Xynta
Member
- 107
- 18
Jestem anarchistą - cenię wolność rozumianą przede wszystkim jako swoją wolność jednostkową. Z tego wychodząc przeszedłem całą ewolucję poglądową. Teraz jestem jednak w kropce, ponieważ widzę że każda polityczna ideologia jest w pewnym stopniu odbiciem rzeczywistości.
Ogólnie biorąc, streszczając moje myślenie i pomijając źródła z których czerpałem wnioski:
Liberałowie klasyczni mają rację, że wolny rynek i demokracja zapewniają wolność i samoorganizację biorącą się z konkurencji.
Jednak można zauważyć, że tak jak żadna demokracja w praktyce nie istnieje, tak i wolny rynek, z powodu ograniczonej zdolności do przepływu i przetwarzania informacji. W pierwszej wytwarzają się oligarchie, a w drugim oligopole.
Socjalistyczna krytyka kapitalizmu wysuwana z różnych pozycji jest poniekąd słuszna, ze szczególnym uwzględnieniem obserwacji naturalnie w tym systemie wyłaniających się struktur władzy, przede wszystkim państwa.
Socjaliści jednak z reguły próbując zmaksymalizować i u ulepszać kapitalizm ponad fizyczne możliwości, tworzą totalitaryzm - podobnie jak faszyści, a przyczyną tego stanu rzeczy jest demokracja: powoływanie się na reprezentację lub wolę większości, łącząc to z moralną ideologią niszczenia przywilejów mniejszości. Obydwie grupy dolewają oliwy do ognia przez wzajemne igranie z emocjami grup ludności czujących się (jest to błąd poznawczy) pokrzywdzonymi, aby przy pomocy mobilizacji tych grup w wyborach lub ruchach społecznych, zdobyć władzę.
Rozwiązaniem wydaje się całkowite zrezygnowanie z demokracji jako legitymizacji ustroju, a przy arbitralności i nierzeczywistości dawniejszych koncepcji (np. Boga) koniecznym jest stworzenie nowej reguły, będącej nowym kontraktem społecznym odwołującym się do jakiejś zasady współpracy - coś w rodzaju demarchii.
Taki kontrakt nie może być jednak absolutny, ponieważ zawsze wywoła sprzeciw grup i jednostek - żadna z nich nie ma dostępu do informacji o całości pozwalającej ocenić kryterium sprawiedliwości, ani identycznych przekonań moralnych. Nawet zakładając, że istnieje obiektywnie słuszna moralność, zostanie ona i tak podważona na skutek naturalnych procesów społecznych, i zanegowana w znanym procesie dialektycznym.
Podsumowując, mam wrażenie że każda znana mi ideologia polityczna (libertarianizm/anarchokapitalizm, komunizm, socjalliberalizm/socjaldemokracja, faszyzm) w praktyce degenerować musi się do identycznego wzoru: oligarchii arystokratycznej, która rządzi przez posiadanie odpowiednich kwalifikacji (racjonalizowanych następnie moralnie), oraz rządzonej masy, z której wyłania mniejsza grupa pretendentów do władzy, która dąży do obalenia pierwszej dostępnymi sobie środkami. Ideologie są tylko intelektualną nadbudową nad tą walką, z tym że nie prowadzi ona do postępu ani rozwoju, a dokonuje się on niezależnie i pomimo tego. Żaden system nie zatrzymuje możliwości rozwoju totalitaryzmu w przyszłości czy przechodzeniu obecnych wolnościowców do obozu totalitarnego - każda krytyka status quo, czyli władzy, zawiera sobie bowiem ziarno nowej władzy, potencjalnie gorszej niż poprzednia.
Ogólnie biorąc, streszczając moje myślenie i pomijając źródła z których czerpałem wnioski:
Liberałowie klasyczni mają rację, że wolny rynek i demokracja zapewniają wolność i samoorganizację biorącą się z konkurencji.
Jednak można zauważyć, że tak jak żadna demokracja w praktyce nie istnieje, tak i wolny rynek, z powodu ograniczonej zdolności do przepływu i przetwarzania informacji. W pierwszej wytwarzają się oligarchie, a w drugim oligopole.
Socjalistyczna krytyka kapitalizmu wysuwana z różnych pozycji jest poniekąd słuszna, ze szczególnym uwzględnieniem obserwacji naturalnie w tym systemie wyłaniających się struktur władzy, przede wszystkim państwa.
Socjaliści jednak z reguły próbując zmaksymalizować i u ulepszać kapitalizm ponad fizyczne możliwości, tworzą totalitaryzm - podobnie jak faszyści, a przyczyną tego stanu rzeczy jest demokracja: powoływanie się na reprezentację lub wolę większości, łącząc to z moralną ideologią niszczenia przywilejów mniejszości. Obydwie grupy dolewają oliwy do ognia przez wzajemne igranie z emocjami grup ludności czujących się (jest to błąd poznawczy) pokrzywdzonymi, aby przy pomocy mobilizacji tych grup w wyborach lub ruchach społecznych, zdobyć władzę.
Rozwiązaniem wydaje się całkowite zrezygnowanie z demokracji jako legitymizacji ustroju, a przy arbitralności i nierzeczywistości dawniejszych koncepcji (np. Boga) koniecznym jest stworzenie nowej reguły, będącej nowym kontraktem społecznym odwołującym się do jakiejś zasady współpracy - coś w rodzaju demarchii.
Taki kontrakt nie może być jednak absolutny, ponieważ zawsze wywoła sprzeciw grup i jednostek - żadna z nich nie ma dostępu do informacji o całości pozwalającej ocenić kryterium sprawiedliwości, ani identycznych przekonań moralnych. Nawet zakładając, że istnieje obiektywnie słuszna moralność, zostanie ona i tak podważona na skutek naturalnych procesów społecznych, i zanegowana w znanym procesie dialektycznym.
Podsumowując, mam wrażenie że każda znana mi ideologia polityczna (libertarianizm/anarchokapitalizm, komunizm, socjalliberalizm/socjaldemokracja, faszyzm) w praktyce degenerować musi się do identycznego wzoru: oligarchii arystokratycznej, która rządzi przez posiadanie odpowiednich kwalifikacji (racjonalizowanych następnie moralnie), oraz rządzonej masy, z której wyłania mniejsza grupa pretendentów do władzy, która dąży do obalenia pierwszej dostępnymi sobie środkami. Ideologie są tylko intelektualną nadbudową nad tą walką, z tym że nie prowadzi ona do postępu ani rozwoju, a dokonuje się on niezależnie i pomimo tego. Żaden system nie zatrzymuje możliwości rozwoju totalitaryzmu w przyszłości czy przechodzeniu obecnych wolnościowców do obozu totalitarnego - każda krytyka status quo, czyli władzy, zawiera sobie bowiem ziarno nowej władzy, potencjalnie gorszej niż poprzednia.
Ostatnia edycja: