"Gwiezdne wojny" a kwestia propertariańska albo drugie i trzecie dna znaczeń pop-kultury

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Część ludzi srogo narzeka na ostatni odcinek Gry o tron, tymczasem po lewej stronie rozlega się potężny ból dupy z powodu posłania mniejszości etnicznej Dothraków-migrantów, która przybyła z Danką do Winterfell - na śmierć.



Swoją drogą ci krytycy mają nieźle wyprane mózgi, skoro użalają się nad losem zawodowej armii dokonującej inwazji na Westeros i utożsamiają to z jakąkolwiek inną migracją.

Macedończycy za Aleksandra Wielkiego też trochę migrowali - do Azji Mniejszej, Egiptu czy Persji. Najlepiej wszak migrować w kontyngencie wojskowym.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
tak wyglądacie w moich oczach sojboje
uSYWEuG.gif
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736


 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ale że co? Że niby "chińskie bajki"...? :)

Stworzony 5 grudnia 2020
Wolnosciowa-sztuka-anime-fb-01a.jpg
Artykuł ten dedykuję Krzysztofowi Moszyńskiemu ze Stowarzyszenia Libertariańskiego w podziękowaniu za to, że przekonał mnie do napisania go oraz za to, że udzielił mi wsparcia przy nadawaniu mu ostatecznego kształtu.
Anime a libertarianizm i liberalizm obyczajowy

Anime, czyli japońska animacja, jest – podobnie jak gry komputerowe czy Internet – zjawiskiem tożsamym dla XXI wieku. Wszystkie trzy są nazywane „nowymi mediami”, by odróżnić je od mediów poprzedniej, preinternetowej generacji takich jak radio, telewizja i kino. I choć anime powstaje w Japonii, to nie postrzegam go wyłącznie jako elementu kultury japońskiej, tylko szerzej, jako część nowej, kosmopolitycznej kultury internetowej. Dzięki Internetowi anime może być oglądane na całym świecie, wychodząc poza granice swojego ojczystego kraju. Dla przykładu dziś – dzięki różnicy w liczbie ludności – przemysł sprzedaży związanej z anime jest więcej warty w Chinach niż w Japonii. Sama „kultura anime” rozprzestrzeniła się po świecie, w szczególności po Azji Wschodniej, gdzie w praktycznie wszystkich większych miastach nie tylko odbywają się liczne konwenty, ale też obok tradycyjnych azjatyckich restauracji jak grzyby po deszczu wyrastają tzw. maid-café. Dzięki temu, że Azjaci w krajach poza Japonią płynnie i naturalnie adoptują kulturę anime do swojego życia, a także dlatego, że dzięki Internetowi dziś już większość młodych Azjatów albo ogląda anime, albo miało z tym już jakąś styczność, to kulturę anime również postrzegam i określam zamiennie po prostu mianem „kultury azjatyckiej” (czyli kulturą dla całej azjatyckiej cywilizacji, która wytwarza się na naszych oczach), a nie stricte japońskiej.
No dobrze, ale co ma anime do libertarianizmu? Otóż w anime jest względnie sporo wolnościowych treści i to nie w dziełach klasy B i C, tylko w tych najbardziej popularnych i kanonicznych. I nie mówię tu o wolności obyczajowej, choć ona również ma znaczenie. Zatrzymajmy się przy niej.
Na dwuosiowym modelu poglądów politycznych (gospodarcze/obyczajowe) libertarianizm określa ten kwadrat, który łączy w sobie wolność gospodarczą z wolnością obyczajową. Libertarianie tym różnią się od wolnorynkowych konserwatystów, że nie chcą wykorzystywać instytucji państwa do tego, by ograniczało swobody obyczajowe. Ogółem chcą oni zostawić innych ludzi w spokoju. I nawet jeśli sami nie uznają braku ograniczeń obyczajowych, to chcą, by były one egzekwowane dobrowolnymi umowami międzyludzkimi, a nie pierścieniem władzy. Nawet w kwestiach spornych takich jak aborcja Partia Libertariańska Stanów Zjednoczonych wypracowała wspólne stanowisko, które brzmi: nie chcemy, by państwo się tym zajmowało.
Sam byłem tzw. paleolibertarianinem, czyli libertarianinem próbującym łączyć dobrowolny konserwatyzm obyczajowy z libertarianizmem, ale w znacznej mierze dzięki wpływom azjatyckim doszedłem do wniosku, że to nie konserwatyzm obyczajowy jest lekarstwem na zepsucie libertynizmu, a (mam nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt górnolotnie) rozwój duchowy społeczeństwa. I doszedłem do pozycji, którą określiłbym jako klasyczny liberalizm obyczajowy, czyli wolność obyczajowa połączona z odpowiedzialnością i z uznaniem obiektywnych zasad i wartości.
Sami Azjaci mogą być bardziej liberalni obyczajowo od ludzi z Zachodu nie tyle ze względu na postchrześcijańską kulturę tych drugich, co wyższe IQ tych pierwszych. Wiemy z amerykańskich badań nad związkiem IQ z poglądami politycznymi, że IQ koreluje z wolnością obyczajową i gospodarczą, czyli de facto im wyższe IQ, tym większa szansa, że ktoś będzie w kwadracie poglądów libertariańskich. Amerykańscy socjaliści zajmujący się tym tematem myślą, że wyższe IQ oznacza socjalizm, a niższe konserwatyzm (amerykański republikanizm), ponieważ jeśli zastosować testy jednoosiowe (republikanie kontra demokraci), to poglądy obyczajowe przeważą nad gospodarczymi (dlatego wyborcy demokratów mają wyższe IQ od wyborców republikanów). Niemniej gdy zastosujemy testy dwuosiowe, to okaże się, że wyższe IQ koreluje z wolnością obyczajową i gospodarczą jednocześnie (Kemmelmeier, 2008; Gerber, Huber, Doherty, Dowling, & Ha, 2010).
Widzimy to na przykładach społeczeństw, które mają najwyższe IQ według metabadań: Hongkong, Singapur i Tajwan są krajami, które są najbardziej liberalne porównując do reszty świata, a z krajów Zachodnich najwyższe IQ ma, piąta w rankingu wolności gospodarczej, Szwajcaria. Wynika to również z tego, że do krajów, w których panuje większa wolność gospodarcza, migrują naturalne elity o wyższym IQ, bo mogą tam – w systemach bardziej merytokratycznych – lepiej wykorzystać swoją inteligencję i lepiej żyć. Oznacza to również, że im więcej wolnego rynku na danym terenie, tym wyższe IQ jego populacji, a im wyższe IQ populacji, tym z jednej strony jeszcze więcej wolności (czyli mamy tzw. sprzężenie zwrotne dodatnie), ale z drugiej strony również wolności obyczajowej.
A więc… konserwatywny libertarianizm (paleolibertarianizm) nie ma sensu[1].
Choć na Zachodzie wolność obyczajowa może się kojarzyć negatywnie, np. z „postępowcami”, socjalistami/komunistami, postmodernistami etc., to w Azji Wschodniej nie ma ona bezpośredniego związku z tzw. lewactwem. To, że na Zachodzie jest inaczej, wynika z zepsucia cywilizacyjnego i społecznego, a nie z samej wolności obyczajowej, która – jak każda wolność działania – może być wykorzystywana zarówno do złych, jak i do dobrych celów (nieskrępowana kreatywność w służbie uniwersalnych wartości jest przykładem takiego dobrego celu, a Zachód miał ją chociażby w Starożytności i w epoce Renesansu). Dla przykładu ruchy LGBT w Azji nie rzucają się (jeszcze?) do przejmowania państw i narzucania homo/transgenderyzmu w szkołach państwowych (wyjątkiem jest Tajwan, gdzie próbowali, ale zostało to odrzucone w referendum, jednakże warto zaznaczyć, że próbowali zrobić to przez przekonanie społeczeństwa, a nie rewolucyjnie), narzucania przymusem prawnym nowomowy jak w Kanadzie (Bill C-16), zakazywania niepoprawnie politycznych książek, czy ogólnie wprowadzania socjalizmu. Wolność artystyczna nie kojarzy się tam tylko z postmodernizmem – w tamtejszej sztuce jest zaskakująco niemało odwołań do kanonów sztuki klasycznej (Zachodniej) i osobiście odnoszę wrażenie, że może być ich więcej, niż we współczesnej sztuce Zachodniej.
Są to inne społeczeństwa, z inną mentalnością, w których na przykład nie istnieje powszechnie zjawisko neofeminizmu (może za wyjątkiem Korei Południowej, która zaabsorbowała kulturę Zachodnią/amerykańską; przy tym mówiąc „neofeminizm” mam na myśli nie tylko defeminizację kobiet, ale również idącą z tym w parze wiarę w to, że to państwo, zamiast mężczyzn, ma się zaopiekować kobietami) – jeśli zapytać się kobiet na ulicy Tokio, czy słyszały o feminizmie, to stanowcza większość z nich nie będzie potrafiła udzielić odpowiedzi, a część odpowie, że feminizm jest wtedy, gdy mąż utrzymuje niepracującą żonę, by mogła się realizować. Po prostu w tamtych społeczeństwach nie ma aż tyle marksizmu kulturowego[2].
Nie ma również Zachodniej poprawności politycznej (choć w Chinach jest chińska, która również polega na niemówieniu niczego przeciwko linii rządowej, ale linia ta jest inna), a za wyjątkiem Chin można otwarcie rozmawiać z Azjatami chociażby o IQ, różnicach rasowych czy płciowych, anarchokapitalizmie etc. i nie zostać wykluczonym ani z dyskusji, ani z towarzystwa, ani nie zostać „zdeplatformowanym: (usuniętym z mediów społecznościowych). Podczas gdy za puszczanie „umiarkowanego” Jordana B. Petersona w Kanadzie wykładowczyni została wyrzucona z uniwersytetu, na Tajwanie wykładowcy mogą puszczać „radykalnego” Stefana Molyneuxa bez żadnych problemów i bez żadnej Antify szturmującej budynek (jak to się na Zachodzie wiele razy przydarzało i ciągle przydarza wielu „niepoprawnym politycznie” libertarianom i liberałom).
Libertarianie to również postępowcy, jak współczesne młode azjatyckie pokolenia (liberalne obyczajowo, zafascynowane postępem technologicznym i ogólnym, porzucające tradycję), tyle że prawdziwi. Chcą prawdziwego postępu, a nie powrotu do wspólnoty pierwotnej lub pełnej kontroli państwa nad jednostką, jak chcieliby tego reakcyjni socjaliści. Jedni i drudzy pchają społeczeństwa do jakiegoś miejsca, a konserwatyści – czy tego chcą, czy nie – zawsze są ciągnięci gdzieś przez siły postępowe – złote lub czerwone (zależy których jest więcej i które mają aktualnie większy wpływ na społeczeństwo).
I tak jak na Zachodzie siły „postępowe” są kojarzone z socjalistami, tak w Azji nie jest to takie oczywiste – na Tajwanie i w Hongkongu wśród postępowców popularne są również idee wolnorynkowe, w Chinach młodzież wyrasta na coraz większym zafascynowaniu Zachodem i (przede wszystkim) kulturą japońską, a w Tajlandii (gdy piszę te słowa) młodzi ludzie protestują domagając się wolności obywatelskich, a nie zasiłków. Ogólnie rzecz biorąc młodzi ludzie na Zachodzie z każdym pokoleniem coraz bardziej wierzą w socjalizm i popierają go, podczas gdy w Azji Wschodniej, wydaje mi się, że młodzi ludzie mają bardziej liberalne poglądy od swoich rodziców. Trend zmierza tam raczej w pozytywną stronę, a przynajmniej sytuacja nie pogarsza się tak, jak na zachód od Odry i w Ameryce Północnej[3].

Skąd się wzięły liberalne idee w anime?

W pierwszej połowie XX wieku w Japonii panował faszyzm, z którego „wyleczyli” ich Amerykanie – najpierw kompromitując i niszcząc ich poprzedni system wartości, a następnie narzucając im liberalną demokrację. Dziś odwołuje się do tego jeden z najpopularniejszych japońskich utworów Senbonzakura, w którym pierwsza zwrotka brzmi:
„Po odważnej i śmiałej westernizującej rewolucji, teraz jesteśmy otwartym i porządnym, miłującym pokój [anti-war] narodem”.
Dzięki urynkowieniu gospodarki i otwarciu się na świat Japonia przeżyła dekady „cudu gospodarczego”[4], który podobnie jak akumulacja kapitału przez włoskie miasta-państwa pięćset lat wcześniej doprowadził do kulturowego renesansu, który zaczął się w Japonii na przełomie XX i XXI wieku, a obecnie, niczym włoski renesans po Europie, roznosi się po całej Azji Wschodniej i po świecie. Nie można Japonii odmówić tego, że w przeciwieństwie do innych dużych państw nie próbuje wygrać w międzynarodowej rywalizacji przemocą, tylko tzw. soft-power (czyli czymś, co gracze gier strategicznych określiliby jako dążenie do „zwycięstwa kulturowego”), w czym to społeczeństwo jest bardziej liberalne od innych, bo to wpływy gospodarcze i kulturowe (oraz instytucjonalne i technologiczne) byłyby głównymi siłami nacisku na świat wolnych społeczeństw – gdyby takowe powstały na Ziemi – chcących promować swoje systemy wartości. Innymi słowy gdyby np. Stany Zjednoczone stały się libertariańskie, to musiałyby wycofać wojska z kilkudziesięciu krajów i rozmontować imperium, ale gdyby Japonia stała się libertariańska, to w gruncie rzeczy robiłaby to, co robi teraz[5] – rozwijała się i eksportowała swoją kulturę na świat – z tym że efektywniej.
Dzięki otwarciu się na indywidualistyczne idee Zachodnie, wpierw za czasów restauracji Meiji w XIX wieku (czego efektem był tzw. Ruch Wolności i Praw Człowieka), a potem w drugiej połowie XX wieku za sprawą przyjęcia instytucji liberalnej demokracji i następnie Internetu, przeniknęły one do tego społeczeństwa i objawiają się w ich sztuce.
Przyjrzymy się więc anime, które zawierają bliskie wolnościowcom idee i które osiągnęły sukces w ich propagowaniu dzięki zdobyciu dużej popularności w Kraju Kwitnącej Wiśni i poza jego granicami.

Wolnościowe anime – Evangelion i lata 90. XX wieku

Swoją dzisiejszą popularność anime zawdzięcza jednej serii z końcówki lat 90., dzięki której ta forma sztuki wypłynęła na szerokie wody, rozpoczynając wzrost jej popularności w Japonii i proces rozprzestrzeniania się po całym świecie – mowa o serialu Neon Genesis Evangelion z 1995 roku i towarzyszącym mu filmie End of Evangelion z roku 1997. Była to pierwsza seria anime, którą na masową skalę oglądali dorośli Japończycy. Wcześniej bowiem japońska animacja – tak jak Zachodnia dziś – była kierowana do młodych odbiorców (dla których Evangelion zresztą powstał). Było to również pierwsze anime, które osiągnęło wielki sukces (włącznie z filmem) nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. Można powiedzieć, że seria ta wygrała na rynku kultury – a to dlatego, że zastosowała archetypiczną strukturę, opierając się na ideach Carla Gustava Junga i tym samym przemawiała do odbiorców głębiej niż wszystkie pozostałe dzieła na rynku, podobnie jak przemawiają do nich dzieła religijne (jak chociażby renesansowe rzeźby i obrazy), nawet jeśli są „niewierzący” i nie pojmują rozumowo wartości, które widzą/odczuwają w tych dziełach.
Neon Genesis Evangelion jest de facto najbardziej skrajnym (archetypicznym) przedstawieniem procesu dojrzewania jednostki, w jaki tylko autorzy byli w stanie go zaprezentować. Całość wykonano w formie wizualnej terapii psychoanalitycznej, gdzie widz, im młodszy tym lepiej (i najlepiej młody chłopiec, ponieważ to z perspektywy młodego chłopca dzieje się akcja anime), przechodzi wraz z bohaterem proces indywiduacji (zapożyczając tu termin od Junga) i autorefleksji nad swoim systemem operacyjnym (wchodzi w głąb swojej psychiki). Dzieło to nie ma za zadanie uczynić z widza nadczłowieka (albo chociaż autentycznego indywidualisty), jak niektóre inne humanistyczne dzieła, które będziemy później omawiać, tylko ma postawić na nogi zepsutą jednostkę, która tak jak protagonista Evangeliona, w mniejszym bądź większym stopniu nie dostała odpowiedniego wychowania i wartości od swoich rodziców i ma z tego i z innych powodów większe bądź mniejsze traumy oraz braki w procesie rozwoju osobowości.
Evangelion, stosując elementy psychoterapii i bazując na poziomie archetypicznym, czyli tym, który jest dla naszego mózgu niczym system operacyjny dla komputera (fundamentem, na którym opiera i buduje się nasza psychika od najmłodszych lat), jest w stanie przeprogramować mózg widza na tyle, na ile tylko jest w stanie tego dokonać współczesne dzieło audio-wizualne. W tym aspekcie działa jak psychodeliki – stara się otworzyć i przeprogramować umysł odbiorcy.
Jak każda świadoma osoba, która kroczyła po Ziemi, Carl Jung był anarchistą (uznawał państwo za formę niewolnictwa), a same idee zawarte w Evangelionie są nam filozoficznie bliskie. Główny konflikt ideowy przedstawiony w anime opiera się na rywalizacji indywidualizmu z kolektywizmem, gdzie pierwszy symbolizuje protagonista i organizacja, do której należy, a drugi uosabia kabała globalistów, dążąca do skolektywizowania świata zza kurtyny systemu państwowego, doprowadzając ludzkość de facto do anihilacji. Nie zdradzając fabuły Evangeliona wspomnę tylko, że podmiot wypowiadający przedstawia widzowi drogę indywidualizmu (i służby życiu) jako tę słuszną i najlepszą, nawet jeśli pełną szeroko rozumianego cierpienia i trudności wynikających z brania indywidualnej odpowiedzialności za swoją (wadliwą) egzystencję. Pada tam implicite stwierdzenie Ayn Rand, że aby móc zaistnieć miłość wymaga indywidualizmu („To say ‘I love you’, one must first say the I”), oraz finalnie, że jest to fundamentalny powód, dla którego indywidualizm ma sens i jest uniwersalnie pożądany (nawet w przypadku jednostek zepsutych przez społeczeństwo, które [przynajmniej w danym momencie] nie są w stanie budować zdrowych relacji z innymi). Przy tym siłą Evangeliona nie jest samo mówienie o tym, tylko mówienie o tym przy zastosowaniu najskrajniejszych argumentów i najskrajniejszego możliwego scenariusza przeciwko tym ideom, i wybrania ich mimo to. A także realistyczny (w przeciwieństwie do komiksowego) heroizm postaci, które starają się służyć życiu mimo swoich tragicznych przeżyć i zwykłych ludzkich niedoskonałości.
Jako że (za Michelangelo Antonionim) film, który można opowiedzieć, to nie jest udany film, nie będę próbował dokonywać niemożliwego i zachęcam Czytelnika do obejrzenia i przeanalizowania Evangeliona samemu[6].
Nie przesadzę pisząc, że anime to jest jednym z najważniejszych dzieł kultury w historii ludzkości i na pewno najważniejszym w historii Japonii. Pokazuje również, że ludzie są mądrzejsi, niż to się powszechnie wydaje, gdyż mimo stosowania tak archetypicznie głębokich tematów przedstawianych w tak poważnej narracji (w drugiej połowie serialu i w filmie), udało mu się osiągnąć wielką popularność i wpływ na świat. A nawet właśnie dzięki temu. Evangelion pokazał, że ludzie, nawet we współczesnym, zinfantylizowanym świecie, są w stanie strawić bogate treści, jeśli tylko poda im się je w odpowiedni sposób.
Niestety sam reżyser zauważył, że mimo odniesionego sukcesu jego arcydzieło ani nie zmieniło podejścia większości japońskich artystów i pisarzy do społeczeństwa, ani nie sprawiło, że Japończycy dojrzeli psychicznie en masse. Idąc z „duchem czasów” stoczył się odrzucając mesjanizm w sztuce na rzecz postmodernizmu…
W 1998 roku, po pierwszych sukcesach Evangeliona, wyszła częściowo inspirowana jego ideami seria Serial Experiments Lain. Nie zapisała się na trwałe na kartach historii kultury, ale dzięki wyjątkowej formie i treści była jednym z najważniejszych anime lat 90. i do dziś uchodzi za klasyka, który mimo podeszłego wieku i starej, ciężkiej do strawienia formy, broni się i utrzymuje zainteresowanie po dziś dzień.
Lain również traktuje o konflikcie indywidualizmu z kolektywizmem, z (co oczywiste) ukazaniem słuszności tego pierwszego, tylko wplecionym w tematykę wyobrażeń odnośnie do potencjalnych zagrożeń – wtedy jeszcze raczkującego – Internetu. Dziś wiemy, że Internet dał nam więcej wolności niż nam jej odebrał (choć to pewnie dzięki Lain <śmiech>), ale niektóre z wyobrażeń scenarzystów Serial Experiments Lain mogą wydać się profetyczne. Widzimy dziś, że sieć rzeczywiście doprowadza do tego, że coraz bardziej jesteśmy „samotni razem” („together alone”), jak to trafnie określił dr Robert Lustig. Natomiast ja patrzę na to w ten sposób, że Internet oferuje znacznie więcej wolności niż świat rzeczywisty, ponieważ ten pierwszy nie podlega państwowej kontroli każdego ruchu i każdego działania, dlatego ludzi ciągnie do niego w ramach swego rodzaju naturalnego „głosowania nogami” za bardziej wolnym światem, i dlatego też ekonomia internetowa rozwija się znacznie szybciej od materialnej (powiedzmy, że rozwija się tak szybko, jak Hongkong w czasach swojej wolnorynkowej świetności).
Lekarstwem na ogólne uzależnianie się społeczeństw od Internetu jest wolny rynek, czyli przeniesienie anarchistycznego porządku z Internetu do rzeczywistości[7].

Wolnościowe anime – Code Geass i pierwsza dekada XXI wieku

W kontekście ukazywania liberalnych idei w anime od strony politycznej nie ma skrajniejszego przykładu niż bijąca rekordy popularności seria Code Geass, wychodząca w latach 2006–2008.
Nie wiem, jak bardzo autorzy tego dzieła zdawali sobie z tego sprawę, gdy je tworzyli, ale scenariusz do niego mógł równie dobrze napisać wolnościowiec chcący uszlachetniać i inspirować nowe pokolenie.
Jest to serial młodzieżowy o tematyce politycznej, zaprezentowanej z perspektywy heroiczno-idealistycznej. Akcja dzieje się w fikcyjnym świecie niedalekiej przyszłości, gdzie rewolucja amerykańska się nie udała, a Wielka Brytania podbiła 1/3 świata będąc na drodze do stworzenia globalnego, faszystowskiego imperium, którego nie są w stanie powstrzymać ani gnijąca w socjalizmie Unia Europejska, ani Chiny, które nie przeszły przez rewolucję antykulturalną. W świecie tym to na podbitej przez Imperium Brytyjskie Japonii spoczywa obowiązek dokonania pierwszej liberalnej rewolucji w historii. I tu wkracza nasz bohater, brytyjski arystokrata (zgodnie z ideą Gilberta Chestertona, że ze względu na poczucie własnej godności „to arystokraci bywają z reguły anarchistami”) Lelouch Lamperouge, który przez szczęśliwy zbieg okoliczności (przeznaczenie) dostaje moc wydawania rozkazów innym ludziom, łamiąc ich wolę podług swojej (i dostaje ją, rzecz jasna, od kobiety, która zostaje jego partnerką, a więc dzieło to zachowuje klasycznie archetypiczną strukturę[8]). Gdyby taką moc dostał ktoś wyznający etatystyczną antymoralność, ktoś pragnący władzy nad światem, to doprowadziłoby to do tragedii. Na szczęście protagonista wyznaje swoim sense of life liberalne idee (czyli wyznaje je sercem, nawet jeśli nie rozumie ich intelektualnie, tzn. uznaje wolność za wartość) i właśnie dlatego – jak się później dowiadujemy – on jako jedyny zasługiwał na tę „moc królów” (podobnie do Frodo we Władcy Pierścieni, który jako jedyny mógł nieść pierścień władzy, ponieważ nie chciał nikim rządzić).
Lelouch, będąc młodym arystokratą o wolnościowym duchu, marzącym o wyzwoleniu siebie i o zniszczeniu władzy na świecie (a przynajmniej państwa, w którym się urodził), po otrzymaniu tej mocy zaczyna wykorzystywać ją do prowadzenia rewolucji przeciwko Imperium Brytyjskiemu . I choćpoczątkowo walczył przede wszystkim o swoje indywidualne interesy – wolność i niepodległość Japonii stawiając na drugim miejscu – to z czasem zmienił się, dochodząc do wniosku, że wolność (uniwersalna, dla wszystkich) jest wartością wyższą niż wszystkie inne. Można powiedzieć, że dojrzał psychicznie. Z libertariańskiej perspektywy bohater w większości przypadków używa swojej mocy jako formy samoobrony przeciwko władzy (czy to bezpośrednio, czy w ramach prowadzenia wojny rewolucyjnej), poczynając od nauczycieli w państwowej szkole i zwykłych, ulicznych przestępców, kończąc na wojskowych, policjantach, politykach i innych członkach kasty rządzącej. Jednakże przez większość swojej przygody, szczególnie w pierwszym sezonie, nie szanuje on ani praw, ani wolnej woli, ani życia innych osób i dopuszcza się wręcz nonszalanckiego łamania Praw Naturalnych osób postronnych i niewinnych (niesłużących władzy). Pokazuje to jego niedojrzałość moralną, którą stopniowo przezwycięża w drugim sezonie.
W Code Geass mamy tym samym do czynienia z niepełnym zrozumieniem Praw Naturalnych od strony podmiotu wypowiadającego, ale również z Campbellowską podróżą bohatera i stopniową transformacją niedoskonałego młodzieńca w swoją szlachetniejszą formę. W tym sensie scenariusz serialu jest niezgodny z libertariańskimi ideałami, ale za to jest realistyczny, ponieważ mało który Japończyk, czy ogólnie człowiek na Ziemi, będzie oczytany w dziełach Murraya Rothbarda lub znał filozofię Prawa Naturalnego w wieku 18 lat.
„Nic bardziej nie zagraża moralności jednostki ludzkiej, niż przyzwyczajenie do wydawania rozkazów. Musi ono zdemoralizować nawet najlepszych, najmądrzejszych, najszlachetniejszych, najbardziej bezinteresownych i nieskazitelnych”. Michaił Bakunin
Lelouch, nie będąc ani oświeconym moralnie człowiekiem, ani osobą o czystym sercu (którą symbolizował Frodo we Władcy Pierścieni), nie uchronił się od korupcji „mocy królów” – jednakże od samego początku posiadał on quasi-anarchistycznego ducha, który objawiał się w tym, że nie akceptował on nad sobą żadnej władzy, jak również nie dawał się wciągnąć do systemu ani nie dał się przez niego przekupić (z jednym wyjątkiem, gdy postanowił pójść na kompromis podczas tworzenia strefy autonomicznej). Tworząc Nową Japonię Lelouch opierał się na ideach liberalizmu na tyle, na ile je rozumiał (czyli na tyle, na ile rozumiał je scenarzysta albo na tyle, na ile je uprościł, aby widzowie mogli je zrozumieć), a ludzie z wszelkich religii, kultur i ras mieli być akceptowani dopóty, dopóki robią to, „co słuszne” (w domyśle: nie łamią Praw Naturalnych innych osób). Również podczas tworzenia Zjednoczonych Narodów, które miały rozbić faszystowskie Imperium, postanowiono, że porzucą one państwowe wojska na rzecz prywatnej armii. Do tego na początku serialu protagonista zakłada de facto prywatną agencję ochrony i to ona, w iście anarchokapitalistycznym stylu (będąc finansowaną przez magnatów biznesowych), prowadzi wojnę wyzwoleńczą przeciwko Imperium.
W Code Geass znajdują się również nawiązania do rewolucji amerykańskiej oraz do Evangeliona z jego wątkiem odrzucenia kolektywizacji ludzkości. Ponadto głównym powodem, dla którego Lelouch odrzucił plan swojego ojca, był… przymus. Mimo swoich błędów moralnych w pierwszym sezonie nasz protagonista w drugim sezonie dochodzi do wniosku, że łamanie wolnej woli innych ludzi jest złem, oraz że idealny świat to taki, w którym „nawet obcy ludzie są dla siebie mili”, czyli świat relacji rynkowych, gdyż tylko taki świat to zapewnia.
Mimo dobrych intencji twórców poziom filozoficzny, rozumienie praw jednostkowych i moralności oraz ogólny poziom samoświadomości intelektualnej w Code Geass stoją niestety na niskim poziomie. Są wręcz płytkie i – przynajmniej miejscami – infantylne, niemniej i tak lepsze niż w stanowczej większości Zachodniego kina, nie wspominając o Zachodnich produkcjach dla młodzieży…
Jako serial młodzieżowy Code Geass spełnia swoje zadanie, starając się przedstawić młodej publiczności słuszne wartości na sposób romantyczny (poważny), będący przeciwieństwem tak powszechnie dziś występującego w kulturze Zachodniej cynizmu (braku uznawania powagi i braku wiary w wartości).
„Moje serce nigdy nie mogło tego zaakceptować. Tego fałszywego życia do którego nie byłem w stanie się dopasować. Cały ten czas, który straciłem. Te fałszywe wspomnienia, które zostały mi wpojone, bym żył jako członek stada. A jednak, Prawda nadal prowadzi mnie ku sobie. Tak jest. To nie ja byłem w błędzie. To świat. Świat musi się zmienić, a więc go zmienię”. Lelouch Lamperouge
Ten 50-odcinkowy serial, w którym bohaterowie są reprezentantami ścierających się ze sobą idei, jest pełny wątków, które można by omawiać z perspektywy libertariańskiej, a także konfliktów ideowych nie tylko pomiędzy wolnościowcami i etatystami, ale również pośród samych wolnościowców, przede wszystkim gradualizm wewnątrzsystemowy kontra rewolucjonizm. Akurat anime to jest jedną wielką laurką dla tego drugiego, ale nie powiedziałbym, że ze względu na jedyną słuszność rewolucjonizmu, co raczej ze względu na heroiczno-idealistyczny charakter serialu. Code Geass ma inspirować widza, szczególnie młodego i idealistycznego, czyli wierzącego w zmianę świata na lepsze, do walki z państwem — i nie w dalekiej, odległej przyszłości, tylko podług zasady „jak najwięcej wolności w jak najkrótszym czasie”. Ma to zresztą sytuacyjny sens i dla świata przedstawionego w serialu, który był zagrożony powstaniem rządu światowego, i dla naszego świata, który niebezpiecznie szybko zmierza do technokratycznego totalitaryzmu. Z terrorystami się nie negocjuje, z organizacjami przestępczymi nie można wchodzić w relacje ani iść na kompromisy.
Code Geass przedstawia radykalną drogę w podejściu do walki z państwem, rewolucyjny anarchizm w przeciwieństwie do ewolucyjnego (jaki reprezentuje chociażby Audrey Tang, minister cyfryzacji Tajwanu, który wierzy, że Tajwańczycy dojdą do anarchii przez stopniową transformację państwa i ewolucyjne zastępowanie jego funkcji przez prywatne podmioty).
Największą filozoficzną wadą Code Geass jest makiawelistyczne podejście głównego bohatera do realizacji (mniej lub bardziej wolnościowych) celów – to z niego wychodzi łamanie praw jednostkowych oraz inne niegodziwości, jakich się dopuszczał (takie jak odrzucanie swojego człowieczeństwa czy krzywdzenie bliskich bądź szlachetnych osób). Życie w fałszu, łamanie swojego sumienia, odrzucanie i poświęcanie swoich przyjaciół i ukochanych, pogarda dla wolnej woli – te i inne, są to wszystko czyny, które nie mogą nigdy doprowadzić do dobrych rezultatów, nawet jeśli cele są słuszne. Stąd też Lelouch jest bohaterem tragicznym. A władzy nie można w ten sposób pokonać czyli usunąć, ponieważ do tego potrzebna jest zmiana mentalności społeczeństwa, czego Code Geass nie dotyka i nie może dotykać przez swoje – niestety, mimo dobrych intencji – płytkie rozumienie etyki praw jednostkowych i praw społecznych.
Odkładając na bok wszelkie ww. niedoskonałości, seria ta jest rzadkim przykładem dobrze zrobionej, liberalnej sztuki wizualnej, i polecam ją każdemu z Czytelników. Mimo że jest to serial dla młodzieży i 50 odcinków może początkowo odstraszać, to warto się z nim zapoznać.
Innym popularnym i wysoko ocenianym anime z tamtego okresu, nawiązującym do Evangeliona, jest Gurren Lagann z 2007 roku, i w znacznie lepszej wersji filmowej: Gurren Lagann The Movie: Childhood’s End z roku 2008 oraz Gurren Lagann The Movie: The Lights in the Sky are Stars z 2009 roku. Dzieło to przedstawia dojrzewanie młodego chłopca na zniewolonej planecie i jego stopniowe dążenie do wyzwolenia jej spod okupacji zewnętrznych sił.
Głównym wątkiem przewodnim również jest tu starcie indywidualizmu z kolektywizmem i choć bohaterowie tworzą nowe państwo po udanej rewolucji, to zostało to ukazane jako błąd (pierścień władzy skorumpował część z nich), a fabuła drugiego filmu zmierza w stronę ukazania słuszności i triumfu indywidualizmu. Niestety, w przeciwieństwie do Evangeliona, który starał się przyśpieszyć dojrzewanie młodego widza, nawiązujący do niego Gurren Lagann to zwykła bajeczka, ale dzięki temu, że zawiera w sobie słuszne wartości, można ją pokazywać dzieciom (tak jak Zachodni film animowany Mrówka Z, który jest tematycznie podobny).

Wolnościowe anime – Madoka Magica i Gen Urobuchi

„Ten człowiek przyszłości, który nas tak samo od dotychczasowego wyzwoli ideału, jak i od tego, co zeń wyróść musiało, od wielkiego wstrętu, od woli nicości, od nihilizmu, ten dzwon bijący południa i wielkiego rozstrzygnięcia, dzwon, który wolę znów wolną uczyni, który wróci ziemi jej cel, a człowiekowi jego nadzieję, ten antychryst i antynihilista, ten zwycięzca Boga i nicości – przyjść kiedyś musi”. Fryderyk Nietzsche
Nie zgadzam się z filozofią Nietzschego jako całością (tylko z wybranymi ideami), ale faktem jest, że na początku swojej działalności intelektualnej, zanim zachorował i stracił rozum, był de facto libertarianinem – pisał o tym, że uznaje Prawa Naturalne i jedyne, co państwo powinno robić, to bronić ludzi przed agresją; później zradykalizował się i pisał nawet, że podatki to kradzież, a państwo to organizacja przestępcza. Etatyści, w tym postmoderniści, czerpią garściami z Nietzschego, szczególnie z późnego, ale wolnościowcy również mogą z niego czerpać, szczególnie z wczesnego. Samo opieranie się na Nietzschem niewiele mówi o artyście czy o pisarzu, ponieważ wszystko zależy od tego, na których ideach Nietzschego się opiera i – przede wszystkim – jak je interpretuje.
Gen Urobuchi jest wybitnym i uznanym japońskim scenarzystą, który czerpie intelektualnie z Nietzchego, ale interpretuje jego idee w słuszny sposób, co zobaczymy na przykładzie jego najważniejszego dzieła. Urobuchi albo jest anarchistą, albo przynajmniej jest do anarchizmu pozytywnie nastawiony, ponieważ w pierwszym sezonie anime Psycho-Pass, przy którym pracował, została umieszczona scena, w której dwóch bohaterów rozmawiając ze sobą wyjaśnia widzowi, czym jest anarchia (nie brakiem zasad, tylko zasadami obowiązującymi mimo braku władzy), oraz że główny antagonista nie jest anarchistą, tylko zwykłym przestępcą i nihilistą, ponieważ chce zniszczyć totalitarny system, ale nie uznaje Prawa Naturalnego. Jako że pozostali scenarzyści byli etatystami i to skrajnymi, bo – jak przyznali w wywiadzie – popierającymi inwigilację obywateli przez państwo dla ich własnego „bezpieczeństwa”, to domyślam się, że za tym dialogiem musiał stać właśnie Urobuchi.
Znany jest on z tego, że stworzył następcę Evangeliona – anime tak wybitne, że zdobyło dużą popularność w Japonii, zanotowało rekordy sprzedaży oraz jest powszechnie wychwalane przez recenzentów i krytyków (za osiągnięcie „poziomu perfekcji”), a także wygrało praktycznie wszystkie nagrody, jakie tylko się dało. Mowa o Puella Magi Madoka Magica (w skrócie Madoka Magica) z 2011 roku, które uznawane jest za najlepsze anime XXI wieku lub drugie najlepsze ogółem po Neon Genesis Evangelion[9]. W roku 2012 wyszła jego podrasowana estetycznie dwuczęściowa wersja filmowa przeznaczona dla tych, którzy widzieli już serial i chcieliby obejrzeć go ponownie (stąd wersja filmowa skraca wstęp), a w 2013 roku wyszedł film Madoka Magica: Rebellion kontynuujący i kończący serię, na podobę tego, jak End of Evangelion był filmem końcowym dla serialu Neon Genesis Evangelion. Madoka Magica jest zresztą duchowym następcą Evangeliona – oba dzieła traktują o dojrzewaniu 14-latków, z tym że Evangelion skupia się na chłopcu, a Madoka Magica na dziewczynkach (choć jedna z głównych bohaterek jest de facto męskim duchem w ciele kobiety, ale jest ona wyjątkiem, gdyż już od samego początku jest – w przeciwieństwie do reszty bohaterek – dojrzała psychicznie).
Madokę Magicę można jednym zdaniem opisać jako „retelling” (opowiedzenie powieści po raz kolejny w inny sposób) Fausta J.W. Goethego z ideami Nietzschego takimi jak koncept wiecznego powrotu, ideał nadczłowieka czy wyższość indywidualizmu nad kolektywizmem.
Istotnym elementem Madoka Magica jest zaskakiwanie widza, więc nie mogę opisać zbyt wiele bez zdradzania fabuły i ujawniania niespodzianek. Ogólnie rzecz biorąc anime to ukazuje zbrodniczość (wręcz demoniczność) kolektywizmu w postaci głównego antagonisty, który dziwi się, czemu ludzkość uznaje życie jednostki za wartość, skoro czasem większości opłaca się poświęcić parę jednostek dla dobra ogółu (będąc tym samym rasowym utylitarystą). Zwrócę uwagę również na coś kontrowersyjnego, mianowicie: główny antagonista wytyka ludzkości, że przecież traktuje on ludzi tak samo, jak ludzie traktują zwierzęta, i choć oczywistą odpowiedzią na to jest, że ludzie są agentami moralnymi i w przeciwieństwie do zwierząt posiadają Prawa Naturalne, to samo porównanie tego, jak ludzkość traktuje zwierzęta do tego, jak państwa traktują ludzi, jest zgodne z tym, co mówili różni mędrcy i anarchiści w przeszłości: że (cytując Tołstoja) „póki istnieją rzeźnie, będą pola bitew”. Warto się nad tym głębiej pochylić.
Wracając do Madoka Magica – Urobuchi ukazuje w niej ścieranie się nie tylko kolektywizmu z indywidualizmem, ale również czterech sposobów egzystencji spersonifikowanych w czterech postaciach: „niskiego” altruizmu, „wysokiego” altruizmu, „niskiego” (niemoralnego) egoizmu oraz „wysokiego” (moralnego) egoizmu. Według Nietzschego wszyscy są egoistami, a tzw. altruiści po prostu nie mają poczucia własnej wartości – uważają, że ich życie ma mniejszą wartość niż życie innych, a tym samym „poświęcając się” dla innych nie poświęcają się tak na prawdę (tzn. nie oddają czegoś, co cenią bardziej dla czegoś, co cenią mniej), tylko działają zgodnie z swoimi wartościami tak jak ci, których nazywamy „egoistami”.
Tym różni się Nietzsche od Ayn Rand i Madoka Magica od filozofii obiektywizmu, że Rand uznawała, iż można poświęcić swoją wartość za coś innego, czego nie uznaje się za wartość (np. oddać pieniądze, które miały pójść na prezent dla swojego dziecka, jakiemuś obcemu człowiekowi, którego się w ogóle nie ceni; albo poświęcić swoje życie dla obcej osoby, która nie reprezentuje żadnych bliskich nam wartości), a dla Nietzschego sam akt „poświęcenia” jest dowodem na to, że dana osoba uznawała to, co poświęca, za mniej warte niż to, czemu to poświęca (czyli kontynuując przykłady: rodzic widocznie cenił szczęście swojego dziecka mniej niż szczęście obcego człowieka; a osoba poświęcająca swoje życie widocznie ceniła je mniej niż życie obcej osoby). Dlatego według Nietzschego lekarstwem na patologie „altruizmu” (tzn. zachowań autodestrukcyjnych) nie jest egoizm, bo każdy jest egoistą, tylko zwiększenie poczucia własnej wartości i szacunku do swojego własnego życia/istnienia, porzucenie słabości i mierności, a także dążenie do bycia autentycznym indywidualistą oraz jak najbardziej szlachetną i cnotliwą osobą, ponieważ – cytując Nietzschego – „egoizm jest wart tyle, ile osoba, która go posiada”.
„Niski” altruizm to ten autodestrukcyjny, w którym osoba chce poświęcać się dla innych, ponieważ nie ceni swojego życia. W Madoka Magica jest on ukazany jako samobójczy, tragiczny i szkodliwy dla osoby, która go uprawia, jak i dla wszystkich wokół. Obok niego stawiany jest „wysoki” altruizm, czyli oświecony altruizm Buddy, chęć poświęcenia się dla świata i wszystkich istot w nim, ponieważ czuje się jedność (tu: empatię) z całym Istnieniem. W anime jest on ukazany jako szlachetniejszy, wręcz boski i niewychodzący ze słabości, tylko z siły i z mocy ducha, oraz z anielskiej czystości serca. Jednakże podmiot wypowiadający pokazuje, że postawa ta ma wadę: ignoruje mianowicie fakt, że ten symboliczny Budda również jest częścią tego Istnienia, również jest jednym z graczy w grze życia, więc poświęcenie samego siebie dla świata jest szkodliwe dla tej osoby oraz szczególnie dla tych, którzy ją kochają.
Po drugiej stronie mamy przedstawione dwa egoizmy – „niski” i „wysoki”. Pierwszy z nich nazywam niemoralnym (a Rand nazwałaby irracjonalnym). Jest to egoizm, który ignoruje rzeczywistość, w tym rzeczywistość moralną, i łamie prawa innych ludzi, by zdobyć to, czego pragnie. W anime jest on ukazany jako coś negatywnego od strony moralnej (jedna z bohaterek brzydzi się tym, że druga coś ukradła) oraz coś, co należy potępić. Z kolei „wysoki” egoizm, który nazywam moralnym (a Rand nazwałaby racjonalnym), to taki, który szanuje i swoje życie, i prawa innych ludzi, oraz opiera się na rzeczywistości. W Madoka Magica postać reprezentująca moralny/racjonalny egoizm, czy Nietzscheański indywidualizm, ma określone wartości, do których dąży za wszelką cenę, nie łamiąc przy tym praw innych osób. Postać ta jest najlepszą ze wszystkich znanych mi próbą spersonifikowania Nietzscheańskich ideałów w sztuce. I nie będzie to zbytni „spoiler”, jeśli zdradzę, że to właśnie ten sposób egzystencji (racjonalny indywidualizm szanujący prawa innych ludzi) ukazany jest jako… najszlachetniejszy.
Madoka Magica jest jednym z tych nielicznych, humanistycznych dzieł, które „przetwarzają zwierzęta na ludzi”, nawiązując do tego, jak Nietzsche postrzegał cel sztuki jako takiej. I jeśli widz nie jest kompletnym cynikiem, to odczuje w tym anime nawoływanie do zostania najlepszą wersją samego siebie, do dążenia, jeśli nie do zostania Nietzscheańskim nadczłowiekiem, mającym na świecie wolę znów wolną uczynić, to przynajmniej autentycznym indywidualistą, mającym własną, świadomą hierarchię wartości, dążącym do realizacji tych wartości całym swoim istnieniem[10].

Wolnościowe anime – No Game No Life i czasy współczesne

Kolejne anime, które warto tu omówić, osiągnęło wysoką popularność, a powieści na podstawie których powstało, stały się bestsellerami w Japonii. Ponadto ich dystrybucja została zakazana w Chinach przez tamtejszy rząd, uznający je za „zagrożenie dla komunizmu”. Mowa o serialu No Game No Life z 2014 roku i towarzyszącym mu filmie No Game No Life: Zero z 2017 roku. Ośmielę się stwierdzić, że ze względu na rewolucyjne podejście i idee zawarte w tym dziele może być ono najważniejszym – z libertariańskiej perspektywy – anime, jakie dotychczas powstało, ważniejszym nawet od Code Geass.
Nie mamy tu do czynienia ani z żadną walką o wolność, ani z żadnymi rewolucjami, ani ze zmaganiami bohaterów z siłami ciemności. Ale czym jest libertarianizm? Jaki jest jego cel? Świat dobrowolnych interakcji, świat bez wojen, bez agresji. Zdecydowana większość, praktycznie wszelka libertariańska sztuka, skupia się albo na ukazywaniu drogi do wolności, albo walki z państwem, ale czy zauważyliście drodzy Czytelnicy, że dzieła ukazujące libertariański świat, już po pokonaniu, rozmontowaniu czy prywatyzacji państw, praktycznie nie powstają? Takim właśnie dziełem – nieświadomie – próbuje być No Game No Life.
Akcja No Game No Life dzieje się w fantastycznym świecie „Boga Gier”, który przejął boski tron po wielkiej wojnie i uchwalił aksjomaty działające jak prawa natury dla świata przedstawionego. Te aksjomaty to de facto libertariańskie zasady mówiące o nieinicjowaniu agresji wraz z opisem zasad, jak rozwiązywać konflikty poprzez gry (w których to obie strony muszą się zgodzić na uczestniczenie w nich), oraz zasada dziesiąta, która nie działa jak prawo natury, tylko służy jako wskazanie moralne, którym Tet (bo tak miał na imię tenże bóg) prosi istoty zamieszkujące Disboard (bo tak nazywa się świat przedstawiony w anime), by dobrze się bawili ze sobą nawzajem – co może wydawać się prozaiczne, ale ma głębszy sens, do którego jeszcze wrócimy. Podczas ogłaszania aksjomatów Tet oznajmił również wszystkim istotom w Disboard, że od teraz zamiast rywalizacji poprzez agresję i wojny, będą musieli rywalizować poprzez „budowanie wieży mądrości”, czyli ogólnie rzecz biorąc budowanie jak najlepszej cywilizacji i rozwijanie jak najwyższej kultury poprzez współpracę na wolnym rynku.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
W tak urządzonym świecie, z takimi prawami natury działającymi jak prawa fizyczne, osoby nie mogą uderzyć, skrzywdzić, czy okraść innych ani zastosować innego rodzaju agresji, stąd nie ma tam ani wojen, ani przestępczości w tradycyjnym rozumieniu tego słowa (napastnicy muszą przekonać potencjalną ofiarę, by zagrała z nimi w grę). Nie ma również podatków i państw rozumianych jako monopole na stosowanie agresji, gdyż policja i wojsko nie mogą nikogo do niczego zmusić i stąd praktycznie nie istnieją. Prawa Naturalne tego świata wymuszają na wszystkich, by dążąc do zdobycia bądź osiągnięcia czegoś w tym świecie, robili to przez perswazję, pracę czy handel, czyli działania rynkowe.
Świat przedstawiony jest de facto nieświadomą próbą ukazania ładu rynkowego w formie metaforycznej, na tyle, na ile Autor go rozumiał i mógł skonceptualizować. „Nieświadomą”, gdyż Autor nie rozumie ekonomii i jest negatywnie nastawiony do kapitalizmu (nie wiedząc, że w Japonii nie panuje obecnie kapitalizm, tylko skrajny keynesizm przeobrażający się w realny socjalizm, gdyż – w chwili, gdy piszę te słowa – tamtejszy bank centralny przez ETFy na akcje i nieruchomości posiada ok. 5% kapitalizacji całego rynku, w tym jest największym udziałowcem w wielu największych japońskich spółkach oraz kluczowym akcjonariuszem dla większości firm notowanych na giełdzie w Tokio), a libertariańskość No Game No Life wyszła mu tak jakby przypadkiem, dzięki przyjęciu zasady o nieinicjowaniu agresji (nieidealnie rozumianej, ale jednak) jako punktu wyjściowego.
Gdy główni bohaterowie – Sora i Shiro – trafiają do tego świata, to pojedynkują się w nim na różne sposoby poprzez gry. Odkładając całą związaną z grami, efektowną otoczkę na bok – ich działania to w gruncie rzeczy zwykłe wymiany rynkowe. Dla przykładu, gdy próbują przejąć miejską bibliotekę od anielicy Jibril (która zdobyła ją legalnie i dokonała jej secesji od miasta[11]), to de facto wymieniają się z nią, udostępniając sobie nawzajem swoje źródła wiedzy (co pokazuje świętość własności prywatnej w świecie przedstawionym, gdzie państwo dzięki aksjomatom nie mogło znacjonalizować przybytku, mimo że bardzo go potrzebowało). Wymiana ta była zresztą możliwa, ponieważ rasa flügelów (bo tak nazywają się tamtejsze aniołopodobne stworzenia), stworzonych do prowadzenia wojen, całkowicie zmieniła się dzięki zapanowaniu aksjomatów. Jak to podsumowała Jibril: „Od kiedy morderstwa i przemoc zostały zabronione, cenimy wiedzę ponad wszystko inne”. I nie tylko flügely przeszły taką transformację, ale mniej lub bardziej wszystkie rasy tamtego świata – Bestie, które od zawsze walczyły ze sobą, zjednoczyły się i zbudowały rozwiniętą, nowoczesną cywilizację.
Sami główni bohaterowie No Game No Life, choć niepozbawieni wad, reprezentują humanistyczne myślenie i idee – Sora stwierdza nawet, że „naszym obowiązkiem, zwykłych ludzi, jest pomóc tym nierozumianym geniuszom [którzy budują cywilizację i popychają świat do przodu] zrealizować swój potencjał”. Wrzuceni w Disboard dążą do dobrowolnego zjednoczenia wszystkich ras, gdyż odkryli, że tak „wygrywa się” w grę „Boga Gier”.
Samo narzucenie aksjomatów przez Teta, choć zmusiło rasy do życia znacznie bliższego liberalnym/libertariańskim ideałom, nie zmieniło ich mentalności. W świecie przedstawionym w dalszym ciągu istnieją państwa i nadal frakcje próbują zwalczać i podbijać się wzajemnie, tyle że w ramach aksjomatów. U elfów panuje nawet niewolnictwo, gdyż niektóre młode, nieświadome i zależne od opiekunów osoby zmusza się (tak jak rodzic może zmusić dziecko, grożąc mu brakiem opieki/wyrzuceniem z domu) do podpisania umowy o oddaniu się w niewolę. Widzowi czy czytelnikowi wiele razy daje się do zrozumienia, że gdyby aksjomaty zniknęły z Disboard, to wszystkie rasy skoczyłyby sobie do gardeł. Sora i Shiro próbują to zmienić dzięki zrozumieniu „zasad” tej „gry”.
Innymi słowy, w No Game No Life jest zawarta idea – i do tego nawiązuje ww. zasada 10. – że aby wolność mogła zaistnieć, nie można jej narzucić odgórnie siłą, tylko wymagana jest zmiana mentalności uczestników gry życia[12].
Poza treściami humanistycznymi i wolnościowymi anime to przesiąknięte jest duchem indywidualizmu, co widać chociażby po jego „openingu” (utworze otwierającym każdy odcinek serialu), który zawiera silnie proindywidualistyczne przesłanie. Dlatego też niezmiernie cieszy mnie, że jest to najczęściej wyświetlany na YouTube opening do anime:
„Nie zgadzamy się być trybikami kręconymi w rytmie monotonii
Poddawanie się wymogom społeczeństwa jest piekłem na Ziemi
Gdy graliśmy Bóg wrzucił nas do świata rządzonego przez gry
W mgnieniu oka, nasze życia spokoju i bezczynnej ciszy zmieniły się
W przygodę po schodach do chwały, by zapisać nasze imiona w historii
Przed nami jawi się przyszłość najwyższego zwycięstwa
Wszystko idzie zgodnie z planem
Teraz jest nasza szansa, by wspólnie oczyścić ten świat
Jesteśmy indywidualistami, nie potrzebujemy pomocy
Nieważne jak niesprawiedliwe czy trudne będą nasze wyzwania
Sukces jest oddalony tylko o jedno zwycięstwo
Zagrozimy niepokonanym używając naszej inteligencji i talentów
I skąpiemy się w ekscytującej eudajmonii zwycięstwa
Potrzebujemy tylko wiary w siebie
Nie ma silniejszego wroga niż ciemność czająca się w naszych sercach
Dopóki utrzymujemy determinację, nie będziemy pokonani
Nie oddamy naszej dumy dla płytkiego poczucia bezpieczeństwa
Bez sensu życia
Wypędźmy barbarzyński zgiełk, który plugawi ten świat
I zastąpmy go pogodnym głosem ludzkości
Nasz wybór by walczyć nie jest błędny
Ponieważ nauczyliśmy się, że nawet jeśli stracimy wszystko co mamy
To na końcu i tak zawsze wygramy
Jesteśmy indywidualistami, “zdrowy rozsądek” jest nam niepotrzebny
Czekanie na innych, by wyruszyć
Usuwa wartość z naszej przygody
Więc zamiast podążać za nimi, zróbmy to po swojemu
Z zdjętym ciężarem z naszych ramion przetrzemy własną ścieżkę
Przebijając się dalej razem, do samego końca
Nie wahaj się, gdyż to droga, którą wybraliśmy
Nawet w momentach kiedy jesteśmy przegrani
I czujemy jak pozbawili nas naszej dumy
Jest tylko jedna honorowa droga do naszego sukcesu
Jesteśmy indywidualistami, nie potrzebujemy pomocy
Nieważne jak niesprawiedliwe czy trudne będą nasze wyzwania
Sukces jest oddalony tylko o jedno zwycięstwo
Zagrozimy niepokonanym używając naszej inteligencji i talentów
A gdy będziemy już mieć świat w naszych rękach
Uśmiechniemy się z odnowionymi duszami
Jesteśmy indywidualistami, najlepszymi indywidualistami-graczami
Dopóki jesteśmy razem, możemy pokonać wszelkie przeciwności
A z wiarą w siebie można osiągnąć wszystko”[13].
Rzecz jasna sformułowanie „gdy będziemy już mieć świat w naszych rękach” nie odwołuje się do przejęcia władzy nad światem – a przynajmniej nie musi – ponieważ bohaterowie No Game No Life wspinają się po drabinie rynkowej hierarchii, a ich działania w Disboard są metaforą osiągania społecznego sukcesu w ramach dobrowolnych interakcji. W pewnym sensie zostali oni wyrzuceni ze świata etatystycznego do świata rynkowego, w którym mogli uaktywnić swój duszony dotąd potencjał – na podobieństwo tego, jak uciekinierzy z krajów komunistycznych mogli zacząć nowe życie po ucieczce do Stanów Zjednoczonych czy Hongkongu[14] i dorobić się bogactwa oraz pozycji społecznej praktycznie od zera.
Jako że w Japonii panuje skrajny neokeynesizm, którego szkodliwości nie rozumie nikt poza przedstawicielami austriackiej szkoły ekonomii, to japońscy artyści nierzadko ukazują w swoich dziełach młode osoby, które „dusi” system państwowego szkolnictwa (całkowicie niewolniczy i niedopasowany do świata rynkowego) czy – tak jak w No Game No Life – ogólny kolektywizm społeczeństwa, brak swobody myśli i działania oraz brak możliwości i perspektyw dla młodych osób. Artyści ci nie do końca rozumieją, skąd bierze się ten „ucisk” (za wyjątkiem państwowego szkolnictwa, bo to jest akurat widoczne gołym okiem i bezpośrednio doświadczalne), więc zazwyczaj ukazują czy opisują go bardzo ogólnie i abstrakcyjnie, a niektórzy mylnie utożsamiają go z kapitalizmem. Gdyby posiadali (niezakłamaną) wiedzę ekonomiczną to wiedzieliby, że to państwo i bank centralny są źródłem problemów i cierpienia ich oraz młodych Japończyków, których problemy próbują wizualizować na ekranie.
Przez ten wręcz schizofreniczny brak świadomości odnośnie do realnych przyczyn i skutków praw społecznych i ekonomicznych, występujący w japońskim społeczeństwie, bohaterowie No Game No Life odzyskują siły i motywację do działania, ich istnienia napełniają się nigdy wcześniej niedoświadczanym głębokim sensem, a z leniwych wyrzutków społecznych zamieniają się w awatary Misesowskiego ludzkiego działania, gdy trafiają ze świata etatystycznego do świata rynkowego, mimo że Autor w swoich powieściach krytykuje kapitalizm, a wolną wymianę handlową pomiędzy krajami opisuje jako coś negatywnego (pisze, że doprowadziłaby słabszy kraj do ruiny).
Wysoka popularność tego anime na całym świecie wskazuje na to, że młodzi ludzie w krajach rozwiniętych podświadomie czują, że coś jest „nie tak” (i że powinno być znacznie lepiej), ale nie rozumieją dokładnie, dlaczego tak jest – za wyjątkiem libertarian. I mają rację, że coś jest „nie tak”, bo mimo że ogólna liczba samobójstw w Japonii spada, to ich odsetek rośnie w grupie osób młodych (w USA rośnie wśród wszystkich). Rośnie również przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi w krajach rozwiniętych (szczególnie w USA), a niemożność utrzymania niepracujących partnerek przez młodych mężczyzn doprowadza do „kryzysu intymności” (który najmocniej odczuwalny jest właśnie w Japonii, a to dlatego że Japonia jest najdalej posunięta w neokeynesistowskiej polityce banku centralnego). Od momentu odejścia od standardu złota występuje wiele innych anomalii, o których można przeczytać chociażby na tej stronie, ale wszystkie one wynikają nie z kapitalizmu, tylko centralnego planowania banków centralnych i stopniowego zanikania wolności gospodarczych na świecie.
Wracając do dobrych stron No Game No Life – anime to pokazuje, że po usunięciu przymusu z życia społecznego konflikty trzeba rozwiązywać przymiotami intelektu i charakteru oraz aplikowaniem wiedzy, co w samej sztuce wizualnej czy interaktywnej (grach) tworzy znacznie więcej różnorodności i stymulacji intelektualnej, niż prostackie rozwiązywanie wszystkich konfliktów przy użyciu przemocy, tak jakby była ona panaceum na wszystkie problemy ludzkości (barbarzyńcy od cywilizowanych ludzi różnią się tym, że dla barbarzyńców każdy problem trzeba rozwiązać przemocą, a dla cywilizowanego człowieka każdy problem da się rozwiązać bez inicjowania przemocy).
Jestem głęboko przekonany, że w cywilizowanym/libertariańskim świecie przyszłości nie będą królowały filmy, anime, czy gry oparte na przemocy, ale oparte na pokojowej i dobrowolnej współpracy takie jak No Game No Life (innymi słowy takie, w których to natura jest przeciwnikiem, a nie inni ludzie; gdzie wspólny rozwój i doświadczanie cudów istnienia są celami, a nie władza i dominacja).
Serial nie jest pozbawiony wad – część z nich już wymieniłem – jak nieidealne rozumienie praw jednostkowych. Kolejnym z mankamentów jest libertyńskość (wolność obyczajowa bez hamulców w postaci odpowiedzialności przed obiektywnymi zasadami i wartościami) i powiązany z tym infantylizm. Ogólnie jestem wrogi współczesnym komediom, czyli komediom, w których liczy się humor niskich lotów. W starożytności klasyczna komedia była poważnym dziełem z dobrym zakończeniem (np. Nowy Testament jest komedią w klasycznym rozumieniu), a dramat był poważnym dziełem, które kończyło się tragicznie (w anime flagowym przykładem świetnie zrobionego klasycznie-łacińskiego dramatu jest serial Fate/Zero pióra Gena Urobuchiego). No Game No Life niesie za sobą wiele wzniosłych i pozytywnych wartości, ale niestety miesza je z dawką postmodernistycznego zepsucia obyczajowego.
Natomiast No Game No Life: Zero, czyli film będący prequelem do serialu, nie jest już współczesną komedią, tylko dramatem egzystencjalnym, robiąc tym samym zwrot o 180 stopni. Opowiada o Wielkiej Wojnie, która działa się przed uchwaleniem aksjomatów przez Boga Gier, oraz o tym, jak do tego doszło, że zostały one uchwalone. Film ten również ma wydźwięk proindywidualistyczny. Nawiązuje m.in. do motywu z Evangeliona, w którym jednostka odrzuca kolektyw (i rozwija swoje indywidualne ja) dla miłości.
Ostatnim anime, jakie weźmiemy na warsztat, jest najnowsze dzieło Makoto Shinkaia, znanego japońskiego reżysera, którego słynący ze swojego piękna film Your Namez 2016 roku został najbardziej dochodowym filmem animowanym w historii. W 2019 roku Shinkai wypuścił kolejny film zatytułowany Weathering with You i również ta produkcja osiągnęła wielki sukces zdobywając mainstreamową popularność. W tak popularnych filmach zazwyczaj nie ma żadnych konkretnych treści filozoficznych, a już na pewno nie libertariańskich. Ale ten jest wyjątkiem.
Bohaterowie Weathering with You to zakochane nastolatki, które uciekły z domu i które chcą legalnie pracować i żyć po swojemu. Nie chcą nikomu robić krzywdy, nie chcą żadnej pomocy od państwa i społeczeństwa, chcą tylko jednego – by inni ludzie zostawili ich w spokoju („Drogi Boże, jeśli naprawdę istniejesz, proszę, nie dawaj nam niczego i nie zabieraj nam niczego więcej”.). Niestety społeczeństwo poprzez państwo (policję i innych urzędników) im to uniemożliwia (próbując ich zaaresztować i wysłać z powrotem do obozu więziennego dla nieletnich, by ukończyli swoją tresurę na posłusznych niewolników), mimo że przecież nie robią nikomu krzywdy.
Shinkai ukazuje państwo (i ogólnie etatystyczno-kolektywistyczne społeczeństwo) jako siłę antagonistyczną, a łamiących prawo nastoletnich bohaterów jako niewinne ofiary, z którymi widz powinien sympatyzować, uznając tym samym wyższość etyki naturalnej ponad prawem państwowym.
Weathering with You jest laurką dla filozoficznego indywidualizmu, gdyż reżyser (jak sam twierdzi w wywiadzie) podjął w filmie temat poświęcenia jednostki dla społeczeństwa i (jak widzimy po fabule filmu) doszedł do wniosku, że nie powinno się tego robić. Jednostka jest bowiem najważniejsza. W pewnym sensie jest to historyczny moment, gdyż Japończycy wybrali jednostkę ponad społeczeństwo swoimi „głosami” patrząc po popularności tego filmu.

Epilog: Azjatycki Renesans (o przechodzeniu Azji Wschodniej do Ery Informacyjnej)

Kultura i sztuka sławiące indywidualizm są warunkiem do zaistnienia wolnego społeczeństwa. Artyści poprzez sztukę artykułują idee (oraz ukazują, gdzie społeczeństwo jest i dokąd zmierza), jeszcze zanim zrobią to intelektualiści, a nawet filozofowie – dlatego w historii to Renesans nastąpił przed Oświeceniem. Społeczeństwa europejskie najpierw na bardziej abstrakcyjnym poziomie – poprzez sztukę – zetknęły się z uwielbieniem człowieka, piękna, rozumu i innych renesansowych wartości, a dopiero później zostało to skonceptualizowane przez intelektualistów i narodziło nowożytny świat z jego dobrodziejstwami.
Zachodnia Cywilizacja od XIX wieku („śmierci Boga”) znajduje się na równi pochyłej podobnej do upadku Starożytnego Rzymu. Śmierć chrześcijańskiego systemu wartości, będącego paliwem, na którym opierał się Okcydent, doprowadziła do wzrostu socjalizmu, nacjonalizmu, faszyzmu, autorytaryzmu i ogólnie rozumianego zepsucia (w sztuce, kulturze/obyczajach, polityce, filozofii, stosunkach społecznych etc.). I tak jak Rzym przeszedł przez to samo, przechodząc przez okres faszyzmu, który przerodził się w okres ówczesnego odpowiednika postmodernizmu (kiedy to również szerzyły się: transgenderyzm/androgynia, feminizm, homoseksualizm, zepsucie obyczajowe; a państwo z minimalnego przerodziło się w ówczesny model wielce rozrośniętego państwa opiekuńczego), tak od lat 60. XX wieku Cywilizacja Zachodnia jest w okresie współczesnego postmodernizmu.
XX-wieczni postmodernistyczni filozofowie celnie opisywali to, w jakim stanie znajdowały się Zachodnie społeczeństwa i dokąd zmierzały, tak jak Nietzsche (czy Fiodor Dostojewski) celnie przewidywał koniec cywilizacji i rzeki krwi z powodu komunistycznych i nacjonalistycznych rewolucji kilkadziesiąt lat przed tym, jak nastąpiły. Dziś już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Cywilizacja Zachodnia znajduje się „dwie minuty przed północą”, będąc w okresie późnego postmodernizmu (którego dobrym przykładem jest Cyberpunk 2077, który wyjątkowo obrazowo przedstawia postmodernistycznego ducha trapiącego ówczesny Zachodni świat), pojawiającego się tuż przed ostatecznym upadkiem[15].
W międzyczasie w Azji Wschodniej trendy są zgoła inne. Tak jak wskazywałem wcześniej w tym artykule, podczas gdy sztuka Zachodnia jest pełna zepsucia, sztuka Wschodnia ma się względnie lepiej (podkreślam: względnie). Jest w niej coraz więcej treści indywidualistycznych, podczas gdy w sztuce Zachodniej jest coraz więcej treści kolektywistycznych. We współczesnej sztuce azjatyckiej nie ma tyle przemocy, wojen i szaleństwa co w Zachodnich filmach, serialach czy grach, jest za to więcej piękna, miłości i słodkości (szczególnie w sztuce japońskiej i zainspirowanej kulturą japońską). Widzę we wschodnich artystach i artystkach tego ducha upiększania i poprawiania świata, którego Zachód miał ostatnio od Renesansu po okres klasycyzmu. Z moich obserwacji wynika, że – prawdopodobnie – obecnie więcej przybytków w stylu neoklasycznym powstaje na Tajwanie, w Japonii i w Chinach, niż na Zachodzie. Oczywiście wynika to z bogactwa i rozwoju gospodarczego – wiadomo, że przed włoskim renesansem musiał zostać zakumulowany ogromny kapitał, który później mógł być wydawany przez arystokrację i burżuazję na finansowanie sztuki. Jednakże widać, że gdy Azjaci dostają wybór jaką tworzyć sztukę czy architekturę, to coraz częściej wybierają sztukę w stylu klasycznie Zachodnim (neoklasycznym)[16].
Również w obszarze idei i polityki możemy zaobserwować w Azji Wschodniej ciekawe, pozytywne trendy. W 2014 roku na Tajwanie odbyła się tzw. rewolucja słoneczników, po której kraj ten zaczął dążyć w stronę transparentności działania państwa, liberalizacji prawa imigracyjnego, kosmopolitycznej dwujęzyczności (na model Singapuru czy Hongkongu). Wzmocnieniu uległy tam również tendencje niepodległościowe (wynikające z wrogości wobec chińskiego totalitaryzmu), wybory wygrała prezydent, która poparła rewolucję w Hongkongu (i nawoływała młodych Tajwańczyków do zakładania własnych firm), a anarchista został ministrem cyfryzacji. W tym samym roku w Hongkongu odbyła się tzw. parasolowa rewolucja, a od 2019 roku trwa walka o autonomię, niepodległość i szeroko rozumiane wolności obywatelskie. Tak samo nie o zasiłki, czy o zwiększenie państwa, ale o wolności obywatelskie zaczęli domagać się protestujący w tym roku młodzi Tajlandczycy zainspirowani przykładem swoich kolegów i koleżanek z Hongkongu i Tajwanu (sojusz tych trzech społeczeństw w walce z lokalnym i chińskim autorytaryzmem nosi nazwę „Milk Tea Alliance”).
Młodzi ludzie z tych krajów są często wychowani na anime i nimi zainspirowani, a sami Japończycy wspierają ruch oporu w Hongkongu. Właśnie dlatego rząd Chin stara się zakazywać japońskich mang czy anime takich jak wcześniej wspomniane No Game No Life oraz powstrzymać wpływ kultury japońskiej na chińską młodzież, podobnie jak Związek Radziecki starał się powstrzymywać napływ wytworów Zachodu: od Coca-Coli po muzykę rockową. I tak jak Związek Radziecki w ostatniej dekadzie swojego istnienia, im również się to nie udaje, ponieważ kultura anime szerzy się wśród młodego chińskiego pokolenia z zawrotną szybkością dzięki Internetowi oraz naturalnej, opisanej przez Ludwiga von Misesa, chęci dążenia ludzi do czegoś lepszego. W tym przypadku kultura anime wypełnia pustkę kulturową w społeczeństwie, które przez kolektywizm nie mogło wytworzyć silnej kultury – dokładnie tak, jak Związek Radziecki – bo tylko wolne jednostki tworzą silną kulturę. Najpotężniejsi artyści, tacy którzy łapią serca milionów, tacy którzy potrafią wyjść na ulice miasta i przyciągnąć rzeszę zaczarowanych słuchaczy[17], to zawsze są silne duchem jednostki, takie które mogą pojawić się tylko w indywidualistycznym społeczeństwie.
Patrząc na to, jak szerzy się w Chinach proindywidualistyczna kultura, tylko kwestią czasu jest, gdy nastąpi chiński odpowiednik „pierestrojki”, gdyż ich system polityczny będzie zbyt niezgodny z duchem chińskiego młodego pokolenia i ogólnego zeitgeistu, jaki szerzy się w tamtym regionie. Kraje azjatyckie są wysoko rozwinięte gospodarczo, technologicznie i silnie zinformatyzowane, co sprawia, że adoptują technologię blockchain szybciej niż kraje Zachodnie. Popchnie je to jeszcze bardziej w stronę wolnościową, gdyż technologia ta wymusza decentralizację – nieważne, jak rząd Chin będzie próbował ją centralizować, zcentralizowane blockchainy to nie są blockchainy, bo są pozbawione głównej cechy, która daje blockchainom wartość, tym samym powinny przegrywać konkurencję z normalnymi, zdecentralizowanymi rozwiązaniami.
Wraz z procesem przechodzenia Azji Wschodniej do Ery Informacyjnej (w czym będzie ona przewodzić) będą się tam szerzyć liberalne/libertariańskie idee i jestem przekonany, że pierwsze libertariańskie czy też quasi-libertariańskie (państwa minimum) społeczeństwa powstaną w Azji. Możliwe, że nawet nie będą się tak określać, ponieważ nie będą kierowały się ideologią per se, tylko naturalnym rozwojem społecznym. Rozwojem, który będzie dodatkowo wzmocniony dzięki utworzeniu strefy wolnego handlu dla Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej (a jak wiemy, wolny handel to nie tylko wymiana towarów, ale również kultury, gdyż towary czy usługi są wynikiem i częścią kultury). Azję, która przeszła już wielką transformację w ostatnich dekadach, czeka w przyszłości jeszcze bardziej niesamowita przemiana.
Japończycy w końcu nie wytrzymają tego, że ich kultura jest coraz bardziej indywidualistyczna, a system gospodarczy kolektywistyczny, i będą musieli wybrać albo jedno, albo drugie (przypominam, że neomarksiści doszli do tego samego wniosku, do którego na długo przed nimi doszli wolnościowcy – że to kultura określa kształt i charakter systemów społecznych, więc to kultura powinna wygrać[18]). Podobnie Chińczycy z ich systemem politycznym. Otwartość granic, łatwość przemieszczania się oraz przesyłania i transferowania kapitału (co widzimy nie tylko po blockchainie, ale również po coraz większej popularności tzw. REITów, czyli nieruchomości posiadanych pośrednio, tak jak posiada się akcje; czekają nas również zdigitalizowane złoto i srebro, digitalizacja innych aktywów oraz coraz większa powszechność pracy zdalnej) i konkurencja między krajami będą popychały je do bycia coraz bardziej liberalnymi/przyjaznymi i otwartymi na wartościowych ludzi i kapitał. Nie wspominając o tym, że młodzież krajów azjatyckich będąc w tej samej albo podobnej kulturze nie będzie prowadzić wojen przeciwko sobie, ani zamykać granic, na podobieństwo Europejczyków w XIX wieku. Wietnam również czeka polityczna liberalizacja, bo ich młode pokolenie dzięki Internetowi jest zafascynowane kapitalistyczną kulturą Zachodnią, która jest sprzeczna z systemem autorytarnym.
Moim zdaniem to Tajwan będzie pierwszym libertariańskim krajem na Ziemi i jest pierwszym krajem, który wchodzi w Erę Informacyjną. Jak powiedziała posłanka do tamtejszej legislatywy, pierwsza w historii cosplayerka, która została posłem (co ma symboliczne znaczenie, bo cosplay jest sztuką czysto indywidualistyczną i częścią kosmopolitycznej kultury Ery Informacyjnej):
Jeśli osoba taka jak ja mogła zostać posłem, oznacza to, że żyjemy [tu na Tajwanie] w Nowej Erze”.
Adam Danisz
Pozostałe artykuły z serii Wolnościowa sztuka znajdziecie tutaj oraz tutaj.

[1] Rozwinięte azjatyckie miasta znajdują się w erze „post-tradycji” (zapożyczając stwierdzenie od dr. Marcina Chmielowskiego, który ukuł je, w rozmowie ze mną, na określenie Hongkongu), gdzie rozwój cywilizacyjny i technologiczny połączony z wymianą handlową oraz kulturową, doprowadził i doprowadza do tworzenia się kosmopolitycznych społeczeństw, na podobę dawnych, zachodnich republik kupieckich, które w ówczesnych renesansowych i późniejszych czasach, dzięki wymianie handlowej i idącej z nią wymiany ideowej, były względnie bardziej liberalne kulturowo, otwarte oraz kosmopolityczne, niż pozostałe kraje tamtych czasów (i stąd niesamowicie kreatywne w sferach sztuki, kultury, idei i innowacji). W Hongkongu i w Singapurze język angielski jest językiem urzędowym, na Tajwanie rząd ogłosił, że planuje wprowadzić to samo do końca tej dekady, a w pozostałych krajach Azji Wschodniej angielski staje się coraz bardziej popularny za sprawą Internetu i otwierania się na świat (podobnie rozprzestrzenia się tam współczesna kultura japońska, która staje się kulturą ponadnarodową, wraz z językiem japońskim). Im bardziej liberalizujemy gospodarczo dany kraj i im bardziej się on rozwija (szczególnie w Erze Informacyjnej), tym mocniej pchamy go w tę kosmopolityczną stronę „post-tradycji” – to kolejny argument za tym, że konserwatyzm jakiegokolwiek rodzaju jest sprzeczny z ideami wolnościowymi.
[2] Na Tajwanie, który – nie ukrywam – jest moim ulubionym krajem na Ziemi, pracownice McDonald’s przebierały się za kocie pokojówki i inne „afrodyzyjskie archetypy”, za co Tajwańczycy byli atakowani w Zachodnich, lewicowych mediach za „szowinizm” i zdradę neofeministycznych, współcześnie-zachodnich ideałów. Japończycy również nie uniknęli ostrzału Zachodniej poprawności politycznej, gdyż BBC nagrało materiał szkalujący kulturę anime i maid-café.
[3] Choć oczywiście w jednych krajach wschodnioazjatyckich jest gorzej pod tym względem, a w innych lepiej, i tak samo różnie jest w różnych krajach Zachodnich, to opisuję tu zagregowane trendy dla całych bloków cywilizacyjnych.
[4] Termin „cud gospodarczy” został ukuty i jest stosowany przez etatystycznych ekonomistów i intelektualistów na określenie praktycznie każdego względnie wysokiego wzrostu gospodarczego i cywilizacyjnego, wynikającego z liberalizacji gospodarki (poczynając od „holenderskiego cudu” z XVII wieku), by zmylić opinię publiczną, sugerując, że wzrost gospodarczy i idące z nim w parze rozwój cywilizacyjny i wzrost poziomu życia, jest jakimś losowym, danym z nieba „cudem”, który nie ma konkretnych przyczyn i nie da się go powtórzyć w każdym kraju na życzenie, jeśli tylko zastosować odpowiednią dawkę wolności. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby politycy i służący im ekonomiści przyznali swoim niewolnikom, że specjalnie trzymają ich w biedzie, tylko po to, by mieć nad nimi więcej władzy.
[5] Niestety ale również japoński rząd stara się brać udział w promocji japońskiej kultury na świat poprzez program rządowy „Cool Japan”. Niemniej tak jak wszystko, co robi państwo, w praktyce jest to tylko pasożytnictwo.
[6] Zob. najlepszy znany mi tekst analizujący Neon Genesis Evangelion dla tych, którzy chcieliby się zagłębić: M. Leporati, The Meaning Behind Evangelion, „Eva Monkey” 13 sierpnia 2003, https://www.evamonkey.com/writings/leporati-matt-the-meaning-behind-evangelion.php, (dostęp: 26 listopada 2020 r.).
[7] Tajwan jest przykładem kraju, gdzie dzięki niskim podatkom (jak 5% VAT) i bardzo niskiemu poziomowi regulacji antybiznesowych jedzenie na mieście jest tańsze niż w domu, co – jak można się domyślić – ma pozytywne skutki dla socjalizacji całego społeczeństwa.
[8] Przewijający się przez całą historię kultury Zachodniej Cywilizacji wątek, że to kobiety są źródłem siły męskich bohaterów, jest jednym z faktów rozbijających neomarksistowską narrację o „opresyjnym patriachalizmie” kultury Zachodniej. Skoro mężczyźni całkowicie „dominowali” kobiety w Zachodniej Cywilizacji, to po co Pani z Jeziora, wszelkie damy serca, czemu Troja musiała spłonąć o wdzięki jednej kobiety, czemu Johann Wolfgang von Goethe wychwalał kobiecość, czemu zatopienie Titanica przeżyło 72% kobiet i tylko 19% mężczyzn, czemu Neo nie mógł pokonać maszyn bez Trinity, V. wysadzić parlamentu bez Evey, Homura potrzebowała Madoki, Sora Shiro, a Lelouch C.C., by czegokolwiek dokonać? Wątek współpracy – nie wojny – płci przebija się przez całą historię Zachodniej Cywilizacji, od starożytności po współczesność, i jest obecny wszędzie, gdzie nie spojrzeć, za wyjątkiem współczesnych, postmodernistycznych dzieł propagandowych, w których płcie są ukazywane jako zatomizowane byty, niepotrzebujące siebie nawzajem, czy wręcz ze sobą rywalizujące.
[9] Osobiście – wcielając się w krytyka sztuki – oceniam oba anime, Neon Genesis Evangelion i Madoka Magica, jako arcydzieła stanowiące złoty standard i równe sobie. Evangelion jest co prawda głębszy psychologicznie i egzystencjalnie, ale Madoka Magica jest dziełem wyższej jakości i najwyższej estetyki (szczególnie wersja filmowa, i szczególnie Rebellion, który od strony estetycznej zapiera dech w piersiach). Pod względem ideowym fundamentalna różnica jest między nimi taka, że Evangelion pokazuje ludziom to, w co już wierzą, tylko nie wiedzą świadomie, że wierzą, pogłębiając ich szeroko pojmowane samorozumienie (jak zresztą w terapii psychoanalitycznej), podczas gdy Madoka Magica daje ludziom nowe i lepsze idee do wzięcia, by mogli je zaakceptować lub odrzucić (lub rozwija dalej to, w co już część widowni w jakimś stopniu wierzy). W obecnym stanie ludzkości, gdy ludzie en masse nie rozumieją samych siebie, oba rodzaje dzieł są potrzebne, a Madokę Magicę uznaję za naturalny krok w rozwoju kultury po Evangelionie.
[10] Najnowszym dziełem Gena Urobuchiego jest japońsko-tajwański teatrzyk kukiełkowy Thunderbolt Fantasy, dziejący się w mrocznych wiekach rządów absolutnych chińskiego cesarstwa, i w którym to państwo jest subtelnie ukazane jako organizacja przestępcza, z którą muszą walczyć niezależni i sprawiedliwi bohaterowie.
[11] W powieściach historia ta jest bardziej rozwinięta. Jibril wpierw uciekła ze swojego kraju (Avant Heimu), gdyż tamtejszy rząd wprowadził nakaz dzielenia się książkami, na co się nie zgodziła, i dzięki aksjomatom mogła zabrać swoją kolekcję, opuścić kraj i nikt nie mógł jej zatrzymać. Dopiero po tym wygrała miejską bibliotekę w Elkii i nie pozwoliła nikomu z niej korzystać. Co ciekawe, Autor opisał, że dzięki prywatyzacji biblioteka Jibril była nie tylko utrzymana w idealnym stanie, ale jeszcze do tego majestatycznie rozbudowana, podczas gdy uwspólnotowienie książek w Avant Heimie doprowadziło do tragedii wspólnego pastwiska, niszczenia książek i ogólnej dezorganizacji.
[12] Metafory porównujące życie do gry wynikają z nieświadomego oparcia No Game No Life na ideach teorii gier Piageta. Psycholog Jean Piaget twierdził m.in., że dobrowolność uczestniczenia w „grach” społecznych jest wymagana do ich prawidłowego (naturalnego) funkcjonowania.
[13]Konomi Suzuki, This Game [tłum. własne z tłum. angielskiego].
[14] Na myśl przychodzi chociażby Jimmy Lai – hongkoński miliarder, klasyczny liberał i członek lokalnej opozycji, który będąc dzieckiem uciekł z Chin Mao Zedonga do Hongkongu, gdzie dorobił się miliardów zaczynając od absolutnego zera. Było to możliwe dzięki temu, że Hongkong był ówcześnie modelowym państwem minimum. Nie dziwi więc, że Jimmy Lai kocha ten kraj i jego wolności, i że jest gotowy oddać za nie życie.
[15] Po więcej informacji na temat upadku Zachodniej Cywilizacji i przejścia do Ery Informacyjnej zapraszam do przeczytania mojego anglojęzycznego artykułu na stronie Stowarzyszenia Libertariańskiego.
[16] Przykładem jest powstałe w 1992 roku Muzeum Chimei w Tainen na Tajwanie. Pokazuje ono zresztą, że sztuka neoklasyczna bądź inna wysoce estetyczna, tworzona na uwielbienie Boga/uniwersalnych wartości, jest możliwa dziś do tworzenia jak nigdy wcześniej w historii dzięki współczesnym możliwościom. Po prostu ludzie Zachodu jej nie chcą (mecenasi nie mają woli, by ją finansować, a zachodni pseudoartyści nie mają ani woli, by ją tworzyć, ani woli, by nauczyć się, jak ją tworzyć).
Dodam też, że muzyka klasyczna cieszy się ogromną popularnością w Japonii. I zwrócę również uwagę na to, że archetyp kultury anime jest połączeniem Zachodniej, wiktoriańskiej pokojówki z kocimi uszami, czyli jest symbolicznym połączeniem klasycznej kultury Zachodniej (klasycznych Zachodnich wartości) z nowoczesną kulturą japońską (tzw. kulturą kawaii, wraz z ich uwielbieniem kotów, mającym swoje źródła jeszcze w szintoizmie). Pamiętajcie: te rzeczy nie dzieją się i nie powstają przypadkiem – Japończycy (w milionach, od artystów i artystki, po zwykłych ludzi, którzy „głosują portfelami” na taką a nie inną sztukę) podświadomie wybrali taki symbol, ponieważ najbardziej oddaje on ducha ich kultury łączącej klasycznie Zachodnie wartości z ichniejszymi. I im bardziej pozostałe kraje azjatyckie się „westernizują” (tu: w pozytywnym znaczeniu tego słowa – dążą do indywidualizmu, kapitalizmu, racjonalizmu etc.), tym bardziej symbol ten staje się popularny również u nich, ponieważ oddaje ducha ich nowej zachodnioazjatyckiej/kosmopolitycznej kultury. Właśnie dlatego maid café rosną w krajach azjatyckich jak grzyby po deszczu. Jest to ten sam mechanizm, który powodował, że dawni Europejczycy malowali obrazy Maryi czy Jezusa (a kobiety próbowały naśladować Maryję w swoim życiu, a mężczyźni Jezusa), tylko na bardziej uniwersalnym poziomie, dopasowanym do Ery Informacyjnej. W końcu zaczną pojawiać się kobiety, które będą idealnie oddawać archetypy tej kultury i Azjaci będą je czcić na podobieństwo tego, jak ludzie Zachodu czcili starożytnych bohaterów, a nawet (w najskrajniejszym przypadku, wtedy gdy dana osoba idealnie oddaje archetyp danej kultury) Jezusa, gdy Ten pojawił się po zapowiedziach proroków. Niemożliwe? To już się dzieje [link #2].
[17] Wspominam o Sayuri dlatego, że udzieliła wsparcia dla rewolucji w Hongkongu ryzykując zyskami z sprzedaży swojej muzyki na chińskim rynku. Poza tym uciekła z więzienia [liceum] w dzieciństwie, sprzeciwiając się społeczeństwu, by spełniać swoją świętą wolną wolę. Jest tym samym przykładem rasowego indywidualisty i „dziecka Ery Informacyjnej”, których z czasem będzie coraz więcej.
[18] Pod warunkiem, że demografia na to pozwoli… Japończycy są niestety najbardziej starzejącym się społeczeństwem na Ziemi, w którym aż 28% populacji jest powyżej 65. roku życia. W połączeniu z niskim współczynnikiem dzietności sprawia to, że japońskie społeczeństwo de facto wymiera. Winą za to obarczam bank centralny Japonii, który dewaluacją pieniądza doprowadził społeczeństwo do pracy po 10-12 godzin dziennie – mimo wysokiego rozwoju technologicznego i gospodarczego kraju – co skutkuje brakiem czasu na romans czy zakładanie rodziny. Dewaluacja pieniądza doprowadziła też do niemożności utrzymania partnerek przez mężczyzn czy dzieci przez pary, przynajmniej bez poświęcania aktualnie posiadanego poziomu życia. Tym samym nadzieją na przetrwanie japońskiego społeczeństwa jest… Bitcoin.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Pierwsza Dyrektywa Zjednoczonej Federacji Planet na tle kolejnych amerykańskich interwencji zbrojnych.

Aug 23, 2021
America’s liberal imperialist doctrine has been responsible for appalling carnage in places like Vietnam, Iraq, and Central America. But America has also produced a liberal anti-imperialist doctrine that remains ensconced in a TV series that has been captivating US audiences since 1966.
ATHENS – On February 9, 1967, hours after the US Air Force pounded Haiphong Harbor and several Vietnamese airfields, NBC television screened a politically momentous episode of Star Trek. Entitled “The Return of the Archons,” the episode marks the debut of the Prime Directive – the supreme law of the fictional United Federation of Planets, and its Starfleet, banning any and all purposeful interference with alien people, civilizations, and cultures. Devised in 1966, as President Lyndon B. Johnson was sending another 100,000 troops into Vietnam, the Prime Directive constituted a direct, though well-camouflaged, ideological challenge to what the US government was up to.
Having remained central to the Star Trek series to this day, the Prime Directive is even more pertinent now. Military escapades always entail a variety of separate issues, making it hard to have a rational debate about their merits. For example, were the US invasions of Vietnam or Afghanistan motivated by good intentions, whether containing totalitarianism or saving women from radical Islamists? Or were those intentions invoked to provide political cover for cynical economic or strategic motives? Were they wrong because the US forces were defeated? Or would they have been wrong even in victory?
The beauty of the Prime Directive is that it cuts through this labyrinth of confusion and deception: the invader’s motives, good or bad, matter not one iota. The Prime Directive bans the deployment of superior technology (military or otherwise) for the purposes of interfering with any community, any people, or any sentient species. It is, in fact, quite drastic: Starfleet personnel must respect it even if it costs them their lives.
In the words of Captain James T. Kirk, “a starship captain’s most solemn oath is that he will give his life, even his entire crew, rather than violate the Prime Directive.” To which his successor, Captain Jean-Luc Picard, adds: “The Prime Directive is not just a set of rules; it is a philosophy … and a very correct one. History has proven again and again that whenever mankind interferes … no matter how well-intentioned that interference may be, the results are invariably disastrous.”
Entrenching such a philosophy in a mainstream American TV series, and in the midst of the biggest escalation of the Vietnam War, was a bold move. There can be little doubt that it was an intentional critique of US foreign policy. In the episode “Patterns of Force” (1968), Star Trek’s screenwriters conjured up a Federation social engineer who tries to help a primitive planet develop by instilling in its people a humanist attitude while also building a state with the efficiency that only an authoritarian regime can muster. His well-meaning intervention soon unravels as the patterns of authority he introduced beget institutionalized racism, and the humanism he tries to nurture is crushed by a regime espousing genocide.
Star Trek’s writers were not naive moralists or isolationists. They understood that, as with all rigid moral imperatives, their Prime Directive could not be applied straightforwardly. Simply turning up in a foreign land, or on another planet, meant interfering in some way. Although Starfleet officers are shown prepared to die rather than violate the Prime Directive, in plenty of situations their moral outrage causes them to bend or even ignore it. In “A Private Little War” (1968), they encounter a planetary civil war where one of the two factions has been supplied with advanced weapons by the Federation’s arch foe, the Klingons. How could they respect the Prime Directive when the competing superpower is not?
Deciding that the best way to respect the Prime Directive is to violate it, they attempt to level the battlefield by providing almost identical weapons to the other faction. The result is an out-of-control arms race and a rare unhappy ending.
But not all violations of the Prime Directive lead to disaster. “A Taste of Armageddon” (1967) depicts a bizarre war between two planets whose leaders had agreed to simulate their battles on a computer in order to stop the endless destruction of infrastructure. But the people “killed” in the computer simulation are later taken to death chambers. Convinced that risking a return to full-blown war is preferable to letting the callous simulated-cum-actual killings continue, Kirk violates the Prime Directive by blowing up the death chambers.
Nonetheless, the screenwriters went to great lengths in such cases to show that good consequences resulted despite violations of the Prime Directive, not because of them. Or, more precisely, it is the belief, etched into the minds and souls of Starfleet personnel, that the Prime Directive is good and proper which makes it possible for violations of it sometimes to work out. Likewise, Western soldiers can occasionally do good in some far-flung war-torn country precisely because they do not believe it is sensible to try to build a coherent civilization at the barrel of a foreign gun.
Star Trek’s Prime Directive deploys popular culture to highlight the irrelevance of whether the stated good intentions used to justify imperialist escapades are real or bogus. It dramatizes brilliantly the manner in which top-down high-tech invasions planned in advance to save an “inferior” people from themselves can only lead inexorably to the nauseating lies, crimes, and cover-ups of the sort we encounter in the Pentagon Papers or Wikileaks.
The Prime Directive is also a necessary and useful reminder of the contradictions of American society – in particular, how it has produced not only the liberal imperialist doctrine responsible for so much carnage in places like Vietnam, Iraq, and Afghanistan, but also a liberal anti-imperialist doctrine which remains ensconced in a TV series that has been captivating US audiences for longer than most Americans have been alive.
Polskie tłumaczenie jest u komuszków z Krypola.
 
Do góry Bottom