Oni wypisali się z państwa

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 521
To jest temat, który mi chodził po głowie od jakiegoś czasu. Historie ludzi, którzy zerwali z państwem sposobem "na Gazdę" w całości, albo chociaż częściowo. Nie będę tutaj wybierał ludzi na koszernych ze względu na ideały libertariańskie. Ludzie ci mają różne motywy i sposoby, często również szokująco niezgodne z naszymi zasadami. Bardziej mi chodzi o argumenty w stylu czy jest to wykonalne, w jaki sposób, z czego ci ludzie musieli zrezygnować i co zyskali.

Zacznę z wysokiego "C": gotycka striptizerka wraz ze swoim facetem - dziedzicem milionowej fortuny zakupili nieczynny silos rakietowy gdzie urządzili podziemny pałac i jednocześnie największą ujawnioną fabrykę psychodelicznych narkotyków na świecie



Następny:


27 lat spędził w całkowitej samotności

Historia tego człowieka poruszyła w ostatnim czasie miliony czytelników i telewidzów na całym świecie. Christopher Thomas Knight został ochrzczony mianem jednego z najdziwniejszych pustelników w historii. Pewnego dnia postanowił po prostu zerwać z cywilizacją i zaszył się w puszczy. Przez 27 lat żył z dala od innych ludzi, w całkowitym odosobnieniu. Ludzie też całkowicie o nim zapomnieli. Przez lata stał się wprawdzie bohaterem wielu legend, ale ci, którzy je powtarzali, nie mieli pojęcia, kto stoi za tymi opowieściami. Ręce pełne roboty miała z nim policja. Ale dotrzeć do niego nie było prosto. Przez blisko trzy dekady widziała go tylko jedna osoba. Dziś dla niektórych jest bohaterem, a dla innych... pospolitym przestępcą.

więcej:

http://facet.wp.pl/kat,1032703,wid,17195862,wiadomosc.html

Laura Dekker, on niej już było na forum - Czternastolatka, która opłynęła świat, łamiąc werdykt holenderskiego sądu rodzinnego

http://swiat.newsweek.pl/14-latka-z...samotnego-rejsu-dookola-swiata,63652,1,1.html

http://pl.wikipedia.org/wiki/Laura_Dekker
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
D

Deleted member 427

Guest
Niedawno w USA była sytuacja z gościem, co wypisał się z państwa. Jechał autem i zatrzymały go szkieły (nie pamiętam, o co poszło - zignorował czerwone albo miał zbity reflektor). Facet mandatu nie zamierzał przyjąć, w sądy grodzkie też się nie chciał bawić, więc wysiadł i zaczął ostrzeliwać radiowóz. Gliny odpowiedziały ogniem i położyły kolesia trupem. Można powiedzieć, że wypisał się z państw na jakieś 5 minut.
 
D

Deleted member 427

Guest
Copy-paste z innego wątku - Ruby Ridge

Za rządów Busha Seniora na jednej z farm w górach Idaho miała miejsca strzelanina, która przeszła do historii nie tyle z powodu liczby ofiar (ta była niewielka), co kontrowersji, jakie narosły wokół tego incydentu już po fakcie. Lokalna policja przy wsparciu sił federalnych (FBI) zastrzeliła dwie osoby, należące do izolujących się w tamtych okolicach separatystów zgłębiających sens "nowego porządku" w odwołaniu do ultrakonserwatywnych zasad i religii. Rodzina Weaverów tworzyła jedną z takich grup.

Randy Weaver, ojciec i głowa rodziny, podkreślał, że wraz z żoną chcieli uciec od skorumpowanego świata i szkół zatruwających ich dzieciom umysły. Pomimo że nie wadzili nikomu, szybko znaleźli się w orbicie zainteresowań rządu – pojawiły się nawet pomówienia o kontakty ojca z Bractwem Aryjskim i o dokonanie napadu na bank – wszystkie wyssane z palca i sfabrykowane przez ATF. Na skutek paskudnej prowokacji z udziałem federalnego informatora nakłoniono Weavera do sprzedaży dwóch strzelb, których lufy okazały się później o kilka centymetrów krótsze niż pozwalały na to przepisy. W zamian za oddalenie zarzutów zaproponowano mu współpracę przy inwigilacji okolicznych osadników. Weaver nie był jednak skłonny do zaakceptowania “ugody” i zignorował władze, które w odwecie postanowiły go aresztować.

Na podejściu do farmy doszło do strzelaniny i jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, nie wiadomo, kto wystrzelił pierwszy. Zginął syn Weavera, a jeden z jego przyjaciół zastrzelił zastępcę szeryfa. Wezwano siły federalne, z kolei lokalna policja mocno przejaskrawiła rozwój wydarzeń, robiąc z Weaverów wywrotową paramilitarną bojówkę obwarowaną w lesie niczym partyzanci, co doprowadziło do drastycznego poluzowania procedur i w efekcie rządowi snajperzy mogli prowadzić swobodny ogień bez ostrzeżenia. Weaver został ranny, a jego żona zabita strzałem w głowę. Po dziewięciu dniach ojciec wraz z trójką dzieci oraz przebywającym w domu przyjacielem, dzięki mediacji jednego z sąsiadów, poddali się i złożyli broń. Policja aresztowała paru lokalnych osadników próbujących przyjść mu z pomocą. Dopiero po kilku latach wypłacono rodzinie odszkodowania i podjęto się rzetelnego śledztwa.

Na kanwie tych wydarzeń nakręcono czteroodcinkowy miniserial – "The Siege at Ruby Ridge" – z Laurą Dern i Randym Quaidem w rolach głównych.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 466
DersuUzalaActual.jpg


Dersu Uzała - (1849-1908) – myśliwy z plemienia Nanajów (Goldów), którego Władimir Arsienjew poznał w trakcie wojskowej wyprawy kartograficznej do Kraju Ussuryjskiego (1902). Został przewodnikiem i przyjacielem kapitana Arsienjewa, który opisał go w swoich książkach.
Jak pisze Arsienjew, Dersu był pierwotnym myśliwym, który całe życie spędził w tajdze. Jako przewodnik Dersu wielokrotnie zadziwiał swymi niezwykłymi umiejętnościami uczestników wyprawy.

edit

Oczywiście polecam genialny film "Dersu Uzała" Akiro Kurosawy.
 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 584
15 481
Są takie stany w USA, gdzie i klimat przyjazny, i gęstość zaludnienia minimalna. Da się na dłużej.
 
OP
OP
father Tucker

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 521
Są takie stany w USA, gdzie i klimat przyjazny, i gęstość zaludnienia minimalna. Da się na dłużej.

Przykłady, przykłady!

Dobra, kolejna historia która przewinęła się na tym forum. W Wolińskim Parku Narodowym zamieszkał młody mężczyzna.
Okoliczny motłoch urządził na niego obławę. Dobrze że kurwa nie mieli wideł i pochodni

http://www.ikamien.pl/artykuly/12128/

Jest szybki jak sarna - opowiadali podczas spotkania w świetlicy w Wapnicy mieszkańcy z całej okolicy. - Gdy ucieka, na skarpach robi nawet ośmiometrowe susy - mówią ci, którzy go widzieli. Kim jest tajemniczy człowiek z Wolińskiego Parku Narodowego?

Według tych, którzy spotkali go na swojej drodze, to młody człowiek, który ma około 25 lat. Mieszka w lesie za Zielonką. Przyjaźni się tylko ze zwierzętami. Żywi się tym, co znajdzie w śmietniku. Niedawno widziano w okolicach Lubina. Był bez butów.

Mówi się, że mężczyzna wywodzi się z rodziny z genetycznymi wadami umysłowymi. Ma średnie wykształcenie i jest zdolnym raperem, tancerzem. Tam w Świerznie źle się czuje. Postanowił więc zamieszkać w lesie w Wolińskim Parku Narodowym gdzie ma spokój i poczucie bezpieczeństwa.

 

tolep

five miles out
8 584
15 481
Przykłady, przykłady!

Nowy Meksyk, Utah, Kansas - wszystkie mają 10 i więcej razy mniejszą gęstość zaludnienia niż Polska. USA to jest ogromne państwo. Nie wymieniam Alaski, Wyoming czy Montany, bo tam straszliwie piździ zimą.

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_U.S._states_by_population_density

A propos - szybka zagadka z odpowiedzią:
Q: Gdyby przenieść Warszawę (miasto, nie aglomerację) do USA, to którym miastem (nie aglomeracją) pod względem liczby ludności by była?
A: Piątym, po NY, LA, Chicago i Houston. https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_United_States_cities_by_population
 
OP
OP
father Tucker

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 521
Mi chodzi o przykłady ludzi żyjących w ten sposób, nie krain geograficznych ;)

Ogólnie czy aby wypisać się z państwa trzeba zamieszkać na odludziu, albo mieć w chuj kasy? Czy żeby państwo się odpierdoliło, trzeba "uciekać w góry" inaczej skończy się to jak w Ruby Ridge?

Czy można wypisać się i żyć normalnie w mieście?
Np. holenderska kobieta która wypisała swojego syna z państwowego systemu "edukacji" bo państwo przeszkadzało w trzymaniu dziwacznej diety, którą zaaplikowała sobie i dzieciom.

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,13838718,Surowa_dieta_Francis_Kenter.html

Wszyscy mówili, że dzieci muszą jeść chleb z masłem i pić mleko. Siedziałam więc przed komputerem noce i dnie i czytałam, czy są inni, którzy jedzą tylko surowe jedzenie razem z dziećmi, czym je karmią i czy te dzieci są zdrowe
Aż w końcu interweniował rzecznik praw dziecka. Stwierdził, że nie można zabrać dziecka matce tylko dlatego, że nie posyła go do szkoły. Zebrał mały okrągły stół i zaproponował, aby Tom chodził do szkoły stworzonej dla dzieci rodziców, którzy często zmieniają miejsce zamieszkania, czyli do szkoły opartej na kontakcie internetowym.

Powrót do korzeni?

Podstawowym postulatem surowej diety jest niepoddawanie pożywienia obróbce termicznej wyższej niż 41-47 stopni Celsjusza, żeby nie tracić drogocennych witamin oraz minerałów. Witarianie uważają, że surowe jedzenie jest naszą naturalną dietą. Powołują się na argument, że przez kilka milionów lat, zanim ludzkość zaczęła wykorzystywać ogień, surowe warzywa i owoce stanowiły podstawę naszej diety.

- To doskonała dieta odchudzająca dla dorosłych, ale żeby stosować ją dłużej, konieczna jest konsultacja z dietetykiem, bo może prowadzić do wielu niedoborów - twierdzi Małgorzata Desmond, dietetyczka, specjalistka medycyny żywienia z Centrum Medycznego ''Gamma'', współzałożycielka fundacji Wiemy Co Jemy, która w Centrum Zdrowia Dziecka prowadzi badania nad wpływem diety wegetariańskiej i wegańskiej na rozwój dzieci. - Żeby dostarczyć organizmowi dostateczną ilość energii, należałoby jeść bardzo dużo warzyw i owoców. Żołądek dzieci jest zbyt mały, aby przyswoić taką ilość surowych produktów. W efekcie dorośli, a w szczególności dzieci, nie zaspokajają swojego zapotrzebowania kalorycznego.

Desmond podkreśla, że odpowiednio zbilansowana dieta roślinna przy suplementacji pewnych składników może zapewnić prawidłowy rozwój, ale jeśli wyeliminujemy rośliny strączkowe, fortyfikowane mleko roślinne i zboża oraz ograniczymy orzechy, to narażamy dziecko na niedobory nie tylko energii, ale też białka, wapnia, żelaza i cynku.

- Ruch witarian używa argumentu, że to nasza naturalna dieta, ale nie dodają, że w tamtych pradawnych czasach średnia długość życia wynosiła 30 lat! Nie ma żadnych długoterminowych badań potwierdzających, że ta dieta stosowana przez dłuższy czas jest bezpieczna - dodaje Desmond.

Mimo to ruch witarian ma coraz więcej zwolenników. Największe ich skupisko jest w Stanach, ale Europę również porywa surowa moda - pojawia się coraz więcej ''surowych'' restauracji, warsztatów i publikacji.
Eksperyment

Nabiał, pieczywo, mięso. Przed wielką przemianą rodzina Francis odżywiała się tradycyjnie. Przyznaje nawet, że uwielbiali McDonalda. Gdy Francis miała 22 lata, wyjechała do Anglii do szkoły aktorskiej. Z aktorstwa nic nie wyszło, ale poznała tam Boba, za którego wyszła za mąż i urodziła dwójkę dzieci. Porzuciła plany zawodowe, bo, jak twierdzi, opieka nad dziećmi dawała jej mnóstwo satysfakcji. Kiedy Tom miał dwa lata, Francis się rozwiodła i wróciła z dziećmi do rodzinnego Amsterdamu. Trzy lata później związała się z chłopakiem z Czech, który, szukając w internecie informacji na temat swojej przewlekłej choroby, znalazł coś, co nim wstrząsnęło. - Nie uwierzysz! - zadzwonił podekscytowany do Francis. - Są ludzie, którzy jedzą wyłącznie surowe pożywienie. Tylko my i nasze udomowione zwierzęta jemy gotowane i tylko my mamy raka!

- Od razu wiedziałam, że odkryliśmy coś wyjątkowego - wspomina Francis. - Czytaliśmy całą noc i zdecydowaliśmy, że spróbujemy tak się odżywiać przez rok. Kiedy dzieci obudziły się rano, powiedziałam im, że zrobimy eksperyment.

Pierwsze książki o witarianizmie, które Francis czytała, napisał Norman Walker, promotor diety opartej na sokach. Kupili specjalną wyciskarkę do soków i pili je od rana do nocy.

- Wstawałam rano, robiłam dzieciom sok pomarańczowy, przed wyjściem do szkoły dawałam im szklankę soku marchewkowego i jakiś owoc. Do szkoły dostawali sok marchewkowy i owoc na lunch. Po powrocie sok z marchewki i buraka, a wieczorem z marchewki i ze szpinaku - wspomina Francis. - Przez pół roku moje życie kręciło się wokół soków.

Po pięciu tygodniach od zmiany diety zniknęła astma zdiagnozowana u Toma, gdy miał dwa lata. - Podejrzewam, że Tom był uczulony na gluten, cukier i nabiał. Kiedy zjadał zwyczajne kanapki, wyskakiwała mu wysypka. Lekarz zalecił nam sterydy i jeszcze nastraszył, że jeśli nie będę ich dawać, Tom może się udusić. Czemu nie powiedział: ''Odstaw gluten, mleko i cukier i zobacz, co będzie się działo''? - dziwi się Francis.

Ale były też problemy. - Po przejściu na witarianizm zaczęłam tracić na wadze. Ważyłam 49 kg i nie mogłam przytyć. Wszyscy mówili, że wyglądam, jakbym była poważnie chora. Gdy się widziałam w lustrze, czułam, że mają rację, ale psychicznie i fizycznie czułam się wspaniale!

Pół roku później Francis trafiła na wykład Davida Wolfe'a, Amerykanina, jednego z guru ruchu witarian, który twierdził, że soki mają za dużo cukru. To zakończyło fazę pięciu soków dziennie. Francis kupiła dla rodziny dobry blender i zaczęła się era koktajli, która trwa do dziś. - Tak jak inni jedzą chleb albo makaron, my jemy banany. Są podstawą naszych koktajli, wypełniają, dają energię. Wcześniej jedliśmy dużo orzechów, teraz prawie w ogóle albo tylko wieczorem, bo po orzechach robię się ociężała i śpiąca.

- Kojarzysz uczucie zmęczenia, ospałości po obiedzie? - pyta po chwili Francis. - Gotowane jedzenie znieczula, jest ciężkie. Gdy jesz surowe, budzisz się do życia, zaczynasz czuć. Nic już nie stoi pomiędzy tobą a twoimi emocjami. Kiedyś musiałam mieć wszystko pod kontrolą, teraz już nie muszę. Stałam się lepszym człowiekiem, kochającym, nieoceniającym. Ale wciąż, gdy jestem zestresowana, potrafię zjeść za dużo. Tom nie zajada problemów, nie ma tego emocjonalnego podejścia do jedzenia. Jednak mogę sobie wyobrazić, że gdy się wyprowadzi z domu, będę żyła tylko na zielonych koktajlach. A może nawet zostanę bretarianką i będę się odżywiać tylko energią słoneczną?

Ptasi wygląd

David Wolfe przez dietetyków uważany jest za szarlatana. Jego zdaniem to nie wapń buduje kościec, ale krzem i magnez. Nasiona czekolady posiadają energię ''centrum słońca'', a wszelkie stany zapalne oraz bóle nimi wywołane znikną, gdy połączymy się z ziemią, boso po niej spacerując. Uważa też, że surowa dieta jest bezpieczna dla dzieci, wystarczy jeść odpowiednią ilość tzw. superjedzenia (z ang. superfoods), czyli składników o wyjątkowych wartościach odżywczych, w szczególności fitoplanktonu. Po jednym ze swoich wykładów w Amsterdamie zalecił Tomowi spożywanie surowego nabiału oraz wyciągu z poroża jelenia.

Coraz częściej w świecie witarian słyszy się jednak głosy, że surowa dieta jest nieodpowiednia dla dzieci. Shazzie, autorka pięciu książek i programu telewizyjnego o surowej diecie, gdy urodziła córkę, odkryła, że wiele dzieci na tej diecie jest niedożywionych albo rodzice ukrywają fakt suplementowania ich menu. ''Zdrowe dziecko na surowej diecie nie powinno być chudsze, niższe, mieć ptasiego wyglądu, problemów z zębami i z relacjami społecznymi'' - przestrzega.

Kaszel palacza

Francis zabrała Toma ze szkoły z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że szkoła zagraża diecie. - W stołówce uczniowie mogą kupić niezdrowe ciastka, krakersy, mleko czekoladowe. A i tak większość dzieci idzie do supermarketu i kupuje napoje energetyczne i chipsy - wyjaśnia. Po drugie, chciała uniknąć błędu, który popełniła z Benem. - Gdy przeszliśmy na surową dietę, Ben poszedł do szkoły średniej i przeżywał dokładnie to, co Tom - był nękany przez inne dzieci, wyśmiewany. To był dla mnie trudny czas. Wszyscy naokoło mówili mi, że dzieci muszą jeść chleb z masłem orzechowym i pić mleko. Siedziałam więc przed komputerem noce i dnie i czytałam, co robią witarianie, którzy mają dzieci, czym je karmią, czy te dzieci są zdrowe. Ben mnie wtedy potrzebował, ale ja tego nie widziałam. Więc się zbuntował, zaczął kraść jedzenie ze sklepów. Na surowej diecie był przez pięć lat.

- Tak całkowicie surowo to jadłem z pół roku, nie dłużej - mówi Ben, dziś 22-latek. - Ta dieta cały czas mi w czymś przeszkadzała. Idziesz gdzieś ze znajomymi i nie możesz nic zjeść, bo pizza nie jest surowa, nie możesz pić, bo alkohol nie jest surowy. Poza tym ja nie przepadam za zdrowym jedzeniem, lubię czipsy, frytki, mięso. Mama uważa, że nie jem surowo, bo byłem za duży, kiedy zmieniliśmy dietę, ale ja sądzę, że to po prostu nie jest dla mnie. Nie ma dla mnie znaczenia, co mam na talerzu. Nie choruję, mam tylko kaszel palacza - śmieje się Ben. - Gdy byłem młodszy, tak się kłóciliśmy z mamą o jedzenie, że wyprowadziłem się do taty do Anglii. Teraz mamy dobre relacje.

Do pokoju wchodzi Francis i podaje mi szklankę zielonego koktajlu. - Najpierw potrzymaj w buzi i dokładnie przeżuj, trawienie zaczyna się w buzi - radzi.

W koktajlu są: sok pomarańczowy, banany, sproszkowana trawa pszeniczna, zestaw witamin i minerałów w proszku, maca, galaretka z nasion chia, seler i szpinak oraz wiórki czekoladowe. Nawet smaczne.

- Ja za tym nie przepadam - mówi Ben. - Lubię owoce, ale nie mogę się nimi najeść, za godzinę jestem głodny.

- Twoja mama i brat nie jedzą dużo - zauważam.
 
OP
OP
father Tucker

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 521
c.d.

- Oni są do tego przyzwyczajeni - uśmiecha się Ben. - No i są zdrowi, może nie znacząco bardziej niż inni, ale są zdrowi. Tom jest niski, ale ja też byłem niski, dopiero jak miałem 16 lat, zacząłem rosnąć. Myślę, że lekarze mówią wiele rzeczy, które im po prostu pasują.

Czekolada dla ducha

W każdą sobotę o 7 rano Francis zaczyna budować swój stragan na biobazarze. Od niedawna pomaga jej Ben. W Amsterdamie znalazł pracę przy budowaniu scen koncertowych, ale ma mało zleceń. Dlatego Francis zatrudnia go do różnych prac. Oprócz pomocy na straganie Ben codziennie robi zielone koktajle. Za zrobienie i wypicie dostaje 5 euro, opcji bez wypicia nie ma. Za te pieniądze kupuje sobie gotowane jedzenie, bo w domu nie ma kuchenki. Najczęściej idzie na kebab albo frytki.

Bazar to główne źródło utrzymania Francis. W zależności od pogody może zarobić nawet 2 tys. euro.

- Musicie koniecznie spróbować surowych przysmaków, tam dalej jest stoisko, gdzie sprzedają surową pizzę, lasagne, ciasto czekoladowe - zachęca.

- Więc jesz czekoladę?

- Tak, choć bez przekonania. David Wolfe mówi, że to owoc bogów, najzdrowsza rzecz. Ale gdy zjem jej za dużo, przestaję czuć swoje ograniczenia. Przegapiam moment, w którym robię się zmęczona i powinnam odpocząć.

Przy stoisku z surowymi daniami wypijamy szota soku z trawy pszenicznej (bomba witamin, minerałów i białka, słodkie w smaku), jemy kawałek pizzy (spód z nasion, sos z suszonych i świeżych pomidorów, ''ser'' z mielonych orzechów nerkowca) oraz ciasto czekoladowe. Tak głębokiego i wyrazistego smaku czekolady nie czułam nigdy.

Francis śmieje się z mojej ekstazy i mówi: - Witarianie nie piją alkoholu, nie palą papierosów, ale mają czekoladę. Robimy sobie imprezy czekoladowe, na których wszyscy jedzą czekoladę i są na haju. Zanim zainteresowałam się jedzeniem, paliłam marihuanę, ale w tamtych czasach służyła ona duchowej podróży, a dzisiaj to narkotyk rekreacyjny.

- Chłopcy o tym wiedzą?

- Wiedzą. Ben ma 22 lat, więc nie mogę już mu mówić, co ma robić. Eksperymentów nie da się powstrzymać.

Rozmawiamy w przerwach pomiędzy klientami. Wiele osób zna Francis, zatrzymują się na pogawędkę.

- Chciałabym mieć swój program telewizyjny, w którym tłumaczę, co znajduje się w produktach na półkach sklepowych - wyznaje Francis. - Gdy byłam mała, chciałam być księdzem, potem lekarzem. Wierzę, że pojawiamy się na ziemi w jakimś celu. Wydaje mi się, że ja jestem tu po to, żeby przebudzić ludzi, pokazać im prawdę o przemyśle spożywczym. To w sumie logiczne połączenie księdza, lekarza i aktora - śmieje się.
Rozpieszczanie w pewnych ramach

Po powrocie z bazaru Francis rozkłada rzeczy w swoim małym kuchennym laboratorium. Przesypuje do słoików wanilię (pomaga przyswoić wartości odżywcze), macę (korzeń z Ameryki Południowej, pomaga utrzymać równowagę hormonalną), kakao, nasiona chia. Pokazuje mi słoiki z różnymi suplementami. - Zażywamy witaminy D i B12. Nie chcę, żeby układowi nerwowemu Toma działa się jakaś krzywda.

Z ostatniej siatki Francis wyciąga surowe mleko kozie. - Kupiłam dla Bena, żeby nie musiał pić tego z supermarketu.

Do domu wchodzi Tom, co oznajmiają trzy szczekające psy.

- Tom, kochanie, przyniesiesz mi siatki z jedzeniem dla psów? - woła Francis i to jest jedyny raz, kiedy słyszę, jak podnosi nieznacznie głos.

- Już miałam tu wizytację z towarzystwa opieki nad zwierzętami. Musiałam pokazywać mięso w zamrażarce - wyjaśnia Francis. - Oprócz mięsa psy jedzą dużo pulpy z owoców, która zostaje po sokach. Bardzo lubią borówki.

- Jeśli chodzi o środowisko, to nie jestem idealna - mówi, przesypując owoce do skrzynek. - Banany pochodzą z daleka, awokado i mango też. Uważam, że to ważne, żeby jeść lokalnie, ale jednocześnie nie mogę odmówić Tomowi bananów. Już i tak wystarczająco dużo od niego wymagam. Nie wiem, czy on tak to odbiera, ale w ramach tego, co jemy, chcę, aby czuł, że go rozpieszczam.

- Dieta otworzyła mi oczy na chemię wokół nas - opowiada. - Od ośmiu lat w domu nie mam mydła, szamponu ani chemii domowej. Do prania, czyszczenia mieszkania i czasem do włosów używamy orzechów piorących. Wcześniej byłam fanką Nivei, teraz smaruję się olejem kokosowym albo oliwą z oliwek.

- A gdy zachorujecie?

- Nie bierzemy lekarstw. Na choroby najlepszy jest sok pomarańczowy, post i odpoczynek. Gdy gorączka jest wysoka, można włożyć mokre skarpety.

- Czyli jednak chorujecie?

- W pierwszym roku dzieci chorowały, bo się oczyszczały.

- Nie bałaś się, że te metody nie zadziałają?

- Na początku miałam wątpliwości, ale postanowiłam dać im szansę. Zawsze wiedziałam, że w razie czego mogę iść do lekarza. Jednak te metody okazywały się skuteczne i w ten sposób rodziła się pewność, że to, co robię, zmierza w dobrym kierunku. Będąc na surowej diecie od dziesięciu lat, przestałam cenić wiedzę lekarzy. Zamiast ich słuchać, patrzę na Toma i widzę, ile ma energii, jaki jest zdrowy.

Szynka cię nie zabije

Muszę przyznać, że rozmawiając z Tomem, nie czuję się komfortowo. Jestem zła na Francis, że naraża syna na ciągłe zainteresowanie ze strony mediów i społeczeństwa, ale jego spokój i opanowanie są imponujące.

- Żałujesz, że wziąłeś udział w tych filmach dokumentalnych o waszej rodzinie? - pytam.

- Tak i nie - odpowiada. Jest to jego ulubiona forma odpowiedzi. - Żałuję, że musiałem przez to przejść, ale nie jestem pewny, czy to całkowicie przez film. Można też na to spojrzeć tak, że gdyby nie ten drugi film, rzecznik praw dziecka nie wymyśliłby dla mnie rozwiązania. Najgorsze było, gdy musiałem się ukrywać, myśl o tym, że mogą mnie zabrać z domu, była przerażająca. Wiem, że mama jest bardzo zadowolona z filmu. Chce, aby świat się dowiedział o surowej diecie.

- Dla ciebie to ważne, żeby świat się o tym dowiedział?

- Tak i nie. Na pewno nie tak samo jak dla mamy. Dla mnie surowa dieta jest czymś naturalnym. Tak się wychowałem. Dla mojej mamy była odkryciem.

- Robisz to tylko dlatego, że tak byłeś wychowany?
- Tak i nie. Jem tak też dlatego, że mi smakuje. Wiem, że jedzenie szynki cię nie zabije, ale wiem, że jest niezdrowe. Poza tym czasem poza domem zjem coś gotowanego.

- Nie tęsknisz za szkołą?

- Nie jestem wielkim fanem szkoły. Pierwszą klasę szkoły średniej, gdy jeszcze do niej chodziłem, oblałem. To był dla mnie trudny czas. Kiedy mama zaczęła mnie uczyć w domu, na początku w ogóle nie wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać. W sumie jestem półtora roku w tyle z nauką. Ale teraz, gdy mam odpowiednie podręczniki i zadania, nauka idzie szybciej i bardziej efektywnie.

- A znajomi?

- Znajomych mam jeszcze z podstawówki albo z drużyny piłkarskiej. Nie zwracają uwagi na to, co jem.

- Myślisz, że to wreszcie koniec kłopotów?

- Jeszcze nie. Wciąż chcą, żebym wrócił do szkoły. Chciałbym, żeby nas zostawili w spokoju, nie rozumiem, jak można uważać, że to nie moja decyzja, co chcę jeść.

Najsurowsze

- Cała ta sprawa wywołuje pytanie, czyje są dzieci - nasze czy państwa? - podejmuje temat Francis przy obiedzie. - Wychodzi na to, że w Holandii dzieci są własnością instytucji państwowych. Dostałam mnóstwo listów od ludzi, którzy wyprowadzili się do Belgii, żeby uciec przed opieką społeczną, która zamierzała im zabrać dzieci, bo chcieli je uczyć w domu albo nie chcieli się zgodzić na inwazyjne leczenie. Żyję w wolnym kraju, dlaczego nie mogę nie zgadzać się z systemem edukacji? Szkoła uczy, jak być dobrym obywatelem, pracownikiem, konsumentem. Ja chcę, żeby Tom wierzył w to, co David Wolfe mu powiedział - że jest bohaterem i może zmienić świat. Ludzie mówią, że go indoktrynuję, tylko dlatego że przekazuję mu coś, co nie jest popularne. Przecież wszyscy rodzice podejmują decyzje za swoje dzieci.

- Co teraz będzie?

- Podczas ostatniego spotkania przedstawiciele ministerstwa oświaty powiedzieli, że chcą, aby Tom wrócił do szkoły od nowego roku szkolnego, i że rząd oskarży mnie o to, że Tom przez trzy lata do niej nie chodził. Najgorsze, co może się stać, to mandat, którego zapłaty odmówię. Najwyżej pójdę do więzienia na kilka tygodni. Co mi się tam stanie? Wezmę blender i zrobię jeszcze więcej zielonych koktajli.

- Myślisz, że on dobrze to znosi? - pytam.

- Dużo o tym gadamy, wspiera mnie w stu procentach, co jest niewiarygodne. Powiedziałam mu, że w całej tej historii jest tylko jeden bohater i jest nim on. Myślę, że to dieta sprawia, iż tak dobrze sobie z tym wszystkim radzi.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 779
4 722
Hmm, nawet u nas można skutecznie - o ile tylko omija sie system opieki zdrowotnej
''Przez 25 lat nikt nie znał jej prawdziwego nazwiska. W każdym mieście podawała inne dane, o jej tożsamości nie wiedziały nawet... własne dzieci ani jej partner. Dopiero gdy pani Anna trafiła do szpitala, udało się ustalić, kim jest. Jak to możliwe?
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Ciemne długie włosy, zmęczone oczy. Zdjęcie 50-letniej kobiety policja rozesłała do wszystkich mediów z apelem do ludzi, którzy mogą pomóc w jej identyfikacji. W dniu, w którym w końcu to się udało, pani Anna zmarła. Wówczas też się okazało, że przez 25 lat ukrywała swoje prawdziwe nazwisko. Jak to możliwe?

Praktycznie niespotykany przypadek

Z ustaleń policji wynika, że wyjechała z rodzinnego Brzeska, mając 27 lat. Rodzina zgłosiła jej zaginięcie i po dwóch tygodniach funkcjonariuszom udało się ją odnaleźć. Ale ona oświadczyła, że nie życzy sobie, by o jej miejscu pobytu informowano kogokolwiek. Więc bliscy przestali szukać. Co działo się z nią przez następne 25 lat?

- Pracowała w handlu. Sprzedawała kwiaty, oscypki. W każdym mieście Małopolski, do którego jeździła, przedstawiała się inaczej - mówi Roman Wieczorek, rzecznik zakopiańskiej policji.

Pani Anna pracowała jako sprzedawca m.in. w Wieliczce, nieopodal kopalni soli. Po jakimś czasie przeniosła się do Zakopanego, tam handlowała wyrobami krowimi i owczymi. W końcu osiadła w Krakowie, tu na straganie sprzedawała kwiaty. Ludzie, którzy ją znali, jej sąsiedzi, nie mieli pojęcia, że podaje się za kogoś, kim nie jest. - Z doświadczenia policyjnego, ale też z ludzkiego punktu widzenia jest to praktycznie niespotykany przypadek, w którym osoba aż przez 25 lat ukrywa swoje prawdziwe dane osobowe - dodaje Wieczorek.

Śmierć w dniu identyfikacji

Pani Anna założyła też rodzinę. Ze swoim partnerem miała dwójkę dzieci. Także najbliżsi nie znali jej prawdziwego nazwiska. Nie podawała go nigdzie, bo nie wzięła ślubu, nie miała konta w banku. Jak rozliczała się z zarobków? Tego nie wiadomo. Nikt nie wie, czemu ukrywała swoje dane. Gdy latem tego roku z przewlekłą chorobą trafiła do zakopiańskiego szpitala, lekarze zorientowali się, że osoby, za którą się podaje, nie ma w systemie. Zawiadomili policję.

- Przeanalizowaliśmy kilkaset profili osób zaginionych. Poprosiliśmy media o publikację wizerunku. Zweryfikowaliśmy kilkadziesiąt informacji od osób, które ją znają. Długa i skrupulatna praca policjantów przyniosła efekty i dane personalne kobiety zostały ustalone - dodaje Wieczorek.

W końcu krewny pani Anny z Brzeska zobaczył komunikat i rozpoznał krewniaczkę. W dniu identyfikacji kobieta zmarła. Policja nie będzie prowadzić dochodzenia w sprawie posługiwania się fałszywymi danymi."
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Historie ludzi, którzy zerwali z państwem sposobem "na Gazdę" w całości, albo chociaż częściowo. Nie będę tutaj wybierał ludzi na koszernych ze względu na ideały libertariańskie. Ludzie ci mają różne motywy i sposoby, często również szokująco niezgodne z naszymi zasadami. Bardziej mi chodzi o argumenty w stylu czy jest to wykonalne, w jaki sposób, z czego ci ludzie musieli zrezygnować i co zyskali.
Hitler, kojarzycie typa? Częściowo zerwał z państwem, bo nie płacił podatków na nie. Przesiadywał gdzieś w Alpach i z dala od zakusów molocha państwowego, gdzie skarbówka mogła mu najwyżej posiorbać.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
no jak nie ma jej w systemie to pewnie uchodźca a każdy uchodźca to islamista i przyjechał łby obcinać, lekarze podzielili ogólnie modną troske o bezpieczeństwo polskich łbów
 
Do góry Bottom