http://seminascientiarum.wdfiles.com/local--files/numer-4-2005/4.9.Rudziewicz.pdf
Lewaki z NT mają inne zdanie.
Czas zmienić myślenie o eugenice?
Eugenika to dziś ciągle temat tabu, którzy budzi tylko najgorsze skojarzenia. Brytyjscy naukowcy przekonują jednak, że nadchodzi jej druga fala i powinno zmienić się społeczne postrzeganie tego negatywnie nacechowanego terminu. Wieszczą powstanie nowej specjalizacji położniczej, specjalistycznych poradni przy każdej klinice i refundację konsultacji oraz zabiegów. – Eugenika nie może kojarzyć się wciąż tylko z najgorszym – mówi etyk prof. Paweł Łuków, który jednocześnie zaznacza, że stąd bliska droga do tego, by znów zaczęli korzystać z niej ludzie pełni złych intencji.
Od zakończenia II wojny światowej nikt nie mówi o eugenice inaczej niż jako o zbrodniczej praktyce nazistowskich szaleńców. Autorów osławionej Aktion T4 i niezliczonej liczby nieludzkich eksperymentów mających pomóc w stworzeniu "czystej rasy". Tymczasem kuzyn Karola Darwina, niejaki Francis Galton stworzył eugenikę już pod koniec XIX wieku po to, by w przyszłych pokoleniach mnożyć tylko cechy najlepsze, a redukować typowe ludzkie słabości. Idea, by istoty bliskie ideałowi rozmnażały się częściej, a te od przyjętego ideału odstające służyły społeczeństwu w inny sposób szybko musiała znaleźć rzeszę entuzjastów.
Eugenika, czyli poprawiając naturę
Długo przed powstaniem III Rzeszy eugenika znalazła powszechne zastosowanie w USA. Na przełomie XIX i XX wieku wiele stanów wpisało w prawo rodzinne rozwiązania, w których małżeństwo mogli zawierać tylko ludzie spełniający podstawowe kryteria eugeniczne.
Ceniony wówczas biolog Charles Davenport przez lata zbierał tymczasem amerykańskie drzewa genealogiczne, by na podstawie ich analizy odkryć, że osobniki społecznie nieprzydatne przychodziły na świat w rodzinach "upośledzonych", czyli wśród biednych i niewykształconych.
Wraz z Henry Goddardem i Madisonem Grentem na waszyngtońskich salonach przekonywali, że silna Ameryka nie powstanie bez sterylizacji ludzi słabych, segregacji, a nawet eksterminacji najbardziej nieprzydatnych osobników. Idee te w dużej mierze udało się za oceanem wprowadzić w praktyce. Sterylizacje nakazywane przez sąd, trwająca do późnych lat 60-tych, segregacja rasowa i powszechnie stosowana kara śmierci to ważny i niechlubny kawałek amerykańskiej historii.
Założenia eugeniki leżą także u podstaw europejskiego prawa. Jak to? Niedawno głośno było przecież o staraniach niepełnosprawnej umysłowo pary, na ślub której nie chcieli zgodzić się urzędnicy. Stojąc na straży tego, by społeczeństwo się przez takie związki nie zepsuło.
Czas na doskonałość!
Dzisiaj słowo eugenika przechodzi przez gardło tylko nielicznym i wyłącznie w historycznym kontekście. Kres temu wróżą jednak brytyjscy bioetycy Stephen Wilkinson i Eve Gerrard. W najnowszej pracy zatytułowanej "Eugenika i etyka reprodukcji selektywnej" przekonują, że ten temat musi przestać być tabu. Ich zdaniem, eugenika jest bowiem szansą, a nie zagrożeniem dla naszej cywilizacji. Przekonują, iż to nic innego niż "poprawa puli genetycznej człowieka".
W ocenia Wilkinsona i Gerrard, eugenika musi być dziś brana pod uwagę jako pełnoprawny element planowania rodziny. Brytyjczycy przypominają, że obecnie naprzeciw eugenice wychodzi bowiem medycyna. A szczególnie rozwój sztucznego zapłodnienia mogący przecież pomagać nie tylko tym parom, które nie mogą spełnić marzenia o dziecku w naturalny sposób.
Im więcej wiemy o skutecznym in vitro i doborze genów, tym więcej możliwości w rękach lekarzy. Każdemu mogą przecież zapewnić poczęcie zupełnie zdrowego, pozbawionego ułomności dziecka. Co więcej, bioetycy przekonują, że całkowitą normą powinien stać się swobodny wybór płci i najważniejszych cech potomka.
"Nawet jeśli selektywna reprodukcja jest eugeniką (a czasem tak bywa), nie oznacza to automatycznie, iż jest to czymś złym (pomimo tego, że wiele przypadków eugeniki było moralnie odrażających)" – piszą brytyjscy naukowcy.
– Rzeczywiście eugenika nie może kojarzyć się wciąż tylko z najgorszym. Choć pamiętajmy, że to był program, który historycznie się zdewaluował, ale tego słowa nie można nadal traktować tak alergicznie – mówi naTemat prof. Paweł Łuków, etyk, który zajmuje się moralnością w medycynie. Jednocześnie podkreśla jednak, że jego koledzy po fachu z Wysp mocno w swych odważnych tezach przesadzili.
Idealny, czyli jaki?
– Ludzie zawsze podejmowali mniej lub bardziej skuteczne próby zapewnia swoim dzieciom wspaniałej przyszłości. I najczęściej kierowały nimi najlepsze motywy. Starą eugeniką otoczono jednak olbrzymim zapleczem różnego rodzaju wartościowania. Z góry przesądzając o tym, kto jest lepszy, a kto gorszy – tłumaczy etyk. Prof. Łuków, który nie wyobraża sobie więc, by teraz w imię dobra przyszłych pokoleń oddać wszystko fantazji przyszłych rodziców.
Etyk podkreśla bowiem, że wciąż istnieje zagrożenie, że z przyzwolenia na powszechną eugeniką skorzystają ludzie pełni złych intencji. – Wciąż taką pokusę na pewno mają liczni dyktatorzy – przekonuje.
Argumenty brytyjskich naukowców wydają się jednak przekonywać swym optymizmem i otwartym myśleniem o przyszłym świecie. Dlaczego więc nie zapomnieć o przeszłości i nie zaryzykować, by nigdy więcej nie ronić łez nad losem dzieci ciężko upośledzonych i chorych genetycznie?
Eugenika wciąż groźna
Brzmi wspaniale, ale problemem są dwie kwestie. Po pierwsze, nowoczesna eugenika zakłada pełną swobodę w kształtowaniu nowego życia. Płeć, kolor włosów, oczu, kształt twarzy, wzrost – o tym wszystkim moglibyśmy dzięki nowoczesnej medycynie zadecydować. Każdy wedle własnego uznania? No i tu właśnie pojawia się pytanie, kto miałby decydować o tym, które cechy są najlepsze? Od razu nasuwa się jedna odpowiedź - państwo. Ono musiałoby natomiast znaleźć odpowiedź na pytanie, co zrobić z tymi, którzy w przyjętym kanonie się nie mieszczą. A tu niestety wracamy do znanych i karygodnych już dylematów Davenporta, Goddarda i Grenta, którzy mówili o sterylizacji, segregacji, czy eksterminaci.
Zdaniem prof. Łukowa, tego typu zagrożenia mogłyby pojawić się jednak głównie w krajach totalitarnych. – W Europie takiego zagrożenia raczej nie ma. Tu problemem jest co innego. Nie sądzę, że korzystanie z pomocy poradni, czy klinik eugenicznych stanie się naprawdę powszechne. Tymczasem może prowadzić w łatwy sposób do utrwalania się różnic społecznych. Z takich zabiegów korzystaliby bowiem ci, których byłoby na to stać. Ich dzieci byłby uprzywilejowane więc nie tylko faktem urodzenia się w lepiej sytuowanej grupie społecznej, ale już na starcie jeszcze wyżej podskoczyłyby na drabinie społecznej – ostrzega etyk.