Czy zmuszacie (zachęcacie?) swoje dzieci do nauki?

WoKu

Anarchoautystyk
Członek Załogi
244
662
Zapewne część użytkowników forum - chociaż niewielka - ma własne dzieci. Jaki wspaniały system edukacji mamy w Polsce to każdy widzi i w związku z tym, że edukacja jest przymusowa i każdy kto ma dzieci w wieku szkolnym, musi je do tej szkoły posłać, naszło mnie pytanie - Czy zmuszacie, albo jakoś zachęcacie swoje dzieci do nauki rzeczy, których każą im się uczyć?
Pisząc "rzeczy, których każą im się uczyć" mam oczywiście na myśli nieprzydatne dla większości ludzi informacje, którymi męczyli Was (mnie wciąż meczą) np. na biologii.

Mógłbym się bardziej rozpisać, ale starczy, bo w sumie nie wiem czy pytanie znajdzie adresatów :)
 

margines

wujek dobra rada
626
84
Staram się rozmawiać i argumentować, choć jak się zajrzy do obecnych podręczników i programu nauczania to szlag człowieka trafia. Może kiedyś się zbiorę na spisanie co ciekawszych kwiatków ze szkolnych podręczników, ale na chwilę obecną za bardzo podnosi mi się ciśnienie jak to czytam... Warto zachęcać do nauki przedmiotów w miarę neutralnych jak matematyka, fizyka, wf, technika, plastyka. Humanistyka leży i kwiczy przeżarta prostacką propagandą. A szkoda.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
Ja jeszcze dzieci nie ma i nie wiem czy będę miał (jasnowidzem nie jestem). Ale jakbym miał dzieci to nie chciałbym, żeby się w tym syfie męczyły (tak jak ja się męczyłem). Czy zachęcałbym ich do wkuwania na pamięć i bycia posłuszną owieczką? Nigdy w życiu. Niech leją na ten system, niech nim gardzą. Czym szybciej zrozumieją tym lepiej dla nich. Wolałbym, żeby uczyły się tego co lubią i w czym są dobre (jeśli chcą), niż tego co nie lubią albo nie potrafią/nie chcą. Mam tylko nadzieję, że kiedyś nastaną piękne czasy, a edukacja będzie wolna od MENu, państwa i innego świństwa.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 852
12 246
Mózg działa jak mięsień, jeśli nie ćwiczysz to flaczeje. Nauka na pamięć rzeczy mało przydatnych na początku kariery naukowej sprawia, że kiedyś łatwiej będzie przyswajać rzeczy faktycznie potrzebne. Nie jest to może przyjemna sprawa ale w zasadzie lepsze to niż samowolka i siedzenie przed TV czy napierdalanie w gry komputerowe bo po takim dzieciństwie w dorosłe życie wkracza praktycznie roślina. Smutna prawda jest taka, że mało kto ma czas, zdrowie i kasę by zapewnić dzieciakom jakieś w miarę sensowne zajęcia.

Poza tym duża część rzeczy serwowanych w szkołach bywa przydatna ale szwankuje sposób przekazania tej wiedzy - nie jest on ani atrakcyjny ani ciekawy. Wspominałeś coś o biologii - nauka o pantofelku czy amebie z ich łacińskimi nazwami jest faktycznie chujowa ale jak połączyć to np. z faktem, że ameby można dostać podczas egzotycznych wojaży i co trzeba robić by się jej wystrzegać to nagle zaczyna się z tego robićcałkiem życiowy temat.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
@Ciek

Z tym, że sposób przekazania wiedzy jest chujowy mogę się zgodzić. Jakby nauczyciel ciekawie i atrakcyjnie opowiadał to rzeczywiście mógłby uczniów zainteresować. Ale z tym, że trzeba uczniów zmusić do wkuwania, to się nie zgodzę. Jest Internet, encyklopedie, a wkuwanie rzeczy na pamięć raczej szkodzi, niż pomaga. A samowolka nie musi oznaczać siedzenia przed kompem i TV. Gdyby edukacja była wolna uczniowie mogliby sami wybierać przedmioty, których będą się uczyć (jak rodzice poślą ich do takich szkół). Uczenie się tego co, kogoś jebie jest nieskuteczne. Chuj z tym, że chcesz komuś pokazać co człowiek ma w środku, trzy zasady dynamiki newtona, przebieg bitwy pod Racławicami. Jeśli, będzie to pod przymusem uczeń to oleje i albo zapomni albo ściągnie. Jak będziesz uczył kogoś w ciekawy sposób i najważniejsze będzie go to interesować to więcej zdziałasz, niż zmuszając go do tego. Nie każdy musi być ekspertem w danej dziedzinie. Są lepsze sposoby na trening mózgu niż wkuwanie. Lepiej niech uczniowie grają w szachy, ćwiczą zadania logiczne i niech wiedzą, że to coś daje, a nie uczą się regułek jak jakieś zombie. Wkuwanie zwiększa tylko wiedzę, którą łatwo nabyć, ale nie zwiększa inteligencji. Nawet nauka ciekawostek (to co powiedziałeś o pantofelku) mogłaby być atrakcyjna, ale same suche fakty np. jak ta bakteria wygląda i z czego jest zbudowana to nikomu (oprócz zainteresowanych) nie jest potrzebne. I w szkole nie nabywa się umiejętności potrzebnych do pracy. Można byłoby tam nauczyć gotowania, strzelania z broni lub innych przydatnych umiejętności (np. znajomość prawa w akapie z prawem mogłoby być ciekawie :) ). Cokolwiek co może się przydać w życiu jest o wiele lepsze niż suche fakty. O edukacji sporo napisałem tutaj: https://libertarianizm.net/threads/system-edukacji-jest-analny.3120/ i nie chce mi się za bardzo powtarzać.

Która metoda edukacji byłaby lepsza moja, czy twoja powinien zdecydować rynek, niestety państwo nie daje mi takiej możliwości.
 

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
Ja sprawdzam zeszyty,wyjaśniam jakieś rzeczy z dziedziny fizyki, staram się trochę uczyć na własną rękę, razem odrabiamy zadania domowe. W tym roku mam plan przysiąść się z młodym (11 lat ) do angielskiego, bo kurwa już 5 lat mielą "sunday, monday, tuesday..." Mam ochotę pójść do szkoły do anglistki, jebnąć w ryj i krzyknąć "za co, kurwo, tyle lat bierzesz pieniądze"
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 852
12 246
Większość przedmiotów w szkole dla przeciętnego dziecka jest zajebiście interesujących tylko trzeba to jakoś zaserwować by dzieciak widział jakiś związek nauki z życiowymi realiami. Pozostając przy tej nieszczęsnej biologii i duecie pantofelek + ameba; na lekcji w podręczniku jest to w chuj nudne ale da się teraz za kilka stówek kupić mikroskop, który takie cuda (i wiele, wiele innych) pokaże na żywo. Dzieciaki są oczarowane i zaraz sprawy zaczynają się posuwać do przodu. Chemia, fizyka - wszędzie tak samo. Szkoły są biedne i zbiurokratyzowane, to z tego wynika, że jest w nich nudno ale nie wolno zapominać o tym, że sporą część winy ponoszą też rodzice, którzy traktują szkoły jak przechowalnie dzieciaków, a w domu zwyczajnie nie chce im się spędzać z nimi czasu jakoś kreatywnie.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
ale nie wolno zapominać o tym, że sporą część winy ponoszą też rodzice, którzy traktują szkoły jak przechowalnie dzieciaków, a w domu zwyczajnie nie chce im się spędzać z nimi czasu jakoś kreatywnie.
Nie że nie chcą, tylko są zajebani robotą, zakupami itd. A dzieciak po całym dniu w budzie też jest wyjebany i nie chce już oglądać tych zeszytów i książek przynajmniej przez kilka godzin, czyli przez resztę dnia XD
 
OP
OP
WoKu

WoKu

Anarchoautystyk
Członek Załogi
244
662
Zgadzam się z Ciekiem, co do tego, że większość przedmiotów w szkole jest, albo może być interesująca, ale nawet jeśli jakiś przedmiot jest prowadzony przez nauczyciela bardzo ciekawie i uczniowie faktycznie się tym interesują, to i tak po miesiącu-dwóch 95% klasy zapomni o czym się właściwie uczyli. Moim zdaniem materiału jest zdecydowanie za dużo. Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek był w stanie ogarnąć* chociaż połowę tego, czego każą nam się uczyć.
Pozostaje jeszcze problem typowych olewaczy, którzy chodzą do szkoły, żeby rodzice nie poszli siedzieć, albo pograć w coś na wf-ie.

Nie chcę robić offtopu narzekając na to jak jest, ale muszę napisać też o równaniu w dół. W mojej klasie (30 osób) są dwie-trzy osoby, które nie miały w podstawówce i gimnazjum angielskiego (sic!) i dlatego nasza pani wychowawczyni i jednocześnie nauczycielka angielskiego postanowiła, że zaczniemy naukę od... I am, You are, He is.
Uczyłem się tego języka 7 lat w podstawówce (zerówka + 6 klas) i trzy lata gimnazjum, a teraz wszystko od nowa. Zostawię to bez komentarza.

* ogarnąć NIE w znaczeniu nauczyć się na sprawdzian i napisać go na 5, ale po sprawdzianie (np. pół roku) wiedzieć o czym była mowa.
 

Trigger Happy

Mądry tato
Członek Załogi
2 946
957
W mojej klasie (30 osób) są dwie-trzy osoby, które nie miały w podstawówce i gimnazjum angielskiego (sic!) i dlatego nasza pani wychowawczyni i jednocześnie nauczycielka angielskiego postanowiła, że zaczniemy naukę od... I am, You are, He is.
Uczyłem się tego języka 7 lat w podstawówce (zerówka + 6 klas) i trzy lata gimnazjum, a teraz wszystko od nowa. Zostawię to bez komentarza.

Od nauki języków są prywatne Szkoły Języków Obcych. Ja bym w ogóle wywali języki obce z państwowych programów.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
A ja bym w ogóle wywalił państwowe programy.

Pozostaje, też problem chujowych nauczycieli. Jak, ktoś nie umie uczyć to powinien zająć się czymś innym. W państwowej szkole nauczyciel jest sporo nauczycieli, którzy na wolnym rynku prawdopodobnie zmieniliby zawód. I jak już, ktoś wspomniał równanie w dół jest problemem, ale jak ktoś chce kolektywnego szkolnictwa to miesza gorszych i lepszych uczniów, z wiadomym efektem. Jak ktoś woli być pracownikiem fizycznym, zamiast umysłowym to po co na siłę w szkole go trzymać. Nauka powinna być dla chętnych.
 

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
Nie chcę robić offtopu narzekając na to jak jest, ale muszę napisać też o równaniu w dół. W mojej klasie (30 osób) są dwie-trzy osoby, które nie miały w podstawówce i gimnazjum angielskiego (sic!) i dlatego nasza pani wychowawczyni i jednocześnie nauczycielka angielskiego postanowiła, że zaczniemy naukę od... I am, You are, He is.

Miałem tak dwa razy: raz w podstawówce jak zmieniałem szkołę i raz na studiach - na studiach co prawda był podział na "początkujących" i "zaawansowanych" ale oczywiście prawie wszyscy celowo osiągnęli słabe wyniki przy teście który miał nas posegregować wg. umiejętności. No comments.

A nauczyciele zamiast jechać z programem i kazać się douczać odstającym w domu/szkołach językowych z lubością tłuką "I am, you are" bo przecież na wyższym poziomie trzeba się bardziej wykazać

To jest właśnie Polska. Nikt nie chce się wysilać, żeby się czegoś nauczyć. Nikt nie chce się wysilać, żeby kogoś nauczyć. Nic dziwnego, że eduacja i nauka padają
 

Cyberius

cybertarianin, technohumanista
1 441
36
To jest właśnie Polska. Nikt nie chce się wysilać, żeby się czegoś nauczyć.
chce się, chce się a właściwie chcą się -i to bardzo. Tam gdzie chodziły do szkoły dzieci mojej siostry, konkretniej średniej wielkości miasto na Śląsku -dzieci już wybierały dobre gimnazja. Z takiego gimnazjum z komentarza powyżej gdzie np. powtarzają angielski od podstaw połowa rodziców zabrałą by dzieci i przepisała do innej lepszej szkoły, ale to jedynie świadczy o słabości szkoły a więc i uczniów no i o tym że nie myślą jeszcze o swojej przyszłości.

Jeśli chodzi o mnie to zamierzam zabronić chodzić moim dzieciom do szkoły -tak aby nie traciły czasu na głupoty i uczyły się tego co będzie im potrzebne w przyszłości. Szkoły zresztą to rozsadniki przestępczości, chorób, i wszystkiego co najgorsze! W myśl starego powiedzenia które mówi że łyżka dziegciu psuje beczke miodu. Bo czego dobrego można się nauczyć w szkole, znam te sprawy z autopsji :)
 
D

Deleted member 427

Guest
WoKu napisał:
W mojej klasie (30 osób) są dwie-trzy osoby, które nie miały w podstawówce i gimnazjum angielskiego (sic!) i dlatego nasza pani wychowawczyni i jednocześnie nauczycielka angielskiego postanowiła, że zaczniemy naukę od... I am, You are, He is.

Typowa marksistowska szkoła z koszmarów Vikernessa:

W marksistowskiej Norwegii wszyscy są „równi”. W praktyce oznacza to, że nikt nie może być lepszym od najwolniejszego i najgłupszego ucznia! Brak osobnych klas dla zdolniejszych uczniów, czy brak nawet dodatkowych zajęć dla tych słabszych. Wszyscy są umieszczani w tej samej klasie, ponieważ w Norwegii nie ma „zdolnych” i „słabych” uczniów! Wszyscy są równi. Więc kiedy skończyłem rozwiązywać moje zadania w przeciągu 5 minut, pozostałe 45 minut spędzałem na czekaniu na innych. Oczywiście najgłupszy dzieciak nigdy nie zdołał skończyć swoich zadań przed pozostałymi, był zbyt głupi, aby zrozumieć cokolwiek, więc nigdy nie otrzymałem żadnych nowych zadań. Byłem zawsze zmuszony czekać i czekać. Przez 6 lat.
 
OP
OP
WoKu

WoKu

Anarchoautystyk
Członek Załogi
244
662
Cyberius napisał:
Z takiego gimnazjum z komentarza powyżej gdzie np. powtarzają angielski od podstaw połowa rodziców zabrałą by dzieci i przepisała do innej lepszej szkoły, ale to jedynie świadczy o słabości szkoły a więc i uczniów no i o tym że nie myślą jeszcze o swojej przyszłości.
O jakie gimnazjum chodzi? Ja pisałem o szkole średniej (bo chodzę do technikum), a father Tucker o studiach :)
Co, do tego przepisywania się, to pewnie i tak bym zrobił, ale angielski nie jest moim priorytetem. Jest dla mnie bardzo ważny, ale nie najważniejszy. Dlatego właśnie wybrałem technikum (podobno najlepsze w Łodzi - ZSP 10) - żeby uczyć się rzeczy konkretnych, a nie odbimbać kolejne 3 lata (swoją drogą, nieco się rozczarowałem).
Typowa marksistowska szkoła z koszmarów Vikernessa
(...)
Niestety trochę tak to wygląda. Bardzo często jest tak, że np. na programowaniu Pani daje nam do napisania jakiś program i z góry ustala, że sprawdzi po 30 minutach. Ja kończę po pięciu i siedzę jak ten debil układając kostkę Rubika i czekając, aż reszta skończy (zazwyczaj im się nie udaje).
 

Trigger Happy

Mądry tato
Członek Załogi
2 946
957
To się ciesz, na studiach ludzie mieli problemy z skopiowanie pliku z serwera do siebie na pulpit, co to była za komedia, otwieranie na serwerze, przenoszenie, 10 minut z zajęć jełopy to robiły ... :D
 

father Tucker

egoista, marzyciel i czciciel chaosu
2 337
6 516
Szczerze mówiąc dla mnie "dobre gimnazja" państwowe, to takie, do których dużo dzieci złożyło papiery, więc szkoły mogły sobie wybrać prymusów. Niekoniecznie oznacza to wyższą jakość nauczania. U mnie w ogólniaku była laska, która przeniosła się w ostatniej klasie z "dobrego" liceum bo myślała, że sobie podkręci średnią. Była najgorszym uczniem w całej mojej klasie.
 

margines

wujek dobra rada
626
84
Od nauki języków są prywatne Szkoły Języków Obcych. Ja bym w ogóle wywali języki obce z państwowych programów.
W "Szkołach języków Obcych" to się możesz nauczyć najwyżej gramatyki (to samo co w książkach) i podstawowych zwrotów (języka do prostej komunikacji typu "Nazywam się Jaś Kowalski" i "Którędy do burdelu"). Jak chcesz, żeby dzieciak łyknął lengłydż szybko i bezboleśnie to wyślij go na kilka miechów za granicę z dala od polskich gett i Polaków w ogóle. Pamiętam, jak w UK spotkałem gościa po anglistyce, którego nikt nie rozumiał bo władał - jak mi potem powiedziała zagadnięta angielska staruszka - piękną staroangielszczyzną. A jak mu angol zadał proste pytanie: - You gotta fags? - , to pan magister anglistyki zdębiał jak analfabeta.
 

Hitch

3 220
4 872
Moim zdaniem, popartym własnym doświadczeniem, jedną z lepszych metod na naukę języka jest wystawienie na jego działanie BEZ nikogo stojącego obok i tłumaczącego wszystko. Nie wiem jak by to działało na dorosłych (i czy im by się chciało), ale ja jako dziecko miałem anglojęzyczne Cartoon Network, gdzie całymi dniami oglądałem kreskówki i ni cholery nie rozumiałem, co gadają. Z czasem zaczynałem wnioskować z kontekstu, potem wyłapywać słówka (dużym plusem tu były liczne powtórki), po to by ostatecznie samemu dochodzić znaczeń i sensu wszelkich wygłaszanych kwestii. To był najlepszy okres nauki języka dla mnie pod kątem jej efektywności. Całą podstawę łyknąłem sam i śmiem twierdzić, że zajęło mi to mniej czasu niż w państwowych placówkach, gdzie przez trzy lata napierdala się "I am, you are", bez zadowalających efektów.

Ostatnio z dziewczyną przysiedliśmy pomóc jej 10-letniej siostrze przy lekcjach z anglika. Postanowiłem przepytać ją z takich podstaw ("uczy" się języka już trzy lata właśnie), i nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że jej wiedza wciąż jest zerowa :)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737
Miałem dokładnie tak samo, tyle że jeszcze dochodził komp z anglojęzycznymi grami przygodowymi. Najlepiej się tak chłonie język. Później na parę miechów za granicę i wsio.
 
Do góry Bottom