Squattersi, własność prywatna i takie tam

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
Dość popularnym ostatnio tematem w polskojęzycznym mediach jest ostatnio sprawa pewnej posiadłości w Warszawie przy ulicy Elbląskiej, wśród tej rzadziej myjącej się części warszawskiej młodzieży lepiej znany jako squat "Elba"
Ogólnie sprawa jest z pozoru prosta: teren został zajęty nielegalnie, znalazł się właściciel i wyprosił towarzystwo ze swojej własności. Nie trzeba być hardcore propertarianinem żeby stwierdzić kto ma tu rację.

ALE!
Z tego co wiem, to ten teren jest własnością gminy Warszawa, a ten prywatny właściciel nie kupił, a tylko wydzierżawił teren. A ponieważ użytkownikami tego squatu są mieszkańcy Wawy, to czy nie można przyjąć, że to ONI są (współ)właścicielami terenu? przecież też płacą podatki! (chyba :rolleyes: ) Czy w takim razie ich prawo (współ)własności nie stoi wyżej niż prawo dzierżawcy? Czy miasto/gmina/państwo nie działa trochę jak spółka akcyjna? Czy burmistrz nie jest kimś w rodzaju zarządcy , jakiejś rady nadzorczej, która po prostu podejmuje decyzje w imieniu swoich akcjonariuszy? A jeśli tak, to czy nie można by było po prostu wydzielić części wspólnego majątku jako "swojego" kawałka Warszawy?

Druga sprawa: jak daleko może sięgać prawo własności? na ile wieków wstecz? do początków świata? chodzi mi o to: squattersi nie wbijają się do cudzych, zamieszkałych domów, tylko do jakiś ruder, porzuconych, lub o niejasnej własności. Często wręcz konserwują te domy, chroniąc przed totalnym zniszczeniem. Jeżeli włożyli to swoją pracę, pieniądze w remonty, to czy nie należy im się chociaż jakiś % od wykonanej pracy i zakupionych materiałów? Trochę ta sytuacja przypomina co się dzieje teraz na tzw. Ziemiach Odzyskanych: Niemcy podczas wojny opuszczają w popłochu dom, budynek zostaje spalony że tylko elewacja zostaje, po wojnie Polacy odbudowują dom prawie od podstaw ( wykorzystując nie zburzoną elewację) a po 60 latach przychodzą potomkowie wypędzonych i żądają zwrotu "ich" domu. Według mnie są co najwyżej właścicielami oryginalnej ściany. Albo inny przypadek: kupuję sobie ziemię we Włoszech, chcę sobie wybudować domek letniskowy, kopię fundamenty i trafiam na jakieś ruiny z czasów Imperium Romanum. I nagle przychodzi do mnie jakaś banda Włochów i twierdzi że są to ruiny domu Jakiegoś rzymskiego senatora Bigusa Dickusa i że oni prześledzili swoje drzewa genealogiczne dwadzieścia wieków wstecz i że są oni prawowitymi właścicielami tego terenu jak i mojego domku
 
D

Deleted member 427

Guest
Czy w takim razie ich prawo (współ)własności nie stoi wyżej niż prawo dzierżawcy?

Ponieważ żyjemy w epoce, w której mnogość dyskursów jest wartością samą w sobie, odpowiem ci w duchu mnogości dyskursów, bo prawda leży pośrodku:

Komunista/anarcho-komunista: Wydarzenia w Elblągu odsłoniły prawdziwe oblicze tej jawnej dyktatury terrorystycznej w większości reakcyjnych, szowinistycznych i imperialistycznych elementów kapitału finansowego.

Neo-post-lewak: Zdekonstruujcie własność! Zlokalizujcie w niej metafizycznie pęknięcie. Miejsce, gdzie tekst sam, nieświadomie dokonuje transgresji uprzednio ustalonych przez siebie granic. I bezlitośnie wykażcie płynność kontekstów, ośmieszając roszczenia właściciela!

Soc-demokrata: Powinno się czym prędzej zwołać sesję parlamentu i przedyskutować tę sprawę. W ostateczności możemy przeprowadzić konsultacje społeczne, ewentualnie poprosić o rozstrzygnięcie Europejski Trybunał Sprawiedliwości.

Frederic Bastiat: Wydarzenia w Elblągu to jest to, co widać. Pytanie, czego nie widać.

Korwin: Za Hitlera nie było squatów.

Faszysta: Normalnie powinno być tak, że przychodzi posterunkowy (sztuk 1) 3 dni wcześniej i wręcza nakaz opuszczenia posesji do dnia tego-i-tego-godziny-takiej-a-takiej. Po czym przychodzi danego dnia o danej godzinie trzech posterunkowych (lub dwóch z psem) i jak kogoś widzą, to wyciągają broń maszynową i klient ma do wyboru: łapy do góry i pod ścianę albo kulkę. Tych co grzecznie stanęli pod ścianą należy skuć, po czym spisać i rozpuścić lub zatrzymać do wyjaśnienia. Zwłokami ma się zająć inna ekipa.

Ks. Natanek: Wiedziałem! Wiedziałem, że do tego dojdzie!

Jefferson: Lubię mieć od czasu do czasu małą rebelię tu czy tam. Duch oporu wobec rządu jest tak cenny, że chciałbym, aby był zawsze żywy. Często będzie się przejawiał w błędnych sprawach, ale lepsze to, niż w ogóle brak jakichkolwiek przejawów.

Wulgarny libertarianin: Nie mogli się zrzucić i kupić jakiejś starej zagrody na zadupiu? Zrobiliby tam kolektywistyczny burdel, ćpalnię, jebalnię czy bufet sałatkowy i jeszcze by na tym zarobili. Zwykli ludzie, a zachowują się jak gołębie, które squotują w każdej dziurze.

Propertarianin: Czyja to była własność?

Kinga Dunin: Mam cipke hehehe.
 
A

Antoni Wiech

Guest
kawador, miażdzysz :D

father Tucker napisał:
ALE!
Z tego co wiem, to ten teren jest własnością gminy Warszawa, a ten prywatny właściciel nie kupił, a tylko wydzierżawił teren. A ponieważ użytkownikami tego squatu są mieszkańcy Wawy, to czy nie można przyjąć, że to ONI są (współ)właścicielami terenu? przecież też płacą podatki! (chyba :rolleyes: ) Czy w takim razie ich prawo (współ)własności nie stoi wyżej niż prawo dzierżawcy? Czy miasto/gmina/państwo nie działa trochę jak spółka akcyjna? Czy burmistrz nie jest kimś w rodzaju zarządcy , jakiejś rady nadzorczej, która po prostu podejmuje decyzje w imieniu swoich akcjonariuszy? A jeśli tak, to czy nie można by było po prostu wydzielić części wspólnego majątku jako "swojego" kawałka Warszawy?
Szukałem w necie i raz piszą, że ta firma dzierżawi ten teren, a raz, że jest właścicielem. Dodatkowo nie można znaleźć od kiedy ta firma jest właścicielem (dzierżawcą) tego terenu. Czy była ZANIM się wpakowali tam ci squtersi czy już w trakcie podpisała umowę z gminą. Jednak raczej z tekstów na ten temat wynika raczej, że była wcześniej, ZANIM wpadli tam squotersi.

Natomiast to nie rozwiązuje sprawy jeśli chodzi o własność z pozycji libertarianskiej. Dlaczego bowiem ktoś ma respektować (w tym wypadku squotersi) prawo własności nabyte od gminy, czyli rządowej mafii?

Z drugiej strony, jak jakiś Kowalski, żeby móc prowadzić działalność wykupi od gminy jakiś teren i wpadnie mu grupka ludzi na niego, to czemu ma się godzić na to? Chyba, żeby uznać, że wszelkie umowy z państwem są nieważne, ale to uniemożliwa w wielu przypadkach prowadzenie działalności gospodarczej w mieście.

Pojebane to jest, jak w prawie każdym przypadku jak w relacje międzyludzkie wpierdala się państwo.
 

Cyberius

cybertarianin, technohumanista
1 441
36
father Tucker napisał:
Z tego co wiem, to ten teren jest własnością gminy Warszawa

Druga sprawa: jak daleko może sięgać prawo własności?
Prawie wszystkie tereny w Warszawie miały właściciela, po wojnie wbrew ich woli ta własność została skonfiskowana [patrz podobny wątek /wiadomości] -nie z ich winy ta własność nie została im jeszcze zwrócona, oni po 89 wspierali po kolei wszytkich prawicowych polityków którzy łgali jak bure konie.

Inny przykład z Krakowa, po 45 wielu żydowskich właścicieli co roku przysyłało do miasta podatek za nieruchomości pomimo tego że nie mieszkali tam [ zwykle w USA lub Izrael] a często kamienice zostały przejęte przez miasto. Wcale nie porzucili swojej własności.


Polacy odbudowują dom prawie od podstaw ( wykorzystując nie zburzoną elewację) a po 60 latach przychodzą potomkowie wypędzonych i żądają zwrotu "ich" domu.

Własność jest własnością
. Ci co rządzą muszą z tego jakoś wybrnąć, bo chyba wiedzieli co robią! Pamiętam jak przed integracją z ue mocherowe oszołomy związane z RM [ np. Macierewicz] apelowały o przekaznie za darmo lub prawie za darmo domów [ z aktami własności i wpisem do ksiąg wieczystych] dla mieszkanców ziem zachodnich. Pamietam też jak podczas powodzi przyjechali niemcy aby ratować ...archiwa z dawnymi księgami wieczystymi. Debile z mejnistrimowych stacji z podniecenia przebierały nogami, dopiero potem okazało się że niemcy ratowali głównie przedwojenne archiwa a nie na przyklad stare kamienice na trójkącie bermudzkim albo małe sarenki z wrocławskiego ZOO :)
Generalnie jeżeli Palikot i Komorowski [ partia rosyjska] nie obalą Tuska [ partia niemiecka] masowych pozwów raczej nie będzie. Z chwilą gdy Rosja będzie chciała przejąc całą władzę nad polską z pewnością pojawią się tego typu problemy


Przy pkazji komentarz z forum na cia. media.pl:

norbo, Śro, 2012-03-28 16:21

Pani z firmy twierdzi, że firma płaci ponad 300 tys. podatku rocznie za ten budynek? To kur*** jak wysokie są te podatki w Warszawie? Ile musi być warty taki budynek? pewnie kilka miliardów...
:)
 
A

Anonymous

Guest
1. Jeżeli własność jest gminy, to squattersi byli pierwsi i sprywatyzowali na dziko. Własność jest ich. Mimo, że często tworzą to w imię kolektywnych idei, to nie są instytucją państwową, która zmusza innych. Spór byłby w przypadku gdyby znalazł się pierwotny właściciel któremu znacjonalizowano nieruchomość. Wtedy on ma pierwszeństwo. To jest sprawa sądu i arbitrów rynkowych. Oni tak jak teraz będą za to brali ciężką kasę ;). Oczywiście jak ktoś ma wszelkie papiery, dowody, to może wywalić siłą lokatorów. Widzę inny problem, czyli włożone pieniądze w nieruchomość tzn. jakieś remonty i rozbudowy. Państwo tu wprowadziło w błąd twierdząc, że to państwowa ziemia, którą można legalnie zawłaszczyć. Trzeba by z państwowego majątku wypłacić odszkodowanie skłotersom, albo dać lokal zastępczy. Problem jak się wszystko już sprywatyzuje, rozda na odszkodowania, bo nie będzie z czego. Czyli mamy sytuację w stylu gówno wartych weksli. Całe szczęście, że coraz więcej rzeczy się prywatyzuje i wiele ksiąg wieczystych spłonęło i zaginęło w toku dziejów.

Znany są przypadki oszustw z Teksasu po tym jak spłonęły różne księgi wieczyste i dokumenty, w drugiej połowie XIX wieku. Republika Teksasu w zamian za służbę wojskową rozdawała ziemię( ściślej za wojnę o niepodległość), potem wielu twierdziło, że walczyło lub są spadkobiercami. Zainteresowani niech sobie szukają na google o Teksasie w kontekście Bounty Warrants & Donation Certificates.

2. Prawo własności sięga tak daleko wstecz, ile jest papierów na to, jakichś dowodów w stylu zeznanie wszystkich mieszkańców z okolicy, etc. Zobacz temat na forum o Carsonie.

3. A propos poniemieckich własności. Polsce te ziemie i wszystko co się na nich znajdowało zostały przyznane w traktacie pokojowym. A ściślej podczas konferencji poczdamskiej. Za to słyszałem, że na Mazurach wygląda to tak, że to polscy obywatele którzy w latach np. 70 wyjechali do RFN, teraz się sądzą o swoje domy. Mają polskie paszporty. Sprawę zjebał PRL, chodzi o wszelkie akty własności, księgi wieczyste, etc.

http://www.historycy.org/index.php?show ... t&p=601187 - tu koleś pisze ile jeszcze Niemcy wiszą kasy Polsce, więc stwierdza, że to państwo niemieckie powinno wypłacać odszkodowania swoim obywatelom. Z tej sumy co wisi.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
kawador napisał:
Faszysta: Normalnie powinno być tak,...


Heeeheee.
Zostałem faszystą ;) a ja po prostu lubię jasne i proste rozwiązania. Kiedyś ci co byli przekonani do swych racji, byli gotowi oddawać za nie życie. A ci squtersi słabo bronili swych racji. Ja mam szacunek dla niemieckich squtersów, ci przynajmniej walczą o swe racje z koktajlami, procami i petardami.
 
OP
OP
father Tucker

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
kawador napisał:
Ponieważ żyjemy w epoce, w której mnogość dyskursów jest wartością samą w sobie, odpowiem ci w duchu mnogości dyskursów, bo prawda leży pośrodku:

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź :D

Antoni Wiech napisał:
Dlaczego bowiem ktoś ma respektować (w tym wypadku squotersi) prawo własności nabyte od gminy, czyli rządowej mafii?

Z drugiej strony, jak jakiś Kowalski, żeby móc prowadzić działalność wykupi od gminy jakiś teren i wpadnie mu grupka ludzi na niego, to czemu ma się godzić na to?[...]

Pojebane to jest, jak w prawie każdym przypadku jak w relacje międzyludzkie wpierdala się państwo.

Myślę, że to nie jest problem wpierdalania państwa, tylko problemu własności wspólnej i efektywnego nim zarządzania. Wyobraź sobie taką sytuację: wszyscy ludzie z tego forum zrzucają się na zakup bloku mieszkalnego. I ja zajmuję jedno z mieszkań, bo nie mam gdzie mieszkać. Coś tam zaczynam remontować, urządzać i nagle, reszta z forumowiczów postanawia wynająć akurat to mieszkanie, w którym jestem i muszę się z niego wynosić. Czy w tym przypadku działa zasada "większość ma rację"? czy "liberum veto"?

Prawo własności sięga tak daleko wstecz, ile jest papierów na to, jakichś dowodów w stylu zeznanie wszystkich mieszkańców z okolicy, etc.

Czy to znaczy, że wielkie połacie Stanów Zjednoczonych należy oddać Indianom? :huh: Ja w sumie uważam że tak, tylko będzie tyle odkręcania że to chyba niemożliwe...
 

noother

Active Member
109
185
Mały słownik squatersko-polski :)

czyjaś własność – pustostan, marnotrawione dobro
dziki lokator - squater,
haracz – zadośćuczynienie za wyniesienie się,
koczowisko, melina – squat,
Mekka nieprzystosowanych – Elba,
obywatel – niewolnik systemu,
prasowa „papuga” – Dubrowska, Karpieszczuk,
umowa społeczna, prawo – system
włam – inicjatywa kolektywu,
wyrok sądowy – represja
zadyma – obywatelski protest.
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
Powinni im dać szansę zapłacenia czynszu za swój pustostan... nie zapłacą to na ulicę, zapłacą to niech firma znajdzie iny pustostan :D
 
A

Anonymous

Guest
father Tucker napisał:
Czy to znaczy, że wielkie połacie Stanów Zjednoczonych należy oddać Indianom? :huh: Ja w sumie uważam że tak, tylko będzie tyle odkręcania że to chyba niemożliwe...

Kurczę, o tym gadaliśmy całkiem niedawno na forum... Nie pamiętam nazwy tematu. W wielkim skrócie to nie, bo europejskie choroby wytłukły większość Indian. Miliony. Druga rzecz jest taka, że angielscy i holenderscy( nie wiem jak innych nacji) koloniści starali się kupować ziemię od Indian. Ale nie znam dokładnych danych, jaki procent był zakupiony, a jaki po prostu zawłaszczony bo nie był już zamieszkany.

Podczas podboju Mezoameryki i Imperium Inków, epidemie szalały setki kilometrów od miejsca gdzie widziano białych.
 

VernonSmith

New Member
212
2
czyjaś własność – pustostan, marnotrawione dobro
dziki lokator - squater,
haracz – zadośćuczynienie za wyniesienie się,
koczowisko, melina – squat,
Mekka nieprzystosowanych – Elba,
obywatel – niewolnik systemu,
prasowa „papuga” – Dubrowska, Karpieszczuk,
umowa społeczna, prawo – system
włam – inicjatywa kolektywu,
wyrok sądowy – represja
zadyma – obywatelski protest.
Widać że pisał to jakiś socjaldemokrata i miłość państwa w celu zdyskredytowania squottersów. [/u]
 

Sotion

New Member
24
5
Odnośnie samego squotu "Elba" - mam kilku znajomych, którzy niemal na noże i topory poszli w tej sprawie: jeden jest wielkim obrońcą squotowców, nawet z policją się szarpał w ich obronie (swoją drogą - ponoć specjalnej wdzięczności nie okazywali...), kilku innych traktuje ich jak zwykłych bandziorków.

Ale do czego zmierzam: ponieważ o sprawie słyszałem tylko z drugiej ręki, nie znałem szczegółów, to zapytałem kumpla tego "obrońcy squotowców", jak sprawa w ogóle wygląda. I jakie było jego zdziwienie, kiedy chciałem się dowiedzieć, CZYJ tak naprawdę i na jakiej zasadzie był ten teren. Zapytałem po prostu, do kogo to konkretnie należało, czy była to własność prywatna czy jakiś wynajem, dzierżawa czy co (jak mówię - sprawy prawie w ogóle nie znałem). A kumpel na to oczy szerokie ze zdumienia i mówi: "ale tam biednych ludzi wyrzucali, co za różnica, czyje to było, tak nie może być!". Nawet nie umiał mi powiedzieć, czy dostawali wcześniej jakieś ostrzeżenia czy prośbę o opuszczenie miejsca.

Ponieważ nie znałem sprawy, to żeby móc ocenić sytuację, chciałem się dowiedzieć, KTO MA RACJĘ - po czyjej stronie stała słuszność, do kogo to należało, kto jest właścicielem, a kto zajmuje cudzy teren. Ale kumpel nie umiał mi na to odpowiedzieć, bo sam nie wiedział - nie interesowało go to, liczyło się tylko, że ktoś jakichś "biednych ludzi" stamtąd wyrzuca. A czyje to było, na jakich zasadach etc. - to już dla niego sprawa trzeciorzędna.

Historyjkę przytaczam tak tylko, dla wiadomości, że niektórych ludzi (w tym wypadku - np. wolnościowców) obchodzi, kto ma rację - ale większość ma to głęboko w dupie.

Pozdrawiam.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
W takich środowiskach zazwyczaj jest tak, że część jest biedna, ale druga część jest bogata. Przecież gdyby wszyscy tam byli biedni, to nie mogliby się lansować we freeshopach i nie mieliby czasu na swoją twórczość
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 033
Różowo-komusze kierowanie się empatią zamiast zasadami. W ich świecie możesz komuś coś zabrać, tylko dlatego, że jest ci przykro.
To są ludzie, w których naturze leży np. niedotrzymywanie umów "bo coś tam, bo ktoś się popłakał". W normalnym świecie najlepiej będzie jak znajdą sobie jakiegoś filantropa, na którego terenie będą sobie siedzieć w swoim komuszym sosie, malując bohomazy i naprawiając te swoje wspólne rowery, inaczej marnie skończą.
 
OP
OP
father Tucker

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
Dobra, odgrzewam wątek, bo mam podobną historię:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomo...iw_anarchistom__W_centrum.html?as=2&startsz=x

Interesuje mnie przedostatni akapit:
Poznańska adwokat Agnieszka Rybak-Starczak komentuje na gorąco: - Policja miałaby prawo interweniować, gdyby doniesienie o zajęciu kamienicy właściciel złożył niezwłocznie. Ale zrobił to dopiero po kilku miesiącach. W takiej sytuacji należało przeprowadzić już normalną procedurę eksmisyjną, bo mamy do czynienia z tzw. ochroną spokoju posiadania. W mojej ocenie policja nie miała prawa wejść do kamienicy.

Co to jest ta ochrona spokoju posiadania? Jak nie kupili nieruchomości to nie posiadają, nie?
 

papuv

Member
196
5
Dość popularnym ostatnio tematem w polskojęzycznym mediach jest ostatnio sprawa pewnej posiadłości w Warszawie przy ulicy Elbląskiej, wśród tej rzadziej myjącej się części warszawskiej młodzieży lepiej znany jako squat "Elba"
Ogólnie sprawa jest z pozoru prosta: teren został zajęty nielegalnie, znalazł się właściciel i wyprosił towarzystwo ze swojej własności. Nie trzeba być hardcore propertarianinem żeby stwierdzić kto ma tu rację.

ALE!
Z tego co wiem, to ten teren jest własnością gminy Warszawa, a ten prywatny właściciel nie kupił, a tylko wydzierżawił teren. A ponieważ użytkownikami tego squatu są mieszkańcy Wawy, to czy nie można przyjąć, że to ONI są (współ)właścicielami terenu? przecież też płacą podatki! (chyba :rolleyes: ) Czy w takim razie ich prawo (współ)własności nie stoi wyżej niż prawo dzierżawcy? Czy miasto/gmina/państwo nie działa trochę jak spółka akcyjna? Czy burmistrz nie jest kimś w rodzaju zarządcy , jakiejś rady nadzorczej, która po prostu podejmuje decyzje w imieniu swoich akcjonariuszy? A jeśli tak, to czy nie można by było po prostu wydzielić części wspólnego majątku jako "swojego" kawałka Warszawy?

Druga sprawa: jak daleko może sięgać prawo własności? na ile wieków wstecz? do początków świata? chodzi mi o to: squattersi nie wbijają się do cudzych, zamieszkałych domów, tylko do jakiś ruder, porzuconych, lub o niejasnej własności. Często wręcz konserwują te domy, chroniąc przed totalnym zniszczeniem. Jeżeli włożyli to swoją pracę, pieniądze w remonty, to czy nie należy im się chociaż jakiś % od wykonanej pracy i zakupionych materiałów? Trochę ta sytuacja przypomina co się dzieje teraz na tzw. Ziemiach Odzyskanych: Niemcy podczas wojny opuszczają w popłochu dom, budynek zostaje spalony że tylko elewacja zostaje, po wojnie Polacy odbudowują dom prawie od podstaw ( wykorzystując nie zburzoną elewację) a po 60 latach przychodzą potomkowie wypędzonych i żądają zwrotu "ich" domu. Według mnie są co najwyżej właścicielami oryginalnej ściany. Albo inny przypadek: kupuję sobie ziemię we Włoszech, chcę sobie wybudować domek letniskowy, kopię fundamenty i trafiam na jakieś ruiny z czasów Imperium Romanum. I nagle przychodzi do mnie jakaś banda Włochów i twierdzi że są to ruiny domu Jakiegoś rzymskiego senatora Bigusa Dickusa i że oni prześledzili swoje drzewa genealogiczne dwadzieścia wieków wstecz i że są oni prawowitymi właścicielami tego terenu jak i mojego domku
Właścicielem jest ten, kto stoi w księdze wieczystej jako właściciel, lub jego spadkobierca.
Amen.
Teraz mówcie jaka to opcja.
 

margines

wujek dobra rada
626
84
Ja tam np. nie wiem co to jest własność w tym kraju i czy takie pojęcie w ogóle istnieje. Już chyba zresztą gdzieś tutaj ten temat był poruszany.. Nie ma własności na terenie RP, bo właścicielem jest zawsze RP. Kupując lokal czy ziemię na własność płacisz od tego regularnie podatek, za swoje byś chyba nie płacił, nie? Podatek od nieruchomości, od gruntu, za użytkowanie wieczyste (co to kurwa za pojęcie w ogóle), za drogę przed domem itp. A najlepsze jest to, że właścicielom mieszkań, które wykupili już na własność np. 40 lat temu, państwo łaskawie pozwala po raz kolejny wykupić je na własność i jeszcze raz zapłacić podatek :) Ciek papugo, wyjaśnij mi pojęcie "użytkowania wieczystego", bo nie łapię, przy okazji napisz na czym polega własność.
 

papuv

Member
196
5
Ja tam np. nie wiem co to jest własność w tym kraju i czy takie pojęcie w ogóle istnieje. Już chyba zresztą gdzieś tutaj ten temat był poruszany.. Nie ma własności na terenie RP, bo właścicielem jest zawsze RP. Kupując lokal czy ziemię na własność płacisz od tego regularnie podatek, za swoje byś chyba nie płacił, nie? Podatek od nieruchomości, od gruntu, za użytkowanie wieczyste (co to kurwa za pojęcie w ogóle), za drogę przed domem itp. A najlepsze jest to, że właścicielom mieszkań, które wykupili już na własność np. 40 lat temu, państwo łaskawie pozwala po raz kolejny wykupić je na własność i jeszcze raz zapłacić podatek :) Ciek papugo, wyjaśnij mi pojęcie "użytkowania wieczystego", bo nie łapię, przy okazji napisz na czym polega własność.
A nie jest tak, że użytkowania wieczystego nie możesz dziedziczyć ?
 

sierp

to ja :-)
577
305
Dobra, odgrzewam wątek, bo mam podobną historię:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomo...iw_anarchistom__W_centrum.html?as=2&startsz=x

Interesuje mnie przedostatni akapit:


Co to jest ta ochrona spokoju posiadania? Jak nie kupili nieruchomości to nie posiadają, nie?

Posiadanie to co innego niż własność - odnosi się do stanu faktycznego. W tym przypadku ktoś tam był właścicielem, ale ci, co od paru miesięcy siedzieli w budynku posiadali go (choć w złej wierze). Polskie prawo zakazuje samowolnego naruszenia posiadania nawet jeśli jest to posiadanie w złej wierze (at. 342 kc). Czyli nie można samowolnie zaprowadzać sprawiedliwości w tym zakresie. Jeśli właściciel chce odzyskać swoją rzecz, musi najpierw dowieść, że nim jest i zrealizować swoje roszczenie na drodze sądowej.

http://prawoprosto.pl/prawo-cywilne/prawo-rzeczowe/255-ochrona-posiadania.html
 

sierp

to ja :-)
577
305
Właścicielem jest ten, kto stoi w księdze wieczystej jako właściciel, lub jego spadkobierca.
Amen.
Teraz mówcie jaka to opcja.

To, że ktoś jest zapisany w księdze wieczystej jako właściciel nie oznacza jeszcze koniecznie, że nim jest. Wpis mógł zostać dokonany z naruszeniem prawa (np. po przedstawieniu sfałszowanych dokumentów), albo mogło być tak, że wbrew prawu nie dokonano zmiany wpisu.
 
Do góry Bottom