D
Deleted member 427
Guest
W wieloetnicznych społeczeństwach ludzie mają tendencję do przyjmowania strategii żółwia, czyli chowania się we własnych domach, wąskich społecznościach. Skutki etnicznej różnorodności są gorsze niż można to sobie wyobrazić. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o to, że przestajemy ufać ludziom, którzy nie przypominają nas samych. We wspólnotach wieloetnicznych nie ufamy ludziom, którzy są tacy sami jak my.
[In the presence of ethnic diversity, we hunker down. We act like turtles. The effect of diversity is worse than had been imagined. And it's not just that we don't trust people who are not like us. In diverse communities, we don't trust people who do look like us.]
-- Robert D. Putnam
Badania tego gościa z pogranicza socjologii i ekonomii wywołały swego czasu ogromne poruszenie w światku zwolenników i przeciwników multi-kulti. Sam trafiłem na jego prace przez przypadek, szukając info o Los Angeles i wypieraniu tamtejszej czarnej populacji przez latynoską. Na Wiki piszą, że gdy w 1995 roku Putnam opublikował artykuł poświęcony historycznie malejącemu kapitałowi społecznemu Ameryki w cenionym, ale niszowym czasopiśmie "Journal of Democracy", był badaczem znanym przede wszystkim wąskiemu gronu naukowców. Gigantyczna dyskusja, jaką sprowokował tekst, w ciągu zaledwie kilku miesięcy zmieniła go w cenionego eksperta zapraszanego nie tylko do uczestnictwa w prestiżowych projektach badawczych, ale również doradzającego takim politykom jak Bill Clinton czy Tony Blair. Sława pomogła mu również w uzyskaniu funduszy na dalsze badania, których owocem była wydana pięć lat później książka "Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych" (do nabycia na polskim rynku).
O co ten szum? Otóż Putnam analizuje dwie teorie opisujące wpływ migracji. Teoria Konfliktów zakłada, że różnorodność sprzyja nieufności pozagrupowej i solidarności wewnątrzgrupowej. Im więcej zmuszani jesteśmy do fizycznej bliskości z ludźmi innej rasy lub innego pochodzenia etnicznego, tym bardziej lgniemy do "swoich" i tym mniej ufamy "innym". Teoria Kontaktu z kolei głosi, iż różnorodność sprzyja tolerancji międzyetnicznej i solidarności społecznej. Gdy mamy więcej styczności z ludźmi niepodobnymi do nas, przezwyciężamy naszą początkową nieśmiałość i nieobeznanie i stajemy się coraz bardziej otwarci i ufni. Wyniki masowych badań Putnama (30 tysięcy ludzi z 40 amerykańskich społeczności) okazały się bardziej pesymistyczne niż każda z tych teorii.
W środowiskach etnicznie zróżnicowanych zaufanie (nawet do kogoś z własnej rasy) jest niższe; altruizm i zbiorowa współpraca są rzadsze, przyjaciół jest mniej. Taką właśnie konstatację zawiera "Samotna gra w kręgle" - jest to opis potężnego kryzysu amerykańskiego społeczeństwa obywatelskiego, przejawiającego się zwłaszcza w zaniku partycypacji i chęci wspólnego działania lokalnych wspólnot. Przy nasilającej się imigracji ludzie obawiają się swoich starych sąsiadów tak samo jak przybyszów. Różnorodność nie musi od razu powodować "złych stosunków międzyrasowych" rozumianych w kategoriach wzajemnej wrogości grup definiowanych na zasadzie etnicznej. Członkowie społeczności zróżnicowanych są raczej skłonni do: wycofania się z życia społecznego, nieufania sąsiadom bez względu na kolor skóry, oddalania się nawet od bliskich przyjaciół, do oczekiwania najgorszego od swojej społeczności i jej przywódców. Jest wśród nich mniej ochotników, mniej dają na dobroczynność i rzadziej pracują przy wspólnych projektach, mniej ich się rejestruje do głosowania, a także.... częściej przesiadują nieszczęśliwi przed telewizorami. Przykładowo:
- Amerykanie podpisują o 30% mniej petycji wyborczych niż jeszcze 30-40 lat temu;
- o prawie połowę spadła ich skłonność do bojkotowania produktów;
- zmalało także ich zainteresowanie działalnością społeczną: w połowie lat 70-tych przeciętny Amerykanin co najmniej raz w miesiącu brał udział w spotkaniu w lokalnym klubie, w roku 1998 frekwencja spadło o 60%;
- zmianie uległy nieformalne więzi społeczne - w 1975 roku przeciętny Amerykanin zapraszał do swojego domu gości przeciętnie 15 razy w miesiącu. W roku 1998 wskaźnik ten spadł o połowę;
- Amerykanie mniej sobie ufają. Np. dopiero od niedawna zaczęło rosnąć zainteresowanie zawodami, które w teorii mają naprawiać zerwane więzi społeczne albo pomagać przy rozładowywaniu napięcia. Mowa o zawodach prawnika, policjanta, pracownika ochrony etc.
Zdaniem Putnama zdroworozsądkowe przyczyny tego stanu rzeczy tzn. tendencja do zmiany miejsca zamieszkania (często przeprowadzki) oraz przeciążenie pracą (praca na dwóch etatach, presja czasu) nie wyjaśniają zjawiska utraty zaufania i chęci partycypacji w życiu publicznym, ponieważ przykładowo liczba przeprowadzek w Stanach Zjednoczonych w w analizowanym okresie zauważalnie spadła.
Z badań Putnama wynika, iż miejscem o najwyższym wskaźniku nieufności w USA jest Los Angeles. Z kolei regiony odznaczające się najwyższym poziomem grupowego zaufania, a co za tym idzie - również i największymi zasobami kapitału społecznego, to stany w dużej mierze homogeniczne rasowo/etnicznie:
Wasze zdanie w temacie? Andrzej miał rację?
[In the presence of ethnic diversity, we hunker down. We act like turtles. The effect of diversity is worse than had been imagined. And it's not just that we don't trust people who are not like us. In diverse communities, we don't trust people who do look like us.]
-- Robert D. Putnam
Badania tego gościa z pogranicza socjologii i ekonomii wywołały swego czasu ogromne poruszenie w światku zwolenników i przeciwników multi-kulti. Sam trafiłem na jego prace przez przypadek, szukając info o Los Angeles i wypieraniu tamtejszej czarnej populacji przez latynoską. Na Wiki piszą, że gdy w 1995 roku Putnam opublikował artykuł poświęcony historycznie malejącemu kapitałowi społecznemu Ameryki w cenionym, ale niszowym czasopiśmie "Journal of Democracy", był badaczem znanym przede wszystkim wąskiemu gronu naukowców. Gigantyczna dyskusja, jaką sprowokował tekst, w ciągu zaledwie kilku miesięcy zmieniła go w cenionego eksperta zapraszanego nie tylko do uczestnictwa w prestiżowych projektach badawczych, ale również doradzającego takim politykom jak Bill Clinton czy Tony Blair. Sława pomogła mu również w uzyskaniu funduszy na dalsze badania, których owocem była wydana pięć lat później książka "Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych" (do nabycia na polskim rynku).
O co ten szum? Otóż Putnam analizuje dwie teorie opisujące wpływ migracji. Teoria Konfliktów zakłada, że różnorodność sprzyja nieufności pozagrupowej i solidarności wewnątrzgrupowej. Im więcej zmuszani jesteśmy do fizycznej bliskości z ludźmi innej rasy lub innego pochodzenia etnicznego, tym bardziej lgniemy do "swoich" i tym mniej ufamy "innym". Teoria Kontaktu z kolei głosi, iż różnorodność sprzyja tolerancji międzyetnicznej i solidarności społecznej. Gdy mamy więcej styczności z ludźmi niepodobnymi do nas, przezwyciężamy naszą początkową nieśmiałość i nieobeznanie i stajemy się coraz bardziej otwarci i ufni. Wyniki masowych badań Putnama (30 tysięcy ludzi z 40 amerykańskich społeczności) okazały się bardziej pesymistyczne niż każda z tych teorii.
W środowiskach etnicznie zróżnicowanych zaufanie (nawet do kogoś z własnej rasy) jest niższe; altruizm i zbiorowa współpraca są rzadsze, przyjaciół jest mniej. Taką właśnie konstatację zawiera "Samotna gra w kręgle" - jest to opis potężnego kryzysu amerykańskiego społeczeństwa obywatelskiego, przejawiającego się zwłaszcza w zaniku partycypacji i chęci wspólnego działania lokalnych wspólnot. Przy nasilającej się imigracji ludzie obawiają się swoich starych sąsiadów tak samo jak przybyszów. Różnorodność nie musi od razu powodować "złych stosunków międzyrasowych" rozumianych w kategoriach wzajemnej wrogości grup definiowanych na zasadzie etnicznej. Członkowie społeczności zróżnicowanych są raczej skłonni do: wycofania się z życia społecznego, nieufania sąsiadom bez względu na kolor skóry, oddalania się nawet od bliskich przyjaciół, do oczekiwania najgorszego od swojej społeczności i jej przywódców. Jest wśród nich mniej ochotników, mniej dają na dobroczynność i rzadziej pracują przy wspólnych projektach, mniej ich się rejestruje do głosowania, a także.... częściej przesiadują nieszczęśliwi przed telewizorami. Przykładowo:
- Amerykanie podpisują o 30% mniej petycji wyborczych niż jeszcze 30-40 lat temu;
- o prawie połowę spadła ich skłonność do bojkotowania produktów;
- zmalało także ich zainteresowanie działalnością społeczną: w połowie lat 70-tych przeciętny Amerykanin co najmniej raz w miesiącu brał udział w spotkaniu w lokalnym klubie, w roku 1998 frekwencja spadło o 60%;
- zmianie uległy nieformalne więzi społeczne - w 1975 roku przeciętny Amerykanin zapraszał do swojego domu gości przeciętnie 15 razy w miesiącu. W roku 1998 wskaźnik ten spadł o połowę;
- Amerykanie mniej sobie ufają. Np. dopiero od niedawna zaczęło rosnąć zainteresowanie zawodami, które w teorii mają naprawiać zerwane więzi społeczne albo pomagać przy rozładowywaniu napięcia. Mowa o zawodach prawnika, policjanta, pracownika ochrony etc.
Zdaniem Putnama zdroworozsądkowe przyczyny tego stanu rzeczy tzn. tendencja do zmiany miejsca zamieszkania (często przeprowadzki) oraz przeciążenie pracą (praca na dwóch etatach, presja czasu) nie wyjaśniają zjawiska utraty zaufania i chęci partycypacji w życiu publicznym, ponieważ przykładowo liczba przeprowadzek w Stanach Zjednoczonych w w analizowanym okresie zauważalnie spadła.
Z badań Putnama wynika, iż miejscem o najwyższym wskaźniku nieufności w USA jest Los Angeles. Z kolei regiony odznaczające się najwyższym poziomem grupowego zaufania, a co za tym idzie - również i największymi zasobami kapitału społecznego, to stany w dużej mierze homogeniczne rasowo/etnicznie:
Wasze zdanie w temacie? Andrzej miał rację?