Wenezuela - przestępczość i Hugo Chávez u władzy

D

Deleted member 427

Guest
Oficjalne wskaźniki przestępczości były w Wenezueli Hugo Cháveza jedną z najpilniej strzeżonych państwowych tajemnic. Rząd zaprzestał ich publikowania w 2004 roku, bo już wtedy wskazywały one, że rewolucyjne władze coraz mniej panują nad porządkiem i bezpieczeństwem w kraju. Tymczasem z roku na rok jest coraz gorzej. Porwania, napady i zabójstwa stały się normą do tego stopnia, że chyba każda wenezuelska rodzina przynajmniej raz w swoim życiu padła ofiarą przestępcy. Odkąd Chávez dochrapał się stołka, liczba morderstw popełnianych na terenie Wenezueli podskoczyła z 4.550 do - uwaga - 19.336 w roku 2011 (patrz: Venezuela’s Crime Debacle: A Cautionary Tale). Jak nie omieszkał zauważyć kryminolog z Caracas Roberto Briceño-León, wzrost był spektakularny, niespotykany nigdy w historii tego kraju:

Wenezuela była postrzegana jako jeden z najbezpieczniejszych krajów w Ameryce Południowej, jednakże do roku 2010 zdążyła zadomowić się wśród państw z najwyższymi wskaźnikami zabójstw. Celem tego tekstu jest analiza tych wskaźników w czasie na przestrzeni lat 1985-2010 z podziałem na trzy fazy i z uwzględnieniem przemian społeczno-instytucjonalnych. Pierwsza faza przypada na okres 1985-1993 zakończony zamachem stanu, kiedy po raz pierwszy odsetek zabójstw wzrósł z 8 na 100.000 mieszkańców do 20. Druga faza to lata 1994-98 - okres stabilizacji, w którym wskaźniki zabójstw utrzymywały się na poziomie 20 na 100.000. Faza trzecia zaczęła się w roku 1999 wraz z przejęciem rządów przez Hugo Chaveza i zainicjowaniem rewolucji boliwariańskiej, której deklarowanym celem nadrzędnym była gruntowna transformacja gospodarcza i polityczna. Wskaźniki zabójstw podskoczyły wtedy z 20 do niemal 60 na 100.000 mieszkańców --> Three phases of homicidal violence in Venezuela

a08gra01.jpg


Bandyci w Wenezueli strzelają, aby ukraść samochód, zabrać telefon komórkowy, czy portfel z kilkoma nędznymi boliwarami. Strzelają też po prostu dla zabawy, na oślep. Życie można stracić wszędzie - siedząc za kierownicą, jadąc metrem, będąc w domu, czy nawet na plaży, gdzie coraz częściej dochodzi do egzekucji, porachunków, czy napadów. Przestępcami często okazują się być ci, którzy - teoretycznie - mają czuwać nad porządkiem, czyli mundurowe służby --> Wenezuela - królestwo zabójców

Wenezuelscy przestępcy są rozzuchwaleni i bezkarni. Nie bez powodu Observatorio Venezolano de Violencia, czołowa organizacja pozarządowa zajmująca się analizą przestępczości w Wenezueli, szacuje, że tylko 5 proc. morderców trafia przed sąd. I jeszcze mniej jest skazywanych. Ta sama organizacja oceniła, że w 2011 roku w Wenezueli zamordowano rekordową liczbę 16.047 osób. Okazuje się jednak, że dane te były zbyt optymistyczne. Tak naprawdę morderstw było trzy tysiące więcej - ponad 19.000. Tak przynajmniej twierdzi tajny raport przygotowany na zlecenie wiceprezydencji kraju przez jak najbardziej rządowy Narodowy Instytut Statystyki.

279-stronicowa analiza przestępczości i jej percepcji w Wenezueli miała, oczywiście, pozostać wyłącznie do wiadomości rządzących, ale jej egzemplarze trafiły do redakcji największych wenezuelskich, niezależnych mediów, wywołując zrozumiały w sumie ambaras władz. Zwłaszcza że stało się to dokładnie w momencie, gdy władze próbowały nałożyć na te media kaganiec i w wyjątkowo kuriozalny sposób zabronić im informowania o przestępczości. Zaskakującą sądową decyzję sprowokowała niedawna pierwsza strona dziennika El Nacional, na której opublikowano dość wstrząsające zdjęcie ze stołecznej kostnicy Bello Monte, do której trafiają wszystkie ofiary przestępstw w Caracas. I która, zwłaszcza w weekendy, nie radzi sobie z ilością napływających ciał - rodziny szukające bliskich często muszą “brodzić” między trupami leżącymi bezpośrednio dla ziemi.

Liczba uprowadzeń dla okupu za rządów Cháveza poszybowała w górę jeszcze szybciej niż wskaźniki zabójstw --> Kiddnapings in Venezuela

201111_neumann_venezuela_image1.jpg


Administracja Cháveza zareagowała na ten bezprecedensowy wzrost przemocy w kraju w jedyny znany dla komunistów sposób - zakazali posiadania i noszenia broni palnej:

Due to escalating gun violence, President Hugo Chávez set up the Presidential Commission on Disarmament in May 2011, launching a public disarmament effort that saw over 130,000 illegal weapons surrendered that year alone. The commission issued a resolution in February 2012 banning the sale of all firearms and ammunition to civilians. It also imposed a one-year moratorium on commercial gun imports and the issuing of gun-carry permits. The rule went into effect in June 2012, allowing only the army, police, and security companies to legally buy weapons. In 2011, the commission also issued resolutions banning guns on public transportation, construction sites, and cultural and sporting events. [link]

Przed uchwaleniem tych drakońskich reform Wenezuela miała i tak bardzo restrykcyjne przepisy. Nie licząc karabinków na polowania czy strzelb, wszelka inna broń znajdowała się poza zasięgiem cywilów:

Gun possession by civilians is restricted and is not guaranteed by law. Prior to the gun sale suspension, Venezuelans over the age of 18 could apply for permits to own and carry .22 caliber rifles and shotguns. Applicants had to pass mental and criminal background checks, as well as provide justification for purchasing a gun. Gun possession permits last three years. All other weapons were prohibited for civilians, and penalties for illegal weapons possession range from 5 to 10 years in prison.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Jak wiadomo, pod koniec 2011 roku w socjalistycznym raju tak bardzo ukochanym przez Seana Penna i Olivera Stone'a zarządzono całkowitą konfiskatę broni palnej i zamknięcie wszystkich sklepów z bronią, co weszło w życie w roku następnym. Wenezuela nigdy nie miała nawet średnio liberalnych gun laws, ale od niedawna obowiązuje tam totalny ban na jakąkolwiek broń palną.

W roku 2012 - pierwszym roku bana - zamordowano w Wenezueli wg oficjalnych, rządowych statystyk 21.692 osób. Rok wcześniej odnotowano niewiele ponad 18.000 morderstw.

Może warto jednak otworzyć te sklepy?

I oczywiście nijak nie jest to skorelowane z biedą - a ulubionym argumentem lewakuf - poza "im więcej broni, tym więcej przestepczości" - jest narracja, że im więcej biedy, tym więcej przestepczości. Jak donosi portal Bloomberg, pod rządami Chaveza Venezuelans’ quality of life improved at the third-fastest pace worldwide and income inequality narrowed. (...) Venezuela cut its poverty rate to 29.5 percent in 2011 from 48.6 percent in 2002, according to the United Nations Economic Commission for Latin America, known as CEPAL. [link]
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
W socjalistycznym raju zaostrzają przepisy. Jeszcze bardziej. W ostatni piątek komunista Nicolas Maduro podpisał ustawę, która pozwala władzy legalnie więzić człowieka przez 20 lat za noszenie broni palnej albo jej sprzedaż cywilom. Ponieważ od niedawna w Wenezueli obowiązuje total gun ban, w praktyce oznacza to, że każdy, kto będzie nosił lub handlował bronią, trafi do paki i grożą mu maksymalnie dwie dekady odsiadki. Ustawa zabrania także pokazywania broni w miejscach publicznych - na plakatach, banerach etc. Skonfiskowane jednostki broni mają być natychmiast niszczone.

aljezeera.com --> 20 lat za nielegalne noszenie/sprzedaż broni palnej

Komunista podkreślił, że podpisując ustawę przyświecał mu tylko jeden cel - żeby w Wenezueli zapanował pokój.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Policja w Wenezueli masowo sprzeciwia się nowym zakazom. Nie ukrywam, że jestem zaskoczony ich reakcją - nie spodziewałem się od reżimowych funkcjonariuszy aż takiego oporu. Dużo mówią o rozbrojonych cywilach, ale i o własnych, wystawionych na odstrzał dupach. Jeden z nich w rozmowie z dziennikarką zahaczył o kwestię zakazu noszenia broni w miejscach publicznych:

Problem jest taki, że ci, którzy wymyślają te prawa, nie żyją na ulicy. Politycy chodzą sobie w asyście 25 ochroniarzy i nic im nie grozi. Ale co ma powiedzieć zwykły policjant, który wsadził za kratki 20 przestępców i już dawno zapomniał jak wyglądali? Bo oni nie zapomnieli jego twarzy. Przestępca nigdy nie zapomni twarzy policjanta, który go aresztował. Mam pokazać się bez broni z rodziną na ulicy, żeby mogli mnie zabić? [link]
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
aktualnie jesteśmy przy ponad 120 morderstwach na 100k...
co 21 minut w wenezueli ktoś kogoś odjebuje...
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Komunistyczna do szpiku kości Wenezuela inicjuje gigantyczną akcję rozbrojeniową. Koszt: 30 milionów funtów. Za te pieniądze ma powstać 60 nowych ośrodków zajmujących się rozbrajaniem ludności cywilnej. Aktualnie piastujący stanowisko prezydenta komunista Nicolas Maduro powiedział, że rząd będzie dążył do urzeczywistnienia snu, utopijnej wizji Wenezueli wolnej od przemocy. Dodatkowo obiecał, że będzie to pokój w miłości, sprawiedliwości i z pragnieniem wykonywania pracy (na rzecz dobra ogółu).

BBC --> On Sunday Mr Maduro said his government ‘continued to pursue the dream, the utopia of a Venezuela in peace,’ and promised to build ‘peace with love, justice and a will to work.


Venezuelan-President-Nicolas-Maduro-courtesy-breitbart.com_.jpg


http://www.bbc.com/news/world-latin-america-29308509
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Jak wiadomo, ponad rok temu komuniści w Caracas wprowadzili nowe prawo dotyczące regulacji rynku broni w Wenezueli. Jednym z podstawowych założeń uchwalonej w czerwcu 2013 ustawy była możliwość jej zwrócenia bez żadnych konsekwencji.

Po roku dobrowolnie zwrócono… 37 sztuk broni.

Oprócz tych dobrowolnie oddanych jednostek władzom udało się przechwycić kolejne 12 603 sztuk broni, co stanowi mniej niż 1% wszystkich nielegalnych jednostek w obiegu :)

Wrzućcie sobie do tłumacza: http://www.el-nacional.com/sucesos/Solo-armas-ilegales-salido-circulacion_0_465553555.html
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
:) Próbujcie, lewaki. Na pewno następnym razem się uda...

Wenezuela i jej piękna katastrofa - strefa wojny

Wenezuelskie więzienia pękają w szwach, a półki supermarketów świecą pustkami. Sztandarowy pogromca kapitalizmu, przekształcił się w państwo bezprawia, inflacji i korupcji. Mieszkańcy już nie wierzą w mrzonki o dostatniej przyszłości, lecz desperacko walczą o przeżycie.

Daniela Silva zawsze głosowała na Hugo Chaveza. Do dzisiaj nie powie złego słowa o ukochanym comandante, choć już minęły dwa lata od jego śmierci. 36-letnia Wenezuelka uważa, że charyzmatyczny przywódca walczył o prawa biednych i wykluczonych.

Daniela Silva urodziła się i mieszka w Petare, dzielnicy biedoty, leżącej w granicach administracyjnych stołecznej metropolii Caracas. Dawne urokliwe miasteczko kolonialne rozrosło się do największych slumsów Wenezueli. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich Daniela Silva oddała głos na Nicolasa Maduro, spełniając ostatnią wolę Chaveza, wyrażoną na łożu śmierci. Ma żal do comandante, że poprosił naród, by głosował na Maduro. - To nieudacznik - kwituje z bolesnym przeświadczeniem.

Na jej oczach rozpada się dotychczasowa scena polityczna Wenezueli. W lewicowym narożniku plasują się chaviści, pochylający się nad problemami biedaków, a w prawicowym cała reszta. Danielę Silva ogarnia niejasne przeczucie, że znikąd nie może spodziewać się pomocy. W jej przekonaniu opozycja nie jest warta funta kłaków.

Silva nie należy do najuboższej warstwy społeczeństwa. Uważa się za "normalnego człowieka". Ma dach nad głową, pracę i nie padła ofiarą gangsterskich porachunków. Szeregowi mieszkańcy Caracas nie mogą oczekiwać więcej od życia. - Owszem mogą - oponuje Daniela Silva. - Chcemy żyć w godniejszych warunkach.

Daniela Silva mieszka w domu przyklejonym do stromego wzgórza. Dwupokojowe mieszkanie dzieli z synem i trzema córkami. Wiele lat temu ich ojciec wziął nogi za pas i ślad po nim zaginął. Syn jest pełnoletni i zarabia na własne utrzymanie, jeżdżąc motocyklową taksówką. Na utrzymaniu matki pozostają córki - 11, 13 i 15-latka. Skromne zarobki nie wystarczają na opłacenie szkolnego autobusu.

Od trzech lat Daniela Silva prowadzi w Petare sklepik, w którym sprzedaje domowe pierożki, empanadas. Wszystko przygotowuje własnoręcznie, od ciasta po farsz. Na początku interes szedł tak dobrze, że zatrudniła dwie pracownice. Głównymi klientami są mechanicy z okolicznych warsztatów samochodowych.

Popyt na empanady nie słabnie, ale Silva nie jest w stanie nakarmić głodnej klienteli. Znowu sama stanęła za ladą. Otwiera sklepik o szóstej rano. Trzy godziny później sprzeda wszystkie pierożki. Mogłaby ulepić nawet sto empanadas, ale brakuje jej mąki do wyrobu ciasta. W Caracas mąka stała się dobrem luksusowym.

Tasiemcowe kolejki do wenezuelskich supermarketów są znane na całym świecie. Zdesperowani Wenezuelczycy walczą o mleko, olej, masło, mięso, cukier, kawę, mydło, pieluszki. Określenie "walka" nie jest wymysłem dziennikarzy o wybujałej fantazji, lecz smutną rzeczywistością.

Daniela Silva jest krzepką kobietą, ale nawet ją ogarnia przerażenie, gdy widzi tłumy oblegające supermarkety. W kolejce obowiązuje prawo silniejszego. Po dostawy mleka, oleju, czy mąki przepychają się do przodu napakowane osiłki o podejrzanych gębach, roztrącając na boki emerytów, kobiety i dzieci. - Kto się poskarży może wylecieć z kolejki z pociętą twarzą - opowiada Daniela Silva.

Wenezuela to dziwny kraj. Z jednej strony opływa w ropę naftową, a z drugiej kupno butelki zwykłego oleju graniczy z cudem. Za torebkę mąki mogą pociąć człowiekowi twarz, a za komórkę odebrać życie. Szacuje się, że w kraju liczącym 29 mln mieszkańców znajduje się 12 milionów sztuk nielegalnej broni palnej. Wenezuela jest nie tylko krajem o jednym z najwyższych na świecie wskaźników inflacji, ale i przestępczości. Według niezależnych szacunków tylko w ubiegłym roku zamordowano blisko 25 tys. osób, prawie 70 dziennie. Rozwój sytuacji w Wenezueli budzi niepokój nie tylko u Danieli Silva.

Pod rządami Hugo Chaveza kraj stał się poligonem doświadczalnym, gdzie zaczęto wprowadzać rewolucyjną utopię pod nazwą "socjalizmu XXI wieku". Dla dobra kraju prezydent przesunął czas o pół godziny do tyłu i stworzył nową strefę czasową, by ludzie "budzili się w świetle dnia".

Systematyczne zwiększanie kontroli państwa nad gospodarką doprowadziło do opłakanych skutków. Wenezuela stała się państwem upadłym, failed state i szybkim krokiem zmierza do katastrofy gospodarczej, politycznej i moralnej. Krążą dwie opinie na temat przyczyn rosnącego zadłużenia i opłakanej kondycji gospodarki.

Według jednej, za wszystkim stoją gringos, odwieczni wrogowie Wenezueli, którzy wypowiedzieli wojnę gospodarczą południowoamerykańskiej potędze naftowej. Według drugiej opinii przyczyną zapaści kraju są rządy nieudolnego, skorumpowanego i nepotycznego gabinetu Nicolasa Maduro. Zagorzała zwolenniczka zmarłego prezydenta Daniela Silva skłania się ku drugiej opinii.

Ciało Chaveza spoczywa w mauzoleum Simona Bolivara, ale comandante jest nadal wszechobecny w Caracas. Uśmiecha się do mieszkańców z tysięcy plakatów propagandowych rozlepionych w stolicy. Nicolas Maduro kreuje się na ucznia Chaveza. Podczas ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej Maduro twierdził, że Chavez ukazał mu się pod postacią małego ptaszka i wyćwierkał, że jest szczęśliwy i wzruszony lojalnością obywateli.

Maduro, podobnie jak Chavez, opiera politykę na dochodach z eksportu ropy naftowej. Wenezuela prawie nic nie wytwarza, a wszystko importuje. Niskie ceny żywności subsydiowanej przez państwo, programy nacjonalizacji i kolektywizacji podkopały rodzime rolnictwo i przemysł. Każdy worek cementu, lek, czy rolka papieru toaletowego pochodzi z importu.

Hugo Chavez miał szczęście, że okres jego rządów przypadł na czasy boomu naftowego, gdy cena ropy osiągnęła rekordową cenę. Maduro ma pecha, bo nie przejął w schedzie szczęścia Chaveza. Kraj odczuwa dotkliwy brak petrodolarów. Ma najwyższą stopę inflacji na świecie i najniebezpieczniejsze supermarkety.

Daniela Silva nie traci nadziei i rusza na zakupy, aby zdobyć składniki do lepienia empanadas na następny dzień. Dzisiaj jest środa. Potrzebuje przynajmniej dwóch kilogramów mąki i litra oleju, a na farsz szynki lub sera. - Kupno kurczaka graniczy z cudem - mówi.

Najbliższy sklep należy do sieci państwowych supermarketów Bicentenario. W środy mogą robić zakupy osoby, których dowody osobiste mają numery identyfikacyjne kończące się na czwórkę albo piątkę. Silva robi zakupy w Bicentenario w poniedziałki, bo jej dowód kończy się na jedynkę. W następnej sieci Makro kolejka sięga do parkingu. Silva okiem znawcy mówi: - Wygląda na to, że dzisiaj coś rzucą.

Wchodzi do sklepu po pięćdziesięciu minutach stania w kolejce. Przy wejściu podaje imię i nazwisko, a cyfrowy czytnik skanuje jej linie papilarne. Te nadzwyczajne środki ostrożności mają zapobiec ogołacaniu półek sklepowych przez spekulantów. Dzisiaj nie przywieziono produktów, z których może ulepić pierożki. Jest za to szampon. Silva kupuje przydziałową butelkę na osobę.

Następne pół godziny spędza w kolejce do kasy. Ponowna kontrola dowodu osobistego i linii papilarnych. Po odejściu od kasy staje w nowej kolejce do wyjścia i kolejnej kontroli. Kupno butelki szamponu zajęło prawie dwie godziny. - Nawet zwierzęta nie zasługują na takie traktowanie - pomstuje Silva.

Po przejechaniu dwóch przystanków autobusowych wysiada przy supermarkecie Supermercado Plaza. Okazuje się, że pojawiła się w odpowiednim miejscu i czasie. Akurat przywieziono dwie palety mąki.

Daniela Silva zdążyła kupić cztery torebki mąki po socjalistycznej, dotowanej cenie nim informacja o dostawie deficytowych artykułów żywnościowych rozniosła się po dzielnicy lotem błyskawicy. Zapasy wystarczą na dwa dni. Teraz czas wyruszyć na poszukiwanie nadzienia do pierożków. W żadnym z sześciu supermarketów, które odwiedziła dzisiejszego dnia, nie dostała szynki, wędliny ani mięsa.

Bez problemu może kupić deficytowe produkty na czarnym rynku, bez konieczności stania w tasiemcowych kolejkach, przepychania i ścisku. Problem w tym, że handlarze żądają czterokrotnie wyższych cen niż w supermarketach.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
O poziomie życia Wenezuelczyków decyduje dostęp do dolara amerykańskiego. W 2011 roku Hugo Chavez wprowadził skomplikowany system kursów walutowych, odzwierciedlający galopującą inflację i zapaść gospodarczą kraju. Oficjalna, groteskowo zawyżona przez państwo wartość narodowej waluty wynosi 6 boliwarów fuerte za jednego dolara USA. Równolegle istnieje kilka mniej lub bardziej regulowanych kursów.

Aktualny kurs czarnorynkowy, jedyny regulowany przez podaż i popyt, waha się w granicach 285 boliwarów za dolara. W lepszych dzielnicach Caracas pizza i woda mineralna kosztują około 900 boliwarów. W zależności od kursu walutowego stanowią równowartość 145 dolarów amerykańskich albo 3,10 dolara.

Restrykcyjny system państwowej kontroli rynku walutowego jest prawdopodobnie największą zmorą Wenezueli i zaproszeniem do korupcji. Łatwo to obliczyć: Daniela Silva sprzedaje empanady po 35 boliwarów. Gdyby miała możliwość wymiany waluty narodowej po oficjalnym kursie otrzymałaby sześć dolarów. Gdyby je wymieniła na czarnym rynku, uzyskałaby około 1700 boliwarów. W ten sposób pięćdziesięciokrotnie pomnożyłaby zyski ze sprzedaży pierożków.

Szkopuł w tym, ze Silva i miliony Wenezuelczyków nie mogą wymienić narodowej waluty po oficjalnym, regulowanym przez państwo kursie. Nie bardzo wiadomo, kto ma dostęp do twardej waluty po sztywnym kursie. Na pewno warto mieć przyjacielskie kontakty z Maduro albo którymś z generałów z Biura Politycznego.


W przeciwieństwie do pustych półek straszących w supermarketach, wysocy urzędnicy państwowi zgromadzili grube miliony na tajnych kontach bankowych za granicą. Z przecieków ujawnionych w aferze Swiss Leaks wynika, że do grona klientów szwajcarskiego banku HSBC należało kierownictwo Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli (PSUV). Członkowie elit politycznych zdeponowali fortuny na kontach w Andorze.

Pod rządami trybuna ludowego Chaveza w Boliwariańskiej Republice Wenezueli narodziła się klasa nowobogackich dygnitarzy i sługusów. Wenezuelczycy nazywają ich "boliburżuazją", czyli boliwariańską burżuazją, zbijającą majątek na grabieży grosza publicznego pod płaszczykiem rewolucji. Kleptomani albo czerwona arystokracja są równie adekwatnymi określeniami.

Gdyby współczesna historia Wenezueli potoczyła się nieco inaczej, Caracas mogłoby wyglądać równie okazale jak Doha. Według szacunków ekspertów ekonomicznych przez 14 lat rządów Chaveza kraj zarobił na eksporcie ropy co najmniej bilion dolarów. Tymczasem Caracas przypomina jedną wielką budowę w porze sjesty. Wszędzie stoją niewykończone betonowe bloki, smętna pozostałość po projektach budowy mieszkań socjalnych i walki z bezdomnością. W wielu przypadkach skończyło się na szumnych obietnicach i tworzeniu fasadowej rzeczywistości.

Gdzie wsiąkło morze petrodolarów? Lwią część roztrwonił Chavez do spółki z Maduro na zacieśnianie sojuszy politycznych, a zwłaszcza na podtrzymanie przy życiu reżimu braci Castro. Część popłynęła do kieszeni boliburżuazji, rozbijającej się wypasionymi limuzynami. Sprzedaż jednej empanady wystarcza na dziesięciokrotne zatankowanie do pełna samochodu z napędem na cztery koła. Nieprzebrane zasoby ropy stworzyły pole do gigantycznych nadużyć. Przywódcy Wenezueli zmarnowali historyczną szansę i roztrwonili większość naftowej fortuny, a resztę prawdopodobnie sprzeniewierzyli.


Tego rodzaju opinie można wygłaszać jedynie poza granicami Wenezueli. Krytycy reżimu lądują w areszcie bez biurokratycznych ceregieli. Trzech najbardziej znanych opozycjonistów umieszczono w bocznym skrzydle więzienia wojskowego Ramo Verde niedaleko Caracas.

Na pierwszym piętrze czeka od ponad roku na proces polityk opozycyjny Leopoldo Lopez. Na drugim piętrze siedzi Daniel Ceballos, niepokorny burmistrz San Cristobal. Celę na parterze zajmuje Antonio Ledezma, naczelny burmistrz Caracas. Na razie cela jest pusta, ponieważ Ledezma przeszedł operację przepukliny. Przez miesiąc może kurować się w areszcie domowym. Potem wróci do celi.

Reżim Maduro obarcza trójkę działaczy opozycji odpowiedzialnością za podżeganie do protestów społecznych i przygotowania do udaremnionego zamachu stanu. Żona burmistrza, 64-letnia Mitzy Capriles twierdzi, że protesty miały charakter pokojowy, a zarzuty o udział w spisku, mającym na celu obalenie rządu, są wymysłem prezydenta Maduro. Na szczęście mąż czuje się w miarę dobrze i nie był torturowany.

Burmistrz stolicy, 59-letni Antonio Ledezma został aresztowany 19 lutego i powiększył długą listę 80 wenezuelskich więźniów politycznych. Kilkudziesięciu agentów policji politycznej SEBIN wtargnęło do biura naczelnego burmistrza Caracas i zabrało go w nieznane miejsce. Mitzy Capriles pokazuje nagranie z kamery monitoringu. Widać na nim uzbrojonych po zęby agentów jak strzelają w powietrze, aby rozproszyć tłum, który zebrał się przed biurem burmistrza.

Aresztowanie miało wyglądać na spontaniczną reakcję na rzekomą próbę zamachu ze strony Ledezmy. Kilka dni wcześniej Maduro zarzucił burmistrzowi, że zamierzał zbombardować pałac prezydencki z pomocą Waszyngtonu. Mitzy Capriles opowiada inną wersję wydarzeń.

Przez wiele tygodni poprzedzających zatrzymanie, męża śledziła i nękała grupa trzech, czterech nieznajomych na motocyklach. Demonstracyjnie jeździli za nim krok w krok, zachowując bezpieczną odległość, ale trudno było nie zauważyć ich obecności. - Wyglądało na to, że chcieli zastraszyć męża, a jednocześnie dawali mu możliwość opuszczenia stanowiska i ucieczki - opowiada żona.

Antonio Ledezma nie ugiął się przed szantażem i pozostał na stanowisku. - Przyznaję, że długo płakałam - wyznaje żona. - Błagałam go: Antonio, bądź rozsądny, rzuć wszystko i uciekaj!


Mitzy Capriles opowiada, że po aresztowaniu męża każdy wie, że Wenezuela nie jest krajem demokratycznym. Czy warto było tak się poświęcać? Pani Capriles odpowiada wymownym milczeniem. Nie chce narażać na niebezpieczeństwo rodzeństwa, dzieci i wnuków.

Wenezuelscy rodzice żyją nie tylko polityką. Ich uwagę zaprzątają zwykłe, codzienne sprawy. Jak zawieźć dziecko do szkoły? Czy dostanie coś do jedzenia? Jaką znajdzie pracę po zdobyciu wykształcenia? Najmłodsza córka sprzedawczyni empanad także nazywa się Daniela Silva. Jedenastoletnia dziewczynka chce zostać aktorką. Dziesięć lat temu miała spore szanse, by zrealizować swe marzenie. Wprawdzie wenezuelska telewizja nie była zbyt ambitna, ale dostarczała rozrywki i cieszyła się ogromną popularnością. W Caracas produkowano telenowele oglądane w całej Ameryce Łacińskiej.

Obecnie większość produkcji przeniesiono do Miami, znani aktorzy wyemigrowali z kraju. Stacje telewizyjne, upaństwowiono albo zamknięto podobnie jak gazety i rozgłośnie radiowe. Na ekranach telewizorów co wieczór pojawia się Nicolas Maduro w koszuli w barwach narodowych Wenezueli i opowiada o podstępnych Jankesach, jak wykutą na blachę rolę.


Widzowie oglądający propagandowe spektakle Maduro nie bardzo wiedzą, czy mają śmiać się, czy płakać. Zwłaszcza, gdy przed kamerami pojawia się przewodniczący parlamentu, generał Diosdado Cabello. Wielu Wenezuelczyków uważa, że jest znacznie bardziej wpływowy niż Maduro.

Cabello ma własny program telewizyjny pod tytułem "Wal młotkiem" – "Con el mazo dando". Tytuł należy rozumieć dosłownie, bo pokaźnych rozmiarów kij leży na stole przed generałem. W programie Cabello rozprawia się z opozycją. Wyzywa ich od potworów, wampirów i gejów. Przy okazji przewodniczący parlamentu piętnuje z imienia i nazwiska skąpych parlamentarzystów opozycji, którzy nie dają napiwków w restauracjach. (...)

Hugo Chavez był także znany z różnych wyskoków w telewizji. W cotygodniowym talk-show "Alo Presidente" odsądzał od czci i wiary prezydenta USA albo w przypływie dobrego humoru śpiewał piosenki swojemu przyjacielowi Fidelowi Castro. Niezależnie od tego, jak oceniamy wygłupy Chaveza, miał nieodparty urok osobisty i głęboko zapadł w pamięć milionom Wenezuelczyków. Jego następcy i naśladowcy nie dorastają mu do pięt.

Byle tak dalej. Wszak trzeba uparcie tworzyć kontent dla nowych edycji "Czarnej księgi komunizmu" i śrubować rekordy. :)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Taka ciekawostka z Wiki...

According to the Heritage Foundation and the Wall Street Journal, Venezuela has the weakest property rights in the world, scoring only 5.0 on a scale of 100; expropriation without compensation is not uncommon.
Ach, całe szczęście, że w Wenezueli tyrania "świętego" prawa własności nie obowiązuje i dzięki temu to światłe społeczeństwo może dalej odważnie oraz bez przedszkód podążać w stronę sprawiedliwości społecznej, krocząc dumnie drogą postępu. :)
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Na drodze do społeczeństwa bezklasowego pojawiają się wyboje - ciała zabitych gniją w kostnicy, bo nie ma klimatyzacji, a lodówki nie działają:



#takJESTwrealnymkomunizmie
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Wenezuelski standard?
opublikowano 19 sierpnia 2015 w konwersacje

Spotkałem dzisiaj koleżankę. Yma ma na imię. Zwykle tryskająca humorem, dynamiczna, tym razem wydała mi się czymś przybita. Siedziała w kawiarni i zamyślona, praktycznie bez ruchu, obserwowała przechodniów. A może nawet ich nie widziała? Wyrwałem ją z tego letargu dosiadając się do stolika:

Cześć Yma, co z Tobą? Wyglądasz na jakąś taką zmarnowaną?
O! Cześć Tomek! Dawno Cię nie widziałam. Rzeczywiście ciężkie miałam ostatnie tygodnie… Aż tak to widać?
No tak jakoś nieswojo wyglądasz…
No bo dwa tygodnie temu zastrzelili mi kuzyna. Po to aby ukraść mu motocykl, tuż pod domem. Dzień później porwano mi ojca. Musieliśmy szybko zdobywać pieniądze na okup. 250 tys. boliwarów chcieli. Dzięki Bogu, po zapłaceniu, wypuścili go całego i zdrowego. No i wtedy okazało się, gdy zaczęliśmy szykować się do pogrzebu kuzyna, że ktoś ukradł trumnę z dziadkiem z rodzinnego grobowca… Pewnie santeros. Na cmentarzu powiedzieli nam, że coraz częściej giną trupy z grobów.
Boże, współczuję…
Ja wiem, że to wszystko co mi się przytrafiło to już taki wenezuelski standard, nasza codzienność, ale naprawdę za dużo tego było na raz. To wszystko wydarzyło się, cholera, w jednym tygodniu… Mam tego dosyć, chcę stąd wyjechać. Ja, rozumiesz, chcę wyjechać! Ja, która do niedawna denerwowałam się, gdy moi znajomi wyjeżdżali i złorzeczyli na Wenezuelę. Uważałam, że wyjazd to ucieczka, zdrada prawie. Że mamy obowiązek tu zostać, zmieniać nasz kraj, ratować go, wyciągać z tego gówna, w którym się znalazł. Ale teraz sama myślę o wyjeździe, a cała rodzina mi kibicuje… A Ty co tu jeszcze robisz, dlaczego nie wyjechałeś, przecież ciebie nic nie trzyma?
Sam nie wiem…

Rzeczywiście nie wiem. Ale wiem chociażby, że od początku tego miesiąca, w 18 dni, zamordowano w Caracas co najmniej 230 osób…
 
Do góry Bottom