hanys
Active Member
- 171
- 136
Nowelizacja ustawy narzuca radiostacjom emitowanie od 1 stycznia większej liczby polskich utworów. - Skandal. Jakby kazali w warzywniaku na wystawie mieć tylko pomidory - irytuje się Mikołaj Lizut, szef Radia Roxy. - Prywatni przedsiębiorcy chcą mieć maksimum praw, a żadnych obowiązków - odpowiada medioznawca prof. Maciej Mrozowski.- Może zadziała mentalność Mamonia - zastanawia się Kamil Dąbrowa, szef "Jedynki" PR.
1 stycznia wszedł w życie drugi etap nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji. Nadawcy mają obowiązek emitowania większej liczby polskich piosenek na swoich antenach (33 proc. miesięcznie, z czego połowa ma być nadawana między godz. 5 a północą). Co na ten temat sądzą nadawcy?
"Skandal" czy "za późno"?
- Skandal - oświadcza Mikołaj Lizut, szef Radia Roxy. - Polski przemysł fonograficzny nie jest w stanie nikogo zmusić, żeby kupowali polskie płyty, natomiast bardzo łatwo zrobić taki skok z pomocą Ministerstwa Kultury na stacje radiowe. To jest trochę tak, jakby ktoś prowadził warzywniak, a ustawodawca powiedziałby, że na wystawie ma mieć tylko pomidory - krytykuje.
Inne podejście ma Kamil Dąbrowa, dyrektor Programu I Polskiego Radia. Jego zdaniem regulacja jest nie tylko dobra, ale wręcz spóźniona. - Ta ochrona weszła o dobrych 20 lat za późno. W tej chwili mamy rynek przeorany przez wykonawców zagranicznych, bo tak musiało się stać bez takiej ochrony - uważa.
- Tego typu regulacje są w Europie powszechne - przypomina medioznawca prof. Maciej Mrozowski. - To ma być obrona europejskich przemysłów kultury przed inwazją amerykańską komercyjną. Amerykanie nie robią muzyki lepszej, mają tylko lepsze sposoby jej promocji - tłumaczy w rozmowie z TOK FM.
Z butami w prywatną własność?
Może takie regulacje nie powinny dotyczyć nadawców prywatnych? - Sprzeciw wobec tej regulacji jest odruchem ze strony nadawców, którzy są ludźmi biznesu, którzy nie myślą w kategoriach elementarnego patriotyzmu, żeby wspierać krajowy sektor rozrywkowy. Idą na łatwiznę. Popularne amerykańskie? Dawaj! Puszczamy, bo się sprzeda. Tu chodzi o ukrócenie pewnej samowoli nadawców i uważam, że to jest słuszne. Oni żyją w przestrzeni publicznej, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nałożyć na nich pewne obowiązki - ocenia prof. Mrozowski.
- Prywatni przedsiębiorcy chcą mieć maksimum praw, a żadnych obowiązków. Jest tysiące regulacji; dlaczego przemysł kulturowy miałby mieć inaczej? - pyta medioznawca.
Mikołaj Lizut odwróciłby sytuację. - My jesteśmy też jakąś gałęzią polskiej kultury, polskiego przemysłu. Być może lepiej by było, żeby polskie wytwórnie jakąś cześć swoich dochodów przeznaczały właśnie na stacje radiowe? - proponuje.
- Prawo jest dla wszystkich - ocenia z kolei Dąbrowa. - Nie widzę powodu, żeby jakieś ulgi stosować wobec rozgłośni prywatnych. To miałoby znaczyć, że rozgłośnie prywatne mogą lekceważyć polskich artystów? No, tak być nie powinno - podkreśla.
- Dziedzictwo, to, co nazywamy kulturą narodową, nie jest niczyją prywatną własnością. Jest dobrem wspólnym i możemy tworzyć reguły korzystania, przyczyniania się do rozwoju tego dobra wspólnego - uważa prof. Mrozowski. Przypomina, że w Europie przyjęło się, że nadawcy publiczni mają jeszcze większe obowiązki: mają np. wspierać samo nagrywanie krajowej muzyki. - Proporcje są więc zachowane - zaznacza.
"Polski" to tylko z polskim tekstem? A Możdżer?
Kontrowersje wzbudza zapis, że "polskie" utwory to te, w których pojawia się polski tekst. Co jednak z polskimi artystami tworzącymi muzykę bez tekstu lub śpiewającymi po angielsku?
- To kompletnie nielogiczne. Rozmawiałem ostatnio z Leszkiem Możdżerem, który mówi: ta ustawa w ogóle mnie nie dotyczy, bo w moich kompozycjach nikt nie śpiewa po polsku. To jest jakiś idiotyzm, efemeryda, ustawa o wspieraniu radosnej twórczości w języku polskim, która bardzo często jest na poziomie rymów częstochowskich. "On kocha ją nie mnie, czy wiesz jak to rani mnie". A ja mam po prostu obowiązek ustawowy to lansować - skarży się Lizut.
- Oczywiście, że jest wiele kryteriów oceny. O ile wiem, nikt nigdy nie znalazł idealnej formuły, więc trzeba się pogodzić z pewną ułomnością - uważa prof. Mrozowski.
Skuteczne? Mentalność Mamonia może zadziałać
Poza wszystkimi argumentami "przeciw" Lizut jest przekonany, że "ten kretynizm" po prostu będzie nieskuteczny. - I tak w tej chwili głównie muzyka panuje w sieci, więc wprowadzanie polskiej kwoty, psucie w ten sposób formatów radiowych spowoduje tylko to, że coraz szybszy będzie proces odwracania się od wszelkich nośników analogowych w stronę sieci. Tam żadnej kwoty nie ma i nie będzie.
Tu rację przyznałby także medioznawca: - Ludzie mają internet. Młodzi współcześnie raczej radia nie słuchają, więc skuteczność takich regulacji może być coraz mniej realna - mówi prof. Mrozowski w rozmowie z TOK FM.
- Może zadziała mentalność Mamonia, może jeżeli będą częściej słyszeli polską muzykę, to ją polubią - przewiduje szef "Jedynki". - Nasz rynek został ukształtowany przez duże zagraniczne wytwórnie i kreowały politykę, która nie promowała polskich wykonawców. Miejmy nadzieję, że to się zmieni.To będzie trudny okres dla wielu stacji radiowych, ale myślę, że świetnie sobie poradzą - uważa Dąbrowa.
Będzie jeszcze więcej
Nowela Ustawy o radiofonii i telewizji z marca 2011 r. nałożyła na nadawców obowiązek przeznaczenia co najmniej 33 proc. miesięcznego czasu emisji piosenek na utwory polskojęzyczne (wcześniej było to 33 proc. kwartalnie). Co najmniej 60 proc. z nich ma być emitowane w godzinach 5-24, co ma wyeliminować praktykę nadawców, którzy polskie piosenki emitują głównie w nocy.
W ustawie przewidziano też okresy przejściowe - w 2012 r. 40 proc. polskich piosenek miało być nadawanych w ciągu dnia, a w roku 2013 - co najmniej 50 proc.
W myśl przepisów podwójnie liczony jest czas nadawania utworów wykonywanych przez debiutantów. Za utwór premierowy ustawodawca uznał taki, od którego pierwszej emisji nie minęło półtora roku. Z kolei debiutantem w myśl ustawy jest wyłącznie artysta lub zespół muzyczny, który w ciągu tych 18 miesięcy po raz pierwszy wydał album lub singiel.
Niech ich ktoś odjebie - proszę ! *
*władzę, politykierow, marnych dziennikarzy czy takich ekspertów jak ten medioznawca.