Artykuł w Gazecie Prawnej o współpracy Google ze służbami

Cyberius

cybertarianin, technohumanista
1 441
36
Jeden jak i drugi jest potencjalnie bardzo niebezpieczny. Nie wyobrażam sobie libertarianina, lub po prostu osobę bedącą zwolennikiem wolności która we własnym środowisku nie promuje alternatywnych narzędzi -szczególnie wyszukiwarek.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Google stawia na współpracę z Pentagonem, niezadowoleni pracownicy odchodzą
16.05.2018 14:35
Czy Google powinno zajmować się wojną? W erze, w której na polu bitwy oprogramowanie jest nie mniej ważne od siły ognia, odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta. Decydenci firmy z Mountain View już jednak go sobie nie zadają, wzięli się za lukratywną współpracę z Pentagonem. Korzystając ze swojego doświadczenia z maszynowym uczeniem, w ramach Projektu Maven tworzą oprogramowanie, które pozwoli efektywnie przetwarzać nagrania z bojowych dronów USA. Sęk w tym, że na taką współpracę nie godzi się wielu pracowników Google’a. Pierwsi zagłosowali już nogami, po prostu odchodząc z firmy.

W kwietniu zeszłego roku amerykański Departament Obrony ogłosił rozpoczęcie Projektu Maven, znanego też jako Algorithmic Warfare Cross-Functional Team (AWCFT). Jego celem było wprowadzenie technologii Big Data i maszynowego uczenia do amerykańskich sił zbrojnych. Pierwszym zadaniem, przetworzenie milionów godzin materiałów wideo nagranych przez powietrzną flotę dronów.

Obecnie drony unoszące się nad teatrami wojen, w których uczestniczy USA, zalewają Pentagon taką ilością wideo, jakiej żaden ludzki analityk przetworzyć nie jest w stanie. Kto jeszcze ma problem z niemożliwą do ogarnięcia ilością wideo? Oczywiście YouTube – na google’ową platformę w każdej minucie wgrywane jest około 300 godzin treści. I tylko dzięki maszynowym systemom klasyfikacji jest w stanie nad tą obfitością zapanować, usuwając treści zakazane czy naruszające prawa autorskie.

Pentagon początkowo chciał, by AWCFT pozwoliło na nagraniach wykryć 38 klas obiektów – przedmiotów przedstawiających wszystko to, o czym amerykańska armia powinna wiedzieć w kontekście zwalczania jednostek Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. Najwyraźniej dzięki współpracy z Google udało się osiągnąć więcej. Opublikowany w marcu raport Gizmodo wspominał, że możliwe jest już namierzanie konkretnych osób, w miarę jak pojawiają się w przeróżnych lokalizacjach.

Od strony technicznej to nie zaskakuje. Google poczyniło ogromne postępy w dziedzinie zarówno oprogramowania jak i sprzętu, produkuje obecnie własne czipy Tensor Processing Unit (TPU), na bazie których działa biblioteka maszynowego uczenia TensorFlow. Naiwni googlersi, którym dotąd się wydawało, że jedynym zastosowaniem TensorFlow będzie wyszukiwanie obrazków kotków w Internecie, zderzyli się jednak nagle z twardą rzeczywistością. Ich naukowa i programistyczna praca służy wojennej machinie Pentagonu, wyprowadzającej tysiące uderzeń z powietrza, w których niemal każdego dnia giną cywile.

Uświadomienie sobie tego stanu rzeczy sprawiło, że wielu pracowników Google’a wpadło we wściekłość, inni zaś zaczęli zadawać niewygodne dla korporacji pytania natury etycznej (nikt chyba nie lubi, jak mu się zadaje pytania natury etycznej, prawda?). W kwietniu opublikowali oni więc list otwarty do dyrektora zarządzającego Sundara Pichai, pod którym podpisało się niemal 4 tysiące ludzi. Pisali w nim, że Google nie powinno zarabiać na wojnie i żądali, by Google wycofało się z uczestnictwa w Projekcie Maven. Jeśli tego nie zrobi, nieodwracalnie zaszkodzi swojej marce i możliwościom starania się o pracowników. Stanie w jednym rzędzie z takimi tuzami kompleksu militarno-przemysłowego jak Palantir, Raytheon czy General Dynamics. A tłumaczenie się, że inne firmy, w tym Microsoft i Amazon też coś robią dla Pentagonu, nie jest żadnym wytłumaczeniem, w końcu po coś jest to motto „Don’t be evil”.

Google zareagowało bardzo szybko. Na drugi dzień ustami swojego rzecznika ogłosiło, że ceni sobie opinie zaangażowanyc pracowników, rozumie że militarne zastosowania mogą budzić obawy, jednak przypomina że Maven jest głośnym projektem Departamentu Obrony a Google pracuje tylko nad jego niemilitarnymi aspektami, właściwie oferując to samo oprogramowanie do rozpoznawania obrazów, które jest dostępne każdemu użytkownikowi chmury Google’a. Powstające modele bazują tylko na ogólnodostępnych danych i służą ocalaniu życia ludzi i oszczędzeniu analitykom ciężkiej, mozolnej roboty. Na końcu zaś i tak decyzję podejmuje człowiek.

Tłumaczenie bardzo ładne, ale kompletnie ignorujące to, co pracownicy Google’a napisali w liście. Oni rozumieli, że oprogramowanie nie ma bezpośrednio militarnego zastosowania. Jednak gdy zostanie dostarczone Pentagonowi, to z łatwością będzie można je przystosować do wykorzystania w zabójczych celach. W końcu klasyfikowanie i rozpoznawanie celów jest pierwszym krokiem na drodze do autonomicznych systemów uzbrojenia.

Protest Google’a odbił się szerokim echem w kręgach akademickich, poparł goMiędzynarodowy Komitet Kontroli Robotycznych Zbrojeń (ICRAC). W niczym jednak nie wpłynęło to na decyzję zarządu, który najwyraźniej uważa, że Pentagon to dobry, prestiżowy klient, a współpraca w niczym firmie z Mountain View zaszkodzić nie może. Projekt Maven jest kontynuowany. I to nas wcale nie dziwi, ten kto dobrze się tu wykaże, będzie miał przewagę w walce o ogromny kontrakt na chmurę obliczeniową dla Pentagonu, wartą co najmniej 10 mld dolarów rocznie Joint Enterprise Defense Infrastructure (JEDI). Głównymi konkurentami Google’a są tutaj Microsoft i Amazon.

Dlatego najbardziej niezadowoleni zrobili jedyne, co realnie mogli zrobić. Gizmodo donosi, że już kilkanaście osób rzuciło pracę w Google. Czy zachęcą w ten sposób innych? Trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę warunki pracy w Google. Utraty tych najbardziej ideowych pracowników firma nawet nie zauważy. A z czasem Google będziemy wymieniać wśród innych prominentnych firm amerykańskiego kompleksu militarno-przemysłowego.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Lepiej niech współpracują z Pentagonem, niż jakby mieli współpracować z FBI. Wojskowi na całym świecie są statystycznie bardziej rozsądni, niż inni mundurowi.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Google jest legalnie działającą amerykańską korporacją wartą setki miliardów. Czego się spodziewać po takiej firmie? Że pójdzie na wojnę z własnym rządem? Oczywiście nie. Czasy nerdów stawiających serwery NNTP na uniwersyteckich serwerach (korzystając z tego że uniwersytet je utrzymuje) już minęły.
 

Presario

Well-Known Member
129
251
Rozwiązania są dwa. Albo kontrolujesz infrastrukturę albo klucze. Infrastruktura jest rozległa i podatna na działania państwa bo rości sobie ono prawo do ziemi gdzie ona się znajduje, no więc pozostają klucze.

Słyszałem gdzieś nawet taką teorię że ziemianie mają bardzo małą szansę odebrać informację cyfrową z kosmosu, dlatego bo w rozwoju cywilizacji istnieje tylko bardzo małe okienko czasowe między tym gdy komunikacja zdalna zostaje wynaleziona a tym gdy zostaje zaszyfrowana. A najlepsze szyfrowanie to takie, gdzie sygnał jest nieodróżnialny od szumu.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Motyw jak z "Obywatela Kane'a", tylko w wykonaniu korporacji...

Google już może być troszkę złe: tajemnicza zmiana w kodeksie postępowania
19.05.2018 18:35
Współpraca z Pentagonem najwyraźniej nie poszła na marne. Nieoficjalne motto Google’a, don’t be evil (nie czyń zła) niepostrzeżenie przestało obowiązywać w Mountain View. Całkiem niedawno – gdzieś między końcem kwietnia a początkiem maja – po cichu wykreślono je z korporacyjnego kodeksu postępowania. I dobrze, że mamy niezależne Archiwum Internetu i jego maszynę czasu, bo inaczej nikt w świecie, w którym obieg informacji kontrolowany jest tak bardzo przez Google nie wiedziałby, jak było wcześniej.

Don’t be evil było częścią korporacyjnego kodeksu postępowania Google’a praktycznie od samego początku, tj. od 2000 roku. W tamtych czasach oznaczało, że Google obiecuje, że nie będzie w swoich działaniach wykraczać poza tradycyjnie rozumiane reguły etycznego biznesu, dbając o dobro klientów i sięgając jedynie po uczciwe metod konkurencji.

15 lat później, po rewolucyjnej reorganizacji, w wyniku której Google znalazło się pod parasolem konglomeratu Umbrella Corporation Alphabet Inc., coś się zmieniło. Alphabet otrzymał swój własny kodeks postępowania, z zupełnie innym mottem, do the right thing. Z etycznej perspektywy różnica ogromna – zakaz czynienia zła to zupełnie coś innego niż nakaz czynienia tego, co słuszne. Słuszne dla kogo, dla właścicieli Alphabet Inc.?

Samo jednak Google pozostało przy swoim don’t be evil. Tak, jakby Alphabet uznał, że ze złem będzie eksperymentował jedynie w swoich innych, mniej słynnych jednostkach zależnych. Miał ich przecież trochę: Calico, CapitalG, Chronicle, DeepMind, GV, Jigsaw, Sidewalk Labs, Verily, Waymo i X – to wszystko firmy niezależne dziś od Google, a podległe regułom macierzystego konglomeratu. Indywidualnych kodeksów postępowania po prostu nie miały.

“Don’t be evil.” Googlers generally apply those words to how we serve our users. But “Don’t be evil” is much more than that. Yes, it’s about providing our users unbiased access to information, focusing on their needs and giving them the best products and services that we can. But it’s also about doing the right thing more generally – following the law, acting honorably, and treating co-workers with courtesy and respect.

The Google Code of Conduct is one of the ways we put “Don’t be evil” into practice. It’s built around the recognition that everything we do in connection with our work at Google will be, and should be, measured against the highest possible standards of ethical business conduct. We set the bar that high for practical as well as aspirational reasons: Our commitment to the highest standards helps us hire great people, build great products, and attract loyal users. Trust and mutual respect among employees and users are the foundation of our success, and they are something we need to earn every day.

Tak kiedyś zaczynał się kodeks postępowania Google...
Teraz i z google’owego kodeksu zakaz czynienia zła w większości wyparował. Tam gdzie wcześniej fraza don’t be evil występowała na samym początku, wielokrotnie dyskutowana w treści w kontekście etycznej odpowiedzialności biznesu, tam dziś znajdziemy ją już tylko na samym końcu, tak jakby ktoś zapomniał przeedytować cały tekst. Cóż, od czegoś trzeba zacząć przekształcanie korporacyjnej kultury.

The Google Code of Conduct is one of the ways we put Google’s values into practice. It’s built around the recognition that everything we do in connection with our work at Google will be, and should be, measured against the highest possible standards of ethical business conduct. We set the bar that high for practical as well as aspirational reasons: Our commitment to the highest standards helps us hire great people, build great products, and attract loyal users. Respect for our users, for the opportunity, and for each other are foundational to our success, and are something we need to support every day.

So please do read the Code and Google’s values, and follow both in spirit and letter, always bearing in mind that each of us has a personal responsibility to incorporate, and to encourage other Googlers to incorporate, the principles of the Code and values into our work. And if you have a question or ever think that one of your fellow Googlers or the company as a whole may be falling short of our commitment, don’t be silent. We want – and need – to hear from you.

A tak wyglądają dzisiaj jego pierwsze akapity.
Co ciekawe, tej ogromnej zmiany w kalendarzu w ogóle nie odnotowano. Ostatnia aktualizacja wskazuje na 5 kwietnia 2018 roku, kiedy to jeszcze kodeks zaczynał się od don’t be evil.

Jak na razie dział prasowy Google’a zaintrygowanym tą zmianą korporacyjnej polityki amerykańskim mediom nie odpowiedział.

 

Presario

Well-Known Member
129
251
Wiara w technikę nie implikuje że ona jest doskonała. Podobnie jak kupujący do domu rolety antywłamaniowe też tak nie myśli.

Masowa inwigilacja nie ma miejsca dlatego bo nagle ludzie stali się bardziej źli. Ona jest masowa dlatego bo jest tania.

Gdy skompletowanie teczki osobowej kosztuje dużo, to tych teczek jest mało i są szczuplejsze. Gdy zebranie informacji oznacza wykorzystanie 0daya o wartości stu tysięcy dolarów na czyjś telefon, to inwigilujący kilka razy się zastanowi nim go wykorzysta. Co innego gdy jak teraz teczki leżą niemalże na ulicy...
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Lepiej niech współpracują z Pentagonem, niż jakby mieli współpracować z FBI. Wojskowi na całym świecie są statystycznie bardziej rozsądni, niż inni mundurowi.
Współpracują z CIA. :)


View: https://www.youtube.com/watch?v=c2Kf-rXI_pk


Trochę się tego syfu nazbierało.
Google jest legalnie działającą amerykańską korporacją wartą setki miliardów. Czego się spodziewać po takiej firmie?
Niczego dobrego?
 
Do góry Bottom