Ewolucyjny empiryzm vs racjonalistyczny konstruktywizm

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Friedrich von Hayek podzielił tradycję indywidualistyczną na 2 obozy. Pierwszy opierał się na interpretacji tradycji i spontanicznie rozwijających się instytucji i charakteryzował go „prawdziwy indywidualizm”. Jego zdaniem był on reprezentowany głównie przez brytyjskich myślicieli takich jak Johne Locke, Bernard Mandeville, Davide Hume, William Paley, Josiah Tucker, Adam Ferguson, Adam Smith, Edmund Burke, Lord Acton, a z Francuzów Alexis de Tocqueville. Brytyjscy filozofowie źródeł instytucji szukali nie w planie, a w zachowaniu tego co sprawdzone, tego co spontanicznie wyewoluowało. Ewolucji tej podlegały instytucje (np. własność prywatna), język, moralność i prawo. Wedle tej wizji społeczeństwo cywilne nie zostało ukształtowane przez jakiegoś mądrego prawodawcę, czy jakąś pierwotną umowę społeczną. Cywilizacja postrzegana jest tu jako wypracowana metodą prób i błędów i jawi się być skumulowaną sumą doświadczeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Zdaniem Hayeka porządki społeczne nie są wynikiem ludzkiego projektu, a wynikiem ludzkiego działania. Spontaniczna współpraca wolnych ludzi tworzy rzeczy, które przerastają możliwości zrozumienia ich przez indywidualne umysły. Zdaniem Hayeka, ewolucyjni ekonomiści odkryli, że na rynku człowiek uczestniczył w procesie bardziej złożonym, niż mógł zrozumieć i poprzez rynek przyczyniał się do realizacji celów, które nie były przez niego zamierzone.

Indywidualizm dla Hayeka to poszanowanie pojedynczego człowieka, jego upodobań, poglądów. Społeczeństwo jest takim zbiorem jednostek o przeróżnych preferencjach i nikt nie jest w stanie zaprojektować tak społeczeństwa by zadowolić wszystkie jednostki i zrealizować ich cele. Między jednostkami wytwarza się za to spontaniczny ład, który koordynuje ich działania.

Drugiemu obozowi pogardliwie Hayek przypisał "fałszywy indywidualizm". Miał on być reprezentowany głównie przez kontynentalnych myślicieli, zwłaszcza francuskich (np. fizjokraci czy Condorcet), choć z Brytyjczyków dorzucał tam Benthamów. Fałszywi indywidualiści zdaniem Hayeka zakładali, że człowiek z natury jest wyposażony w atrybuty umożliwiające mu kształtowanie cywilizacji, a to miało być źródłem współczesnego socjalizmu na równi z kolektywistycznymi teoriami.

No bo jeśli rozum człowieka może stworzyć tak wiele i tak wiele zaplanować, to co stoi na przeszkodzie, aby oddać się pracom nad gospodarką centralnie planowaną?

Podejście ewolucyjne ma pewne zalety. Przyjrzyjmy się tzw. prawu naturalnemu. Niektórzy uważają prawo naturalne za coś podobnego do praw fizycznych. Podają przykład, że można wyskoczyć przez okno, ale siła grawitacji zafunduje bolesny upadek i podobnie jest z prawem naturalnym. Mi takie ujęcie nigdy nie pasowało. Państwo może łamać NAP, ale co ma być odpowiednikiem tego bolesnego upadku, który nieuchronnie zagwarantuje siła grawitacji? Hayek nie przyrównywał prawa naturalnego do praw fizycznych, a raczej do języków naturalnych (w odróżnieniu od tych sztucznych jak esperanto). Hayek uważał, że coś jest wtedy naturalne, gdy to coś nie jest wytworem planu. Dla Hayeka prawo naturalne to prawo powstałe w wyniku ewolucji kulturowej. Prawo naturalne podlegało ewolucji, w związku z tym mogło ono inaczej wyglądać w różnych miejscach, w różnym czasie. I patrząc z tej perspektywy to jest ważne, bo nie ma jednego, wszędzie takiego samego prawa naturalnego. Racjonalistyczni konstruktywiści mogą stworzyć od podstaw uniwersalne libertariańskie prawo i nazwać je naturalnym, ale będzie to coś zupełnie innego od tego o czym mówił Hayek. Warto też zaznaczyć, że jeśli gdzieś w jakiś warunkach wyewoluowało prawo naturalne, to w innych warunkach w innym miejscu może ono się nie sprawdzać. Tak rozumiane prawo naturalne ma z libertariańskiego punktu widzenia jednak tę wadę, że nie jest do końca libertariańskie. Bo hayekowska koncepcja to jednak nie libertarianizm. Hayek przeciwstawiał się teoriom społecznym, które rzekomo potrafiły wyjaśnić społeczeństwo jako całość, a jedynie próbował zrozumieć siły, które determinują życie społeczne i to była pierwszoplanowa cecha tego prawdziwego indywidualizmu. Wywiedzenie z nich zestawu politycznych wskazówek było tylko tego następstwem. Argumentacja ewolucjonistów nigdy „nie sprowadzała się bez reszty do leseferyzmu, który, jak samo to słowo wskazuje, należy również do francuskiej tradycji racjonalistycznej.”

Zakładając ten temat chciałem początkowo w pierwszym poście wyszczególnić wady i zalety podejścia racjonalistycznego i antyracjonalistycznego. Podobnie zamierzałem omówić ten ewolucjonizm, ale potem doszedłem do wniosku, że może lepiej nie psuć zabawy i zamiast szczegółowego omówienia tych cech, zrobić coś bardziej ogólnego. I na początek postanowiłem wypchnąć kwestię radykalizmu. Podejście ewolucjonistyczne zdaje się być mniej radykalne.
Rothbard uważał, że jednym z powodów schyłku liberalizmu w XIX wieku był między innymi szerzący się ewolucjonizm i darwinizm społeczny. Liberałowie zaprzestali działalności na rzecz wolności, bo jak ironizował Maurycy, cierpliwie czekali aż za kilka tysięcy lat dzięki ewolucji społeczeństwo osiągnie wyższy stopień indywidualizmu.

Ralph Raico wskazywał, że w biurokratycznej Francji doby Napoleona niektóre wolności zdążyły pojawić się szybciej niż w Wielkiej Brytanii zdążyły wyewoluować i poczynił uwagę, że Hayeka można by podejrzewać o anglofilię z tym przedkładaniem wyżej brytyjskiego liberalizmu nad francuski. Odnośnie hayekowskiej koncepcji, że racjonalistyczny liberalizm ma nieuchronnie prowadzić do socjalizmu, Raico ripostuje, że to w cenionych przez Hayeka krajach anglo-saskich termin liberalizm z czasem zaczął znaczyć to samo co socjal-demokracja i mówiąc o tym co wcześniej znaczył ten termin trzeba było dokładać przymiotnik „klasyczny”, podczas gdy we Francji liberalizm cały czas znaczył to samo.

Kolejny libertariański historyk, znawca francuskiego liberalizmu, David M. Hart zauważa, że wiele z tych instytucji, dla których miał szacunek Burke i jego następcy, utrzymywało się poprzez przymus i kradzież, co przecież wiedziało już wtedy wielu liberałów i przeciwko czemu występowało. Hart stwierdza, że zarówno we Francji, jak i w Anglii istniał z jednej strony krąg konserwatywnych liberałów (taki kolesiowski liberalizm), którzy byli zwolennikami swobód dla niektórych osób, takiej "uporządkowanej wolności", no bo nieskrępowana wolność mogłaby doprowadzić do rewolucji; a z drugiej krąg radykalnych liberałów, którzy chcieli jak największej indywidualnej wolności i chcieli zniesienia wszelkich społecznych i politycznych przywilejów establishmentu oraz zniesienia całych gałęzi państwa. Hart dochodzi do wniosku, że to co Hayek nazywa "prawdziwym indywidualizmem" jest w rzeczywistości arystokratyczną, zbastradyzowaną formą liberalizmu, przyjętą przez brytyjskie elity rządzące, a "fałszywy indywidualizm" jest w rzeczywistości bardziej radykalnym liberalizmem, który pojawił się zarówno we Francji, jak i w Anglii.
 
OP
OP
alfacentauri

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Wyłania się stąd obraz jakiegoś lipnego ewolucyjnego liberalizmu. Może jednak ten antykonstruktywizm przydałby się przynajmniej jako jakiś ideologiczny bicz na socjalistów? I tutaj Marks wywinął małego psikusa. Chris Sciabarra w „Marx, Hayek, and Utopia” wyjaśnia, że z takich samych pozycji jak Hayek atakował komunistów, to Marks atakował kapitalistów. Marks i Hayek dostrzegali rolę spontanicznego rozwoju. Hayek dostrzegał spontaniczne rozwijanie się elementów rzeczywistości związanych z wolnością, a nie dostrzegał spontaniczności tych związanych z przymusem. Czy państwo nie powstało spontanicznie? Czy w procesie ewolucji kulturowej nie wygrywały zazwyczaj złe rzeczy z wolnościowego punktu widzenia? Marks przy pomocy podobnych argumentów do stosowanych przez Hayeka potępiał tych zwolenników kapitalizmu, którzy widzieli w nim pochodną praw natury. Burżuazyjni ekonomiści postrzegali państwo jako zewnętrzne ramy wobec procesów rynkowych, a dla Marksa kapitalizm w czystej formie nigdy nie istniał, bo nigdy nie był wolny od ingerencji państwa. Postulowanie jakiegoś czystego kapitalizmu było dla Marksa jakimś utopizmem, tworzeniem abstrakcyjnych zasad nie bacząc na warunki historyczne. Wedle marksizmu świat stanowił spójną całość i tworzenie systemu od nowa musiałoby się wiązać z poznaniem całej natury i historii. Argumenty Marksa były bardzo podobne do tych Hayeka. Sciabarra zwraca uwagę, że ta zbieżność nie była przypadkowa. Marx i Hayek czerpali wspólnie inspiracje ze szkockiego oświecenia, tych wszystkich Smithów i Burke’ów. Jak wiadomo Marx nie trzymał się tak kurczowo tych konserwatywno-liberalnych wzorców i te luźne podejście pozwoliło mu zaoferować swym zwolennikom znacznie więcej. A mianowicie zaproponował radykalny program. Może jako ciekawostkę postaram się w skrócie opisać jak to wykombinował sobie Marks. Hayek uważał, że porządek społeczny wyłania się z interakcji pomiędzy ludźmi i bardzo przeciwstawiał się kartezjańskiej koncepcji, że dzieło jednego kompozytora jest doskonalsze od wspólnego dzieła wielu twórców. Marks też odwoływał się do pewnej grupy, która w sposób naturalny wyłoniła się wraz z rozwojem społeczeństwa i której członkowie wchodzili w interakcje i te interakcje do czegoś mogły doprowadzić. Dla Marksa historia nie była przez kogoś napisana, a była wynikiem ścierania się skonfliktowanych grup. Dlatego też ta spontanicznie powstała grupa mogła mieć szanse zmienić bieg historii. Łatwo się domyślić, że tą grupą był proletariat. Marks zainspirowany Szkotami zdawał sobie sprawę, że skutki działań często są odmienne od przyświecających im intencji. Podobnie jak Hayek przy okazji potępiania socjalistów potępiał równocześnie wolnorynkowych konstruktywistów, tak też Marks przy okazji potępiania kapitalistów potępiał niektórych socjalistów, że projektują moralność etc., nazywał ich socjalistami utopijnymi i przewidywał, że tacy rewolucjoniści po dokonaniu rewolucji stwierdzą, że nie o to im chodziło. I problemem, który postanowił rozwiązać było to jak przekroczyć to ograniczenie, by móc w sposób świadomy pchnąć dzieje w jakimś kierunku. Marks po prostu odrzucił racjonalistyczny aprioryzm i stwierdził, że teoria musi być zbudowana na empirycznych podstawach w oparciu o prawa historyczne. Wydaje się to być bardzo proste, a jednak pozwoliło mu to zbudować radykalny ruch. I w tym miejscu się zatrzymam. Liberalni ewolucjoniści ugrzęźli w braku radykalizmu i radykalizm był już dla nich oznaką utopizmu a wcale nie było tak trudno zradykalizować się. Może w podobny sposób zradykalizowany liberalny empiryczny ewolucjonizm byłby w jakiś sposób przydatny libertarianom? I może zanim do tego przejdę to wpierw wrócę do tego od czego chciałem pierwotnie zacząć ten wątek i od czego w zasadzie powinno się zacząć (a zrobiłem inaczej by trochę zwiększyć zainteresowanie tematem). Do pytania czy ten liberalny ewolucjonizm społeczny jest w ogóle prawdziwą teorią czy tak jak twierdzą niektórzy libertariańscy racjonaliści jest to zwykły stek bzdur do tego wewnętrznie sprzeczny? A może to właśnie podejście racjonalistyczne jest nie do pogodzenia z myślą wolnorynkową? A może w rzeczywistości można łączyć ewolucjonizm i konstruktywizm, racjonalizm i empiryzm?
 
OP
OP
alfacentauri

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Jakoś ostatnio nikt nie podjął się dyskusji. Może dlatego, że były ważniejsze tematy jak metoo, które zaprzątnęły głowy libertarian, ale spróbuję jeszcze raz podjąć temat. Pozostańmy jeszcze w kręgu opinii krytycznych co do Hayeka. Hayek sprzeciwiał się konstruktywistycznemu racjonalizmowi, więc pewnie musiał stawić mu czoła autor takich prac jak „In defense of extreme rationalism...”. I tak też było. Nie kto inny jak sam Hans Hermann Hoppe odniósł się do absurdalnej jego zdaniem teorii Hayeka.

Hoppe podsumowuje, że teoria Hayeka składa się z 3 punktów.

1) Mutacji kulturowej - Pewna osoba początkowo wykonuje spontaniczne działanie - nie wiedząc, dlaczego i w jakim celu. Następnie ta osoba kontynuuje te działanie bez powodu - niezależnie od tego, czy spowodowała ona sukces.

Hoppe zaznacza, że bez celu i zamiaru nie można mówić ani o sukcesie ani o porażce. HHH wyśmiewa Hayeka, że taka teoria dotyczyć może warzyw a nie ludzi, którzy działają celowo. Także zarzuca mu hipokryzję, bo pisząc książki chce świadomie kształtować zmianę społeczną, a nie działa spontanicznie bez celu. Hoppe uważa też, że absurdem jest tłumaczenie przez Hayeka powstania w ten sposób własności prywatnej. Zdaniem HHH człowiek angażuje się celowo w pierwotne zawłaszczenie bądź produkcję i nawet jakby ktoś wymyślił coś przez przypadek – tu HHH podaje przykład młotka – to wynalazca nadałby mu jakieś celowe zastosowanie i świadomie używał go w sposób powtarzalny.

2) Kulturowej transmisji – Ta nowa praktyka jest naśladowana przez innych członków grupy. Znowu bez żadnego motywu ani przyczyny. Rozprzestrzenianie się tej praktyki zostaje zatrzymane po przyjęciu jej przez wszystkich członków grupy.

Tu znów HHH przypisuje nonsens Hayekowi. Aby wyjaśnić naśladownictwo nie jest potrzebny ani przypadek, ani spontaniczność, bo działania te są motywowane pragnieniem zwiększenia osobistego bogactwa.

3) Kulturowej selekcji - Te grupy, które spontanicznie adoptują i nieświadomie naśladują lepszą praktykę moralną, będą wykazywać wyższy przyrost populacji, większe bogactwo lub w jakiś inny sposób przeważać. Członkowie innych grup nie naśladują tej praktyki.

Tutaj HHH wskazuje na to, że aby było tak jak wyżej to muszą istnieć oddzielne grupy i w pewnych grupach dane działanie musi być spontanicznie naśladowane a w innych z jakiegoś względu nie naśladuje się jego. Jeśli prawdą byłoby, że pierwotne zawłaszczenie, produkcja, wymiana i podział pracy są wynikiem selekcji kulturowej to powinny istnieć początkowo grupy w których takie działania by nie występowały i zdaniem HHH takich grup nie było, bo to są powszechne działania. Co więcej jakby jakieś grupy nie wykonywały tych działań to by zmarły z głodu, bo są to konieczne czynności do przeżycia. Nie podejmowanie się ich byłoby nieracjonalne, a że ludzie się ich podejmowali to znaczy, że działali racjonalnie co też przeczy hayekowskiej koncepcji nieracjonalnego powstania tych działań.
Kolejną rzeczą jest to, że w przyrodzie organizmy konkurują ze sobą i te, które wygrywają konkurencję przeżywają a te przegrane giną. W przypadku grup ludzkich jeśli jedna grupa stosować będzie praktyki zawłaszczenia, produkcji i wymiany to w żaden sposób nie przyczyni się do zmniejszenia podaży produktów dla innych grup, a nawet jak zacznie z nimi handlować to może przyczynić się do zwiększenia bogactwa innych. Zatem HHH pokazuje, że koncepcja konkurujących grup o przetrwanie nie ma tu zastosowania, bo jest to raczej przynosząca korzyści współpraca.
Istnieje jednak możliwość, że ludzie nie tylko będą współpracować, ale ktoś będzie przy pomocy siły odbierać innym dobra. HHH stwierdza, że w tym przypadku zasada ta nie może zostać przyjęta przez wszystkich członków grupy, bo ktoś przecież musi wytwarzać te dobra. Istnienie kultury wywłaszczenia wymaga dalszego istnienia kultury zawłaszczania, produkcji i wymiany. Jeśliby przyjąć, że postęp kulturowy trwa tak długo jak jedna kultura może zwyciężyć inną, to co powiedzieć o tym przypadku, że spontanicznie powstała kultura podboju miała by zwyciężyć nad kulturą produkcji? Nie doprowadziłoby to do rozwoju a do wojny wszystkich ze wszystkimi. Kultura pasożytnicza nie może zwyciężyć, ale jako subkultura może nadal działać tak długo, jak istnieje podstawowa kultura zawłaszczania i produkcji. Stopień rozwoju cywilizacyjnego zależy od proporcji w jakich współistnieją te kultury. Jeśli rozwój cywilizacyjny miały odbywać się spontanicznie, a ludzie nie byliby go w stanie zrozumieć to ci co wytwarzają dobra nie rozumieliby, że przyczyniają się do wzrostu bogactwa, ale również ci, którzy dokonują podbojów nie rozumieliby, że wyrządzają zło.
HHH wskazuje, że taka teoria jest wspaniałym prezentem dla wszystkich konkwistadorów. Szkodliwe jest tu odwoływanie się do wyjaśnień z biologii o spontanicznym równoważeniu się żywicieli i pasożytów. Pasożytnictwo prowadzi do upadku cywilizacji i warto jest to sobie uświadomić. Rząd i państwo muszą mieć jakieś wsparcie ideologiczne, którym mamią produktywną część społeczeństwa. Bez tego upadłby najsilniejszy rząd. Kluczowa jest tu siła idei, a nie siła militarna! Rozwój cywilizacji następuje w społeczeństwie, w którym większość reprezentantów kultury podstawowej rozumie, że każdy akt pierwotnego zawłaszczenia, produkcji i wymiany zwiększa dobrostan wszystkich innych uczestników rynku, a z kolei każdy akt wywłaszczenia, opodatkowania lub ograniczenia handlu obniża dobrobyt wszystkich innych. W takim społeczeństwie pasożytnicza kultura rządu i państwa będzie stale wymierać. Z kolei w społeczeństwie, w którym większość ludzi nie rozumie tego związku, kultura pasożytnicza będzie się rozrastać, a wraz z tym jej rozrostem nastąpi upadek cywilizacji.
Warto odbiec w tym momencie od Hoppego, bo te ostatnie rzeczy, które tu referuję nie są jego autorskimi pomysłami. Jak wiadomo Hayek nie pałał sympatią do francuskiego liberalizmu i Ralph Raico w swojej książce „Classical liberalism and Austrian School” pisanej niejako w kontrze do Hayeka, w której podkreślał doniosłość wkładu Francuzów w rozwój liberalizmu, poświęcił w niej cały rozdział liberalnej teorii walki klas. Ta teoria została stworzona jeszcze przed jej marksistowskim odpowiednikiem i jej istnienia były świadome Marksy i Leniny, a stworzyli ją właśnie francuscy liberałowie Charles Comte i Charles Dunoyer, którzy nazwali swoją doktrynę industrializmem i przedstawili historię wszystkich dotychczasowych społeczeństw jako historię zmagania się klasy produktywnej z rządzącymi grabieżcami.Hayek mówiąc o liberalizmie całkowicie pomijał industrialistów i jak już wcześniej pisałem, nie potrafił dojść do tego do czego doszedł Marks, a paradoksalnie Marks to uczynił czerpiąc od liberałów!
Zacząłem od HHH to i skończę na nim podsumowując, że zarzuca on Hayekowi to, iż zaprzecza on istnieniu ludzkiej racjonalności, a przynajmniej możliwości rozpoznania wszystkich pośrednich przyczyn i konsekwencji ludzkiego działania oraz zaprzecza możliwości poznania przebiegu ewolucji społecznej oraz przyczyn wzrostu i upadku cywilizacji a także możliwości określenia kierunku postępu i stąd HHH określa postawę Hayeka jako niezwykle szkodliwą. Rodzi się tu pytanie. Czy Hoppe definitywnie rozprawił się z Hayekiem. Czy jednak argumentacja jego jest wadliwa i można coś jeszcze dodać, a może jest to dopiero początek właściwej dyskusji?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
OK, przebrnąłem. W zasadzie, to w powyższej formie nie pozostawiasz wiele przestrzeni do dyskusji, bo na ogół przy omawianiu cudzych stanowisk i tez, można zgłosić co najwyżej uwagi względem wierności czy szczegółowości przybliżenia - niewielu ludzi będzie je dalej rozwijało, zwłaszcza jeśli nie zostaną do tego sprowokowani albo nie znajdą w tym jakiegoś szczególnego interesu.

Ja mogę tu co najwyżej dorzucić swoje trzy grosze i zgłosić najbardziej podstawowe zastrzeżenie dotyczące podejścia Hayeka. "Działa" ono wyłącznie w stosunku do przeszłości, natomiast przed teraźniejszością i przyszłością okazuje się zupełnie bezradne. Można sobie kreślić granice między spontanicznie a niespontanicznie rozwijającymi się instytucjami, ale w żaden sposób nie pozwoli to na wybranie metody działania dziś i jutro. To jest w przydatne wyłącznie przy jakiejś społecznej archeologii i niczego więcej.

Brytyjscy filozofowie źródeł instytucji szukali nie w planie, a w zachowaniu tego co sprawdzone, tego co spontanicznie wyewoluowało. Ewolucji tej podlegały instytucje (np. własność prywatna), język, moralność i prawo.
Rzecz w tym, że w języku można na przykład wprowadzić niesprawdzony tradycją neologizm, który jednak po jakimś czasie zostanie zaakceptowany i stanie się częścią owej tradycji. Cała tradycja składa się z dokoptowanych elementów poszczególnych planów, które albo się przynajmniej w części przyjęły, albo nie.

Tego rodzaju podejście skutkuje żywioną z zasady niechęcią i podejrzliwością wobec inicjatyw odbywających się w czasach nam współczesnych. Jak również zajmowania pozycji obserwatora i krytyka a nie działacza.
Rothbard uważał, że jednym z powodów schyłku liberalizmu w XIX wieku był między innymi szerzący się ewolucjonizm i darwinizm społeczny. Liberałowie zaprzestali działalności na rzecz wolności, bo jak ironizował Maurycy, cierpliwie czekali aż za kilka tysięcy lat dzięki ewolucji społeczeństwo osiągnie wyższy stopień indywidualizmu.
O ewolucyjnych empirykach można opowiedzieć podobny dowcip jak o tym gościu, który czekał aż go Bóg uratuje od powodzi.

Wiosną, w pewnym mieście zdarzyła się powódź. Woda zaczęła zalewać wszystkie ulice. Postanowiono ewakuować miasto. Wszyscy postanowili uciec, za wyjątkiem jednego. Ten zamiast uciekać padł na kolana i zaczął się modlić:
- Panie! Zmiłuj się nad swoim sługą, uratuj mnie! Ocal mnie od tego kataklizmu. Proszę.
Służby ratunkowe przybyły do jego mieszkania, aby go ratować. Prosili, aby poszedł z nimi, ten jednak stanowczo odmówił:
- Nie pójdę z wami. Ja jestem człowiekiem wierzącym. Mnie uratuje mój Bóg.
Z czasem woda zaczęła podchodzić pod kolejne piętra budynku, więc mężczyzna wchodził coraz wyżej i wyżej, aż znalazł się na strychu. Tam modlił się dalej:
- Boże! Proszę, uratuj mnie. Nie daj mi zginąć w taki sposób.
Do okna strychu podpłynęła łódź ratunkowa. Ratownicy wołali:
- Proszę się spieszyć! Chodźmy stąd, niech Pan idzie z nami. Woda jest coraz bardziej rwąca, drugi raz nie powrócimy! Jeśli Pan tu zostanie, to zginie.
Na to mężczyzna odpowiedział:
- Na pewno nie zginę, gdyż Bóg mnie uratuje. Ja mu ufam, a wy idźcie w pokoju.
Woda jednak podchodziła coraz wyżej, a ów wierny chrześcijanin nadal znajdował się w niebezpieczeństwie. W końcu znalazł się na szczycie komina. Woda była o wysokość cegły pod nim, gdy zjawił się helikopter ratunkowy. Ratownicy chcieli go ocalić, ten jednak nie pozwolił im na to mówiąc:
- Ja wierzę mojemu Bogu! Zrozumcie, nie potrzebuję waszej pomocy, gdyż Pan mnie wybawi!
I tak pozostał ów nieszczęśnik w samym środku żywiołu. Gdy pojawiła się kolejna fala - porwała go i utopiła. Po śmierci człowiek ten spotkał Boga i z wyrzutem spytał go:
- I gdzie byłeś Boże!? Dlaczego mnie nie ratowałeś?! Czy nie widziałeś, że jestem w potrzebie? Czy nie modliłem się do Ciebie gorliwie? Czy nie byłem Tobie dość wierny, abyś łaskawie raczył mnie wyratować?
Na to Bóg odpowiedział:
- Jak to Ciebie nie ratowałem? Trzy razy wysyłałem po Ciebie ekipę ratunkową, choć w mieście nie było już nikogo innego do ratowania, a Ty za każdym razem odmówiłeś...

Nie wsiądą do łodzi racjonalistycznych konstruktywistów, chociaż mogłaby ona ich uratować od zamordyzmu. Nie pomogą też wiosłować, bo przecież nie została dostatecznie sprawdzona przez tradycję i w każdej chwili może zatonąć. Będą czekać na jakieś bliżej nieokreślone ewolucyjne wybawienie, które nie będzie częścią żadnego planu pojedynczego człowieka... Ech...

Liberalni ewolucjoniści ugrzęźli w braku radykalizmu i radykalizm był już dla nich oznaką utopizmu a wcale nie było tak trudno zradykalizować się.
Nie dziwota, w końcu niewidzialna ręka sama wszystko wyreguluje, jeżeli tak się zechce ewolucji. Gdyby radykalizacja była dobrym rozwiązaniem, przyjęłaby się poprzez ewolucję i nie trzeba byłoby do niej namawiać.

Do pytania czy ten liberalny ewolucjonizm społeczny jest w ogóle prawdziwą teorią czy tak jak twierdzą niektórzy libertariańscy racjonaliści jest to zwykły stek bzdur do tego wewnętrznie sprzeczny? A może to właśnie podejście racjonalistyczne jest nie do pogodzenia z myślą wolnorynkową? A może w rzeczywistości można łączyć ewolucjonizm i konstruktywizm, racjonalizm i empiryzm?
Pytanie raczej, na ile użyteczne są oba stanowiska w praktyce? Konstruktywizm przynajmniej zakłada pewien optymizm poznawczy, zachęca tym samym do podejmowania prób, prakseologicznego oceniania podjętego wysiłku, nawet jeśli kończy się na wytworzeniu jakichś prototypów prawa czy innego obyczaju. Nad tym można dalej pracować, testować, ulepszać. A czego dostarczają ewolucjoniści?

W zasadzie, to nie za bardzo widzę, aby moje podejście łączyło ewolucjonizm z konstuktywizmem - nie w profesjonalnym tego słowa znaczeniu. Nie ma to bowiem większego przełożenia na wyróżnione przeze mnie formę i treści sprzyjające bądź niechętne wolności. Dlaczego?

Dlatego, że w gruncie rzeczy ja jestem zapalonym konstruktywistą, tyle tylko, że takim leniwym, korzystającym z wypróbowanych wcześniej prefabrykatów. Nie widzę sensu, aby wymyślać wszystko od zera, grzęznąć w niestworzonych metodach urzeczywistniania upragnionego ładu, skoro można wybrać te już wypróbowane, dostosowując i tweakując je do obranego celu. W ten sposób można wyeliminować zasadniczą część niewiadomych. W gruncie rzeczy wiadomo, jak zdobywać autorytet za pomocą religii. Wiemy jak to działa, więc możemy dojść do sposobu, w jaki można powtórzyć dynamikę historyczną, która byłaby przydatna, tym razem dla wolności. Ponieważ to są gotowe rozwiązania, od razu po opanowaniu takich środków można przejść do implementacji w praktyce... a potem ewentualnie kombinować dalej.

Nie wyobrażam sobie procesu ani instytucji, które miałyby mimowolnie rozpocząć jakiś masowy agoryzm, jak chcieliby niektórzy - za pośrednictwem przemian i postępu technologicznego. I to w sumie całkowicie naturalne i zgodne z tym, co postuluje ewolucyjny empiryzm - nikt nie może sobie tego wyobrazić, bo to nie jest niczyj plan a złożoność przerasta zdolność pojmowania każdego człowieka. Tyle, że tak się nie da żyć, bez żadnego poczucia kontroli procesów społecznych, w społeczności w jakiej się przecież egzystuje. Takie ewolucyjne podejście powoduje rozdźwięk między wyznawanymi wartościami a działaniami podejmowanymi w świecie i jest po prostu niezdrowe dla psyche, bo sprawia, że intencjonalność traci kompletnie na znaczeniu.

W zasadzie nie wiadomo, czy jest na co czekać, czy nie, a działać i tak trzeba, coś tam sobie układając.
 
OP
OP
alfacentauri

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
FatBantha napisał:
OK, przebrnąłem. W zasadzie, to w powyższej formie nie pozostawiasz wiele przestrzeni do dyskusji, bo na ogół przy omawianiu cudzych stanowisk i tez, można zgłosić co najwyżej uwagi względem wierności czy szczegółowości przybliżenia - niewielu ludzi będzie je dalej rozwijało, zwłaszcza jeśli nie zostaną do tego sprowokowani albo nie znajdą w tym jakiegoś szczególnego interesu.
Wstawiłem by można było np. polemizować jak się ktoś nie zgadza. Może są tu zwolennicy Hayeka? Argumentacja Hoppego też do najsilniejszych nie należy i sądzę, że cały tekst można poddać krytyce. Może nie będę tu tego teraz robić, ale zwracam uwagę, że HHH trochę chyba polemizuje ze swoim wyobrażeniem o Hayeku. Hayek chyba nie uważał, że jest dobrze jak człowiek nigdy nie planuje. I to co się wyłania z wielu racjonalnych bądź nieracjonalnych planów jest nie do ogarnięcia, a nie to, że człowiek w ogóle nie ogarnia co robi. W każdym bądź razie można na to patrzeć tak, że Hoppe zrobił dobrą krytykę jakiegoś hardkorowego konsekwentnego ewolucjonizmu. Ale można też zrobić obronę jakiegoś ulepszonego w stosunku do Hayeka ewolucjonizmu. Wystarczy wyłapać różnice pomiędzy ewolucją społeczną w myśli Hayeka, a ewolucją społeczną we współczesnej humanistyce i ulepszyć jego stanowisko. Można też atakować Hayeka z innych pozycji jak np. przytoczyć argumenty od strony teorii wyboru publicznego. I nie trzeba w ogóle nic przytaczać. Przecież można dyskutować po swojemu.
FatBantha napisał:
O ewolucyjnych empirykach można opowiedzieć podobny dowcip jak o tym gościu, który czekał aż go Bóg uratuje od powodzi.
Ten kawał dobrze oddaje to podejście. I ponieważ ono było kiedyś popularne wśród niektórych liberałów to w jakiejś szczątkowej formie przetrwało do dziś i nawet wśród libertarian można te pozostałości wyszukać. Wielokrotnie na pytanie co jest libertariańskie słyszałem odpowiedzi, że to rynek zweryfikuje co jest libertariańskie. Odpowiedzi te były na pytanie o etykę, konkretne rozwiązania. I być może w przyszłości rynek będzie miał możliwości weryfikowania tego. Pomijając już to, że rynek będzie mógł wybrać to co nielibertariańskie, to już sama koncepcja takiego biernego patrzenia na rynek w oderwaniu od świadomych, działających ludzi jest trochę szkodliwa. Żebym został dobrze zrozumiany przedstawię to tak. Chyba każdy przedsiębiorca chciałby osiągnąć sukces. I Hayek by tego pewnie nie zanegował. Jednak nie przewidzi się, który przedsiębiorca osiągnie sukces. Ale przedsiębiorcy chcąc osiągnąć sukces nie mogą przybrać biernej postawy wobec rynkowej weryfikacji. Znów bym został dobrze zrozumiany zadam pytanie. Czy sukces zapewni postawa: Ja se będę coś tam robił, a niech rynek zweryfikuje czy to jest dobre? Chodzi mi o to, że jak ktoś ma swój wyrób to musi przekonywać ludzi co chcą kupić taki wyrób, że akurat jego produkt jest najlepszy. Co więcej w przypadku, gdy konsumenci nie chcą takiego wyrobu, to sukces może zagwarantować to, że uda się ich przekonać, że jednak to coś jest im przydatne. Przedsiębiorcom przynosi sukces kształtowanie ludzkich oczekiwań. I podobnie powinno być z libertariańskimi kwestiami. Wielu libertarian podchodzi z niechęcią (przynajmniej teoretycznie) do kształtowania takich postaw wśród ludzi. Obawiają się zarzutu o inżynierię społeczną i wolą przyjąć postawę bierną z nadzieją na korzystną weryfikację rynkową pewnych postaw, rozwiązań w odległej przyszłości, bo nie da się przewidzieć jak będzie wyglądać wyśniona libertariańska rzeczywistość. Trzeba umieć przyznać, że tego się nie da określić, ale trzeba odważnie kreślić jakby się chciało ją widzieć i przyjąć postawę postulującą działanie, choć sama taka postawa działania jeszcze nie wywoła.
FatBantha napisał:
W zasadzie, to nie za bardzo widzę, aby moje podejście łączyło ewolucjonizm z konstuktywizmem - nie w profesjonalnym tego słowa znaczeniu. Nie ma to bowiem większego przełożenia na wyróżnione przeze mnie formę i treści sprzyjające bądź niechętne wolności.
Biorąc pod uwagę, że mamy dwa obozy zgodnie z hayekowskim podziałem i jeden z nich ceni niezamierzone konsekwencje ludzkiego działania, to nie mam oporów by uznać, że po części należysz do tego obozu, jeśli dostrzegasz zalety „nieświadomie sprzyjającej formy” średniowiecznego konfliktu władzy świeckiej i duchowej przyznając, że wtedy nie było „sprzyjającej treści”. Nawet jeśli jedynie chcesz „korzystać z wypróbowanych wcześniej prefabrykatów” to te prefabrykaty są spontanicznie wyewoluowanymi rzeczami. Może już nie tak odnośnie tego co napisałeś, ale tak ogólnie coś dorzucę na ten temat. Sprzyjająca forma tworzy warunki, które określają w jakim kierunku wyewoluuje porządek społeczny. Bo wiadomo, ewoluować to może świat w różnych kierunkach. Kładzenie nacisku tylko na sprzyjającą formę może mieć miejsce, gdy ma się optymistyczną wizję historii ludzkości i przyszłości. W XIX wieku, gdy postępowały liberalizacje osiągając swój szczyt w połowie wieku, nastroje wśród liberałów były bardzo optymistyczne, co czasami skutkowało przyjmowaniu biernej postawy wobec rzeczywistości – to co tak mocno krytykował Rothbard. Gdy szczyt liberalizacji przeminął postawy zaczęły stawać się bardziej pesymistyczne i wraz z XX wiecznym rozpędem etatyzmu one się nasiliły, więc postawa pasywno-ewolucjonistyczna traciła żyzny grunt do rozwoju. W XXI wieku te postawy optymistyczne chyba się nasilają: np. w ostatnim czasie 2 teksty o optymistycznej wizji przyszłości napisał J.B. Wiśniewski, także np. niezwykle popularny Michael Huemer wykazuje optymistyczną wizję itd., nie będę dalej wymieniać. Optymizm też z kolei nie musi wiązać się z propagowaniem biernej postawy. U Hayeka niechęć do konstruktywizmu nie wiązała się z optymistycznymi zapatrywaniami, a z brakiem radykalizmu. Nieprzypadkowo jego najpopularniejsza książka polityczna nazywała się „Droga do zniewolenia” a nie „Droga do wyzwolenia”. On nie snuł wspaniałych wizji przyszłości i nie szukał dróg do nej, a raczej przestrzegał przed wejściem na drogę totalitaryzmu. To była taka raczej konserwatywna obrona tego co już osiągnięto,choć nie można też tego sprowadzić do zwykłego konserwatyzmu, czy w zasadzie do reakcjonizmu, bo on miał za złe konserwatystom, że za mało eksperymentują i punktował ich za to, że potrafią dostrzec zalety spontanicznego rozwoju jedynie w odniesieniu do przeszłości. To jest więc kwestia braku radykalizmu a nie passywizmu. I też tego braku radykalizmu nie można wiązać jednoznacznie z ewolucjonizmem. Bo nawet tu na radykalnym forum ujawnia się coraz więcej tendencji niezbyt radykalnych, gdzie wprost uważa się libertariańskie pomysły za zbyt dogmatyczne i to akurat nie musi mieć nic wspólnego z ewolucjonizmem. Owszem sytuacja może wyglądać inaczej, gdy postuluje się radykalne slogany, a w przypadku konkretów przesuwa się możliwość ich realizacji na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo gwałtowną rewolucyjną zmianę uważa się za zło. Taki antyrewolucyjny gradualizm wiąże się z poglądami ewolucyjnymi, gdzie zmiany powinny być powolne. I tutaj pojawia się kolejna ciekawa kwestia, bo o ile istnieją jakieś odniesienia do ewolucji biologicznej, to z takimi powolnymi zmianami był łączony klasyczny darwinizm, ja pamiętam z lekcji biologii, że współcześnie raczej uważa się, że zmiany ewolucyjne zachodzą w stosunkowo krótkim czasie, więc może postawa ewolucyjna nie musi być aż tak sprzeczna z rewolucyjną. Wracając do tematu, można mając radykalne poglądy, przy posiadaniu optymistycznej wizji ewolucji, opowiadać się za bierną postawą. Ale można też doceniając tą „sprzyjającą formę” i nawet wręcz posiadając optymistyczną wizję, jednocześnie być zwolennikiem konstruktywistycznego przeprojektowania rzeczywistości. Bo to jest pytanie czy Hayek zbyt łatwo nie rozdzielał ludzi na te dwie kategorie i zbyt słabo dostrzegał ich część wspólną? Ja widzę takich ludzi jak Ty FatBantho jako element części wspólnej tych zbiorów niezależnie jak Ty sam się do tego odnosisz.
FatBantha napisał:
Nie wyobrażam sobie procesu ani instytucji, które miałyby mimowolnie rozpocząć jakiś masowy agoryzm, jak chcieliby niektórzy - za pośrednictwem przemian i postępu technologicznego. I to w sumie całkowicie naturalne i zgodne z tym, co postuluje ewolucyjny empiryzm - nikt nie może sobie tego wyobrazić, bo to nie jest niczyj plan a złożoność przerasta zdolność pojmowania każdego człowieka.
No więc już 1 nogą jesteś w bandzie Hayeka:)
FatBantha napisał:
takie ewolucyjne podejście powoduje rozdźwięk między wyznawanymi wartościami a działaniami podejmowanymi w świecie i jest po prostu niezdrowe dla psyche, bo sprawia, że intencjonalność traci kompletnie na znaczeniu.
O tym zrobię następne wpisy. Nie da się do końca wyeliminować tego rozdźwięku, ale można jednocześnie zachować pewne obiekcje ewolucjonistów i spójnie starać się przekonstruować rzeczywistość, choć to będzie niestety wymagało przedefiniowania problemu.
 
OP
OP
alfacentauri

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Wcześniej pisałem o tej obserwacji dokonanej przez Sciabarrę, że hayekizm ma wiele wspólnego z marksizmem. Sciabarra wypunktował wiele wad teorii Hayeka, których tu z braku miejsca nie przytaczałem. Jenak jego końcowa konkluzja nie była taka, że twórczość Hayeka jest nic nie warta. Wręcz przeciwnie. Uważa on, że zarówno jego wyspiarscy poprzednicy jak i sam Hayek, który niesamowicie rozwinął ich teorię zwrócili uwagę na coś istotnego. Na to, że rzeczywistość jest niezmiernie złożona. Oni się buntowali przeciwko konstruktywistycznym racjonalistom, którzy tworzyli teorie biorąc to, tamto i siamto i logicznie wysnuwając wnioski, ale tacy racjonaliści nie zdając sobie sprawy z tej złożoności nie uwzględniali tego czy owego i ich teorie były kiepskie. Podejście antykonstruktywistów można scharakteryzować, że to wszystko jest skomplikowane, więc lepiej tego nie ruszać, bo się popsuje. I to było główną wadą, a trzeba było raczej próbować to rozwikłać. Sciabarra w kolejnej książce „Ayn Rand: Russian Radical” wskazuje na Rand jako na tą, która po mistrzowsku sobie z tym radziła. Sciabarra twierdzi, że Rand jest często błędnie brana za racjonalistkę (czytając jej twórczość też ją tak odbierałem, bo często narzekała na irracjonalność i chciała wszystko racjonalizować) i nawet wskazuje jej wypowiedzi w których krytykowała zarówno racjonalizm jak i empiryzm. Nie będę tu przytaczać jej argumentów tylko może napiszę, że uważała, że jest to efektem cechy kultury zachodu z dualizmem: ciało i duch. A Sciabarra świeżość i ożywczość jej poglądów przypisuje właśnie edukacji na wschodzie. Zanim przeczytałem Sciabarrę to Rand i Hayek to były dla mnie kompletne przeciwieństwa. Sciabarra pokazuje, że nie do końca tak było - wiele rzeczy podzielali np. podobne teoria umysłu, ale też inne rzeczy. Dla Hayeka kluczowy był spontaniczny ład, który był konsekwencją niezamierzonego ludzkiego działania. Niezmiernie ważne było czy to co się odnosi do społeczeństwa było zaplanowane czy nie. Hayek był pod przemożnym wpływem klasycznych konserwatystów irlandzkich jak Burke i klasycznych liberałów szkockich jak Smith (o ile w ich przypadku jest sens rozróżniania nich pod tym względem na konserwatystów i liberałów biorąc pod uwagę podobieństwo ich poglądów), którzy sprzeciwiali się przeprojektowywaniu porządku społecznego.
Te wpływy i kurczowe trzymanie się tego podziału na zaplanowane i spontaniczne trochę zamydliło oczy. W ogóle czasami ciężko jest stwierdzić czy coś jest wynikiem planu czy spontanicznego działania. Także coś co stworzy się wg planu może później przeewoluować, a coś co ewoluowało można zmodyfikować w zamierzony sposób. Rand nie dokonywała rozróżnienia na te rzeczy stworzone w sposób zamierzony i te które są niezamierzoną konsekwencją ludzkiego działania.
Rand odnosiła się do czegoś innego. Wydzieliła te metafizyczne elementy rzeczywistości, których człowiek nie jest w stanie zmienić oraz te które stworzył człowiek i które może zmienić, a mianowicie: przedmioty, instytucje, a nawet tradycje i jej zdaniem zadaniem filozofii było je odróżnić. Co ważniejsze uważała, że zasady postępowania człowieka nigdy nie powinny być akceptowane bezkrytycznie. Z tego, że wielu ludzi coś robi i dodatkowo robi to od dawna, nie wynika, że jest to dobre. Jeśli chodzi o to co możemy zmienić, to Ayn Rand prowadziła analizę na 3 różnych poziomach, które są wzajemnie powiązanymi składnikami jednej całości.

Na pierwszym poziomie Rand badała relacje władzy pomiędzy osobami. Skupiła się na psycho-epistemologicznych i etycznych zasadach działania relacji międzyludzkich opartych na wyzysku .

Na drugim poziomie Ayn Rand wskazywała, że wiele z tych wypaczeń interakcji społecznych jest produktami ubocznymi i odzwierciedleniem praktyk kulturowych. Przekonywała, że współcześni intelektualiści przeprowadzili atak na integralność pojęć i języka, który spowodował ideologiczną legitymizację społecznego, politycznego i gospodarczego wyzysku. Prześledziła wpływ takiej zmiany pojęciowej na każdą dziedzinę kultury, w tym na sztukę, literaturę, edukację, religię itd.

Na trzecim poziomie Rand przeanalizowała oparte na wyzysku stosunki społeczne w ramach strukturalnego kontekstu (cokolwiek to oznacza) państwowego interwencjonizmu. Jej zdaniem Stosunki władzy na tym poziomie są przekazywane przez różnorodne struktury gospodarcze i polityczne oraz procesy instytucjonalne. Rand rozpatrywała rolę państwa w tworzeniu warunków przemieszczeń kapitału, walki klasowej itd.

Każdy z tych trzech poziomów analizy miał na celu odkrycie innego aspektu współczesnych etatystycznych relacji władzy. Każdy z nich jest wewnętrznie powiązany i ukryty w innych. Każdy poziom obejmuje aspekty osobiste, kulturowe i strukturalne. Każdy poziom jest relacją pomiędzy prawdziwymi ludźmi. A zatem:
• Relacja współzależności pan-niewolnik z poziomu I jest odtwarzana na poziomie kulturowym i strukturalnym.
• Zniekształcenie językowe pojęć (poziom II) zapewnia ideologiczną legitymację związku współzależności (poziom I) oraz kontekst strukturalny, w którym ten związek występuje (poziom III).
• Utrzymanie łupieżczego państwa (Poziom III) wymaga osób, których autonomia została zasadniczo ograniczona (Poziom I) i których praktyki konceptualne i językowe zostały zniekształcone (Poziom II).

Ayn Rand starała się odkryć fundamentalne korzenie współczesnych problemów społecznych i przez to stworzyć radykalną alternatywę dla status quo.Wydaje mi się, że jak się mówi o utopii to się ma na myśli coś bardzo odmiennego od tego co teraz mamy, a zarazem wadliwego. I im mniej coś jest odmienne to tym mniej utopijne. Rand proponowała coś odmiennego, ale spójnego, a w takich mało radykalnych, ale sprzecznych rzeczach widziała problemy świata. W opieraniu polityki na jej zdaniem utopijnej, absurdalnej etyce dostrzegała źródło szeregu zła, które dotknęło świat w XX w.

I tu pytanie czy uważacie, że ten obiektywizm rzeczywiście daje narzędzia pozwalające przekroczyć to czego się obawiali antykonstruktywiści?
 
Do góry Bottom