Czy pomawienie łamie NAP?

Czy pomawienie lamie NAP?


  • Total voters
    14

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 703
7 121
Ostatnio czytam sobie Etyke Wolnosci Rothbarda i zastanawiam sie nad jego akceptacja pomowienia. Wedlug niego pomowienie nie narusza NAP-u. Po za tym wedlug niego zakaz pomowienia jest szczegolnie szkodliwy dla ubogich, bo wedlug niego nie maja oni czasu i kasy aby zaskarzac do sadu szkalujacych ich bogaczy.

Juz wiele lat temu sie nad tym zastanawialem ale nie wyrobilem sobie zdania. Sami libertarianie tez nie sa tu zgodni.

Wyobrazmy sobie np. ze Agora albo TVN rozglasza wszedzie, ze Amel zabil swoja matke, Gazda okradl babke, Pampalini to pedal, a libertarianin.tom to fan Ho Shiminha. Wszystkie te info to klamstwa, ale przy braku prawa do wytoczenia procesu o znieslawienie i zmuszenia do publikacji sprostowania wszystkie te osoby moga zostac np. wyrzucone z pracy, stracic partnerow i klientow, etc. Biedakowi latwiej pozwac do sadu klamce, niz zbudowac sobie wlasne medialne imperium wcelu publikacji swoich wytlumaczen, ze jest sie niewinnym.

Z drugiej strony zakaz pomawiania moze doprowadzic do kuriozalnych sytuacji, w ktorych ktos nazwie kogos debilem, a potem ta osoba pozwie cie do sadu i przedstawi dowod w sadzie, ze ma iq140 i karze ci sprostowac twoja wypowiedz.

Wiec jakby mozna oddzielic prawo do wyrazania opinii/obrazania od braku prawa do pomawiania? Chyba sie nie da...

Jakie sa wasze sugestie?

P.S. Ciekawa jest sprawa Waltera Blocka, ktory zawsze uwazal, ze pomawianie nie narusza NAPa, ale jak NYT napisal klamstwo, ze niby Block nie widzi nic zlego w niewolnictwie to ten pozwal ich do sadu i tlumaczyl sie, ze w sumie to nie powinien, ale NYT to tuba panstwa wiec kazdy chwyt dozwolony aby ich zniszczyc. Ale w akapie to on by nikogo za znieslawienie nie pozywal (tiaa, juz mu wierze...).
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 861
Ciekawa jest sprawa Waltera Blocka, ktory zawsze uwazsl, ze pomawianie nie narusza NAPa, ale jak NYT napisal klamstwo, ze niby Block nie widzi nic zlego w niewolnictwie to ten pozwal ich do sadu i tlumaczyl sie, ze w sumie to nie powinien, ale NYT to tuba panstwa wiec kazdy chwyt dozwolony aby ich zniszczyc. Ale w akapie to on by nikogo za znieslawienie nie pozywal (tiaa, juz mu wierze...).
Walter Block nie uznaje (podobnie jak ja zresztą) libertarianizmu za "teorię moralną" / etykę, tylko za filozofię społeczną. Według niego (i według mnie) libertarianizm nie odpowiada na pytanie, jak powinienem się zachowywać, tylko na pytanie, jak chciałbym, żeby skonstruowany był system polityczny, a dokładniej - jaka powinna być obowiązująca "teoria kary" (za co powinno się karać, a za co nie). A więc jest to spojrzenie na libertarianizm jak na, dajmy na to, wykładnię prawną dla prywatnego sądu w akapie. Jeśli chcę napisać sobie na szyldzie "sąd libertariański", powinienem wydawać takie i takie wyroki w takich i takich sprawach.

Block często wskazywał, że jest immoralistą, czy wręcz amoralistą.
 
Ostatnia edycja:

Non Serviam

Well-Known Member
834
2 254
Z drugiej strony zakaz pomawiania moze doprowadzic do kuriozalnych sytuacji, w ktorych ktos nazwie kogos debilem, a potem ta osoba pozwie cie do sadu i przedstawi dowod w sadzie, ze ma iq140 i karze ci sprostowac twoja wypowiedz.

Wiec jakby mozna oddzielic prawo do wyrazania opinii/obrazania od braku prawa do pomawiania? Chyba sie nie da...
Jeśli już chce się wprowadzić zakaz pomawiania to ten zakaz imo powinien dotyczyć tylko pomawiania o łamanie NAPu, czyli na przykład:
producent X szcza do swojego produktu - źle - pomawianie o niewywiązanie się z umowy
producent X jest pedałem - ok - bycie pedałem nie łamie napu
producent X jest debilem - ok - jak wyżej
produkt producenta X jest chujowy - ok - to wyrażanie opinii, poza tym produkowanie chujowych nie łamie NAPu
itd.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Ludzie muszą zacząć myśleć i nauczyć się odsiewać dezinformację, a po pierwsze to sobie zdać sprawę z jej istnienia. Jak dla mnie to do sądu to nadaje się tylko sytuacja, gdy została złamana czy niedotrzymana umowa (umowa dostarczania informacji o faktach).

I dlaczego zawsze jako poszkodowanych uważa się tych pomówionych, a już nie tych, co uwierzyli w te pomówienia, i na przykład podjęli na ich podstawie jakieś złe decyzje? Przecież ktoś pomówiony traci tyle, że inni nie chcą wchodzić z nim w dobrowolne umowy. Czyli to jest albo szkoda dla tych obydwu stron, albo nie jest nią w ogóle.

Trzecia sprawa, jak w ogóle traktować niezamówioną informację? Czy można wymagać od kogoś, by nie mówił czegoś, na przykład kłamstw, na swoim własnym, prywatnym, darmowym (dostępnym bez umów) kanale telewizyjnym, którego nikt nie musi oglądać?
 
Ostatnia edycja:

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 169
łamanie napu następuje między tvn a widzem bo niby sprzedają prawdziwe wiadomości ale nie jest to prawda, czyli jest to oszustwo klienta...
no chyba ze audycja polega na kłamaniu to wtedy wszystko jest ok...
 
OP
OP
libertarianin.tom

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 703
7 121
Walter Block nie uznaje (podobnie jak ja zresztą) libertarianizmu za "teorię moralną" / etykę, tylko za filozofię społeczną. Według jego (i według mnie) libertarianizm nie odpowiada na pytanie, jak powinienem się zachowywać, tylko na pytanie, jak chciałbym, żeby skonstruowany był system polityczny, a dokładniej - jaka powinna być obowiązująca "teoria kary" (za co powinno się karać, a za co nie). A więc jest to spojrzenie na libertarianizm jak na, dajmy na to, wykładnię prawną dla prywatnego sądu w akapie. Jeśli chcę napisać sobie na szyldzie "sąd libertariański", powinienem wydawać takie i takie wyroki w takich i takich sprawach.

Block często wskazywał, że jest immoralistą, czy wręcz amoralistą.

Nie o to mi chodzilo. Block jest za brakiem mozliwosci pozywania za pomowienia...ale sam pozwal za pomowienie. Czyli zadzialal wbrew swojej filozofii.

Jeśli już chce się wprowadzić zakaz pomawiania to ten zakaz imo powinien dotyczyć tylko pomawiania o łamanie NAPu, czyli na przykład:
producent X szcza do swojego produktu - źle - pomawianie o niewywiązanie się z umowy
producent X jest pedałem - ok - bycie pedałem nie łamie napu
producent X jest debilem - ok - jak wyżej
produkt producenta X jest chujowy - ok - to wyrażanie opinii, poza tym produkowanie chujowych nie łamie NAPu
itd.

Chyba jednak wolalbym byc pomowiony o np. o jezdzenie tramwajem bez biletu (lamiace NAP), niz o bycie np. zoofilem albo komunista....

łamanie napu następuje między tvn a widzem bo niby sprzedają prawdziwe wiadomości ale nie jest to prawda, czyli jest to oszustwo klienta...
no chyba ze audycja polega na kłamaniu to wtedy wszystko jest ok...

Co jesli np. Kaczynski zacznie wieszac wszedzie plakaty i rozglaszac w tv, ze Gazda powiedzial, ze kocha PiS i namawia do glosowania na Jarka w wyborach? Czy ma do tego prawo?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 169
Co jesli np. Kaczynski zacznie wieszac wszedzie plakaty i rozglaszac w tv, ze Gazda powiedzial, ze kocha PiS i namawia do glosowania na Jarka w wyborach? Czy ma do tego prawo?
w tym przypadku też przecie sprzedaje swym potencjalnym wyborcą fałszywą informacje...
ja w sumie mam wyjebane, każdy co mnie zna wie że to nie jest prawdą, a jakby ktoś nie wiedział i si emnie spytał to bym odpowiedział że to kłamstwo i co oczekujesz od komuszej kurwy...
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 861
Nie o to mi chodzilo. Block jest za brakiem mozliwosci pozywania za pomowienia...ale sam pozwal za pomowienie. Czyli zadzialal wbrew swojej filozofii.
Przecież piszę - "filozofia" Blocka nie jest etyką, tylko filozofią polityczną. Nigdy nie mówił, że nie zamierza łamać NAPu. Mówił tylko, co powinien zrobić libertariański sąd z osobami, które łamią NAP. Wskazywał wręcz konkretne przypadki, kiedy prawdopodobnie złamałby NAP i stwierdzał, że libertariański sąd powinien go potem za to skazać.
 
  • Like
Reactions: Alu

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 674
I dlaczego zawsze jako poszkodowanych uważa się tych pomówionych, a już nie tych, co uwierzyli w te pomówienia, i na przykład podjęli na ich podstawie jakieś złe decyzje? Przecież ktoś pomówiony traci tyle, że inni nie chcą wchodzić z nim w dobrowolne umowy. Czyli to jest albo szkoda dla tych obydwu stron, albo nie jest nią w ogóle.


Tu nie ma takiej równoważności, słusznie za poszkodowanych uważa się pomówionych. Z dwóch powodów.

1. Działa mechanizm, który mógłbym opisać abstrakcyjnie, ale poręczniejszy, edukacyjnie lepszy będzie modelowy przykład. Załóżmy, że X zostaje pomówiony o to, że lepi pierogi na sprzedaż i równocześnie drapie się po gołym odbycie. Plotka-pomówienie szerzy się z prędkością światła. Otóż Y, który zapoznał się z informacją drap-odbytową traci tylko interakcję z X-em, a praktycznie nic nie traci, bo rynek może mu zaoferować równorzędne pierogi (jest zmuszony do poszukiwań alternatywnego źródła, ale dzięki tej aktywizacji może znaleźć źródło, które sprzeda mu taniej pierogi niż gdyby je bez poszukiwań kupował u X-a).

X traci wszystko, a przynajmniej bardzo dużo, bo traci, oprócz interakcji z Y-kiem, również z Z, A, B, C, D...

2. Pomówiony może być całkowicie niewinny (zwłaszcza w sprawie, której dotyczy pomówienie, inaczej przecież nie nazywalibyśmy
tego pomówieniem), gdy osoba działająca na podstawie pomówienia grzeszy niedbalstwem w rozpoznawaniu faktów - ufa oszczercy, nie ufa uczciwemu.

Zauważmy, że punkt pierwszy działa w sposób rozszerzony w stosunku do punktu drugiego, ponieważ istnieje grupa ludzi, którzy nie dają się nabrać na oszczerstwa, ale przez "ekonomię ostrożności" tymczasowo przekreślą jednak oskarżanego nie szanując bynajmniej oszczercy.

Oczywiście odbiorcy plotki oszczerczej też są poszkodowani, ale - jak wykazałem - w stopniu nieporównywalnie mniejszym.
 

stanwojtow

Well-Known Member
99
319
Nie łamie.

http://stanislawwojtowicz.pl/2015/10/45/

Wklejam fragment mojego tekstu na ten temat:

Czy całkowita wolność słowa nie spowodowałaby jednakże radykalnego zwiększenia liczby pomówień? Zwolennicy ograniczenia wolności słowa wskazują, że pomówienia można traktować jako formę przemocy, gdyż ich efektem są straty, których doznaje pomawiana osoba. Mogą być to straty związane z reputacją (ludzie mogą odwrócić się od osoby pomawianej o jakieś niecne czyny) lub straty materialne (ludzie mogą zrezygnować z handlowania z osobami czy firmami, które zostały pomówione o nieuczciwe działania). Jednak narażanie na materialne straty w wyniku pomawiania nie jest tożsame z ich powodowaniem. Gdy A w rozmowie z B oczernia firmę X, czego efektem jest rezygnacja B z handlowania z X, to zjawisko to składa się z dwóch – niemających charakteru przemocy – elementów: rozmowy między A i B oraz dobrowolnej decyzji B, by nie kupować u X. Fakt, że A kłamie na temat X, nie ma znaczenia, gdyż kłamstwo nie jest inicjacją przemocy. Jest prawdą, że oczernianie może powodować straty, ale te straty będą wynikiem dobrowolnej decyzji dającej wiarę pomówieniom osoby, nie zaś przemocy ze strony pomawiającego. Niewątpliwie większość osób zgadza się, że intencjonalne pomawianie jest czymś niemoralnym, działanie takie jednakże nie ma charakteru inicjacji przemocy, dlatego walczyć powinniśmy z nim innymi metodami niż za pomocą przemocy (np. poprzez ostracyzm). Nie bez znaczenia jest również fakt, że nie mając dostępu do umysłu innych, nie jesteśmy w stanie odróżnić pomówienia czy kłamstwa od czyjegoś prawdziwego przekonania, sądy zaś nie powinny zajmować się tym, co znajduje się wewnątrz czyjegoś umysłu, ale ocenianiem, czy ktoś w realny, materialny sposób naruszył czyjeś prawa.
Przeciwnicy wolności słowa wskazują, że gdybyśmy przestali karać ludzi za wypowiadane przez nich słowa, duża część mediów zajmowałaby się niemal wyłącznie dezinformacją i pomówieniami. Skoro publikowanie kłamstw nie byłoby karane sądowo, pokusa, by co jakiś czas zaatakować jakąś Bogu ducha winną osobę, byłaby zbyt silna. Pytanie brzmi, czy gdybyś wiedział, że jakaś gazeta czy osoba notorycznie kłamie, uznałbyś ją za godne źródło informacji? Wizja, w której dzień po wprowadzeniu wolności słowa gazety zaczynają publikować wyłącznie kłamstwa i brednie, jest mało realna. Załóżmy, że jedna z telewizji informacyjnych publikuje wyssaną z palca informację, że sieć barów dosypuje trutkę na szczury do swoich hamburgerów. Przerażeni konsumenci przestają kupować w barach należących do tej sieci, co wiązać będzie się z realnymi stratami. Jednak parę minut po ukazaniu się tej informacji dziennikarze konkurencyjnej stacji mogliby zamówić analizę u firmy zajmującej się kontrolą żywności, która zbadałaby hamburgery w 20 przypadkowych restauracjach sieci. Po 12 godzinach konkurencyjna stacja wyemitowałaby materiał, w którym opublikowałaby badania tej firmy (która ma nieskalaną reputację) oczyszczające sieć barów z zarzutów i w którym rzecznicy prasowi policji lub agencji ochrony zaświadczyliby, że nie wpłynął do nich żaden pozew o zatrucie trutką na szczury, zaś reporter wraz z szefem firmy kontrolującej żywność zjedliby przed kamerami hamburgera w jednym z barów. Sieć odzyskałaby klientów, zaś telewizja informacyjna, która rozpętała aferę, straciłaby dużą część widowni. Zyski z jednorazowego oszustwa (np. łapówka od konkurencyjnej firmy) byłyby przeważnie niższe niż straty związane z odpływem okłamanych klientów. Reputacja jest największym skarbem gazety czy jakiegokolwiek innego medium i to medium, które straci reputację, nie będzie mogło liczyć na wsparcie konsumentów.
Reputacja jest samorzutnym mechanizmem rynkowym zapewniającym jakość danego produktu (w tym wypadku – wiarygodność informacji), jednak o tę jakość można dbać i na inne sposoby. Media, wiedząc, że klientom zależy na wiarygodności, mogłyby próbować zagwarantować ją klientom. Tak jak na rynku samochodów, firma, która daje klientom najlepszą gwarancję, wyprzedza inne firmy, tak na rynku mediów można by gwarantować prawdomówność. Przykładowo część mediów mogłoby powołać komisję etyki dziennikarskiej, która składałaby się z osób cieszących się zaufaniem społecznym opiniujących zarzuty dotyczące uchybianiu dziennikarskiej rzetelności. Taka rada mogłaby nakładać kary na media, które złamały określone standardy (kara przekazywana byłaby np. na cel charytatywny). Wydaje się, że media, które planowałyby oprzeć swój plan dziania na rzetelnym dostarczaniu informacji, zgadzałyby poddać się pod osąd takiej rady – dzięki temu w wyraźny sposób odróżniałyby się od mediów, które nie chciałyby podlegać tego typu certyfikacji. Inną interesującą możliwością wymuszenia wiarygodności mogłyby być próby zaskarżenia mediów za ich nierzetelne działania. Zarzut nie dotyczyłyby tu jednak mówienia nieprawdy, ale oszustwa. Przykładowo, klient kupujący gazetę może zakładać, że gazeta ta będzie zawierać prawdziwe informacje, a przynajmniej informacje, o których ich producenci myślą, że są prawdziwe (tak jak klient kupujący dżem ma prawo wierzyć, że znajduje się w nim słodka konfitura z owoców, a nie np. trutka na szczury). Ktoś, kto sprzedaje komuś gazetę, w której informacje są zmyślone, oszukuje klienta, dając mu towar niezgodny z opisem i klient może zażądać zwrotu pieniędzy. By obronić się przed takimi zarzutami gazety, które konfabulowałyby, musiałyby umieszczać informacje o tym, że nie biorą odpowiedzialności za swoje słowa, co wykluczyłoby je z grona opiniotwórczych mediów.
A co z pomówieniami, które dotyczą nie firm, ale jednostek? Czy nie powinno istnieć prawo, które chroniłoby zwykłe osoby przed pomówieniami? Czy uczciwa osoba, która określona została mianem pedofila lub mordercy, nie powinna dysponować jakimś narzędziem, za pomocą którego mogłaby się bronić przed utratą reputacji? Obrzucić kogoś błotem jest niezwykle łatwo, zeskrobać to błoto – niepomiernie trudniej. Istnieją dwa rozwiązania tego problemu: pierwsze polegałoby na tym, że społeczność musiałaby nauczyć się w odpowiedni sposób reagować na pomówienia. Ktoś, kto przedstawia stawiającą kogoś w złym świetle informację, powinien przedstawić dowody na jej prawdziwość, jeżeli zaś tego nie zrobi, to on, a nie pomawiana osoba, powinien stać się obiektem społecznego odrzucenia. Ostracyzm i bojkot to podstawowe narzędzia, za pomocą których wolne społeczeństwo mogłoby walczyć z tego typu nadużyciami. Oburzenie powinno kierować się w takiej sytuacji nie w kierunku osoby, która została nazwana pedofilem czy mordercą, ale osoby, która nazwała kogoś pedofilem czy mordercą, nie przedstawiając dowodów i nie zgłaszając przestępstwa, o które oskarża drugą osobę. Zasada: „jeśli nie ma pozwu, mamy do czynienia z pomówieniem”, byłaby to kluczowa (błoto winno przylgnąć więc do tego, kto nim rzuca, nie zaś do tego, kogo nim obrzucano). Drugim rozwiązaniem byłyby wspomniane aneksy łagodnościowe, które zabraniałyby pomawiać. Ponieważ osoby, które podpisywałyby takie klauzule płaciłyby niższe składki ubezpieczeniowe (gdyż zmniejszałyby szansę na wybuch konfliktu), większość osób zgadzałaby się na taki układ i problem tego typu zachowań rozwiązałby się sam. Zauważmy, że odmienną wagę miałoby pomówienie wygłoszone przez kogoś, kto nie podpisał takiego aneksu, inną zaś przez kogoś, kto taki aneks podpisał.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 739
Dla mnie problem jest źle postawiony. Stwierdzenia typu:
  • Uważam że X jest oszustem, agentem bezpieki i pedofilem gwałcącym małych chłopców.
  • Podejrzewam że firma Y dodaje do napojów spermę byka.
Nie są łamaniem NAP.

Ale już stwierdzenia typu:
  • X jest oszustem, agentem bezpieki i pedofilem gwałcącym małych chłopców.
  • Firma Y dodaje do napojów spermę byka.
Mogą być łamaniem NAP, jeśli są nieprawdą i o ile nie zostały wypowiedziane w kontekście dopuszczającym kłamstwo, jak np. satyra, cytowanie czy ironia.

Oczywiście wolność słowa musi dopuszczać łamanie NAP.
 
OP
OP
libertarianin.tom

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 703
7 121
Ale już stwierdzenia typu:
  • X jest oszustem, agentem bezpieki i pedofilem gwałcącym małych chłopców.
  • Firma Y dodaje do napojów spermę byka.
Mogą być łamaniem NAP, jeśli są nieprawdą i o ile nie zostały wypowiedziane w kontekście dopuszczającym kłamstwo, jak np. satyra, cytowanie czy ironia.

Czy w takim wypadku (wedlug Ciebie) mozna kogos pozwac i skazac na np. przymusowe odszczekanie takiej wypowiedzi albo nawet kary pieniezne?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 169
no jeśli efektem takich stwierdzeń bedom jakieś szkody to ja najbardziej powinien naprawić szkody i wyrównać straty... ewentualnie ukarać też jakby to poszkodowanego satysfakcjonowało...
 

kompowiec

freetard
2 582
2 649
Mogą być łamaniem NAP, jeśli są nieprawdą i o ile nie zostały wypowiedziane w kontekście dopuszczającym kłamstwo, jak np. satyra, cytowanie czy ironia.
Kłamcy najczęściej zależy na oczernieniu jakiejś osoby. Osoba oczerniana po prostu odwdzięczy się tym samym - różnica tylko taka, że druga strona po prostu broni w ten sposób siebie, eliminując z obiegu błędne informacje.

no jeśli efektem takich stwierdzeń bedom jakieś szkody to ja najbardziej powinien naprawić szkody i wyrównać straty...
A na jakiej podstawie? Tak jak to ma się w przypadku IP? Serio? Tak jak kiedy otworzono napstera i metallica pomówiła firmę bo sprzedawało się mniej płyt? Jak walkę na umysły ludzi można bynajmniej przenieść na realne straty? Jedyną tu stratą o jakiej mówimy jest reputacja.
 
Ostatnia edycja:

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 169
ano jak x powie że y do produktu nie dodaje tego co podaje a za to coś innego to np w wzwiązku z tym klienci mogą oddać towar i rządać sami zwrotu kasy i odszkodowania i innych akcji hamujących normalną prace firmy, abo że sklepy wycofują produkt z oferty, y może też od jakiegoś niezadowolonego z, dostać po ryju... wszystko da sie udowodnić
 
OP
OP
libertarianin.tom

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 703
7 121
Kłamcy najczęściej zależy na oczernieniu jakiejś osoby. Osoba oczerniana po prostu odwdzięczy się tym samym - różnica tylko taka, że druga strona po prostu broni w ten sposób siebie, eliminując z obiegu błędne informacje.

Polsat rozglosi po calej Polsce, ze Gazda sprzedaje baranine nafaszerowana cyjankiem...a w rewanzu Gazda rozpowie po swojej wiosce, ze Solorz to klamca i pedofil. Hmmm, nie widze tu bynajmniej zadnej rownowagi...
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 387
Nie łamie.

http://stanislawwojtowicz.pl/2015/10/45/

Wklejam fragment mojego tekstu na ten temat:

Czy całkowita wolność słowa nie spowodowałaby jednakże radykalnego zwiększenia liczby pomówień? Zwolennicy ograniczenia wolności słowa wskazują, że pomówienia można traktować jako formę przemocy, gdyż ich efektem są straty, których doznaje pomawiana osoba. Mogą być to straty związane z reputacją (ludzie mogą odwrócić się od osoby pomawianej o jakieś niecne czyny) lub straty materialne (ludzie mogą zrezygnować z handlowania z osobami czy firmami, które zostały pomówione o nieuczciwe działania). Jednak narażanie na materialne straty w wyniku pomawiania nie jest tożsame z ich powodowaniem. Gdy A w rozmowie z B oczernia firmę X, czego efektem jest rezygnacja B z handlowania z X, to zjawisko to składa się z dwóch – niemających charakteru przemocy – elementów: rozmowy między A i B oraz dobrowolnej decyzji B, by nie kupować u X. Fakt, że A kłamie na temat X, nie ma znaczenia, gdyż kłamstwo nie jest inicjacją przemocy. Jest prawdą, że oczernianie może powodować straty, ale te straty będą wynikiem dobrowolnej decyzji dającej wiarę pomówieniom osoby, nie zaś przemocy ze strony pomawiającego. Niewątpliwie większość osób zgadza się, że intencjonalne pomawianie jest czymś niemoralnym, działanie takie jednakże nie ma charakteru inicjacji przemocy, dlatego walczyć powinniśmy z nim innymi metodami niż za pomocą przemocy (np. poprzez ostracyzm). Nie bez znaczenia jest również fakt, że nie mając dostępu do umysłu innych, nie jesteśmy w stanie odróżnić pomówienia czy kłamstwa od czyjegoś prawdziwego przekonania, sądy zaś nie powinny zajmować się tym, co znajduje się wewnątrz czyjegoś umysłu, ale ocenianiem, czy ktoś w realny, materialny sposób naruszył czyjeś prawa.
Przeciwnicy wolności słowa wskazują, że gdybyśmy przestali karać ludzi za wypowiadane przez nich słowa, duża część mediów zajmowałaby się niemal wyłącznie dezinformacją i pomówieniami. Skoro publikowanie kłamstw nie byłoby karane sądowo, pokusa, by co jakiś czas zaatakować jakąś Bogu ducha winną osobę, byłaby zbyt silna. Pytanie brzmi, czy gdybyś wiedział, że jakaś gazeta czy osoba notorycznie kłamie, uznałbyś ją za godne źródło informacji? Wizja, w której dzień po wprowadzeniu wolności słowa gazety zaczynają publikować wyłącznie kłamstwa i brednie, jest mało realna. Załóżmy, że jedna z telewizji informacyjnych publikuje wyssaną z palca informację, że sieć barów dosypuje trutkę na szczury do swoich hamburgerów. Przerażeni konsumenci przestają kupować w barach należących do tej sieci, co wiązać będzie się z realnymi stratami. Jednak parę minut po ukazaniu się tej informacji dziennikarze konkurencyjnej stacji mogliby zamówić analizę u firmy zajmującej się kontrolą żywności, która zbadałaby hamburgery w 20 przypadkowych restauracjach sieci. Po 12 godzinach konkurencyjna stacja wyemitowałaby materiał, w którym opublikowałaby badania tej firmy (która ma nieskalaną reputację) oczyszczające sieć barów z zarzutów i w którym rzecznicy prasowi policji lub agencji ochrony zaświadczyliby, że nie wpłynął do nich żaden pozew o zatrucie trutką na szczury, zaś reporter wraz z szefem firmy kontrolującej żywność zjedliby przed kamerami hamburgera w jednym z barów. Sieć odzyskałaby klientów, zaś telewizja informacyjna, która rozpętała aferę, straciłaby dużą część widowni. Zyski z jednorazowego oszustwa (np. łapówka od konkurencyjnej firmy) byłyby przeważnie niższe niż straty związane z odpływem okłamanych klientów. Reputacja jest największym skarbem gazety czy jakiegokolwiek innego medium i to medium, które straci reputację, nie będzie mogło liczyć na wsparcie konsumentów.
Reputacja jest samorzutnym mechanizmem rynkowym zapewniającym jakość danego produktu (w tym wypadku – wiarygodność informacji), jednak o tę jakość można dbać i na inne sposoby. Media, wiedząc, że klientom zależy na wiarygodności, mogłyby próbować zagwarantować ją klientom. Tak jak na rynku samochodów, firma, która daje klientom najlepszą gwarancję, wyprzedza inne firmy, tak na rynku mediów można by gwarantować prawdomówność. Przykładowo część mediów mogłoby powołać komisję etyki dziennikarskiej, która składałaby się z osób cieszących się zaufaniem społecznym opiniujących zarzuty dotyczące uchybianiu dziennikarskiej rzetelności. Taka rada mogłaby nakładać kary na media, które złamały określone standardy (kara przekazywana byłaby np. na cel charytatywny). Wydaje się, że media, które planowałyby oprzeć swój plan dziania na rzetelnym dostarczaniu informacji, zgadzałyby poddać się pod osąd takiej rady – dzięki temu w wyraźny sposób odróżniałyby się od mediów, które nie chciałyby podlegać tego typu certyfikacji. Inną interesującą możliwością wymuszenia wiarygodności mogłyby być próby zaskarżenia mediów za ich nierzetelne działania. Zarzut nie dotyczyłyby tu jednak mówienia nieprawdy, ale oszustwa. Przykładowo, klient kupujący gazetę może zakładać, że gazeta ta będzie zawierać prawdziwe informacje, a przynajmniej informacje, o których ich producenci myślą, że są prawdziwe (tak jak klient kupujący dżem ma prawo wierzyć, że znajduje się w nim słodka konfitura z owoców, a nie np. trutka na szczury). Ktoś, kto sprzedaje komuś gazetę, w której informacje są zmyślone, oszukuje klienta, dając mu towar niezgodny z opisem i klient może zażądać zwrotu pieniędzy. By obronić się przed takimi zarzutami gazety, które konfabulowałyby, musiałyby umieszczać informacje o tym, że nie biorą odpowiedzialności za swoje słowa, co wykluczyłoby je z grona opiniotwórczych mediów.
A co z pomówieniami, które dotyczą nie firm, ale jednostek? Czy nie powinno istnieć prawo, które chroniłoby zwykłe osoby przed pomówieniami? Czy uczciwa osoba, która określona została mianem pedofila lub mordercy, nie powinna dysponować jakimś narzędziem, za pomocą którego mogłaby się bronić przed utratą reputacji? Obrzucić kogoś błotem jest niezwykle łatwo, zeskrobać to błoto – niepomiernie trudniej. Istnieją dwa rozwiązania tego problemu: pierwsze polegałoby na tym, że społeczność musiałaby nauczyć się w odpowiedni sposób reagować na pomówienia. Ktoś, kto przedstawia stawiającą kogoś w złym świetle informację, powinien przedstawić dowody na jej prawdziwość, jeżeli zaś tego nie zrobi, to on, a nie pomawiana osoba, powinien stać się obiektem społecznego odrzucenia. Ostracyzm i bojkot to podstawowe narzędzia, za pomocą których wolne społeczeństwo mogłoby walczyć z tego typu nadużyciami. Oburzenie powinno kierować się w takiej sytuacji nie w kierunku osoby, która została nazwana pedofilem czy mordercą, ale osoby, która nazwała kogoś pedofilem czy mordercą, nie przedstawiając dowodów i nie zgłaszając przestępstwa, o które oskarża drugą osobę. Zasada: „jeśli nie ma pozwu, mamy do czynienia z pomówieniem”, byłaby to kluczowa (błoto winno przylgnąć więc do tego, kto nim rzuca, nie zaś do tego, kogo nim obrzucano). Drugim rozwiązaniem byłyby wspomniane aneksy łagodnościowe, które zabraniałyby pomawiać. Ponieważ osoby, które podpisywałyby takie klauzule płaciłyby niższe składki ubezpieczeniowe (gdyż zmniejszałyby szansę na wybuch konfliktu), większość osób zgadzałaby się na taki układ i problem tego typu zachowań rozwiązałby się sam. Zauważmy, że odmienną wagę miałoby pomówienie wygłoszone przez kogoś, kto nie podpisał takiego aneksu, inną zaś przez kogoś, kto taki aneks podpisał.
Trochę za bardzo odpłynąłeś z uzasadnienia moralnego, na rzecz odpowiedzi o skutki praktyczne (3/4 tekstu). Ponadto apeluję. Bardzo ok styl, ale brak wyraźnych akapitów i ilustracji w miejscach, gdzie aż się prosi by je wstawić, trochę odrzucają. Wstępnie dostajemy w oczy ścianą gołego tekstu... mnie to odrzuca.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 387
Polsat rozglosi po calej Polsce, ze Gazda sprzedaje baranine nafaszerowana cyjankiem...a w rewanzu Gazda rozpowie po swojej wiosce, ze Solorz to klamca i pedofil. Hmmm, nie widze tu bynajmniej zadnej rownowagi...
Info anarchizm. Przecież to działanie osób 3-cich spowoduje ci straty, a nie osoba kłamiąca. To tak jakby oskarżać konkurencję, że zmniejsza nam dochody lepiej reklamując swoje towary. Jeśli już gdzieś jest łamany NAP to między kłamiącym, a okłamywanymi. Nie między kłamiącym, a obiektem kłamstwa.
 

stanwojtow

Well-Known Member
99
319
Trochę za bardzo odpłynąłeś z uzasadnienia moralnego, na rzecz odpowiedzi o skutki praktyczne (3/4 tekstu). Ponadto apeluję. Bardzo ok styl, ale brak wyraźnych akapitów i ilustracji w miejscach, gdzie aż się prosi by je wstawić, trochę odrzucają. Wstępnie dostajemy w oczy ścianą gołego tekstu... mnie to odrzuca.

W tekście na blogu na samym początku jest uzasadnienie moralne, to są tylko fragmenty (!) poświęcone kwestiom praktycznym.

Wiesz, albo ma się czas na pisanie mądrych tekstów, albo na szukanie fajnych ilustracji. ;)
 
Do góry Bottom