P
Przemysław Pintal
Guest
"Canoe in the rapids" Winslow Homer. Public domain.
Przeczytałem dzisiaj w nocy na The Art of Manliness, blogu który promuje wartości i zachowania odpowiadające mężczyźnie, fragment książki Williama George'a Jordana z 1905 r. "Self-Control, Its Kingship and Majesty" która znajduje się w domenie publicznej. Później zajrzałem do wspomnianego dziełka i zaznajomiłem się z całym rozdziałem, noszącym tytuł "The Majesty of Calmness". Autor opisuje w nim cnoty jakimi powinien kierować się mężczyzna. Jest to życie w atmosferze samokontroli i samodzielności. Zawładnięcie swoim charakterem powodujące egzystowanie w zgodzie ze samym sobą i wyższą ideą. Absolutna pewność siebie, spokój ducha i opanowanie sprawiają, że w danym momencie mężczyzna jest w stanie przezwyciężyć każdą trudność, załamanie nerwowe i przeciwności losu. Umożliwia to mu skoncentrowanie wszystkich sił na określonym celu. Zostało to nazwane osiągnięciem spokoju, być może lepszym słowem byłaby tutaj rozwaga lub potoczne rozumienie stoicyzmu. Przeciwstawiona jest temu petryfikacja dążąca do fatalizmu i symbolizowana przez Sfinksa.
Fatalista zostaje wprost nazwany tchórzem ze względu na to, że został zniewolony przez swoje środowisko. Beznadziejnie poddaje się swojej obecnej kondycji, jego siły witalne zostają stłamszone, lekkomyślnie podchodzi do swojej przyszłości - wszystko mu jedno. Jest statkiem na środku oceanu, swobodnie dryfującym. Nie ma kompasu, mapy i nie zna portu do którego mógłby dopłynąć. Żyje w ciągłym poddaniu. Jordan poetycko opisuje, że mężczyzna cechujący się pogodą ducha, sam sobie jest sterem i nie straszne mu są sztormy i rafy. Jest na nie gotowy. Jest świadomy, że jego podróż wymaga jasnego umysłu i może być trudna. Nie zawaha się na moment. Gdy już dotrze, nie przejmuje się tym jak to zrobił, czuje spokój, bo zrobił to najlepiej jak potrafił. Gdyby przerwał swoją wojaż, został do tego zmuszony, nie może załamywać się, wciąż jest powściągliwy. Spokój pochodzi z natury, charakteru człowieka. Zostało to zobrazowane za pomocą nawałnicy, która coraz mocniej słabnie im głębiej w morze. Gdy problemy dnia codziennego i obawy zaczną obezwładniać, należy podjąć rozwagę, wycofać się na moment by odsapnąć, co umożliwi opanowaniu przyjść z pomocą. Pod żadnym pozorem nie wolno dać się zdominować przytłaczającym sprawom. Poddanie pod rozwagę patologicznych elementów które oddziałują na nas, umożliwi skupienie siły woli by móc przejąć inicjatywę i wprost doprowadzi do ich nic nieznaczenia. Jak znikająca mgła przed wschodem Słońca. Chwila zwątpienia podczas której można zmierzyć się z samym sobą i wyjść obronną ręką z opresji, jest manifestacją odwagi. Unieść wysoko głowę ponad ruinę tego czego dokonaliśmy i rzec "Zbuduję to odnowa!".
Potwarz powoduje gniew i kusi do powzięcia odwetu. Jeśli zapomnimy o zachowaniu spokoju, będziemy rządni zemsty. "Nie rewanżujmy się, bądźmy spokojni" pisze Jordan. Przywołuje obraz czapli siwej które jest atakowana przez orła, nie ucieka ale niewzruszenie stoi w miejscu. Orzeł "król ptaków" pyszni się swoim atakiem który przeprowadza z przerażającą siłą. Potem zostaje przebity, w ciszy. Oznacza to, że targany namiętnością mężczyzna, decydujący się na zabicie drugiego człowieka, zabija siebie samego.
Pogoda ducha, spokój, czy raczej równowaga emocjonalna, nie mogą być w żaden sposób nabyte. Wynika wprost, jest zestawem określonych cnót, które dają ten wymierny efekt. Pozwala to osiągnąć wyższy standard bytu i nie prowadzi do ucieczki od życia, wyobcowania, skacze się wprost nurtu życia i zgiełk staje się szumem podobnym do wypuszczanie powietrza z balonika. Zdaniem Jordana mężczyzna ma tylko dwóch twórców - Boga i siebie samego.
Nie byłbym sobą gdybym nie pozwolił sobie na komentarz. Nie mam recepty na dobre życie. W myśl libertariańskich aksjomatów które wyznaję, każdy jest kowalem własnego losu, ale one tylko mówią jak mam nie czynić, by nie dokonać zła w sensie prawa naturalnego. Na pewno jest to recepcja wielu kazań duchownych, jakie mogłem usłyszeć w swoim życiu. Podobną nutę grał Nietzsche - syn luterańskiego pastora i Ayn Rand w "Atlasie zbuntowanym". Ważne jest to by odnaleźć własną ścieżkę jak najszybciej, by móc żyć szczęśliwie. Nieszczęście tego świata polega właśnie na tym, że musimy podjąć wiele decyzji i popełniać błędy, nieraz powodowani sytuacją mamy tylko ułamki sekund. Tym gorzej dla psychiki im później zaczniemy świadomie żyć.
Znam zabawny i pouczający przykład manifestacji rozwagi. W Krakowie jechał tramwajem czarnoskóry mężczyzna, był napastowany przez starszą kobietę, zarzucany rasistowskimi oszczerstwami, wciąż stał jak stał i nie dawał poznać po sobie, w pewnym momencie do pojazdu wstąpiła kontrola biletów, błyskawicznie zabrał jej bilet i go połknął. Każdy zaświadczył, że go nie miała i pozostało jej tylko żenująco krzyczeć "murzyn zeżarł". Przyjechała policja a murzyn poszedł w swoją stronę.
Problem w tym, że poszukałem sobie jak wygląda atak orła na gniazdo czapli. Przypomina to libertarianina który tylko wrzeszczy na państwo i społeczeństwo, za odbieranie owoców jego pracy. Orzeł powoli połyka jaja i niczym się nie przejmuje. Jest to nadstawianie drugiego policzka. Wydaje mi się, że Prometeusz wyzwolony, z okowów swoich słabości, musi siłą rzeczy dążyć do konfrontacji z otoczeniem. Albert Camus poświęcił temu zagadnieniu swoje pisarstwo - Meursault ginie pod ciężarem własnej marności, a Kaligula pada ofiarą swojej wielkości. Syzyf w beznadziejnej nieustanności toczy głaz który wiecznie spada, co by nie zrobił. Z początku pociesza się jeszcze żywymi wspomnieniami swojej egzystencji, potem już tylko apatia. Człowiek-Sfinks ma z wierzchu twardą skorupę, sprawia wrażenie rozważnego, niezmiennego i stałego, gdy wewnątrz kotłują się namiętności które rozdzierają jestestwo. Mężczyzna odnajduje swoje pocieszenie w obowiązkach i prostych przyjemnościach. Niestety nie jest to ten spokój o którym pisał William Jordan. Bez refleksji codziennie wstaje się do pracy, spędza tam cały dzień, pozwala to nie myśleć, nie zaprzątać swojej głowy problemami, po powrocie jakiś posiłek i prysznic. W weekend libacja alkoholowa i choroba. Wielokrotnie obserwowałem, że w czterdziestym roku życia, w którym według Greków miało przypadać akme czyli pełnia sił witalnych i umysłowych mężczyzny, dopada frustracja, poczucie przegrania i stania pośród rzeki z kijem w celu zawrócenia jej biegu. Efektem tego jest resentyment i życie złudzeniami, usprawiedliwienie otaczającej nas niegodziwości - etatyzmu.
Kiedy jednostka staje się świadoma, że jest areną przeciwstawnych interesów i uczuć - piękne wczoraj vs. smutne dziś, chęć zmiany swojego życia przy jakimkolwiek braku środków ku temu, czy wręcz zwyczajna przyzwoitość która nie pozwala na porzucenie dotychczasowych obowiązków i jeśli nie osiągnie tej zmiany którą chce, będzie prowadzić to do samobójstwa.
"Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!
Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte"
Fragment wiersza "Kowal" Leopolda Staffa
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!
Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte"
Fragment wiersza "Kowal" Leopolda Staffa
PS. Nie da się justować jakimiś znacznikami? Formatowanie się trochę rozjechało...
Ostatnio edytowane przez moderatora: