czy tezę i nawet najprostsza z prostych będzie się wydawała skomplikowana. ;)
 
Ostatnia edycja:
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Ciekawe, że już Bakunin nieźle orał interwencje państwowe z pozycji indywidualizmu i niemożności interpersonalnego porównywania użyteczności:

For, if we would not fall back into the liberticidal fiction of the public welfare represented by the State, a fiction always founded on the systematic sacrifice of the people, we must clearly recognize that collective liberty and prosperity exist only so far as they represent the sum of individual liberties and prosperities. Science knows all these things, but it does not and cannot go beyond them. Abstraction being its very nature, it can well enough conceive the principle of real and living individuality, but it can have no dealings with real and living individuals; it concerns itself with individualsin general, but not with Peter or James, not with such or such a one, who, so far as it is concerned, do not, cannot, have any existence. Its individuals, I repeat, are only abstractions. Now, history is made, not by abstract individuals, but by acting, living and passing individuals. Abstractions advance only when borne forward by real men. For these beings made, not in idea only, but in reality of flesh and blood, science has no heart: it considers them at most as material for intellectual and social development. What does it care for the particular conditions and chance fate of Peter or James? It would make itself ridiculous, it would abdicate, it would annihilate itself, if it wished to concern itself with them otherwise than as examples in support of its eternal theories.

- dostrzega fikcję public welfare,
- formułuje warunek, że postęp gospodarczy może być tylko i wyłącznie sumą postępów jednostek,
- wskazuje, że nauka to wie, ale ignoruje (!),
- pokazuje, że ekonomia - gdyby przyjęła indywidualizm - sama by się uczyniła zbędną.
 
Do góry Bottom