- Moderator
- #1
- 8 902
- 25 803
lebiediew i pampalini rozpływają się nad pracą tego gościa, a ja szczerze mówiąc, nie widzę w niej niczego przełomowego. Wysłuchałem kilku jego wykładów, przeczytałem parę tekstów i poza potraktowaniem tego jako propozycji określonej strategii do rozpoczynania konwersji (którą i tak zazwyczaj stosuje się na samym początku), nie za bardzo widzę potencjału tego stanowiska do rozstrzygania jakichś poważniejszych problemów.OK, to skoro Wam się podobają niusy sprzed roku, wrzucę jeszcze jeden.
W styczniu zeszłego roku niejaki Michael Huemer, profesor filozofii z Uniwersytetu w Kolorado, wydał książkę "The Problem of Political Authority". Rzecz szybko zdobyła rozgłos w środowisku libertarian. Huemer prezentuje odmienny styl obrony libertarianizmu od Rothbarda lub Friedmana. Stwierdza, że libertarianizm można obronić nie wikłając się ani w aksjomaty, ani w ekonomię. Swoje podejście nazwał "common sense libertarianism", co ma go odróżniać od libertarianizmu deontologicznego i konsekwencjonalistycznego. Wyraźnie odciął się też zresztą od wymienionych już w tym wątku "Libertarian krwawiącego serca" i poświęcił obszerny rozdział krytyce "umowy społecznej" oraz teorii Rawlsa.
Huemer stawia tezę, że żadnemu myślicielowi nie udało się nigdy faktycznie usprawiedliwić istnienia władzy. Jego teza jest silniejsza od tez Rothbarda lub Friedmana, którzy mówili, że istnienie władzy jest niekompatybiline jedynie z aksjomatem nieagresji lub utylitaryzmem. Huemer uważa, że władza nie jest kompatybilna z żadnym zdroworozsądkowym światopoglądem lub kodeksem etycznym. A więc, jak twierdzi, nie musimy rozwiązać wszystkich łamigłówek z atomowymi krasnalami, drezynami przejeżdżającymi ludzi ani zagłodzonymi dziećmi, żeby uzasadnić sensowność szeroko rozumianego anarchokapitalizmu. Możemy opierać się na intuicjach moralnych przeciętnego człowieka i przy założeniu, że nie jest Adolfem Hitlerem, pokazać mu, że ich naturalną konsekwencją jest anarchokapitalizm.
I am the first to say that libertarian authors have frequently relied upon controversial philosophical assumptions in deriving their political conclusions. Ayn Rand, for example, thought that capitalism could only be successfully defended by appeal to ethical egoism, the theory according to which the right action for anyone in any circumstance is always the most selfish action. Robert Nozick is widely read as basing his libertarianism on an absolutist conception of individual rights, according to which an individual's property rights and rights to be free from coercion can never be outweighed by any social consequences. Jan Narveson relies on a metaethical theory according to which the correct moral principles are determined by a hypothetical social contract. Because of the controversial nature of these ethical or metaethical theories, most readers find the libertarian arguments based on them easy to reject.
It is important to observe, then, that I have appealed to nothing so controversial in my own reasoning. In fact, I reject all three of the foundations for libertarianism mentioned in the preceding paragraph. I reject egoism, since I believe that individuals have substantial obligations to take into account the interests of others. I reject ethical absolutism, since I believe an individual's rights may be overridden by sufficiently important needs of others. And I reject all forms of social contract theory, since I believe the social contract is a myth with no moral relevance for us...
Książka spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem. Zarówno Bryan Caplan, jak i David Friedman nie szczędzą pochwał ani książce, ani autorowi. Krytyka nadeszła natomiast ze strony bleedingheartlibertarians.com. Odbyła się tam ożywiona dyskusja na kilka postów, w której wziął udział sam autor. Instytut Misesa się jeszcze do książki nie ustosunkował (David Gordon zapowiada napisanie recenzji).
Zdrowy rozsądek jest tak naprawdę strasznie zagraconą i niepewną instancją rozstrzygającą, zazwyczaj ślepo podporządkowaną nabytym normom, ukształtowaną przez wychowanie; nie zawsze musimy zdawać sobie sprawę z kryteriów jakimi się kierujemy, oddając się w jej pieczę. Najlepiej widać to w przypadku prowokowanych dylematów moralnych, w których zderzane są dwie równie silne intuicje - wtedy dopiero ludzie zaczynają się zastanawiać, z jakiego względu kilka sytuacji rozstrzygnęli w jeden sposób, a ostatnią, polegającą w istocie na tym samym - w zupełnie inny. Do ostatecznego wyniku dochodzą więc również emocje. Na ogół, żeby dowiedzieć się jaką mamy aksjologię, musimy wyłączyć ten automatyzm i sięgnąć do głębi, próbując uszeregować jakoś według stopnia ważności konkretne dyrektywy działania, śledząc czemu i z jakich względów się im podporządkowujemy.
Poza tym, zdrowy rozsądek zawsze w jakimś stopniu obarczony będzie konformizmem, bo został wykuty na dawnym sensus communis (zmyśle wspólnym). Część jego wskazań nie dotyczy w ogóle prawdy czy fałszu, nie pomoże w wartościowaniu rozwiązań według jakichś abstrakcyjnych kryteriów, a po prostu wywyższy pewną, już zastaną, praktykę, bo pełni on także rolę barometru nastrojów społecznych i pozwala pozostać z nimi w zgodzie - kto nie korzysta ze zdrowego rozsądku, ten tu-i-teraz częściej popada w konflikty z innymi ludźmi i się im naraża, co nie jest korzystne. Tyle, że tu wychodzi konserwatywna specyfika tej instancji. Jak ona ma się nam przydać do określenia charakterystyki stanu, którego jeszcze nie ma?
To jest tak naprawdę broń obosieczna. Huemerowi i jego czytelnikom obeznanym z libertarianizmem, którzy go już zinternalizowali, zdrowy rozsądek będzie podpowiadał jedne rozwiązania, ale komuś innemu wcale nie musi. Stąd regułki "żadna zdroworozsądkowa osoba nie zadecydowałaby inaczej niż to sobie założyłem" jakoś mnie nie przekonują. Bo to opowiadanie o zawartości swojego "kufra" i nieuzasadnione rzutowanie tejże na resztę świata.
A to, że za pomocą zdrowego rozsądku można łatwo obalić brak usprawiedliwienia władzy, nie znaczy, że można usprawiedliwić alternatywę (stworzyć pozytywną teorię). Zresztą, może jesteśmy skazani na istnienie władzy, bo wynika ona z samej kontroli nad materią, z jakiej nie możemy zrezygnować, więc niemożność usprawiedliwienia tego w ogóle, niekoniecznie musi nam pomóc w usprawiedliwieniu akurat tego, co postulujemy i do czego chcemy dążyć...
Na pewno to jest ciekawe narzędzie retoryczno-erystyczne, znakomicie nadaje się do burzenia niektórych zastanych mniemań u adwersarzy, jakaś grupa może być na to szczególnie podatna, ale niczego specjalnie płodnego się po tym nie spodziewam. Ja w każdym razie jestem bardzo podejrzliwy w stosunku do swojego "zdrowego rozsądku" i staram się uświadomić, z jakich elementów się on składa, czy faktycznie ich obecność jest uzasadniona i za jakie dyrektywy działania one odpowiadają.
No ale może frakcja MuHuemorkowa widzi to inaczej?