D
Deleted member 427
Guest
Rybiński bardzo fajnie i zwięźle o katastrofalnej polityce pieniężnej ostatnich 50 lat:
I pomyśleć, że Mises już w 1912 roku pisał, że to wszystko marność nad marnościami...
Trudno znaleźć obszar w dziedzinie ekonomii, w którym teoria i praktyka zbankrutowały trzy razy w ciągu minionych 40 lat. A takim obszarem jest polityka pieniężna. Dlatego z niepokojem obserwuję stan psychiczny rynków finansowych, które przywiązują tak wielką wagę do polityki pieniężnej prowadzonej przez banki centralne w USA i w strefie euro. To finansowa neuroza połączona z alzheimerem. W neurozie charakterystyczne jest to, że chory często zdaje sobie sprawę z absurdalności swoich objawów (natręctw, fobii), jednakże zmuszony jest do ich powtarzania.
W latach 60. XX w. banki centralne były pod wpływem teorii Keynesa, prac Samuelsona i Solowa (obaj dostali Nagrody Nobla) i wierzyły, że istnieje odwrotna zależność między inflacją a bezrobociem, czyli jak się trochę zwiększy inflację, to można zmniejszyć bezrobocie. Taka polityka doprowadziła do wysokiej inflacji w latach 70., powyżej 10 proc. rocznie w krajach rozwiniętych. Polityka pieniężna zbankrutowała po raz pierwszy.
W latach 70. prace teoretyczne Friedmana i Phelpsa pokazały, że nie ma zależności między bezrobociem a inflacją w długim okresie, a Brunner i Meltzer zaproponowali odejście od kontroli stóp procentowych na rzecz kontroli masy pieniądza w obiegu. Teoria Lucasa, że tylko nieoczekiwane zmiany w polityce pieniężnej mogą wpłynąć na gospodarkę, wzmocniła poprzednie prace i banki centralne świata zajęły się kontrolą podaży pieniądza. I znów wielu teoretyków dostało Nobla z ekonomii. Niestety, pod koniec lat 80. okazało się, że nie da się skutecznie kontrolować podaży pieniądza. Polityka pieniężna zbankrutowała po raz drugi.
W latach 90. karierę zrobiła polityka pieniężnaoparta na bezpośrednim celu inflacyjnym. Prace teoretyczne Kydlanda, Prescotta, Calvo, Barro i Gordona (niektórzy z nich także dostali Nobla) wskazywały na zjawisko niespójności celów polityki pieniężnej w czasie, co może prowadzić do wysokiej inflacji. W odpowiedzi pojawiły się niezależne od polityków banki centralne, które realizowały przewidywalną politykę pieniężną opartą na głoszeniu celu inflacyjnego. Okazało się, że strategia nakierowana na stabilizację inflacji w okresie jednego roku – trzech lat na niskim poziomie przegapiła potężne nierównowagi na rynkach finansowych. Zbyt długo utrzymywano stopy procentowe na zbyt niskim poziomie i doprowadzono do potężnego kryzysu finansowego. Teoria i praktyka polityki pieniężnej zbankrutowała po raz trzeci.
Teraz mamy kolejną modyfikację polityki pieniężnej, kolejni ekonomiści obsypani Nagrodami Nobla ( jak Krugman) argumentują, że jedynym słusznym rozwiązaniem obecnych problemów jest drukowanie pieniędzy na masową skalę i doprowadzenie do podwyższonej inflacji. Blanchard mówi, że właściwy poziom to 4 proc. rocznie, Rogoff, że 6 proc., wszyscy zaś głosiciele nowej teorii przekonują, że dodruk pieniądza rozwiąże problemy z zadłużeniem i doprowadzi do wysokiego wzrostu gospodarczego. Silnym wyznawcą tej teorii jest szef banku centralnego w USA Ben Bernanke oraz prezes EBC Mario Draghi. Ten pierwszy w to wierzy, drugi musi wierzyć z powodów politycznych, bo jako Włoch chce uchronić swój kraj przed bankructwem. Koło się zamknęło i znowu wierzymy, iż trochę więcej inflacji doprowadzi do mniejszego bezrobocia. Tylko że tym razem postulowana skala aktywności banków centralnych jest o wiele większa niż w latach 60.
I pomyśleć, że Mises już w 1912 roku pisał, że to wszystko marność nad marnościami...