D
Deleted member 427
Guest
Panie i panowie, dziękuję, że odwiedziliście mnie dzisiejszego wieczoru. Przejechałem pół kraju, żeby być tu dzisiaj, na tej ziemi. Niektórzy z was mogli słyszeć dziwne plotki o moich planach. Pomyślałem, że chcielibyście usłyszeć o nich ode mnie. Oto moja twarz. Żadna to wielka tajemnica. Jestem nafciarzem. Mam w planach kilka przedsięwzięć w całym stanie. Mam wiele szybów, z których wypływają tysiące baryłek ropy dziennie. Lubię myśleć o sobie jako o nafciarzu. Jako nafciarzowi myślę, że wybaczycie, prosty sposób wysławiania się. To, co robię, można śmiało określić jako interes rodzinny. Pracuję ramię w ramię z moim wspaniałym synem, H.W. Myślę, że niektórzy z was mieli już okazję go poznać. Zachęcam moich ludzi, by także sprowadzali swoje rodziny. Nie ma w życiu większej nagrody niż rodzina. Rodzina oznacza dzieci. Dzieci to wykształcenie. Więc gdziekolwiek rozbijamy obóz, wykształcenie jest najważniejsze i jestem szczęśliwi, mogąc to zapewnić. Wybudujemy wspaniałą szkołę w Little Boston. Dzieci to przyszłość, o którą walczymy, więc powinny mieć jak najlepiej.
Jest jeszcze coś... i proszę, nie poczujcie się urażeni, jeśli opowiem o chlebie. Porozmawiajmy o chlebie. Według mnie, to coś okropnego, że jakikolwiek mężczyzna, kobieta czy dziecko, w tym naszym wspaniałym kraju, miałby spoglądać na kromkę chleba, jak na zbytek łaski. Wywiercimy tu studnie artezyjskie. Studnie oznaczają nawadnianie. Nawadnianie to uprawa ziemi. Będziemy mogli uprawiać zboże, co wcześniej nie było możliwe. Mając zboże, będziemy wiedzieli, jak je wykorzystać. Zaistniejemy na mapie tego kraju. Nowe drogi, agrokultura, zatrudnienie, edukacja. To tylko kilka z wielu rzeczy, które możemy wam zaoferować i zapewniam was, panie i panowie, że jeśli znajdziemy tutaj ropę, a myślę, że istnieje duża szansa, że tak się stanie, ta społeczność nie tylko przetrwa, ale rozkwitnie.
Głównym bohaterem filmu jest rasowy kapitalista - Daniel Plainview. Plainview to relikt mijającej epoki, ostatni człowiek "Pogranicza", czyli południowo-zachodnich trenów USA, gdzie każdy sobie "sterem, żeglarzem i okrętem", zwycięzca, zdobywca, ukształtowany przez naturę tylko po to, żeby rywalizować, pokazywać innym, że jest najlepszy. Koleś sam, bez pomocy rządu, własnymi rękami dochodzi do wielkiego bogactwa. W pierwszej scenie filmu widzimy go jak kopie dół w ziemi w poszukiwaniu ropy. Schodząc do środka, łamie sobie nogę. Następnie - z potrzaskaną kością - czołga się kilka dobrych kilometrów po kamienistej prerii do najbliższego punktu rejestracyjnego, gdzie rejestruje swoją działkę w księdze wieczystej hrabstwa. Jego marzeniem było dorobić się takiej fortuny, żeby już nigdy nie musieć o nic nikogo prosić. Bohater konsekwentnie dąży do jednego: chce się wyłączyć poza nawias, a najlepsza droga do tego celu to stać się tak obrzydliwie bogatym, żeby kupić sobie samotność. Od pierwszych do ostatnich scen bohater pozostaje jednolicie, beznamiętnie zdeterminowany do realizacji celu, który pozwoli mu ostatecznie zwolnić się z uczestnictwa w stadnych działaniach rodzaju ludzkiego. I to jest na swój sposób piękne, bo niewiele takich postaci było w historii kina.
Świetna jest scena, w której Plainview - aby uniknąć płacenia upokarzających haraczów kolei - wpada na pomysł zbudowania rurociągu, biegnącego od miasteczka Little Boston w stronę oceanu. Rurociągiem tym mógłby spokojnie przesyłać ropę, co z kolei wpłynęłoby na zmniejszenie wydatków na transport. Zaprosił więc mieszkańców Little Boston na zebranie i zaproponował każdemu z nich sporą sumę za odsprzedanie gruntów (milcząc rzecz jasna na temat drzemiących pod ziemią surowców). Pech chciał, że jeden staruszek - niejaki Bandy, właściciel kilku kluczowych hektarów - nie zjawił się na spotkaniu. Na pytanie przewodniczącego zebrania, czy Plainview odwiedzi go osobiście na farmie, nafciarz rzuca: "Nie. Jak zmądrzeje, to sam przyjdzie".