Wino

P

Przemysław Pintal

Guest
Bardzo lubię wina (ale nie znam się na nich). Gdy jest upał i wypiję butelkę piwa to przez 20 minut jest mi chłodno, potem boli mnie głowa. Jak wypiję lampkę wina (temperatura pokojowa), to czuję się "schłodzony".

Zakupiłem ostatnio w Biedronce macedońskie wino - Tikveš Classic Vranec 2013 (na etykiecie Classic jest poniżej nazwy). Wino jest czerwone i wytrawne (takie jakie lubię). Kosztowało 12 zł. I jak smakuje? Otwarcie butelki, zapach i pierwszy łyk sugerują, że mamy na serio do czynienia z czymś tanim i pośledniejszym. Z każdym łykiem smakuje coraz lepiej i szybko rozgrzewa (nawet po wypiciu małej ilości wina mam takie uczucie - nie jest to rausz).

20140807_20140807_vranec-522x129.jpg


Nie uważam, że im droższe wino tym lepsze. Wino musi być jak najtańsze, po to by się nim częściej raczyć. Chociażby ze względu na smak. Wolałbym by na imprezach rodzinnych pito wino a nie wódkę.

http://winicjatywa.pl/2014/08/07/biedronka-srodek-winiarskiej-europy-lato-2014
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
Po winie łeb boli, niestety. Po dwóch butelkach rano to jakaś masakra.

Ja się na winach nie znam, preferuje tańsze niż 20 zeta, bo droższe nie dodają specjalnej wartości dodanej. Nie przekraczam 30 zeta nigdy, takie mam twarde zasady.

Lubię wina musujące, moda na proseco mi pasuje, choć ciężko kupić tanie.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Ja w młodości pijałem wyłącznie jabole. Po pobycie we Francji przeszedłem na wina wytrawne. Jabol przestał mi wchodzić. Po czerwonym wytrawnym łeb mnie nigdy nie bolał. Na kaca wino wytrawne jest niczym ambrozja, dwa kielichy i kac puszcza po chwili. Lubię bułgarskie, mołdawskie, z węgierskich "Byczą Krew", a z niemieckich reńskie wina lodowe (Eiswein), które wchodzi mi najlepiej. Wchłaniam też z apetytem wina argentyńskie, francuskie, kalifornijskie, algierskie, australijskie, z Nowej Zelandii i RPA. Jest to zacny trunek, który w małych ilościach mi dobrze robi.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Nie uważam, że im droższe wino tym lepsze. Wino musi być jak najtańsze, po to by się nim częściej raczyć. Chociażby ze względu na smak. Wolałbym by na imprezach rodzinnych pito wino a nie wódkę.
Popieram, zarówno o tych impreazch jak i o cenie wina (i nie tylko wina). Imprezowe picie wódki do dla mnie tylko nieprzyjemny obowiązek. Picia wina to przyjemność.
Tym chemikaliom mówię nie: wódka, kolorowa mdła wódka (koniaki, whisky), jabol.
To wezmę: wino wytrawne, piwo, ewentualnie biały bimber (nie dopalany).
Wódka i mdła kolorowa wódka jeszcze ujdą jak się je z czymś wymiesza.
 
648
1 208
Ja najbardziej lubię jak dziewczyna pije wino, a ja jej masuję wtedy stópki. :D

No, dobra. Sam też czasem pijam. Do obiadu lub kolacji. 1 winko na 2, czasami 2. Nie lubię dużo alkoholu, więc więcej nie pijam (butelka max). Zacząłem kiedyś od słodkich i półsłodkich, bo inne mi nie smakowały. Dzisiaj słodszych od półwytrawnych z reguły nie pijam. Nieliczny wyjątek stanowią te niemieckie wina lodowe o których pisał krzysio, ale to droga zabawa.

Alternatywę stanowi dla mnie piwo z małych, najczęściej polskich browarów. Też max 2-3 butelki na raz. Innych alkoholi nie tykam, nie smakują mi.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 120
W liceum piłem wina owocowe (w sensie nie z winorośli) z kartonów, wtedy bardziej to lubiłem niż podłą wódkę, czy piwo. Parę lat temu połknąłem winiarskiego bakcyla i pijam sporo, ciągle nowych win jakościowych (zasadniczo wszędzie na świecie jest podział na wina stołowe, które nie muszą być nijak opisane i nie wiadomo z czego są i na jakościowe, z podanym szczepem, regionem, czasami rocznikiem). Najbardziej w winach kręci mnie różnorodność: są setki szczepów winorośli (a wina bywają jednoszczepowe i mieszane - kupaże), dziesiątki metod produkcji, tysiące miejsc na świecie, gdzie się wino uprawia, z różnym klimatem, różne podejścia konkretnych producentów do produkcji, jest jeszcze kwestia zmienność między rocznikami oraz między piciem tego samego wina w różnym czasie po zabutelkowaniu.
Poza tym wino jest dosyć prostym produktem(koniec końców jest to po prostu wyciśnięty sok z owoców winogron), ale paradoksalnie jego rozstrzał jakościowy jest chyba największy spośród wszystkich produktów spożywczych na świecie (na drugim miejscu są sery) i właśnie to daje dużą radość - nigdy nie jestem do końca pewien co poczuję po otwarciu nowej butelki.

tosiabunio napisał:
Ja się na winach nie znam, preferuje tańsze niż 20 zeta, bo droższe nie dodają specjalnej wartości dodanej. Nie przekraczam 30 zeta nigdy, takie mam twarde zasady.
Ceny wina to dosyć złożona, ale całkiem logicznie zorganizowana sprawa. Po pierwsze odbiór wina to kwestia subiektywna i komuś rzeczywiście bardziej mogą smakować jakieś zlewki z Mołdawii niż wino od renomowanego producenta z Bordeaux, ale według mnie są to wyjątki i dotyczą raczej porównań słabego, ale lekkiego, słodkawego wina z jakimś niezwykle wytrawnym, mocno garbnikowym (gorzkie i powodujące ściągające uczucie w ustach, po przełknięciu tworzy się sporo śliny), więc to trochę jak narzekać na Ferrari, że słabo się spisuje na wertepach przy lesie i lepszy jest Polonez, więc bez sensu dopłacać setki tysięcy do Ferrarki.
Po drugie z mojego doświadczenia wynika, że jednak droższe=lepsze , przy czym jest to zależność wykładnicza, różnica między winem za 15 zł a 60 zł jest zazwyczaj wyraźna, a ta między 200 zł a 2000 zł raczej niezauważalna (patrz: "po trzecie"). Sam często kupuję w Biedronce albo Lidlu, bo trafiają się tam perełki, wina tańsze niż w kraju producenta, nie mówiąc o przecenionych, które są warte kilka dych, ale nikt ich nie chce, więc chcą się ich pozbyć za symboliczną kwotę. Jednak gdy mam ochotę na coś konkretnego, to tylko sklepy specjalistyczne, w których marża jest czasami zabójcza - oczywiście są lepsi i gorsi sprzedawcy windujący cenę licząc na to, że w Polsce mało kto zna się na winie i przepłaci bez bólu. Wina za kilkaset złotych piłem tylko na degustacjach i wzdycham sobie czasami do nich, ale nie mam zamiaru tyle płacić, maks co mogę wydać od święta to jest 100, no może 150 zł, ale średnia tego co piję na co dzień to jakieś 30-40 zł.
Po trzecie, to wyprodukowanie butelki najwyższej jakości wina (ręczny zbiór, selekcjonowanie gron, podsuszanie, najdroższe dębowe beczki i wszystkie możliwe bajery) podobno nie kosztuje więcej jak 25€ (oczywiście przy założeniu, że dostało się najlepszą parcelę w Burgundii za darmo :p), więc wszystko co kupujemy drożej wynika tylko z gry popytu i podaży, stąd kosmiczne ceny niektórych trunków.

Co do kwestii "znania się", to u mnie sprowadza się to do wiedzy jak smakują dziesiątki świetnych, droższych win i porównywania z tanimi - siłą rzeczy po jakimś czasie człowiek zaczyna rozróżniać co jest przyjemniejsze i pełniejsze w ustach, co ma czysty i intensywny zapach, a co nie i już za bardzo nie chce brać do ust tanich sikaczy, do dobrego się łatwo przyzwyczaja :)

kr2y510 napisał:
To u mnie też wyjątek od win wytrawnych. Jednak nie zawsze są drogie! Jak masz kogoś w Niemczech to niech przywiezie. Tam są też tanie i są całkiem przyzwoite.
Na pewno w Niemczech (jak i w każdym kraju producenta) dostanie się je dużo taniej niż w Polsce, ale ogólnie wszystkie słodkie wina świata (te porządne, tradycyjne, a nie morza czerwonej, słodkiej, albo półsłodkiej kiepścizny ordynarnie szaptalizowanej) muszą być droższe od swoich wytrawnych odpowiedników ze względu na sam proces produkcji. Ja słodkie wina tylko od święta, raz, że mnie mniej cieszą, dwa, że są droższe. Za winami lodowymi zbytnio nie wzdycham, brakuje im kwasowości i złożoności (przynajmniej te, które piłem, bo nie wątpię, że są przykłady temu zaprzeczające) jaką uzyskują te produkowane z dotkniętych szlachetną pleśnią gron - Tokaje Aszú czy wina z bordoskiej apelacji Sauternes.

Moje ulubione póki co typy wina:
-Nowozelandzkie ze szczepu Sauvignon Blanc, głównie region Marlborough. Niestety są drogawe, zaczynają się od 4 dych, wyjątek: Greyrock dostępny jakiś czas temu w Biedronce za rewelacyjne 25, czy 27 zł.
-Tokaje Aszu, nie piłem jeszcze złego. Niestety, z nieznanych mi powodów butelki po przejechaniu kilkuset kilometrów do Polski są o wiele droższe niż na Węgrzech, autentycznie opłaca się wybrać na weekend i zapełnić bagażnik.
-Szczep Pinot Noir - najlepszy w swojej ojczyźnie, czyli w Burgundii oraz w nowozelandzkim Otago, dobre również z Alzacji i Górnej Adygi. Nie przepadam za większością z nowego świata.
-Białe wina z Bordeaux (nie przepadam za czerwonymi Bordosami, a jest ich niezwykle dużo i są bardzo popularne) i Doliny Loary.
-Czerwone z Sycylii, głownie szczepy Nero d'Avola, Frappato.
-Szczep Syrah - jego kolebka, czyli Dolina Rodanu, oraz Australia.
-Ogólnie musujące: Szampany są świetne, ale dopłaca się kilka dych za to, że mają na butelce "Champagne", lepiej zaoszczędzić i pić jego włoski odpowiednik - Franciacorte, albo hiszpański - Cava. Z tych wytwarzanych inną, tańszą metodą jak najbardziej Prosecco. Lubię też mało znaną w Polsce rzecz, czyli czerwone wina musujące, zwłaszcza włoskie Lambrusco (koniecznie wytrawne, a nie stworzoną na rynek amerykański wersję słodką).

Na koniec dodam, że od kilku lat polscy winiarze mogą normalnie sprzedawać swoje wyroby. Mogę polecić trzech producentów:
-Winnica Srebrna Góra z Krakowa
-Winnica Płochockich z okolic Sandomierza
-Winnice Jaworek, te niestety są dosyć drogie.
Jakby ktoś chciał spróbować polskiego wina, to raczej białe, ewentualnie różowe, o dobre czerwone w naszym klimacie ciężko, musi się udać pogoda w danym roku. Wina są już niezłej jakości, ale drogie w porównaniu do zagranicznych konkurentów, więc sens jest je kupować tylko ze względów patriotycznych, albo jako ciekawostka.

Już naprawdę na koniec: błagam, nie piszcie ogółów w stylu "bułgarskie dobre, hiszpańskie też, ale francuskich to nie lubię". W każdym kraju jest taka różnorodność winnic, szczepów i producentów, że powiedzenia "nie lubię francuskich" to jak powiedzieć, że czerwone samochody są lepsze od żółtych.
 
Ostatnia edycja:

Trigger Happy

Mądry tato
Członek Załogi
2 946
957
Ja piję zwykle czerwone wytrawne, wchodzą mi bardziej wina z obu Ameryk niż z Europy. I tak jak tosia 30 zł to górna granica. Lubię wina Sutter Home, często są w promocji w Realu za poniżej 20 zł. (różowe raz latały za 14 zyla - w Biedrze)

3726818-sutter-home.jpg
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
siłą rzeczy po jakimś czasie człowiek zaczyna rozróżniać co jest przyjemniejsze i pełniejsze w ustach, co ma czysty i intensywny zapach, a co nie i już za bardzo nie chce brać do ust tanich sikaczy, do dobrego się łatwo przyzwyczaja :)
To prawda.

jaką uzyskują te produkowane z dotkniętych szlachetną pleśnią gron - Tokaje Aszú czy wina z bordoskiej apelacji Sauternes.
Mi jakoś żadne Tokaje się nie przyjmują mimo, że Węgrów lubię.

Na koniec dodam, że od kilku lat polscy winiarze mogą normalnie sprzedawać swoje wyroby. Mogę polecić trzech producentów:
A tego nie wiedziałem. Wypróbuję.
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 033
W czasach licealnych pijałem z kumplami wina klasy żulowskiej, takie za ok. 3.70 zł, typu "truskawka", jabol. Dzisiaj to bym w tym dzioba nie umoczył :).

Lubię czasem się wina napić, zależy kiedy i zależy do czego, słodkie, półsłodkie, wytrawne. Ale za żadnego znawcę ani smakosza się nie uważam, osobiście wolę dobre piwa.

Imprezowe picie wódki do dla mnie tylko nieprzyjemny obowiązek.

Dla mnie od jakiegoś czasu też, od dwóch lat właściwie wódki unikam i piję sporadycznie. Do tego mam wrażliwy żołądek i raczej słabą głowę, po większej popijawie zawsze rzygam (nigdy z tego nie wyrosłem).
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 120
Dla mnie od jakiegoś czasu też, od dwóch lat właściwie wódki unikam i piję sporadycznie. Do tego mam wrażliwy żołądek i raczej słabą głowę, po większej popijawie zawsze rzygam (nigdy z tego nie wyrosłem).
Czasami, jak jest atmosfera do prostej najebki, to wypiję, bardziej dla towarzystwa, ale też z przyjemnością. Ogólnie dla mnie wysoko stężony alkohol w dużych ilościach to narkotyk o zbyt mocnym działaniu i pozostałościach na drugi dzień, więc staram się nie nadużywać.

Wina głównie używam w kuchni. Do picia wolę piwo albo wódkę.
Do jedzenia wypijam większość ze swoich win, tak solo to coś lekkiego, w plenerze czy na tarasie, albo wina, które mogą stać otwarte jakiś czas, więc można sobie nalać kieliszek raz na czas: porto, sherry, madera.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
Ja określając swoje preferencje, określałem swoje preferencje, a nie wrażałem obiektywne stwierdzenie dotyczące powiązania jakości z ceną. Wyższa cena w przypadku wina nie wnosi u mnie wartości dodanej, czyli nie widzę na tyle znaczącej różnicy, aby usprawiedliwić sobie różnicę w cenie. Owszem, czasem potrafię zauważyć różnicę jakościową droższego wina, ale jest na tyle rzadki przypadek, że mogę go uznać za błąd statystyczny.

Natomiast wino jako napój lubię, choć nie jest to dla mnie materiał do sroższej najebki, bo tu wygrywa alkohol mocny - wódka, bimber, tequila, dżin. Piwo piję okazjonalnie teraz, bo jakoś mnie nie rajcuje w większej ilości - może normę wyczerpałem, czy coś...
 
OP
OP
P

Przemysław Pintal

Guest
Piwo piję okazjonalnie teraz, bo jakoś mnie nie rajcuje w większej ilości - może normę wyczerpałem, czy coś...

Też to mam, kiedyś to się pijało i po 12 podczas wypadu do knajpy lub na imprezę. Teraz po 4 czuję się zatkany jakbym pożarł.
 

workingclass

Well-Known Member
2 131
4 152
Ja nieczęsto pijam wina bo nie przepadam, natomiast piwo tak, do pewnego momentu piwo było dla mnie piwem i właściwie każde było spoko i dalej tak jest jak chce sobie popić piwa bez wnikania to nie ma problemu piwo to piwo. Kilka lat temu poznałem ludzi,którzy zabrali mnie w pare miejsc do małych lokalnych browarów z pubami i z nimi dowiedziałem sie co to sa piwa, spróbowałam browarów, które smakowały jak wina wytrawne i jak soczek jagodowy......, kolesie potrafią zanudzić mowieniem o tym jak robić i co i jak trzeba dodawać zeby wyszło jakie piwo, no ale kosztowanie tych browarkow - pycha. A i z nimi nie pije sie na ilośc , smaczek kolorek zapaszek to jest ważne, zreszta po czterech-pięciu takich browarkach to juz lekka najebka, przeważnie mają od 6 do 12%.
 
Ostatnia edycja:

simek

Well-Known Member
1 367
2 120
Owszem, czasem potrafię zauważyć różnicę jakościową droższego wina, ale jest na tyle rzadki przypadek, że mogę go uznać za błąd statystyczny.
Inna kwestia, że, tak szczerze mówiąc, te różnice są na tyle nieznaczne, że zupełnie rozumiem ludzi, którzy nie chcą dopłacać, całe życie piją winko za 15 zł i są szczęśliwi. Sam uważam, że drogie wino to fanaberia, bo jednak płacenie trzy razy więcej za sfermentowany sok z winogron dlatego, że jest trochę lepszy w smaku nie jest zbyt mądre, no, ale ja wychodzę z założenia, że wino jest najfajniejszą z niepotrzebnych rzeczy na świecie :)
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
Do jedzenia wypijam większość ze swoich win, tak solo to coś lekkiego, w plenerze czy na tarasie, albo wina, które mogą stać otwarte jakiś czas, więc można sobie nalać kieliszek raz na czas: porto, sherry, madera.
Mi chodziło o gotowanie czy smażenie na winie. Jak jadłam mięso to potrafiłam zrobić genialny sos boloński z czerwonym winem. Teraz go też czasem robię z fasolą.
Tak samo owoce morza są bardzo dobre zrobione z białym wytrawnym winem.
 
Do góry Bottom