Polowania, myślistwo, gospodarka łowiecka

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Wkurza mnie obecna od lat nagonka w mediach na myśliwych i leśników, a więc ludzi zajmujących się gospodarowaniem zasobami leśnymi.

Zgodnie z teoriami ekooszołomów bycie myśliwym polega na zabijaniu zwierząt, a bycie leśnikiem na wycinaniu drzew. W Polsce jest około 120 tys. myśliwych, jest to grupa społeczna ciekawa z pewnych względów, przede wszystkim przez to, że są to uzbrojeni konserwatyści, którzy nie mdleją na widok krwi. Dlaczego przy takim tłumie "rządnych krwi psychopatów" w ogóle istnieją jeszcze jakiekolwiek zwierzęta pozostaje zagadką, o ile nie zna się podstawowej definicji łowiectwa, jaką jest:

"Łowiectwo, jako element ochrony środowiska przyrodniczego, w rozumieniu ustawy oznacza ochronę zwierząt łownych (zwierzyny) i gospodarowanie ich zasobami w zgodzie z zasadami ekologii oraz zasadami racjonalnej gospodarki rolnej, leśnej i rybackiej"

Łowiectwo wykazuje pewne odmienności w stosunku do np. rybactwa czy rolnictwa w zakresie hodowli bydła mięsnego, ponieważ jest działalnością hobbystyczną, a nie nastawioną na zysk. Tym niemniej mechanizm działalności jest zbliżony: gospodaruje się pewnym obszarem, dba o niego i później pozyskuje jego płody, w tym przypadku zwierzynę. Zwierzyna jest zagospodarowywana w całości - mięso trafia na rynek, pozostałe części zwierząt przerabiane są na trofea. Osobiście bym nie chciał mieć spreparowanej głowy zwierzaka powieszonej na ścianie, ale najwyraźniej są ludzie, których to cieszy, a że mnie to nie przeszkadza ... Tak jak rolnik nie wyrzyna całego swojego stada, tak i myśliwi nie odstrzeliwują całej zwierzyny, bo to byłoby bez sensu.

Działalność myśliwych jest moim zdaniem działalnością jak najbardziej pozytywną. Oczywiście w tak dużym środowisku znajdą się czarne owce i czasem dochodzi do wypadków, jednak w ogólnym rozrachunku jest to działalność pożyteczna.

Po pierwsze, łowiectwo jest działalnością ugruntowującą przedmiotowość zwierząt jako zasobu, który ma służyć człowiekowi, czym daje odpór nowoczesnej, lewicowej ideologii starającej się zrównać zwierzęta w prawach z człowiekiem i w rezultacie narzucić rodzajowi ludzkiemu wegetarianizm, tak jak Hitler starał się zrobić ze swoim psem.

Po drugie, wysoce etycznym jest moim zdaniem korzystanie z zasobów pozyskiwanych przez myśliwych. Zwierzęta, które zostały pozyskane w drodze odłowów są zwierzętami, które całe swoje życie spędziły na wolności i stosunkowo szybko i bezboleśnie zostały pozbawione życia - właśnie po to przepisy wymuszają użycie broni o dużej mocy obalającej. Zwierzę takie uniknęło życia w klatce w złych warunkach, stresującego transportu do rzeźni i samego czekania w kolejce na pozbawienie życia. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego w powszechnej świadomości spożywanie mięsa np. z kur z wolnego wybiegu jest bardziej moralne od spożywania mięsa kur z chowu klatkowego, natomiast spożywanie dziczyzny jest mniej moralne niż spożywanie mięsa pochodzącego z przemysłowego chowu, zazwyczaj odbywającego się w bardzo złych warunkach.

Po trzecie, myśliwi robią za darmo, a nawet dopłacają do czegoś, co nie jest za darmo, tym samym zmniejszając obciążenia dla przeciętnego obywatela. Żyjemy w otoczeniu zurbanizowanym, nie w dżungli. To co w skrócie można nazwać naturą jest ściśle kontrolowane. Tym samym nie ma możliwości żeby zwierzęta żyły same z siebie i prawdopodobnie szybko by wyginęły gdyby nie było ich dokarmiania i introdukcji z hodowli, natomiast gdyby tylko dawać im żreć i żyć, populacja mogłaby się nadmiernie zwiększyć, do tego stopnia, że częściej występowałyby problemy z nią związane - szkody rolne, wypadki samochodowe. Ktoś i tak musiałby ograniczać populację zwierząt odstrzałami i byłby to urzędnik państwowy opłacany z podatków. Tymczasem myśliwi nie dość, że robią to za darmo w ramach hobby, to jeszcze dopłacają do interesu płacąc czynsz dzierżawny za obwody łowieckie, a na dodatek jeszcze pokrywając ze środków kół łowieckich szkody rolnicze - to jest koszt, który postulowana likwidacja łowiectwa w Polsce przerzuciłaby na podatników, czy to poprzez przerzucenie ciężaru wypłaty odszkodowań na gminy, czy to zwiększenie kosztów produkcji rolnej, a więc zwiększenie cen w sklepach. Dane podają, że PZŁ w zeszłym roku wypłacił 65 mln zł odszkodowań z kieszeni myśliwych. Akurat w tym przypadku nie do końca zgadzam się ze słusznością tego rozwiązania, bo to bez sensu, że państwo wymusza od myśliwych wypłatę odszkodowań, podczas gdy zwierzęta i lasy są formalnie własnością państwa, natomiast trzeba sobie zdawać sprawę z tej kwestii ekonomicznej.

Po czwarte w końcu, bycie myśliwym oznacza posiadanie broni palnej i to takiej prawilnej, o dużej mocy i dużym zasięgu, idealnej do odstrzału różnego grubszego zwierza oraz umiejętności posługiwania się nią.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Obrona PZŁ i Lasów Państwowych jakoś przychodzi mi z trudem, bo PZŁ to organizacja zrośnieta z rządem na trwale, a LP są państwowe.

Tak więc bronił nie będę, ale ekooszołomów wieszałbym w tych lasach bez zbednej dyskusji.
 
OP
OP
Ciek

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Spełnia się to o czym pisałem - brakuje myśliwych do pozbywania się zwierząt w lokalnych kołach, więc kapitan państwo chce zagonić do odstrzału wojskowych przekupując ich urlopami:

Z nagłówkiem "BARDZO PILNE" po sieci wewnętrznej MON rozszedł się rozkaz sprawdzenia, ilu żołnierzy, będących jednocześnie myśliwymi, byłoby zainteresowanych otrzymaniem specjalnego urlopu, żeby w jego trakcie polować na dziki na Mazowszu, zagrożonym epidemią afrykańskiego pomoru świń. - To wszystko na głowie stoi - mówi Tomasz Siemoniak, szef MON z okresu rządów PO. (http://www.tvn24.pl)

Fakt, tu wszystko stoi na głowie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Ubekistan jest już tak proekologiczny, że coraz częściej musi płacić za redukcyjny odstrzał zwierząt. To takie jakby safari, ale do góry nogami. W normalnym miejscu płacisz jak chcesz polować, w Ubekistanie płacą tobie i ogłaszają na to przetarg :)
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Wkurza mnie obecna od lat nagonka w mediach na myśliwych i leśników, a więc ludzi zajmujących się gospodarowaniem zasobami leśnymi.
Nagonka jest słuszna, a PZŁ z LP zasłużyły sobie na czarny PR (inna sprawa). Szczególnie PZŁ, który jest komunistycznym reliktem (zszerzających 1/5 sejmu), który powinien zostać wymieniony na lepszy model (i krzysio mówił gdzieś, że to tam jest najwięcej ubecji).

przede wszystkim przez to, że są to uzbrojeni konserwatyści, którzy nie mdleją na widok krwi.
Ha ha ha! Widać, że masz zerowe pojęcie o polskim łowiectwie. Czy przypadkiem to ci nie sami ludzie, którzy dostają spazmów na widok ogryzionych zajęcy i beczą na widok nadżartej przez wilki sarenki? I robią wszystko, byle nie pokazać tej bardziej krwawej strony łowiectwa, mniejszej ilości krwi maskując frazami "pozyskać" czy "farba", zamiast olać to i nie wstydzić się swego hobby olewając wrzaski wszystkich niedzielnych zwierzolubów (którzy dostają spazmów na widok kotleta). Szczególnie, że Polacy nie są tacy ciotowaci pod tym względem. Albo moje ulubione - w przypadku krytyki zimowego dokarmiania grają na emocjach z tekstami typu "Nie szkoda ci marznącej i zdychającej z głodu sarenki draniu?!". Nie, jeśli można ocalić jednego padlinożercę :D.

czym daje odpór nowoczesnej, lewicowej ideologii starającej się zrównać zwierzęta w prawach z człowiekiem i w rezultacie narzucić rodzajowi ludzkiemu wegetarianizm, tak jak Hitler starał się zrobić ze swoim psem.
Starożyna filozofia Japonii była pierwsza traktuje, że człowiek jest elementem przyrody takim samym jak kamień czy drzewo (kurwa, brzmię teraz jak new age'owy hipis na diecie bezglutenowej). Z Hitlera był średni wegetarianin i robił z powodu zdrowotnych. I ci wszyscy domorośli krytkanci lewaków-zwierzolubów krzyczący o Hitlerze-ekologu zapominają, że NDSAP podczas swych rządów zdelegalizowało wszystkie organizacje przyrodnicze i ochroniarskie (bo byli konkurencją dla państwa). Na tej zasadzie mogę powiedzieć, że myśliwi to zło wcielone, bo Stalin, Castro czy kacyki z PZPRu namiętnie polowali.

Dlaczego przy takim tłumie "rządnych krwi psychopatów" w ogóle istnieją jeszcze jakiekolwiek zwierzęta pozostaje zagadką, o ile nie zna się podstawowej definicji łowiectwa, jaką jest:
Kłamliwa definicja na papierze, która z ochroną nic nie ma, a wszelkie gadki o regulacji, selekcji przegrywają z rzeczywistości. Właśnie widać tą pseudoochronę na głuszcu. Leśnicy swoimi działaniami wpierw zniszczyli siedliska głuszca, a myśliwi doprawili to wiosennymi polowaniami, gdzie padały najlepsze osobniki i gatunek skończył na granicy wymarcia. Zające i kuropatwy zostały zdziesiątkowane (do tego doszło rolnictwo). Polowania na żubra u wschodnich sąsiadów okazały fiaskiem. Zwierzęta po użytkowaniu myśliwskim są w gorszej kondycji, kiedy przy pomocy naturalnych drapieżników wychodzą na plusie. Niemieccy dewizowcy przyjeżdżają do nas, bo u nich zwierzyna jest w gorszym stanie, a środowisko jest tam bardziej przekształcone i mają znacznie mniej drapieżników.

I tych gatunków łownych jest 30. W Polsce gatunków chronionych jest dużo więcej. I bez strzelby większość i z państwową ochroną przetrwała w OK stanie. Najlepszy dowodem jest wilk, który mimo przekształconego środowiska i kłusownictwa całkiem nieźle radzi, Polska jest zieloną wilczą wyspą, a szkody są minimalne (800 tys. zł) i łatwo im przeciwdziałać bez odstrzałów.

Tym samym nie ma możliwości żeby zwierzęta żyły same z siebie i prawdopodobnie szybko by wyginęły gdyby nie było ich dokarmiania i introdukcji z hodowli, natomiast gdyby tylko dawać im żreć i żyć, populacja mogłaby się nadmiernie zwiększyć, do tego stopnia, że częściej występowałyby problemy z nią związane - szkody rolne, wypadki samochodowe.
Znowu opowiadasz bzdury. Dokarmiane są jedynie zwierzęta łowne (i to roślinożerne), które nieprędko wyginą. I każdy rozsądny przyrodnik postuluje zakaz dokarmiania, który jest zbędny, szkodliwy dla środowiska, przeczy doborowi naturalnemu i generuje szkody rolnikom, bo są dokarmiane płodami rolnymi. I wystarczy przestać dawać żreć i problem nadmiernego zwiększania zmniejszy się.

I myśliwi tak krzyczą o zwierzęcej apokalipsie, bo muszą zastępować duże drapieżniki (wytłuczone zresztą przez myśliwych). Jednak gdy drapieżniki w końcu odbudują populację, to myśliwi pierwsi wrzeszczą, by te ograniczyć do minimum, bo zniszczą ekosystem (czytaj: zredukują nadmierne ilości przywłaszczonych przez myśliwych). I wilk robi dużo lepszą robotę w rozwiązywaniu problemu szkód rolników czy redukcji mniejszych zwierząt.

Tymczasem myśliwi nie dość, że robią to za darmo w ramach hobby, to jeszcze dopłacają do interesu płacąc czynsz dzierżawny za obwody łowieckie, a na dodatek jeszcze pokrywając ze środków kół łowieckich szkody rolnicze - to jest koszt, który postulowana likwidacja łowiectwa w Polsce przerzuciłaby na podatników, czy to poprzez przerzucenie ciężaru wypłaty odszkodowań na gminy, czy to zwiększenie kosztów produkcji rolnej, a więc zwiększenie cen w sklepach.
Przede wszyskim ŻADNA organizacja ekologiczna i antymyśliwska nie domaga się likwidacji łowiectwa. Choćbyś się zesrał, nie znajdziesz wzmianki, by ktoś domagał w obecnej chwili likwidacji łowiectwa, nawet chociażby PZŁu. Ba, nawet te zjeby z LPMu od tego fiuta Rafała Gawła nie postulowały delegalizacji łowiectwa. Najszybciej znajdziesz wzmiankę, by to łowiectwo zreformować. A wiesz, kto domaga rozwiązania PZŁ? Sławomir Izdebski od OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych. Rolnik. I założę się, że na pewno OPZZ mają w dupie ochronę przyrody.

Żebyś ty wiedział jak myśliwi zaniżają te odszkodowania, rolnicy coraz bardziej narzekają na działalność PZŁ (i vice versa), a Izdebski ma oficjalnie kosę z PZŁ. Aha, odszkodowania są wypłacane za 4 gatunki - sarna, jeleń, dzik i daniel (ten introdukowany przez myśliwych, potrafiący powodować szkody w sadach). Co z resztą?

I jak chciano rozszerzyć ilość gatunków do odszkodowań to myśliwi zapierali się nogami, "że nie, bo rolnikom w dupach poprzewracało" (OK, rozumiem z punktu libertariańskiego). M.in. dlatego myśliwi sprzeciwiają wciągnięciu bobra na listę gatunków łownych, bo opłacane za nich szkody "wykończą finansowe koła łowieckie". Obrońcy rolników my ass. I jeszcze jedno - w nowelizacji prawa łowieckiego planuje się Fundusz Odszkodowawczy, który opłacałby szkody łowieckie częściowo z pieniędzy podatników.

I jeszcze drugie - jak przychodzi co do czego, to myśliwi wzbraniają przed faktyczną redukcją zwierzyny grubej i pomocą rolnikom, bo krzyczą, że to rzeź, bo przepisy, reagulacje, bla bla bla. A w przypadku drapieżników pierwsi uruchamiają sztucery i domagają masowej redukcji. Często za pieniądze podatników.

Działalność myśliwych jest moim zdaniem działalnością jak najbardziej pozytywną. Oczywiście w tak dużym środowisku znajdą się czarne owce i czasem dochodzi do wypadków, jednak w ogólnym rozrachunku jest to działalność pożyteczna.
Oj, zdziwiłbyś się. Polecam poczytać felietony z Dziennika Łowieckiego, zwłaszcza Stanisława Pawluka, portal prowadzony przez czynnych myśliwych, więc na pewno nie stworzona przez "zielonych" (za którymi nie przepadają) . Tam ładnie opisane są patologie żrące polskie myślistwo. I wg PZŁ czarnymi owcami są ci etyczni, przestrzegający prawa myśliwi, którzy wyciągają wały w lokalnych kołach: http://dziennik.lowiecki.pl/felietony/index.php?rodzaj=2

I działalność polskich myśliwych nie jest pozytywna, wręcz przeciwnie. Tworzy problemy, które potem bohatersko rozwiązuje (z opłakanym skutkiem), zarządzana przez komuszy beton, budząca narastający sprzeciw u rolników, którzy domagają się wywalenia ich posiadłości z obwodów łowieckich. I na pewno nie obwołałbym ich sojusznikami w walce z państwem, bo to myśliwi sprzeciwiają, żeby rolnik mógł na własnej działce odstrzelić dzika robiącego szkodę w polu i usprawiedliwiają szarogęszenie się na nie swoim terenie, mimo sprzeciwów zainteresowanych. I przede wszystko oni wrzeszczą i terroryzują właścicieli psów hasających bez smyczy pieprząc o zagryzionych sarnach (których zawsze jest za dużo), mimo, że psy myśliwskie ROBIĄ DOKŁADNIE TO SAMO. I nie wiem, czy deklarowane przez nich poparcie dostępu do broni nie zmalałoby gdyby, właściciel ziemi mógł legalnie pogonić łowcę ze swej łąki lub posiadacz postrzelonego psa stanąłby w obronie swego pupila.
 
Ostatnia edycja:

bombardier

Well-Known Member
1 413
7 090
Z Hitlera był średni wegetarianin i robił z powodu zdrowotnych.

Czyżby?

"[...]
Obie [religie] niemają żadnego stosunku do zwierząt i w końcu z tego powodu czeka je upadek.
Führer jest przekonanym wegetarianinem. Jego argumentom nie można niczego poważnego przeciwstawić. Są przekonujące. A tak w ogóle, to niewiele dobrego myśli on o Homo sapiens. [Człowiek] Nie powinien się tak bardzo czuć wyniesiony ponad zwierzęta. Nie ma po temu żadnego powodu. Człowiek myśli, że tylko on ma rozum, duszę i mowę, a zwierzę tego nie ma. Fakt, że tego nie rozpoznajemy naszymi tępymi zmysłami, nie jest dowodem, że to nie istnieje."


"Duży fragment naszej konferencji Führer poświęca problemowi wegetarianizmu. Jeszcze mocniej niż dotąd stoi na stanowisku, że jedzenie mięsa jest szkodliwe dla ludzkości. Oczywiście wie on, że nie możemy podczas wojny całkowicie przybudować podstawy naszego żywienia. Po wojnie ma on jednak zamiar zająć się tym problemem. Być może ma on rację. Argumenty, które przytacza na obronę swojego punktu widzenia, są całkowicie przekonujące. Rzeczywiście jest tak, że zdecydowana większość ludzkości żyje po wegetariańsku i że zwierzęta, które żywią się roślinami, są bardziej odporne aniżeli te, które żywią się mięsem. Nadzwyczaj charakterystyczne jest również to, że człowiek na ogół spożywa mięso jedynie tych zwierząt, które karmią się roślinami, a nie tych, które są mięsożerne."

~~ Goebbels
 
Ostatnia edycja:

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Wierzysz gościowi od 100-krotnego kłamstwa w prawdę ;)?

https://veritasdehistoria.wordpress.com/2016/07/19/czy-hitler-byl-wegetarianinem/
"Te brednie są wciąż powtarzane, by zdyskredytować wegetarianizm i obrońców praw zwierząt. Jak wielu ludzi zostało zniechęconych przez samo tylko napomknięcie o tym, ponieważ oni brzydzą się czymkolwiek, co mogłoby mieć związek z Hitlerem. Jest to fragment z książki Ralph’a Meyer’a, który twierdzi, że wegetarianizm dyktatora był tylko elementem propagandy prowadzonej przez Goebbelsa. Podobną tezę wysuwa Robert Payne, który twierdzi, że taki wizerunek wodza odgrywał niebagatelną rolę (obok obrazu zdrowo się odżywiającego, niepalącego, niepijącego i stroniącego od kobiet. Jednak wiadomo, że Adolf pijał piwo, uwielbiał bawarską kiełbaskę oraz miał kochankę, Ewę Braun). (...)

Przejdźmy do faktów. Kiedy w 1933 roku Hitler legalnie doszedł do władzy, zdelegalizował wszystkie organizacje o charakterze wegetariańskim, aresztował ich przywódców, samych wegetarian poddał represjom, zamknął największe czasopismo wegetariańskie w kraju. Gdy rozpoczęła się wojna, na terytoriach okupowanych zlikwidowano wszelkie organizacje wegetariańskie. Dieta bezmięsna mogła przecież z łatwością pomóc w likwidacji braków żywności, co udowodniają także dzisiejsze badania.

Margaret Woelk przez 3 lata (w okresie II wojny światowej) była testerką jedzenia Hitlera. Twierdzi ona, że wszystkie potrawy były wegetariańskie, zawierały dużo warzyw i owoców. Oprócz niej było jeszcze kilkanaście innych takich testerek, lecz tylko ona przeżyła wojnę.

Dione Lucas [znana szefowa kuchni, ur. w Anglii] (…) jako jedna z pierwszych z powodzeniem otworzyła szkołę sztuki kulinarnej w Stanach Zjednoczonych. Była też jedną z pierwszych szefów kuchni popularyzujących kuchnię francuską w telewizji amerykańskiej w latach 50-tych i 60-tych. W latach 1930-tych, zanim wyjechała do USA, pracowała jako szef kuchni w hotelu w Hamburgu, gdzie Adolf Hitler był jednym z jej stałych klientów. (…) nauczyłam się tego przepisu, kiedy przed II wojną światową pracowałam jako kucharka w jednym z dużych hoteli w Hamburgu w Niemczech. Nie chcę zepsuć wam apetytu na nadziewanego gołębia, ale może zainteresuje was informacja, że to był ulubiony przysmak pana Hitlera, który często jadał w hotelu. Jest to cytat z eseju Rynn’a Berry’ego. Wynika z niego jasno, że Hitler jadał mięso.

Znaną kwestią jest również to, że Hitler lubił psy, w szczególności owczarki niemieckie. Lubił jednak też nad nimi dominować, bić je, podporządkowywać sobie. Podczas wojny upodobał sobie Blondi, owczarka niemieckiego. Zanim popełnił samobójstwo w 1945 roku, miał wpierw wypróbować truciznę właśnie na swoim psie.

(...)

Z powyższego jasno wynika, że Hitler przed wojną jadał mięso, nawet je lubił, zaś rzekomo na wegetarianizm miał przejść dopiero w czasach wojny. Dlaczego jednak dopiero wtedy? Mógł to być faktycznie element propagandy. Jednak Goebbels ministrem propagandy był już od 1933 roku, dlaczego więc zaczął budować taki obraz Hitlera dopiero po tylu latach?

Jak niektórym wiadomo, wegetarianizm nie zawsze związany jest z przyczynami moralnymi czy etycznymi, ale też zdrowotnymi. W liście Adolfa z 1911 roku czytamy: cieszę się, że mogę Cię powiadomić, że już czuję się na ogół dobrze… to nic takiego nie było, tylko mały rozstrój żołądka i próbuję leczyć się dietą złożoną z owoców i warzyw. Podobno odżywiał się zdrowo, bał się raka, na którego zmarła jego matka. Każdy, kto próbował diety bezmięsnej wie, że w jej wyniku człowiek czuje się zdrowszy, lżejszy. Sam Hitler odkrył, że kiedy zmniejszył spożycie mięsa, wówczas nie pocił się tak bardzo i miał czystszą bieliznę. Hitler był także przekonany, że jedzenie warzyw zmniejsza wzdęcia – coś, co okropnie go krępowało i powodowało duże zakłopotanie.

Hitler nie wspierał organizacji wegetariańskich, delegalizował je i tępił ich członków. Niewykluczone, że ograniczał spożywanie mięsa ze względu na własne zdrowie czy lepsze samopoczucie. Trudno uwierzyć, by przy kierowaniu się takim okrucieństwem wobec ludzi, miał więcej uczuć do zwierząt. Jeżeli Hitler był wegetarianinem, to na pewno nie dlatego, że kierował się dobrem zwierząt."


Wytłuszczenia moje.
 

bombardier

Well-Known Member
1 413
7 090
Wierzysz gościowi od 100-krotnego kłamstwa w prawdę ;)?
1000-krotnego. Tak, wierzę, bo to nie z wypowiedzi publicznych, tylko z prywatnych dzienników. Lektura nie pozostawia złudzeń, że pisał szczerze. Pierwszy cytat jest z wpisu pochodzącego z 29 grudnia 1939, drugi z 26 kwietnia 1942. Jest też wiele innych źródeł i czynów świadczących o wegetarianiźmie umotywowanym względami etycznymi, chociażby wprowadzenie najbardziej rozbudowanego i surowego prawa dotyczącego ochrony zwierząt, również hodowlanych.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Odnośnie myśliwskiego dokarmiania, dlaczego szkodzi, a przy okazji robienie z Hitlera Kapitana Planety to idiotyzm i nieznajomość tematu. Z "Sarna w Europie" Brunona Hespelera. Autor jest myśliwym, więc mowy o eko-faszystowskiej propagandy nienawiści być nie może:

Tradycja dokarmiania zrodziła się w zagrodach hodowlanych, gdzie trzymano wiele zwierząt. Następnie arystokracja zaczęła karmić sarny także poza zagrodami, by maksymalnie zwiększyć pogłowie zwierzyny. Zwyczaj ten rozpowszechnił się pod koniec XIX w. (...) Celem dokarmiania było przede wszystkim utrzymanie zwierzyny w swoim obwodzie. Dokarmianie nigdzie nie było regulowane prawnie, aż do czasu wprowadzenia Ustawy łowieckiej dla III Rzeszy, gdy stało się obowiązkiem.
(...)
W ostanim 30-leciu XX w. broniono dokarmiania, używając arguemntu zmniejszania szkód leśnych. Jednak jeżeli chodzi o sarnę , to wystarczająco często udowodniono nieprawidłowość tego założenia. Dowodami na to są doświadczenia HOLZAPFLA we Frankonii lub PEGALA na Jurze Szwabskiej, które wykazały, że ani dokarmianie, ani tworzenie na dużych obszarach możliwości "naturalnego" żerowania nie prowadzi do zmniejszenia szkód przez zgryzanie. Sarna i przyroda po prostu nie podporządkowały się celom podjętych działań. Reakcją byłą zwiększona emigracja, większy przyrost i mniejsza śmiertelność.
Przez tysiące lat sarny przystosowały się do warunków życiowych panujących w zamieszkiwanej przez nie przestrzeni życiowej - dotyczy to również pory zimowej. Nauczyły się, jak przetrwać nawet w okresach dłuższego niedoboru pożywienia, bo dopasowały do takich warunków swój organizm. Główną cechą tego dopasowania jest redukcja błony śluzowej żołądka.
(...) Na skutek sztucznego dokarmiania nie tylko zostaje ów plan "wyłączony", ale też organizm organizm zwierzęcia doznaje uszkodzeń.
Wysokoenergetyczna pasza prowadzi do poważnej zmiany poziomu kwasu w żwaczu, następstwem czego jest silna kwasica. Nadmiar kwasu zwierzyna próbuje - jeżeli jest to tylko możliwe - neutralizować poprzez przyjmowanie wody. Woda ta w dużej części pochodzi z pączków i pędów. Dokarmianie nie zmniejsza więc szkód powodowanych przez zgryzanie, a raczej prowadzi do ich zwiększenia.

(...) Dokarmianie prowadzi również do tego, że zimę przeżywają te sarny, które w naturalnych warunkach padłyby jej ofiarą. Paśniki są także rozdzielniami pasożytów i wszelkich chorób. Równocześnie paśniki stanowią idealne miejsce do organizowania "krwawych jatek" dla lisów, rysiów, wilków i wałęsających się psów.
(...)
Jako myśliwy muszę sobie postawić następujące pytanie: co chcę osiągnąć? Czy samowystarczalne sarny, które są w stanie bez ludzkiej pomocy stawić czoła zimie, czy czworonożnych "odbiorców zapomogi socjalnej", którzy stopniowo utracą zdobyte przez tysiące lat umiejętności?
 
Ostatnia edycja:
D

Deleted member 6960

Guest
Polowanie Dian. Listopad 2019
Jakby taką aktywistkę „w mordę nastrzelać i zgwałcić, to by więcej na polowanie nie przyjechała” – powiedział myśliwy na widok aktywistki z ruchu antyłowieckiego.„Ja bym w pysk, ja bym nie wytrzymał, jebnąłbym”‚ – dodaje inny.Ktoś jeszcze zasugerował niby żartem, że trzeba by ją zgwałcić „kołkiem z kornikami”.



Źródło : https://oko.press


PZŁ przeprasza. Zawieszony został jeden członek koła.
W każdej grupie ludzie są różni, zawsze znajdą się typowi Janusze ćwoki.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Do góry Bottom