Polska psiarnia to żenada i śmiech na sali

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Pewnie w najgłupszej komedii nie wymyślono by sceny policyjnego pościgu za motorynką, której policjanci nie mogą zatrzymać, bo kierowca nie pozwala się wyprzedzić jadąc środkiem drogi, z widowiskowym finałem, w którym motorynka skręca w boczną drogę, a policjanci nie mogą zapanować nad radiowozem, wypadają z drogi niszcząc radiowóz i przydrożny płot. A jednak życie pisze takie scenariusze:

http://www.gostynska.pl/artykuly/rozbity-radiowoz-dlaczego-uciekal-skuterem,59966.htm

http://elka.pl/content/view/81085/78/
 
OP
OP
father Tucker

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
Jak wyglądają tajne akcje polskiej Policji:

http://fakty.interia.pl/prasa/news-fakt-nietrzezwi-policjanci-spalili-tajna-akcje,nId,2289364

Były szef policji generał Marek Działoszyński kierując jeszcze Biurem Spraw Wewnętrznych ukrył sprawę "spalenia" tajnej operacji, w którą była zaangażowana jego biuro. Akcja nie powiodła się między innymi z powodu nadużywania alkoholu przez funkcjonariuszy – ustaliła gazeta.

Liczne nieprawidłowości wychodzą na jaw dzięki kontroli działań Biura Spraw Wewnętrznych, czyli policji w policji - pisze na łamach "Faktu" Radosław Gruca. Jak ustalił dziennikarz, generał Działoszyński tuszował skandaliczne wpadki podwładnych. Natomiast policjanci, którzy kilka lat temu ujawniali nieprawidłowości, nigdy nie dostali awansu i zmuszono ich do odejścia do mniej prestiżowych jednostek.

"Fakt" opisuje między innymi "spalenie" ściśle tajnej operacji w Rewalu. Biuro Spraw Wewnętrznych razem z funkcjonariuszami Centralnego Biura Śledczego mieli śledzić policjanta ze Śląska. Był on zamieszany w udział w międzynarodowym gangu handlującym bronią.

"Sprawa była prosta: technik zakłada podsłuch w pokoju, który wynajmuje policjant-gangster, wszystko wychodzi na nagraniu i podejrzany ląduje za kratkami. (...) Niestety, technik w trakcie montowania sprzętu uznał, że dokończy później i poszedł na libację alkoholową. Narzędzia i minikamerę odkryła hotelowa sprzątaczka" - czytamy.

Mimo wpadki, akcja była kontynuowana. Co więcej, gdy kilka dni później policjant-gangster był już na miejscu, doszło do kolejnej - w hotelowym barze. "W pewnym momencie jedna z policjantek, już wyraźnie wstawiona, wstała, rozłożyła ręce i krzyknęła: 'Tak się bawi policja z Warszawy!'. Taką to byliśmy elitą. Było po akcji" - opowiada gazecie policjant, który brał udział w nieudanej operacji.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Budżetówka budżetówce zgotowała taki los...

Podczas kontroli drogowej policjant podrzucił do auta narkotyki
Dzisiaj, 15 października (00:48)
Ostatecznie zakończyła się sprawa białostockiego policjanta, skazanego prawomocnie na 2 lata i 10 miesięcy więzienia za podrzucenie narkotyków urzędnikowi skarbowemu. Sąd Najwyższy oddalił w piątek kasację obrońcy, uznając ją za oczywiście bezzasadną.

Poinformował o tym PAP zespół prasowy SN. Sąd kasację rozpoznał na posiedzeniu bez udziału stron. Oddalenie kasacji w tym trybie nie wymaga pisemnego uzasadnienia, strona może jednak złożyć wniosek o jego sporządzenie.

Decyzja Sądu Najwyższego kończy głośny proces, który toczył się przed białostockimi sądami. W pierwszej instancji dotyczył dwóch policjantów, a związany był z zatrzymaniem przez nich do kontroli drogowej, w październiku 2011 r., pracownika białostockiego Urzędu Kontroli Skarbowej.

Oprócz sprawdzenia jego stanu trzeźwości, zarządzone zostało też wówczas przeszukanie samochodu, a jeden z dokonujących kontroli funkcjonariuszy znalazł za fotelem pasażera małe zawiniątko. Okazało się, że zawierało kilka gramów marihuany, co było podstawą do zatrzymania kierowcy.

W prowadzonym przeciwko niemu śledztwie zbierane dowody zaczęły jednak wskazywać na to, że zatrzymanie na drodze nie było przypadkowe, a narkotyki mogły być podrzucone, by skierować przeciwko urzędnikowi skarbowemu postępowanie karne. Okazało się też m.in., że zanim doszło do zatrzymania, sporządzony został nieprawdziwy meldunek, że urzędnik handluje narkotykami, a jego dane osobowe i dane jego samochodu były sprawdzane w policyjnym systemie.

Obaj policjanci zostali oskarżeni m.in. o przekroczenie uprawnień. Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego sąd pierwszej instancji ocenił jednak, że jeden z nich był jedynie "narzędziem", czyli nie był świadom, iż zatrzymanie nie było przypadkowe, a narkotyk, który znalazł w samochodzie, został w rzeczywistości podrzucony przez drugiego z oskarżonych funkcjonariuszy.

Dlatego Sąd Rejonowy w Białymstoku pierwszego z nich uniewinnił, a drugiego (obecnie emerytowanego) skazał na 2 lata i 10 miesięcy więzienia bez zawieszenia. Dodatkowo orzekł też konieczność zapłaty przez skazanego 30 tys. zł jako częściowego zadośćuczynienia oraz podanie wyroku do publicznej wiadomości w dwóch regionalnych gazetach.

Apelację złożył obrońca skazanego. W marcu tego roku Sąd Okręgowy w Białymstoku wyrok jednak utrzymał, apelację uznając za bezzasadną.

W ocenie prokuratury, podobnie uznał też w uzasadnieniu sąd drugiej instancji, cała sprawa mogła mieć związek z - wykonywanymi przez urzędnika skarbowego - czynnościami służbowymi wobec firmy prowadzonej przez znajomych tego policjanta.

Skazany odbywa karę więzienia.
 

dfg4

Albo się z kimś liczy, albo nim rządzi
110
559
Głupi urzędas nie czytał przewodnika po Ameryce Środkowej Johna McAfee'ego.

If drugs or other contraband are planted in your vehicle by one of the police while another has your attention (a very common occurrence), understand, above all, that there is a zero probability that you will be arrested, unless you add to the “offense” by pissing someone off or otherwise acting unwisely. The intent is to scare. Under no circumstances deny that it is yours. Say something like “Damn, I thought I left that at home”, or “That’s the second time I’ve been caught this week.” This will show them that you are a good natured player and will probably negotiate. Denying ownership of the contraband will be seen as confrontational – an attitude that brings high risk when dealing with Third World authorities.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
http://wiadomosci.com/wymachiwal-nozem-mimo-17-strzalow-mezczyzna-rzucil-sie-na-policjantow/

Wymachiwał nożem. Mimo 17 strzałów mężczyzna rzucił się na policjantów
10/31/2016

Sosnowieccy policjanci musieli użyć ostrej amunicji, aby obezwładnić agresywnego 27-latka. Wcześniej w jego kierunku oddano aż 17 strzałów z broni gładkolufowej, ale bez skutku. Na mężczyźnie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Stał się jeszcze bardziej agresywny.


Do zdarzenia doszło wczoraj ok. godz. 15.30. Policja otrzymała zgłoszenie od kierowcy, który w rejonie ul. Szenwalda (w pobliżu jest zjazd z trasy S1) zauważył mężczyznę, wymachującego nożem. Na miejsce udał się początkowo jeden patrol policji, ale po czasie okazało się, że funkcjonariusze potrzebują wsparcia. – Mężczyzna nie reagował na żadne polecenia odrzucenia tego noża, był agresywny, pobudzony. Przemieścił się później w rejon torowiska, rzucał w policjantów kamieniami. Jeden z policjantów doznał urazu kości piszczelowej – relacjonuje Sonia Kepper, rzecznik prasowy sosnowieckiej policji.



27-latek nadal zachowywał się agresywnie. Nie reagował również za zastosowane wobec niego środki przymusu bezpośredniego. Najpierw policjanci użyli wobec niego gazu, a później broni gładkolufowej. Pomimo wystrzelenia w jego kierunku 17 pocisków (łącznie 18, ale jeden z nich był strzałem ostrzegawczym), nie reagował w żaden sposób na razy zadawane przez te gumowe pociski. Ze względu na to, że mężczyzna ciągle zachowywał się agresywnie, próbował nożem zaatakować policjantów, wskoczył na maskę radiowozu i porysował pokrywę silnika, stwarzał zagrożenie dla przechodniów, którzy mogli znajdować się w pobliżu, mundurowi zdecydowali o użyciu ostrej amunicji. 27-latek został postrzelony w nogi – doznał urazu kości piszczelowej i łydki. Został przewieziony do szpitala. – Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.



Dopiero po wyrażeniu zgody przez lekarzy, będzie możliwe przeprowadzenie czynności – mówi Sonia Kepper. Zatrzymany 27-latek już wcześniej był notowany. Została pobrana od niego próbka krwi, aby ustalić czy podczas tego zdarzenia był pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Mężczyzna prawdopodobnie będzie odpowiadał za zniszczenie radiowozu oraz czynną napaść na policjanta. – Jesteśmy bardzo wdzięczni panu, który zgłosił nam to zdarzenie. Tylko dzięki niemu możliwa była ta interwencja – kończy rzecznik sosnowieckiej policji.
 

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112
Odnośnie powyższego cytuje kilka wpisów z forum-broń.pl:

"Zachowali się adekwatnie do sytuacji. Środki były akurat. Zabić za noszenie noża i rzucanie kamieniami? Trauma do końca życia dla policjanta. I jaka była by nagonka za brutalność Policji. A tak zużyli amunicji za 20 zł, temat załatwili. Dla mnie SUPER.

Jeżeli facet był po narkotykach to nic do niego nie docierało. Za kilka dni przejdzie i będzie zachował się normalnie ( na głodzie ale racjonalnie).
Znam taką sytuację niejako z autopsji. Dzieciak znajomych był tak naćpany jak ten z akcji. Ale leczenie ( długie, bardzo długie i drogie, bardzo drogie) przyniosło rezultaty. Dziś nikt by nie uwierzył w tamte historie. I też latał z nożem, tyle że po domu."


"Tak przy okazji , kto z Kolegów uczył się ( i z jakim skutkiem ) strzelać do ruchomych celów i to jeszcze samemu będąc ruchu?
Nie szukajcie ukrytych podtekstów , ciekaw jestem po prostu ( od trzech lat w miarę regularnie co tydzień strzelam po 300 sztuk na jednym treningu) w różnych aranżowanych sytuacjach dynamicznych , więc z dużą pokorą podchodzę juz do takich zagadnień"


"Nie każdy ma odwagę strzelić do drugiego człowieka mając świadomość jaki narzędzie ma w ręku.
Jeśli napastnik nie stwarzał bezpośredniego zagrożenia dla policjanta starali się go nie trafić.
Odebranie życia czy zdrowia drugiemu człowiekowi nawet w dobrej wierze na pewno odciska piętno na lata.
Nie dziwią mnie i nie śmieszą informacje o kilkunastu strzałach w kierunku sprawcy."


"Ustawa z dnia 24.05.13 o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej:
Art. 7. 1. Środków przymusu bezpośredniego lub broni palnej używa się lub wykorzystuje się je w sposób wyrządzający możliwie najmniejszą szkodę

Z tego wynika strzelanie po nogach"




 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Wywiad z dilerem marychy:

Są tacy, co się dogadują z policją?


- Są. Słyszałem, że płaci się ok. 10-15 tys. zł za rok spokoju. Jak szykuje się przeszukanie, to dostajesz telefon i masz czas wszystko ukryć. Znam dwie osoby, które opłacają policję. Ale nie tylko oni. Moja znajoma zajmowała się prostytutkami i musiała dogadać się i z policją, i z gangsterami. Spotkała się z komendantem na rejonie, powiedziała, gdzie jest lokal, ile dziewczyn pracuje. Zapłaciła. I to samo u gangsterów.

Z zielskiem jest trochę inaczej. Musisz znać odpowiedniego psa, który ci wszystko ogarnie. Znam takich. Ale ja bym nie poszedł. Psom nie można ufać. Jak tobie się sprzeda, to znaczy, że sprzeda się każdemu innemu.

O mnie raczej nie wiedzieli. Poza tym, mam u nich szacunek. Uważają mnie za porządnego.

Jak najłatwiej wpaść?

- Zazwyczaj nie łapią na gorącym uczynku, tylko wcześniej wiedzą, za kogo się zabrać. Zazwyczaj dlatego, że ktoś doniósł. Nie zrobił tego z czystego skur****ństwa. Psy mają swoje metody, żeby wyciągnąć informacje, potrafią mącić w głowie, albo po prostu ci doje**ą. Tortury, jakie nie mieszczą się w głowie.

Siatka na łeb i podduszanie. Wieszanie za ręce. Potrafią wywieźć do lasu, wpierd**** i zostawić. Miałem takiego ziomka, co paralizatorem po jajcach dostał. Od policjantki! Nie opierd***** się.

Jednego mojego ziomka, jak po takiej akcji przewieźli do zakładu karnego, to tamci nie chcieli go przyjąć, bo był tak pobity.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
W temacie...

Muszą czuć respekt
Jolanta Kamińska
Dzisiaj, 24 listopada (05:00)

Ciepła i wrażliwa. Kiedy zakłada policyjny mundur, zmienia się w kobietę ostrą i zdecydowaną. "Nie wyznaję zasady, że kiedy ktoś wyzywa policjanta, to on ma stać twardo i cytować regułki" – stwierdza. Policja zmienia się w korporację, której zależy tylko na wynikach" - przekonuje i odsłania kulisy pracy policjanta.

Moja rozmówczyni jest jedną z bohaterek książki Patryka Vegi "Niebezpieczne kobiety". W publikacji i wywiadzie występuje pod pseudonimem "sierżant Katarzyna Myko". Na co dzień jest czynnym funkcjonariuszem.

CZĘŚĆ I

Jolanta Kamińska, Interia: Jaka jest współczesna policja?

Sierż. Katarzyna Myko: - Zmienia się w korporację. Jedna komenda z drugą ścigają się na słupki - kto ma lepsze wyniki, więcej wykroczeń, ujawnionych przestępstw. Misja policji - pomagać ludziom - przestaje w tym wszystkim istnieć.

Statystyki a prawdziwa skuteczność, misja - rozbieżne tematy?

- Całkowicie. Policjanci pracujący w prewencji, ci bardziej ambitni, którzy chcą się wykazać, żeby iść wyżej, na potęgę trzepią społeczeństwo. Jak tylko ktoś wychyli nosa z domu, to już jest legitymowany. Ogólnie pożądana liczba osób wylegitymowanych na patrol, to np. 8 i jeśli przyjdziesz z mniejszą liczbą, musisz się tłumaczyć.

Kiedy policjant może kogoś wylegitymować?

- W świetle prawa, musi mieć do tego podstawę - określa ją art. 15 Ustawy o policji, a w rzeczywistości bywa i tak, że legitymuje się tego, kto akurat się nawinie. Tak naprawdę można wylegitymować człowieka idącego wieczorem z pieskiem. Przepisy dają na tyle szeroki wachlarz powodów do legitymowania, że funkcjonariusz zawsze sobie podstawę znajdzie. Wszystko po to, żeby był pesel.

- Nawet tak mówimy na ludzi - peselki. Samochodów tylko z kierowcą zwykle się nie zatrzymuje, chyba, że mocno pajacuje na drodze. Dobrze, żeby był "funpack" czyli cztery osoby w samochodzie, co daje cztery peselki. Pewnie brzmi to jak patologia?

Którą de facto generuje system. Czy można odmówić policjantowi okazania dokumentów?

- Na polecenie funkcjonariusza trzeba okazać dokument tożsamości lub podać swoje dane osobowe - które są przez nas weryfikowane. Prawo odmowy zawsze istnieje, ale wtedy taka osoba trafia na komendę i tam następuje ustalanie tożsamości - do skutku.

Jak jeszcze "robi się" statystyki?

- Mandaty. Co roku policja wystawia określoną liczbę mandatów. I w roku kolejnym ich liczba powinna być przynajmniej taka sama - do tego się dąży. Na odprawach mówi się, że pożądana jest taka, a taka liczba i należy się skupić na konkretnych wykroczeniach. Uważam, że to jest chore.

Przykład?

- Mandat mandatowi nierówny. Ten za przechodzenie na czerwonym świetle, lub w miejscu niedozwolonym, nie jest równy mandatowi za przeklinanie podczas legitymowania. Policjanci z ruchu drogowego i z prewencji mają oddzielne statystyki. Jeśli pracujesz w prewencji, nic ci nie da, że wlepisz pięć mandatów za przechodzenie w miejscu niedozwolonym, bo jeszcze zostaniesz opierdzielony przez naczelnika, że się bawisz w policjanta ruchu drogowego i nabijasz nie tę statystykę, co trzeba. Więc musisz kombinować.

Jak?

- Masz petenta, który przechodzi na czerwonym świetle i mówisz mu, że dostanie za to jedynie pouczenie - ale jeżeli człowiek przeklnie, to wystawiasz mu za to mandat - 50 zł. Albo chłopaki szukają za garażami facetów, którzy chowają się przed żoną, żeby sobie po cichu wypić piwko. Jak ich złapią, to ich tam potem trzepią. Czasami dochodzi do takich patologii, że prowadzi się negocjacje, żeby człowiek przyjął mandat. Wtedy zamiast stówy za spożywanie, proponuje się 20 zł za usiłowanie spożywania.

Istnieje wykroczenie "usiłowania spożywania"?

- Tak, jak dla mnie niezły absurd. Więc, jak człowiek idzie po ulicy z otwartym piwem, którego teoretycznie się nie napił - mamy do czynienia z usiłowaniem spożycia.

Tzw. meneli też się łapie? Bo oni pewnie mandatów nie regulują.

- Oczywiście, że nie płacą. Za to bardzo chętnie mandaty podpisują. Roboczo nazywamy ich trolami. Na nabijanie statystyki nadają się świetnie.

"Policja to jeden wielki konflikt, to, co się tam dzieje jest odzwierciedleniem wydarzeń w polityce" - powiedziałaś w książce "Niebezpieczne kobiety".

- Bo właśnie tak to wygląda.

Jak na czynnego policjanta to mocne słowa. Skąd taka analogia?

- Mocne słowa, ale taka jest prawda, niestety. Każdy boi się o tym mówić głośno. Ja o tym mówię, bo się na to nie godzę. Kiedy zmienia się władza polityczna, następuje wymiana na stanowiskach w policji - i to od góry do dołu. Co zmiana władzy, to zmiana komendanta.

Przez pewien czas byłaś rzecznikiem prasowym, wydawałoby się idealna funkcja dla kobiety w policji. A Ty wolałaś robotę w interwencji, dlaczego?

- Byłam w pewnym sensie "rzucana na pożarcie mediom" - pozostawiona bez konkretnych informacji na temat, na który musiałam się wypowiadać. "Lecisz, masz przedstawić nasze stanowisko", bo np. chodziło o jakąś krzywą akcję - w której policja powinna była skutecznie interweniować, a tego nie zrobiła. Bywało, że praktycznie nic nie wiedziałam. Dodatkowo, nie miałam żadnego przeszkolenia z zakresu rzecznictwa prasowego, mimo to przez pół roku pełniłam tę funkcję.

Taka partyzantka.

- Jak to mówią: mam gadane i to był jeden z głównych czynników, który zdecydował, że znalazłam się na tym stanowisku. Wystarczyło jedno moje potknięcie, gdzie prawdę powiedziawszy dałam się podejść dziennikarzowi. Umawialiśmy się wstępnie na zupełnie inne pytania niż to, które padło. Zaniemówiłam przez chwilę i to spowodowało, że dostałam cięgi od przełożonych.

- W sumie w policji pracuję kilka lat, a już nie wytrzymuję. Myślę o rezygnacji. W tej chwili jestem jednym ze starszych policjantów w moim wydziale. Reszta to przeważnie policjanci, którzy mają w sumie do 4 lat służby. Jeżdżą na interwencje - czyli są de facto na tzw. pierwszej linii. Czasami to, jaką decyzję taki policjant podejmie na tej pierwszej interwencji, decyduje o dalszym rozwoju sprawy i ludzkim losie. I w takiej właśnie sytuacji musi się odnaleźć policjant świeżo po szkole, który ma problemy już z tym, by wypisać mandat, nie wspominając o kryzysowych sytuacjach.

Szkoła odpowiednio nie przygotowuje do działania w takich przypadkach?

- Niestety nie. Młodzi policjanci przychodzą tuż po szkole i zachowują się, jakby należeli do jakiejś sekty. Ludzie zazwyczaj idą do policji, bo albo mają takie marzenie, albo nie mogą znaleźć innej roboty i brakuje im pomysłu na siebie. To wcale nie jest taka stabilna i dobra praca. W tej chwili wystarczy niewiele, by policjanta wywalić. W zasadzie to wystarczy "dobra wola" przełożonego i po Tobie.

Ale mimo to ludzie garną się do policji. Chętnych jest dużo więcej niż miejsc. Myślisz, że nie zdają sobie sprawy z tego, co tak naprawdę ich czeka?

- Oczywiście. Kiedy już lądują w szkole, kładzie im się do głów, że są wybrańcami, elitą, prestiżową kastą. Powinni spełniać się w tej instytucji, jaką jest policja i wiernie jej służyć wykonując rozkazy. Za to są fajnie ułożeni jeżeli np. chodzi o stosunek do policjantów starszych stopniem. Gotowi są nam się meldować, oddawać honory, bo takie rzeczy robi się w szkole.

W szkole policyjnej rzeczywiście dają taki wycisk?

- Jest strasznie ostro. Mnie na początku bolały mięśnie, o których nie miałam zielonego pojęcia. To był kosmos - pierwszego miesiąca myślałam, że nie przeżyję, że się wykończę psychicznie i fizycznie. Godzina 5:20 czas pobudki i 20 minut na to, żeby się ogarnąć. Potem mieliśmy ostry trening. Wszyscy ćwiczyli równiutko, tak samo kobiety, jak i mężczyźni. Odstawali po prostu słabsi, płeć nie była tu kryterium. Zdarzyło się, że ktoś z wysiłku zwymiotował.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
A wykłady?

- Większość z wykładowców nigdy nie pracowała w terenie, nie mieli zielonego pojęcia o praktyce, więc uczyli teorii. Był np. facet od prewencji, przepracował 15 lat - jako dochodzeniowiec. Uczył, jak legitymować ludzi - i wymagał od nas formułki, której wypowiedzenie - gdybym musiała ciebie wylegitymować - trwałaby dobre 3 minuty. Normalnie się tak nie robi. Jeśli zaczęłabym taką recytację, to po kilkunastu sekundach spodziewałabym się salwy śmiechu. Zwykle się przedstawiam, a następnie proszę o dokument tożsamości. Jak się ktoś zapyta o podstawę prawną - to mówię, że art. 15 ustawy o Policji.

- A ci młodzi policjanci przychodzą po szkole i są przekonani, że to właśnie tak ma wyglądać.



Kiedy dostają ten przysłowiowy "kubeł zimnej wody", wraz z pierwszą interwencją?

- Tak. Jedzie i nagle przeżywa szok. Widzi rozsypane na podłodze jedzenie, zapłakaną, pobitą przez męża kobietę i skulone w kącie, wystraszone dzieci. Tymczasem ja jestem już tam -nasty raz. I choć informowaliśmy o problemie wszelkie instytucje, które mają w takiej sytuacji pole manewru, nic się nie zmienia. Kobieta złożyła zawiadomienie na męża, a następnego dnia je wycofała - i ta sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Choć na kolejnej interwencji jest mi kompletnie szkoda tej kobiety, trzeba się uodpornić, bo inaczej nie dałabym rady. A ten młody policjant nie umie pojąć, że mamy w zasadzie związane ręce.

- Albo grupa rozrabiającej młodzieży. Prosimy, żeby się rozeszli, bo jest już po 22. W momencie, kiedy którakolwiek osoba z grupy zaczyna pyskować, taki policjant robi się zielony, a ludzie natychmiast wychwytują braki pewności siebie u policjanta.

Żeby policjant był skuteczny musi budzić w takich osobach - strach, pewien szacunek?

- Bardziej chodzi o respekt. Muszą czuć respekt.

A więc respekt i do tego jeszcze powinien mieć wyniki. Po lekturze "Niebezpiecznych kobiet" nasunął mi się taki wniosek, że jeżeli policjant ściśle stosuje się do przepisów, to nie wychodzi ani jedno, ani drugie.

- Nic nie wyjdzie.

Co w takim razie robić?


- Trzeba balansować na granicy. Nie ma wyjścia.

Wtedy ryzykujesz.

- To prawda. Ale ja już wiem, jak balansować, by skutecznie wykonywać swoja robotę. Niejedno przeszłam i nieraz się także potknęłam. Przepisy nie dają nam skutecznych narzędzi, więc balansuję na granicach przepisów prawa, ale w ramach zasad życia społecznego. Ważne, żeby zawsze mieć szacunek do człowieka, nawet jeśli muszę być ostra w stosunku do niego, a nawet użyć siły fizycznej.

Jak to wygląda w praktyce?

- Nigdy nikogo nie poniżam, nie upokarzam i nie pokazuję mu, że jestem od niego lepsza, bo mam pewną władzę. Traktuję go w taki sam sposób, w jaki on traktuje mnie. Jeśli on mnie wyzywa, to ja nie pozostaję dłużna. Nie wyznaję zasady, że kiedy ktoś wyzywa policjanta, to on ma stać twardo i cytować regułki. To jest przyzwolenie, by ktoś nas obrażał. Gorzej jeśli ktoś mnie nagrywa, wtedy nie mogę się odezwać.

- Ale zwykle, gdy ktoś mówi do mnie "ty k****", to działa na mnie jak płachta na byka. Zawsze pytam, jaka ja dla ciebie jestem k****. Jeżeli ktoś dalej mnie wyzywa, sytuacja się zagęszcza.

- Pierwsza zasada jest taka, że jeżeli jest jakiś agresor, to ja go muszę oddzielić od grupy, bo oni najczęściej tylko w grupie czują się silni. Kiedy zaczynamy z nim rozmawiać na osobności, np. kiedy wsadzimy takiego petenta do radiowozu, to on totalnie mięknie i staje się milusi - przeprasza i często płacze. Więc by zmądrzał, kończy się to dla niego wnioskiem do sądu za używanie słów wulgarnych w miejscu publicznym, nieokazanie dokumentu tożsamości, wprowadzenie w błąd funkcjonariusza co do danych osobowych, spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, zaśmiecanie itp. Może się zdarzyć, że takiego człowieka sąd później naliczy na kilka tysięcy grzywny.

Zdarzają się pewnie i twardsze sztuki i wsadzenie do radiowozu nie wystarcza, co wtedy?

- Używam środków, których użyć mogę. Nikogo nigdy nie uderzę pierwsza, zawsze mówię: wykonuj polecenia, używając przy tym wulgaryzmów - dla wzmocnienia przekazu. Jeżeli mimo powtórzenia tego kilka razy, polecenie nie zostaje wykonane, mam przyzwolenie, by siłą zmusić kogoś do wykonania określonych czynności. Najczęściej dla takiego zadziornego człowieka, wystarczająca kara to położenie go na ziemi: w błocie, w rozsypanym jedzeniu, przy kolegach. Bardzo ważny jest tutaj element zaskoczenia, bo bez tego - w starciu z rosłym silnym mężczyzną - nie mam szans. Podobnie w przypadku policjanta-mężczyzny, on też musi być sprytny i wiedzieć, kiedy zareagować.

Czyli element zaskoczenia i środki przymusu bezpośredniego. Konkretna sytuacja?

- Jeśli, ktoś mnie obraża, potraktuję go tak samo, jak tego, który nie stosuje się do poleceń, tyle, że będę brutalniejsza - mocniej mu zacisnę kajdanki, nie pozwolę iść do toalety, będzie siedział w niewygodnej pozycji, albo dostanie kilka pał więcej na tyłek niż potrzeba.

No i gaz. Podobno słyniesz z jego używania - jako środka przymusu. Dzięki temu wypracowałaś sobie ten respekt?

- Wiesz to jest tak, że jak mam trudnego petenta, do którego musimy często jeździć na interwencje i potraktuję go "z grubej rury", to następnym razem będę miała z nim lżej, bo będzie wiedział, że ja nie żartuję. Stąd ten gaz. Tłumaczę: wyjmij wszystko z kieszeni, proszę o dokument - a te polecenia nie są wykonywane, wtedy uprzedzam, że muszę zastosować środek przymusu. Większość się już wtedy boi, ale bywają i tacy, którzy policjanta wyśmieją.

I wtedy "gazujesz"?

- Tak. Jedno pryśnięcie i odczuwa się potworny ból, największe kozaki krzyczą, że chcą karetkę. Ale zaczynają robić to, o co ich proszę. Nie chce podać danych osobowych, mimo wielokrotnych próśb - gaz. Nie chce wsiąść do radiowozu - podobnie - gaz. Ja nigdy nie odpuszczam, nawet gdy mieliśmy do czynienia z dużą grupą ludzi, zawsze stałam twardo i patrzyłam im w oczy: "To wy macie się rozejść, ja nie ustąpię".

A czy kiedykolwiek naraziłaś się na niebezpieczeństwo przez tę swoją nieustępliwość?

- Raz na interwencji domowej, trochę się poobijałam, bo kolega zostawił mnie samą.

Jak to zostawił?

- Do tej pory zgrywa "wielkiego macho", a wtedy po prostu "pobiegł wezwać wsparcie" i nie wracał. Facet do którego pojechaliśmy na interwencję był duży, blisko 2 metry wzrostu, dodatkowo upośledzony umysłowo. Latały noże i śrubokręty - dosłownie.

Przemoc domowa?

- Pokłócił się z bratem. Ogólnie był znany z tego, że po alkoholu jest bardzo agresywny i do niego na interwencję trzeba jeździć w dwa patrole. Wtedy miałam wiele szczęścia. W zasadzie poradziłam sobie z nim dzięki przypadkowi.

Bardzo cię poturbował?

- Nie, nic wielkiego mi się nie stało, byłam trochę poobijana. Ja na ogół unikam bezpośredniego kontaktu. Zawsze kiedy widziałam, że sytuacja robi się napięta wolałam zastosować gaz, wtedy człowiek przez kilka sekund nie widzi i ja mogę sobie z nim poradzić. Nigdy nie wchodzę w walkę wręcz, bo to nie ma najmniejszego sensu. Policjant nie ma być sparing partnerem, ale w każdej sytuacji powinien mieć przewagę.

- W przypadku tego faceta też tak było, popchnął mnie kilka razy, nabiłam sobie parę siniaków. Ale potem udało mi się go zaatakować gazem, podciąć mu nogi i popchnąć go właśnie w szczelinę między lodówką a szafką, a on się zaklinował - w tak niewygodnej pozycji, że kiedy dopchnęłam go taboretem i kolanami, to już w ogóle nie mógł się ruszyć. Wiesz, w zasadzie to mnie uratowało. W pewnym momencie pomyślałam, że będę musiała go zastrzelić.

Policjant jadący na interwencję zawsze powinien być przygotowany, na to, że jego życie może być bezpośrednio zagrożone?

- Tak. Ja wchodząc na jakąkolwiek interwencję robię wszystko, żeby to się odbyło bezpiecznie. Ale nie wiem, co mnie czeka. W relacjach z najbliższymi dbam o to, żeby się nie kłócić, żeby nie pozostawały żadne zadry między nami. Bo co będzie, jak ja jutro umrę, będąc jednocześnie skłócona z kimś bliskim? Mam świadomość, że mogę po prostu nie wrócić z interwencji, jak np. znajoma policjanta, która dostała siekierą w głowę, a pojechała na totalnie rutynowa interwencję. Dlatego ja nigdy nie traktuję tych wyjazdów w taki sposób. Trzeba zawsze pamiętać, że tak naprawdę wszystko może się zdarzyć i być czujnym, ale nie można o tym wciąż rozmyślać, czy się zadręczać.

- Ja na każdej interwencji, kiedy już dochodzi do starcia, walczę o swoje życie. To może dramatycznie brzmi, ale uwierz mi, kiedy idziesz do człowieka, który ma pół mózgu wyżartego przez narkotyki i alkohol, nie mam co liczyć, że on się opamięta, co robi.

***

Już wkrótce II cześć rozmowy Jolanty Kamińskiej z sierż. Katarzyną Myko.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Zapowiadana kontynuacja żenady...

Wiesz jedno - nie możesz się cofnąć
Jolanta Kamińska
Dzisiaj, 25 listopada (05:50)

Jak to jest wyciągnąć broń i wycelować w drugiego człowieka? Co w takiej chwili czuje policjant, który trenuje strzelanie kilka razy w roku? O tym, jak dziś wygląda praca w policji i czy nadal pije się na służbie, Jolanta Kamińska rozmawiała z jedną z bohaterek książki "Niebezpieczne kobiety" - sierżant Katarzyną Myko.

Moja rozmówczyni w publikacji "Niebezpieczne kobiety" i w wywiadzie występuje pod pseudonimem "sierżant Katarzyna Myko". Na co dzień jest czynnym funkcjonariuszem.

CZĘŚĆ II

Jolanta Kamińska, Interia: Musiałaś kiedykolwiek wyjąć broń z kabury, celować do kogoś?

Sierż. Katarzyna Myko: - Tak, wielokrotnie. Ale nigdy nie musiałam strzelać. Wiem, że gdyby było to konieczne, to uwierz mi, różniłoby się od tego, co mówi się w szkole policyjnej: strzelamy tylko w nogi, żeby człowieka obezwładnić. W chwili, kiedy wiedziałabym, że moje życie jest bezpośrednio zagrożone, to waliłabym do tego człowieka, aż by się przestał ruszać. Wyobraź sobie, że ktoś idzie na ciebie z nożem. Strzelałabym dotąd, aż napastnik przestałby mi zagrażać.


Dlaczego zachowałabyś się w ten sposób? Byłby to efekt silnych emocji związanych z tym, że zaraz możesz zginąć?

- To jest impuls. Dla mnie najważniejsze jest życie moje i mojego policyjnego partnera. Wiesz, jak ludzie pod wpływem adrenaliny, narkotyków czy w pewnym szale potrafią się zachowywać? Mogą nawet nie poczuć pierwszych strzałów. Kiedyś mieliśmy do czynienia z ćpunem, który nie miał już pulsu, co stwierdził lekarz, a jeszcze przez około minutę rozmawiał z policjantem. Kłaniają się także braki w wyszkoleniu policjantów, szczególnie w zakresie użycia broni. Policjanci nie są z nią obyci, przez to w chwili potężnego stresu może u nich zadziałać instynkt samozachowawczy zamiast wyuczonych odruchów.

W świetle prawa i pewnej poprawności to, co mówisz, brzmi dość kontrowersyjnie. Przecież wiesz, jakie problemy mają policjanci, którzy zastrzelą kogoś podczas interwencji. Pamiętasz? Niedawno mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy policjant zastrzelił mężczyznę, który nie zatrzymał się do kontroli. Potem okazało się, że tematem człowiek powinien być wówczas w więzieniu.

- Bardzo mi żal tego policjanta. Było mi przykro, bo rozumiem, co musiał czuć.

Zwłaszcza na wizji lokalnej, kiedy obecni na niej, znajomi i rodzina zastrzelonego, krzyczeli m.in., że jest mordercą.

- To wstyd, że przełożeni dopuścili do sytuacji, w której na wizji lokalnej obecni byli ludzie postronni. Ten teren należało ogrodzić i nikt nie powinien tam mieć wstępu, a policjant powinien być chroniony, tak jak byłby w tej sytuacji chroniony przestępca. Przeważnie prawdziwi przestępcy chronieni są bardziej.

Przełożeni nie stają w obronie swoich pracowników? Boją się w takich sytuacjach?

- Boją się.

Czego? Społecznego oburzenia, mediów?

- Chyba bardziej swoich własnych przełożonych. Boją się, że będzie głośno o ich komendzie. Lepiej, jak nikt nic o nas nie mówi, jest cisza i wszyscy są zadowoleni. Kiedy robi się głośno o którejś z komend, to staje się ona niewygodna. No i jeszcze presja społeczna.

Staje się niewygodna, bo coś może przypadkiem wypłynąć?

- Tak. Może pojawić się kontrola, a to komenda wojewódzka przyjedzie, bo jakieś czynności będą do wykonywania - i wtedy mogą zostać wywleczone jakieś brudy. Niestety, w każdej komendzie jest jakiś syf.

A jakie podejście do używania broni przez policjantów mają przełożeni?

- Oficjalnie komunikują, że oczywiście w uzasadnionych przypadkach, zgodnie z prawem należy jej użyć. Ale po policjantach - moich kolegach - widzę, że oni się tego bardzo boją. Właśnie przez to, że w telewizji oglądamy takie sceny - policjant, który powstrzymał poszukiwanego mężczyznę, zachował się zgodnie z procedurami, zamiast w dobrym świetle, jest przedstawiany jako morderca. Zostaje kompletnie sam.

- Pamiętasz sytuację z Knurowa, kiedy pseudokibic dostał gumową kulkę od policjanta?

Tak. Wybuchły zamieszki, pseudokibice zaczęli rzucać na murawę petardy, kamienie, kiedy sędzia przerwał mecz, oni wybiegli na boisko dążąc do konfrontacji z drugim klubem. Na ich drodze stanęła policja, w kierunku której też poleciały race i kamienie. I wtedy funkcjonariusze użyli broni gładkolufowej. Jeden z postrzelonych pseudokibiców zmarł.

- Jak można takiego człowieka - pseudokibica - przedstawiać w dobrym świetle? Po co wbiegał na murawę? Co mieli robić policjanci? Bezczynnie patrzeć na to, co się dzieje? To logiczne, że kiedy trzeba, musimy używać dostępnych nam środków. Jestem przekonana, że żaden z tych policjantów nie celował w szyję. My tak nawet mówimy - "policjant strzela, Pan Bóg kule nosi". To jest święta prawda - szczególnie jeśli chodzi o broń gładkolufową. W takiej sytuacji niezwykle trudno trafić kogoś precyzyjnie, dokładnie tam, gdzie zamierzałeś.

- Wracając tu do sprawy strzelania w nogi - jaka jest szansa, że trafisz w nogę do biegnącej osoby? Policjant w dużym stresie może nie trafić do napastnika z naprawdę bliskiej odległości w klatkę piersiową - a co dopiero w nogi. Podkreślam, nie chodzi tu o policjantów z jednostek specjalnych, np. komandosów, ale zwykłego funkcjonariusza, np. z prewencji.

Ile taki przeciętny policjant strzela w ramach treningu?

- Ja strzelam na własną rękę, kupuję sobie godziny na strzelnicy. A przeciętny policjant strzela mniej więcej raz na pół roku - mniej więcej 12 strzałów.

Czyli policjant, który strzela raz na "ruski rok", powinien, kiedy nastąpi taka konieczność, trafiać celnie, jak bohater amerykańskiego kina akcji?

- Dokładnie. Na dodatek, w sytuacji postrzelenia czy zastrzelenia sprawcy często policjant przedstawiany jest jak najgorszy morderca. Znajomy funkcjonariusz kilka lat temu pojechał na interwencję. Na miejscu zobaczył faceta, który biegnie na niego z siekierą. Więc on wyjął broń, krzyknął do niego "policja, stój, bo będę strzelać", a ten nic, jeszcze się zamachnął tą siekierą. Więc ten policjant przeładował broń i strzelił kilka razy. Trafił go dwukrotnie, ale tak nieszczęśliwie, że mężczyzna wylądował sparaliżowany na wózku.

Jak to się skończyło?

- Sąd, rozprawa. Tamten mężczyzna wjeżdża na tym wózku i tłumaczy, że wcale nie zamachnął się na policjanta, tylko siekierę przekładał z ręki do ręki, bo właśnie żonie drzewo rąbał, żeby do pieca dołożyć. Policjant długie lata po sądach dochodził swoich racji, stracił zdrowie i majątek na adwokatów. Ostatecznie go uniewinniono, ale do służby już nie wrócił.

A jakie to uczucie - celować do człowieka?

- Okropne. Wiesz, że za chwilę może wydarzyć się coś, czego nie będziesz już w stanie odwrócić, a rozwój zdarzeń tak naprawdę zależy od człowieka, który stoi przed tobą. Wiesz jedno - nie możesz się cofnąć.

To taki ostateczny moment?

- Tak. Zawsze mam taką myśl: "Człowieku opanuj się, bo dla mnie moje życie jest ważniejsze"... Wiesz, ja na ogół jestem bardzo zadaniowa, kiedy zakładam mundur, włącza mi się ten mechanizm. Jeżeli przyjeżdżam na wypadek, jakkolwiek byłby drastyczny, muszę wykonywać, co do mnie należy. Nawet czasami pozbierać oderwane nogi czy ręce. Przestało mnie to szokować.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Takie obrazy zostają w głowie i wracają. Czy nauczyłaś się to jakoś odkładać w świadomości?

- Muszę to przepracować. Najczęściej gadam o tym z którymś z przyjaciół. Odreagowanie problemów w samotności jest dla mnie znacznie trudniejsze.

Brakuje psychologów, do których moglibyście jako policjanci pójść i o takich sytuacjach porozmawiać?

- Tak, brakuje. Są oczywiście psychologowie. Tylko wszystko, co im powiesz, zostanie przekazane komendantowi - więc lepiej sobie darować. Dlatego każdy radzi sobie sam. Najgorzej z tymi, którzy pomagają sobie alkoholem, bo zazwyczaj kończy się to kiepsko.

Na służbie też się pije?

- W pionach, gdzie funkcjonariusze chodzą po cywilnemu, jest to o wiele powszechniejsze niż wśród mundurowych. Teraz są takie przepisy, że mundurowych się bada - przed służbą, po, a nawet w trakcie. Więc ludzie się boją. Poza tym, gdyby policjant prowadzący radiowóz pod wpływem alkoholu spowodował wypadek, to konsekwencje możemy sobie wyobrazić.

- Pamiętam, jak przed laty przyszłam do dochodzeniówki. Starzy policjanci pili tam każdego dnia. W pokojach, w których siedzieli, unosił się aromat cebuli, czosnku, pieczonego mięsiwa z delikatną spirytusową nutą.

- Co się tam wtedy piło, wódę?

- Tak. Żeby oni mnie uczyli tej roboty, to ja im tę wódę przynosiłam. Wtedy oni - jak to stara gwardia - mówili, żebym piła z nimi. Ja na to, że nie mogę, bo nie dam rady potem pracować, a oni na to, że jak nie piję, to znaczy, że podpierdalam. Więc musiałam wypić jednego czy dwa - ze szklanki. Teraz już się tak nie pije.

Wydaje się, że sporo się zmienia, np. w kwestii kobiet. W policji pracuje ich coraz więcej, ale wciąż pozostaje wrażenie, że służba to głównie męski świat. Jak w nim odnajdują się policjantki? Jak oceniasz ich rolę?

- Jest coraz lepiej, zyskałyśmy wspaniałego rzecznika w postaci wszelkich organizacji prokobiecych. Dzięki temu pozycja kobiety w społeczeństwie jest coraz silniejsza, pokazuje to wiele pań, które w niczym mężczyznom nie ustępują, podobnie w policji.

- Choć przyznaję, że ciągle zmagamy się ze stereotypami, lecą jakieś niewybredne seksistowskie żarciki.

I jak sobie z tym radzić, żeby jasno wyznaczyć pewną granicę?

- U nas to jest tak, że nasi koledzy sobie żartują, a my w to wchodzimy - ciągniemy temat. Jeżeli ktoś spróbuje posunąć się za daleko, wtedy idzie jasny komunikat "hola, hola - takich tekstów sobie nie życzę", wszystko się ucina i tym sposobem ustalamy granicę. Ale sprośne żarciki też w pewnym sensie muszą funkcjonować. U mnie w referacie dziewczyny świetnie sobie z tym radzą, wręcz czasami same zawstydzają chłopaków dowcipem.

Mówiłaś wcześniej o organizacjach prokobiecych, a one mocno walczą właśnie z takimi formami seksizmu - jak choćby niestosowne żarty. Wskazując, że kobiety są ofiarami tego typu zachowań.

- Ja się tak nie czuję, bo nie wolno być przewrażliwionym. To jest takie środowisko, w którym dystans jest naprawdę potrzebny. Nie można kreować się na taką zupełnie świętą, nietykalną osobę. Mieliśmy taką jedną policjantkę, była strasznie spięta - nie miała luzu. Chłopaki od razu to wyczuli i specjalnie jej dokuczali.

A jak wypracować sobie pozycję wśród kolegów, by uznali kobietę za równego partnera - zwłaszcza kiedy jedzie się na interwencję?

- To kwestia pokazania charyzmy i tego, że ten policjant może na ciebie liczyć, że masz jaja - i potrafisz radzić sobie w każdej sytuacji.

Jedna z dziewczyn opowiada w książce "Niebezpieczne kobiety", że od czasu, jak pracuje w policji, zawsze zamyka dom na wszystkie spusty, że jest bardziej świadoma różnego rodzaju zagrożeń. Też tak postępujesz? Dzięki tej pracy stałaś się ostrożniejsza?

- Tak. Wcześniej wielu rzeczy nie dostrzegałam, np. jestem w galerii handlowej, mam oczy wokoło głowy, bardzo pilnuję rzeczy. Zawsze zamykam drzwi w mieszkaniu. Wchodząc do klatki czy z niej wychodząc najpierw otwieram drzwi i sprawdzam, czy nikt za tymi drzwiami nie stoi - to jest jak odruch bezwarunkowy, nie da się tego pozbyć.

- Idąc ulicą, mijam człowieka i jestem w stanie go potem opisać - jak wyglądał, co miał na sobie. To jest policyjne zboczenie. Poza tym pies psa rozpozna, np. na spotkaniu towarzyskim od razu potrafię wskazać, że ktoś może być policjantem.

Czy ostrożność się przydała?

- Nigdy nic mi nie skradziono. Nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie zaatakował.

Miałaś jakiekolwiek nieprzyjemności związane z tym, że jesteś policjantem, bo np. kogoś ostro potraktowałaś? Ktoś ci groził, zaczepił cię?

- Wiesz jak było? Kiedyś, jak patrolowaliśmy teren, jeden z tzw. naszych stałych petentów dziarsko stał sobie nawalony z piwem w ręku na środku parkingu i pokazał nam środkowy palec. Podjechaliśmy, a ten stoi twardo, więc dostał gazem i założyłam mu kajdanki. Miał pretensje, dlaczego go tak mocno skułam - zaczął się szarpać, oparty o radiowóz. Pomyślałam, że jeszcze mi auto porysuje, więc poszedł na glebę. A że pogoda była deszczowa, ubrudził się, gdzieś tam przedziurawił spodnie. Potem przeprowadziliśmy czynności służbowe i gościa puściliśmy. Skończyło się tak, że musiał zapłacić grzywnę w sądzie.

- Spotkałam go dwa dni później, kiedy prywatnie robiłam zakupy. Miałam ich niewiele, a ten: "Dzień dobry pani" i przepuścił mnie w kolejce. A potem jeszcze mi powiedział: "Ja wiem, za co dostałem, głupio zrobiłem".

- Nikt nie dostanie od nas więcej niż zasłuży, nigdy nie chodzi nam o to, żeby kogoś upokarzać.

Po tylu latach pracy, interwencjach - co jako policjant myślisz o Polakach?

- Są niedouczeni w kwestii własnych praw i obowiązków albo czerpią wiedzę z fabularnych programów telewizyjnych. Pojechaliśmy raz na kradzież z włamaniem i pytano nas, czemu z kanapy tekstylnej nie pobierzemy odcisków czy DNA. Wiesz, odciski palców można zdjąć tylko z gładkiej powierzchni i nie pobiera się DNA z kanapy, na której siedziało 50 osób, bo to nie ma sensu. Ludzie bardzo często nie mają najmniejszego pojęcia o procedurach lub przychodzą ze sprawami, których my nie możemy załatwić. Niedawno przyszła kobieta, która dostała 5 obraźliwych SMS-ów w ciągu roku i uznała to za stalking i uporczywe nękanie.

A jeżeli chodzi o interwencje, do czego jesteście wzywani najczęściej?

- Szczerze? Do pierdół. Przykłady? Facet dzwoni, że na boisku szkolnym leje się woda z hydrantu, bo nie bardzo wiedział, gdzie zadzwonić. Albo dostajemy telefony od ludzi, którzy ewidentnie mają problemy psychiczne i z nimi też jakoś trzeba rozmawiać. Dzwoni kobieta i twierdzi, że ktoś się do niej ciągle włamuje i co rano budzi się z podciągnięta koszulą nocną. Przecież nie powiesz jej: "Wie pani co, pani to jest pierdolnięta i niech się pani idzie leczyć", a tak by pasowało. Czasami postraszę, że poinformujemy rodzinę i to pomaga. Uwierz, takich interwencji jest mnóstwo.

To są serio zawodowcy? Bo momentami brzmi to wręcz histerycznie...
 

ernestbugaj

kresiarz umysłów
851
3 037
Histeryzuje jak to kobita. Kobiety w policji to kurwa absurd. Od razu człowiek czuje się bezpieczniej.
Ale dziwna ta laska. Z jednej strony trzeźwo ocenia patologie w psiarni, a z drugiej taka naiwna w kwestii broni, jakieś pierdololo o pociąganiu za spust, nieodwracalnych konsekwencjach blablabla.
 

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112
To co mówi Najzer to oczywiście jedno - tak brzmi ustawa - w uzasadnionych przypadkach - i koniec kropka. Takie sprawdzanie jak leci bo komendant wydał rozporządzenie jest niezgodne z prawem. Ale bardzo ciekawa jest reakcja internautów w tym temacie w komentarzach. Przeważa zdanie jak:
- niech kontrolują to dla naszego dobra
- dobrze, że kontrolują, jakby pijany zabił ci dziecko co byś powiedział?
- to nic, że niezgodne z prawem ale to dla naszego dobra

Podobnie jak z bronią - x dzieci może zginąć od zabawy z bronią własnych rodziców, 10x od utonięcia w przydomowych basenach - ale to broń będzie zła bo jest szalenie medialna jak alkohol.

Każdy może sobie sprawdzić statystyki policyjne - pijani sprawcy to niecałe 7-8% wszystkich wypadków rok w rok na stronach komendy głównej.

 

Finis

Anarcho-individual
439
1 922

Nie mam słów... Współczuję tej kobiecie oraz jej dzieciom. Co to ma wszystko znaczyć? Że fałszywe zeznania policjanta, które obciążają zatrzymanego, są brane jako pewnik? Wynika z tego, że najlepiej podczas zatrzymania przez "funkcjonariuszy" wszystko nagrywać. Mieć jakiś ukryty mini-rejestrator tak, aby nie mogli go zabrać i żeby materiał po nagraniu od razu trafił do sieci.
 
Do góry Bottom