Monumentalna praca Piotra Napierały - dawniej liberała, obecnie socjalisty.
Frédéric Bastiat i Herbert Spencer - źródła myśli politycznej Janusza Korwin-Mikkego
Janusz Korwin-Mikke jest postacią, której przedstawiać chyba w Polsce nie trzeba. Znany jest jednak głównie jako polityk Unii Polityki Realnej, a zdecydowanie mniejszej liczbie Polaków, jako liberalny myśliciel polityczny. Jego mistrzowie; Claude Frédéric Bastiat (1801-1850), Herbert Spencer (1820-1903), i Alexis de Tocqueville (1805-1859), byli tradycyjnymi, czy też „oryginalnymi” liberałami, nawiązującymi do brytyjskich wigowskich tradycji wbrew „radykałom” typu Charlesa Jamesa Foxa (1749-1806) , miłośnika rewolucji amerykańskiej i francuskiej.
Pierwsi liberałowie Izby Gmin wydają się nam dziś konserwatystami we wszystkim, poza problemem omnipotencji władzy w sprawach ekonomicznych i społecznych i Edmund Burke niczym się tu nie różnił od Adama Smitha (1723-1790) czy Davida Hume’a (1711-1776), lecz owszem różnił się od wcześniejszego nieco konserwatysty brytyjskiego i zwolennika silnej władzy monarszej Henry’ego St. Johna, wicehrabiego Bolingbroke’a (1678-1751) i może nieco też od premiera Wielkiej Brytanii w latach 1783-1801 i od 1804 i 1806 Williama Pitta Młodszego (1759-1806). Toteż znany teoretyk liberalizmu i zajadły krytyk Oświecenia Isaiah Berlin (1909-1997) , zostawiał Johna Stuarta Milla (1806-1873), czy Maxa Webera zdecydowanie „z lewej strony” gdy pisał o jedynej prawdziwej „wolności”, tzw. „wolności negatywnej” nakazującej jej wyznawcom patrzeć podejrzliwie na każdy ruch państw wobec poddanych/obywateli . Za zmieszanie postulatów liberalnych z wysoce wyidealizowanym spojrzeniem na demokrację ateńską, odpowiedzialny był według Spencera właśnie Mill, którego uważał Spencer za zdrajcę sprawy liberalnej. Mill deklarował, niechęć wobec przymusu państwa do uznawania pewnych praw, jednak ogromną większość swych dzieł poświęcił walce o „rząd reprezentacyjny”, czyli demokratyczny, którego zasada większościowa jest trudna do pogodzenia z liberalizmem. Niestety Mill zamiast nazwać się uczciwie po prostu demokratą, występował pod szyldem „liberalnym”. „Liberalizm” Milla jest rzecz jasna nie do pogodzenia z ideą monarchii, podczas gdy klasyczny liberalizm może współegzystować przede wszystkim z monarchią, bądź z luźnymi wspólnotami kapitalistycznymi (ideał libertariański).
To, że w dzisiejszych czasach więcej ludzi woli rzekomo „umiarkowany liberalizm” PO, czy francuskiej UMP, od rzekomo bardziej „skrajnego liberalizmu” UPR czy Austriackiej Partii Wolnościowej (FPÖ), pokazuje jak demokratyzm zawłaszczył od czasów Milla, gros refleksji liberalnej. Sam Janusz Korwin-Mikke z nauk Milla nie korzysta, w czym różni się od dość licznego grona publicystów-demokratów. Jeszcze więcej jednak różni go od polskich autorów „prawicy narodowej”, takich jak choćby Marek Arpad-Kowalski czy Stanisław Michalkiewicz, których teksty drukowane są obok tekstów Korwin-Mikkego w „Najwyższym Czasie”. Arpad-Kowalski i Michalkiewicz nawiązują swych tekstach przede wszystkim do polskiej myśli konserwatywnej, bądź narodowej; do myślicieli takich jak Cat-Mackiewicz, guru wszystkich walczących z demokratycznym „salonem”. Rafał Ziemiewicz, czy Waldemar Łysiak, zwalczają dziś tzw. „michnikowszczyznę”. Do Mikkego najbliżej jest chyba Ziemkiewiczowi, choć brakuje mu „korwinowskiej” erudycji, zaś co do różnic z Łysiakiem, Korwin-Mikke zwykle powtarza, że nie zgadzają się oni jedynie w kwestii dwóch postaci: „Bounapartego i towarzysza „Ziuka”:
JE Lech Kaczyński wyjawił „Gazecie Wyborczej, ze gdyby w maju 1926 roku, był czynnym politykiem, poparłby zamach śp. Józefa Piłsudskiego. To oczywiście spodoba się p. Waldemarowi Łysiakowi, z którym notorycznie nie zgadzamy się co do dwóch postaci historycznych: „małego kaprala” i marszałka na „Kasztance”. Ja przewagę Napoleona upatruję w tym, że nie kazał mianować się marszałkiem – skromny tytuł cesarza zupełnie mu wystarczył.
Waldemar Łysiak uważany jest za konserwatystę, jednak jaki konserwatysta krytykuje dziedzicznych monarchów a wychwala mądrość autokratów, których jedyną legitymacją do władzy była przemoc? Janusz Korwin-Mikke, choć często bardziej liberalny od Łysiaka, w tej sprawie zajmuje stanowisko lojalistyczno-konserwatywne.
Tajemnica oryginalności i rozpoznawalności myśli politycznej Mikkego tkwi nie tylko w jego erudycji, lecz również, bardzo prozaicznie, w jego formacji umysłowej. Korwin-Mikke nie jest bowiem humanistą, lecz cybernetykiem i, co ważne, - logikiem.
Cybernetyka, jak sam Korwin-Mikke powtarza to nauka społeczna zawłaszczona przez matematykę, mającą więcej wspólnego z inżynierią społeczną, a nawet eugeniką, niż ze statystyką. Korwin-Mikke, często stosuje argumenty z dziedziny cybernetyki w swej krytyce państwa socjalnego, wychowującego, jego zdaniem hordy ludzi leniwych i mało zdolnych. Podobnie jak Herbert Spencer, czy w naszych czasach Jörg Heider, niektórzy politycy francuskiego FN, czy brytyjskiej Partii Konerwatywnej, Korwin-Mikke za sprawiedliwszy uznaje tzw. darwinizm społeczny, w którym najsilniejsi i najsprawniejsi nie są obciążeni kosztami utrzymania biednych. Niewiele już dziś partii „liberalnych” przyznaje się do podobnego stanowiska, głównie dlatego, że nie ma ono szans na rynku haseł populistycznych. Być może byłoby inaczej, gdyby dziś ludzie nie uważali prawa głosu za swój przywilej, a na przykład za ciężki obowiązek.
Elementy logiki i argumenty typowe dla tej dziedziny wiedzy wpływają na plastyczność i błyskotliwość tekstów Korwin-Mikkego. Okazuje się on tutaj pewnego rodzaju „Voltaire’m na opak”. Voltaire uczył się logiki w szkole jezuickiej, choć swych umiejętności używał potem często przeciw nim.
Myśl polityczna Janusza Korwin-Mikkego układa się w pewną spójną całość, lecz dopiero w umysłach czytelników, gdyż same poglądy autora są rozproszone w ogromnej ilości felietonów i artykułów. Mimo iż Korwin-Mikke, jest typowym publicystą, używającym dziennikarskich uproszczeń, zamiast języka naukowego, można się pokusić o stworzenie z wspomnianych fragmentów, pewnej uporządkowanej, całościowej filozofii politycznej Mikke’go. On sam zapewne nie widział konieczności stworzenia takowej. Wydana w 2003 roku publikacja Cezarego Zawalskiego: Prezes Janusz Korwin-Mikke tych problemów nie poruszała, skupiając się na działalności politycznej bohatera.
Zacząć możemy od jak najgorszego zdania, jakie ma Mikke o demokracji, ponieważ wraz z tym problemem cofamy się do czasów antycznych:
Churchill (nb. książę Marlborough) próbował (skutecznie!) oszukać Tyrana, by zostać premierem – i schlebiał mu, jak schlebia się każdemu Tyranowi: że jest najlepszy! W rzeczywistości d****kracją , jak każdy człowiek rozumny, głęboko pogardzał … w dziejach świata d***kracje … pojawiają się – i znikają w korupcji, hańbie i wstydzie. Gdyby d***kracja była lepsza od na przykład monarchii absolutnej – to w historii byłoby więcej demokracyj… W rzeczywistości w biegu historii są one niezauważalnym pyłkiem. Za kilka czy kilkanaście lat i obecne d***kracje się rozlecą. Najsłynniejsza Ateńska trwała mniej więcej tyle co Stany Zjednoczone.
Frédéric Bastiat i Herbert Spencer - źródła myśli politycznej Janusza Korwin-Mikkego
Janusz Korwin-Mikke jest postacią, której przedstawiać chyba w Polsce nie trzeba. Znany jest jednak głównie jako polityk Unii Polityki Realnej, a zdecydowanie mniejszej liczbie Polaków, jako liberalny myśliciel polityczny. Jego mistrzowie; Claude Frédéric Bastiat (1801-1850), Herbert Spencer (1820-1903), i Alexis de Tocqueville (1805-1859), byli tradycyjnymi, czy też „oryginalnymi” liberałami, nawiązującymi do brytyjskich wigowskich tradycji wbrew „radykałom” typu Charlesa Jamesa Foxa (1749-1806) , miłośnika rewolucji amerykańskiej i francuskiej.
Pierwsi liberałowie Izby Gmin wydają się nam dziś konserwatystami we wszystkim, poza problemem omnipotencji władzy w sprawach ekonomicznych i społecznych i Edmund Burke niczym się tu nie różnił od Adama Smitha (1723-1790) czy Davida Hume’a (1711-1776), lecz owszem różnił się od wcześniejszego nieco konserwatysty brytyjskiego i zwolennika silnej władzy monarszej Henry’ego St. Johna, wicehrabiego Bolingbroke’a (1678-1751) i może nieco też od premiera Wielkiej Brytanii w latach 1783-1801 i od 1804 i 1806 Williama Pitta Młodszego (1759-1806). Toteż znany teoretyk liberalizmu i zajadły krytyk Oświecenia Isaiah Berlin (1909-1997) , zostawiał Johna Stuarta Milla (1806-1873), czy Maxa Webera zdecydowanie „z lewej strony” gdy pisał o jedynej prawdziwej „wolności”, tzw. „wolności negatywnej” nakazującej jej wyznawcom patrzeć podejrzliwie na każdy ruch państw wobec poddanych/obywateli . Za zmieszanie postulatów liberalnych z wysoce wyidealizowanym spojrzeniem na demokrację ateńską, odpowiedzialny był według Spencera właśnie Mill, którego uważał Spencer za zdrajcę sprawy liberalnej. Mill deklarował, niechęć wobec przymusu państwa do uznawania pewnych praw, jednak ogromną większość swych dzieł poświęcił walce o „rząd reprezentacyjny”, czyli demokratyczny, którego zasada większościowa jest trudna do pogodzenia z liberalizmem. Niestety Mill zamiast nazwać się uczciwie po prostu demokratą, występował pod szyldem „liberalnym”. „Liberalizm” Milla jest rzecz jasna nie do pogodzenia z ideą monarchii, podczas gdy klasyczny liberalizm może współegzystować przede wszystkim z monarchią, bądź z luźnymi wspólnotami kapitalistycznymi (ideał libertariański).
To, że w dzisiejszych czasach więcej ludzi woli rzekomo „umiarkowany liberalizm” PO, czy francuskiej UMP, od rzekomo bardziej „skrajnego liberalizmu” UPR czy Austriackiej Partii Wolnościowej (FPÖ), pokazuje jak demokratyzm zawłaszczył od czasów Milla, gros refleksji liberalnej. Sam Janusz Korwin-Mikke z nauk Milla nie korzysta, w czym różni się od dość licznego grona publicystów-demokratów. Jeszcze więcej jednak różni go od polskich autorów „prawicy narodowej”, takich jak choćby Marek Arpad-Kowalski czy Stanisław Michalkiewicz, których teksty drukowane są obok tekstów Korwin-Mikkego w „Najwyższym Czasie”. Arpad-Kowalski i Michalkiewicz nawiązują swych tekstach przede wszystkim do polskiej myśli konserwatywnej, bądź narodowej; do myślicieli takich jak Cat-Mackiewicz, guru wszystkich walczących z demokratycznym „salonem”. Rafał Ziemiewicz, czy Waldemar Łysiak, zwalczają dziś tzw. „michnikowszczyznę”. Do Mikkego najbliżej jest chyba Ziemkiewiczowi, choć brakuje mu „korwinowskiej” erudycji, zaś co do różnic z Łysiakiem, Korwin-Mikke zwykle powtarza, że nie zgadzają się oni jedynie w kwestii dwóch postaci: „Bounapartego i towarzysza „Ziuka”:
JE Lech Kaczyński wyjawił „Gazecie Wyborczej, ze gdyby w maju 1926 roku, był czynnym politykiem, poparłby zamach śp. Józefa Piłsudskiego. To oczywiście spodoba się p. Waldemarowi Łysiakowi, z którym notorycznie nie zgadzamy się co do dwóch postaci historycznych: „małego kaprala” i marszałka na „Kasztance”. Ja przewagę Napoleona upatruję w tym, że nie kazał mianować się marszałkiem – skromny tytuł cesarza zupełnie mu wystarczył.
Waldemar Łysiak uważany jest za konserwatystę, jednak jaki konserwatysta krytykuje dziedzicznych monarchów a wychwala mądrość autokratów, których jedyną legitymacją do władzy była przemoc? Janusz Korwin-Mikke, choć często bardziej liberalny od Łysiaka, w tej sprawie zajmuje stanowisko lojalistyczno-konserwatywne.
Tajemnica oryginalności i rozpoznawalności myśli politycznej Mikkego tkwi nie tylko w jego erudycji, lecz również, bardzo prozaicznie, w jego formacji umysłowej. Korwin-Mikke nie jest bowiem humanistą, lecz cybernetykiem i, co ważne, - logikiem.
Cybernetyka, jak sam Korwin-Mikke powtarza to nauka społeczna zawłaszczona przez matematykę, mającą więcej wspólnego z inżynierią społeczną, a nawet eugeniką, niż ze statystyką. Korwin-Mikke, często stosuje argumenty z dziedziny cybernetyki w swej krytyce państwa socjalnego, wychowującego, jego zdaniem hordy ludzi leniwych i mało zdolnych. Podobnie jak Herbert Spencer, czy w naszych czasach Jörg Heider, niektórzy politycy francuskiego FN, czy brytyjskiej Partii Konerwatywnej, Korwin-Mikke za sprawiedliwszy uznaje tzw. darwinizm społeczny, w którym najsilniejsi i najsprawniejsi nie są obciążeni kosztami utrzymania biednych. Niewiele już dziś partii „liberalnych” przyznaje się do podobnego stanowiska, głównie dlatego, że nie ma ono szans na rynku haseł populistycznych. Być może byłoby inaczej, gdyby dziś ludzie nie uważali prawa głosu za swój przywilej, a na przykład za ciężki obowiązek.
Elementy logiki i argumenty typowe dla tej dziedziny wiedzy wpływają na plastyczność i błyskotliwość tekstów Korwin-Mikkego. Okazuje się on tutaj pewnego rodzaju „Voltaire’m na opak”. Voltaire uczył się logiki w szkole jezuickiej, choć swych umiejętności używał potem często przeciw nim.
Myśl polityczna Janusza Korwin-Mikkego układa się w pewną spójną całość, lecz dopiero w umysłach czytelników, gdyż same poglądy autora są rozproszone w ogromnej ilości felietonów i artykułów. Mimo iż Korwin-Mikke, jest typowym publicystą, używającym dziennikarskich uproszczeń, zamiast języka naukowego, można się pokusić o stworzenie z wspomnianych fragmentów, pewnej uporządkowanej, całościowej filozofii politycznej Mikke’go. On sam zapewne nie widział konieczności stworzenia takowej. Wydana w 2003 roku publikacja Cezarego Zawalskiego: Prezes Janusz Korwin-Mikke tych problemów nie poruszała, skupiając się na działalności politycznej bohatera.
Zacząć możemy od jak najgorszego zdania, jakie ma Mikke o demokracji, ponieważ wraz z tym problemem cofamy się do czasów antycznych:
Churchill (nb. książę Marlborough) próbował (skutecznie!) oszukać Tyrana, by zostać premierem – i schlebiał mu, jak schlebia się każdemu Tyranowi: że jest najlepszy! W rzeczywistości d****kracją , jak każdy człowiek rozumny, głęboko pogardzał … w dziejach świata d***kracje … pojawiają się – i znikają w korupcji, hańbie i wstydzie. Gdyby d***kracja była lepsza od na przykład monarchii absolutnej – to w historii byłoby więcej demokracyj… W rzeczywistości w biegu historii są one niezauważalnym pyłkiem. Za kilka czy kilkanaście lat i obecne d***kracje się rozlecą. Najsłynniejsza Ateńska trwała mniej więcej tyle co Stany Zjednoczone.