A
W okresie politycznego przełomu masowo fałszowano życiorysy, dyplomy i urzędowe świadectwa byłych funkcjonariuszy systemu, a materiały obciążające ich - niszczono. W dokumencie Bundestagu 13/11000, z 10 czerwca 1998 roku, napisano: "Licznych pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa i członków nomenklatury schowano w 1990 roku w różnych urzędach - ukrywając ich dotychczasową karierę - aby zapewnić im stałe zatrudnienie w administracji publicznej. Chowano ich także w policji. Być może mieszkańcy Brandenburgii bez szczególnego namysłu mówią: "Kto u nas szuka pomocy u policji, ten ma duże szanse natknąć się na dawnego etatowego pracownika enerdowskiej STSI". Tymczasem fakt jest taki, że spośród około 8 tysięcy lokalnych policjantów, mniej więcej 17% stanowią byli etatowi pracownicy i konfidenci Ministerstwa Bezpieczeństwa".
Głęboko w tle ukryta jest jeszcze jedna rzecz, o której do tej pory prawie nie dyskutowano: tak zwana struktura B Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa; chodzi o dyrektywę 1/67. Aby mieć pewność, że również w sytuacji nadzwyczajnej, kryzysowej, partia komunistyczna zachowa możliwość utrzymania władzy, podjęto odpowiednie środki zaradcze - chodziło o to, aby w dniu X obsadzić nowymi, specjalnie dobranymi ludźmi z nomenklatury i tajnych służb określone kierownicze stanowiska w instytucjach naukowych, w zakładach pracy, w szkolnictwie wyższym i w takich strukturach państwowych jak policja, aparat administracyjny, edukacja, kultura i media. Do struktury B dokooptowano także wybranych członków partii satelickich.
margines napisał:Kraśko, Hubner, Kapuściński, Król, Zientarski, ks. Maliński - tak kilka przykładów z brzegu. Przykładowy link: http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... delta.html
Premi, ten pierwszy link nie działa.
O, a tera już działa.Premislaus napisał:margines napisał:Kraśko, Hubner, Kapuściński, Król, Zientarski, ks. Maliński - tak kilka przykładów z brzegu. Przykładowy link: http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... delta.html
Premi, ten pierwszy link nie działa.
Chyba link był za długi.
kawador napisał:Polityka społeczna powinna skutecznie zachęcać młodych ludzi do zakładania rodzin i wspomagać ich. Rząd powinien też mieć program zachęcający emigrantów do powrotu.
Tak na pytanie o przyczyny wyjeżdżania Polaków z III RP odpowiedziała profesor Kotowska - najprawdziwszy okaz mentalnego komucha płci żeńskiej.
http://www.ekonomia24.pl/artykul/295866 ... ocilo.html
Dla tej pani remedium na problemy demograficzne to rozbudowa sektora usług publicznych. Nie muszę chyba dodawać, że na wolnym rynku profesor Kotowska prawdopodobnie usuwałaby azbest albo zmywała gary w domu ludzi, którym teraz "doradza" swoją "mądrością" (byłaby służącą, a nie, jak to się dzisiaj ładnie polit-poprawnie mówi "pomocą domową"). Wystarczy spojrzeć na jej CV: Kotowska to socjolog ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki za komuny, centralna planistka wykształcona za czasów PRL:
(…)
. Kiedyś jak liczyliśmy okazało się, że graliśmy próby w trzydziestu kilku miejscach. W tamtym roku postanowiliśmy, że nie będziemy jechać grać do Jarocina, a tylko w celach czysto towarzyskich. Jak zwykle pojawiliśmy się tydzień przed festiwalem, ale tym razem okazało się, że Jarocinem kręci Kuba Wojewódzki (ten od idola) i postanowił, że na trzydniowym festiwalu, na dwóch scenach, wystąpią tylko dwie punkowe kapele Włochaty i Liberum Veto. Na dodatek głównym sponsorem Jarocina były firmy: Marlboro i Pepsi Cola. Wprowadzenie korporacyjnych sponsorów połączone z promowaniem muzycznej popeliny, wyrugowanie z festiwalu muzyki niezależnej, która jak dotąd stanowiła sens jego istnienia, coraz większa komercjalizacja - tego było za wiele. Ludzie byli wkurwieni, a najczęściej skandowanymi hasłami były: "oddajcie nasz festiwal" i "Kuba Wojewódzki to kutas nieludzki". Po występie Włochatego i Liberum Veto, Einstein (wokalista Liberum Veto) powiedział ze sceny, że cały zespól SMAR SW jest w Jarocinie i jak ludzie będą chcieli to zagramy. Kilkudziesięciominutowe skandowanie trzech tysięcy ludzi i okupacja sceny sprawiły, że organizatorzy obawiając się zamieszek zgodzili się na występ za kilka godzin. Pożyczyliśmy instrumenty i zrobiliśmy sobie próbę na sucho. W końcu nastał czas koncertu, atmosfera była od początku napięta. Zaczeliśmy grać, ludzie wspinali sie na scenę i po chwili było zajebiste pogo. Koncert trwał i naprawdę była w jedności siła, ludzi przybywało i organizatorzy obawiając się o sprzęt powiedzieli, że albo ludzie zejdą ze sceny albo przerwą koncert. Poprosiliśmy ludzi by usiedli bo zadepczą sprzęt i nie będzie grania. Ludzie usiedli i kiedy wydawało się, że wszystko jest ok, na scenę wpadli ochroniarze i zaczęli ludzi spychać ze sceny w prawie dwumetrową betonową fosę, oddzielającą scenę od publiki. Ochroniarze uzbrojeni byli w kije beasbolowe, łańcuchy i nogi od krzeseł. Kiedy zepchnęli ludzi ze sceny, posypał się na nich grad kamieni i wszystkiego co ludzie mieli pod ręką. Rozpoczęła się regularna bitwa, w której ochroniarze dostali solidny wpierdol. Wtedy do akcji wkroczyła ciężko zbrojna policja, idąc kordonem i napierdalając wszystkich po drodze, obojętne czy ktoś brał w tym udział czy nie. I ochroniarze z pianą na pyskach zaczęli się mścić na ludziach bijąc wyjątkowo brutalnie. Jako ochraniarze, wtedy w Jarocinie zatrudnieni byli kolesie z klubów kickboxerskich, judocy i zapaśnicy z okolicznych klubów sportowych, studenci wrocławskiego AWF, uczniowie Poznańskiej Wyższej Szkoły Kwatermistrzostwa i skinheadzi z fanclubu Lecha Poznań. Ich szefem był starszy facet (uratowaliśmy go przed linczem), który owszem znał się na rzeczy ale wogóle nie panował nad swoimi ludĽmi, którzy byli tak wyschizowani napiętą sytuacją, że nie wytrzymali i zaatakowali spokojnie siedzących ludzi. Bilans tego zajścia to kilkadziesiąt rannych ludzi, wielu ciężko, kompletnie rozjebana scena i sprzęt a to wszystko z dwóch powdów: nie liczenia się z ludĽmi i zatrudniania bandytów jako ochroniarzy. Kto tam był, wie jak było. Oczywiście próbowano nas obciążyć odpowiedzialnością za całe zajście, a media? - cytuję gazetę wyborczą: "Protesty kilkuset punków, którzy wywołali zamieszki na Małej Scenie protestując przeciw komercjalizacji Jarocina i udziałowi Marlboro, pozostają głosem hałaśliwej mniejszości, która przestanie w końcu mieć wpływ na organizatorów. Festiwal staje się imprezą komercyjną a ideologia czy akcje charytatywne stały się dla Jarocina balastem słusznie odrzucanym przez tegorocznych organizatorów". Nie ma co się dziwić, dzisiaj wyborcza potrafi usprawiedliwić wojnę w Afganistanie czy Iraku a przeciwników tych wojen i ludzi walczących z okupacją swojego kraju nazwać też "hałaśliwą mniejszością"
Przez wiele lat przymykałem oko na wszystko i maniakalnie powtarzałem, że zawsze coś tam skapnie, a to już wystarczający argument, żeby coś tam do puszki kapnąć. Od dwóch lat nie rzucam złamanego grosza, na sponsorowanie dziadostwa, z którego żyją krezusi charytatywności. Nie wnikam nawet ile święty Jurek na tym czesze, nie wygląda na Bono, ma inne profity, które w Polsce są cenniejsze – odbijając się od spuchniętych brzuszków polskich Murzyniątek został bożyszczem tłumów, pierwszych premierów, właściwych prezydentów. Organizuje spektakl, z którego żyją faceci z cygarami, panny z sylikonem, budowniczy Irlandii, Japonii, architekci grubej kreski i dopóki oni będą z tego żyć, nie pozwolą umrzeć strażnikowi wolności słonia. Z kolei bożyszcze tłumów, dzięki znajomościom, co roku organizuje polskim "hipisom" Woodstock, gdzie, jak na kontestującą młodzież przystało, prelekcje wygłaszają bankierzy: Balcerowicz i Belka.
Młodzi zbuntowani uczą się obstawiać forex i grać na spadkach. Sztuczne błoto wylewane przed sceną, przypomina dawny młyn z Jarocina. Bywało się i pamięta, że wtedy na scenie nie śmiał się pokazać sekretarz PZPR, a gwizdami wynoszono Romana Rogowieckiego bo szlajał się po reżimowej TV. Popkulturową Anię Ortodoks, nawet wakacyjne punki obrzuciły korkami od zaboli, dziś Woodstock spokojnie mogłaby zapowiadać Kasia Cichopek i Krzysio Ibisz. Grać może nawet Hołdys i Tomek Lipiński, artystyczny kierownik sztabu wyborczego partii władzy, oczywiście ulubioną melodię „Nie wierzę politykom, nie!”. Bunt skanalizował się w rozpaczliwym spływie głównym nurtem, a idolem młodzieży nie jest czarny ćpun udający kopulację z gitarą, tylko pajac ze smartfonem znanej sieci w „glasesach” od Hugo Boss.
Na 1000 Murzyniątek znad Wisły 10 będzie miało podwójne szczęście, po pierwsze wylosują cukrzycę, po drugie dostaną od Dziadka Mroza pompkę insulinową. Reszta, która zapadnie na płuca, a nawet na uszy, czego w tym sezonie już się nie nosi, dostanie bon towarowy z czerwoną pieczątką do zrefundowania w NFZ. Dziadek Mróz ratuje polską służbę zdrowia, opowie nam bajkę, śnieżynka Olejnik na ten przykład. Realia? Proszę bardzo: 8,4 miliarda za 2011 rok wydane na zdrowie, niechby padł rekord w dziadkowskim festiwalu i kwota 50 milionów, co oznacza, że 40 milionów frajerów upiło się 6 promilami. Skoro święty Jurek przy pomocy 6 promili uratował polską służbę zdrowia, to przy podniesieniu kwoty o 1% powinniśmy w Polsce refundować nie tylko in vitoro, ale sylikony w cycach. Polski fenomen, letnia afrykańska zadyma w środku zimy „Orkiestra od wielkiego dzwonu”, fajerwerk do samego nieba.
Antałek napisał:Kradli, a w międzyczasie biegali z włóczniami za zwierzyną. Taka sama słodka bida jak w całej Polsce bez wyjątków. Wiem bo sam pochodzę z okolic.
Tak. Jeden podstawił flagę ZSRR, a drugi upierdolił stolik XDCzy w polskiej tv są jacyś nie-ubecy albo potomstwo nieposiadające ubeckich korzeni?