Fałszywe informacje na produktach

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
W akapie można sprzedawać wszystko na co znajdą się kupcy, można też swój produkt opisywać jak się producentowi żywnie podoba, bo nikt przecież tego nie będzie kontrolować. Można w słoiczku opisanym jako papka dla dzieci sprzedać wódkę w kolorze marchewki i ograniczać taki proceder będzie tylko zdrowy rozsądek producenta :)
W każdym razie chciałem o bardziej przyziemnych, realnych sytuacjach: jestem miłośnikiem wina i trochę czytając o jego historii doszedłem do dziwnego z punktu widzenia tego forum wniosku, że państwowe regulacje i obostrzenia są w tym przemyśle czymś dobrym. Muszę od razu wytłumaczyć, że w żadnym cywilizowanym kraju nie ma żadnych zastrzeżeń co do tego jak i z czego można produkować wino, rozchodzi się tylko o nazewnictwo - konsument widząc na półce butelkę z napisem Champagne ma po prostu pewność, że wino jest z Szampanii, zostało wyprodukowane metodą zwaną tradycyjną, lub szampańską, pochodzi z konkretnych szczepów winorośli i odpowiednio długo leżakowało w piwnicy zanim trafiło do sprzedaży. W większości winiarskich krajów istnieje system apelacji, który zasadniczo mówi konsumentowi z jakiego obszaru jest wino, z czego jest zrobione i że nie jest beznadziejne(to czy jest dobre zagwarantuje już tylko marka producenta), system ten sprawia, że winiarz z regionu Chianti może nazwać swoje wino Chianti tylko wtedy, gdy spełni określone, tradycyjne kryteria, ma ochotę robić coś zupełnie odmiennego? proszę bardzo, ale nie pod tą nazwą. Według mnie, przeciwnika wszelkich regulacji to rozwiązanie jest po prostu dobre i się sprawdza.
Jak widzicie tą sytuację w akapie, gdzie mogę sprzedawać swoje szczyny i nazwać je Dom Perignon Champagne Grande Année 1967? Jak radziłby sobie konsument? Wiem, że wtedy istniałoby(w sumie teraz też istnieje) mnóstwo źródeł skąd moglibyśmy się dowiedzieć co ktoś uważa za dobre a co nie, istniałyby specjalistyczne sklepy, które nie pozwoliłyby sobie na sprzedawanie podróbek. Chodzi mi jednak o to, co ogólnie z produktami, których jakości nie możesz ocenić przed zakupem i musisz liczyć tylko na prawdomówność producenta i etykiety w sytuacji, gdy on nie musi podawać tam prawdy.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
konsument widząc na półce butelkę z napisem Champagne ma po prostu pewność, że wino jest z Szampanii, zostało wyprodukowane metodą zwaną tradycyjną, lub szampańską, pochodzi z konkretnych szczepów winorośli i odpowiednio długo leżakowało w piwnicy zanim trafiło do sprzedaży.
A skąd ta pewność? Może przekupują kontrolerów, winorośle sprowadzają z Burgundii i wino leżakuje krócej, bo klient i tak się nie kapnie?
 
L

lebiediew

Guest
W akapie można sprzedawać wszystko na co znajdą się kupcy, można też swój produkt opisywać jak się producentowi żywnie podoba, bo nikt przecież tego nie będzie kontrolować. Można w słoiczku opisanym jako papka dla dzieci sprzedać wódkę w kolorze marchewki i ograniczać taki proceder będzie tylko zdrowy rozsądek producenta

Nie bardzo. Jeśli zawierasz z kimś umowę na zakup A, a sprzedajesz mu B, to dokonujesz pogwałcenia jego praw własności - innymi słowy - po prostu kradniesz jego pieniądze. Jeśli tak byś zrobił, musiałbyś oddać mu pieniądze, zrekompensować stracony czas, jak również możliwe straty w zdrowiu (jeśli dał dziecku wódkę) i opłacić koszty dochodzenia. Innymi słowy - miałbyś przejebane. Zupełnie inaczej jest teraz, bo gdy trujesz kogoś rakotwórczym olejem, to dostajesz najwyżej 200 zł kary od Sanepidu. A więc tak jak zwykle, regulacje państwowe zamiast pomagać szkodzą.
 
D

Deleted member 427

Guest
Można w słoiczku opisanym jako papka dla dzieci sprzedać wódkę w kolorze marchewki i ograniczać taki proceder będzie tylko zdrowy rozsądek producenta

To jest oszustwo. Jak wykupię u ciebie abonament na pornosy, a ty mi będziesz puszczał transmisję z pielgrzymki na Jasną Górę, to mnie oszukałeś. Nie wybaczę ci tego. Dzisiaj chroni cię policja, w akapie nic cię nie ochroni przed gniewem oszukanego konsumenta ;) W Sons of Anarchy jest fajna scena - łapią kolesia (morderca), chcą go torturować i zabić. W ostatniej chwili zjawia się FBI, zgarniają typa pod zarzutem nielegalnego handlu bronią, de facto ratują mu życie. Typ na to: "Bogu dzięki za amerykański wymiar sprawiedliwości". To mi dało do myślenia.
 

Hitch

3 220
4 880
państwowe regulacje i obostrzenia są w tym przemyśle czymś dobrym.

Czy ty właśnie napisałeś, że mnie i wszystkich innych ma obchodzić poziom pitego przez ciebie wina? Serio, jak producent nie chce pokazać ci, co wlewa do butelki to olej go i znajdź takiego, który nie robi z klienta szmaty. Oczywiście w akapie, bo teraz to albo trzeba robić samemu, albo chodzić do sklepu i mieć nadzieję, że się nie pierdolnie na serce lub inne ustrojstwo. Regulacjom regulatorów, których ja nie mogę poddać kontroli nie ufam tak samo jak producentom tanich sikaczy dla bejów.

Ja niestety jestem zbyt leniwy, żeby samemu produkować jedzenie, więc "polegam" na tym, co leży w sklepach. Trudno. Najwyżej na starość pozostaną mi jedynie pretensje do samego siebie :)
 
OP
OP
simek

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Wiem, wiem, z tą wódką dla dziecka to przejaskrawiony przykład:p

A skąd ta pewność? Może przekupują kontrolerów, winorośle sprowadzają z Burgundii i wino leżakuje krócej, bo klient i tak się nie kapnie?
Po pierwsze dlatego, że akurat wino jest na tyle specyficznym produktem, że jakaś część klientów potrafi rozpoznać, że to Burgundia, a nie charakterystyczna Szampania, wśród świadomych konsumentów taka obserwacja pochodząca od jednego krytyka potrafiłaby zrujnować cały prestiż firmy(bo nie mówię o winach produkowanych na skalę przemysłową dla polskiego Carrefoura). Po drugie kto nie chce podporządkować się przepisom apelacji po prostu nazywa wino po swojemu, dopóki nie mówimy o najbardziej znanych apelacjach(a w tym przypadku ciężej o oszustwo, bo każdy sobie może pojechać i zobaczyć, czy dany producent ma tyle winnic w danym regionie, żeby wyprodukować tyle wina co sprzedaje) to sama nazwa jakoś szczególnie sprzedaży nie pompuje. Po trzecie słyszałem tylko o jednym takim przypadku, gdy jeden producent rozlał Merlota(tańszy w produkcji) jako Pinot Noir(trudny w uprawie, za to modny), skapnęli się wszyscy, którzy kiedykolwiek pili te dwa różne wina, co więcej, był przypadek, że jednemu winiarzowi ktoś ukradł cały plon z krzewów i po roku ten potrafił rozpoznać która z konkurencyjnych wytwórni to zrobiła! Jak się na tym znasz to rozpoznasz podróbkę, jednak przed zakupem musisz ufać sprzedawcy, producentowi, władzą apelacji.


Regulacjom regulatorów, których ja nie mogę poddać kontroli nie ufam tak samo jak producentom tanich sikaczy dla bejów.
Codziennie tysiące konsumentów sprawdzają naocznie czy te same krzewy rosną jak rosły lata temu, beczki leżakują jak powinny - winnice to bardzo otwarty do klienta biznes, który pokazuje wszystko co chcesz zobaczyć, oszukiwać tam mało kto oszukuje, a przekupstwo kontrolerów to byłoby kłamstwo z bardzo krótkimi nogami - prawo do nazwy apelacji jest tylko oficjalnym potwierdzeniem tego co każdy może zobaczyć, przy okazji stanowi cenną wskazówkę dla konsumentów. W sumie muszę się dowiedzieć, czy władze takiej apelacji dostają państwową kasę, czy państwo może tylko stoi na straży tego, żeby nikt bezprawnie nie używał tej nazwy.


Sprawdziłem: niestety we Francji jest to działka specjalnej komórki ministerstwa rolnictwa, chujowo, bo winiarze mogliby sami się zrzeszać i robić wewnętrzne kontrole jakości tak jak to robią w przypadku bardziej prestiżowego systemu Cru.
 
OP
OP
simek

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Niepotrzebnie rozpisałem się o winie, które jest najlepszym przykładem, ale podam inne.
W akapie można sprzedawać swoją Coca Colę w identycznej butelce co oryginał, prawda? W końcu Coca Cola Company nie może posiadać wyłącznego prawa do czegoś niematerialnego, czyli swojego loga?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 156
Sugerujesz, że Coca Cola ma wyłączne prawo do niematerialnej rzeczy (nazwy). Skoro ma wyłączne prawo, to nie możesz tego prawa naruszać.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 156
Ale wracając o tematu - w kwestii fałszywych informacji na produktach (np. podszywanie pod kogoś), stroną poszkodowaną jest nabywca, a sprawcą, oszust. Producent oryginalnego towaru nie jest stroną i nie powinien mieć nic do gadania. Bo z kolei owa fałszywa informacja (logo Luis Vitton na przykład) może być bardzo pożądanym przez klienta elementem - a wtedy nie ma ofiary.
 
L

lebiediew

Guest
simek
Traktuj napis coca-cola jako podpis pod umową. Ktoś wyprodukował jakiś napój i podpisuje go, używając określonego znaku towarowego. Jeżeli sprzedajesz swój napój, to nie możesz podpisywać go w ten sposób, bo tym samym sugerujesz, że sprzedajesz coś, co wyprodukował on, a nie ty (a więc okłamujesz klienta, co do zawartości sprzedawanego towaru, a więc go okradasz). W akapie możesz wyprodukować identyczny napój jak coca-cola (idea, że wolno opatentować skład napoju, jest idiotyczna), ale nie możesz go sprzedawać, podrabiając etykietę coca-coli. Nie jest to żadne ograniczenie wolności - możesz nadal robić dowolny napój, możesz sprzedawać go gdzie i komu chcesz, ale nie możesz kłamać, że zrobiła go inna firma, bo wtedy okłamujesz klienta. Tak więc, gdyby taka sytuacja zaistniała w akapie, coca-cola mogłaby wykupić cały zapas twojej podróbki, a potem oskarżyć cię, że sprzedałeś jej coś oszukanego - straciłbyś zapas, musiał zapłacić odszkodowanie (plus koszty procesu), a potem coca-cola by sobie to wszystko sprzedała zgodnie z prawem.

tosiabunio
Dopiero potem zobaczyłem Twojego posta, ale mój w sumie wyjaśnia, w jaki sposób firma może się bronić przed podróbkami.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Po pierwsze dlatego, że akurat wino jest na tyle specyficznym produktem, że jakaś część klientów potrafi rozpoznać, że to Burgundia, a nie charakterystyczna Szampania, wśród świadomych konsumentów taka obserwacja pochodząca od jednego krytyka potrafiłaby zrujnować cały prestiż firmy(bo nie mówię o winach produkowanych na skalę przemysłową dla polskiego Carrefoura).

Ha, mam Cię XD Skoro klienci się kapną to po co kontrole?. "Hm, smakuje jak trutka na szczury, ale jest nalepka państwowej kontroli, więc musi być dobre, to piję do dna" XD

przekupstwo kontrolerów to byłoby kłamstwo z bardzo krótkimi nogami - prawo do nazwy apelacji jest tylko oficjalnym potwierdzeniem tego co każdy może zobaczyć, przy okazji stanowi cenną wskazówkę dla konsumentów. W sumie muszę się dowiedzieć, czy władze takiej apelacji dostają państwową kasę, czy państwo może tylko stoi na straży tego, żeby nikt bezprawnie nie używał tej nazwy.

Sprawdziłem: niestety we Francji jest to działka specjalnej komórki ministerstwa rolnictwa, chujowo, bo winiarze mogliby sami się zrzeszać i robić wewnętrzne kontrole jakości tak jak to robią w przypadku bardziej prestiżowego systemu Cru.

Państwo nie jest zainteresowane ujawnieniem takich przekupstw, bo odbiłoby się to na całej branży (i w tym akurat przypadku na akcyzie). Od czasu do czasu przyda się za to mała afera skierowana przeciwko jakiemuś nieposłusznemu producentowi, by pokazać, że kontrole są potrzebne i by pokazać kto tu rządzi.

Ja proponuję kontrole prywatne, każdy (każdy, bez żadnych uprawnień na kontrole czy pisanie) mógłby pójść do każdego producenta i opisać co zobaczył, albo czego nie mógł zobaczyć, bo go producent nie wpuścił (jego prawo) . I wnioskuje po tym co napisałeś, że podobnie jest u tych winiarzy, z własnej woli wpuszczają klientów.
 
OP
OP
simek

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Ha, mam Cię XD Skoro klienci się kapną to po co kontrole?. "Hm, smakuje jak trutka na szczury, ale jest nalepka państwowej kontroli, więc musi być dobre, to piję do dna" XD
Bo kapnąć można się dopiero PO zakupie butelki, przed otwarciem i wypiciem muszę polegać na etykiecie/słowach sprzedawcy, więc fajnie byłoby jakby na etykiecie była prawda. Poza tym chyba trochę źle rozumiecie te kontrole - to nie jest tak, że przychodzi odpowiednik polskiego sanepidu, zagląda w każdy kąt i szuka pretekstu żeby udupić winiarza, tylko stwierdza, że rosną odpowiednie szczepy, beczki od zeszłego roku sobie leżą jeśli mają leżeć, błogosławi i do widzenia. Poza tym NIE JEST to kontrola jakości, tylko pochodzenia, po francusku mamy appellation d'origine contrôlée, nikt arbitralnie nie ocenia czy wino jest dobre czy nie, tylko gwarantuje obiektywną rzecz jaką jest konkretne miejsce uprawy, szczepy i sposób produkcji.
 

freelancer

Dobrowolnościowiec
163
184
Akurat ustawa winiarska jest jednym z niezliczonych bubli prawnych w naszym kraju. Jak inaczej nazwać dokument, który zakazuje przenoszenia wina z jednej piwnicy do drugiej bez powiadomienia urzędu? Albo na przykład używanie nowoczesnych i skutecznych w naszym klimacie środków ochronnych jest nielegalne, bo nie są one w Polsce zarejestrowane.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 168
na wolnym rynku powstały by usługi które sprawdzałyby jakość produktów czy tam zgodność z opisem, np kupują i testuja produkt po czym publikują wyniki, zainteresowani mogą se kupić te wyniki, np wydawane jako książka czy elektronicznie...
klienci którzy zakupili produkt gdzie w opisie były nieprawdziwe dane, bedom domgac sie odszkodowania, wizerunek producenta/sprzedawcy na tym ucierpi...
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 882
12 268
Jeśli chodzi o oznaczenia na produktach to trzeba wyróżnić dwie kwestie:
1. oznaczenia geograficzne, których naruszanie reguluje obecnie art. 8 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji:
Czynem nieuczciwej konkurencji jest opatrywanie towarów lub usług fałszywym lub oszukańczym oznaczeniem geograficznym wskazującym bezpośrednio albo pośrednio na kraj, region lub miejscowość ich pochodzenia albo używanie takiego oznaczenia w działalności handlowej, reklamie, listach handlowych, rachunkach lub innych dokumentach.
2. Pozostałe formy wprowadzania w błąd, opisane obecnie w art. 10 uznk:
1. Czynem nieuczciwej konkurencji jest takie oznaczenie towarów lub usług albo jego brak, które może wprowadzić klientów w błąd co do pochodzenia, ilości, jakości, składników, sposobu wykonania, przydatności, możliwości zastosowania, naprawy, konserwacji lub innych istotnych cech towarów albo usług, a także zatajenie ryzyka, jakie wiąże się z korzystaniem z nich.
2.Czynem nieuczciwej konkurencji jest również wprowadzenie do obrotu towarów w opakowaniu mogącym wywołać skutki określone w ust. 1, chyba że zastosowanie takiego opakowania jest uzasadnione względami technicznymi.

Jeśli chodzi o punkt pierwszy, to sprawa jest dziecinnie prosta. Lokalni producenci powinni (i zazwyczaj to robią) zorganizować się poprzez utworzenie towarzystwa, stowarzyszenia itp. podmiotu, który określi dokładny przedmiot ich produkcji, normy itp. W systemie obecnym korzystają oni z pewnego ułatwienia bowiem gro roboty w zakresie ochrony ich produkcji powinno (chciałbym podkreślić to „powinno”) odwalać państwo. W systemie niezinstytucjonalizowanym będą oni musieli popracować nad tym sami. Osiąga się to stosunkowo łatwo – na stronie internetowej stowarzyszenia zamieszcza się informacje o producentach spełniających normy i wsio, reszta należy już do konsumenta. Chcesz pić „szampana” to sobie sprawdzasz w sieci czy producent jest na liście, jak go nie ma to musisz się liczyć z faktem, że kupujesz kota w worku. Wraz z upowszechnieniem się technologii komunikacyjnych proces sprawdzania przebiega coraz łatwiej. Dziś w sklepie możesz wskoczyć do netu ze smartfona. Jutro być może wystarczy, że zeskanujesz nim kod kreskowy by o produkcie dowiedzieć się wszystkiego ze strony producenta.

Sprawa druga jest nieco bardziej skomplikowana. Po pierwsze trzeba jednak zauważyć, że dzisiejszy system działa bardzo słabo. Kto jest innego zdania powinien odwiedzić allegro, stadion 10-lecia, czy tam coś bo najwyraźniej brakuje mu tzw. „do świadczenia życiowego”. Pomimo restrykcyjnych zapisów ustawowych nasz świat pełen jest podróbek, a człowieka robi się w konia na każdym kroku. Tutaj pozwoliłbym sobie na małą dygresję. Chciałbym mianowicie zwrócić uwagę na bogactwo jakim jest Internet. Znaleźć można w nim praktycznie prawie wszystko. Prawie, ponieważ właściwie brak jest obiektywnych portali oceniających krytycznie produkty handlowe… Dlaczego tak jest? Nietrudno się domyślić - ze względu na prawne ograniczenia wolności słowa. Jeżeli powiesz, że jestem debilem i cię pozwę o naruszenie dóbr osobistych to ciężar dowodu wykazania tego faktu spoczywać będzie na tobie i powodzenia życzę w przeprowadzeniu tego dowodu, tym bardziej, że nie zamierzam współpracować :) Na tej samej zasadzie ludzie boją się napisać cokolwiek krytycznego o produktach – ciężar dowodu w ewentualnym procesie spoczywać będzie na „oceniającym”, a producent już na starcie może sobie np. wnieść o zabezpieczenie roszczeń, dajmy na to na milion złotych, albo na dwa, a taki proces potrafi sobie potrwać, czasem nawet kilka lat … Dlatego też jestem przekonany, że w wolnorynkowym środowisku, które nie brnie w ślepe uliczki prawodawstwa w stylu „naruszenia dóbr osobistych”, czy też „mowy nienawiści” itp. kontrola byłaby znacznie bardziej intensywna ponieważ zniesiony zostałby faktyczny monopol w tym zakresie organów państwowych.

Po drugie, trzeba wziąć pod uwagę, że państwo polskie, zgodnie z informacjami przedstawionymi gdzieś tu na forum pod hasłem „rachunek za państwo / ile kosztuje nas państwo” czy jakoś tak, kosztowało każdego z nas przeciętnie 18.500 zł. Mając do dyspozycji te 18 kawałków w kieszeni miałbyś znacznie mniejsze parcie na zakup swojego ulubionego wina „okazyjnie” na straganie i mógłbyś kupić je w sieci, której strategią marketingową jest właśnie dbałość o jakość produktów. Dużym sieciom handlowym, natomiast zależy na utrzymaniu prestiżu i niedopuszczanie podróbek – kilku niezadowolonych klientów potrafi zszargać opinie i zniweczyć wieloletnie wysiłki marketingowe. I tutaj właśnie tkwi sedno problemu – na 500 zł mandatu każdy szcza ciepłym moczem bo byle szmaciarza stać na jego zapłacenie. Państwowy monopolista szumnie deklaruje, że z pewnymi zjawiskami walczy ale to najzwyczajniej w świecie nie jest prawda. Z jednej strony może nałożyć karę co w skali zjawiska występuje na tyle rzadko, że pewnie nie jest nawet uwzględniane w kalkulacjach producentów podróbek, a z drugiej blokuje możliwość oceniania przez ludzi, którzy faktycznie chcą to robić. Krok do przodu, dwa kroki w tył, typowe postępowanie administracji :)

Oczywiście podróbki nadal by istniały tylko pozostaje pytanie czy byłoby ich mniej czy więcej. Ja jestem przekonany, że mniej.

Zamiast dostrzegać problemy ja starałbym się zacząć dostrzegać swoje szanse. Znasz się na winie i faktycznie potrafisz odróżnić podróbkę od oryginału? Otwieraj stronę i opisuj swoje doświadczenia! Jak sobie wyrobisz renomę to całkiem możliwe, że producenci będą ci płacić za znalezienie podróbki i zidentyfikowanie sieci handlowej, która robi ich w konia. Dziś istnieją np. czarne listy dłużników (choć i tutaj państwo rzuca kłady pod nogi prywatnej inicjatywie), w akapie istniałyby czarne listy dystrybutorów czy detalistów i każdy podmiot broniłby się rękoma i nogami przed trafieniem na taką. Z drugiej jednak strony istnieje grupa ludzi, która ma jakąś taką wewnętrzną potrzebę pójścia na rynek i kupienia sobie za 5 dyszek obuwia Versucze, czy tam inne Dolce Banana tylko właściwie co z tego? Jaki jest sens ścigania ich, przecież nie pójdą do sklepu i nie kupią oryginału za tysiaka, a producent oryginału też chyba nie traci, przynajmniej ma darmową reklamę jak ktoś z tym Banana na cyckach czy na syrach paraduje po mieście :)
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Ja myślę o tym tak, że podróbki mogą być, w końcu towar to towar, nie ważne jaki, ale sprzedawca nie może przy tym dokonać oszustwa, czyli powiedzieć, że ta podróba szampana, wyglądająca jak szampan, to szampan wyprodukowany przez jakiegoś producenta w prowincji Szamapnia. Chyba domaganie się respektowania dobrowolnych umów, to nie jest jeszcze etatyzm? XD
 
Do góry Bottom