Czy filantropia uwłacza godności człowieka?

D

Deleted member 427

Guest
W sumie głupio w ogóle na ten temat teoretyzować, jeśli nigdy nie doświadczyłeś/-aś biedy i nie wiesz, co to znaczy żebrać o drobne na chleb czy mleko dla dziecka. Ja np. dzisiaj jadłem obiad na mieście i do knajpy wszedł bezdomny i łaził między stolikami prosząc ludzi o kasę na jedzenie. I tak mi się przypomniał argument tej lewaczki Szyszkowskiej, że błaganie czy w innej redakcji proszenie o pomoc jest dla człowieka upokarzające, że filantropia może jedynie doraźnie rozwiązać czyjś problem i z reguły uwłacza tym, do których jest skierowana. Często w rozmowach z różnymi lewakami, którym na widok biedy żyłka moralnego gniewu pęcznieje, słyszę podobną wiązankę: Wolny rynek, zasady, sprawiedliwość, własność, a gdzie w tym wszystkim człowiek? Co z biednymi, którzy sami nie mogą o siebie zadbać? No chyba że na wolnym rynku usług charytatywnych będą w stanie odpowiednio zareklamować swoją nędzę i niedolę, ale i potencjalną przydatność (a la "Miłosierdzie gminy"), by jakiś hojny łaskawca pozwolił im jeszcze trochę pożyć. To wg ciebie nie jest upokarzające?

Krótka piła: czy waszym zdaniem jak państwo zajmuje się "opieką" nad biednymi (mowa o takich serio biednych, a nie ściemniaczach), tj. jak bieda eliminowana jest w sposób systemowy, odgórny, to wtedy takie coś jest mniej upokarzające dla człowieka niż gdyby miał on na wolnym rynku prosić o pomoc albo szukać ofiarodawcy/fundacji/cokolwiek, która mu pomoże wyjść z biedy i stanąć na nogi?
 
C

Cngelx

Guest
Ważne jest tu:
filantropia może jedynie doraźnie rozwiązać czyjś problem

Jeżeli ktoś otrzymał pomoc i nie potrafił jej wykorzystać, tak aby zwalczyć swoją biedę to widocznie zasługuje na biedę.

Należy się zastanowić dlaczego biedni są biedni, jako, że sam pochodzę ze środowiska sporej biedy oto kilka przyczyn:
1. Bezmyślność - wydawanie kasy na byle co i wszystkiego co się ma, niezgłaszanie reklamacji wobec zbyt wysokich rachunków, stawanie się żyrantem wobec byle kogo, brak inwestycji, myślenia o przyszłości, stwarzanie sobie wyimaginowanych przeszkód i zagrożeń. Ale także myślenie typu: pójdę na studia - na zarządzanie, po studiach znajdę sobie zajebistą pracę.
2. Lenistwo - ktoś nie chce pracować, bo np. przejazd > 10 km to dla niektórych za dużo, niedopuszczanie myśli o założeniu własnej działalności.
3. Pijaństwo - ktoś się najebał i nie idzie pracować.
4. Wszechobecny socjal - po co coś robić, jeżeli pomoc od państwa jest stała?
5. Własny styl życia - niektórzy NAPRAWDĘ CHCĄ być biedni i żebrać.

To tyle, po prostu większość zależy od samej osoby. Jednorazowa pomoc raczej wystarczy dla osoby, która nie chce być biedna.

A najlepsza filantropia to nie jest dawanie kasy tylko dawanie namiarów na źródła informacji, ale dzięki internetowi nawet takie coś już nie jest potrzebne.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
Nie, życie z łaski państwa nie jest mniej upokarzające. Jest to ukryte i poparte moralnością kreowaną przez państwo - jest po prostu łatwiej strawne. Ale brudzi tak samo.

Myślę, że moralność wolnościowa mogłaby zaproponować spalenie mostów - nie korzystam z kasy dawanej wprost przez państwo. Wiadomo, że większość jakoś tam korzysta, ale dążenie do pozakręcania tych kraników IMO czyni czlowieka bardziej wartościowym.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Upokorzenie - pokora - godność człowieka.

Czy pokorni ludzie przez prezentowaną pokorę uwłaczają swej godności? Jeżeli przez godność nazywamy pompowane ego, być może. Ale dla mnie bezdomni czy inni żebracy, z racji tego, że nie zajmują jakiejś odpowiedniej pozycji na społecznej drabince, nie tracą swojej godności. I sądzę, że gdybyś zapytał takich ludzi, czy proszenie innych o kasę na jedzenie jest upokarzające, to sądzę, że najrozsądniejsi odpowiedzieliby Ci, że najbardziej upokarzający nie jest sam akt, a raczej świadomość tego wszystkiego, czego dokonali bądź nie, co doprowadziło ich do sytuacji w jakiej się znaleźli. Zaniechania, opory psychiczne albo naiwność, jakie udzieliły im się w przeszłości, które tak zdeterminowały ich przyszłość. Najbardziej upokarzająca dla człowieka, moim zdaniem, jest świadomość jego własnych ograniczeń.

Czy kasa od państwa pozwala się z nimi uporać albo chociaż je dostrzec? Nie. Za to wyhodować bezkrytycznych względem siebie roszczeniowców - a i owszem. Tak, państwo pozwala uniknąć bezpośredniego kontaktu z "darczyńcą" (cudzysłów, bo podatnik jako darczyńca to nie mój ideał) i w ten sposób pozwala na uniknięcie uwłaczenia swej godności poprzez podjęcie wstydliwego aktu prośby (nie chcecie sobie uwłaczać, nie używajcie słowa "proszę"), ale fałszuje oprócz tego wszystkim obraz świata i samych siebie. Niedoszłym żebrakom, urzędnikom, podatnikowi.

Filantropia jest prawdziwa. Kurewsko bolesna, ale prawdziwa. Lewactwo natomiast na poprawę humoru proponuję fikcję, ułudę, ucieczkę od rzeczywistości i samego siebie.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
Bieda to wstyd - takie jest faktyczne i najpowszechniejsze odczucie. Mało kto obnosi się z biedą, mało kto chwali się, że nie ma co do gara włożyć (pominąwszy żebraków w trakcie wykonywania czynności zawodowych).

Nie ma co tego rozkładać na czynniki pierwsze - wpaść w biedę to jak wpaść do szamba, jedyne co wtedy trzeba robić, to jak najszybciej próbować się z tego szamba wydostać i pozbyć się jego zapachu.

Taka optyka jest najkorzystniejsza, jeśli ktoś naprawdę boi się biedy, to najprawdopodobniej biedy uniknie. To jest nasz przekaz.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Coś tam ostatnio skrobnąłem u Gwiazdowskiego w ten deseń:
http://blog.gwiazdowski.pl/index.php?su ... =1&id=1075

(…) Pomagając swoim znajomym budujemy coś, co nazwałbym kapitałem społecznym gdyby niektórzy nie reagowali wysypką na to słowo na „s” więc może lepiej powiedzieć „kapitał zaufania”. Ten kapitał w przyszłości może zaprocentować; dziś ja pomogę tobie, jutro może ty pomożesz mnie. Oczywiście, jak z każdą inwestycją jest pewne ryzyko, że to nie wypali. Trudno, jak wiadomo zysk bez ryzyka jest tylko na obligacjach skarbowych ;) Mimo wszystko pomagając dzisiaj, zwiększamy szansę na to, że ktoś pomoże nam w przyszłości. Im mniejsza spo… tfu, eee, mniejszy krąg ludzi pozostających we wzajemnych stosunkach, tym większe prawdopodobieństwo, że nasze uczynki zaprocentują. Opiekuńczość w stosunku do przedstawicieli swojej rodziny, gatunku wydaje się naturalnym odruchem u ssaków. Nie widzę powodów by sądzić, że lepiej by było bez tego gdy każdy by był egoistą.

(…)

No i tutaj w związku z powyższym pojawia mi się konkluzja. Ja uważam, że nie żyjemy w czasie dyktatury społeczeństwa. Wręcz przeciwnie; zrobienie z tego co było naturalnym odruchem współczucia obowiązku egzekwowanego pałą oraz kilka innych zabiegów w rezultacie prowadzi do stopniowej dezintegracji społeczeństwa i łączących go więzi. Osoba biedna i bezrobotna mogłaby w normalnej sytuacji budzić we mnie odruch współczucia i bym ją nakarmił, a może nawet dał jakąś pracę. W sytuacji jednak, gdy muszę jej pomóc i jeszcze odpalać procent samozwańczemu dobroczyńcy za moją mamonę nie ma już miejsca na współczucie. Pozostaje wyłącznie gorycz z bycia rabowanym i poczucie zaszczucia wynikające z osaczenia przez działających w majestacie prawa bandytów. Zwyczajnie społeczeństwo państwa opiekuńczego ma tyleż wspólnego ze społeczeństwem co krzesło elektryczne z krzesłem, a sprawiedliwość społeczna ze sprawiedliwością, czyli niewiele.


Czyli reasumując; uważam, że filantropia jest w zasadzie naturalnym odruchem, który państwo „opiekuńcze” zabija, zapewne dążąc do eliminacji konkurencji z rynku ;)

Oczywiście „filantropię” rozumiem szeroko, nie tylko jako rozrzucanie złota ale również dawanie zarobić pracą. W momencie gdy z tego co było naturalnym odruchem robi sie obowiązek logicznym jest, że rodzi się też opór. W ostatecznym rozrachunku na skutek tej całej „opiekuńczości” następuje zanik naturalnych odruchów współczucia, solidarności itp., a że natura nie znosi próżni to zostają one zastąpione wrogością, nieufnością, chamstwem itp. Tym sposobem społeczeństwo, które uważam za twór dobry, zostaje zastąpione społeczeństwem socjalistycznym, które jest w zasadzie formą socjlologicznej wojny domowej ;)

Natomiast odpowiadając wprost na zadane pytanie: tak, bezpośrednia prośba jest z pewnością bardziej „uwłaczająca” niż korespondencyjne złożenie prośby do urzędnika. Wyciąganie ręki po pomoc jest formą przyznania się, że się w życiu nie udało i jest to czerpanie ze środków, które formalnie się nie należą. Mało jest ludzi, którym to nie robi różnicy. Tylko co z tego? Celem opieki jest utrzymanie przy życiu potrzebujących. Jej bezpośrednia forma jest o tyle lepsza od wersji „urzędniczej”, że potrzebujący coś jednak z siebie daje, wkłada w to przynajmniej jakiś wysiłek, więc przynajmniej darczyńca widzi, że w tym czasie nie zajmuje się czymś innym, choćby pracą na lewo. W wersji urzędniczej natomiast może sobie korzystać z pomocy bez większego wysiłku, wyśle liścik, a co poza tym się z nim dzieje to nie ma znaczenia. Do tego dochodzi czynnik zniechęcający, jeśli ktoś nie ma woli prosić, to znaczy, że go wcale jeszcze nie przycisnęło. Poza tym bezpośredni kontakt z darczyńcą może tworzy jakieś więzi, które nie wiadomo jak zaowocują przyszłości. Jak ktoś przyjdzie po jakieś żarcie, a ja akurat będę mieć drewna do porąbania to może mu dam zarobić, kto wie. W wersji zinstytucjonalizowanej natomiast coś takiego oczywiście nie nastąpi nigdy.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
kawador napisał:
Krótka piła: czy waszym zdaniem jak państwo zajmuje się "opieką" nad biednymi (mowa o takich serio biednych, a nie ściemniaczach), tj. jak bieda eliminowana jest w sposób systemowy, odgórny, to wtedy takie coś jest mniej upokarzające dla człowieka niż gdyby miał on na wolnym rynku prosić o pomoc albo szukać ofiarodawcy/fundacji/cokolwiek, która mu pomoże wyjść z biedy i stanąć na nogi?
Zależy. Jak jakiś urzędas ze służby socjalnej łazi i wypytuje, to może i jest to upokarzające, jeśli ktoś się takich rzeczy wstydzi przed sąsiadami, ale w większości przypadków po prostu załatwia się jakieś papiery, a urzędasy traktują nas (znaczy kogoś tam, nie mnie) albo bezosobowo, albo uprzejmie. Dlatego uważam, że tu lewacy mają rację, chociaż ta racja nie jest dla mnie żadnym argumentem. Podobna sytuacja jak z posiadaniem broni zwiększającym agresję.
 

Kimono

Active Member
163
30
Oczywiście, że uwłacza. Wyobraźmy sobie, że w Porynii istnieje grupa „biznesmenów” - coś na kształt takiej burżuazji kompradorskiej albo postkompradorskiej, choć niekoniecznie, bo w innych systemach podobne gówno też ma prawo wystąpić - którzy najpierw wyciągają ludzi z biedy, a potem ich terroryzują, domagając się „wdzięczności” i nachodzą ich rodziny, i znajomych. Albo wyobraźmy sobie kompradorskiego burżuja z małym ego, który owszem, będzie pomagał, ale warunkując to tym, że postronni obserwują i on może w ten sposób swoje ego podreperować. Jakakolwiek interakcja z takimi ludźmi sama w sobie jest złem, a co dopiero układ taki, gdzie nie sposób przecież się przed ich chujkowatością bronić.

Pomoc reżimowa jest pod tym względem lepsza, bo zawsze ze względu na skalę jest bezosobowa.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Kimono napisał:
Oczywiście, że uwłacza.
...
Pomoc reżimowa jest pod tym względem lepsza, bo zawsze ze względu na skalę jest bezosobowa.

Po pierwsze, mniej uwłacza godności pomoc od tyrana niż pomoc od biurokraty.
Po drugie, by biurokrata udzielił komukolwiek pomocy, ktoś wcześniej musi to ukraść. W pozostałych przypadkach niekoniecznie.
Po trzecie, pomoc nie musi pochodzić od oligarchy lub biurokraty a może pochodzić od zwykłych ludzi, którzy się solidaryzują z osobą której udzielają pomocy.

Pomoc bezosobowa płynąca od państwa to najgorsza i najbardziej nieludzka forma pomocy. W niej nie ma nic z godności. To jest jedno wielkie poniżenie człowieka.
 

Kimono

Active Member
163
30
Uściślijmy może więc. To, iż ja widzę zalety pomocy bezosobowej nad „osobową”, nie znaczy, że uważam je za usprawiedliwiające przemoc. Oczywiście nie uważam. To jest zupełnie inny wątek.

A jeśli pomoc „osobowa” jest OK, to czy w takim razie ukrywanie danych osobowych dawcy narządów i danych jego rodziny przed „obdarowanym” też jest zbędnym wymysłem? Czy nie ma słuszności w chrześcijańskiej zasadzie „niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa”? Znów - chrześcijaństwo i przeszczep narządów sam w sobie to zupełnie inne wątki.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
W 12 odcinku drugiego sezonu "Louie'ego" jest taka scena. Louie idzie ze swoją siostrzenicą (13 lat) przez miasto. Zaczepia ich bezdomny, prosi o dolara. Louie daje mu forsę, bezdomny dziękuję, Bóg z wami i te sprawy. Oboje odchodzą na kilka kroków i siostrzenica wypala z tekstem:

- Nie powinieneś.
Louie: Czego nie powinienem?
- Dawać kasy bezdomnym.
- Co?
- To ich upokarza.
- Od kiedy pomoc upokarza?
- Stawiasz się ponad nimi. W ten sposób rodzi się podległość. To wyższość.
- Chciał pomocy, to pomogłem. Teraz może się najeść, wyspać w ciepłym miejscu, zadbać o rodzinę.
- Dałeś mu tylko dolara.
- Mówię o kumulacji. Wielu ludzi mu daje. Jestem jednym z tych, co mu pomogli. Wolałabyś, żeby tu stał, marznął i umarł? Nie wiem, skąd bierzesz te gówna. Twoja matka to liberalny świr, wciska ci te bzdury...
- Tata mówił, że ludzie pomagają innym, by dowartościować siebie.
- Taa, a potem was zostawił.
 

Peterus

New Member
75
4
Gdybym to ja miał dostawać tą jałmużnę wolałbym jak najbardziej bezosobowo. Lepiej jest być "winnym" społeczeństwu, niż Zenkowi. Takie emocje.

Jednak gdzie problem? To jest mało prawdopodobne, żeby tylko dziani libertarianie rzucali miedziaki, do tego jeszcze w poniżający sposób. Raczej będą od tego wyspecjalizowane firmy. Wysyłasz kasę i raz do roku dostajesz rozpiskę na co wydali, komu pomogli. Trochę sprawozdanie, trochę reklamę (ich też przecież dotyczy konkurencja, możesz zmienić charytatywną organizację tak samo jak każdą inną). Zajmowanie się obok swojej roboty fundacją to będzie prowizorka i nie ma co liczyć na jakieś rezultaty. Nawet jak ktoś się chce chełpić to może powiedzieć, że 1 szkoła ze zbudowanych przez konkretną fundację jest w całości za jego kasę postawiona.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Doskonałe pokazanie jakie skutki niesie za sobą działanie sprawnej i nieupokarzającej państwowej pomocy społecznej.
Napisane w USA, w późnych latach 70-tych, ale uniwersalne.
Rothbard - "Manifest libertariański" napisał:
Ujemny podatek dochodowy

Na nieszczęście, postulowane ostatnio zmiany zmierzają do zniesienia państwa opiekuńczego, ale nie w celu powiększenia zakresu swobód, tylko wręcz przeciwnie. Postulaty te przyjmowane są niemal przez wszystkich (z nielicznymi wyjątkami), od prezydenta Nixona i Miltona Friedmana na prawicy po licznych przedstawicieli lewicy. Tą nowością mają być „gwarantowany dochód roczny”, „ujemny podatek dochodowy” albo zgłoszony przez prezydenta Nixona „plan pomocy rodzinie”. W porównaniu z niewydolnością i przerostem biurokracji właściwymi dla obecnego systemu gwarantowany dochód roczny byłby zasiłkiem „skutecznym” i automatycznym: urzędnicy podatkowi co roku przekazywaliby pieniądze rodzinom, które uzyskały dochód poniżej minimalnego poziomu. Ten automatyczny zasiłek byłby, oczywiście, finansowany z podatków płaconych przez rodziny, które osiągnęły dochody wyższe od minimalnych. Koszty tego przejrzystego i prostego systemu ocenia się zaledwie na kilka miliardów dolarów rocznie.

Jest tu jednak pewien szkopuł, polegający na założeniu, że wszyscy – zarówno korzystający z nowych zasiłków, jak i finansujący je – będą pracowali tak samo jak w starym systemie. Jest to założenie wątpliwe, ponieważ gwarantowany dochód roczny miałby niezwykle silny aspekt demotywujący – i dla płacących podatki, i dla pobierających zasiłek.

Jedynym czynnikiem, który zapobiega ostatecznemu zawaleniu się obecnego systemu, jest właśnie biurokracja i napiętnowanie towarzyszące braniu zasiłków. Osoba pozostająca na zasiłku wciąż jeszcze odczuwa dyskomfort psychiczny – choć ostatnio coraz mniejszy – i musi stawić czoło jak zawsze bezdusznej, źle zorganizowanej, skomplikowanej biurokracji. Gwarantowany dochód roczny zniósłby główną przeszkodę, najważniejszy czynnik zniechęcający do pobierania zasiłków, właśnie dlatego, że byłby skuteczny, prosty i automatyczny. Doprowadziłoby to do masowego przechodzenia na zasiłek gwarantowany, tym bardziej że uważano by go za automatycznie przysługujące „prawo”, a nie za przywilej czy podarunek – i w związku z tym nie byłby on obciążony piętnem.

Załóżmy, że za „granicę ubóstwa” uzna się poziom 4000 dolarów dochodu rocznie. Każdy, kto zarabia mniej, otrzymuje od Wujka Sama wyrównanie, przyznawane automatycznie na podstawie zeznania podatkowego. Osoby wykazujące dochód zerowy otrzymałyby od rządu 4000 dolarów; ci, którzy zarobili 3000 dolarów, dostaliby 1000 dolarów itd. Oczywiste jest, że nikt, kto by zarabiał poniżej 4000 dolarów, nie miałby żadnego powodu, żeby w ogóle pracować. Po co ktoś miałby pracować, skoro te same cztery tysiące dostanie, nic nie robiąc? Dochód netto uzyskany w postaci podatku od pracujących nie zwiększyłby się, a wszyscy zarabiający poniżej magicznej granicy 4000 dolarów porzuciliby pracę i pobiegli po „należny” zasiłek.

Ale to jeszcze nie wszystko. Jak by się zachowali ci, którzy zarabiają niewiele ponad 4000 dolarów? Ktoś z dochodem 4500 dolarów zorientowałby się szybko, że leniwy nierób mieszkający obok dostaje od państwa 4000 dolarów za nic. Tymczasem on, pracując ciężko czterdzieści godzin tygodniowo, zarobił netto tylko 500 dolarów przez cały rok. Porzuciłby więc pracę i przeszedł na zasiłek w postaci podatku ujemnego. Podobnie byłoby w przypadku zarabiających 5000 dolarów rocznie itd.

Na tym kłopoty się nie kończą. Ponieważ wszyscy zarabiający poniżej 4000 dolarów, a także część zarabiających sporo powyżej 4000 dolarów, zaprzestaną pracy i przejdą na zasiłki, to koszty wypłaty zasiłków gwałtownie się zwiększą, co pociągnie za sobą konieczność podwyższenia podatków tym, którzy pracują. Ale wówczas ich dochód netto po opodatkowaniu raptownie zmaleje, do tego stopnia, że i oni zaczną porzucać pracę i przechodzić na zasiłek. Wyobraźmy sobie kogoś, kto zarabia 6000 dolarów rocznie. Przede wszystkim musi sobie zdać sprawę, że jego rzeczywisty dochód osiągnięty dzięki pracy wyniósł 2000 dolarów. Powiedzmy, że na zasiłki dla niepracujących musi przekazać 500 dolarów rocznie, czyli że jego dochód netto wynosi 1500 dolarów. Jeśli będzie musiał zapłacić jeszcze dodatkowo 1000 dolarów w związku z szybkim wzrostem liczby osób na zasiłku, to otrzyma dochód zmniejszony do 500 dolarów i przejdzie na zasiłek. Logiczną konsekwencją wprowadzenia gwarantowanego dochodu rocznego będzie więc błędne koło, szaleńczy wir ciągnący ku katastrofie, polegającej na tym, że praktycznie wszyscy przestaną pracować i przejdą na zasiłek, co jest sytuacją niemożliwą.

Są jeszcze inne czynniki, które należy wziąć pod uwagę. W praktyce zasiłek nie pozostałby oczywiście na stałym poziomie 4000 dolarów; nieuchronne naciski ze strony klientów opieki społecznej i innych musiałyby doprowadzić do corocznej podwyżki podstawowej granicy, przyspieszając obroty błędnego koła wzrostu wydatków budżetowych i przybliżając nadejście katastrofy. W rzeczywistości gwarantowany dochód nie zastąpi – wbrew nadziejom konserwatystów, którzy się za nim opowiadają – mozaiki obecnego systemu opieki społecznej, tylko będzie stanowił uzupełnienie istniejących już programów. Tak właśnie było ze stanowymi programami pomocy dla osób starszych. Zasadniczym argumentem na rzecz programu ubezpieczeń społecznych Nowego Ładu miało być to, że zastąpią one dotychczasową mozaikę stanowych programów ubezpieczeniowych dla osób w podeszłym wieku. Oczywiście tak się nie stało; pomoc dla osób starszych jest teraz znacznie większa niż w latach trzydziestych. Rozdęty program ubezpieczeń społecznych został po prostu dołączony do dotychczas realizowanych programów. Obietnica Nixona, że osoby zdolne do pracy i otrzymujące zasiłek będą musiały pracować, to wierutne kłamstwo – ochłap rzucony konserwatystom. Osoby te byłyby zatrudniane tylko na „odpowiednich” stanowiskach, a – jak wiadomo – stanowe biura pośrednictwa pracy niemal nigdy nie oferują „odpowiedniej” pracy.

Rozmaite programy gwarantowanych świadczeń nie stanowią prawdziwego remedium na powszechnie zauważane wady obecnego systemu. Ich wprowadzenie pogrążyłoby nas jeszcze bardziej. Jedynym realnym rozwiązaniem jest rozwiązanie wolnościowe: zniesienie systemu pomocy społecznej, zapewnienie wolności i swobody działania wszystkim, zarówno bogatym, jak i ubogim.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Narodowy bolszewik Kardaszewski poruszył ten sam wątek co ja tutaj poruszałem dawno temu:

Różnica pomiędzy transferem dokonywanym za pośrednictwem machiny biurokratycznej oraz bezpośrednim transferem charytatywnym jest taka, że w tym pierwszym przypadku człowiek otrzymuje to, co mu się słusznie należy (zaspokajane są jego roszczenia), w tym drugim zaś wyświadcza mu się niezasłużoną łaskę (poprzez zaspokajanie jego pragnień). W pierwszym przypadku otrzymujący nie traci godności, a przekazujący się nie wywyższa, w drugim ten pierwszy jest upokarzany, a ten drugi leczy swoje kabotyńskie sumienie. Gdy poddaję się opresji podatkowej uważając ją za uzasadnioną, moje człowieczeństwo rozkwita, gdy dobrowolnie przekazuję datek, moje człowieczeństwo karleje.

W XIX wieku socjal miał charakter stygmatyzujący. W drugiej połowie XX wieku zaczął być prawem człowieka - stał się systemem, państwem.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Filantropia uwłacza przede wszystkim godności etatysty owładniętego statolatrią.
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Dla mnie to byłby taki sam wstyd, jednak dla większości ludzi żebranie jest chyba dużo gorsze niż stanąć w kolejce po zasiłek. Ale myślę, że to dobrze, bo jest większy bodziec do wydostania się z biedy - a to nie jest wcale gra o sumie stałej wbrew temu co twierdzi czasem lewactwo.
 

Ślepy

neosarmata
75
41
Jako osoba dzialająca charytatywnie stwierdzam, że:
1. Pomoc prywatna zazwyczaj jest poufna więc nie stygmatyzuje.
2. Ludzie faktycznie czasem mają opory przed proszeniem o pomoc, ale jak nie ma czym nakarmić dzieciaków to te opory szybko znikają.
3. Pomoc prywatna jest zdecydowanie bardziej efektywna.
4. Często to nie tylko pomoc materialna, pomiędzy pomagającym i otrzymującym pomoc wytwarza się często pewien rodzaj więzi, czego nie ma w biurokratycznej pomocy. Państwo da zasilek, ale nie pomoże uporać się z osobistymi problemami danej osoby.

Ponadto (przynajmniej dla mnie) bardziej upokarzająca bylaby sytuacja, w której idę do zlodzieja, który wpędza mnie w biedę i proszę o łaskę i oddanie części zrabowanych dóbr.
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
Myślę, że internet dał dużo w kwestii filantropii, osoby proszące o pomoc nie są do końca anonimowe, ale nie muszą patrzeć w oczy tym, których proszą. Poza tym organizowane są akcje typu Szlachetna Paczka, które oczywiście rozreklamowane na dużą skalę przyciągają masy, które mają ochotę komuś pomóc. Łatwiej poprosić o pomoc dla chorego dziecka itd... z drugiej strony nie ma tego impulsu chwili, że widząc żebrającego na ulicy podchodzę i daję, ale można być bardziej wiarygodnym.
I zdecydowana wyższość nad państwową pomocą jest to, że daję komu chcę. Nawet jeśli wolę zasponsorować budowę domu dla żab niż umierające dzieci (którym i tak NFZ by nie pomogło), widzę co się z moimi pieniędzmi dzieje i do potrzebującego trafia 100%.
 
L

lebiediew

Guest
1. Nienawidzę, gdy ktoś uzasadnia niedawanie pieniędzy biednym tym, że oni wydadzą to na alkohol albo że są biedni z własnej winy. W 99% przypadków takie tłumaczenie to żałosne wykręty. Jeśli nie chcesz pomagać, nie pomagaj, nie masz takiego obowiązku. Miej odwagę i powiedz szczerze - wolę wydać te 20 zł na coś, co sprawi mi przyjemność niż na biedną osobę. Nie ma w tym nic złego. To twoje pieniądze i masz do nich prawo. A argument, że wydadzą na alkohol jest podwójnie obłudny, tak jakbyśmy my nie pili. Jakbym mieszkał na ulicy i chciał uśmierzyć swój ból, to ostatnią rzeczą, której bym potrzebował, byłby jakiś natchniony harcerz, który by powiedział, że nie da mi pieniędzy, ale może mi kupić bułkę i pasztet.

2. Moim zdaniem, jak chce się pomóc, to najlepiej pomagać konkretnym ludziom. Znaleźć jakiegoś konkretnego bezdomnego, rodzinę z problemami, porozmawiać z nimi, dowiedzieć się, jak wygląda ich życie, jakie mają problemy itp. Omijać pośredników i że tak powiem - trochę się pobrudzić, pomagając. Pomaganie przez fundacje charytatywne (pomijając doraźną pomoc w przypadku katastrof) wydaje mi się z wielu względów podejrzane (nigdy nie wiesz, co się stanie z kasą, utrzymujesz pośredników, unikasz stanięcia twarzą w twarz z biednymi itp.).

3. W żebraniu, szukaniu pomocy nie ma nic uwłaczającego. Szanuję każdą osobę, która nie dopuszcza się agresji na drugiej osobie. Mam dużo więcej sympatii do pijaka spod sklepu niż do profesora czy urzędnika, który żyje z podatków i nigdy nie zastanowił się nad tym, co daje mu prawo do pieniędzy, które otrzymuje.

Więc jeszcze seta, znakomicie,
padniemy, ale zgódźcie się,
że z tylu różnych dróg przez życie
każdy ma prawo wybrać źle.
 
Do góry Bottom