Anarchokapitalizm: co można względem agresora po agresji?

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Ja nie mam obrazu, jestem zewnętrznym wyceniaczem XD (ponieważ, jak to mówicie, nikt nie może być sędzią we własnej sprawie).
Oryginał jest tylko jeden i został przez kogoś zniszczony, a idealna kopia kosztuje w sklepie 5 zł i co?
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 883
12 269
tosiabunio napisał:
No dobrze, ale co z karą? Statystyka jest przeciwko nam. Po prostu będzie się opłacało inicjować agresję (np. kraść) wiedząc, że co najwyżej oddamy to, co ukradniemy, a wiedząc, że wykrywalność nie wynosi 100%, to w sumie wyjdziemy na plus.

Nie wiem, ja pisałem tylko o przywracaniu utraconego posiadania. Naruszenie posiadania nie musi oznaczać od razu przestępstwa. Ot, ktoś może sobie wziąć stojący pod drzewem rower. Jak nie jest przypięty to ciężko powiedzieć czy ktoś go zostawił na chwilę czy też porzucił i można go sobie przywłaszczyć.

W zakresie kary to niestety najlepiej się sprawdza klasyczny odjebizm, tfu, To Czego Nazwy Nie Wymieniamy Przy Stoliku, przynajmniej moim zdaniem. Wszelkiego rodzaju ostracyzmy czy inne zagrywki w stylu Hare Kriszna mogły być faktycznie skuteczne ale moim zdaniem tylko i wyłącznie w małych społecznościach, gdzie każdy jest związany z innymi stosunkami gospodarczymi. W przypadku społeczności większych, gdzie więzi wzajemnych stosunków nie występują (miasta) nie ma to efektu.

Przykładowo, mieszkam w mieście i nie wiem jak ma na imię sąsiad mieszkający obok mnie z jednej strony, a co do tego po drugiej stronie to nawet nie jestem pewien jak wygląda. Stosowanie wobec tego jakiegoś ostracyzmu czy innej formy nieagresywnej nie odnosi skutku bo osoba ta nawet nie będzie o tym wiedziała. Gdybyśmy jednak mieszkali na małej wsi, jeden z nas by produkował mięso, drugi nabiał, a trzeci roślinki, to metody nieagresywne byłyby skuteczne, bo w przypadku wyeliminowania kogoś z obrotu bardzo boleśnie by to odczuł.

Uważam, że w zakresie kar rozproszone modele anarchistyczne się nie sprawdzają. By je wymierzać potrzebne są jakieś formy organizacji. Ryzyko oporu w przypadku prób wymierzania kary jest zbyt duże by się na to porywać samemu, a angażowanie w to osób trzecich jest niezręczne bo gdyby się okazało, że kara nie była słuszna to osoby te ściągnęłyby na siebie ryzyko odwetu.
 
OP
OP
Rattlesnake

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Ciek napisał:
W zakresie kary to niestety najlepiej się sprawdza klasyczny odjebizm, tfu, To Czego Nazwy Nie Wymieniamy Przy Stoliku, przynajmniej moim zdaniem. Wszelkiego rodzaju ostracyzmy czy inne zagrywki w stylu Hare Kriszna mogły być faktycznie skuteczne ale moim zdaniem tylko i wyłącznie w małych społecznościach, gdzie każdy jest związany z innymi stosunkami gospodarczymi. W przypadku społeczności większych, gdzie więzi wzajemnych stosunków nie występują (miasta) nie ma to efektu.

Ostracyzm wymieniłem jako część elementu karnego (swoją drogą bardzo obiecującą) ale zaledwie obok drugiej części - zadośćuczynienia niepieniężnego.

Nie wydaje mi się aby z NAP wynikała konieczność stosowania wyłącznie finansowej, czy też gospodarczo wymiernej formy zadośćuczynienia. Moim zdaniem daje to pole do rynkowego systemu środków podobnych do karnych. Różnica z obecnymi polega na funkcji: tylko zadośćuczynienie pokrzywdzonym (żadna tam ochrona społeczeństwa, funkcja wychowawcza, odstraszająca czy inna).
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 811
Można go zamknąć w przyjemnym pokoiku zaprojektowanym przez najlepszych lewackich projektantów wnętrz... Dobre programy jak zwykle nie zawodzą w doborze tematu i interesujących ciekawostek. Tortury wirtualną i niewirtualną rzeczywistością.

Wstępniak na nowy tydzień: wirtualna rzeczywistość, dla jednych zabawa, dla innych koszmar?

02.02.2015 09:50
Oculus Rift nie trafił jeszcze pod strzechy, większość gier komputerowych wciąż jest opracowywana z myślą o klasycznych wyświetlaczach, ale dobrze widać, że dla branży elektronicznej rozrywki wirtualna rzeczywistość stała się Następną Wielką Rzeczą. To nie tylko gry, ale także filmy – nie tylko kilkuminutowe animacje, ale i wysokobudżetowa pornografia, kręcona z wykorzystaniem znakomitych kamer Epic Red Dragon. Korzystając z pełnych zestawów VR, umożliwiających fizyczne chodzenie po wirtualnych światach (takich np. jak Virtuix Omni) można dziś zapewnić praktycznie kompletną immersję w świat, którego nie ma. I póki patrzy się na to przez pryzmat przemysłu rozrywkowego, wszystko jest fajnie. Wirtualna rzeczywistość jest jednak narzędziem nie mniej uniwersalnym niż nóż, którym możesz zarówno zdjąć izolację z kabla, jak i zamordować drugiego człowieka. Chętnie się opisuje „zabawowe” zastosowania Oculusa i jemu podobnych gadżetów, końcu bowiem wirtualna walka czy rozkosz zawsze będą się dobrze sprzedawać. Znacznie mniej chętnie myśli się o drugim biegunie zastosowań VR, którego uniknąć nie sposób. Wirtualna rzeczywistość może być – i będzie – jedną z najstraszniejszych form tortur i zabijania, jaką wymyślono, tym bardziej atrakcyjną dla współczesnych, że zupełnie bezkrwawą.




Jeden z bohaterów kultowej gry Sida Meiera, przewodniczący Ludzkiego Roju Sheng-ji Yang, tak mówił w swoich Esejach o umyśle i materiiDlaczego miałbym przejmować się twoim cierpieniem? Ból, nawet agonia, to nic innego niż informacje podane zmysłom, dane, którymi karmiony jest umysłowy komputer. To prosta lekcja – otrzymałeś informację, teraz radź sobie z nią. Przejmij kontrolę nad tym co na wejściu, a staniesz się panem tego, co na wyjściu. Ten komunikat towarzyszył filmikowi wyświetlanemu po zbudowaniu jednego z tajnych projektów gry, Wirtualnego Świata, obrazującego podłączonego do systemu VR człowieka, poddanego jakiejś formie wirtualnej tortury – i osiągającego w końcu poprzez dyscyplinę spokój umysłu.

To Wam powie każdy hipnotyzer – percepcja jest wszystkim. Zimna moneta, postrzegana jako rozżarzony węgiel, zada ból zahipnotyzowanemu, a zdarzało się, że wywoła na ciele ślad podobny oparzeniu. Jeśli więc przejąć kontrolę nad percepcją ofiary, jeśli odpowiednio głęboko zanurzyć ją w wirtualnej rzeczywistości koszmaru, czy nie będzie w ten sposób można jej złamać, wymusić zeznań, bez konieczności zadawania fizycznych obrażeń, które później tak źle wyglądają na zdjęciach ujawnianych przez jakieś Wikileaks?

Psychologiczne tortury to oczywiście nic nowego, stosowane były od starożytności, szczególnie w Azji. Sęk w tym, że działania takie jak pozbawianie snu, straszenie, izolacja, seksualne czy kulturowe upokarzanie, bardzo długo nie były uważane za torturę. Ujęto je dopiero w Międzynarodowej Konwencji przeciwko Torturom, podpisanej w 1984 roku, ale w praktyce medycznej Stanów Zjednoczonych samo pojęcie „tortury psychologicznej” zaczęło oficjalnie funkcjonować dopiero w 1995 roku. Ratyfikacja zakazu tortur oczywiście nie przeszkodziła w ich stosowaniu. Wystarczyło zmienić nazwę na ulepszone metody przesłuchań, by w więzieniu Abu Ghraib iraccy jeńcy mogli posmakować piekła.

W swoich ulepszonych metodach przesłuchań Amerykanie okazali się mało wyrafinowani, a ich działania pozostawiły tyle śladów, że zatarcie skandalu okazało się niemożliwe. Najwyraźniej nie przyjrzeli się pomysłom z czasów hiszpańskiej wojny domowej, podczas której to anarchiści budowali wyrafinowane cele „psychotechnicznych tortur” dla faszystów. Nie trzeba było tam nikogo bić – inspirowani ideami radykalnej sztuki XX wieku oprawcy potrafili zbudować przestrzeń, w której samo przebywanie szybko łamało psychicznie najtwardszych więźniów. Technikę tę można było nazwać odwróceniem wszystkich zasad feng shui – agresywne kąty, pokrywające ściany okropne kompozycje geometryczne i kolorystyczne, prycza o nachylonej powierzchni, praktycznie uniemożliwiająca spanie, czy podłoga sztukowana nieregularnie rozmieszczonymi przeszkodami, nie pozwalająca więźniowi nawet na krótki spacer. Awangardowe teorie estetyki pozwoliły zbudować miejsce, w którym najtwardsi mężczyźni pękali po kilku dniach.



A co, jeśli taką przestrzeń odtworzyć w wirtualnej rzeczywistości? Już dziś mogliśmy zobaczyć, co potrafią zrobić z ludźmi horrory dla Oculus Rifta. W zeszłym roku dyrektor kreatywny firmy Cloudhead Games, opracowującej gry VR stwierdził, że jesteśmy blisko pierwszej śmierci ze strachu, wywołanej szokiem doświadczonym w grze. W końcu ktoś kogoś tak przestraszy, że serce tego nie wytrzyma. O ile każda praktycznie gra może wywołać reakcje fizjologiczne, to jednak dziś graczom łatwo się uspokoić – odwrócą głowę, zdejmą słuchawki z uszu. Z pełnym zestawem VR nie będzie tak łatwo. I nie trzeba do tego chorować na serce. Dostępne są dane medyczne, z których wynika, że każdy może umrzeć ze strachu, gwałtowny skok adrenaliny może doprowadzić do sytuacji, w której pompa wapniowa zmusi mięsień sercowy do sekwencji niekończących się skurczy.




Wirtualizacja psychologicznych tortur może okazać się równie skuteczna, a przy tym znacznie bardziej atrakcyjna dla katów związanych z instytucjami państwowymi. Do łamania ludzi wystarczy zestaw VR i odpowiednio przygotowane oprogramowanie, nie trzeba będzie budować specjalnych cel, nie mówiąc już o pozostawiającej ślady fizycznej brutalności. Abu Ghraib naszych czasów będzie mogło wyglądać bardzo czysto, wręcz klinicznie, tak że żadne Amnesty International nie będzie się miało do czego przyczepić. Efekty – złamani na całe życie ludzie, nękani pourazowym stresem – będą takie same.

Dlatego ekscytując się nadchodzącą erą Następnej Wielkiej Rzeczy w branży rozrywkowej warto pamiętać, że kij ma dwa końce – i każde techniczne ulepszenie Oculus Rifta czy jemu podobnych urządzeń, które miałoby służyć ulepszeniu wrażeń podczas gry czy wirtualnej orgii, posłuży też kiedyś komuś do bardziej skutecznego wyciągania zeznań z jeńców, czy wręcz po prostu znęcania się nad nimi z czystego okrucieństwa.

Kończąc tą nieoptymistyczną refleksją na temat nowego wspaniałego świata Oculusa, zapraszam do kolejnego tygodnia z naszym portalem. Obiecuję, że nie będziemy stosowali tortur, a wręcz przeciwnie – postaramy się o jak najatrakcyjniejsze dla Was treści.


Pomysł na anty-feng shui bardzo mi się podoba, bo jestem dość łagodnym człowiekiem, więc w akapie z pewnością nie byłbym przekonującym i zawziętym oprawcą. Jeżeli sama odpowiednio zorganizowana przestrzeń jest w stanie mnie wyręczyć z tego rodzaju obowiązków, to ja kupuję to rozwiązanie. Można tak urządzić pokój "gościnny" dla intruzów w swojej piwnicy.
 
Do góry Bottom