D
Deleted member 427
Guest
Jak interpretujecie poniższy wykres?
Przedstawia on liczbę dużych strajków (dużych, tj. obejmujących 1000 lub więcej pracowników) poczynając od roku 1947, a kończąc na 2010. Widać wyraźnie, że związki zawodowe szczytową aktywność osiągnęły w dekadach 50-70, kiedy to liczba strajków, jak również czas nieprzepracowanych godzin roboczych będących efektem tych strajków nieustannie wzrastały. Szczegółowe dane np. tu. Potem przyszedł Ronald "Pogromca Związków" Reagan i dobre się skończyło - czego lewica nie może mu do dzisiaj wybaczyć.
Jak odczytujecie te dane? Czy dokumentują one "ostateczne rozwiązanie" kwestii związków zawodowych jako siły społecznej w Ameryce, zgniecenie potęgi ruchów pracowniczych, wskazując jednocześnie na radykalne osłabienie pozycji negocjacyjnej amerykańskiego pracownika czy może wręcz odwrotnie: wykres ten dowodzi, że w Ameryce żyje się coraz dostatniej i pracownikom nie chce się strajkować, gdyż dobrobyt ich rozleniwił?
Przedstawia on liczbę dużych strajków (dużych, tj. obejmujących 1000 lub więcej pracowników) poczynając od roku 1947, a kończąc na 2010. Widać wyraźnie, że związki zawodowe szczytową aktywność osiągnęły w dekadach 50-70, kiedy to liczba strajków, jak również czas nieprzepracowanych godzin roboczych będących efektem tych strajków nieustannie wzrastały. Szczegółowe dane np. tu. Potem przyszedł Ronald "Pogromca Związków" Reagan i dobre się skończyło - czego lewica nie może mu do dzisiaj wybaczyć.
Jak odczytujecie te dane? Czy dokumentują one "ostateczne rozwiązanie" kwestii związków zawodowych jako siły społecznej w Ameryce, zgniecenie potęgi ruchów pracowniczych, wskazując jednocześnie na radykalne osłabienie pozycji negocjacyjnej amerykańskiego pracownika czy może wręcz odwrotnie: wykres ten dowodzi, że w Ameryce żyje się coraz dostatniej i pracownikom nie chce się strajkować, gdyż dobrobyt ich rozleniwił?