Architektura komusza i „kapitalistyczna”

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Przemyślałem ten temat, zastanawiając się nad tym, jak powinien wyglądać i być strukturalnie zorganizowany jakiś mój dom marzeń, po czym uznałem, że najbardziej podobają mi się, jak introwertykowi przystało, domy skierowane do środka, otwierające się do wewnątrz - z zewnątrz stanowiące nieprzystępne dla otoczenia fortece.

Z wymyślonych przykładów, w takim bogatystycznym stylu, wzorcowym byłby chyba dom Ben Hura (przez który został on wplątany w całą swoją przygodę). Wysokie mury, kryjące odrębny, wewnętrzny świat, cieszący oko tylko właściciela i jego rodziny, niedostępny, niemożliwy do podejrzenia przez obcych, gwarantujący sporo prywatności. W tym konkretnym przypadku kontrast między wnętrzem i zewnętrzem jest zaznaczony roślinnością, czy obecnością wody, podczas gdy na zewnątrz czeka nas brudna pustynia i piach na ulicach. Dom to przestrzeń dla wewnętrznego świata, komfortowa ostoja i azyl przed resztą rzeczywistości. Powinno być tam lepiej, niż jest na zewnątrz.




Starożytne domostwa w mniej spektakularnym stylu, bez jakiegoś wielkiego dziedzińca, otoczonego ze wszystkich stron murami, osiągały coś podobnego na mniejszą skalę, chociażby w Rzymie. Weźmy pod uwagę domus, typowy dom rzymski. Również był otwarty tylko od wewnątrz, zorientowany raczej centralnie, posiadał atrium, wokół którego toczyło się życie.

Atrium_tuscanicum.png
Domus_romana_schema.svg

Atrium_interior.jpg

Atrium_%28PSF%29.png

Il%C2%B7lustraci%C3%B3_d%E2%80%99una_escena_a_l%E2%80%99atri_de_l%E2%80%99edifici_dels_banys_de_la_vil%C2%B7la_romana_dels_Munts.jpg


Impluvium albo było prostym zbiornikiem na deszczówkę, albo stanowiło bardziej urozmaiconą dekorację wnętrza, gdy kogoś było na to stać. Było też głównym źródłem świata, bo okna na zewnątrz były raczej niewielkie. W lecie podczas upałów można było sobie moczyć nogi i obserwować z centralnego miejsca życie domowe, trzymając nad wszystkim pieczę, koszernie i po propertariańsku sięgając wzrokiem na wszystko to, czym się gospodarzyło. Fajna sprawa.

Gdybym więc chciał stawiać dom dla siebie, wybrałbym właśnie jakiś podobny koncept. W takiej postaci nikt raczej już niczego nie buduje, a to co się nazywa domami atrialnymi niewiele ma z nimi wspólnego:

To są domy z ogródkiem, nie okalanym ze wszystkich stron, graniczącym z ogródkiem sąsiadów. Potencjał fortecznej ben-hurowości od razu spada. Meh...
 

Sharpshooter

Active Member
50
157
Mnie się podoba w architekturze styl Art Deco. Elegancki i estetyczny, a jednocześnie funkcjonalny. A co do pierwszych postów w tym wątku - Art Deco to styl zdecydowanie "kapitalistyczny", takie domy budowała sobie w międzywojniu bardzo zamożna klasa średnia i wyższa:

tumblr_nvr7jttoYB1ug3noho1_1280.jpg


8-Home-Decor-Tips-for-Chic-Homes-9-819x1024.jpeg
 

cyklista

Well-Known Member
518
621
1619865066321.png

Warszawski budynek Curtis Plaza. Pierwszy w Polsce nowoczesny biurowiec, ówczesny wzorzec budowli "kapitalistycznej".



1619865240377.png

Wrocławski Solpol. Powiew ducha komuny, zbudowany w 1993 roku, pierwszy w którym się kupowało levisy.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Straszne dziadostwo.

Być może w młodości Wojtka Jarząbka ktoś we Wrocławiu naprawdę skrzywdził i swoją architekturą bierze odwet na tym mieście. :)


Michał Wilgocki
19 stycznia 2013 | 07:00

120 godzin trwało projektowanie Solpolu. Ekspres! To było ponad 20 lat temu. Dziś jego projektant dla jednych jest ojcem lokalnego postmodernizmu, dla innych autorem "koszmarków", "straszydeł" i "szkarad". Nad czym dziś pracuje Wojciech Jarząbek?
Z Wojciechem Jarząbkiem spotykam się w jego biurze przy ul. Marchewkowej. Oprócz niego przy komputerach jeszcze dwie projektantki. - W szczytowym momencie pracowaliśmy w czterdzieści osób - wspomina.
A było to na początku lat 90., kiedy w trybie ekspresowym Zygmunt Solorz-Żak zlecił mu zaprojektowanie budynku przy ul. Świdnickiej. Prace nad nim trwały pięć dni. A dokładnie - pięć dób. - Dzień i noc - podkreśla architekt.
Tak rodził się Solpol, najgłośniejsze dzieło Jarząbka. Niedługo będzie zburzone.
Audiencja u papieża
- Pamiętam bardzo ciepły, chyba wiosenny dzień 1991 roku i po brzegi wypchaną galerię przy placu Młodzieżowym - wspomina Zbigniew Maćków, jeden z najbardziej cenionych wrocławskich architektów (zaprojektował m.in. węzeł przesiadkowy przy stadionie, Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego czy przebudowę domu handlowego Renoma). - Byliśmy na trzecim roku studiów i jakimś cudem udało nam się wepchnąć do środka i usiąść na podłodze. W środku pan Wojciech Jarząbek miał za chwilę prezentować publicznie projekt Solpolu. On - brodowąs, dżinsowa kurtka i wielkie kowbojskie buty. A my czuliśmy się jak na osobistej audiencji u papieża.
- Doskonale pamiętam to spotkanie - opowiada Jarząbek. - Wokół tej inwestycji nie było wtedy najlepszego klimatu, a ja prezentację projektu postrzegałem tak, jakby ktoś zaprosił mnie na spotkanie "Jarząbek kontra reszta świata". Broniłem Solpolu, szczegół po szczególe, detal po detalu tłumaczyłem, o co chodziło, kiedy projektowaliśmy kolejne elementy. Że bryła jest odchylona nie dlatego, że mi się tak podoba, ale żeby odsłaniała prezbiterium kościoła św. Doroty. I uważam, że z tej potyczki wyszedłem zwycięsko, udało mi się przekonać wielu adwersarzy.
Nowe dziwolągi
Teraz Jarząbek utrzymuje się głównie ze zleceń swoich stałych klientów. Bierze też udział w konkursach architektonicznych i przetargach. W ten sposób zdobył np. kontrakt na projekt Technopolis przy ul. Janiszewskiego.
- Polecają mnie wykonawcy, z którymi pracuję. Głównie ze względu na to, że staram się dbać o szczegół. Dzięki temu nie muszą się zastanawiać nad tym, jak rozwiązać różne kwestie, bo mają to dokładnie zapisane w projekcie - szczyci się Jarząbek. Niestety, czasem nawet rekomendacja wykonawcy to za mało. Architekt wspomina sytuację, kiedy jeden z inwestorów przyszedł do niego właśnie z polecenia. Nie był to biznesmen związany z Wrocławiem, projektów Jarząbka nie znał w ogóle. Dogadali się, powstała wstępna koncepcja, więc inwestor zaczął załatwiać formalności w urzędzie miasta. A tam od jednej z urzędniczek usłyszał: "Z Jarząbkiem to na pewno będzie problem, bo zaprojektuje panu jakiegoś dziwoląga".
- Projekt doprowadziliśmy do końca, ale inwestor powiedział mi wtedy, że gdyby wcześniej znał opinię na mój temat, w życiu by się do mnie nie zgłosił - mówi Jarząbek.
Cios między oczy
W 1973 r. Wojciech Jarząbek zakończył studia na Politechnice Wrocławskiej i zaczął pracę w biurze Inwestprojekt. Pięć lat później projektował w Kuwejcie.
- Była to bardzo ciekawa przygoda, biorąc pod uwagę realia, w których do tej pory pracowaliśmy - opowiada Jarząbek. - Na kontrakty wyjechała wtedy cała grupa architektów z Wrocławia. Od razu dostaliśmy szansę jako wiodący architekci różnych dużych projektów. A przecież wielu z nas nie miało wtedy nawet 30 lat. W Kuwejcie zapoznałem się z inżynierią budowlaną z prawdziwego zdarzenia. W Polsce królowała wtedy wielka płyta, więc wyjazd tam był dla wielu z nas jak cios między oczy. Zaczynaliśmy kariery w dobie gierkowego entuzjazmu, a po wyjeździe okazało się, że to, co robimy w kraju, to jedna wielka lipa.
W 1980 r. wspólnie z Janem Matkowskim wygrał konkurs architektoniczny na kościół przy ul. Ojców Oblatów. - Ten projekt stawiam w całym swoim dorobku na pierwszym miejscu - mówi Jarząbek.
Między Kuwejtem a Polską krążył jeszcze do 1990 r. - W 1989 r. zobaczyłem, że w Polsce idą nowe czasy, pojechałem do Kuwejtu i zamknąłem tam interes. Miałem dużo szczęścia, bo wyjechałem tuż przed inwazją iracką. Dwadzieścia godzin po moim odlocie wojsko zajęło lotnisko.
W Kuwejcie, jak twierdzi, spotkał się też z zupełnie inną kulturą projektowania. - Tam cały proces trwa kilka miesięcy. U nas często inwestor chce mieć projekty "na jutro".
Na początku lat 90. Wojciech Jarząbek jako jeden ze współautorów wygrywa konkurs architektoniczny na Centrum Południowe - jedną z wielu koncepcji, które nigdy nie doczekają się realizacji. Wtedy wspólnie z Edwardem Lachem i innymi "rozbitkami kuwejckimi" zakłada biuro AR5.
Powiew nudy
W swoim prywatnym rankingu tuż obok kościoła Jarząbek stawia Solpol. Dlatego zasmuciły go plany Solorza, żeby obiekt wyburzyć. - To zupełnie nieracjonalne z ekonomicznego punktu widzenia. Budynek jest tak zaprojektowany, że można by go było spokojnie przerobić - przekonuje Jarząbek.
Kiedy stało się jasne, że Solorz nie zbuduje nowej galerii handlowej przy stadionie, pojawił się temat wyburzenia Solpolu i ponownego zagospodarowania działki przy ul. Świdnickiej. Na początku stycznia Józef Birka, przedstawiciel Solorza, ogłosił, że Solpol na pewno zniknie z mapy Wrocławia, a inwestorzy starają się o pozwolenie na budowę. Temat, który podzielił wrocławian dwadzieścia lat temu, powrócił.
Pod materiałem, w którym zaprezentowaliśmy najważniejsze wrocławskie projekty Jarząbka, internauci nie przebierali w słowach: "Tyle koszmarków z jednego źródła", "Ohydne projekty, ohydne budynki psujące przestrzeń publiczną. Śmieci architektoniczne", "Projekty Pana Jarząbka (...) są kiczowate, przesadzone, pstrokate, jarmarczne, zwaliste, ciężkie, tandetne".
Ale budynku przy Świdnickiej bronią niektórzy wrocławscy architekci. - Solpol to świetny zapis czasów, w których powstawał. To świadectwo historii, jak kształtowała się pierzeja ulicy - uważa Andrzej Poniewierka z Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów.
- Nie powinno się niszczyć naszych wątłych miejskich legend, bo po zburzeniu może powiać nudą - twierdzi Maćków.
Ale pojawiają się też głosy, że budynek "nie przetrwał próby czasu". Że zamiast z czasem szlachetnieć, bardzo brzydko się zestarzał.
- Solpol jako symbol spełnia swoją rolę, ale jako budynek już niekoniecznie - uważa Maciej Hawrylak, przewodniczący wrocławskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. - Niestety, bardzo się zestarzał przez dwadzieścia lat, głównie z powodu materiałów, z których został zbudowany. Nie do końca też spełniał swoją funkcję, zabrakło mu zaplecza dostawczego.
Z broniącymi Jarząbka architektami zupełnie nie zgadzają się nasi czytelnicy. W naszym niedawnym sondażu internetowym spośród 1455 osób 74 proc. uznało, że Solpol I należy teraz wyburzyć, 16 proc. przyznało, że za nim nie przepada, "ale żal niszczyć dobry budynek", a jedynie co dziesiąty głosujący był przeciwny wyburzaniu.
Jest pewne, że nowego budynku przy ul. Świdnickiej, który powstanie w miejscu Solpolu, nie zaprojektuje Jarząbek. Mimo że bardzo na to liczył. Zwłaszcza że dla Solorza zaprojektował też Solpol II, po drugiej stronie ul. Świdnickiej (dwa budynki miała łączyć kładka, ostatecznie jednak architekt miejski nie wyraził na to zgody), a także Solpol III na działce obok pierwszego budynku. Ten ostatni nie został i prawdopodobnie nigdy nie zostanie zrealizowany.
- Nie mam pojęcia, kto teraz pracuje nad nowym projektem. Jeżeli - tak jak mówi inwestor - ktoś tworzy projekt, to w dobrym tonie byłoby, gdyby go ze mną skonsultował. Ja zawsze przestrzegałem tej niepisanej zasady, że jeżeli wchodzę na czyjś teren, daję mu o tym znać. W przypadku Wrocławskiego Parku Technologicznego autora pierwotnych koncepcji szukałem po całej Polsce.
Józef Birka, przedstawiciel Zygmunta Solorza, przyznaje, że nowy projekt tworzy "znana wrocławska pracownia". Z nieoficjalnych informacji wynika, że Solpol bis zaprojektuje pracownia APA Hubka.
Znak firmowy
Kiedyś Wojciech Jarząbek został zaproszony do konkursu architektonicznego, w którym brał też udział pewien architekt starszej daty. W swoim projekcie po raz pierwszy w karierze postanowił postawić na postmodernistyczną formę.
- Nie wyszło mu to najlepiej - komentuje Jarząbek. - A dokładniej - ten projekt był okropny.
Kiedy sąd konkursowy oceniał prace, nie wiedząc, kto jest ich autorem, wszyscy jego członkowie bez wahania poznali w tym projekcie "styl Jarząbka". Kiedy otworzyli koperty z nazwiskami twórców, bardzo się zdziwili.
Wojciech Jarząbek zdaje sobie sprawę z tego, że ma wielu przeciwników, którym jego projekty się nie podobają. Ale swoich racji jest pewny. - Wiele razy spotykałem się ze zjawiskiem, że inni koledzy architekci czy nawet mieszkańcy chcieli mnie wygnać z Wrocławia. Za każdym razem podejmowałem rękawicę. I wielu udało mi się do swoich racji przekonać. Wielokrotnie słyszałem też, że piękny Wrocław powstawał przez blisko tysiąc lat i nagle przychodzę ja i swoimi projektami przekreślam cały ten dorobek. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że budynek powinien reprezentować czasy, w których powstaje. A to, co się tworzy, powinno płynąć prosto z serca.
** Jak postępować z architekturą z lat 90. ubiegłego wieku? Czy Wrocław powinien zachować "płynącą z serca" architekturę sprzed 20 lat? Czekamy na listy: listy@wroclaw.agora.pl
 

tolep

five miles out
8 556
15 441
Grzegorz Braun miał rację, we Wrocławiu ma siedzibę Złe.

Utrata znaczenia Solpolu jako obiektu handlowego, brak perspektyw na jego przebudowę na inne cele oraz uciążliwości związane z utrzymywaniem praktycznie nieużytkowanego budynku skłoniły jego właściciela do podjęcia decyzji o jego wyburzeniu i budowie całkowicie nowego budynku w jego miejscu. O takiej możliwości spekulowano przez kilka lat. Pierwsze informacje na ten temat w 2009 roku spotkały się z ostrą krytyką ze strony wrocławskiego środowiska architektów. Stefan Müller, profesor Politechniki Wrocławskiej i były architekt miejski, na łamach wrocławskiej prasy nazwał pomysł wyburzenia Solpolu zbrodnią[4]. Ostateczna decyzja została ogłoszona w styczniu 2013 roku[5]. Wiadomość ta przyspieszyła działania zmierzające do uratowania obiektu. Na początku 2015 roku złożono wniosek w biurze wojewódzkiego konserwatora zabytków aby wpisać dom towarowy Solpol do rejestru zabytków[6]. Jednak w lipcu 2015 r. wojewódzka konserwator zabytków Barbara Nowak-Obelinda odmówiła objęcia obiektu opieką konserwatorską uzasadniając tę decyzję argumentami, że „w świetle obowiązujących zapisów nie ma on wartości artystycznej, naukowej i historycznej”[7]. Gdyby działania zmierzające do wpisania Solpolu do rejestru zabytków odniosły skutek byłby on najmłodszym zabytkiem we Wrocławiu i w Polsce zarazem.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Konkurencyjna hipoteza jest taka, że facet ma astygmatyzm oraz jest daltonistą. Kolejne gówno: https://images.app.goo.gl/Yx5TDvaMg2EoUVdY7
Mnie to bardziej wygląda na problemy sprzętowe. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że on wszystkie swoje mockupy budynków renderuje na Amidze 500, aby zachować nastrój wczesnych lat '90 a ludzie od wykonu bezkrytycznie starają się oddać tę estetykę w rzeczywistości, powodując efekt odrealnienia.

W Zabrzu, z tego co pamiętam, lata temu, ponastawiali pełno takich obłych niebiesko-żółtych wiat dla przystanków autobusowych i tramwajowych. Też wyglądały jakby wyszły spod ręki Jarząbka lub kogoś, kto się bardzo nim inspirował.

Z tego kulfoniastego postmodernistycznego designu najlepiej kojarzą mi się okrągłe, niebieskie automaty telefoniczne od tepsy, które później wymarły po wprowadzeniu komórek - tzw. "Jaja" od Urmetu, często osadzane pod takimi okrągłymi osłonkami znanymi chociażby z plakatu "Nic śmiesznego" Koterskiego.

Dowal cały rząd tych telefonów na budynki Jarząbka, postaw opisywane wiaty i już masz pełne doświadczenie najtisów. A jeśli dorzucisz Ikarusa z KZK-GOP, to możesz nawet symulować pełen splendor krzysiowych Katowic.


Ja się tylko dziwię, że taki prosty chłop ale jednak samiec alfa jak Solorz zgodził się na coś takiego jak Solpol.
Nie wszyscy samce alfa mają widocznie rozwiniętą wrażliwość estetyczną albo generalnie im ona lata, gdy trzeba robić monies w epoce agresywnego dorobkiewiczostwa.

Z drugiej strony - tak się wtedy budowało. Znasz jakieś budynki z wczesnych lat '90, które nie przypominałyby postsowieckiego postmodernizmu a'la Tadżykistan, o których dzisiaj można byłoby powiedzieć, że są cenne i zasłużone dla estetyki epoki?

To przecież była taka właśnie architektura czasów przejściowych, kiedy trzeba było zaznaczyć, że nowe idzie, ale nie było kiedy tego przemyśleć i wszystko zakrawało na prowizorkę.

Mnie się ta estetyka i jej koniec kojarzy tak naprawdę z kadrą Engela w Korei. Jedno i drugie skompromitowało się, opatrzyło i zmęczyło umysł mniej więcej w tym samym czasie i później nadeszły czasy kolejnych rewitalizacji.

P.S.

Plastikowe półtuby osadzone na metalowym szkielecie nie znikną prędko z krajobrazu stolicy. Daszki, które od 1995 roku dzielnie chronią pasażerów przed deszczem i śniegiem, zostaną wymienione na takie same, tyle że nowe. Ale czy Warszawa nie zasługuje na więcej?

NIE!
:D

Co więcej podobnie uznają esteci w ZTM:

Nasuwa się jednak pytanie, czy należy utrwalać bylejakość połowy lat 90.? Od tego czasu Warszawa bardzo się zmieniła, jest ładniejszym, bogatszym i ambitniejszym miastem. Czy eleganckie i dynamiczne miasto, stolica europejskiego kraju z aspiracjami nie powinna przynajmniej przemyśleć wyglądu plastikowych półtub? Czy nie powinna zapytać o zdanie mieszkańców, zorganizować dyskusję, a wreszcie konkurs architektoniczny na nowe obiekty? Te pytania w biurze prasowym ZTM budzą zdziwienie. Pozostaną więc bez odpowiedzi.
Wpisać polską "bylejakość połowy lat '90" na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO i nie pozwolić Warszawie się pozbyć tych wiat aż do apokalipsy.
 
Ostatnia edycja:

kran

Well-Known Member
703
698
1.Falowiec w Poznaniu. 2.Falowiec w Łodzi. W każdym mieście są osiedla z epoki PRL z falowcami w roli głównej.

1620314392490.png

1620314527764.png
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187

Kuriozalne przebudowy dawnych rezydencji w Polsce. "Lepsza byłaby śmierć"

Ładna przedwojenna rezydencja wydaje się wprost baśniowa w konfrontacji z przerażającym kadłubem, który powstał wskutek przebudowy - pisze Hannibal Smoke, który pokazuje w swoich książkach, co działo się z pałacami i dworami na terenach Polski po 1945 roku.
Tereny współczesnej Polski były niegdyś pełne pałaców i dworów, które wcale nie ustępowały swoim odpowiednikom z Niemiec czy Francji. Niestety, zawirowania historyczne oraz późniejsze zaniedbania i dewastacje doprowadziły do tego, że wiele z nich straciło swój dawny blask. Wiele złego zrobiły też nieudolne przebudowy, remonty czy termomodernizacje, w ramach których m.in. zakrywano bogate zdobienia na elewacjach budynków, a pokryte zabytkowymi kaflami wnętrza malowano zwykłymi farbami olejnymi.
To spotkało, chociażby pałac w Bielanach na Dolnym Śląsku, który w swojej książce pt. "Cicha Apokalipsa" opisał Hannibal Smoke.

Pałac w Bielanach na Dolnym Śląsku kiedyś i dziś

Pałac w Bielanach na Dolnym Śląsku kiedyś i dziśFoto: Fot. Hannibal Smoke: Emplarium

"To miejsce zapewne zasługuje na palmę pierwszeństwa w kategorii najbardziej przygnębiających metamorfoz na Dolnym Śląsku. Na potrzeby tej publikacji należało rozstrzygnąć, czy pałace i dwory ogołocone z cech stylowych istnieją czy nie. Nie bez wahań uznaliśmy, że jednak istnieją. Ładna przedwojenna rezydencja wydaje się wprost baśniowa w konfrontacji z przerażającym kadłubem, który powstał wskutek przebudowy w latach 50. Celem tej bezdusznej kastracji było stworzenie miejsca na mieszkania, świetlicę i bibliotekę, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że dla pałacu lepsza byłaby śmierć" - pisze autor.

Od tego przypadku zaczęło się zbieranie innych kuriozalnych przebudów z całej Polski, które Hannibal Smoke regularnie publikuje na Facebooku. Autorowi bardzo pomogli w tym zaprzyjaźnieni internauci, zwłaszcza Damian "Daymond" Marcińczak. Zobaczcie, co udało im się znaleźć.

Czerwionka-Leszczyny (Śląskie)

Czerwionka-Leszczyny (Śląskie)Foto: Damian Marcińczak
"Trudno uwierzyć w XIV-wieczny rodowód zamku Czuchów, który jeszcze przed wojną był niepozbawionym uroku, neorenesansowym pałacem. W rękach PGR-u, który ulokował tu swoich pracowników, rezydencję pozbawiono cech stylowych, a bryłę spiłowano do ówczesnego, estetycznego widzimisię."

Bełk (Śląskie)

Bełk (Śląskie)Foto: Damian Marcińczak
"Okazały, klasycystyczny pałac wzniesiony w XIX wieku w powiecie rybnickim, uchodzi za nieistniejący. Użytkujący rezydencję PGR miał go doprowadzić do ruiny i rozebrać bez śladu. W pewnym stopniu przeczą temu jednak informacje w dzienniku urzędowym województwa śląskiego z 2015 roku. Otóż pałac spłonął w połowie lat 70., zachował się jednak fragment skrzydła, które w najmniejszym stopniu dawnego pałacu nie przypomina. To skutek przebudowy z dodatkowym piętrem i płaskim dachem, pod którym powstały mieszkania dla pracowników PGR-u."

Czekanów (Śląskie)

Czekanów (Śląskie)Foto: Damian Marcińczak
"Budynek należący do wspólnoty mieszkaniowej był kiedyś pięknym, neorenesansowym pałacem, który został zamordowany wskutek przebudowy w 1964 roku. XIX-wieczną budowlę w rękach PGR-u pozbawiono wież, spadzistych dachów i szczytów, redukując bryłę do bloku z groteskowym na tym tle portalem i kartuszem herbowym."

Godzięcin (Dolny Śląsk)

Godzięcin (Dolny Śląsk)Foto: Damian Marcińczak
"Pałac w Godzięcinie pod Wołowem zbudowano w połowie XVIII wieku. Położona nad stawem budowla nigdy nie była szczególnie finezyjna, ale do 1980 roku mogła uchodzić za ozdobę miejscowości, ewentualnie obiekt z potencjałem. Potem jednak ktoś wpadł na pomysł, żeby budowlę wykastrować. Ze skróconymi narożnymi wieżami i bez cech stylowych już nie przypomina pałacu — raczej ekscentryczny zakład karny. Trudno powiedzieć, czy to zbieg okoliczności, ale mieści się tam ośrodek wychowawczy dla młodzieży".

Zagórze Śląskie (Dolny Śląsk)

Zagórze Śląskie (Dolny Śląsk)Foto: Damian Marcińczak
"Malownicze podwałbrzyskie Zagórze ma swój imponujący zamek wznoszący się nad jeziorem. O pałacu prawie już nikt nie pamięta. XIX-wieczną budowlę adaptowano po wojnie na potrzeby sanatorium dziecięcego Poranek. Nie wiemy, kiedy dokonano przebudowy obiektu, natomiast dość dobrze widać z jak radykalnym skutkiem. Ambicją Caritasu, który przejął opuszczony obiekt, jest stworzenie domu opieki nad osobami starszymi i przywrócenie budowli dawnej formy."

Brzeście (Dolny Śląsk)

Brzeście (Dolny Śląsk)Foto: Damian Marcińczak
"Niewiele wiadomo o pałacu w niewielkiej, podwrocławskiej wsi. Neogotycka budowla ze skromnym wystrojem zewnętrznym zapewne nie była przedmiotem szczególnego podziwu. Za to na podziw zasługuje praktyczna prostota i poczucie smaku, z jakim go przebudowano".

Żłobizna (Opolskie)

Żłobizna (Opolskie)Foto: Damian Marcińczak
"Niewiele wiadomo o pałacu w podbrzeskiej Żłobiźnie. Ponoć po wojnie został mocno zdewastowany, po czym dokonano modernizacji i umieszczono w nim szkołę. Szkoły już nie ma — pozostała niezbyt wykwintna bryła".

Mokronos Dolny (Dolny Śląsk)

Mokronos Dolny (Dolny Śląsk)Foto: Damian Marcińczak
"Ponad sto lat dzieli współczesne zdjęcie i fatalnej jakości fragment pocztówki sprzed I wojny światowej. Na pierwszy rzut oka nie ma żadnego podobieństwa między dawnym pałacem i obecnym blokiem mieszkalnym. Wystarczy jednak porównać charakterystyczny balkon wsparty na kolumnie i już wiadomo, że to nie pomyłka. Niestety nie wiemy, kiedy dokonano tej natchnionej przebudowy".

Sternalice (Opolskie)

Sternalice (Opolskie)Foto: Damian Marcińczak
"Tylko boniowane naroża pozostały z dawnych detali architektonicznych barokowego niegdyś, XVII-wiecznego dworu w powiecie oleskim. Wskutek bezkompromisowej przebudowy w latach 60. minionego wieku zlikwidowano czterospadowy dach z facjatami i lukarnami. Z pomocą dodatkowego piętra dwór zamienił się w blok mieszkalny".

Ustronie (Dolny Śląsk)

Ustronie (Dolny Śląsk)Foto: Damian Marcińczak
"Renesansowy, XVI-wieczny dwór pod Lubinem został podpalony podczas ostatniej wojny. Skutkiem przebudowy w 1950 roku było obniżenie rezydencji o jedną kondygnację. Nie wiemy, czy już wtedy zachwycała obecną prostotą, czy efekt finalny jest następstwem wieloletniego procesu".

Marszew (Wielkopolska)

Marszew (Wielkopolska)Foto: Damian Marcińczak
"Dwa razy piorun strzelił w rezydencję w powiecie pleszewskim. Za pierwszym razem w 1911 roku, kiedy spłonął dwór, za drugim w 1962 roku, kiedy dokonano gwałtu na wzniesionym w tym miejscu pałacu. Skutkiem remontu i przebudowy była praktyczna bryła, w której ulokowano Zespół Szkół Rolniczych i Ośrodek Doradztwa Rolniczego".

Bystrzyca Górna (Dolny Śląsk)

Bystrzyca Górna (Dolny Śląsk)Foto: Damian Marcińczak
"Niepozbawiony wdzięku, okazały niegdyś pałac w okolicach Świdnicy, po ostatniej wojnie przestał się podobać. Wskutek radykalnej przebudowy m.in. zniknęły wieże i spadziste dachy, pojawiła się natomiast dodatkowa kondygnacja. Najwyraźniej uważano, że dopiero w tej postaci rezydencja przypadnie do gustu najpierw wczasowiczom, później kuracjuszom. Obecnie, czy to się komuś podoba, czy nie, pałac musi się podobać młodzieży Zespołu Placówek Specjalnych".

Kuriozalne przebudowy są jednak tylko jednym z wątków poruszonych w "Cichej Apokalipsie", która jest swoistym przewodnikiem grozy po zamkach, pałacach i dworach Dolnego Śląska zrujnowanych po 1945 roku.

"W mojej książce nie ma popularnych, malowniczych ruin Chojnika czy Bolczowa pokonanych przez wojny i pożary w odległych stuleciach. Nie ma ani jednej rezydencji, którą można zwiedzić z wycieczką, kupując bilet i podążając za przewodnikiem. W większości zastaniemy jedynie przejmującą ciszę i samotność w przededniu agonii. Tutaj ważniejsza od budowy jest destrukcja, od twórcy niszczyciel, od świetności upadek. To od końca opowiedziana historia, rzecz o współczesności, która niepostrzeżenie unicestwiła połowę z dwóch tysięcy dolnośląskich rezydencji. I bez rozgłosu, z całkowitą obojętnością zabija nadal. Jest to zatem spis niedobitków na terenie regionu w jego historycznych granicach, ponad 200 najciekawszych ruin, które uniknęły losu anonimowej kupy gruzu" - tłumaczy autor.



View: https://www.facebook.com/HanniSmoke/photos/a.2389010747869389/2996520537118404/?type=3



View: https://www.facebook.com/HanniSmoke/photos/a.2389010747869389/2752692021501258/?type=3



View: https://www.facebook.com/HanniSmoke/photos/a.2389010747869389/3053771848059939/?type=3


Jeżeli chcecie się więcej dowiedzieć na ten temat, koniecznie sprawdźcie "Cichą Apokalipsę" i pozostałe książki Hannibala Smoke'a o historii Dolnego Śląska.

Źródło:
Opracowanie Noizz
 
Do góry Bottom