Jak przestałem się bać i pokochałem państwo

D

Deleted member 427

Guest
To jest zjawisko nowe, wcześniej nieznane. Człowiek masowy wierzy w to, że państwo to on, i coraz usilniej dąży do tego, by za jego pomocą niszczyć pod jakimkolwiek pretekstem wszelkie twórcze mniejszości, które mu przeszkadzają, i to we wszystkich dziedzinach życia, w polityce, ideologii, przemyśle. Rezultaty tych dążeń okażą się fatalne. Społeczna żywiołowość będzie stale łamana przez interwencję państwa; nie będzie mogło zakiełkować żadne nowe ziarno. Społeczeństwo będzie musiało żyć dla państwa; człowiek dla machiny rządowej. [Ortega y Gasset]

Rewolucja społeczna absolutna: sprawić, żeby ludzie zamiast wolności od państwa, pragnęli wolności poprzez nie. [Nicolás Gómez Dávila]

Komu waszym zdaniem zawdzięczamy ten zwrot? Ideologia czyjego autorstwa sprawiła, że ludzie pokochali państwo? Gdzie tkwią korzenie tego zdziczenia, tej nowoczesnej barbarii?
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
Państwowa edukacja + media. Nie ma jednego momentu, od którego się to zaczęło, ani jednej osoby, która to wymyśliła.
No i oczywiście rozbrojenie i złupienie podatkami. Nie wiem co bardziej.
 

telpeloth

państwosceptyk
256
292
Nie zgodzę się z Wami, drodzy przedmówcy. Wydaje mi się, że nie mieliśmy nigdy ani gwałtownego, ani nawet stopniowego odwrócenia od wolności ku państwu. Raczej szukałbym przyczyn w wojnie i generowanej przez państwo przemocy, a dokładniej w braku tych ostatnich w ostatnich kilku dekadach w takim nasileniu, jak to drzewiej bywało.

Choćby media wychwalały państwo pod niebiosa, a dzieci w szkołach musiały powtarzać setki razy w zeszytach "państwo to moja matka, policjant mój przyjaciel, prezydent mój ojciec), to tylko ostatni idioci wierzyliby w mit państwowej opieki, gdyby musieli zdrapywać osobiście im znane osoby z asfaltu po państwowej interwencji. Podobnie za PRLu - ludzie znali propagandę partii, ale jeśli ktokolwiek w nią wierzył, to z reguły członek rozpieszczanych przez partię grupy społecznej.

Jest to dość smutne zjawisko, ale niewiele osób niedoświadczonych przez karzącą rękę aparatu agresji potrafi docenić wolność, ludzie z reguły póki nie odczuwają wielkiego dyskomfortu z powodu biedy, to będą w stanie znieść wiele ograniczeń, pod warunkiem, że nie będzie bezpośrednio ich dotyczyła państwowa agresja.

Innymi słowy - w piramidzie Masłowa poczucie wolności jest znacznie wyżej, niż potrzeba bezpieczeństwa czy potrzeba zabezpieczenia przeżycia. Jeśli państwo zabiera tylko wolność i może odrobinę potrzeby spełnienia i innych tego typu luksusów, reagują na to tylko nieliczni. Jeśli państwo zabiera się za nasze poczucie bezpieczeństwa czy wreszcie tyrania, jak to tyranie mają w zwyczaju, będzie pozbawiać swoich poddanych podstawowych dóbr - dopiero wtedy ruszą się tłumy.

Pewnym sukcesem współczesnych 'demokracji' jest pojęcie, nawet podświadome, tego faktu. Ludzi można skubać, delikatnie, czasem można zasugerować, że się troszczymy o podstawowe potrzeby, ale jeśli ABW zacznie pukać o 6:00 do zbyt wielu osób, nie będzie siły, która powstrzyma społeczeństwo przed buntem.
 

Tohu-Wabohu

New Member
63
2
kawador napisał:
To jest zjawisko nowe, wcześniej nieznane. [Ortega y Gasset]

Komu waszym zdaniem zawdzięczamy ten zwrot? Ideologia czyjego autorstwa sprawiła, że ludzie pokochali państwo? Gdzie tkwią korzenie tego zdziczenia, tej nowoczesnej barbarii?

Calkowicie falszywa teza i budowana na niej argumentacja ktora ma rzucic czytelnika na kolana (typowe dla filozofow). Panstwo to rozdete plemie, a to istnialo od zawsze. Wiekszosc woli wielkie "my" niz swoje male "ja". Kiedys utozsamiano sie ze wspolnota jezyka, rasy, obyczaju, dzis z panstwem. Przyszedl jakis magik i przestawil owcom plotek. Nie widze jakosciowej roznicy pomiedzy systemami. Zmieniaja sie tylko fasady, mechanizmy sa podobne. Kiedy nie bylo panstwa ludzie utozsamiali sie z krolami, faraonami, cesarzami. Wierzyli, ze ich obronia w razie potrzeby. Nie zauwazali, ze owszem - obronia - ale tylko ich wlasnymi rekami. Panstwo jest moze o tyle perfidnym pomyslem, ze ma rozmyta tozsamosc. Latwiej ukryc osrodki rzeczywistej wladzy.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Zgadzam się z przedmówcą. Dodam jeszcze do tego jak ja to widzę.

R.A. Wilson dokonał kiedyś takiego prostego podziału psychologicznego ludzi, na 4 ćwiartki. Nie wchodząc w szczegóły 2 ćwiartki to ludzie, którzy się ogarniają w rzeczywitości, można powiedzieć, że nie boją się żyć, a pozostałe 2 ćwiartki to ci którzy są zależni od innych z postawą do świata "niech ktoś się mną zajmie".

Niby to nie jest żadne wielkie odkrycie, ale zastanawiając się nad tym doszedłem do wniosku, że to ma większe i być może fundamentalne znaczenie jeśli chodzi o systemy nie tylko polityczne na świecie.

Podział ten powoduje, że od zarania dziejów istnieje konflikt między nimi, z drugiej strony jedni drugim są potrzebni.

Czego często nie chca zauważać libertarianie, a robi to dzisiejsza lewica ten podział widać np. właśnie w fabrykach. Zaleźni pracownicy i źli kapitaliści i oczywiście politycy i rządzeni itd. Nie mogą bez siebie funkcjonować (w swoich założeniach, które mają w głowie), ale jedni na drugich narzekają.

Możemy tłumaczyć wszystkim i sobie, że skoro to jest dobrowolne to wszystko jest ok. Z punktu widzenia liberariańskiej moralności tak. Jednak jeśli ten podział będzie trwał ZAWSZE będą wybuchać niepokoje społeczne. Zawsze bowiem ci zależni bedą czuć się jak w klatce i że są wykorzystywani, z drugiej strony nie bedą w stanie żyć bez tych ogarniających się.

Błąd dzisiejszej lewicy polega na tym że dąży ona do tego, aby ci ogarniajacy się okazali więcej serca tzw. sprawiedliwości blablablab itd. To przypomina trochę sytuację kobiet, które przez wieki były jako grupa zależna i też, z jednej strony chcą równości, a z drugiej strony chcą przywilejów. Pracownicy tak samo. Z jednej strony chcą gwarancji pracy i dobrej płacy, a z drugiej strony zapominają, że przez to, że są na dole nie muszą brać odpowiedzialności za decyzję kierownictwa.

Wilson powiedział, że historia dąży do tego, że w końcu nastąpi wielki konflikt jednych z drugimi. Wg mnie te konflikty co jakiś czas wybuchają. Odpowiedzią na to jest to, żeby psychologicznie ludzie stali się równi. Nie pytajcie mnie jak to osiągnąć, ale myślę, że patrząc na historię ludzkości postęp jest.

Jednak, dopóki ten podział będzie trwał, to zawsze będzie tak, nawet w kapitaliźmie, że będą ci zależni, którzy będą knuć przeciw tym na górze, i ci na górze, którzy dzięki swojej pozycji i nawet jesli bedą mieć silną moralność będą wykorzystywać tych słabszych.

Ale czy ja już tego kiedyś nie pisałem? :D
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Tohu-Wabohu napisał:
Calkowicie falszywa teza

Według mnie całkowicie prawdziwa teza ;)

Fajnie tłumaczył to Bertrand de Jouvenel w książce "O władzy":

W nowoczesnym państwie różnica między rządzącymi a rządzonymi zaciera się, a świadomość klasowa rządzonych ulega rozmyciu. W pewnym momencie powstaje nawet złudzenie, że dzięki rządom demokratycznym nikt nikim nie rządzi, lecz wszyscy rządzą się sami. Teoretycznie istnieje możliwość, że każdy może stać się członkiem klasy rządzącej czy nawet prezydentem. Właśnie to złudzenie przyczyniło się w dużym stopniu do tego, że w demokracji opór społeczeństwa przeciwko rosnącej potędze rządu staje się coraz mniejszy.

(...)

Dostępność władzy dla wszystkich ambitnych jednostek powoduje, iż poszerzenie uprawnień rządu staje się znacznie łatwiejsze. W warunkach „starego reżimu” najaktywniejsze jednostki w społeczeństwie, wiedząc albo przeczuwając, że nie mają większej szansy na udział w sprawowaniu władzy, pilnie tropiły jej najdrobniejsze nadużycia. Teraz jednak, gdy każdy może zostać ministrem, nikomu nie zależy na tym, aby ograniczać uprawnienia urzędu, który sam może kiedyś obejmie. Nikt nie będzie przecież sypał piasku w tryby maszyny, której być może sam kiedyś użyje, gdy przyjdzie jego kolej. Z tego względu w dzisiejszych społeczeństwach reprezentanci wszystkich opcji politycznych wspierają rozszerzanie uprawnień rządu, a poddani nie protestują.

The point is - współczesna władza jest niewidzialna. Partie polityczne, według obowiązującej doktryny politycznej mające wyrażać wolę ludu, są naprawdę organizatorami kamuflażu, który przy pomocy propagandowych trików sprawia, że władcy pomniejszają się w oczach obserwatora, zyskując w ten sposób premię ukrytego, niekontrolowanego władania. Walter Leisner ukuł fajną definicje takiego systemu - "iluzja, utrudniająca dostrzeżenie płonących oczu władzy".

Tomasz Molnar w "Ukrytej władzy" tak pisał:

Władza jest nadal tym samym, czym była za czasów Dżyngis-chana lub Cezara, lecz ci, którzy ją dzierżą okrywają się pozorami fałszywej skromności: już nie pod baldachimem w sali tronowej, ale w biurze za baterią telefonów, już nie w błyszczących uniformach pełnych orderów, lecz w garniturze, krawacie lub samej koszuli. Współczesny władca zamiast pokazywać srogą twarz i pancerz z lśniącego metalu uśmiecha się do kamery.

To jest imo główna przyczyna tego, że ludzie przestali się bać i pokochali państwo.

Antoni Wiech napisał:
Wilson powiedział, że historia dąży do tego, że w końcu nastąpi wielki konflikt jednych z drugimi.

Wilson pierdoli bajki i brzmi jak jakiś przesuwający paciorki marksowskiego różańca prorok :) Żadnego takiego konfliktu nie będzie. To nie "Lord of the Rings".
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Nie znam twórczości Wilsona, wnioskuje tylko z tego, co napisał Antoni, a pobrzmiewa to wszystko z lekka jak jakieś komusze proroctwo, wieszczące nieunikniony, powodowany logiką czegoś tam konflikt, który zniszczy coś tam i na gruzach tego czegoś tam powstanie nowe coś tam.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
W Rwandzie ludzie byli podzieleni na dwie wyraźne klasy i doszło do masakry. Obecna władza mimo, że chciałaby stworzyć społeczeństwo, które niewoli się samo, choćby przez rozrost biurokracji, to nie może uniknąć jakiegoś podziału. Polityk może przed kamerą paradować w koszuli i machać szpadlem, ale gdzieś musi mieszkać i na pewno nigdy nie będzie to przytułek na bezdomnych. I będzie zatrudniał służbę, robotników do kopania basenów itd.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Tak Kawi, dodatkowo Wilson to pijak i złodziej. Bo każdy pijak to złodziej. Skupiłeś się na jednym fragmencie zamiast przyjrzeć się całości.

Nie zawsze trzeba kogoś zmuszać siłą żeby nad nim zapanować. Wystarczy zagrać na np. poczuciu winy, prestiżu, czasami tylko podnieść głos. A to prawie zawsze rodzi wewnętrzny sprzeciw (prawie, bo są ludzie, którzy lubią być poganiani i rządzeni) i poczucie krzywdy. Oczywiście niwelowanie tego metodami ustawowymi powoduje jeszcze większe zniszczenie. U silnych zabija inicjatywę, u słabych powoduje rozpasanie. Co nie zmienia faktu, ze to zjawisko da się zaobserwować.

Jakimś przykładem "my i oni" są nawet kanary w autobusach. Przeciętny Kowalski godzi się, że przejazd powinien być płatny (pomijam już to, że miasto kradnie hajs i przewozy mogłoby robić prywatne firmy, bo przeciętny Kowalski w to nie chce wierzyć) mimo to nie lubi kanarów. Wystarczy zobaczyć atmosferę jak kanary wpadną do autobusu. Czemu? Przecież wszystko jest ok, kolesie wykonują przeciez swoją pracę. jednak są ponad i mogą stosować represje. I musisz poddać się ich kontroli. Człowiek to bardziej popierdolone psychologiczne zwierzę niż sie wydaje.

Jak stworzysz firmę i ludzie dobrowolnie się bedą w niej zatrudniać, ale robole z jakiegoś powodu (absurdalnego lub nie) będą się czuć pokrzywdzeni to będą Cię sabotowac i np. podpierdalać Ci towar. Widziałem już takie akcje. I tak powstają różne socjalizmy. I tu na nic się zda, że oni przyjeli pracę właśnie dobrowolnie. Tworzy się podział: Ty-skurwiel, My-pokrzywdzeni i z drugiej strony Oni-opierdalacze, Ty-właściciel, który dał im pracę i powinni się go słuchać i zaczyna się cicha rywalizacja, która czasem zmienia się w otwartą.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Antoni - ok, wiadomo, że głęboko w sobie każdy najemnik hoduje marzenie o zabiciu swego pana. Nawet jeśli jest dobrze opłacany. Szkopuł w tym, że o ile dawniej to pragnienie powodowało, że ludzie chcieli wolności od państwa, to obecnie na skutek rozmaitych socjotechnicznych trików oraz inżynierii społecznej - w czym olbrzymi udział miał marksizm/neomarksizm - pragnienie to stało się pragnieniem wolności poprzez państwo.

Engels w przedmowie do Marksowskiej "Krytyki Programu Gotajskiego” napisał coś takiego: "Państwo jest instytucją przejściową, która służy w walce, w rewolucji (...) Dopóki proletariat posługuje się jeszcze państwem, posługuje się nim nie w interesie wolności, lecz po to, by trzymać w karbach swych przeciwników, z chwilą zaś kiedy może być mowa o wolności, państwo jako takie przestaje istnieć." Tłumacząc z języka marksizmu na normalny język - wolności nie będzie dopóty, dopóki nie wyeliminujemy wszystkich jej przeciwników, a do eliminacji tychże przeciwników ma służyć aparat państwa jako narzędzie w rękach proletariatu służące stopniowemu oswobadzaniu się z niewoli. Ja tylko przypomnę, że Marks opowiadał się za absolutnym monopolem państwa na wszystko - wystarczy zapoznać się z "Manifestem komunistycznym". Marks twierdził, że rząd musi objąć kontrolą wszystkie funkcje gospodarki w celu jej ochrony przed monopolem. Marksizm można zatem opisać przede wszystkim jako doktrynę, według której wszelkimi ludzkimi sprawami powinien zarządzać rząd, bez względu na wybór jednostki. Na blogu Trystero znalazłem kiedyś wypowiedź jednego lewaka, który mówił o sobie marksista. Napisał coś takiego:

Wolny rynek jest rozwiązaniem generalnie fatalnym. Świetna to jest scentralizowana gospodarka planowa, rzecz jasna pod warunkiem, że sterująca nią władza jest doskonale dobra, doskonale mądra, doskonale silna/wpływowa, ma doskonałą i doskonale szybko aktualizowaną wiedzę zarówno na temat stanu gospodarki jak i na temat ludzkich potrzeb i stopnia ich zaspokojenia oraz doskonałą zdolność do doskonale szybkiego i sprawnego reagowania na wszelkie zmiany w tej gospodarce/potrzebach/zaspokojeniu. Cały problem polega na tym, że w realnym świecie jesteśmy doskonale dalecy od możliwości zrealizowania czegoś takiego w praktyce, stąd optymalnym rozwiązaniem w tej smutnej sytuacji jest sięganie do tych jakże niedoskonałych rozwiązań rynkowych.

W tym momencie kompletnie bez znaczenia są elaboraty forsujące tezy o rzekomo wolnościowym charakterze marksizmu. Esencja marksizmu została ujęta wyżej przez jednego z jej wyznawców. Krótko mówiąc, stwierdzenie NGD, że rewolucja społeczna już się dokonała i była to rewolucja absolutna, uważam za jak najbardziej słuszne.
 
A

Antoni Wiech

Guest
kawador napisał:
Antoni - ok, wiadomo, że głęboko w sobie każdy najemnik hoduje marzenie o zabiciu swego pana. Nawet jeśli jest dobrze opłacany. Szkopuł w tym, że o ile dawniej to pragnienie powodowało, że ludzie chcieli wolności od państwa
Nie jestem aż tak dobry z historii, ale czy ja wiem, czy chcieli wolności od państwa? Nawet te wczesne niektóre przekazy, że niby w warunkach plemiennych było więcej wolności i wszystko cacy mnie nie przekonują.

Z resztą... nawet jeśli tak było chciałem zwrócić uwagę na pewien psychologiczny czynnik, o którym się zapomina.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Nie jestem aż tak dobry z historii, ale czy ja wiem, czy chcieli wolności od państwa?

Państwa łatwiej było wtedy nienawidzić - szczególnie osobie inteligentnej - bo państwo operowało siłą oficjalnie. Intelektualiści, którzy mieli przygotować masy do rozumienia państwa na "nowy" sposób, dopiero wypełzali spod kamieni - nacjonalizm, myśl szkoły historycznej, rasizm, etatyzm, socjalizm, dobro ogółu definiowane jako dobro narodu, państwa lub klasy etc. Co ciekawe, już absolutyzm francuski był próbą nadania państwu roli "opiekuńczej". Quesnay, którego doktryny wbrew jego woli dały początek nowej koncepcji państwa, poprzedził swoją pracę mottem Pauvre paysan, Pauvre royaume; pauvre royaume, pauvre roi (biedny chłop to biedne królestwo, biedne królestwo to biedny król). Chodziło o to, że pomyślność państwa zależy od pomyślności chłopa, ale król może być bogaty tylko jeśli chłopom dobrze się powodzi. Od tej pory pojawia się dążenie do poprawy losu chłopów, bedace częścią oficjalnej ideologii państwowej. Efekty tych "dążeń" były z reguły opłakane, o czym pisał Tocqueville, a co powinno być oczywiste dla każdego, kto śledzi działalność państwa na przestrzeni dziejów. To chyba nawet Krzysiu pisał kiedyś, że tam, gdzie urzędnicy wyrażają zatroskanie o dobro człowieka i jego godność, ludzie są zazwyczaj traktowani jak śmieci.
 
A

Antoni Wiech

Guest
kawador napisał:
Państwa łatwiej było wtedy nienawidzić - szczególnie osobie inteligentnej - bo państwo operowało siłą oficjalnie.
Ale to są domniemania, a nie realne fakty. Musiałbyś zmierzyć poziom niezadowolenia w jakiś przekazach, chociażby pisemnych. Z tego co się orientuje wysyp krytyki państwa to są dzieje nowożytne. Inna sprawa, że wcześniejsze czasy to nie taka powszechność sztuki pisarskiej, problemy z zachowaniem druku itd.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Z tego co się orientuje wysyp krytyki państwa to są dzieje nowożytne.

Dzieje nowożytne to jest własnie krytyka państwa i postulaty liberalne wolności od niego. Bo dzisiaj to masz krytykę państwa na zasadzie "państwo jest chujowe, bo za mało kasy daje".

Musiałbyś zmierzyć poziom niezadowolenia w jakiś przekazach, chociażby pisemnych.

A zatem sięgnij do szlacheckich korespondencji, pamiętników, cokolwiek. Chłopi wtedy raczej nie pisali zbyt wiele ;) Generalnie szlachta nienawidziła króla i jego świty. W Polsce dworki szlacheckie to były praktycznie mini-państwa, dążyły do jak największej niezależności od centrali. Fajne teksty na ten temat były niedawno w URz:

http://uwazamrze.pl/2011/08/dluga-droga-do-dworu/

Pewnie słyszałeś o gościu nazwiskiem Étienne de La Boétie. Był arystokratą. Rothbard uznał go za jednego z prekursorów libertarianizmu. Niestety był to wówczas bardzo elitarny "libertarianizm", bo de La Boétie jako aristos pisał o przywilejach i wolności dla innych aristos. Super się go czyta. Lubię te mowy o tyranach i ich obalaniu. Jest wydanie polskie jego pism z 2008 roku - ukazało się nakladem fundacji Ars Cameralis.
 
Do góry Bottom