http://www.polityka.pl/tygodnikpoli...-zjednoczenia-wloch-wlosi-sa-zjednoczeni.readPołudniowcy natychmiast odpowiadają: „Ci z północy nas podbili, okradli i wykorzystują do dziś”. Według narracji rewizjonistów państwotwórczej propagandy i oleodrukowej wersji historii, Garibaldi niczym kondotier Królestwa Sardynii i Piemontu Sabaudów napadł na mlekiem i miodem płynące Królestwo Obojga Sycylii Franciszka II Burbona, a piemontczycy najpierw obrabowali banki, potem mieszkańców, a na koniec urządzili buntującym się krwawą jatkę. Od tej pory do dziś, przekonują, bogata północ traktuje południe jak kondominium i rynek zbytu swoich towarów.
Większość badań historyków i ekonomistów po części te zarzuty potwierdza. Zadłużony po uszy horrendalnymi kosztami zjednoczeniowej wojny na północy z Habsburgami rząd w Turynie przejął burbońskie banki i zdeponowany w nich kruszec, wymienił posiadające parytet w złocie burbońskie dukaty na papierowe liry po kursie wziętym z sufitu. Siłą rzeczy znikły wysokie cła prewencyjne, które chroniły producentów na południu przed konkurencją. W ten sposób pieniędzmi południa rząd Królestwa Włoch spłacił swoje długi i sfinansował podbój, a południowcy z dnia na dzień stali się nędzarzami. Południem zaczęli rządzić namiestnicy z północy, oferując zamówienia państwowe swoim kolegom z Piemontu i Lombardii.
Zderzyły się ze sobą dwa światy – feudalny południa i raczkującego kapitalizmu północy. Północ narzuciła południu system organizacji państwa i prawa, wraz z poborem do wojska i drakońskimi podatkami. Za Burbonów było ich wszystkich 5. Sabaudowie dodali aż 17 nowych. Chłopi liczyli na obiecaną im przez Garibaldiego ziemię, tymczasem przyszło im pracować u tych samych latyfundystów i w przejętych majątkach kościelnych na jeszcze gorszych warunkach.
Nic dziwnego, że już w 1861 r. na południu rozpoczął się bunt. Grasowały setki band tzw. brygantów – w apogeum było to 30 tys. uzbrojonych buntowników plus wspierający ich miejscowi mieszkańcy. Wojna domowa trwała 5 lat. Do stłumienia buntu młode państwo włoskie wysłało z północy połowę swojej armii – 120 tys. żołnierzy. Rozstrzelano 9 tys. brygantów i 20 tys. ludności cywilnej. 40 tys. wylądowało na długie lata w więzieniach, a nawet obozach koncentracyjnych. Według niektórych źródeł, było aż 100 tys. śmiertelnych ofiar, a w wydanej niedawno na ten temat książce Pino Aprilego „Terroni” jest mowa o ludobójstwie miliona.
Terrone jest przekonany, że właśnie wtedy przetrącono mu kręgosłup. Z wypiekami opowiada o zbrodniach Piemontczyków, jakby wydarzyły się wczoraj. Dzisiejsze zacofanie i biedę południa tłumaczy trwającym rzekomo do dziś rabunkiem, prowadzonym przez zdominowany przez polentonich rząd, oligarchię przemysłowców i finansjery. Podobnie widział sprawy założyciel Włoskiej Partii Komunistycznej Antonio Gramsci. W tej optyce korupcja, powszechne na południu dojenie państwa, a nawet działalność mafii to mniej lub bardziej uprawniona samoobrona przed opresyjnym państwem – nadal, zdaniem terronich, emanacją uzurpowanej władzy narzuconej z północy.