pawlis
Samotny wilk
- 2 420
- 10 219
Do założenia wątku zainspirował mnie ten incydent:
Gostkowi zabito psa z wiatrówki. Płacz nad psiakiem, jęki o zjebach z wiatrówkami itp. ale ja nie o tym.
Na demotach oczywiście apel o znalezienie sprawcy i te sprawy. Ale mnie uderzyły komentarze w stylu "Co to ma być! Pies MUSI mieć kaganiec, smycz! A każdego właściciela. Jak jest 50 m od posesji, to stanowi zagrożenie, dziecko (zawsze to dziecko!) zje, bla bla bla."
http://demotywatory.pl/4522674#comments
Jednak w zalewie tych komentarzy znalazły dwa bardzo dobre:
Jak widać dla niektórych to niezrozumiałe. Bo często jest straszenie wielkimi psiurami, co czyhają na nas i chcą zrobić gryzaki. Najlepiej takie z ras niebezpiecznych (dziwne, że jeszcze ustawowo nie zdelegalizowano ich). Jakiś czas temu w TV był materiał o rottweilerze o otwartej furtce, co zagryzł czyjegoś psa, dodam, iż rottweiler zrobił na swoim terytorium. Nie twierdze, że to wyimaginowany problem, ale wydaje mi się zanadto rozbuchany.
Podobnie tak argumentują polscy myśliwi, gdy są przypadki zabijania psów w lesie, jak okazuje się często zbłąkanych, oddalonych, albo co gorsza, zabitych przy swojej budzie. Bo spłoszy zwierzynę, albo pokazuje statystyki jak to złe psy w strasznych ilościach zagryzają (najlepiej dla zabawy) biedne cielne sarenki i zaburzają ekosystem, a oni mają obowiązek ustrzelić, a właściciele nie powinni psa puszczać luzem w lesie i obowiązkowo trzymać na smyczy, bo coś tam. Ale jak zgraja myśliwskich kundli jest puszczona luzem za jeleniem, robi harmider i zagryza w efekcie zwierzęta, to jest OK. Ale do pojedynczego psa już wielka pretensja, kula w nagrodę i rozpacz nad kopytnym, który sam dostanie czapajewa od swego "wybawcy" podczas sezonu.
To samo jest z wilkiem. Jak wychodzi, że myśliwy zastrzeli wilka, to często będzie argument o zabiciu w samoobronie, a nie daj Bóg zacznie śledzić dziecko w czerwonej pelerynce. Choć od dawna nie ma wiarygodnych udokumentowanych relacjach o wilczych atakach na człowieka, a naukowcy badający te wilki potwierdzają, że wilki wcale nie atakują ludzia. A nie są to jakieś ekozjeby rodem z LPM oskarżające myśliwych o wszelkie zło tego świata, bo siedzę trochę w temacie.
Niedawno na obrzeżu miasta szukałem kwiaciarni w celu kupienia kwiatka wykładowczyni. Mijam jakąś posesję i obszczekuje mnie spory wilczur. Zlewam to, skręcam w boczna alejkę w dalszych poszukiwaniach kwiaciarni. Inny pies za płotem ujada. OK, dochodzę do końca i nagle widzę jak ten sam wilczur biegnie w moja stronę. Widocznie furtka była otwarta. Bydlak na mnie leci ze złymi zamiarami (I słusznie. W tej okolicy bylem "intruzem"), w razie czego mam kozik, co robię? . Ano... nic. Sterczę spokojny, bez strachu, psisko mnie obszczekuje, kręci się i potem olewa mnie, a ja jak gdyby nic wychodzę z alejki w dalszych poszukiwaniach. A potem lepiej. Jestem przy furtce, z której wybiegł wilczur. Patrze jak tam w dali obwąchuje z psiakiem z sąsiedztwa. Spogląda na mnie, Klep w nogę do przywołania, podbiega do mnie i gestem reki pokazuje stronę furtki i posłusznie tam się udał.
I co? Nic się nie stało. A widać było wyraźne sygnały chęci odgryzienia łapy. W dodatku to było wielkie ujadające psisko. A nic się takiego nie stało. A z drugiej strony ja mogłem go kopnąć po mordzie, w dodatku miałem nóż grzybiarski, który mam do samoobrony (z drugiej beczki wg logiki lewackiej powinienem być psycholem wyciągającym noża przy każdej okazji). A nic nie robiłem, totalnie pasywna reakcja, nawet nie robiłem tych pedalskich pozycji na żółwika. Nawet nie wrzasnąłem. A wszystko przebiegło bez ofiar śmiertelnych. Nawet nie lazłem do właściciela z ryjem, "jaki to on jest beztroski, jak można mieć furtkę na oścież, a gdyby było malutkie dziecko, gdzie kurva smycz", bo po co? W dodatku wg wilczura byłem intruzem i zareagował odpowiednio.
A jakie jest wasze ogólne zdanie?
Gostkowi zabito psa z wiatrówki. Płacz nad psiakiem, jęki o zjebach z wiatrówkami itp. ale ja nie o tym.
Na demotach oczywiście apel o znalezienie sprawcy i te sprawy. Ale mnie uderzyły komentarze w stylu "Co to ma być! Pies MUSI mieć kaganiec, smycz! A każdego właściciela. Jak jest 50 m od posesji, to stanowi zagrożenie, dziecko (zawsze to dziecko!) zje, bla bla bla."
http://demotywatory.pl/4522674#comments
Jednak w zalewie tych komentarzy znalazły dwa bardzo dobre:
Niedobrze mi się robi na widok komentarzy broniących strzelającego i mówiących "dobrze tak psu". To zabrzmi kontrowersyjnie, ale zastanawia mnie, czy też wykazywalibyście taką aprobatę dla agresora gdyby zamiast psa postrzelono dziecko, które chodziło sobie 50m od domu i nie spodobało się sąsiadowi. Dziecko też może pogryźć, do tego jeszcze kopnie i opluje!
Boże, czy wy ludzie naprawdę aż tak boicie się zwierząt, że widok średniej wielkości udomowionego psiaka wywołuje w was chęć mordu?! Czy to zazdrość że was samych nie stać na przyjaciela domu więc trzeba powyżywać się na właścicielach i ich zwierzętach? Sami sobie załóżcie sobie smycz i kaganiec, zobaczymy czy nie staniecie się wtedy jeszcze bardziej agresywni. Pies NIE ZAATAKUJE NIE SPROWOKOWANY, TO NIE CZŁOWIEK. I nie mając od lat psów, dużych bądź małych; nie wmawiajcie innym że jest inaczej. Przykro mi, NIE ZNACIE SIĘ!
Jak widać dla niektórych to niezrozumiałe. Bo często jest straszenie wielkimi psiurami, co czyhają na nas i chcą zrobić gryzaki. Najlepiej takie z ras niebezpiecznych (dziwne, że jeszcze ustawowo nie zdelegalizowano ich). Jakiś czas temu w TV był materiał o rottweilerze o otwartej furtce, co zagryzł czyjegoś psa, dodam, iż rottweiler zrobił na swoim terytorium. Nie twierdze, że to wyimaginowany problem, ale wydaje mi się zanadto rozbuchany.
Podobnie tak argumentują polscy myśliwi, gdy są przypadki zabijania psów w lesie, jak okazuje się często zbłąkanych, oddalonych, albo co gorsza, zabitych przy swojej budzie. Bo spłoszy zwierzynę, albo pokazuje statystyki jak to złe psy w strasznych ilościach zagryzają (najlepiej dla zabawy) biedne cielne sarenki i zaburzają ekosystem, a oni mają obowiązek ustrzelić, a właściciele nie powinni psa puszczać luzem w lesie i obowiązkowo trzymać na smyczy, bo coś tam. Ale jak zgraja myśliwskich kundli jest puszczona luzem za jeleniem, robi harmider i zagryza w efekcie zwierzęta, to jest OK. Ale do pojedynczego psa już wielka pretensja, kula w nagrodę i rozpacz nad kopytnym, który sam dostanie czapajewa od swego "wybawcy" podczas sezonu.
To samo jest z wilkiem. Jak wychodzi, że myśliwy zastrzeli wilka, to często będzie argument o zabiciu w samoobronie, a nie daj Bóg zacznie śledzić dziecko w czerwonej pelerynce. Choć od dawna nie ma wiarygodnych udokumentowanych relacjach o wilczych atakach na człowieka, a naukowcy badający te wilki potwierdzają, że wilki wcale nie atakują ludzia. A nie są to jakieś ekozjeby rodem z LPM oskarżające myśliwych o wszelkie zło tego świata, bo siedzę trochę w temacie.
Niedawno na obrzeżu miasta szukałem kwiaciarni w celu kupienia kwiatka wykładowczyni. Mijam jakąś posesję i obszczekuje mnie spory wilczur. Zlewam to, skręcam w boczna alejkę w dalszych poszukiwaniach kwiaciarni. Inny pies za płotem ujada. OK, dochodzę do końca i nagle widzę jak ten sam wilczur biegnie w moja stronę. Widocznie furtka była otwarta. Bydlak na mnie leci ze złymi zamiarami (I słusznie. W tej okolicy bylem "intruzem"), w razie czego mam kozik, co robię? . Ano... nic. Sterczę spokojny, bez strachu, psisko mnie obszczekuje, kręci się i potem olewa mnie, a ja jak gdyby nic wychodzę z alejki w dalszych poszukiwaniach. A potem lepiej. Jestem przy furtce, z której wybiegł wilczur. Patrze jak tam w dali obwąchuje z psiakiem z sąsiedztwa. Spogląda na mnie, Klep w nogę do przywołania, podbiega do mnie i gestem reki pokazuje stronę furtki i posłusznie tam się udał.
I co? Nic się nie stało. A widać było wyraźne sygnały chęci odgryzienia łapy. W dodatku to było wielkie ujadające psisko. A nic się takiego nie stało. A z drugiej strony ja mogłem go kopnąć po mordzie, w dodatku miałem nóż grzybiarski, który mam do samoobrony (z drugiej beczki wg logiki lewackiej powinienem być psycholem wyciągającym noża przy każdej okazji). A nic nie robiłem, totalnie pasywna reakcja, nawet nie robiłem tych pedalskich pozycji na żółwika. Nawet nie wrzasnąłem. A wszystko przebiegło bez ofiar śmiertelnych. Nawet nie lazłem do właściciela z ryjem, "jaki to on jest beztroski, jak można mieć furtkę na oścież, a gdyby było malutkie dziecko, gdzie kurva smycz", bo po co? W dodatku wg wilczura byłem intruzem i zareagował odpowiednio.
A jakie jest wasze ogólne zdanie?