D
Deleted member 427
Guest
Obecny system generuje nieprawdopodobne koszty utrzymania. Pytanie, czy anarchokapitalizm nie zlikwiduje "starych" problemów i drożyzny wynikającej z samej istoty tego systemu i nie zastąpi ich nowymi?
To jest de facto pytanie o koszty alternatywne. Krytykę można przeprowadzić w sposób następujący:
W anarchokapitalizmie teoretycznie każdy musiałby sam decydować o każdym aspekcie swojego życia i musiałby sam pilnować, czy nie jest np. oszukiwany/podtruwany, a w razie wykrycia jakichś nadużyć – samemu walczyć o swój interes. Człowiek musiałby się znać i interesować tyloma kwestiami – o których dzisiaj nawet nie myśli, bo znają się na nich i za niego interesują tym wszystkim wybierane przez niego władze – że w swym w sumie krótkim życiu nie miałby czasu korzystać komfortu, jaki potencjalnie może zapewnić mu cywilizacja. A dla wielu – zapewne dla znacznej większości – z powodu ograniczeń intelektualnych (nie każdy może w sensownym czasie zostać omnibusem) osiągnięcie wiedzy, umiejętności i warunków (czas, dostęp do informacji, dostęp do całej różnorodnej oferty rynku, nieograniczonej w dodatku monopolami itp.) niezbędnych do podejmowania w miarę racjonalnych (a nie, powiedzmy, przypadkowych) decyzji byłoby zwyczajnie niemożliwe. Libertarianie chcą niemal całkowitego zniesienia dóbr/usług publicznych na rzecz dóbr/usług prywatnych, (totalnej) deregulacji rynku i (totalnego) zniesienia kontroli państwa na ekonomią, rynkiem (w tym usług medycznych i edukacyjnych) i relacjami pracodawca-pracownik. A to będzie oznaczało, że moja codzienna egzystencja stanie się bardziej ryzykowana i trudna, bo unikanie ryzyka i dbanie o własny interes oraz o trafność własnych decyzji będzie wymagało wielkich nakładów pracy.
Czy w związku z powyższym przeciętny człowiek będzie miał szansę zaznajomić się z tak wieloma kwestiami mniej lub bardziej bezpośrednio wpływającymi na życie jego i jego bliskich, będzie miał szansę poznać je na tyle dobrze – i będzie miał czas oraz możliwości się nimi zajmować – że podejmie decyzje lepiej, niż podejmujący je w jego imieniu urzędnicy/rządowi eksperci/politycy?
To jest de facto pytanie o koszty alternatywne. Krytykę można przeprowadzić w sposób następujący:
W anarchokapitalizmie teoretycznie każdy musiałby sam decydować o każdym aspekcie swojego życia i musiałby sam pilnować, czy nie jest np. oszukiwany/podtruwany, a w razie wykrycia jakichś nadużyć – samemu walczyć o swój interes. Człowiek musiałby się znać i interesować tyloma kwestiami – o których dzisiaj nawet nie myśli, bo znają się na nich i za niego interesują tym wszystkim wybierane przez niego władze – że w swym w sumie krótkim życiu nie miałby czasu korzystać komfortu, jaki potencjalnie może zapewnić mu cywilizacja. A dla wielu – zapewne dla znacznej większości – z powodu ograniczeń intelektualnych (nie każdy może w sensownym czasie zostać omnibusem) osiągnięcie wiedzy, umiejętności i warunków (czas, dostęp do informacji, dostęp do całej różnorodnej oferty rynku, nieograniczonej w dodatku monopolami itp.) niezbędnych do podejmowania w miarę racjonalnych (a nie, powiedzmy, przypadkowych) decyzji byłoby zwyczajnie niemożliwe. Libertarianie chcą niemal całkowitego zniesienia dóbr/usług publicznych na rzecz dóbr/usług prywatnych, (totalnej) deregulacji rynku i (totalnego) zniesienia kontroli państwa na ekonomią, rynkiem (w tym usług medycznych i edukacyjnych) i relacjami pracodawca-pracownik. A to będzie oznaczało, że moja codzienna egzystencja stanie się bardziej ryzykowana i trudna, bo unikanie ryzyka i dbanie o własny interes oraz o trafność własnych decyzji będzie wymagało wielkich nakładów pracy.
Czy w związku z powyższym przeciętny człowiek będzie miał szansę zaznajomić się z tak wieloma kwestiami mniej lub bardziej bezpośrednio wpływającymi na życie jego i jego bliskich, będzie miał szansę poznać je na tyle dobrze – i będzie miał czas oraz możliwości się nimi zajmować – że podejmie decyzje lepiej, niż podejmujący je w jego imieniu urzędnicy/rządowi eksperci/politycy?