Egzekwowanie "własności" intelektualnej na wolnym rynku

  • Thread starter Deleted member 427
  • Rozpoczęty
D

Deleted member 427

Guest
Na stronie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Libertarianizm znalazłem taki fragment:

Kolejny wewnętrzny spór wśród libertarian jest spowodowany różnicą zdań na temat własności intelektualnej (intellectual property). Jej obrońcami byli przede wszystkim obiektywiści: Ayn Rand, David Kelley, Murray Franck. Wolnościowymi zwolennikami IP byli także: Andrew Galambos, J. Neil Schulman. Najważniejsi infoanarchiści w ruchu libertariańskim to: Samuel Edward Konkin, N. Stephan Kinsella. Zaś Murray Rothbard popierał część prawa autorskiego dotyczącej kopiowania, ale stanowczo sprzeciwiał się patentom.

Co to znaczy, że Rothbard popierał część prawa autorskiego dotyczącej kopiowania? Jest to w sumie pytanie o to, JAK NA WOLNYM RYNKU EGZEKWOWAĆ "WŁASNOŚĆ" INTELEKTUALNĄ?

Powiedzmy, że mamy akap z "Deadwood" albo bastiatowski minarchizm. Napisałem książkę. Zaniosłem ją do wydawcy i razem uzgodniliśmy treść obostrzeń. Jako że na wolnym rynku ludzie mają prawo zastrzegać sobie cokolwiek, to na pierwszych jej stronach zamieściliśmy taki oto zapis:

Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkolwiek sposobem - mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii - bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji i referatów, kiedy to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki z podaniem źródła ich pochodzenia. Zabrania się również czytania tej książki przy pełni księżyca.

Nazajutrz jakiś koleżka kupił moją książkę i pierwsze, co z nią zrobił, to polazł do punktu ksero i se całość skserował, po czym zaczął sprzedawać na swojej uczelni za 10 zł od sztuki. Ja się dowiedziałem, że ktoś zbija kokosy, korzystając z mojej "własności" intelektualnej, idę więc do sądu i wytyczam facetowi proces.

W jakiej sprawie orzeka sąd? Tylko i wyłącznie złamania umowy/licencji czy także bierze pod uwagę fakt, że oskarżony czerpał zyski handlując skopiowaną książką?

I dalej: co w sytuacji, gdy ktoś kserował ksero i potem sprzedawał? Osoba taka nie podpisywała żadnej umowy z wydawcą/autorem, a jedynie weszła w posiadanie książki z "drugiej ręki". Czy ona także może być ścigana i sądzona? Jeśli tak, to za co? I jak ustalić, czy ktoś kserował książkę kupioną w księgarni czy kserował ksero książki kupionej przez kogoś innego? Księgarnia albo inne punkty sprzedaży książek musiałyby prowadzić jakąś elektroniczną ewidencję kupujących i przechowywać ich dane na wypadek procesu o złamanie umowy/licencji.

Zmierzam do tego, że albo mamy do czynienia z jakimś tam prawem autorskim, albo w przypadku tej drugiej osoby, co kserowała kopie, do żadnego złamania prawa nie doszło.

Jak Rothbard wyobrażał sobie procesy o łamanie umów/licencji na wolnym rynku i kogo miałyby one dotyczyć? Bo chyba nie wszystkich ludzi - byłoby to trochę mało wolnościowe. Jaki kary przewidywał za samo kopiowanie, za podszywanie się pod autora (plagiat) i za czerpanie zysków z handlu kopiami?
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Odniosę się tu jedynie do wątku kopiowania książek.

Kiedyś każdy mógł wydawać co chciał. Każdy mógł skopiować i wydać dowolną książkę. Prawa autorskie wprowadzono pod naciskiem większych wydawców. Więksi wydawcy byli kopiowani wtedy gdy źle wyczuli rynek. Jak wydali za mały nakład, to tracili, bo byli natychmiast kopiowani przez mniejszych i obrotniejszych wydawców, jednak mimo to ponieśli koszty honorariów autorskich. Jak wydali za duży nakład to też tracili. Jednak jeśli trafili z wielkością nakładu w rynek zgarniali pełną pulę. Autorom płacono relatywnie lepiej niż obecnie ale jednorazowo.
Do czasu wydania dzieła, jego treść była chroniona tajemnicą handlową, czyli dobrowolnymi umowami.
Po wprowadzeniu "praw autorskich" wielcy wydawcy mogli wydawać serie próbne po czym robić dodruk. Autorzy dostawali już relatywnie mniej a ceny książek wzrosły! Bo konkurencja była zredukowana. Po czym wielcy wydawcy zaczęli zajmować się kształtowaniem rynku, czyli promocjami. Jakość dzieł zaczęła spadać a miernoty były uznawane za wielkich twórców.
A dziś mamy "zatwierdzone podręczniki" i "obowiązkowe lektury", których nikt na wolnym rynku by nie kupił.

W przypadku książek można wrócić do starych dobrych czasów.
A kopiowanie na ksero czy drukowanie z pdf-u nie jest opłacalne w małych ilościach, więc nie ma się co się tym tematem przejmować.

kawador napisał:
Jako że na wolnym rynku ludzie mają prawo zastrzegać sobie cokolwiek, to na pierwszych jej stronach zamieściliśmy taki oto zapis:

Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkolwiek sposobem - mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii - bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji i referatów, kiedy to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki z podaniem źródła ich pochodzenia. Zabrania się również czytania tej książki przy pełni księżyca.

Ten tekst nie jest żadną umową z nikim. Można go co najwyżej potraktować jako fragment jakiegoś dzieła artystycznego.
Właściwa umowa kupna-sprzedaży odbyła się przy kasie. Zarówno książka jak i pieniądze zmieniły właściciela. Nabywca książki podczas kupna-sprzedaży nic nikomu nie obiecywał i nie musi nikomu dotrzymywać jakichkolwiek obietnic.
Próba wymuszenia tej umowy to rozbój.
A zwolennicy "praw autorskich" to banda drani, która próbuje zalegalizować oszukańcze metody biznesowe.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Kawador, sąd bierze pod uwagę to czy ktoś złamał umowę czy nie. Dlatego ważne jest, aby ją skonstruować tak, aby chroniła Cię w sposób dostateczny. Dla przykładu, jeśli z kimś się umówisz (ale umówisz się realnie, więc uwaga Krzysia jest słuszna), że nie może kopiować, ani czerpać zysków, a w przypadku złamania to to i to - to będzie jakaś konstrukcja umowy, która będzie Cię chronić.

W przypadku osób trzecich, które dostały własność z drugiej ręki, w mojej opinii nie można ich ścigać. Można oskarżyć tylko tego z kim miałeś umowę np. możesz dopisać, że osoba, która kupi książkę zobowiązuje się do maksymalnej ochrony jej przed kopiowaniem ze strony innych.

Inna sprawa, że w praktyce mogłoby być trudne udowodnić, że ktoś zaniedbał wykonanie takiej umowy. Aczkolwiek myślę, że w niektórych przypadkach byłoby to możliwe. (np. koleś kupuje książke, a za godzine np. jest ona na jego oficjalnej stronie w formacie pdf do ściągnięcia).

Co do Rothbarda myślę, że nie wyobrażał sobie jakiś szczególnych kar poza tymi, które były ustalone w dobrowolnych umowach.
 

Lukasevic

Member
145
4
Co do osób trzecich, to wchodzi tutaj kwestia dobrej wiary. Jeśli ta osoba nie wiedziała o treści umowy i ograniczeniach i nie mogła się z nimi z łatwością zapoznać, to nie ponosi odpowiedzialności.
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 696
Możesz nałożyć ograniczenie na swoją własność (np. płytę CD), ale nie na każdą kopię.
Czemu niby ograniczenie miałoby obejmować kopie, które nie są Twoją własnością?
 
Do góry Bottom