Decentralizacja

kompowiec

freetard
2 567
2 622
libertariańskie są niewiarygodne bo sami libtarianie nie potrafią w zgodzie z nimi żyć
Nie ma niebłędnej formy oskarżania o hipokryzję. Jeśli to nie jest błędne, to tylko kontrapunkt i nie zastępuje prawidłowej argumentacji. Graham's Hierarchy to protip.

Nie potrafią dać dobrego przykładu że poza tym co przez państwo kontrolowane też da się żyć i też tam jest życie
Czarny rynek to też protip.
 
261
216
Nie ma niebłędnej formy oskarżania o hipokryzję. Jeśli to nie jest błędne, to tylko kontrapunkt i nie zastępuje prawidłowej argumentacji. Graham's Hierarchy to protip.


Czarny rynek to też protip.
Tylko ilu libertarian chce działać i działa sposób kontrekonomiczny? Jak wielu jest w stanie przeżyć bez usług i dóbr kontrolowanych jak i finansowanych przez państwo? Tym bardziej że za taką działalność bezpieka każe surowo. Jak wielu libtarian nadal wiąże nadzieję z polityką?. Dlatego trzeba dążyć do maksymalnego osłabienia państwa jak i samemu się organizować by w razie czego przed atakiem bezpieki się obronić.
 

kompowiec

freetard
2 567
2 622
Tylko ilu libertarian chce działać i działa sposób kontrekonomiczny? Jak wielu jest w stanie przeżyć bez usług i dóbr kontrolowanych jak i finansowanych przez państwo?
Dlaczego to muszą być libertarianie? Czarny rynek działa agorystycznie, nie zwracając uwagi specjalnie na nielegalność procederu, np. Fryzjerzy którzy umawiali się z klientami w domu przez koronaświrusa.

Jeśli coś jest przeszkodą w konsumpcji dóbr to producenci będą starać się usunąć tą przeszkodę.
 
Ostatnia edycja:
261
216
Dlaczego to muszą być libertarianie? Czarny rynek działa agorystycznie, nie zwracając uwagi specjalnie na nielegalność procederu, np. Fryzjerzy którzy umawiali się z klientami w domu przez koronaświrusa.

Jeśli coś jest przeszkodą w konsumpcji dóbr to producenci będą starać się usunąć tą przeszkodę.
Ale jak ludzie mają świadomość że za wszelkie "przestępstwo bez ofiar" bezpieka solidnie da człowiekowi popalić to niestety ludzie do działalności kontrekonomicznej są zniechęceni. Zostaje na razie tylko konspiracja ale ciężko jest tak działać. Dlatego większość wybiera biały rynek współtworząc część tego systemu jak i próby jego reformy
 

kompowiec

freetard
2 567
2 622
Reformy to placebo. Zreszta od zawsze tak bylo, tym ktorym zalezy beda wolni w konspirze a plebs bedzie bral to co jest. Jak chociazby cenzura neta. Od biedy wszystko przepchasz in-band i jej unikniesz a plebs bedzie ogladal strony w ktorych nie mozna wybrac samemu tresci, tylko podsuwa mu go algorytm. Problemem jest jedynie to ze w wiekszosci wypadkow bedzie to dzialanie fragmentaryczne. Zeby byc gazda to nie wiem, musialbys sie na wies przeprowadzic i robic na swoje gospodarstwo. Istnieje pewien prog ktorego potem nie udzwidniesz w kwestii autonomii np. dzisiaj malo komu chcialoby sie produkowac jedzenie samemu w innym celu niz hobby - na pewno nie dla przetrwania. No i obecna specjalizacja po prostu sprawia ze bycie czlowiekiem renesansu zwyczajnie sie nie oplaca. To nie 18 wiek gdzie wowczas mogles znac cala wiedze ludzkosci.
 
261
216
Reformy to placebo. Zreszta od zawsze tak bylo, tym ktorym zalezy beda wolni w konspirze a plebs bedzie bral to co jest. Jak chociazby cenzura neta. Od biedy wszystko przepchasz in-band i jej unikniesz a plebs bedzie ogladal strony w ktorych nie mozna wybrac samemu tresci, tylko podsuwa mu go algorytm. Problemem jest jedynie to ze w wiekszosci wypadkow bedzie to dzialanie fragmentaryczne. Zeby byc gazda to nie wiem, musialbys sie na wies przeprowadzic i robic na swoje gospodarstwo. Istnieje pewien prog ktorego potem nie udzwidniesz w kwestii autonomii np. dzisiaj malo komu chcialoby sie produkowac jedzenie samemu w innym celu niz hobby - na pewno nie dla przetrwania. No i obecna specjalizacja po prostu sprawia ze bycie czlowiekiem renesansu zwyczajnie sie nie oplaca. To nie 18 wiek gdzie wowczas mogles znac cala wiedze ludzkosci.
Ty tu mówisz o działaniu stricte indywidualnym - autarchistycznym. Następnym krokiem ma być cała społeczność oparta na podziale pracy która zapewni ci za opłatą jedzenie, leki czy nawet obronę przed agresją państwa (ostatnim krokiem mają być agorystyczne PAO). Żeby się tak stało potrzeba jednak stosunkowo wielu ludzi zaangażowanych w tę sprawę.
Ale w praktyce o to ciężko bo:
1. Ludzie nadal myślą że państwo może, ma obowiązek i rzeczywiście zapewni usługi produkty finansowane z ich podatków. Nie czują potrzeby aby to wszystko załatwić na swoją rękę.
2. Za tym idą również etatystyczne poglądy. Np. do tej pory ludzie Hajcie wypominają że rzekomo nielegalnie handlował fajami.
3 W społeczeństwie opanowanym przez etatyzm żyje się jednak dość wygodnie i prosto. Jest to łatwiejsze niż budowa społeczności od zera.
4 Poczucie zagrożenia ze strony państwa.
I pewnie kilka innych powodów.

W rzeczywistości sprawa agorystyczna najlepiej rozwinięta jest w krajach trzeciego świata gdzie władza jest skompromitowana i stosunkowo niegroźna.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

7 maja 2022 Filozofia polityki
Autor: Bill Kauffman
Źródło: libertarianism.org
Tłumaczenie: Tomasz Kłosiński
Wersja PDF
„Małe jest piękne”, oświadczył ekonomista E. F. Schumacher w swojej książce z 1973 roku o tym samym tytule – epigram ten zawiera w sobie ducha decentralizmu. Jest pewien poetycki walor w decentralizmie, jako zakorzenionym w miłości do tego, co konkretne. Brytyjski pisarz G. K. Chesterton w swojej powieści o lokalnym patriotyzmie, Napoleon z Notting Hill, zauważył, że prawdziwy patriota „nigdy i w żadnych okolicznościach nie chełpi się wielkością swojego kraju, ale zawsze i z konieczności chełpi się jego małością”.
Decentralista wierzy, że władza polityczna (oraz, w niektórych, ale nie wszystkich przypadkach, bogactwo) powinna być szeroko rozproszona. Uważa on, że skoncentrowana władza jest zmorą wolności, – jej oddalenie izoluje sprawującego władzę od obywatela, lub być może trafniej, od poddanego. Jak ostrzegał najbardziej literacki ze współczesnych decentralistów, poeta-rolnik z Kentucky, Wendell Berry: „Wszędzie, każdego dnia, lokalne życie jest zakłócane, przerywane, zagrożone lub niszczone przez potężnych ludzi, którzy żyją, lub mają przywilej myśleć, że żyją, poza złymi skutkami swojej złej pracy”. Decentraliści podaliby jako konkretne przykłady federalną politykę wymagającą od miast, aby dzieci jeździły autobusami do szkół poza ich dzielnicami, co praktycznie zniszczyło spójne enklawy etniczne w amerykańskich miastach; lokalizację publicznych projektów mieszkaniowych i zakładów utylizacji odpadów nuklearnych przy sprzeciwie mieszkańców dotkniętych obszarów; a także wyniszczające skutki interwencjonistycznej polityki zagranicznej, która wysyła młodych mężczyzn (a teraz także kobiety) to tu, to tam, z dala od ich rodzinnych stron.
Od samego początku amerykańska debata polityczna toczyła się między zwolennikami silnego państwa centralnego a zwolennikami decentralizmu. Chociaż James Madison, używając pseudonimu Publius, zapewniał czytelników w „Federaliście” nr 45, że „uprawnienia przekazane przez proponowaną Konstytucję rządowi federalnemu są nieliczne i określone”, „antyfederaliści”, którzy sprzeciwiali się ratyfikacji, widzieli w pakcie filadelfijskim rusztowanie dla imperium. Rząd republikański „nadaje się tylko do małego i zwartego terytorium” – argumentował delegat Konwencji Konstytucyjnej z Maryland Luther Martin. W ramach jednolitego rządu rozciągniętego na dużym terytorium obywatele mieliby niewielką możliwość poznania tych, których mogliby wybrać; prawodawcy rządziliby nie znając lokalnych warunków, a tyrania byłaby konieczna do egzekwowania ich praw. Ten argument przewijał się przez całą amerykańską historię: czy wolność, własność i integralność małych miejscowości są najlepiej chronione przez lokalny rząd, czy przez władzę krajową (lub, coraz częściej w dobie globalizacji, międzynarodową)?
W polityce amerykańskiej spór ten jest często określany skrótowo jako debata między Jeffersonem a Hamiltonem. Chociaż administracja prezydencka Thomasa Jeffersona czasami przekraczała konstytucyjne granice (np. w przypadku zakupu Luizjany) i chociaż był on zasadniczo neutralny w kwestii ratyfikacji Konstytucji, uważa się go za ojca założyciela amerykańskiego decentralizmu. Szkicując swój ideał w liście z Monticello w 1824 roku, Jefferson pisał, że nawet hrabstwo jest zbyt rozległym okręgiem, by nadać sens obywatelstwu; opowiadał się za stworzeniem mniejszych „okręgów”. Według Jeffersona:
Każdy okręg wyborczy byłby w ten sposób małą republiką w sobie, a każdy człowiek w państwie stałby się w ten sposób działającym członkiem wspólnego rządu, osobiście wykonującym znaczną część jego praw i obowiązków, co prawda podrzędnych, ale ważnych i leżących całkowicie w jego kompetencjach. Rozum ludzki nie jest w stanie stworzyć solidniejszej podstawy dla wolnej, trwałej i dobrze zarządzanej republiki.
Rozum ludzki, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, miał inne plany. Siła dośrodkowa trzech wielkich wojen – wojny secesyjnej i dwóch wojen światowych – skonsolidowała nadzwyczajną władzę w rządzie narodowym; decentraliści zostali zdegradowani do politycznego marginesu, ponieważ, jak ostrzegał lewicowy historyk Arthur Schlesinger, Jr. w swoim manifeście zimnowojennego liberalizmu, The Vital Center (1949), „można snuć dystrybucjonistyczne marzenie o decentralizacji”, ale „nie można uciec od nauki i technologii w świat spokojnych marzeń. Państwo i fabryka są nieubłagane: źli ludzie będą nimi kierować, jeśli dobrzy porzucą ten obowiązek”.
Zwolennicy dystrybucjonizmu, których Schlesinger odrzuca jako naiwnych marzycieli, byli najbardziej wyrazistymi decentralistami w latach 1930-1950. Czerpiąc inspirację z katolickiej nauki społecznej oraz z takich postaci jak G. K. Chesterton i Dorothy Day, założycielki anarchistycznego Catholic Worker Movement (Katolicki Ruch Robotniczy), dystrybucjoniści promowali katolicką zasadę subsydiarności. Oznacza to, że zarządzanie sprawami powinno zostać przeniesione na najniższy możliwy poziom społeczny – jednostkę, rodzinę, blok, wioskę, a tylko w najrzadszych przypadkach na rząd krajowy. W 1936 roku amerykańscy dystrybucjoniści, w porozumieniu z agrarystycznymi i libertariańskimi sojusznikami, opublikowali szeroko reklamowaną książkę programową Who Owns America? A New Declaration of Independence. Przewodnik ten jednak miał niewielki praktyczny wpływ na dryf w kierunku centralizacji.
W amerykańskiej polityce po II wojnie światowej wątki decentralistyczne można znaleźć w tak różnych grupach jak Nowa Lewica (zwłaszcza Paul Goodman, Carl Oglesby i Karl Hess), libertarianie, Zieloni (zob. encyklopedyczną książkę Kirkpatricka Sale’a Human Scale), lewicowe skrzydło Partii Demokratycznej (były gubernator Kalifornii i burmistrz Oakland Jerry Brown), intelektualiści rolniczego Południa (Thomas J. Fleming, Clyde Wilson i Donald Livingston), a także takie postaci Partii Republikańskiej jak senator Robert Taft z Ohio i senator stanowy z Vermont John McClaughry.
W 1975 roku Ronald Reagan oświadczył, w słowach napisanych przez McClaughry’ego,
Wzywam do zakończenia gigantyzmu i do powrotu do ludzkiej skali – skali, którą istoty ludzkie mogą zrozumieć i z którą mogą sobie poradzić (…) W rządzeniu ludzką skalą jest rada miejska, rada gminy, burmistrz dzielnicy. To właśnie ta działalność na małą ludzką skalę tworzy tkankę wspólnoty, ramy dla budowania dostatku i wolności.
Choć administracja Reagana rzadko realizowała tę wizję – wprowadzając federalny wiek uprawniający do picia alkoholu na poziomie 21 lat i wysyłając jednostki stanowej Gwardii Narodowej do Ameryki Środkowej wbrew sprzeciwom gubernatorów – w ostatnich latach nastąpiło ożywienie myśli decentralistycznej. Pozimnowojenne rozszczepienie przerośniętych państw jest realizacją wezwania Leopolda Kohra zawartego w książce The Breakdown of Nations (1978): „Zamiast unii, wprowadźmy dezunię. Zamiast łączyć małe, rozczłonkujmy duże. Zamiast tworzyć coraz mniej i coraz większe państwa, twórzmy coraz więcej i coraz mniejsze”.
Decentralizm jest siłą napędową ruchów secesyjnych z początku XXI wieku w Quebecu, Szkocji, północnych Włoszech i innych krajach, jak również propozycji podziału takich amerykańskich stanów jak Kalifornia, Nowy Jork, a nawet Kansas na dwa lub więcej stanów. Rosyjski powieściopisarz, laureat Nagrody Nobla, Aleksandr Sołżenicyn, w książce Odbudowa Rosji (1991) lirycznie apelował o „demokrację małych obszarów”, choć w dużej mierze został zignorowany. W latach 90. w różnych kręgach społecznych, choć jeszcze nie prawniczych, ponownie zaczęto kłaść nacisk na 10. poprawkę do Konstytucji USA, która stanowi, że „Uprawnienia, których konstytucja nie powierzyła Stanom Zjednoczonym ani nie wyłączyła z właściwości poszczególnych stanów, przysługują nadal poszczególnym stanom bądź ludowi”.
Decentraliści podkreślają, że miłość do tego, co lokalne i partykularne, nie musi wykluczać miłości do tego, co narodowe, a nawet uniwersalne. W swoim eseju pt. Provincialism (Prowincjonalizm), filozof z początku XX wieku Josiah Royce podkreślał, że „tendencja do narodowej jedności i tendencja do lokalnej niezależności ducha powinny wzrastać razem”. Kultura narodowa Stanów Zjednoczonych miała być sumą tysięcy odrębnych i żywych kultur lokalnych. (Nie należy lekceważyć kulturowych implikacji scentralizowanego rządu: dwa wielkie rozkwity amerykańskiej literatury, w latach pięćdziesiątych i dwudziestych XIX wieku, przypadły na epoki „słabych” prezydentów i stosunkowo biernego rządu narodowego.)
Jak wyraził się malarz z Iowa, Grant Wood, „kiedy różne regiony rozwiną swoje własne cechy, wejdą ze sobą w konkurencję, a z tej konkurencji wyrośnie bogata kultura amerykańska”.
Decentraliści polityczni rozszerzyliby tę samą zasadę na rządzenie: pozwólmy każdej wspólnocie na uchwalanie praw dostosowanych do lokalnych warunków, niech San Francisco będzie San Francisco, a Utah niech będzie Utah. Albo, jak powiedział sędzia Sądu Najwyższego Louis Brandeis: „Stany Zjednoczone powinny powrócić do idei federacji, pozwalając każdemu ze stanów kształtować swoją politykę i rozwijać się. Na przykład w Alabamie jest wystarczająco dużo dobrych ludzi, by uczynić z Alabamy dobry stan”.
Krytycy decentralizmu oponują. Wskazują na liczne przypadki, w których władza lokalna była sprawowana nierozważnie, a nawet represyjnie, przede wszystkim na prawa Jima Crowa i sankcjonowaną przez państwo segregację w stanach głębokiego Południa. Rząd federalny, poprzez Ustawę o prawach obywatelskich (Civil Rights Act) z 1964 roku oraz Ustawę o prawie do głosowania (Voting Rights Act) z 1965 roku, zabezpieczył podstawowe prawa amerykańskich czarnych – choć decentraliści odpowiedzieliby, że ten sam rząd wysyłał tych samych młodych czarnych mężczyzn z Południa na drugą stronę świata, by walczyli i umierali w Wietnamie. Państwo centralne daje – państwo centralne odbiera[1].
Katolicki Ruch Robotniczy Dorothy Day, który czerpał z chrześcijaństwa lekcje lokalizmu i anarchizmu, twierdził, że wielkość „jest nie tylko bezosobowa, ale także sprawia, że odpowiedzialność, a co za tym idzie, efektywne forum polityczne dla zadośćuczynienia za doznane krzywdy, jest prawie niemożliwe”. Jeśli rada mojego miasta uchwali rozporządzenie, które uważam za niemądre lub uciążliwe, mogę się o to upomnieć, twarzą w twarz, z mężczyznami i kobietami, którzy są moimi sąsiadami. Jeśli rząd federalny uchwali prawo, któremu się sprzeciwiam, mogę zrobić niewiele więcej niż napisać list do urzędnika federalnego, który odpowie mi wygenerowaną komputerowo odpowiedzią, lub mogę oddać głos w następnych wyborach federalnych: są to działania bezosobowe i prawdopodobnie daremne.
Destrukcyjny, odpychający efekt centralizacji został świetnie uchwycony przez powieściopisarza Normana Mailera, który w swojej kampanii na burmistrza Nowego Jorku w 1969 roku zaproponował, aby miasto stało się niezależnym stanem i aby ten nowy stan przekazał całą władzę polityczną na poziom dzielnic. Mailer napisał:
Nasza władza została przekazana władzy federalnej. Oczekujemy, że nasze rozwiązania ekonomiczne, nasze miejsca zamieszkania, ba, nawet nasze rozrywki, będą pochodzić od tej odległej abstrakcyjnej władzy, odległej jak drugi koniec telewizyjnego kabla. Jesteśmy jak wychowankowie w przytułku dla sierot. Kształtowanie stylu naszego życia jest od nas odsunięte – płacimy za ogromne przygody militarne i eksperymenty społeczne tak bardzo oderwane od naszej bezpośredniej kontroli, że (…) nasze warunki są bezduszne. Czekamy na abstrakcyjne, bezosobowe siły, które nas uratują, gardzimy abstrakcyjnością tych sił, brzydzimy się sobą za własną apatię.
Od Thomasa Jeffersona do Normana Mailera, twarze się zmieniają, style również, ale decentraliści wciąż trwają.

Dalsza lektura

Herbert Agar, Allen Tate (red.), Who Owns America? A New Declaration of Independence, ISI Books, Wilmington 1999 [1936].
Wendell Berry, Home Economics, North Point Press, San Francisco 1987.
Frank Bryan, John McClaughry, The Vermont Papers, Chelsea Green, Colchester 1989.
G. K. Chesterton, The Napoleon of Notting Hill, Dover, Mineola 1991 [1904].
Donald Davidson, The Attack on Leviathan, University of North Carolina Press, Chapel Hill 1938.
Karl Hess, Dear America, Morrow, New York 1975.
Thomas Jefferson, Writings, Viking, New York 1984.
Norman Mailer, “An Instrument for the City”, Existential Errands, Boston: Little, Brown, 1972.
Thomas Naylor, William H. Willimon, Downsizing the U.S.A, Eerdmans, Grand Rapids 1997.
[1] Parafraza cytatu z Księgi Hioba (Hi 1:21): „Bóg dał, Bóg wziął” (przyp. tłum.).
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
Pytanie na ile współcześni ludzie (libtarianie i nie tylko) są w stanie ograniczyć swoją interakcję z przejawami państwowości do minimum i żyć tak jakby państwa nie było? Chyba jedynie prepersi i inni survivalowcy są najlepiej do tego przygotowani.
Też dlatego dla niektórych idee libertariańskie są niewiarygodne bo sami libtarianie nie potrafią w zgodzie z nimi żyć. Nie potrafią dać dobrego przykładu że poza tym co przez państwo kontrolowane też da się żyć i też tam jest życie.
Mnie zawsze zadziwia, jak Korwin mówi otwarcie, że bierze socjale, 500+ itd i zachęca by brać socjal, a liby na forach argumentują, że to dlatego, że przecież płacą podatki.
Nie rozumiem, czym to sie różni od argumentacji pierwszego lepszego lewaka - też powie, żebyś bral socjal, bo płacisz podatki.
Czy nie powinno to byc tak, żeby chociaż ludzie medialni jak Korwin dali jakis nawet minimalny, symboliczny przyklad?
A tak wszystko ludziom kojarzy sie tylko z pustym gadaniem, nie widzą w tym sensu, i slusznie skoro w calej Polsce bys nie znalazl jednego faktycznego liba.
Edit: Formalnie jest różnica w interpretacji, czy w motywacji do placenia- JKM bierze kase bo musi płacic podatki, a lewak płaci podatki po to, aby mógł brać kase. Ale w praktyce ta różnica jest nieuchwytna, szczególnie dla normików i innych postronnych którzy pytają o libertarianizm.
 
Ostatnia edycja:

kompowiec

freetard
2 567
2 622
Ale w praktyce ta różnica jest nieuchwytna, szczególnie dla normików i innych postronnych którzy pytają o libertarianizm.
Jest to problem nierozwiązywalny w 100% (dlaczego). Przykładowo, stallman który stara się nie być hipokrytą, odmawia używania niewolnych rzeczy, ale osoby które w tym nie siedzą, nie rozumieją dlaczego istnieją pewne wyjątki od tej reguły bądź jakie są kryteria. Osoby które widzą świat w dychotomicznych barwach, mają więc tani trik. Na przykład próbowali oskarżyć go o hipokryzję, ponieważ odrzucają Debiana jako wolną dystrybucję (z powodów, gdyby tylko je przeczytali, zrozumieliby jak bardzo ich ten "argument" upokarza i ośmiesza, bo wbrew pozorom wynikałoby z tego że są mniej restrykcyjni od ryszarda).
Czy nie powinno to byc tak, żeby chociaż ludzie medialni jak Korwin dali jakis nawet minimalny, symboliczny przyklad?
Oczywiście że tak, ale zgadnij - nie opłaca się. A tym się właśnie kieruje kapitalizm, prawda? Poł żartem pół serio, ale problem z libertarianizmem jest to samo od lat - brak wewnętrznej spójności, która zawsze powoduje rozpad. Jeśli ruch będzie ze sobą wewnętrznie skłócony o ciągłe interpretowanie faktów, zamiast przywoływać wyłącznie fakty i postawić na jeden obiektywny model - złotą regułę etyczną - nic nie osiągniemy. Każda próba libków rozbija się dokładnie w momencie gdy wkracza realna polityka, przez co nigdy nie osiągnie celu jakim jest bycie etyką stosowaną.
 

Frosty2

Gdzie się kończy normalne, a zaczyna nienormalne?
383
220
Decentralizacja jest obecnie możliwa tylko w internecie. W realu decentralizacja jest nie możliwa, są miejsca gdzie nikt nie chce mieszkać, brak dróg, brak pracy, brak dojazdu.
 

Frosty2

Gdzie się kończy normalne, a zaczyna nienormalne?
383
220
Mnie zawsze zadziwia, jak Korwin mówi otwarcie, że bierze socjale, 500+ itd i zachęca by brać socjal, a liby na forach argumentują, że to dlatego, że przecież płacą podatki.
Nie rozumiem, czym to sie różni od argumentacji pierwszego lepszego lewaka - też powie, żebyś bral socjal, bo płacisz podatki.
Czy nie powinno to byc tak, żeby chociaż ludzie medialni jak Korwin dali jakis nawet minimalny, symboliczny przyklad?
A tak wszystko ludziom kojarzy sie tylko z pustym gadaniem, nie widzą w tym sensu, i slusznie skoro w calej Polsce bys nie znalazl jednego faktycznego liba.
Edit: Formalnie jest różnica w interpretacji, czy w motywacji do placenia- JKM bierze kase bo musi płacic podatki, a lewak płaci podatki po to, aby mógł brać kase. Ale w praktyce ta różnica jest nieuchwytna, szczególnie dla normików i innych postronnych którzy pytają o libertarianizm.
JKM to ruska onuca
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
To nieważne , mnie chodzi o to, czy wolnosciowcy mogą być wiarygodni w oczach normalsów przez życie wg wlasnych zasad, jkm to tylko.przyklad, najbardziej chyba w Polsce znany. Czy jest onucą i czy ma szanse rządzić to nie na temat imo
 
Ostatnia edycja:

kompowiec

freetard
2 567
2 622
Decentralizacja jest obecnie możliwa tylko w internecie. W realu decentralizacja jest nie możliwa, są miejsca gdzie nikt nie chce mieszkać, brak dróg, brak pracy, brak dojazdu.
Zapominasz o ISP. Są punktem centralizacyjnym internetu. Bez amateur radio nie ma prawa być pełnej decentralizacji. Wystarczy że rząd wyłączy nadajniki w trakcie protestów na przykład i jesteś w dupie.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
Zapominasz o ISP. Są punktem centralizacyjnym internetu. Bez amateur radio nie ma prawa być pełnej decentralizacji. Wystarczy że rząd wyłączy nadajniki w trakcie protestów na przykład i jesteś w dupie.
Zostaje jeszcze cos jak Starlink i sytuacja Ukrainy pokazuje, że to dziala, ale muszą stanieć, aby to miaĺo znaczenie
Edit: Z drugiej strony nie wiem, czy Musk po prostu nie bedzie blokował na żądanie, jesli Starlinki by sie stały.popularne. Na razie tego nie robią, bo to usluga niszowa. Ale ogólnie internet satelitarny to ciekawa opcja, bo potencjalnie ma moc obejscia cenzury na calej Ziemii. Można by go dostarczac np północnym koreanczykom, o ile dporowadzi sie jakos do miniaturyzacji terminala i zmniejszy lub zakamufluje jego ślad elektromagnetyczny
 
Ostatnia edycja:

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
Decentralizacja jest obecnie możliwa tylko w internecie. W realu decentralizacja jest nie możliwa, są miejsca gdzie nikt nie chce mieszkać, brak dróg, brak pracy, brak dojazdu.
Jest niemożliwa obecnie, w przyszłości będzie jak najbardziej możliwa, kiedy szybkość przemieszczania będzie większa.
 
Do góry Bottom