- Moderator
- #21
- 8 902
- 25 794
Przemyślałem ten temat, zastanawiając się nad tym, jak powinien wyglądać i być strukturalnie zorganizowany jakiś mój dom marzeń, po czym uznałem, że najbardziej podobają mi się, jak introwertykowi przystało, domy skierowane do środka, otwierające się do wewnątrz - z zewnątrz stanowiące nieprzystępne dla otoczenia fortece.
Z wymyślonych przykładów, w takim bogatystycznym stylu, wzorcowym byłby chyba dom Ben Hura (przez który został on wplątany w całą swoją przygodę). Wysokie mury, kryjące odrębny, wewnętrzny świat, cieszący oko tylko właściciela i jego rodziny, niedostępny, niemożliwy do podejrzenia przez obcych, gwarantujący sporo prywatności. W tym konkretnym przypadku kontrast między wnętrzem i zewnętrzem jest zaznaczony roślinnością, czy obecnością wody, podczas gdy na zewnątrz czeka nas brudna pustynia i piach na ulicach. Dom to przestrzeń dla wewnętrznego świata, komfortowa ostoja i azyl przed resztą rzeczywistości. Powinno być tam lepiej, niż jest na zewnątrz.
Starożytne domostwa w mniej spektakularnym stylu, bez jakiegoś wielkiego dziedzińca, otoczonego ze wszystkich stron murami, osiągały coś podobnego na mniejszą skalę, chociażby w Rzymie. Weźmy pod uwagę domus, typowy dom rzymski. Również był otwarty tylko od wewnątrz, zorientowany raczej centralnie, posiadał atrium, wokół którego toczyło się życie.
Impluvium albo było prostym zbiornikiem na deszczówkę, albo stanowiło bardziej urozmaiconą dekorację wnętrza, gdy kogoś było na to stać. Było też głównym źródłem świata, bo okna na zewnątrz były raczej niewielkie. W lecie podczas upałów można było sobie moczyć nogi i obserwować z centralnego miejsca życie domowe, trzymając nad wszystkim pieczę, koszernie i po propertariańsku sięgając wzrokiem na wszystko to, czym się gospodarzyło. Fajna sprawa.
Gdybym więc chciał stawiać dom dla siebie, wybrałbym właśnie jakiś podobny koncept. W takiej postaci nikt raczej już niczego nie buduje, a to co się nazywa domami atrialnymi niewiele ma z nimi wspólnego:
To są domy z ogródkiem, nie okalanym ze wszystkich stron, graniczącym z ogródkiem sąsiadów. Potencjał fortecznej ben-hurowości od razu spada. Meh...
Z wymyślonych przykładów, w takim bogatystycznym stylu, wzorcowym byłby chyba dom Ben Hura (przez który został on wplątany w całą swoją przygodę). Wysokie mury, kryjące odrębny, wewnętrzny świat, cieszący oko tylko właściciela i jego rodziny, niedostępny, niemożliwy do podejrzenia przez obcych, gwarantujący sporo prywatności. W tym konkretnym przypadku kontrast między wnętrzem i zewnętrzem jest zaznaczony roślinnością, czy obecnością wody, podczas gdy na zewnątrz czeka nas brudna pustynia i piach na ulicach. Dom to przestrzeń dla wewnętrznego świata, komfortowa ostoja i azyl przed resztą rzeczywistości. Powinno być tam lepiej, niż jest na zewnątrz.
Starożytne domostwa w mniej spektakularnym stylu, bez jakiegoś wielkiego dziedzińca, otoczonego ze wszystkich stron murami, osiągały coś podobnego na mniejszą skalę, chociażby w Rzymie. Weźmy pod uwagę domus, typowy dom rzymski. Również był otwarty tylko od wewnątrz, zorientowany raczej centralnie, posiadał atrium, wokół którego toczyło się życie.
Impluvium albo było prostym zbiornikiem na deszczówkę, albo stanowiło bardziej urozmaiconą dekorację wnętrza, gdy kogoś było na to stać. Było też głównym źródłem świata, bo okna na zewnątrz były raczej niewielkie. W lecie podczas upałów można było sobie moczyć nogi i obserwować z centralnego miejsca życie domowe, trzymając nad wszystkim pieczę, koszernie i po propertariańsku sięgając wzrokiem na wszystko to, czym się gospodarzyło. Fajna sprawa.
Gdybym więc chciał stawiać dom dla siebie, wybrałbym właśnie jakiś podobny koncept. W takiej postaci nikt raczej już niczego nie buduje, a to co się nazywa domami atrialnymi niewiele ma z nimi wspólnego:
To są domy z ogródkiem, nie okalanym ze wszystkich stron, graniczącym z ogródkiem sąsiadów. Potencjał fortecznej ben-hurowości od razu spada. Meh...