D
Deleted member 427
Guest
“American Journal of Public Health” podaje wyniki badań przeprowadzonych w Kongu przez ekipę dr Amber Peterman. Według nich, na przestrzeni 12 miesięcy w latach 2006-2007, zostało w tym kraju zgwałconych 400 tys. kobiet. Czyli średnio 48 na godzinę! Mało tego, zespół twierdzi, że liczba ta jest niedoszacowana i w rzeczywistości może być jeszcze wyższa.
Na tym niestety nie koniec. Moim zdaniem prawdziwą bombą nie jest bowiem to, czy liczba przed zerami jest bliżej jedynki czy dziewiątki. Tylko to, jak te liczby się rozkładają się na mapie kraju.
I tak, w klasyfikacji przoduje – jak można się było spodziewać – Północne Kivu. Na każde 1000 mieszkających tam kobiet, ofiarami gwałtów padło (przynajmniej raz!) 67. Ale nagle okazuje się, że na liście przed Kivu Południowym (44 ofiary na 1000) niespodziewanie plasuje się Équateur (65 zgwałconych kobiet na 1000 mieszkanek prowincji), region położony na drugim końcu kraju niż targane najgorszymi konfliktami wschodnie pogranicze.
Wnioski? Epidemia przemocy seksualnej już dawno wylała się poza tereny objęte walkami i stała się plagą wśród cywilów. Oxfam informował już o tym w zeszłym roku we własnym raporcie, w którym stwierdzał, że aż 40 proc. wszystkich gwałtów popełnionych w 2008 r., to nie dzieło oszalałych od alkoholu/narkotyków/zapachu prochu partyzantów, tylko właśnie zwykłych, nieuzbrojonych mieszkańców Konga. Badania “American Journal of Public Health” pokazują jeszcze czarniejszy obraz sytuacji – wynika z nich bowiem, że prawie 1/4 ofiar [czyli, trzymając się ich danych, byłoby to niemal 100 tys. kobiet] została w rzeczywistości zgwałcona przez własnych mężów, bądź konkubentów.
http://dzialzagraniczny.wordpress.com/2011/05/27/48-na-godzine/
Na tym niestety nie koniec. Moim zdaniem prawdziwą bombą nie jest bowiem to, czy liczba przed zerami jest bliżej jedynki czy dziewiątki. Tylko to, jak te liczby się rozkładają się na mapie kraju.
I tak, w klasyfikacji przoduje – jak można się było spodziewać – Północne Kivu. Na każde 1000 mieszkających tam kobiet, ofiarami gwałtów padło (przynajmniej raz!) 67. Ale nagle okazuje się, że na liście przed Kivu Południowym (44 ofiary na 1000) niespodziewanie plasuje się Équateur (65 zgwałconych kobiet na 1000 mieszkanek prowincji), region położony na drugim końcu kraju niż targane najgorszymi konfliktami wschodnie pogranicze.
Wnioski? Epidemia przemocy seksualnej już dawno wylała się poza tereny objęte walkami i stała się plagą wśród cywilów. Oxfam informował już o tym w zeszłym roku we własnym raporcie, w którym stwierdzał, że aż 40 proc. wszystkich gwałtów popełnionych w 2008 r., to nie dzieło oszalałych od alkoholu/narkotyków/zapachu prochu partyzantów, tylko właśnie zwykłych, nieuzbrojonych mieszkańców Konga. Badania “American Journal of Public Health” pokazują jeszcze czarniejszy obraz sytuacji – wynika z nich bowiem, że prawie 1/4 ofiar [czyli, trzymając się ich danych, byłoby to niemal 100 tys. kobiet] została w rzeczywistości zgwałcona przez własnych mężów, bądź konkubentów.
http://dzialzagraniczny.wordpress.com/2011/05/27/48-na-godzine/