L
lebiediew
Guest
Jak - z punktu widzenia libertarianizmu - ocenić ulgi podatkowe?
Z jednej strony ulgi oznaczają zmniejszenie obciążeń podatkowych dla niektórych grup społecznych (wybranych zupełnie arbitralnie przez aktualnie rządzących) - w pewnym sensie posuwają więc sprawę wolności do przodu. Z drugiej strony oznaczają nierówność wobec (bandyckiego, ale jednak) prawa, są formą inżynierii społecznej i - co najważniejsze - mogą prowadzić do zwiększenia obciążeń innych grup. Oczywiście, gdyby rząd wprowadzał coraz więcej nowych ulg, byłoby to do zaakceptowania (chociaż ludzie mówiliby - czemu oni nie płacą, a my musimy, a nie - czemu w ogóle ktoś musi płacić), ale zazwyczaj ulga idzie w pakiecie z podwyżką podatków na innym obszarze. Tym sposobem - nie tylko państwo okrada obywateli, ale również wyraźnie faworyzuje określone grupy.
Czy takie coś jak równość wobec prawa - jeśli podważamy moralny fundament tego prawa, ma w ogóle znaczenie? Czy gdyby rząd chciał znieść ulgi, a równocześnie zachowałby ogólny łączny procent opodatkowania na tym samym poziomie, to bylibyście za czy przeciw, czy byłoby to Wam obojętne?
Oczywiście jest jeszcze ten aspekt, że wszelkie ulgi mnożą ilość prawa, a prawo generuje konieczność jego obsługi (po stronie administracji, jak i obywateli) - każda dodatkowa "linijka" prawa to marnotrawstwo pieniędzy.
Z jednej strony ulgi oznaczają zmniejszenie obciążeń podatkowych dla niektórych grup społecznych (wybranych zupełnie arbitralnie przez aktualnie rządzących) - w pewnym sensie posuwają więc sprawę wolności do przodu. Z drugiej strony oznaczają nierówność wobec (bandyckiego, ale jednak) prawa, są formą inżynierii społecznej i - co najważniejsze - mogą prowadzić do zwiększenia obciążeń innych grup. Oczywiście, gdyby rząd wprowadzał coraz więcej nowych ulg, byłoby to do zaakceptowania (chociaż ludzie mówiliby - czemu oni nie płacą, a my musimy, a nie - czemu w ogóle ktoś musi płacić), ale zazwyczaj ulga idzie w pakiecie z podwyżką podatków na innym obszarze. Tym sposobem - nie tylko państwo okrada obywateli, ale również wyraźnie faworyzuje określone grupy.
Czy takie coś jak równość wobec prawa - jeśli podważamy moralny fundament tego prawa, ma w ogóle znaczenie? Czy gdyby rząd chciał znieść ulgi, a równocześnie zachowałby ogólny łączny procent opodatkowania na tym samym poziomie, to bylibyście za czy przeciw, czy byłoby to Wam obojętne?
Oczywiście jest jeszcze ten aspekt, że wszelkie ulgi mnożą ilość prawa, a prawo generuje konieczność jego obsługi (po stronie administracji, jak i obywateli) - każda dodatkowa "linijka" prawa to marnotrawstwo pieniędzy.