MaxStirner
Well-Known Member
- 2 781
- 4 723
Rzadko dyskutuje na tematy polityczne bo mnie to nudzi ale ostatnio w ROTFLach sie pojawił podobny wpis no i chciałem sie spytać jak definiować komucha skoro ten żyje jak burżuj, i właściwie spełnia raczej role clowna niż ideologa partyjnego. Dla mnie to raczej koniunkturalista który by sie dobrze ustawił w każdym systemie - poza tym jest inteligentny i ma w cholere dystansu do wszystkiego, więć w Akp czy gdziekolwiek dałby se rade tak samo jak w komunie. Czy on jest komuchem albo czy można mówić że jest BYŁYM komuchem - czy w ogóle może istnieć taka kategoria?
Moje ulubione
Zazwyczaj tak od wielkiego dzwonu obejrzałem sobie coś ale teraz zapuściłem playliste i od dobrej godziny oglądam jak leci. Uśmiałem sie. W ogóle zajrzałem na bloga a tam taki wpis:
Btw słyszałem wywiad w którym opisywał rok 89 i wybory w których kandydował - powiedział coś w stylu:
Fakt, że przegrałem wybory był naturalny, zabolało mnie tylko to, że przegrałem nawet na placówkach dyplomatycznych w których siedzieli tylko starzy ubecy na zesłaniu - po 10, 15 osób jak w Mongoli i Korei Płn, nawet tam przegrałem - ale gdy to mówił pękał ze śmiechu, nie z jakieś tam "nostalgii" czy jak to nazwać
Komunizmu ja tam nie widze za grosz, a wy?
Jego filmiki nie są jakoś bardzo śmieszne ale trzeba przyznac że rekwizyty i aranżacje są na niezłym poziomie
Moje ulubione
Zazwyczaj tak od wielkiego dzwonu obejrzałem sobie coś ale teraz zapuściłem playliste i od dobrej godziny oglądam jak leci. Uśmiałem sie. W ogóle zajrzałem na bloga a tam taki wpis:
Jestem tu na dużej europejskiej wyspie, której nazwa jest mniej znana niż imię jednego urodzonego tu tubylca: lotnisko Bonaparte, fryzjer Napoleon, plac Bonaparte, smażalnia Napoleon. W hoteliku sami Francuzi kontynentalni. Wszyscy czarni, większość od słońca, niektórzy od urodzenia. Żadnych nigdy Niemców, Rosjan, Polaków. Z tubylców pracują tu tylko sprzątaczki i dwa, owszem czarne, ptaszydła. Stoją na pobliskiej skale i patrzą w wodę. Przez 4 lata, jak tu bywamy, nie widziałem, żeby coś złowiły. Wczoraj pracował tylko samiec, żona miała migrenę.
Niektóre Francuzki, dwie stare, jedna młoda, co wieczór filmują zachód słońca. Zawsze te same, zawsze taki sam. Ale widocznie zimą szukać będą różnic. Jeden Francuz w sile wieku ma inne hobby. Co chwila zagląda sobie w majtki lub szorty, sprawdza, czy mu przyrodzenie nie odpadło.
Telewizor mówi w niezrozumiałych językach po francusku, włosku, angielsku, niemiecku i rosyjsku. W dniu eurowzięcia Tuska jego nazwisko nie padło w żadnym języku. To nadal czysto polski celebryta. O Ukrainie wspomina Moskwa.
Wyspa niedostępną jest klasie średniej. Tak jakby w obu portach – lotniczym i morskim – stała kontrola skarbowa i sprawdzała konta bankowe. Wpuszczają tu tylko bogatych i biednych. Pierwsi mieszkają w zacisznych hotelikach lub wynajętych willach. Drudzy – na kempingach. Nie stykają się ze sobą, dzielą ich dziesiątki kilometrów, góry i ceny.
Nasz hotel mieści do 50 gości, wyłącznie stałych. Wiedzą tu już od lat, że Daniszewska o piątej pije herbatę, homara posypuje czosnkiem, po śniadaniu pyskuje i ma przechowywaną koło plaży rurę do pływania ze sztucznej gąbki. 25 pokoi lub apartamentów rozciągnięte jest wzdłuż plaży na ponad 100 m. Są to dwie stare, zmodernizowane wille połączone pawilonami stojącymi pod różnymi kątami do siebie. Na jednym krańcu jest basen otwarty, na drugim kryty. Węża tego łączy amfilada salonów i korytarz. Hotelowa plaża ciągnie się na kilometr piasku. Odgradzają ją skały i zasieki. Goście polegują skupieni po 10 m od siebie. Reszta plaży służy do spacerów, na ogół boso. My z Daniszewską zajmujemy 2 połączone pokoje, 2 łazienki, 2 garderoby i jeden taras 30 mkw. Na nim dwie kanapy, fotele, stół. Do morza 5 schodów i 3 metry plaży. Komfort bez ostentacji.
Posiłki podawane są na górnym tarasie. Zarządza nim małżeństwo pedałów w średnim wieku. Przychodzących gości całują, nawet kobiety.
Do kolacji samców obowiązują koszule z długim rękawem, a elegantów ciemne marynarki. Kobiety przybywają w pełnym makijażu, letniej biżuterii i sukniach koktajlowych lub wizytowych z pewnym ukłonem wobec kraju i barw plażowych. Szpilki. Strój kobiecy obowiązuje od 15 lat. Prawie nie chodzą dwie staruszki. Wtacza je na nogach liczna, nadskakująca im rodzina. Widocznie to one mają pieniądze i nie sporządziły jeszcze testamentu lub mogą go zmienić.
Na początek żre się ostrygi, sałaty, przegrzebki i podobne barachło, zamawia się wino stosowne do kieszeni. Potem kelnerzy obnoszą tace z żywymi rybami i miski z wesołymi jeszcze ho-marami, a burżuazja palcem wskazującym skazuje je na śmierć. Potem do koniaku są sery, owoce, sorbety, ale bachory, od urodzenia czarne, żrą wielkie melby, żeby wyrosnąć na grube Murzynki. Nie mówię tu o chłopcach.
Wszystko to dzieje się w zatoce, której brzegi ciągną się dziesiątki kilometrów. Tu i ówdzie stoją wille prawdziwie bogatych i sławnych. Moi współtowarzysze hotelowej niewoli łączą punkty na horyzoncie z nazwiskami. Po zmierzchu prawdziwie bogaci odrywają się od morza w górę swoimi hydroplanami lub hydrohelikopterami. Ku milczącej zawiści zwykłej burżuazji odlatują do Nicei, Cannes lub Monte Carlo na te same co u nas ostrygi.
Tę relację z urlopu przekazuję do druku ku zgorszeniu towarzyszki Wołk-Łaniewskiej i zbudowaniu Czytelników. Niech wiedzą, na co wydają pieniądze, kupując „NIE” ze swoich marnych emeryturek.
Niektóre Francuzki, dwie stare, jedna młoda, co wieczór filmują zachód słońca. Zawsze te same, zawsze taki sam. Ale widocznie zimą szukać będą różnic. Jeden Francuz w sile wieku ma inne hobby. Co chwila zagląda sobie w majtki lub szorty, sprawdza, czy mu przyrodzenie nie odpadło.
Telewizor mówi w niezrozumiałych językach po francusku, włosku, angielsku, niemiecku i rosyjsku. W dniu eurowzięcia Tuska jego nazwisko nie padło w żadnym języku. To nadal czysto polski celebryta. O Ukrainie wspomina Moskwa.
Wyspa niedostępną jest klasie średniej. Tak jakby w obu portach – lotniczym i morskim – stała kontrola skarbowa i sprawdzała konta bankowe. Wpuszczają tu tylko bogatych i biednych. Pierwsi mieszkają w zacisznych hotelikach lub wynajętych willach. Drudzy – na kempingach. Nie stykają się ze sobą, dzielą ich dziesiątki kilometrów, góry i ceny.
Nasz hotel mieści do 50 gości, wyłącznie stałych. Wiedzą tu już od lat, że Daniszewska o piątej pije herbatę, homara posypuje czosnkiem, po śniadaniu pyskuje i ma przechowywaną koło plaży rurę do pływania ze sztucznej gąbki. 25 pokoi lub apartamentów rozciągnięte jest wzdłuż plaży na ponad 100 m. Są to dwie stare, zmodernizowane wille połączone pawilonami stojącymi pod różnymi kątami do siebie. Na jednym krańcu jest basen otwarty, na drugim kryty. Węża tego łączy amfilada salonów i korytarz. Hotelowa plaża ciągnie się na kilometr piasku. Odgradzają ją skały i zasieki. Goście polegują skupieni po 10 m od siebie. Reszta plaży służy do spacerów, na ogół boso. My z Daniszewską zajmujemy 2 połączone pokoje, 2 łazienki, 2 garderoby i jeden taras 30 mkw. Na nim dwie kanapy, fotele, stół. Do morza 5 schodów i 3 metry plaży. Komfort bez ostentacji.
Posiłki podawane są na górnym tarasie. Zarządza nim małżeństwo pedałów w średnim wieku. Przychodzących gości całują, nawet kobiety.
Do kolacji samców obowiązują koszule z długim rękawem, a elegantów ciemne marynarki. Kobiety przybywają w pełnym makijażu, letniej biżuterii i sukniach koktajlowych lub wizytowych z pewnym ukłonem wobec kraju i barw plażowych. Szpilki. Strój kobiecy obowiązuje od 15 lat. Prawie nie chodzą dwie staruszki. Wtacza je na nogach liczna, nadskakująca im rodzina. Widocznie to one mają pieniądze i nie sporządziły jeszcze testamentu lub mogą go zmienić.
Na początek żre się ostrygi, sałaty, przegrzebki i podobne barachło, zamawia się wino stosowne do kieszeni. Potem kelnerzy obnoszą tace z żywymi rybami i miski z wesołymi jeszcze ho-marami, a burżuazja palcem wskazującym skazuje je na śmierć. Potem do koniaku są sery, owoce, sorbety, ale bachory, od urodzenia czarne, żrą wielkie melby, żeby wyrosnąć na grube Murzynki. Nie mówię tu o chłopcach.
Wszystko to dzieje się w zatoce, której brzegi ciągną się dziesiątki kilometrów. Tu i ówdzie stoją wille prawdziwie bogatych i sławnych. Moi współtowarzysze hotelowej niewoli łączą punkty na horyzoncie z nazwiskami. Po zmierzchu prawdziwie bogaci odrywają się od morza w górę swoimi hydroplanami lub hydrohelikopterami. Ku milczącej zawiści zwykłej burżuazji odlatują do Nicei, Cannes lub Monte Carlo na te same co u nas ostrygi.
Tę relację z urlopu przekazuję do druku ku zgorszeniu towarzyszki Wołk-Łaniewskiej i zbudowaniu Czytelników. Niech wiedzą, na co wydają pieniądze, kupując „NIE” ze swoich marnych emeryturek.
Fakt, że przegrałem wybory był naturalny, zabolało mnie tylko to, że przegrałem nawet na placówkach dyplomatycznych w których siedzieli tylko starzy ubecy na zesłaniu - po 10, 15 osób jak w Mongoli i Korei Płn, nawet tam przegrałem - ale gdy to mówił pękał ze śmiechu, nie z jakieś tam "nostalgii" czy jak to nazwać
No odpowiedź jst prosta - on mnie bawi.A ja chcę, aby lewacy wisieli. Z Urbanem na czele. Nie rozumiem zachwytów nad tą kreaturą.
Komunizmu ja tam nie widze za grosz, a wy?