D
Deleted member 427
Guest
Thomas Sowell w książce "Oni wiedzą lepiej" przeprowadził bardzo fajny eksperyment na liczbach. Ci, którzy domagają się wprowadzenia przez rząd polityki mającej zapewnić "większą równość" dochodu i bogactwa, rzadko zadają sobie trud rozważania, jak wiele "statystycznej" nierówności istniałoby nawet w stuprocentowo równym świecie. Nawet gdyby każdy człowiek w danym wieku uzyskiwał absolutnie identyczny dochód, statystyczne różnice ("dysproporcje") dochodu i bogactwa byłyby ogromne.
Sowell pisze:
W ramach prostego hipotetycznego przykładu, wyobraźmy sobie, że każdy człowiek w wieku lat 20 rozpoczyna karierę zawodową z rocznym zarobkiem 10 tys dolarów i - dla uproszczenia wyliczeń - pozostaje na tym poziomie aż do swoich trzydziestych urodzin, kiedy to dostaje podwyżkę w wysokości 10 tys dolarów. Kolejne takie podwyżki osoba ta otrzymuje co 10 lat aż do sześćdziesiątki, a w wieku 70 lat przechodzi na emeryturę i jej dochód spada do zera.
Aby zachować doskonałą równość w każdym wieku, załóżmy, że wszystkich tych ludzi cechuje identyczny wzorzec zachowań oszczędnościowych - wszyscy tak samo widzą swoje podstawowe potrzeby i tyle samo wydają na "utrzymanie" (powiedzmy, 5 tys dolarów), 10% pozostałej kwoty przeznaczają na oszczędności, a całą resztę wydają na poprawę swojego standardu życia w miarę, jak ich dochody rosną z czasem. Jakie statystyki dochodu i bogactwa uzyskalibyśmy w tej sytuacji "idealnej równości" dochodów, bogactwa i zwyczajów oszczędnościowych? Patrząc na ludzi jako całość, mielibyśmy do czynienia ze znacznym poziomem statystycznej nierówności:
Objaśnienie tabelki: Całkowite oszczędności podane są na dzień, w którym jednostka osiąga wiek pokazany w pierwszej kolumnie. Tak więc osoba, która dopiero co skończyła 20 lat i wchodzi na rynek pracy, nie ma na razie żadnych oszczędności, choć kwota zaoszczędzonego dochodu wynosić będzie przez najbliższe lata 500 dolarów rocznie. I odwrotnie, osoba, która dobiwszy siedemdziesiątki, właśnie przeszła na emeryturę, ma 125 tys oszczędności, choć jej aktualne dochody są zerowe.
Zobaczmy teraz, z jakimi statystycznymi różnicami ("dysproporcjami") mamy do czynienia nawet w hipotetycznym świecie, w którym wszyscy ludzie są względem siebie doskonale równi w skali całego swojego życia. W danym momencie (a w ten sposób zbiera się większość wszystkich danych statystycznych dotyczących dochodu, co tylko potęguje później nieporozumienia), górne 17% pracujących uzyskuje pięciokrotnie większy dochód niż dolne 17% (nie wspominając o najstarszych, którzy w ogóle nie mają dochodu), z kolei górne 17% oszczędzających ma oszczędności 25 razy większe niż dolne 17% (nie mówiąc o najmłodszych, którzy nie uzbierali jeszcze żadnych oszczędności). Gdybyśmy teraz te dane zagregowali i spojrzeli na nie w kategoriach "klasowych", zauważylibyśmy, że 17% osób posiada 45% wszystkich zakumulowanych oszczędności całego społeczeństwa.
Bez dwóch zdań takie dane byłyby podstawą do podniesienia larum, moralnego oburzenia i ogłoszenia przez oświeconych właściwego "rozwiązania".
Co więcej, te różnice statystyczne byłyby jeszcze większe, gdybyśmy wzięli pod uwagę, że ludzie umierają, a zatem wszystkie te przedziały wiekowe nie byłyby równoliczne, nawet przy stałej stopie urodzeń. Jeśli ludzie umierają przed osiągnięciem swych pełnych możliwości dochodowych, będzie to nieuchronnie prowadzić do zwiększania nierówności dochodu i bogactwa. Także dziedziczenie zwiększałoby te nierówności. Jeśli starsi ludzie większość dochodu przekazywaliby swoim współmałżonkom, znajdującym się w tym samym przedziale dochodowym, zaś ich dzieci otrzymywałyby spadek po obojgu rodzicach w chwili, gdy same wchodziłyby w swe najlepsze lata zarobkowe, wówczas rozziew między posiadającymi najmniej kapitału a posiadającymi najwięcej ciągle by się zwiększał.
W rzeczywistym świecie, nawet bez ideologicznego skrzywienia i manipulacji, statystyki są jeszcze bardziej mylące.
Sowell pisze:
W ramach prostego hipotetycznego przykładu, wyobraźmy sobie, że każdy człowiek w wieku lat 20 rozpoczyna karierę zawodową z rocznym zarobkiem 10 tys dolarów i - dla uproszczenia wyliczeń - pozostaje na tym poziomie aż do swoich trzydziestych urodzin, kiedy to dostaje podwyżkę w wysokości 10 tys dolarów. Kolejne takie podwyżki osoba ta otrzymuje co 10 lat aż do sześćdziesiątki, a w wieku 70 lat przechodzi na emeryturę i jej dochód spada do zera.
Aby zachować doskonałą równość w każdym wieku, załóżmy, że wszystkich tych ludzi cechuje identyczny wzorzec zachowań oszczędnościowych - wszyscy tak samo widzą swoje podstawowe potrzeby i tyle samo wydają na "utrzymanie" (powiedzmy, 5 tys dolarów), 10% pozostałej kwoty przeznaczają na oszczędności, a całą resztę wydają na poprawę swojego standardu życia w miarę, jak ich dochody rosną z czasem. Jakie statystyki dochodu i bogactwa uzyskalibyśmy w tej sytuacji "idealnej równości" dochodów, bogactwa i zwyczajów oszczędnościowych? Patrząc na ludzi jako całość, mielibyśmy do czynienia ze znacznym poziomem statystycznej nierówności:
Objaśnienie tabelki: Całkowite oszczędności podane są na dzień, w którym jednostka osiąga wiek pokazany w pierwszej kolumnie. Tak więc osoba, która dopiero co skończyła 20 lat i wchodzi na rynek pracy, nie ma na razie żadnych oszczędności, choć kwota zaoszczędzonego dochodu wynosić będzie przez najbliższe lata 500 dolarów rocznie. I odwrotnie, osoba, która dobiwszy siedemdziesiątki, właśnie przeszła na emeryturę, ma 125 tys oszczędności, choć jej aktualne dochody są zerowe.
Zobaczmy teraz, z jakimi statystycznymi różnicami ("dysproporcjami") mamy do czynienia nawet w hipotetycznym świecie, w którym wszyscy ludzie są względem siebie doskonale równi w skali całego swojego życia. W danym momencie (a w ten sposób zbiera się większość wszystkich danych statystycznych dotyczących dochodu, co tylko potęguje później nieporozumienia), górne 17% pracujących uzyskuje pięciokrotnie większy dochód niż dolne 17% (nie wspominając o najstarszych, którzy w ogóle nie mają dochodu), z kolei górne 17% oszczędzających ma oszczędności 25 razy większe niż dolne 17% (nie mówiąc o najmłodszych, którzy nie uzbierali jeszcze żadnych oszczędności). Gdybyśmy teraz te dane zagregowali i spojrzeli na nie w kategoriach "klasowych", zauważylibyśmy, że 17% osób posiada 45% wszystkich zakumulowanych oszczędności całego społeczeństwa.
Bez dwóch zdań takie dane byłyby podstawą do podniesienia larum, moralnego oburzenia i ogłoszenia przez oświeconych właściwego "rozwiązania".
Co więcej, te różnice statystyczne byłyby jeszcze większe, gdybyśmy wzięli pod uwagę, że ludzie umierają, a zatem wszystkie te przedziały wiekowe nie byłyby równoliczne, nawet przy stałej stopie urodzeń. Jeśli ludzie umierają przed osiągnięciem swych pełnych możliwości dochodowych, będzie to nieuchronnie prowadzić do zwiększania nierówności dochodu i bogactwa. Także dziedziczenie zwiększałoby te nierówności. Jeśli starsi ludzie większość dochodu przekazywaliby swoim współmałżonkom, znajdującym się w tym samym przedziale dochodowym, zaś ich dzieci otrzymywałyby spadek po obojgu rodzicach w chwili, gdy same wchodziłyby w swe najlepsze lata zarobkowe, wówczas rozziew między posiadającymi najmniej kapitału a posiadającymi najwięcej ciągle by się zwiększał.
W rzeczywistym świecie, nawet bez ideologicznego skrzywienia i manipulacji, statystyki są jeszcze bardziej mylące.