Czy Twitter shadowbanuje?

tolep

five miles out
8 556
15 443
Oni padli jeszcze przed aferą z Alexem Jonesem, za to bodaj 72 godziny po tym jak ja zapowiedziałem ograiczenie aktywności na facebooku.
 

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 200
Wniosek stąd taki, żeby nie korzystać z automatycznego serwowania sobie treści i propagować dobieranie samemu sobie takowych. Próbuję zrozumieć ludzi, którzy chcą aby im ktoś wybierał co mają czytać. Lubią niespodzianki? W każdym bądź razie taki rodzaj wygodnictwa, inaczej mówiąc lenistwa intelektualnego może przynieść złe skutki. I nawet już tu nie chodzi o to czy treści będą filtrowane przez kogoś świadomie, bo jak „przez przypadek” program utworzy nam ramy do oglądania świata to skutek może być ten sam.
Mi się wydaje, że po prostu istnieje natłok informacyjny. I tutaj pewnie różne taktyki można by wymyślać, ale najpierw skategoryzować na wiedzę, teorię w książkach vs bieżące wydarzenia, newsy. W ogóle można się zastanawiać czy warto śledzić ogół bieżących wydarzeń. Jeśli jednak dla kogoś odpowiedź to tak - takie AI brzmi jak jeden ze sposobów radzenia sobie z natłokiem.
Inna sprawa, że dobieranie sobie treści w Internecie do czytania jest mniej lub bardziej uzależnione od algorytmów. Pamiętam, że wyniki Google'a z 2007-2008 roku były inne niż np 2011. We wcześniejszym okresie Google zdecydowanie częściej potrafił zaserwować jakąś mało znaną, bardzo mało popularną stronę Internetową. Przy odpowiednich zapytaniach czasem to potrafiły być bardzo wartościowe znaleziska z bibliografią itp. W 2011 już widziałem, że w wynikach wyszukiwania dużo rzadziej pojawiały się tego typu strony.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Mi się wydaje, że po prostu istnieje natłok informacyjny. I tutaj pewnie różne taktyki można by wymyślać, ale najpierw skategoryzować na wiedzę, teorię w książkach vs bieżące wydarzenia, newsy. W ogóle można się zastanawiać czy warto śledzić ogół bieżących wydarzeń. Jeśli jednak dla kogoś odpowiedź to tak - takie AI brzmi jak jeden ze sposobów radzenia sobie z natłokiem.
Inna sprawa, że dobieranie sobie treści w Internecie do czytania jest mniej lub bardziej uzależnione od algorytmów. Pamiętam, że wyniki Google'a z 2007-2008 roku były inne niż np 2011. We wcześniejszym okresie Google zdecydowanie częściej potrafił zaserwować jakąś mało znaną, bardzo mało popularną stronę Internetową. Przy odpowiednich zapytaniach czasem to potrafiły być bardzo wartościowe znaleziska z bibliografią itp. W 2011 już widziałem, że w wynikach wyszukiwania dużo rzadziej pojawiały się tego typu strony.
Tylko, że to nie wina Google tylko wdrożenia technik pozycjonowania stron przez webdeveloperów.
 
OP
OP
Staszek Alcatraz

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
To było oczywiste. Niestety szef twittera dalej pali głupa i twierdzi, że to wina bezstronnego algorytmu, a nie sprawa polityczna.

Szef Twittera przyznaje: Ograniczaliśmy widoczność kont kongresmenów

Twitter ograniczał widoczność ok. 600 tys. kont, również tych należących do kongresmenów - przyznał Jack Dorsey, prezes platformy podczas przesłuchania w Senacie USA. To triumf Donalda Trumpa, który regularnie oskarża o stronniczość media społecznościowe.

Na tę bolesną chwilę szczerości Dorsey zebrał się przed kongresmenami, którzy przesłuchują go – oraz szefów Facebooka i Google’a – w związku ze zbliżającymi się wyborami do Senatu USA. Te odbędą się już 6 listopada i wszyscy, zarówno politycy, jak i technologiczni giganci, obawiają się powtórki z 2016 roku. Wówczas Rosja przeprowadziła wiele kampanii dezinformacyjnych, a firma Cambridge Analytica pobierała ogromne ilości danych o potencjalnych wyborcach Trumpa.

Prezes Twittera zeznawał razem z Sheryl Sandberg, szefową operacyjną Facebooka. Dorsey niespodziewanie przyznał wprost, że algorytmy Twittera błędnie oceniały niektóre z kont. A dokładniej 600 tys. kont, które miały siać propagandę, dezinformację lub wyglądały jak boty. - Twitter nie kieruje się poglądami politycznymi przy podejmowaniu decyzji o jakości danego konta czy o egzekwowaniu zasad naszego portalu - powiedział przed Senatem Dorsey.

Nie był jednak w stanie odpowiedzieć, czy wśród kont kongresmenów z ograniczoną widocznością więcej należało do republikanów, czy do demokratów.

Według niego to właśnie algorytmy są odpowiedzialne za błędną ocenę tych kont. Wyjaśnił też ich działanie. Wykorzystują setki czynników, by ocenić, czyje konta i posty będą wyświetlane wyżej, a czyje będą jeszcze raz przesiane przez filtry antyspamowe. Jednym z takich czynników jest zachowanie użytkowników komentujących dany post. A więc politycy mogli być "wyciszani" na Twitterze za to, że w ich komentarzach dochodziło do wyzwisk czy kłótni między internautami. - Mimo wszystko to było niesprawiedliwe. Naprawiliśmy to - przyznał szef Twittera. Zaprzeczył jednak, jakoby Twitter celowo cenzurował konserwatystów, o co zapytał go republikanin Michael Doyle.

Donald Trump a Twitter
Mimo to przyznanie się do błędów przez Dorseya można śmiało nazwać sukcesem Donalda Trumpa. Amerykański prezydent regularnie oskarża Google’a i Twittera o manipulacje. Zarzuty te były za każdym razem odpierane i poza zwolennikami politycznej prawej strony mało kto w nie wierzył. Zwłaszcza że Trump czasem najpierw atakuje w tweetach techgigantów, a potem te tweety usuwa.

"Google i reszta tłumią głos konserwatystów, ukrywając informacje i wiadomości, które mówią o nich w pozytywnym świetle. Kontrolują to, co możemy, a czego nie możemy zobaczyć. Jest to bardzo poważna sytuacja - zajmiemy się tą sprawą!", pisał na Twitterze pod koniec sierpnia, gdy wiadomo było, że za tydzień odbędą się przesłuchania w Kongresie. Po kilku godzinach sam usunął post, gdy temat podchwyciły media, a koncern Google stanowczo zaprzeczył.

Jack Dorsey przed Kongresem nie potrafił odpowiedzieć, ilu ludzi pracuje w Twitterze jako moderatorzy i ile zarabiają. Przyznał za to, że regulamin jego platformy jest zbyt skomplikowany i należy go uprościć.

Te zeznania mogą być wodą na młyn Trumpa przekonanego o spisku gigantów internetowych przeciw niemu. Mimo to na jego koncie na Twitterze nie pojawił się żaden komentarz do słów Dorseya.
 
Do góry Bottom