Wolnościowa ekologia

  • Thread starter Deleted member 427
  • Rozpoczęty
D

Deleted member 427

Guest
Jesus Huerta de Soto:

Teoretycy „enwironmentalizmu wolnorynkowego” (Anderson oraz Leal) pokazali, że najlepszym sposobem na ochronę środowiska jest rozciągnięcie kreatywności przedsiębiorców oraz zasad wolnego rynku na wszystkie bogactwa naturalne, które wymagają całkowitej prywatyzacji oraz efektywnej definicji i ochrony praw własności. W sytuacji ich braku kalkulacja ekonomiczna staje się niemożliwa, nie następuje odpowiednia alokacja zasobów do najbardziej pożądanych celów oraz powstają bodźce do nieodpowiedzialnych zachowań, takich jak nieuzasadniona konsumpcja i zniszczenie wielu bogactw naturalnych.

Jednak teoretycy enwironmentalizmu wolnorynkowego przeoczyli inną znaczącą przyczynę błędnego wykorzystania surowców naturalnych: ekspansję kredytową zaaranżowaną przez banki centralne wstrzykujące płynność do obiegu gospodarczego poprzez prywatny system bankowy, wykorzystujący przywilej rezerwy cząstkowej. Istotnie, środki fiducjarne napędzają stadium bańki spekulacyjnej, w którym istnieje „irracjonalny entuzjazm”. Owo stadium skutkuje nieuzasadnionym obciążeniem realnej gospodarki poprzez uczynienie wielu nierentownych inwestycji pozornie rentownymi (Huerta de Soto 2009). Rezultatem tego jest niepotrzebna presja na całe środowisko naturalne: drzewa, które nie powinny być ścięte, są ścinane; powietrze jest zanieczyszczane; rzeki skażone; góry niszczone, minerały, gaz, ropa itp. wydobywane celem realizacji zbyt ambitnych projektów, na które w rzeczywistości konsumenci nie zgłaszają popytu itd.

W końcu rynek wyda wyrok konsumentów i wiele dóbr kapitałowych pozostanie bez zatrudnienia — okaże się zatem, że były one wyprodukowane niepotrzebnie (tj. dystrybuowane nieodpowiednio co do miejsca i czasu), ponieważ przedsiębiorcy pozwolili oszukać się przez łatwe warunki uzyskania kredytu oraz niskie stopy procentowe ustalane przez władze monetarne. Rezultatem będzie zaś to, że środowisko naturalne ucierpi niepotrzebnie, a standard życia konsumentów nie podniesie się wcale. Przeciwnie, staną się oni biedniejsi wraz z błędnymi inwestycjami i tak niewielkich oszczędności społecznych w nierentowne, nadmiernie ambitne projekty (np. w Hiszpanii milion domów pozostaje bez nabywców). W związku z tym ekspansja kredytowa utrudnia trwały wzrost gospodarczy i niepotrzebnie degraduje środowisko.

Ta krótka analiza wskazuje na prosty wniosek: miłośnicy natury powinni bronić wolnego systemu pieniężnego bez banku centralnego; systemu, w którym prywatni bankierzy posługują się 100-procentową rezerwą, wymaganą w stosunku do depozytów na żądanie i ich ekwiwalentów; systemu, który opiera się na parytecie złota. Jest to jedyna droga do wyeliminowania powtarzających się etapów sztucznego boomu, kryzysu i gospodarczej recesji, które czynią tyle złego gospodarczemu środowisku, ludzkości oraz procesowi międzyludzkiej współpracy.

Więcej w: http://www.ksiegarnia-mm.pl/sprawiedliw ... ,p6306.htm - rozdział "Przedsiębiorczość i teoria wolnorynkowego enwironmentalizmu"

Co myślicie o wolnorynkowym odłamie ekologii? Dobre to jest w sensie: przekonuje was?
 

Lukasevic

Member
145
4
kawador napisał:
Jesus Huerta de Soto:

Teoretycy „enwironmentalizmu wolnorynkowego” (Anderson oraz Leal) pokazali, że najlepszym sposobem na ochronę środowiska jest rozciągnięcie kreatywności przedsiębiorców oraz zasad wolnego rynku na wszystkie bogactwa naturalne, które wymagają całkowitej prywatyzacji oraz efektywnej definicji i ochrony praw własności. W sytuacji ich braku kalkulacja ekonomiczna staje się niemożliwa, nie następuje odpowiednia alokacja zasobów do najbardziej pożądanych celów oraz powstają bodźce do nieodpowiedzialnych zachowań, takich jak nieuzasadniona konsumpcja i zniszczenie wielu bogactw naturalnych.

Jednak teoretycy enwironmentalizmu wolnorynkowego przeoczyli inną znaczącą przyczynę błędnego wykorzystania surowców naturalnych: ekspansję kredytową zaaranżowaną przez banki centralne wstrzykujące płynność do obiegu gospodarczego poprzez prywatny system bankowy, wykorzystujący przywilej rezerwy cząstkowej. Istotnie, środki fiducjarne napędzają stadium bańki spekulacyjnej, w którym istnieje „irracjonalny entuzjazm”. Owo stadium skutkuje nieuzasadnionym obciążeniem realnej gospodarki poprzez uczynienie wielu nierentownych inwestycji pozornie rentownymi (Huerta de Soto 2009). Rezultatem tego jest niepotrzebna presja na całe środowisko naturalne: drzewa, które nie powinny być ścięte, są ścinane; powietrze jest zanieczyszczane; rzeki skażone; góry niszczone, minerały, gaz, ropa itp. wydobywane celem realizacji zbyt ambitnych projektów, na które w rzeczywistości konsumenci nie zgłaszają popytu itd.

W końcu rynek wyda wyrok konsumentów i wiele dóbr kapitałowych pozostanie bez zatrudnienia — okaże się zatem, że były one wyprodukowane niepotrzebnie (tj. dystrybuowane nieodpowiednio co do miejsca i czasu), ponieważ przedsiębiorcy pozwolili oszukać się przez łatwe warunki uzyskania kredytu oraz niskie stopy procentowe ustalane przez władze monetarne. Rezultatem będzie zaś to, że środowisko naturalne ucierpi niepotrzebnie, a standard życia konsumentów nie podniesie się wcale. Przeciwnie, staną się oni biedniejsi wraz z błędnymi inwestycjami i tak niewielkich oszczędności społecznych w nierentowne, nadmiernie ambitne projekty (np. w Hiszpanii milion domów pozostaje bez nabywców). W związku z tym ekspansja kredytowa utrudnia trwały wzrost gospodarczy i niepotrzebnie degraduje środowisko.

Ta krótka analiza wskazuje na prosty wniosek: miłośnicy natury powinni bronić wolnego systemu pieniężnego bez banku centralnego; systemu, w którym prywatni bankierzy posługują się 100-procentową rezerwą, wymaganą w stosunku do depozytów na żądanie i ich ekwiwalentów; systemu, który opiera się na parytecie złota. Jest to jedyna droga do wyeliminowania powtarzających się etapów sztucznego boomu, kryzysu i gospodarczej recesji, które czynią tyle złego gospodarczemu środowisku, ludzkości oraz procesowi międzyludzkiej współpracy.

Więcej w: http://www.ksiegarnia-mm.pl/sprawiedliw ... ,p6306.htm - rozdział "Przedsiębiorczość i teoria wolnorynkowego enwironmentalizmu"

Co myślicie o wolnorynkowym odłamie ekologii? Dobre to jest w sensie: przekonuje was?

Czytałem to na stronce instytutu i pierwsza myśl: "Powiązał degradację środowiska z ekspansją kredytu, wow niezły odlot" Mimo, że wszystko opisał i wygląda spójnie to coś mi tu nie pasuje, ale ja za cienki jestem w uszach żeby z takim autorytetem się spierać. :D
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Wygląda mi to na postulat ograniczenia konsumpcji, z czym zgadzam się prywatnie, natomiast globalnie ciężko mi coś takiego sobie wyobrazić. Dzisiejsze systemy gospodarcze opierają się na produkcji szybko zużywalnych dóbr oraz kreowaniu potrzeb, dodatkowo faktycznie napędzając ten mechanizm kredytami oraz, co nie jest wspomniane, inflacją. Biorąc za przykład słynną 50 - calową plazmę, która czasem się pojawia na szajsboxie - gdyby chcieć utrzymać się "na topie" to co rok musielibyśmy wymieniać telewizor bo pojawiają się kolejne "rewolucyjne" technologie, poza tym sprzęt nie jest projektowany w ten sposób by być zbyt trwałym. Gdyby produkować telewizory, które starczałyby ludziom na całe życie to fabryki szybko nie miałyby co robić, w rezultacie miejski plebs szybko straciłby zajęcie, co rodziłoby pewne problemy. Na mój gust alternatywą dla gospodarki konsumpcyjnej jest tylko model oparty głównie o własność ziemi zapewniającej mniejszą lub większą samowystarczalność połączony z produkcją przemysłową w ograniczonym zakresie (niewielkie potrzeby – niewielka produkcja), ale niestety wiązałby się on najprawdopodobniej ze znacznym ograniczeniem pogłowia ludzików (brak zajęcia, brak zasobów ziemi), tym bardziej, że w takim modelu nie widzę specjalnie miejsca na zbytni rozrost sektora usług. Ewentualną alternatywą dla ograniczania pogłowia byłby … komunizm / socjalizm :) czyli dostarczanie środków utrzymania osobnikom nie przejawiającym aktywności zawodowej, co na dłuższą metę dotychczas nigdy się nie sprawdziło ale kto wie ;)

Dlatego moim zdaniem zamiast bawić się w próby przeniesienia się w czasie z powrotem do XIXw. lepiej wypada postulat uderzenia w fundamenty państwa. Problemem ludzkości jest to, że jej ekspansja terytorialna została przerwana. Państwa uzgodniły sobie monopol na zagospodarowanie przestrzeni globu i eksplorację kosmosu nie zostawiając prawie wcale miejsca na prywatną inicjatywę, a środki, które powinny iść na ekspansję idą na realizację partykularnych interesów państw – konflikty, zbrojenia, socjal itp. itd. Problemem jest zatem państwo - to forma nowotworu na ciele ludzkości. To państwo odpowiada za bariery stworzone rozwojowi, to państwo doprowadza do nieefektywnej alokacji zasobów. Uważam, że rozwojowi technicznemu na dłuższą metę musi odpowiadać również ekspansja terytorialna, jeśli jej brak to logiczne, że ciśnienie wzrasta :)

Gdyby nie durne ograniczenia i próby złapania własnego ogona, tfu, polityka państw, to pewnie latalibyśmy sobie już dawno w kosmos albo osiedlali się na dnie mórz i gospodarka miałaby zupełnie inny wymiar bo inne byłyby potrzeby. Za niewłaściwą alokację dóbr odpowiada socjalizm, czyli państwo – ludzie się nudzą bo nie pracują albo wykonują pracę polegającą na przelewaniu z pustego w próżne – usługi, administracja. Człowiek, który się nudzi ma inne potrzeby niż człowiek, który pracuje. Osoba nudząca się stawia na konsumpcję, zabawki, używki. Osoba pracująca potrzebuje narzędzi.

Na marginesie można dodać, że przykład z milionem pustych domów w Hiszpanii jest chybiony. Akurat na nieruchomości zawsze jest popyt bowiem rynek nigdy nie jest nawet "wstępnie nasycony" - nie wszystkie rodziny mają swoje własne "m". Po fazie wstępnego nasycenia dopiero powinna nastąpić faza zaspokojenia właściwego – posiadania lokum satysfakcjonującego dla użytkowników. Tu nie ma kreowania potrzeb, bo potrzeby faktycznie są. Jeśli ludzie tego nie kupują to cena jest zbyt wysoka lub państwo stworzyło warunki niesprzyjające życiu i ludzie boją się osiedlać. Pusta nieruchomość generuje koszty, co na dłuższą metę będzie nie do udźwignięcia dla developerów i powinni zacząć padać. Wtedy ceny pójdą w dół. Państwo zapewne cementuje patową sytuację poprzez jakieś idiotyzmy w stylu programu Developer Na Swoim czy tam coś. Dla mnie to jest bardziej kwestia zakłócania mechanizmów rynkowych niż niewłaściwej alokacji. Jak cena spadnie do kilu tysięcy eurasów za mieszkanie w sensownej lokalizacji to może sobie kupię ze dwa by mieć na wakacje, i wsio.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Zielona energia jest bardzo ważna. Nie wszystko, co tanie jest dobre, czasami rzeczy drogie są niezbędne. Tak jest, jeżeli się myśli w kategoriach większych ram czasowych, a przede wszystkim myśli się o przyszłości.

http://wyborcza.biz/biznes/10,100970,12 ... nawet.html

Cięcie, następna scena:

Po 2020 r. wszystkie nowe budynki muszą być energooszczędne - tak głosi unijna dyrektywa. To dobrze, bo w przyszłości rachunki za prąd i gaz będą niższe. Ale najpierw więcej zapłacimy za domy. Nawet do 40 proc.

http://biznes.interia.pl/budownictwo/ne ... sc,1821287

Ja pierdole taką ekologię.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
"w przyszłości rachunki za prąd i gaz będą niższe"
Typowa GW-Правда choć tu akurat z interii.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
1342113011_fekysk.jpg
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 410
4 438
W SKLEPIE CARREFOUR STANĄŁ AUTOMAT DO NAPEŁNIANIA BUTELEK KOSMETYKAMI

Ale zaraz, jak to, przecież nie było jeszcze ustawy, najpierw trzeba zakazać, jaki wolny wybór?

Automat do napełniania butelek kosmetykami znajduje się w sklepie Carrefour BIO przy ul. Pełczyńskiego. Sieć przekonuje, że zmniejszenie ilości wykorzystywanego plastiku to teraz priorytet firmy. Jednak nic nie dzieje się błyskawicznie, Carrefour chce w ten sposób uświadomić klientów, że to ich codzienne wybory wpływają na ilość produkowanego plastiku. To dopiero pierwszy tego typu automat w Carrefour. Można do niego wlać kosmetyki marki Yope: naturalny żel pod prysznic Yunnan, naturalne mydło w płynie Werbena, naturalny szampon Mleko Owsiane i naturalne łagodne mydło antybakteryjne. Kupione w automacie kosmetyki są tańsze o 15 proc.

Jak jeszcze jest przy tym taniej, to jadę napełniać menażki szamponem. A tak serio, to bardzo fajna, sprzyjająca ograniczeniu zużycia plastiku inicjatywa motywowana chciwością kampania marketingowa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

„Ponad połowa gatunków ryb może niedługo wyginąć”; „Dziesiątki gatunków wymarły, setki kolejnych uznano za zagrożone”; „Nosorożce zagrożone wyginięciem” – grzmią tytuły artykułów z najróżniejszych portali internetowych. Jakie może być rozwiązanie dla zasygnalizowanych powyżej problemów? Zazwyczaj, o ile jakiekolwiek jest, sprowadza się ono do: „Nałożyć wyższe kary! Zwiększyć sankcje! Ograniczyć rynek!”. Jednak z takimi rozwiązaniami wiążą się przeróżne problemy, których rządowi bądź prorządowi eksperci nie dostrzegają.
Zagadnieniem wątpliwej skuteczności prohibicji zajmiemy się nieco później – póki co, zastanówmy się nad jednym: dlaczego pewne gatunki zwierząt zagrożone są wyginięciem?
Rzecz jasna istnieje wiele powodów, dla których poszczególne gatunki zwierząt wymierają. Zaliczają się do nich między innymi: zmiany klimatu, brak żywności, brak różnorodności genetycznej, choroby i inne (zazwyczaj niezależne od człowieka) czynniki. Jednak jak podaje Living Planet Report z roku 2018:
Od 1970 do 2014 roku nastąpił 60-procentowy, ogólny spadek w wielkości populacji kręgowców, tj. liczebność populacji ssaków, ptaków, gadów, płazów oraz ryb spadła średnio o ponad połowę w przeciągu nieco ponad 40 lat.
A zatem człowiek niewątpliwe wpływa na wymieranie znacznej części, jeżeli nie większości zwierząt. Ludzie niszczą zwierzęce siedliska poprzez wycinkę lasów, osuszanie terenów podmokłych i bagnistych, zanieczyszczają środowisko naturalne poprzez dzikie składowanie odpadów oraz wyrzucanie śmieci do zbiorników wodnych… nie wspominając o tym, że część ludzi bez skrupułów poluje na dzikie gatunki, również na te najbardziej zagrożone i tym samym rynkowo najdroższe, najcenniejsze i najbardziej pożądane.
A zatem z grubsza wiemy już, że głównym powodem antropogenicznego wymierania zwierząt są:
1) niszczenie naturalnych siedlisk zwierząt,
2) kłusownictwo na gatunkach zagrożonych.
W dalszej części tekstu postaram się wyjaśnić, jak libertarianie mogliby dążyć do wyeliminowania powyższych problemów. Teraz przejdźmy jednak do odpowiedzi na następujące pytanie: dlaczego obecne metody ochrony zagrożonych gatunków zwierząt są nieskuteczne?

Prohibicja, czyli jak pogłębiać problemy

W latach 20. XX wieku na znaczeniu zyskał amerykański ruch prohibicjonistyczny, który o szerzącą się przemoc w Stanach Zjednoczonych obwiniał uzależnienie od alkoholu. W wyniku rozkwitu i kolejnych sukcesów tego ruchu w roku 1920 w USA została wprowadzona 18. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, skutkująca całkowitym zakazem sprzedaży oraz produkcji alkoholu.
Nie powinno zaskakiwać, że skutkami wspomnianych zakazów były: przeniesienie się obrotu alkoholem do szarej strefy, zniknięcie profesjonalnej konkurencji w postaci browarów, gorzelni masowo produkujących różnego rodzaju alkohole czy sieci pubów i barów dbających o jakość, a także różnorodność trunków na rzecz pojedynczych bimbrowników produkujących wyłącznie mocne alkohole, które ostatecznie były sprzedawane głównie w nielegalnych barach prowadzonych przez mafiosów. Wszystko to przyniosło jedynie rozrost mafii, prowadząc w konsekwencji do korupcji oraz wzrostu przestępczości.
Jednak zadajmy sobie pytanie: dlaczego tak się stało? Dlaczego pomimo ryzyka ludzie wchodzili w kontakt z mafią i angażowali się w nielegalne procedery? Otóż stoi za tym dosyć prosta reguła ekonomiczna.
Z racji tego, że zniknęła konkurencja, a popyt pozostał ten sam (na niezmienionym poziomie) – lider cenowy mógł zacząć odnotowywać wysokie zyski, które zrekompensowałyby mu poniesione ryzyko[1].
Dopóki zysk ze sprzedaży dóbr rekompensuje ryzyko związane z obrotem i handlem nimi, dopóty będą istnieć ludzie trudniący się zaspokajaniem rynkowego zapotrzebowania na dane dobra.
Ale jak to się ma to zagrożonych gatunków zwierząt? Otóż zakaz hodowli gatunków zagrożonych wyginięciem, delegalizacja handlu nimi samymi, materiałami z nich pozyskiwanymi oraz karanie mandatami czy więzieniem osób próbujących robić cokolwiek z tych rzeczy, to de facto pewien rodzaj prohibicji. Jako że materiały pozyskiwane od zwierząt, na przykład rogi nosorożców czy słoni, osiągają niekiedy ceny wyższe niż złoto, to kłusownictwo na te zwierzęta niezwykle się opłaca. Podobnie ma się sprawa z administracją Puszczy Amazońskiej – rząd Brazylii nie przyzwala na jej prywatyzację, co prowadzi do konfliktów, które kończą się radykalną deforestacją (zanikaniem obszarów leśnych), niszczącą nie tylko gigantyczne połacie lasu, ale i wyżej wspomniane naturalne siedliska zagrożonych zwierząt[2].

Tragedia wspólnego pastwiska

W XIX wieku angielski ekonomista William Forster Lloyd zdefiniował pewien problem. Zauważył, że na brytyjskich folwarkach istnieją pastwiska stanowiące wspólną własność wszystkich rolników w regionie, jednak przez to, że nie mają one jednego właściciela z dominującym udziałem lub wielu właścicieli z określoną mocą decyzyjną, nie można zdecydować, kto i ile krów powinien wyprowadzić na pastwisko.
W związku z tym pojawia się problem, ponieważ rolnik A widząc, że rolnik B łamie zasady i wyprowadza więcej krów, sam wyprowadzi jeszcze więcej swoich krów, a to wszystko z obawy przed przedwczesnym zniknięciem trawy potrzebnej do hodowli tych zwierząt. Cały proces nieubłaganie prowadzi do wyjałowienia gleby. Problem, na pozór jedynie teoretyczny, możemy jednak zaobserwować w dziesiątkach aspektów naszego życia.
Można go dostrzec w następujących przypadkach:
– produkcja spalin i emisji prowadzące do zmniejszania się kwasowości oceanów, postępowania zmian klimatu oraz smogu,
– zanieczyszczanie jezior, mórz, rzek oraz innych zbiorników wodnych,
– masowa wycinka lasów publicznych i puszcz na drewno lub w celu oczyszczenia ziemi pod uprawy,
– poławianie ryb na morzach i oceanach międzynarodowych,
– wybijanie zwierząt i niszczenie ich siedlisk.
Jaki jest punkt wspólny tych wszystkich zjawisk? Stanowią one, nieokreśloną wyraźnym udziałem bądź mocą decyzyjną, własność wspólną, przez co prowadzą one do „tragedii wspólnego pastwiska”. Jak w związku z tym tego typu problem można rozwiązać? Czy nie wystarczy jedynie zakazać wybijania zwierząt? Warto tutaj przywołać ustawę wprowadzoną przez Richarda Nixona w roku 1973, która w założeniu miała zapobiec „za wszelką cenę” wyginięciu gatunków zagrożonych. Efekty? Spośród 9 tysięcy wymienionych w niej gatunków zaledwie 30 udało się przywrócić do normy, a 10 z nich wyginęło[3].
Jednak należałoby postępować zgodnie z brzytwą Ockhama – proste rozwiązania są najlepsze, tylko trzeba do nich odpowiednio podejść. Problemem jest brak dokładnego udziału lub mocy decyzyjnej nad tym zasobem? Dajmy więc ludziom określoną moc decyzyjną nad nim, na przykład dzięki procesowi prywatyzacji!
W genialny sposób prywatyzację w rozumieniu libertariańskim nakreślił Hans-Hermann Hoppe w artykule O własności prywatnej, wspólnej i publicznej, z uzasadnieniem całkowitej prywatyzacji, pisząc w sposób następujący:
„W takim przypadku również zastosujemy zasadę mówiącą, że własność publiczną należy zwrócić — jako własność prywatną — tym, którzy ją rzeczywiście ufundowali. Według tej zasady tytuły własności należy przypisać prywatnym producentom i pracownikom, proporcjonalnie do wysokości podatków, które w przeszłości zapłacili. Publiczni zarządcy i pracownicy powinni zostać wykluczeni. Wszystkie rządowe biura i pałace musiałyby zostać opuszczone przez obecnych użytkowników. Tylko dzięki funduszom sektora prywatnego — dzięki właścicielom przedsiębiorstw i ich pracownikom — własność publiczna istnieje, a wynagrodzenia w sektorze publicznym są wypłacane. W związku z tym pracownicy publiczni wprawdzie mogą zachować swoją własność prywatną, ale nie mają prawa do zarządzanej i użytkowanej przez nich własności publicznej”[4].
Nadanie aktów własności jednostkom prywatnym będzie oznaczało, że od teraz celowa deforestacja i inne sposoby niszczenia legowisk rzadkich gatunków zwierząt przestanie być rentowna – zniknie bowiem możliwość przerzucania kosztów na państwo. I od teraz przedsiębiorca posiadający dany teren będzie skłonny do operowania nim dla zysku, podczas gdy siedliska nigdzie indziej nie spotykanych zwierząt stanowić będą szansę na długotrwałe zyski na przykład z turystyki oraz hodowli.
Analiza opublikowana przez NAFO pokazuje, że prywatni właściciele lasów uprawiają o 43% więcej drewna niż pozyskują w USA.
A zatem widzimy, że własność prywatna dobrze zabezpiecza lasy i prowadzi do ich efektywnego wykorzystania i rozwoju. Ale czy właściciele zapewniają w nich wystarczająco czyste środowisko, aby tamtejsze gatunki zwierząt mogły się swobodnie rozwijać?
Na to pytanie odpowiada Północnoamerykańskie Stowarzyszenie Odpadów Trwałych (The Solid Waste Association of North America, SWANA), tłumacząc, że:
„Wszędzie tam, gdzie prawa własności prywatnej do lasów są dobrze zdefiniowane i egzekwowane, lasy zachowują obecną powierzchnię lub rosną”[5].
Faktem jest, że w wyniku działalności właścicieli część należących do nich terenów uległaby zmianom w celu ich transformacji w pola uprawne czy drogi, aczkolwiek wysoce wątpliwym jest, aby ten los spotkał legowiska rzadkich gatunków zwierząt – te raczej zostałyby przeistoczone w rezerwaty, które stałyby się obowiązkowym punktem na mapie lokalnych atrakcji turystycznych.

Kłusownicy a hodowcy

Jak już wcześniej tłumaczyłem, rogi nosorożców oraz kły słoni są niezwykle drogie, a dzieje się tak ze względu na ich zastosowania medyczne na rynkach azjatyckich.
Słusznie można zauważyć, że przemytnicy i kłusownicy nie są osobami przestrzegającymi prawa, a zatem również i praw własności prywatnej. Nie przejmują się szczególnie tym, czy dany rezerwat jest własnością osoby prywatnej, czy terytorium, nad którym instytucja publiczna rości sobie władztwo. Dlatego też należy wypracować rozwiązanie skupiające się na redukcji ceny skór, rogów, kłów, kości i innych materiałów masowo sprzedawanych na rynki azjatyckie do celów medycznych[6].
Skoro wiemy już, że prohibicja jest nieskuteczna i że prowadzi do śmierci nie tylko zwierząt, które mamy za zadanie chronić, ale również pracowników rezerwatów[7], to jaka jest alternatywa? Przede wszystkim musimy skupić się na wyżej wspomnianej redukcji cen, a do tego z kolei potrzebujemy zwiększenia podaży tychże zwierząt. Jednym z rozwiązań byłaby zdecydowanie legalizacja sprzedaży i produkcji sztucznych rogów nosorożca, która pozwoliłaby uratować życie tysięcy tych zwierząt.
Jednak co jeżeli „zalanie rynku” takowymi rogami doprowadziłoby do zwiększenia popytu na nie? W takim przypadku do gry wchodzi legalizacja hodowli tych zwierząt. Co więcej, taką technikę wypróbowała Republika Południowej Afryki w 2017 roku, legalizując handel rogami nosorożców, co doprowadziło do zdecydowanego spadku kłusowniczych ataków na ten gatunek.
Warto również wspomnieć o tym, że nawet zwierzęta „uznały”, iż w prywatnych rezerwatach będzie im lepiej! Rzecz miała miejsce w Zimbabwe, gdzie wprowadzono tak zwany Parks and Wildlife Act, który zapewnił możliwość tworzenia prywatnych rezerwatów dzikiej przyrody oraz rancz. Gdy w latach 1960–1993 populacja nosorożców czarnych spadła z 20 tysięcy osobników do zaledwie 880, rząd poprosił o wsparcie prywatne podmioty, co przełożyło się na późniejszy wzrost populacji tego gatunku. Do dziś ponad 75% przedstawicieli tego gatunku żyje właśnie na terenie prywatnym. Jednak nie tylko nosorożce czarne zdecydowały się na przeprowadzkę. Jak wyjaśnia Brian Seasholes:
„Rezerwaty tak dobrze się sprawdziły w zarządzaniu dziką zwierzyną, że ona dosłownie zagłosowała nogami i przeniosła się tam. Czy słyszeli Państwo kiedyś o ludziach głosujących swoimi nogami? Otóż, zwierzęta także zrobiły coś podobnego. Lwy oraz afrykańskie dzikie psy przebyły około 30 mil z parku narodowego do Savé Valley Conservancy, po drodze pokonując często uczęszczaną jezdnię co, jak wiedzą ci z Państwa, którzy interesują się dziką zwierzyną, nie jest ulubionym zajęciem zwierząt. Dzikie psy, które są zagrożonym gatunkiem, rozmnożyły się i ich populacja osiągnęła liczbę 70 osobników. Migrowały one również do Chiredzi River Conservancy z tego samego parku narodowego i osiągnęły tam liczebność 50 osobników. Kilka słoni, także z parku narodowego, przebyło ok. 95 mil, po czym przedarło się przez ogrodzenie Bubiana Conservancy, aby dotrzeć na tamte tereny. Fakt, że wszystkie te zwierzęta tak pragnęły znaleźć się w Savé, Bubiana czy Chiredzi River, że przedarły sie przez tereny zasiedlone przez ludzi, jest świadectwem wspaniałej pracy, jaką wykonały rezerwaty, aby ich tereny były przyjazne dla dzikiej zwierzyny”[8].
Dzieję się tak dlatego, że hodowcy produkują masowe ilości rogów i kości, a to z kolei prowadzi do zwiększenia podaży tych surowców na rynku i obniżenia ich ceny, która ostatecznie przestaje rekompensować ryzyko, jakiego podejmują się kłusownicy.

Podsumowanie

Problem antropogenicznego wymierania zagrożonych gatunków jest zdecydowanie jednym z poważniejszych wyzwań, przed którymi stoi ludzkość w XXI wieku. Powinniśmy podjąć realne, a zarazem libertariańskie działania mające na celu ochronę zagrożonych gatunków.
Po pierwsze, powinniśmy zabezpieczyć prawa własności nad lasami, puszczami, sawannami oraz pustyniami, co umożliwiłoby utworzenie rezerwatów turystycznych dla tychże zwierząt.
Po drugie, powinniśmy również podjąć sensowne działania mające na celu zmniejszenie ceny rogów, a możemy to osiągnąć poprzez legalizację produkcji syntetycznych rogów, kości, oraz kłów rzadkich gatunków zwierząt oraz poprzez pozwolenie na prywatne hodowle wspomnianych, zagrożonych wyginięciem gatunków.
Krzysztof Świder
[1] M. Thornton, The Economics of Prohibition, Salt Lake City 1991, s. 71–84.
[2] F. Chiocca, Do kogo należy Amazonia?, https://mises.pl/blog/2011/09/20/chiocca-do-kogo-nalezy-amazonia/ [dostęp: 09.03.2021].
[3] B.M. Wiegold, Zagrożone gatunki, własność prywatna i bizon amerykański, https://mises.pl/blog/2014/08/27/wiegold-zagrozone-gatunki-wlasnosc-prywatna-bizon-amerykanski/ [dostęp: 09.03.2021].
[4] H.H. Hoppe, O własności prywatnej, wspólnej i publicznej, z uzasadnieniem całkowitej prywatyzacji, https://mises.pl/wp-content/uploads/2011/09/Hoppe-calkowita-prywatyzacja.pdf [dostęp: 09.03.2021].
[5] F. Lilley, The Myths about Trash, https://mises.org/library/three-myths-about-trash [dostęp: 09.03.2021].
[6] D. Fine Maron, China legalizes rhino horn and tiger bone for medical purposes, https://www.nationalgeographic.com/animals/article/wildlife-watch-news-china-rhino-tiger-legal [dostęp: 09.03.2021].
[7] C. O’Grady, The Price of Protecting Rhinos, https://www.theatlantic.com/science/archive/2020/01/war-rhino-poaching/604801/ [dostęp: 09.03.2021].
[8] B. Seasholes, Prywatny sektor ochrony przyrody w Afryce, https://mises.pl/blog/2011/03/28/seasholes-prywatny-sektor-ochrony-przyrody-w-afryce/ [dostęp: 09.03.2021].
 
Do góry Bottom